Wywiad LVII: LexisBerg
✩ ✩ ✩
⸻ POZNAJCIE ⸻
→ LexisBerg ←
✩ ✩ ✩
Wywiad przeprowadzony w kwietniu 2024 roku.
·
Data publikacji: 12.05.2024 r.
☟
Dziennikarka: Hejka! Jestem Noorshallancką dziennikarką i chciałabym przeprowadzić z Tobą wywiad. Zgodziłabyś się odpowiedzieć na kilka pytań?
LexisBerg: Hejo, jasne że tak. Choć przyznam szczerze, zaskoczyłaś mnie propozycją wywiadu ☺️
Dziennikarka: Uwielbiam zaskakiwać! Zacznijmy od razu. Na samym wstępie chciałabym się czegoś o Tobie dowiedzieć. Kim jesteś? Proszę, opowiedz coś o sobie.
LexisBerg: Cóż, zawsze na to pytanie w głowie mam tyle myśli, że nie wiem od czego zacząć.
Prywatnie jestem chyba przede wszystkim mamą. Moja córka to zdecydowana większość mojego mikroświata. Choć nie jest tak, że spędzam z nią każdą chwilę. Zawodowo od niedawna biorę udział w organizowaniu różnych imprez sportowych i widowiskowych. I chociaż to mój wykonywany zawód, to zdecydowanie kocham swoją pracę. Nie wyobrażam sobie życia bez tego dreszczyku emocji, odrobiny adrenaliny czy zawierania nowych znajomości z rozmaitymi ludźmi - a z tym właśnie wiąże się organizowanie rozmaitych eventów.
Hobbystycznie jestem autorką i w tym aspekcie spełniam swoją największą pasję. Jak wiesz, publikuję moje teksty bieżąco na Wattpadzie, ale miłość do literatury zaczęła się znacznie wcześniej. Do szuflady zaczęłam pisać w zasadzie w czwartej klasie podstawówki, a latka lecą ;)
Jeśli chodzi o świat literacki, od niedawna jestem literackim odkrywcą na koncie pisarskiWatt09. Kocham czytać, więc mam okazję spełnić się też w formie czytelnika.
Z doskoku z kolei jestem copywriterem i piszę teksty w ramach zleceń od prywatnych klientów, których bazę zbudowałam sobie przez ostatnie lata. Jak widzisz, nie próżnuje... a niekiedy nadal mam wrażenie, że mogę więcej.
Dziennikarka: Bardzo miło mi Cię poznać! Przejdźmy do jednego z ważniejszych elementów tworzenia konta na Wattpadzie, wybrania odpowiedniego nicku. Stąd pytanie, jak stworzyłaś swój pseudonim i dlaczego postanowiłaś się nim podpisywać?
LexisBerg: Pseudonim stworzyłam po prawdzie lata temu, jeszcze w trakcie studiów. Wtedy coś tam myślałam o publikowaniu, próbowałam trochę swoich sił na jednym portalu i potrzebowałam pseudonimu. Wiadomo, chciałam pozostać w pewnym stopniu anonimowa.
Wtedy panował wysyp na zagraniczne nazwy. Jak coś brzmiało bardziej amerykańsko, postrzegano to za fajniejsze i ciekawsze. Stąd nieco zamerykanizowana nazwa. Alexia od Aleksandry i tu zaznaczę, że nie mam tak wcale na imię. Zwyczajnie od zawsze bardzo mi się ono podoba. Uważam, że poniekąd posiada majestatyczny wydźwięk. W końcu Aleksander Wielki i Aleksandria brzmią w sumie podobnie. Zresztą, wtedy mocno fascynowałam się też historią, zwłaszcza związaną z Aleksandrem oraz jego czasami. Decyzja wydała się oczywista. Berg? Cóż, długo myślałam nad drugim członem, wytypowałam kilka propozycji, a to połączenie spodobało mi się wtedy najbardziej. I tak w sumie zostało.
Dziennikarka: Rozumiem. Od ilu lat jesteś już na Wattpadzie i jak właściwie tutaj trafiłaś? Był to Twój jedyny wybór, czy rozpatrywałaś się również na inne aplikacje, strony do pisania?
LexisBerg: Jako Alexia Berg jestem na tej platformie prawie 2 lata - miną z początkiem czerwca. Wtedy był to mój jedyny wybór, ale nie pierwszy. Jak wspomniałam, próbowałam swoich sił lata temu na chomikuj.pl i tam wylądowały moje pierwsze teksty.
Tutaj natomiast miałam wcześniej inne konto. Wpadałam od czasu do czasu poczytać, bardzo sporadycznie. Szczególnie mocno podobały mi się dzieła kilku osób, które swoją drogą aktualnie na co dzień piszą i wydają swoje opowiadania. Właśnie przez jedną z nich dowiedziałam się o istnieniu Wattpada.
Dziennikarka: A co się stało z poprzednim kontem?
LexisBerg: Przestałam go używać - to chyba najprostsza odpowiedź. Jak wspomniałam, korzystałam z niego bardzo sporadycznie i w zasadzie w niewielkim zakresie. Uznałam, że skoro zamierzam przestawić się i zacząć wykorzystywać platformę nie tylko jako czytelnik z doskoku, warto założyć nowe konto. Jest to też dla mnie wyznacznik, jak długo publikuję, bo pierwszego dnia mojej obecności na Wattpad wrzuciłam pierwszy rozdział „Sięgając gwiazd. Megan".
Dziennikarka: Czyli to była dla Ciebie taka forma odświeżenia, całkowicie to rozumiem. Powiedz, co tak właściwie sprowadza Cię na Wattpad? Czym się tutaj zajmujesz?
LexisBerg: Dokładnie tak.
Cóż, w skrócie... Obiecałam komuś, kto od dawna czyta moje twory, że zacznę publikować, jeśli... To jeśli nastąpiło, więc nadeszła pora na publikację pierwszej historii. Nie spodziewałam się wtedy, że zyskam tyłu czytelników bądź poznam tyle cudownych osób. Z każdym kolejnym dodawanym rozdziałem otrzymywałam ogromne wsparcie oraz niesamowitą motywację.
Co tu robię oprócz publikowania? Hmm... Nawiązuję znajomości, a także czytam w dalszym ciągu, a grono pozycji, po które sięgam, jest dużo większe niż w czasach poprzedniego konta. Nawet nie byłam wtedy świadoma, ile perełek tracę, mając jakiś swój schemat i sięgając naprawdę po wybiórcze pozycję konkretnych osób.
Od niedawna jestem też literackim odkrywcą, o czym zresztą już wspomniałam. To też moje zajęcie na platformie, tylko jakby bardziej usankcjonowane w pewien sposób.
Dziennikarka: Porozmawiajmy przez chwilę o Twoim profilowym. Co przedstawia Twoja grafika, jakie jest jej znaczenie i kto stoi za jej wykonaniem?
LexisBerg: Szczerze mówiąc, nie wiem, kto wykonał moje profilowe. Na chwilę obecną to grafika pochodząca z internetu, z jednego z portali graficznych.
Moje profilowe nie jest stałym elementem. Zmieniam je w zależności od uznania. Aktualnie przedstawia sowę i odnosi się do jednej z moich postaci - strażnika Karmen, Welsta. Kto czytał trylogię „Zapieczętowani krwią", wie, o kim mowa. Całą resztę mogę tylko zachęcić do sięgnięcia po tę pozycję.
Czy i kiedy znów zmienię profilowe? Nie mam zielonego pojęcia, ale znając siebie, najpewniej z czasem sięgnę po inny motyw.
Dziennikarka: W końcu od czasu do czasu trzeba odświeżyć wygląd profilu, całkowicie to rozumiem. Powiedz, jak to się stało, że zaczęłaś pisać? Co sprawiło, że postanowiłaś spróbować w tym swoich sił i jak długo już to robisz?
LexisBerg: O, piszę w zasadzie od 4 klasy szkoły podstawowej. Wiadomo, na początku nie były to żadne górnolotne teksty. Jakieś opowiadanka, krótkie formy, fan fiction. Wtedy pisałam tylko i wyłącznie do szuflady. Nie było mowy komukolwiek pokazać tych tekstów. Ich warsztat sięgał niziutko, a treści były bardzo, bardzo personalne i osobiste.
Jak dziś pamiętam, że mając 18 lat postanowiłam spróbować sił w czymś innym, większym, mniej osobistym. Mój brat wtedy próbował się spełniać jako poeta, mi niestety nie wyszło. Pokochałam prozę całym sercem i pełną piersią.
Mając kilka rozdziałów, uznałam, że warto sprawdzić się gdzieś, gdzie mnie nie znają, nie rozpoznają i skąd dostanę jakąś względnie szczerą informacje zwrotną. Założyłam profil na portalu chomikuj i tam zaczęłam drobne próby, zyskując względnie dobre opinie.
Potem nadeszła dorosłość. Studia, życie na swoim, praca. Zwyczajnie z dnia na dzień stałam się permanentnie wręcz zmęczona, niezadowolona, zestresowana, a takie klimaty plus totalny brak czasu nie sprzyjają pisaniu. Więc porzuciłam pasję, ale na szczęście nie na zawsze.
Kilka lat później od słowa do słowa mój przyjaciel dowiedział się o mej słabości. Chciał próbkę. Wysłałam. Później chciał kolejną. Znów wysłałam. I tak w kółko. A kiedy chciał więcej, a już nie miałam żadnych tekstów, rozpoczął ofensywę motywującą do działania.
W zasadzie to dzięki niemu tu jestem, na dobrą metę. On jest osobą od mojego "jeśli".
Jak długo? Licząc te moje bohomazy spisywane w 4 klasie, to w zasadzie aktualnie lekko ponad 2 dekady. Wiadomo, z przerwą na chwilowy kryzys, do którego nie mam zamiaru wracać.
Dziennikarka: Pozdrawiamy pana od jeśli! Skupmy się przez chwilę na wspomnianych już przez Ciebie początkach. Pamiętasz pierwszą historię, którą napisałaś? O czym była, w jakiej formie miałaś ją zapisaną i czy nadal posiadasz ją w swojej wewnętrznej bibliotece?
LexisBerg: Jeśli chodzi o stricte początki, czyli krótkie opowiadania i fan fiction, to niestety nie dysponuję już nimi. Sporą część pamiętam, przynajmniej względem samych założeń, ale było ich tak dużo, że w zasadzie nie ma co się rozdrabniać.
Kiedy zaczynałam pisać te w zaokrągleniu dwie dekady temu, robiłam to ręcznie. Pisałam w zeszycie długopisem, aż bolała mnie ręka, odpoczywałam trochę i pisałam dalej. Pamiętam, że miałam mnóstwo takich zeszytów w swojej szafce. W każdym po kilka, kilkanaście historii, ale były one znacznie krótsze niż moje współczesne opowiadania.
Moją pierwszą prawdziwą, niezależną i całkowicie autorską historią było „Eserbert. Kraina Półbogów" i nijak miała się ona do wersji, jaką aktualnie opublikowałam na Wattpadzie. Współcześnie mocno przekształciłam tamten tekst, naprawdę niewiele zostało z oryginału.
Eserbert - zarówno oryginał i wersja współczesna - to historia o świecie równoległym, do którego trafiają trzy Ziemianki. One muszą błyskawicznie zorganizować sobie życie tam, a także zawalczyć o własne szczęście i bezpieczeństwo, a Eserbert dodatkowo toczy wiele konfliktów oraz problemów. I ten szkielet historii pasuje do obu wersji. Ale różnice są naprawdę ogromne i wynikają przede wszystkim z tego, że jednak po tylu latach i napisanych kilku historiach dysponuję innym warsztatem niż wtedy. Pomysły zresztą też namnożyły się nieco inaczej.
I tu owszem, Eserbert posiadam na moich prywatnych dyskach zarówno w pierwowzorze, jak i nowej odsłonie.
Dziennikarka: Początki początkami, ale za Tobą już jakiś czas poświęcony pisaniu. Ile dzieł już napisałaś bądź piszesz? Jesteś w stanie wskazać to, z którego jesteś szczególnie dumna?
LexisBerg: Fakt, trochę tego jest. Z przerwami, ale jednak. Cóż, na dysku w komputerze przetrwało 9 plików z pełnymi historiami, które z czasem może jeszcze skoryguję podobnie jak Eserbert, tu na Wattpadzie opublikowałam dodatkowo zakończonych 10 historii. W trakcie publikacji jest jeden zbiór opowiadań z uniwersum gwiezdnego mojego autorstwa.
Czyli już mamy 20 historii. Nie liczę nawet zaczętych plików, które też spoczywają na dysku komputera, czekając lepszych czasów. Są one po kilka, kilkanaście rozdziałów. Może gdybym teraz do nich wróciła i spróbowała dokończyć, zaczęłabym od nowa jak w przypadku Eserbert. Tego w sumie nie wiem.
Po prawdzie, każda z historii zawiera cząsteczkę mnie. Każdą kocham po trochu, każdą w nieco inny sposób. Nad każdą pracuje najlepiej jak umiem, dopracowuję i dopieszczam.
Gdybym miała wybrać tę jedną jedyną, byłby to spory problem.
Dziennikarka: Co do dzieł zakończonych, jak się czułaś, gdy zamykałaś projekty? Jakie uczucia Ci wtedy towarzyszyły?
LexisBerg: Satysfakcja. Ogromna satysfakcja towarzyszyła każdej zamkniętej historii, że udało mi się doprowadzić projekt do końca.
I wdzięczność. Wiele projektów zamknęłam dzięki motywacji, jakiej udzielali mi czytelnicy. To niesamowite uczucie, kiedy czyta się sympatyczny komentarz albo taki zawierający jakąś teorię, co do dalszych zdarzeń bądź losów bohaterów. Wprost uwielbiam, gdy czytelnik łączy fakty, wyszukuje rozsiane po całej opowieści drobne ziarenka i tworzy koncepcje, która albo się sprawdzi, albo niekoniecznie.
No, i jeszcze poczucie zamknięcia czegoś, do czego najprawdopodobniej się już nie wróci. Bo nawet kolejna historia ciągnąca dalej dany wątek jest już tak naprawdę inną opowieścią.
Dziennikarka: Powiedz teraz, kto wykonał grafiki do Twoich książek i jak bardzo trafiają one w Twoje gusta? Są odzwierciedleniem tego, co znajduje się w tekście danego utworu?
LexisBerg: Grafiki do książek wykonuję aktualnie sama za pośrednictwem kilku programów komputerowych bądź wspomagam się graficznym kreatorem AI.
Praca nad okładkami zajmuje mi niejednokrotnie multum czasu, bardzo rzadko jest to dzień czy dwa. Staram się dokładnie przemyśleć każdy element, sięgać po różne możliwości i łączenia. Niestety nie jestem grafikiem, takiego zacięcia w sobie też nie mam, ale lubię samodzielnie dopracować wszystko od A do Z. I z pewnością publikuję je dopiero, kiedy jestem zadowolona z efektu.
Czy oddają one zawartość opowiadania? Oczywiście. W chwili obecnej każda okładka jest związana z treścią historii np. okładka „Sięgając gwiazd. Megan" obrazuje głównych bohaterów, podczas gdy pierwszego tomu trylogii „Zapieczętowani krwią" odnosi się do tytułowej bohaterki, którą poznajemy, gdy ta pracuje jako striptizerka w nocnym klubie.
Na prośbę niektórych czytelników stworzyłam też grafiki bohaterów sagi Eserbert, które publikuję w oddzielnej pozycji. One też są przygotowane ściśle pod bohaterów, jakich zamierzam zobrazować, ale wprawne oko dopatrzy się w szczegółach pewnych cech charakterystycznych, ujętych tu bądź ówdzie - najczęściej w tle.
Tak, zdecydowanie grafiki wykonane do moich opowieści są ich odzwierciedleniem.
Dziennikarka: Jak wygląda Twoje przygotowanie do rozpoczęcia pracy nad książką? Tworzysz na początku zarys tego, co ma zostać zawarte, czy też idziesz na żywioł i nie notujesz żadnych informacji o wydarzeniach, bohaterach i tym podobnych?
LexisBerg: Powiedzmy, że trochę tego i trochę tego. Zawsze przystępując do pisania, mam szkielet złożony z głównych założeń, czyli mniej więcej zarys wydarzeń, rozkład relacji między bohaterami, cele do osiągnięcia bądź potencjalne zakończenie. Jednak nie jest to żaden pewnik, a tylko drobna pomoc w tworzeniu historii.
Często powtarzam, że moi bohaterowie żyją własnym życiem. W zasadzie, w dużym stopniu to prawda, bo dopiero pisząc, naprawdę kreuję ich charakter, sposób bycia, odnoszenia się, wspomnienia i wzajemne relacje z innymi lub filozofię życia czy hierarchię priorytetów. Później z kolei każda z postaci wpływa swoją osobowością nie tylko na wykreowany świat, ale też rozwój historii.
Czasem, choć nieczęsto, w trakcie pisania całkiem zmieniam planowane zakończenie i wtedy historia już nie jest taka, jak ją sobie pierwotnie umyśliłam.
Wcześniej jednak niczego nie spisuję. Mam plan wykreowany w głowie i w trakcie pisania jest on weryfikowany.
Dla własnej pomocy wynotowuję później tylko sprawy dotyczące bohaterów czy naprawdę ważne wydarzenia, jakie już spisałam. To akurat duże udogodnienie, przynajmniej dla mnie. Zawsze mogę do czegoś wrócić i ostatecznie zasklepić np. dziury fabularne. Jednak tym zajmuję się już w trakcie tworzenia.
Dziennikarka: A czy posiadasz jakieś zwyczaje, czynności lub zachowania, bez których nie jesteś w stanie rozpocząć pisania? Jak tak właściwie się do tego zabierasz?
LexisBerg: Sam proces szykowania kolejnej opowieści zaczynam od przygotowania na nią miejsca. Może to prozaiczne i dla wielu zbędne, ale lubię mieć w tej kwestii wybitny porządek - nawet na dysku.
Oddzielny folder na całość, oddzielny na notatki, oddzielny na rozdział w Wordzie i pdf, osobny na grafikę i inspirację, a ponieważ udzielam się też na Tiktoku, to też oddzielny. Nawet w przypadku bohaterów dla każdego mam osobne miejsce. Jeśli natomiast pozycja ma posiadać więcej niż tom, wtedy każdy tom posiada swój taki specyficzny pakiet folderów. Dzięki temu nie mam później najmniejszych problemów znaleźć to, co akurat potrzebuję. To taki początek początków.
Dopiero wtedy mogę zabrać się za resztę, czyli przygotowanie pliku bądź zebranie researchu. W wypadku wymyślonych totalnie światów czy rzeczywistości jak w Sadze Gwiezdnej czy Eserbert sytuacja jest prosta. Co napiszę, to będzie.
Jeśli stworzę np. abstrakcyjne zwierzę, to w zasadzie ja nadaję mu wygląd, sposoby zachowania itp. Inaczej prezentuje się sprawa, kiedy coś wiedzieć jednak muszę. Wtedy przed zabraniem się za pisanie robię podstawowy reseach. Muszę wiedzieć, że dam radę sprostać i nie stworzę totalnego bubla. Oczywiście informacji wyszukuję później na bieżąco przez cały okres pisania, ale jednak bez wstępnego obeznania w temacie nie zabieram się za pisanie bądź zmieniam okoliczności historii na bardziej dopasowane do mnie.
Zanim napiszę historię, lubię mieć też już gotową okładkę oraz opis. Jak wspomniałam, grafik ze mnie marny, ale jednak nie chcę później w trakcie zmieniać oprawy, bo dojdę do wniosku, że jednak to mi nie odpowiada. Wiem i znam z autopsji, bo wymieniałam już okładki w prawie całym cyklu „Sięgając gwiazd".
Opis to kolejna kwestia, bez której nie piszę, choć tu jestem mniej krytyczna. W końcu historia zawsze może się nieco zmienić, nawet jeśli staram się, by opis nie tylko zaciekawił, ale też oględnie pokrywał się ze szkieletem całości.
Pisanie odrębnych rozdziałów to już inna bajka. Zanim siądę, by pisać ciąg dalszy już tworzonej historii, kolejny jej rozdział, muszę wcześniej naszykować sobie kilka rzeczy. Coś do picia - zwykle dobra kawa bądź cappuccino wystarczy. I jakaś drobna przekąska zawsze znajdują się w zasięgu ręki. Milej się wtedy tworzy.
Dziennikarka: Rozumiem. Ile czasu starasz się poświęcać tworzeniu, a także, jakiej długości rozdziały piszesz i dlaczego?
LexisBerg: Staram się codziennie coś napisać, ale przy tylu obowiązkach, które mam, nie zawsze jestem w stanie. Czasem zwyczajnie jestem zbyt zmęczona, by zasiąść i jeszcze nastukać coś sensownego. Bywają jednak dni, choć to jest akurat rzadkość, że mogę poświęcić nawet kilka godzin na napisanie tekstu.
Długości rozdziałów są różne i zależne od historii. Mam pozycje, w których rozdział sięga 5 tysięcy słów, a mam mniejsze, do 2 tysięcy. Raczej nie powstają u mnie krótsze rozdziały, ze względu na opisy, które moim zdaniem są dosyć ważne.
Trudno poczuć atmosferę czy uczucia bohaterów, gdy pozycja zawiera niemal wyłącznie dialogi bądź suche informacje typu "usiadł", "wstał", "oparł się o ...", już nie wspominając o klasycznym wręcz "powiedział". Zmysły jednak pracują prężniej, kiedy dodamy co nieco: "usiadł wygodnie w fotelu", "wstał wzburzony, podrywając się na proste nogi", "oparł się o blat zastawionego stołu" czy nawet "powiedział zdenerwowany, próbując zamaskować targające nim emocje". I choć brzmi znacznie lepiej, to dodaje w każdym wypadku przynajmniej kilka słów, a to wpływa na ostateczny rozrachunek długości rozdziału.
To samo tyczy się kreowanych światów, miejsc, zwierząt. Sama nazwa nic nie wskazuje i jeśli wymieniam gdzieś np. omurożca (mam takiego zwierzaczka w jednej historii), to wypadałoby opisać go czytelnikowi, by wiedział, co to za stworzenie. Wiadomo, wyobraźnia każdego działa nieco inaczej, ale umiemy z opisu wywnioskować, jak duże jest to zwierzę, jakie cechy charakterystyczne posiada i czy np. można je ostatecznie upolować, a potem skonsumować. Dlatego króciuteńkie rozdziały to raczej nie moja bajka.
Dziennikarka: No właśnie, a co przemawia do Ciebie bardziej? Tworzenie fragmentów opisowych czy dialogów? Przy pisaniu których czujesz się bardziej komfortowo?Szczerze mówiąc, nie odczuwam jakiejś wybitnej różnicy. Kiedy piszę, wiem, co chcę przekazać, pierwszy tekst idzie płynnie. Prowadzę to tak, by przekazać to, na czym najmocniej mi zależy.
Każdy tekst staram się jednak przejrzeć później jeszcze raz. Wtedy prócz wyłapania błędów, co robię stricte przy okazji, dodaję epitet, metaforę, jakiś smaczek. I opis bądź dialog staje się bardziej wyrazisty, moim zdaniem.
Dopiero przy kolejnym zetknięciu z tekstem skupiam się na poprawkach. W tym czasie robię, co mogę, by wyeliminować literówki, błędy stylistyczne lub interpunkcyjne i wtedy ledwie przy okazji czasem coś dodam, więc trochę jakby odwrotnie do drugiego sprawdzania tekstu.
Dziennikarka: Rozumiem. Rozmawiamy już chwilę o Twoim pisarskim warsztacie, dlatego przyszła pora na dosyć istotne pytanie. Każdy z nas lubi się w innej tematyce. Jak jest z Tobą? Jakie gatunki książek lubisz pisać najbardziej i dlaczego? Podczas pisania czego czujesz się najlepiej?
LexisBerg: Fantastyka. To w zasadzie jedyna poprawna odpowiedź. Kocham ten gatunek w chyba każdym możliwym wydaniu, odkąd pamiętam. Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że tu wszystko jest możliwe.
Prawdę mówiąc, nawet nie wyobrażam sobie na chwilę obecną, że pisane przeze mnie teksty miałyby nie zawierać żadnego fantastycznego elementu. Oczywiście lubię łączyć ten gatunek z innymi, chyba szczególnie z romansem a "papryczkowych" scen też w nich raczej nie brak. Jednak gdzieś też może przepleść się dramat, thriller, groza bądź komedia. Do fantastyki pasuje absolutnie wszystko, a mnogość możliwości jest w zasadzie nieograniczona.
Dziennikarka: Jak jest z Twoją systematycznością? Starasz się pisać i publikować regularnie?
LexisBerg: Oczywiście. Publikuję regularnie. Do każdej historii zawsze wyznaczam konkretne terminy publikacji. Dzień i godzina. Za ogromne udogodnienie Wattpad uważam wprowadzenie możliwości zaplanowanej publikacji. Staram się wcześniej wrzucić tekst na platformę, sprawdzić go i ustawiam taką właśnie opcję. Gdybym miała wrzucać osobiście, nie dałabym rady zrobić tego regularnie ze względu na pracę i inne obowiązki.
Wiadomo, czasem platforma zawiedzie, lecz jest to już przyczyna niezależna jakby ode mnie, na którą nie mam wpływu. Robię, co mogę, by pilnować tej regularności i weryfikować, czy na pewno rozdział wleciał, bo też nie zawsze platforma wysyła czytelnikom powiadomienia.
Dla mnie regularność publikacji to przede wszystkim szacunek do czytelnika. Nie wyobrażam sobie porzucić historii, którą polubiło jakieś grono (choćby niewielkie), bo to marnowanie cudzego czasu poświęconego na czytanie, komentowanie i ogromne niedocenienie czytelników.
Dziennikarka: Przepraszam, ale pierwszy raz słyszę o tej funkcji. Powiedziałbyś o niej coś więcej?
LexisBerg: Oczywiście. Kiedyś publikując, trzeba było pilnować czasu osobiście. Klikało się opcję "publikuj" i gotowe. Rozdział był udostępniony. Teraz sprawa jest moim zdaniem - jako autora - prostsza. Kiedy projekt rozdziału na platformie jest gotowy do publikacji, wybiera się opcję publikowania albo od razu albo później we wskazanym terminie. Zaplanowany rozdział jest publikowany przez platformę z automatu we wskazanym czasie.
Fajną alternatywą jest, że można zmienić harmonogram. Czyli rozdział zaplanowany odgórnie opublikować np. wcześniej w formie bonusu. Zarówno publikacja w późniejszym czasie, jak i zmiana harmonogramu działają już w zasadzie tak samo.
Dziennikarka: Przyznam się szczerze, że zupełnie uleciała mi ta funkcja. Będę musiała przyjrzeć się jej bliżej!
Sytuacje, które opisujesz w swoich książkach są wzięte z Twojego życia, czy całkowicie wymyślone?
LexisBerg: Zachęcam. Moim zdaniem to naprawdę duże udogodnienie.
Cóż, w moich historiach króluje fantastyka. Nigdy nie leciałam statkiem kosmicznym, nie miałam kontaktów z kosmitami, nie praktykowałam słowiańskich wierzeń, uprawiając przy tym magię ani nie przeżyłam innych fajowych sytuacji.
Jednak inspiruję się sytuacjami z życia - własnego i innych, z otoczenia, z historycznych wydarzeń. Niewykluczone, że niektóre opisane sytuacje w moich opowieściach miałam okazję osobiście przeżyć.
Historia o Megan pierwotnie miała być opowieścią jednotomową inspirowaną snem, który kiedyś miałam okazję wyśnić. I tu też można stwierdzić, że choć całość wymyśliłam, kreując funkcjonowanie różnych światów, to jednak był ten pierwszy impuls.
Opowieść o Karmen z kolei nie powstałaby pewnie, gdyby nie rozmowa z kolegą z byłej pracy i fanem fantastyki. Od słowa do słowa postanowiłam zacząć pisać tę opowieść, która swoją drogą też nie miała być trylogią.
Co więcej, każdy z moich głównych bohaterów jest wykreowany tak, by posiadać jakąś moją cechę - pojedynczą. Np. Karmen ma arachnofobię, Megan jest rozważna przy podejmowaniu decyzji a Claudia pyskata, Valegor ma dużo rodzeństwa, a Foras reaguje na wiele spraw zbyt gwałtownie. Oczywiście każdy z nich jest postacią wymyśloną, a biorąc pod uwagę całość osobowości oraz różnych uwarunkowań, różnią się nie tylko od siebie, ale również ode mnie. Zresztą nikt nie jest jednolity.
Dziennikarka: Mówisz, że bohaterowie posiadają Twoje cechy, a czy sama się z nimi utożsamiasz?
LexisBerg: Tak i nie. Zwykle bardzo lubię moich bohaterów. Nie zawsze, to fakt. Ale przeżywając z nimi historię, przywiązuję się bardziej lub mniej do danej postaci.
Jednak nie utożsamiam się z nimi. Ich podobieństwo do mnie jest naprawdę nikłe. Po prawdzie, wiele osób żyjących w realnym świecie może powiedzieć, że ma arachnofobię bądź liczne rodzeństwo. A bohaterom literackim wręczam w prezencie tylko jedną wspólną cechę, przynajmniej celowo. Można uznać to za taki pomościk, ale nic ponadto. Jakby moja sympatia to całkiem inna strona medalu.
Dziennikarka: Rozumiem. Aby zacząć pisać, trzeba mieć najpierw pomysł. Skąd czerpiesz inspirację, co pomaga Ci w Tworzeniu fabuły, bohaterów i tym podobnych, oraz jak to się dzieje, że masz nagle pomysł na coś nowego?
LexisBerg: Cóż, zwykle jest to impuls. Pojedyncze zdarzenie, wątek w rozmowie, sen, cokolwiek w zasadzie. Inspiracje czerpać można praktycznie z każdego miejsca w każdym czasie i w każdy sposób.
Jak wspomniałam, „Sięgając gwiazd. Megan" zostało zainspirowane snem. „Tancerka strzygonia" rozmową z kolegą. Pomysły rodzą się niezależnie od pory, a później pod wpływem tego znaczącego impulsu zaczynam rozwijać dany wątek, tworząc skromny szkielet historii. Z czasem szkielet się rozwija, pojawiają się nowe elementy i powstaje cała obszerna historia.
Lubię wieczorem czy w nocy w wolnej chwili puścić wyobraźnię w ruch, pozwolić jej pracować. Wtedy też tworzą się sceny, które mogę albo dopasować do aktualnej historii, albo stworzyć nową. Muzyka też ma duży wkład w zdobywanie inspiracji. Czasami zobaczę jakąś grafikę i bum, już historia gotowa.
Dziennikarka: Kto zajmuje się korektą Twoich dzieł i jak bardzo jest ona skuteczna?
LexisBerg: Korektą i w zasadzie wszystkim, co ma związek z pisaniem na chwilę obecną zajmuję się sama, osobiście. Jak skutecznie mi to wychodzi? Cóż, na pewno nie jestem w stanie usunąć absolutnie wszystkich literówek, ale odkąd uświadomiłam sobie, że jedna osoba nie jest w stanie tego zrobić na tip top, jestem spokojniejsza.
Oczywiście, daję z siebie 100%, tworząc historię. Chcę wręczyć moim czytelnikom opowieść w iście królewskiej oprawie, by czerpali jak najwięcej radości z kolejnych przygód.
Jednocześnie nie mam zamiaru doprowadzić się do stanu, gdy literówki czy brak pojedynczego przecinka doprowadzi mnie do stanu, gdzie przestanę czerpać przyjemność z pisania.
Wyznaję zasadę, że każdy ma swoją rolę. Ja jestem twórcą i autorem tekstów, a chociaż staram się jak najlepiej je oprawić, to nie jestem korektorem bądź grafikiem. Nawet pozycje wydawane, które przechodzą kilka profesjonalnych korekt posiadają literówkę tu i ówdzie, tymczasem moje teksty istnieją aktualnie na Wattpadzie. Uważam, że mimo starań oraz wysiłków podejmowanych przy tworzeniu danej pozycji trzeba wziąć pod uwagę prostą zależność - absolutnie profesjonalna oprawa danej pozycji może być nieosiągalna na platformie internetowej, gdzie jednak tworzą amatorzy. Osobiście jako autorka nie uważam, bym była profesjonalistką i osiągnęła już maksimum. Nadal się uczę wielu spraw pogłębiających warsztat, choć minęło już tyle lat, odkąd zaczęłam tworzyć teksty. I owszem, trzeba się doskonalić, ale nie zawsze należy patrzeć tylko krytycznym okiem. Czasem warto sobie nieco pofolgować.
Dziennikarka: Dobrze powiedziane. Wspomniałaś wcześniej, że zdarzało Ci się zapisywać notatki na papierze, zanim trafiłaś na Wattpad. Czy mimo wszystko wciąż zdarza Ci się sięgać po kartkę i długopis?
LexisBerg: Tak. Choć piszę obecnie na komputerze, na swoim stanowisku pracy, mam zawsze pod ręką karteczki do notowania i długopis.
Jednak nie jest to już notatka jako obszerna notatka czy tekst lub jego fragment. Kiedyś spisywałam całe teksty na papierze, dziś papier w tym zakresie zastąpił sprzęt komputerowy z odpowiednim programem.
Obecnie moje notatki ograniczają się do krótkich, treściwych danych przypominających studenckie notki z wykładu, gdzie w 2-3 słowach skracało się pół prezentacji wykładowc.
Na papierze bardzo lubię tworzyć mapę myśli. Pod ręką przy komputerze mam ryzę papieru ksero, zawsze łatwo sięgnąć i coś wykreować. Przyda się to, kiedy tworzę nową nazwę planety, zwierzęcia, rośliny itp. Opisy też często kreuję w ten sposób, zanim trafią jako pełnowymiarowy fragment opowieści.
Mimo że mocno ograniczyłam rolę papieru w procesie twórczym, dalej jest on wbrew pozorom ważnym elementem w całej pracy autorskiej.
Dziennikarka: Powiedz, chciałabyś kiedyś odwiedzić wykreowany przez Ciebie świat, aby spotkać swoich bohaterów, spędzić trochę czasu w ich otoczeniu i poczuć się jak jedno z nich?
LexisBerg: Oczywiście, że tak. Tworzę światy i miejsca, które bardzo chciałabym zobaczyć na żywo, odwiedzić, poznać. Nieważne czy to planety sojuszu lemyrthiańskiego ceniące tradycję i rodzinę, magiczna Valkiria czy brutalne Eserbert przepełnione potworami i toczone wojną. W niektórych z nich najpewniej szybko bym zginęła, ale możliwość zobaczenia na własne oczy tego wszystkiego, co chwilowo gości tylko w tekście, sama w sobie zdaje się niesamowita.
Bardzo chciałabym poznać wszystkich moich bohaterów, nie tylko głównych, bo każdy z nich włożył w daną historię jakąś cząstkę siebie. Tak samo mocno chciałabym się spotkać zatem z Torisem i Megan, jak również z Draconem bądź lady Moiel. Chętnie poznałabym Milana i Karmen, ale także braci Lewalskich, czy morderczą Radwoję. Każda z tych postaci posiada w sobie coś niezwykłego, a perspektywa spędzenia z nimi czasu brzmi wręcz cudownie.
Czy chciałabym poczuć się jak jedno z nich? Hmm... Spisując swoje historie, nieraz mam wrażenie, że moi bohaterowie naprawdę żyją swoim życiem. Nie jestem pewna, czy chciałabym poczuć wszystko to, co - jako autorka - kazałam przeżyć im, ale poniekąd opisując każdą z doznanych przez nich sytuacji, wcielam się w poszczególne role. Jak inaczej miałabym oddać nie tylko kłopotliwe zauroczenie Veronici do Neigriego, początkowe zagubienie Karmen wśród jej dziwnych sąsiadów, ale nawet ból i udrękę Dathmary po nocy spędzonej z Draconem?
Część z opisywanych przeze mnie momentów nie jest prosta ani łatwa. Moi bohaterowie nie wspinają się tylko na wyżyny, doznając niemal notorycznej radości lub samych przyjemnych momentów, choć tych nie brakuje. Wśród ich doznań bywa też zagubienie, konsternacja, wstyd, upodlenie, rozpacz, poczucie porażki bądź winy, nienawiść, a nawet totalna bezradność oraz pragnienie śmierci.
Dziennikarka: Planujesz rozpoczęcie pisania nowej książki lub jesteś blisko publikacji kolejnego dzieła? Zdradzisz nam coś w tej kwestii?
LexisBerg: Mały spoiler? Chętnie. Pomysłów do nowych historii na szczęście mi nie brak. Na ten rok zaplanowałam kilka premier i mam nadzieję, że uda mi się spełnić ten ambitny plan. Jednak po kolei. Niedawno skończyłam publikację „Eserbert. Kraina Półbogów", czyli pierwszego tomu sagi. Co za tym idzie, wkrótce zaczną pojawiać się informacje o kolejnym. Sądzę, że premiera drugiego tomu nastąpi gdzieś w okresie końca roku szkolnego a początku wakacji, jednak data nie jest jeszcze ustalona. Póki co zajęłam się graficznym szykowaniem okładki, opisu, głównego szkieletu tego tomu.
Zdradzić wiele nie mogę, ale na pewno będzie to kontynuacja zdarzeń z Krainy Półbogów. Ponadto, zwykle publikuję dwie pozycje jednocześnie. Staram się, by każdy z moich czytelników miał co czytać. Wiadomo, jedni wolą walki Półbogów i zawirowania oraz spiski, a inni romanse. Jedni lubią wampiry, inni wilkołaki. W związku z tym kolejna premiera też jest już w przygotowaniu.
„Przekleństwo błękitnej pełni" jak łatwo można się domyślić, będzie opowieścią z wątkiem wilków. Szkielet jeszcze dopracowuję, ale klasycznie w założeniu historia opowie o perypetiach przede wszystkim trojga bohaterów. Można powiedzieć, że znajdziemy się poniekąd w uczuciowym trójkącie. Ona i dwóch przystojnych mężczyzn należących do wrogich watah. Czy między nimi wyniknie romans prowadzący do głębszej więzi, czy jednak rozdzieli ich nienawiść, czytelnicy dowiedzą się, czytając pozycję. W końcu bohaterowie też mają swój głos.
Później w planach mam jeszcze kilka pozycji, zatem zawsze znajdzie się coś do czytania.
Dziennikarka: Pozostaje czekać! Twórcza niemoc — niektórzy określają ją jako braki weny, a inni motywacji. Jak jest z Tobą? Miewasz momenty, gdy nie możesz zabrać się za pisanie? Potrafisz przełamać takie chwile? Jeżeli tak, to w jaki sposób to robisz? Co najbardziej motywuje Cię do działania?
LexisBerg: Nic na siłę - to moje motto.
Osobiście kocham pisać i to jest zdecydowanie dominujący element mej osobowości i życia. Jednak są też inne. Dom, dziecko, praca. Czasem jestem tak zmęczona, że zwyczajnie nie myślę. Wtedy nie piszę. Staram się pisać każdego dnia choć po parę zdań, akapitów, więc wiem, że na ten drobny luksus, by sobie zwyczajnie odpuścić, mogę dać samej sobie zielone światło.
Brak weny, motywacji... Cóż, ja już przebrnęłam przez ten okres. Trudny i ciężki, bo w zasadzie kilka lat prawie nie pisałam. Skumulowało się w moim życiu tyle negatywnych spraw, że zwyczajnie nie miałam chęci otworzyć pliku i naskrobać bodajby pojedyncze zdanie. Zamiast tego odreagowywałam stresującą pracę, kolejny męczący dzień, następne spotkanie z szefową zołzą, która czepiała się dla zasady i pokazania własnej przewagi. Ewentualnie siedziałam i zamartwiałam się, co będzie dalej. Niestety dopiero teraz wiem, że to nie miało najmniejszego sensu. Męczyłam się ja, męczyło się moje otoczenie. Po prawdzie, nikt na tym nie korzystał.
Dzięki przyjacielowi stopniowo zdołałam przewartościować w zasadzie wszystko w moim życiu. Postawiłam na pasję i to, co sprawia mi radość. Zmiany trwały długo, nie nastąpiły od razu jak na pstryknięcie palców i mogę uznać, że był to proces dość żmudny. Teraz sądzę, że skoro nieco się już nauczyłam, nie porzucę tego, co sprawia mi radość. Eliminować z życia powinniśmy negatywne aspekty, a nie pozytywne.
Zatem motywacji mi nie brak, weny też. Mogę czasem psioczyć jedynie na brak czasu, ale w rzeczywistości i z nim nie stoję źle, skoro kolejne rozdziały i pozycje jednak pojawiają się regularnie. Przecież same się nie tworzą, a pracy w ich zaistnienie wkładam naprawdę dużo, starając się wymuskać maksymalną jakość.
Co motywuje mnie do działania najmocniej? Oczywiście moi kochani czytelnicy. Zawsze staram się to zaznaczyć na końcu rozdziału i choć może ktoś myśleć już, że to slogan, banał, jaki serwuję dla polepszenia cudzego samopoczucia, to absolutna nieprawda. Piszę szczerze. Gdyby nie czytelnicy, ich wsparcie i zaangażowanie, kliknięcie gwiazdki trwające notabene sekundę bądź zostawienie choć jednego komentarza w rozdziale, możliwe że szybko opuściłyby mnie chęci do publikowania. Tymczasem są ze mną osoby, które są w zasadzie stałe i przebrnęły przez całą moją pisaninę.
Naprawdę nie chodzi o puste pochwały. Konstruktywną krytykę też chętnie przyjmuję. Chodzi o obecność. Jeśli naprawdę łapie mnie chwilowa niemoc, myślę właśnie o nich, o moich czytelnikach, czekających na kolejny rozdział bądź historię. To dla nich się staram, jak wspomniałam już znacznie wcześniej. Jest to mój prywatny wyraz szacunku oraz wdzięczności ❤️
Dziennikarka: Zakończyłaś już pisanie książki. Jesteś przed jej korektą, w trakcie lub po, co robisz? Chciałabyś wydać swoje dzieła w wersji papierowej, a może już poczyniłaś coś w tym kierunku i zechcesz nam o tym opowiedzieć?
LexisBerg: Owszem, niejedna opowieść za mną. Ogólnie stopniowo koryguję w moich plikach poszczególne historie. Czytam jeszcze raz, staram się usunąć literówki, poprawić to i owo oraz przede wszystkim usunąć wszelkie możliwe nieścisłości czy luki fabularne. Oprócz tego tworzę własną markę w social mediach - aktualnie na Tiktoku. Może wkrótce powstanie też Instagram. Nie wykluczam tej możliwości.
Czy chciałabym wydać moje historie? Oczywiście, że tak. Moim olbrzymim życzeniem jest, by nie tylko użytkownicy Wattpad mogli przeczytać te opowieści. Wiele osób przecież nie korzysta z platformy. Ba! Wiele nawet o niej nie słyszało, wbrew pozorom, o czym przekonałam się, rozmawiając ze znajomymi. Papierowe książki lub wydane e-booki i audiobooki są jednak bardziej popularne.
Co do poczynań względem osiągania pewnych stopni w poczynionym planie, niewiele zdradzę. Chwilowo nie mam umowy z żadnym wydawnictwem, ale nie zaprzeczę, że do tego dążę. Jeśli więc coś się wykluje, na pewno będę na bieżąco informować moich czytelników i obserwatorów.
Dziennikarka: Pod jaką nazwą możemy znaleźć Cię na Tiktoku?
LexisBerg: Nazwę na Tiktoku mam bardzo prostą i powiązaną z kontem tutaj, na Wattpadzie. Wystarczy wpisać „Alexia Berg - wattpad".
Stworzyłam Tiktok w konkretnym celu, a budując markę lepiej zanadto z nazewnictwem nie kombinować. Z tej prostej zasady wyszłam, zakładając tam konto.
Dziennikarka: Zainteresowanych zapraszamy do odwiedzenia konta Lexis na aplikacji Tiktok! Wracając, czy ktoś z Twojego otoczenia miał do czynienia z Twoimi dziełami? Dałaś je komuś do przeczytania? Rodzinie, znajomym, przyjaciołom?
LexisBerg: Naturalnie, zapraszam i zachęcam.
Jak wspomniałam znacznie wcześniej, czytał mój bliski przyjaciel. To on wspierał i motywował, nalegając, bym wróciła do pisania. Zawsze będę mu wdzięczna i na pewno nie zapomnę o jego wkładzie w moje zaistnienie w pisarskim świecie. Zresztą nadal czyta moje opowieści!
Niestety w mojej rodzinie nie uświadczy się miłośników książki. Kiedyś na początku mych prób z tworzeniem pierwszego samodzielnego tekstu fragmenty poznał mój starszy brat. Pochwalił, choć nie jestem pewna czy nie ze względu na łączące nas pokrewieństwo. Wiadomo, nie zamierzał podcinać skrzydeł młodszej siostrze. Gdy po latach wróciłam do tego tekstu, umiałam zerknąć na niego wyłącznie krytycznym okiem. Mowa o Eserbert, dostępnym dziś w zupełnie nowej, totalnie odmiennej odsłonie.
Kiedyś czytała je też jedna znajoma. Wiem, że lubi książki i bardzo się jej wtedy podobało. Później przestałam pisać i jakoś temat się urwał. Dałam jej znać, że publikuję na Wattpadzie, ale ona nie korzysta z tej platformy. Cóż, nie wie, co traci, bo można tutaj znaleźć wiele cudownych perełek.
Niektóre fragmenty wysyłam młodszej siostrze. Wiem, że zaczęła czytać pierwszy tom cyklu „Sięgając gwiazd" i bardzo się jej podoba. Rzadko wraca na platformę czytać, woli papier. Niemniej jednak zawsze mogę na nią liczyć, jeśli potrzebuję opinii względem tekstu, który akurat piszę.
Moja najlepsza przyjaciółka też sięgnęła po „Sięgając gwiazd. Megan". Aktualnie czekam, aż skończy, by poznać opinię, a zaczęła stosunkowo niedawno. I choć chwilowo nic z niej nie wyduszę, mam nadzieję, że po skończeniu lektury szczerze przyzna, co sądzi.
Dziennikarka: No właśnie. Nawiązując do poprzedniego pytania, chciałam spytać o szczerość i podejście do drugiej osoby. Jak to jest według Ciebie? Zdanie w cudzysłowie jest Twoim zdaniem prawdą, czy też nie? „Raczej ciężko jest ocenić negatywnie twórczość swojej przyjaciółki."
LexisBerg: To zależy. Obecnie przyjaźnią nazywamy relacje, które są tak naprawdę na różnym poziomie. Mówimy o wypadach z przyjaciółmi na miasto, choć w rzeczywistości niemal nie znamy tych osób poza np. wspólnymi spotkaniami na zajęciach studenckich czy w pracy. Osobiście rozgraniczam znacznie mocniej relacje i dla mnie większość osób to znajomi, ludzie z pracy czy tam z uczelni, to w zasadzie przede wszystkim koledzy, a przyjaciół mam raptem kilku. I tu mogę śmiało powiedzieć, że w mojej opinii nie jest to prawda. Przyjaźń bazuje na szczerości, czasem wręcz dobitnej. Przyjaciel nie boi się powiedzieć, co myśli ani jak postrzega daną sprawę. Oczywiście nie chodzi o brutalne stwierdzenie, że coś jest do bani, kolokwialnie rzecz ujmując, ale uznanie prawdy. Zawsze można powiedzieć: słuchaj, to nie moje klimaty albo nie podoba mi się twój styl pisania. Prawdę mówiąc, sama wolałabym szczerze usłyszeć, że coś jest badziewne i wymaga jeszcze dopracowania, niż ośmieszać się dalej tekstem naprawdę niskich lotów, którego po prostu nie da się czytać.
Prawdziwy przyjaciel znajdzie odpowiedni sposób, by wyrazić własne zdanie. Oczywiście, każda krytyka powinna być konstruktywna. Nie uznaję prostego "nie, bo nie". Dla mnie to nie argument.
Dziennikarka: I w tej kwestii się z Tobą zgodzę. Należy być konstruktywnym, ale i używać odpowiednich słów, by ze smakiem wyrazić swoje zdanie.
Na Wattpadzie dosyć popularne są różnego rodzaju konkursy. Brałaś kiedyś w jakimś udział, promując tym samym swoje dzieło?
LexisBerg: Tak, zdecydowałam się w zeszłym roku na udział w konkursie "Gwiazdy wśród szamba". Niestety nie mogę pochwalić się wygraną, ale i tak bywa. Wygrali lepsi i szczerze im gratuluję. Przede mną na pewno inne konkursy, w których zdecyduję się uczestniczyć.
Dziennikarka: Najważniejsze, aby się nie poddawać i ciągle próbować! Powiedz, jak jest z tym Twoim czytaniem na Wattpadzie? W jakiej tematyce lubisz się najbardziej i, czy jesteś w stanie polecić coś z tutejszej literatury?
LexisBerg: Kocham czytać, a od jakiegoś czasu w zasadzie sięgam przede wszystkim po pozycje dostępne na tej platformie. Najbardziej lubię fantastykę. Tu akurat sprawa się nie zmienia i bez względu na to czy piszę, czy czytam, fantastyka króluje. Jednak nie odrzucam innych dzieł.
Czytam wszystko, co wpadnie mi w łapki i się spodoba. Staram się czytać opowieści aż do końca, ale przyznaję, że nie zawsze jestem w stanie. Czasem winą jest po prostu tematyka, czasem styl, czasem niestety też warsztat autora. Podobnie jak nie przyjmuje krytyki na zasadzie "nie, bo nie", tak też niczym płachta na byka działają na mnie wypowiedzi "dalej jest lepiej" bądź "to tylko Wattpad, to nie trzeba się starać". Jasne, literówka czy drobny błąd stylistyczny jest do przeskoczenia, ale jeśli ktoś ma błędów więcej niż mrówek w mrowisku, a dodatkowa akcja praktycznie nie istnieje bądź jest mocno niezjadliwa, to przepraszam, ale z szacunku do samej siebie po coś takiego nie sięgam.
Często wspominam o szacunku do czytelnika. Uważam, że jeśli ktoś już decyduje się na pisanie, to powinien zadbać o swój tekst. Oczywiście, historia może być słabsza. Ja do dziś nie mogę patrzeć spokojnie na swoje pierwsze teksty, a miałam taką wątpliwą przyjemność korygując Eserbert. Z założenia miałam tylko skorygować, po prawdzie stworzyłam w zasadzie niemal od zera. Uważam, że autorzy powinni dokładać starań, by dać czytelnikowi coś na maksymalnie wysokim poziomie, który są w stanie aktualnie osiągnąć.
Owszem. Są autorzy, których pozycję polecam na ślepo. Zresztą od niedawna moje polecajki lądują na profilu pisarskiWatt09. Na razie są 2, ale z czasem będzie na pewno więcej. Tu jednak pozwolę sobie zamilknąć nieco w temacie, gdyż nie chciałabym tu kogoś pominąć.
Dziennikarka: Dobrze. Na jakim urządzeniu najczęściej czytasz i ogólnie korzystasz z Wattpada? Jest to telefon, laptop, a może coś zupełnie innego?
LexisBerg: Jeśli piszę, to tylko z laptopa. Kiedyś pisałam też z telefonu lub dokonywałam korekty gotowego tekstu, ale platforma niestety zbyt wiele zmieniała. Tu brakowało potem słowa, tam dialogi zaczynały się od zwykłych myślników zamiast od półpauzy. Uznałam, że szkoda moich wysiłków i przede wszystkim nerwów.
Czytam natomiast z telefonu. Tu mam większy komfort, szczególnie jeśli chodzi o dodawanie komentarzy. Uwielbiam komentować, dlatego autor, do którego witam, zawsze wie, że byłam. Kiedyś używałam tabletu do czytania, ale mimo wszystko wygrał telefon. Zawsze jest pod ręką, a w dodatku ma bardziej poręczne gabaryty, niż dziesięciocalowe urządzenie. No, i zawsze mam go przy sobie, a najwięcej czytam poza domem.
Dziennikarka: Jak jest u Ciebie z książkami papierowymi? Czytasz coś, co zechciałabyś polecić? Masz swoją ulubioną pozycję bądź autora?
LexisBerg: Nie czytam pozycji na papierze. Korzystam z ebooków. Dla mnie to najwygodniejsza forma pod wieloma względami. I książki mieszczą się na wirtualnej półce. Ulubionych autorów mam kilku, co do pozycji wybór byłby zdecydowanie trudniejszy. Wiele wspaniałych książek jest obecnie dostępnych na rynku, choć moi faworyci to w większości przedstawiciele klasyki - Tolkien, King, Masterton, Rowling. Oczywiście polskie autorki też czytam. Moją ulubienicą od lat jest Anna Wolf z pokaźnym dorobkiem literackim. Te persony mogę polecić z czystym sercem, choć wydaje mi się, że większość czytelników miała już do czynienia z ich dziełami.
Dziennikarka: A posiadasz swojego ulubionego bohatera literackiego? Jeżeli tak, to kto to jest, z jakiej książki i wyjaśnij proszę dlaczego akurat ta konkretna postać przykuła szczególnie Twoją uwagę.
LexisBerg: Wskazanie ulubionej postaci, prawdę powiedziawszy, to dla mnie ogromny wysiłek. O wiele łatwiej wymienić mi nazwiska autorów, które znaczą dla mnie więcej niż inne. Uwielbiam różnorodność wśród bohaterów, a wskazanie jednego czy dwójki tę różnorodność zabija. Poza tym chyba każda postać, którą lubię, posiada wady, za które równie dobrze mogłabym ją bardzo krytycznie ocenić.
Jednakże, po głębszym zastanowieniu się, mogę chyba stwierdzić, że moje serce skradła Ania, dziewczynka adoptowana przez Cuthbertów. Dlaczego? Powody można mnożyć. Zawsze była sobą, nawet jeśli przysparzało jej to problemów, ale na bank posiadała ciekawe i kolorowe życie - szczególnie od czasów adopcji. Nie należy pominąć też faktu, że choć Anię jako literacką bohaterkę poznałam lata, lata temu, nadal chętnie wracam do jej historii. Nie zapomniałam o niej mimo upływu czasu, a to znaczy już wiele.
Dziennikarka; A z jakiej książki pochodzi bohaterka?
LexisBerg: Nie wspomniałam? Przepraszam. Chodzi o „Anię z Zielonego Wzgórza" oraz pozostałe tomy tej cudownej historii.
Dziennikarka: Dziękuję! Jakie zakończenie książki bardziej do Ciebie przemawia, otwarte czy zamknięte?
LexisBerg: I kolejne trudne pytanie, hihi. Po prawdzie oba mają wiele do zaoferowania, posiadają plusy i minusy, ale chyba bardziej skłonna jestem ku zamkniętemu zakończeniu. Domyślać możemy się wiele, a pewnie i tak żaden czytelni nie zgadnie, jak autor poprowadziłby daną historię dalej, gdyby ten tego wprost nie napisał. Poza tym i do książek z zamkniętym zakończeniem można tworzyć ciąg dalszy. Na tym bazują fanfiki. Jednak osobiście wolę wiedzieć, jak coś się potoczyło, posiadać tę pewność, że nie wysypały się nagle problemy nie do przeskoczenia lub bohater nie umarł w najgłupszy możliwy sposób.
Sama też wyznaję zasadę, że każda historia kiedyś musi dobiec końca, a otwarte zakończenie to w sumie nie zakończenie... to przedsmak do dalszych zdarzeń.
Dziennikarka: Rozumiem. To pytanie jest dosyć trudne, ale jestem ciekawa Twojej odpowiedzi. Każdy autor ma wobec tego inne zdanie. Jedne do drugich nie mają podjazdu, ale czy jesteś w stanie wskazać które książki wolisz bardziej? Przemawiają do Ciebie te wattpadowe, a może jednak klasyczne, na papierze?
LexisBerg: Prawdę mówiąc, ciężko tak klasyfikować książki. Wiele wattpadowych historii zostaje przecież wydanych, osiągając sukces wśród czytelników oraz w rankingach. To czy pozycja jest dostępna na papierze, w formie e-booka czy na platformie Wattpad, nie klasyfikuje jej odgórnie jako ciekawszą bądź niewartą uwagi, zwłaszcza że każdy czytelnik lubi coś innego. Owszem, proces wydawniczy sprawia - a przynajmniej powinien - że historia jest wymuskana na wszelkie sposoby. Jednak nie byłoby tak, gdyby wydając pozycję, nadal pracował nad nią tylko i wyłącznie autor. Za sukces wydanej historii odpowiada cały sztab ludzi. Korektor, grafik, marketingowiec i inni ręce mają urobione po łokcie, ale wtedy otrzymujemy wychuchaną, wypięknioną wersję tego, co można już wcześniej tu przeczytać, często też na wysokim poziomie.
Ostatnimi czasy czytam dużo na Wattpadzie, ale mam też aktywne konto na Legimi, a tam dosłownie ogromną półkę wstydu, zalegającą i oczekującą, aż zerknę. Ale tu też jest wiele pozycji, po które chciałabym sięgnąć i przekonać się osobiście, czy warte są mego czasu.
Dla mnie to nieważne czy pozycja jest już wydana, czy wciąż znajduje się na platformie. Ważne natomiast, by zaciekawiła, posiadała bogaty warsztat i lekkie pióro, bo to również sobie cenię. Jeśli nie jestem zaciekawiona przez np. 3 lub 4 rozdziały, to nie męczę się, byleby tylko dociągnąć do końca i ta zasada obowiązuje u mnie zarówno w książkach wydanych, jak i niewydanych.
To trochę jak z poezją. Dlaczego? Bo jej z reguły nie czytam i też nie sięgam po nią ani tu na platformie, ani nie przebieram wśród poetów znanych już wydawniczemu światu. Jeśli historia jest dobra, to publikacja na Wattpadzie wcale nie czyni jej gorszą.
Dziennikarka: Zdecydowanie. Jest coś, co przeszkadza Ci w czytaniu książek?
LexisBerg: Jeśli chodzi o to, sądzę, że jestem naprawdę wysoce tolerancyjna względem wątków. Prawdę mówiąc, nie mam takich, które odgórnie by mnie odrzucały od danej pozycji. Sięgam po wszystko. Podstawowym warunkiem jest to, by historia mnie zaciekawiła. Mam momenty, że czuję przesyt danego wątku i wtedy nieco go sobie odpuszczam, sięgam po inne historie. Ale po jakimś czasie wracam, by dalej cieszyć się akcją z motywem, od którego potrzebowałam tylko odpocząć. Gdybym natomiast naprawdę miała wskazać motyw, po który sięgam mniej chętnie, będzie to wojna. Ale nie militarne zmagania zawarte w pozycjach fantastycznych, bo te wprost uwielbiam. Mam na myśli klasycznych żołnierzy, wydarzenia kreowane na historyczne, front, walkę o przetrwanie za linią wroga, konspirację i wszystko co się z tym wiąże. Sięgnę, ale nie zachwycają mnie klimaty stricte wojenne.
Bardziej potrafi odrzucić mnie postać. Jeśli bohater jest przerysowany, umie absolutnie wszystko, zawsze daje radę bez zająknięcia i metaforyczny czepek szczęścia nie zsuwa mu się z głowy, a reszta kompani w zasadzie mogłaby nie istnieć, jestem poirytowana. Klasycznej Mary Sue mówię stanowcze nie bez względu na płeć. Podobnie sprawa działa, gdy bohater jest przerysowany w drugą stronę, czyli otrzymujemy absolutną katastrofę, totalną niedojdę życiową, pechowca z numerem 13 wyrytym na czole niczym szkarłatną literą.
Dziennikarka: Rozumiem. Jakie masz zdanie na temat reklamowania się u innych twórców? Robiłaś to kiedyś? Jesteś w stanie powiedzieć jak według Ciebie wyglądałaby dobra reklama książki, profilu?
LexisBerg: Oczywiście. Reklamuję się wśród innych użytkowników Wattpada. W końcu zaistnieć i zachęcić do przeczytania pozycji nie jest prosto i nie wystarczy niestety umieścić jakiejś opowieści, by czytelnicy sami na nią wpadali. Bycie autorem to wbrew pozorom również praca. Podobnie jak doskonali się własny warsztat, tak należy poszerzać grono czytelników.
Nie wiem do końca, jak działają algorytmy tej platformy, ale bez tej drobnej pomocy w postaci reklamowania się ciężko pozyskać czytelników. Zresztą to samo robią też uznani twórcy współpracujący z wydawnictwami. Gdzie nie zerknąć, tam na Instagramie, Tiktoku czy Facebooku reklama o kolejnej pozycji. Jak to mówiąc, uczyć należy się od lepszych i bardziej doświadczonych.
Jednocześnie staram się nie być nachalna. Przed umieszczeniem reklamy na czyimś profilu, sprawdzam w opisie cudze preferencje. Jedni chętnie zgadzają się na reklamy, inni tylko w wiadomości prywatnej, niektórzy nie wyrażają preferencji, ale istnieje też grono osób nieżyczące sobie reklam. Jeśli zatem ktoś ma informację, żeby nie wstawiać reklam na profilu - szanuję i mknę do kogoś innego.
Dobra reklama na pewno przykuwa uwagę. Każdy ma na to inny patent. Jedni posługują się fragmentem spisanej przez siebie historii, podczas gdy inni po prostu zapraszają bądź dodają opis pozycji. Sama zapraszam i zwykle daję opis oraz link, a okładkę platforma podczytuje samoistnie. Każdy ma przecież inne preferencje, a moje teksty to różnorako rozumiana fantastyka. Po opisie dana osoba jest w stanie określić czy warto bodajby zerknąć i przekonać się osobiście. Ja zachęcam, ale wiadomo, jak to bywa z reakcjami.
Dziennikarka: Wattpad to miejsce, gdzie nie trzeba podawać swoich danych osobowych. Niemniej niektórzy decydują się ujawniać kim są. Stąd pytanie, czy Wattpadowi twórcy mają problem z ujawnianiem swoich tożsamości? Jak myślisz, co może wpływać na decyzje o nie podawaniu tutaj swojego imienia i nazwiska?
LexisBerg: Cóż, przyczyn pewnie może być wiele i sądzę, że nie zgadniemy wszystkich. Zresztą często mówi się, że opinii jest tyle, ile osób, a na platformie ich nie brak.
Ujawnienie swoich danych jest bardzo delikatnym tematem i tu na pewno trzeba się solidnie zastanowić, czy chcemy, by inni znali naszą tożsamość. W końcu nie da się tego później cofnąć. Łatwiej zmienić pseudonim, bo tak, niż odwrócić wynik decyzji zdradzającej wrażliwe dane. Poza tym nigdy nie wiemy czy na nasze dzieło nie trafi wścibska sąsiadka, kasjerka z osiedlowego sklepu bądź taka pani Marylka, co zna wszystkie najświeższe ploteczki we wsi, a każdego mieszkańca starannie obmówi z koleżanką przy niedzielnej kawce i ciasteczku.
Jedni zwyczajnie nie chcą, by ich rozpoznawano. Inni może boją się krytycznej oceny sąsiadów lub znajomych, gdy ci dowiedzą się o pasji do pisania lub przeczytają autorski tekst. Łatwiej też zachować anonimowość, kiedy nie chcemy zanadto przyznać się światu np. z preferencji seksualnych lub boimy się, że zostaniemy ocenieni na podstawie pojedynczej historii. Wielu osobom prościej przychodzi też opowiadanie o swoich przeżyciach bądź nawet opisywanie ich, kiedy inni nie umieją tych zdarzeń przypisać do konkretnej persony i sytuacji mających miejsce naprawdę.
Miałam kiedyś na studiach znajomego. Na pierwszych zajęciach każdy miał się przedstawić i powiedzieć 2 zdania o sobie. Pozornie znaliśmy się przecież wszyscy, każdy prędzej lub później i tak znałby personalia drugiej osoby. Ale on w swojej krótkiej autoprezentacji wspomniał, że wychowywał się w domu dziecka. Rezultat? Do końca studiów miał przez niektórych nadaną łatkę osoby, która chciała zdobyć współczucie wykładowców i łatwiej zdać późniejsze egzaminy.
Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co stanie się, gdy powiemy o sobie to jedno zdanie za dużo. Być może dlatego wielu ludzi podchodzi z dystansem do ujawnienia swojej tożsamości. To naprawdę przykre jak wiele jest wśród nas osób, które oceniają przez pryzmat naszego pochodzenia, przeszłości i tak dalej.
Dziennikarka: Chciałbym teraz spytać o Twoje zdanie. Pisarz musi czytać książki, aby samemu coś napisać oraz, czy pisanie to według Ciebie talent czy też umiejętność nabyta?
LexisBerg: To prawda. Niestety jednocześnie jest to bardzo ludzkie oceniać innych. Jeśli mam być szczera, nie wyobrażam sobie pisarza, który nie czyta. Między innymi właśnie czytając, szlifujemy nasz warsztat, rozbudzamy wyobraźnię, uczymy się wielu nowych rzeczy, zdobywamy cenne informacje, poszerzamy słownictwo. Zalet czytania wyliczać można multum. To jakby bankowiec nie miał do czynienia z finansami, a lekarz nie dokształcał się względem nowych chorób i leków. Nie da się tego pogodzić. Niby można, ale jednak nie jest to to samo. Mogę zgolić komuś włosy maszynką, ale nie będę z tego tytułu fryzjerką.
Co zaś do pisania samego w sobie, uważam, że ważna jest równowaga obu tych czynników. Najbardziej utalentowany człowiek nie stworzy bez praktyki historii na wysokim, doszlifowanym poziomie, a osoba wykształcona i wyuczona może mieć problem napisać coś WOW bez szczypty talentu. Podobnie jak w kwestii powyżej. Niby się da, lecz pełnia szczęścia to moim zdaniem połączenie obu tych warunków w jedną spójną całość. Wtedy talent dopełnia się rzemiosłem, a ono samo zyskuje duszę.
Dziennikarka: Rozumiem. Jakie gatunki przyciągają do siebie większe grono odbiorców? Jesteś w stanie to określić?
LexisBerg: Sądzę, że nie sposób tego określić. Każdy ma swoje indywidualne preferencje. Poza tym coraz więcej dostępnych jest pozycji łączonych gatunkowo. Jestem pewna, że swoich miłośników znajdują zarówno romase, erotyki, fantastyka, horrory i thrilery, ale też mnóstwo innych pozycji. Jedni sięgają z chęcią po klasykę, inni wolą współczesne opowiadania. Biorąc pod uwagę tylko moje dzieła, jestem w stanie dojrzeć różnorodność tego, co lubią czytelnicy. Nieraz ktoś pisał mi, że fantastyka to nie jego klimaty, ale ta historia go wciągnęła. Zresztą nie tylko gatunki determinują stopień zainteresowania czytelników.
Jedna z moich pozycji dzieje się w Polsce we współczesnych warunkach życia. Bohaterowie posiadają polskie imiona, co kawałek znajdziemy Żabkę z hot dogami bądź Biedronkę, a także inne charakterystyczne cechy. I tu wiele osób chętnie czyta, bo fantastyka, bo romans, bo pozycja 18+ z pikantnymi scenami, bo gusła słowiańskie, ale... dostałam też zwrotkę, że polska rzeczywistość to jednak nie są preferencje jednej z czytelniczek.
Ciężko na dobrą metę stwierdzić, gdzie bazuje większość. Przykładowo obstawiając romans jako determinujący gatunek, może okazać się, że jednak spora część osób woli motyw "friendstolovers" niż "agegap". I ostatecznie mniej osób sięgnie po pozycję, która zawiera historię pozbawioną któregoś motywu. Lub osadzona będzie w miejscu, która czytelnikom nie przypadnie do gustu. Różnie to bywa i zdecydowanie nie ma reguły.
Dziennikarka: Nawiązując, czy uważasz, że umieszczanie akcji w Polsce spotyka się raczej z negatywnym odbiorem czytelników? Czy występują jakieś przeświadczenia, względem których – mówiąc ogólnikowo – nie lubimy czytać o wydarzeniach dziejących się w naszej ojczyźnie?
LexisBerg: Kiedyś sama średnio spoglądałam zarówno na polskich autorów, jak i osadzoną w naszej rzeczywistości akcję. Obecnie nie mam już takich obiekcji. Czytam oraz piszę historie, które rozgrywają się w naszym kraju. Jednak tak jak w przypadku ulubionego gatunku ogółu czytelników, tak też tutaj moim zdaniem pojawia się rozłam bazujący na indywidualnych preferencjach.
Możliwe że nie trafię w argument, który przedstawi część osób uważającą osadzanie historii w Polsce za marny pomysł, ale zdaje mi się, że chodzi o możliwość odskoczni. Wielu czytelników sięga po książki i opowieści, żeby oderwać się od codzienności. Skoro czytelnik żyje w Polsce i zna tutejsze realia, a chce przeżyć coś totalnie odmiennego, faktycznie niekoniecznie może z chęcią sięgnąć po polską opowieść.
Z tego co zauważyłam, dużo czytelników jednak nie uważa tego motywu za nieatrakcyjny. Zresztą ostatnio sama dość często trafiam na pozycje z akcją osadzoną w znanej nam rzeczywistości, czyli można wywnioskować, że nie jest jednak aż tak źle względem opowieści dziejących się w ojczyźnie.
Dziennikarka: Pisanie to sztuka. Myślisz, że jest coś, za czym pisarze nie przepadają? Nie chodzi tutaj o indywidualne opinie na dany temat, a o ogół. Co sprawia, że z twarzy twórcy znika uśmiech?
LexisBerg: Sądzę, że tak i tu na pewno każdy pisarz może rozprawiać o swoich indywidualnych doświadczeniach, wyliczając różności. W moim przypadku są to wszelkie nieścisłości w opowieści. Oczywiście robię, co mogę, by je wyeliminować, ale najlepszym umykają pewne kwestie. I czasem okazuje się, że jest świetny fragment napisany z rozmachem, a tu pyk... zaprzecza on założeniu, jakie gdzieś tam znacznie wcześniej przewinęło się w pojedynczym wątku. I co? Scena do kasacji albo wymyślanie zawiłego, bardzo skomplikowanego uzasadnienia, które jednak połączy tamten wątek z przeczącym mu fragmentem.
Jednakże wykraczając jakby poza ścisłą kwestię pisania jako samego procesu tworzenia, nie należy zapominać o całej towarzyszącej mu otoczce. Pisanie to nie tylko sztuka, ale też pełnometrażowa praca, zwłaszcza kiedy należy przeprowadzić dogłębny research w danym temacie. I nagle okazuje się, że pomysł był świetny, miał w sobie ten power oraz siłę przyciągania, ale po zdobyciu informacji rozmija się on z jakimś pierwotnym wyobrażeniem, jakie już zdążyło powstać w głowie, w zasadzie nijak się do niego mając.
Nie można też zapomnieć o reakcjach czytelników. Wiadomo, krytyka krytyką, ale dla każdego autora wbrew pozorom jest to ciężki kawałek chleba. W końcu miło otrzymać uznanie oraz pochwałę, a jednak z krytyką również trzeba mieć obejście, umieć się zakolegować z nią na tyle, aby uczciwie rozsądzić, ile jest prawdy w prawdzie oraz przyjąć cudzą negatywną opinię ze spokojem.
Dziennikarka: Nawiązując do poprzedniego pytania, chciałabym poruszyć cięższy temat. Hejt i konstruktywna krytyka to przeciwieństwa. Jakie masz zdanie na temat tych dwóch pojęć? Czym dla Ciebie jest hejt, czy kiedykolwiek go doświadczyłaś, a także jak ważna jest (jeżeli tak uważasz) według Ciebie konstruktywna wersja krytyki i co wnosi do twórczego świata?
LexisBerg: Zgadzam się, są to totalne przeciwieństwa. Miałam do czynienia z obiema wersjami "krytyki", więc poniekąd mogę co nieco powiedzieć na bazie własnych doświadczeń.
Zaczynając od hejtu, jest to dla mnie coś absolutnie niesmacznego, wręcz odrażającego. Uważam, że tej formy działania podejmują się ludzie bardzo, bardzo smutni i zniszczeni przez życie, którzy nie radzą sobie ze sobą oraz własnymi doświadczeniami. Nikt szczęśliwy bądź asertywny lub nawet wyważony nie patrzy, by zrujnować drugiego człowieka czy to psychicznie, czy w społeczności.
O, tak, formy hejtu przybierają różne formy i każda jest tak samo paskudna oraz parszywa. Dlaczego? Bo hejt absolutnie nie wnosi bodajby grama niczego dobrego ani do relacji, ani do samooceny autora, ani nigdzie indziej.
Miałam sytuację, gdzie jakoś z początkiem mojej bytności na Wattpadzie odezwał się do mnie na priv pewien pan X. Początkowo miły, uprzejmy oraz szarmancki na pierwszy rzut oka. I o ile nie wnikam w to czy historie, jakie rozprawiał na temat swojej persony, były prawdziwe, bo nie jestem w stanie tego nijak zweryfikować, o tyle stał się bardzo niegrzeczny, a wręcz wulgarny, gdy nie przytakiwałam posłusznie na jego sugestie dotyczące mojego tekstu czy opinii w innych tematach. To, co mi powypisywał wtedy, iloma to osobami nie próbował mnie straszyć, obiecując, że zniszczy mnie na Wattpadzie i nie dość, że ja nic z tym nie zrobię, to jeszcze on doprowadzi do mego całkowitego zniknięcia z platformy można byłoby rozpisać wielowątkowo. Wiadomości miałam multum, a im dłużej to trwało, tym mocniej X chyba wpadał w szał, używając coraz drastyczniejszych gróźb oraz obelg i bluzgając na wszystkie strony mój tekst.
Co zrobiłam? Na pewno absolutnie się tym nie przejęłam. Najgorsze, co można zrobić, to zacząć rozważać jakkolwiek opinię hejtera oraz wejść z nim w zażartą dyskusję. To nie ma najmniejszego sensu, bo zaczyna przypominać mecz tenisa na poziomie olimpijskim względem przekomarzanek i rynsztokowym, biorąc pod uwagę stosowane słownictwo.
Oczywiście nie wolno chwalić takiego zachowania, ale to trochę jak z ekshibicjonistą latającym po osiedlu i rozwierającym poły płaszcza. Im większe budzi zainteresowanie innych, tym szybciej biega, chętniej ukazując własną budowę. Właściwa forma reakcji pokazuje takiemu hejterowi, że nie ma szans i może sobie równie dobrze odpuścić, bo nic nie osiągnie. Natomiast podkreślić należy - hejt nic pozytywnego nie wnosi.
Konstruktywna krytyka to zupełnie inna bajka i jest ona jak najbardziej pożądana. Żaden autor nie wie wszystkiego, a zawsze są lepsi i bardziej doświadczeni ludzie od nas samych. I nie chodzi o to, że to alfy i omegi, bo ktoś może mieć większe rozeznanie w budowaniu zdań, ktoś inny w opisach, a kolejna osoba wspomoże względem tworzenia postaci. Jednak konstruktywna krytyka przede wszystkim przyjmuje inną formę przekazu, w kulturalny sposób wskazując autorowi błąd i jednocześnie wręczając pomysł na jego naprawienie. Niesie ze sobą naukę, wspierając w doskonaleniu się. Dla mnie osobiście każda konstruktywna krytyka jest cenna. Nie z każdą się zgodzę, ale na pewno zatrzymam się, zerknę, zastanowię nad przekazem. To też element pracy twórczej autora.
Dziennikarka: Zatem co doradzałabyś osobom, które doświadczyły hejtu?
LexisBerg: Spokój i dystans. Hejtu absolutnie nie należy brać do siebie. W zasadzie najlepiej się nim wcale nie przejmować. Jeśli hejter wyczuje, że bodło nas to, co robi i denerwuje bądź wywołuje inne negatywne emocje oraz mętlik, nie odpuści. Hejterzy są jak pasożyty, niestety. Atakują, a jeśli ofiara jest podatna, miota się i reaguje na każdą hejterską zaczepkę, na pewno nie odpuszczą. To ich przecież napędza.
Nawet w Internecie można znaleźć świetne filmiki, takie micro szkolenia - tak bym to nazwała - jak radzić sobie z agresorem i hejterem. Jeśli komuś ułatwi to sprawę, zachęcam sobie poszukać i pooglądać, doedukować się w tym temacie. Może te kilka minut poświęcone właśnie na taką czynność zaowocuje w przyszłości i nie pozwoli stać się ofiarą hejtera, jego pożywką.
Zawsze można też poprosić o wsparcie, ale nie na zasadzie szykowania odwetu w postaci zmasowanej nagonki na hejtera. Agresja wzmocni agresję i nic dobrego z tego nie przyjdzie. Tylko na zasadzie wsparcia samego siebie.
Hejterzy niszczą cudzą samoocenę, podkopując ją poprzez atak albo w osobę, albo w wartości, albo w inne ważne sprawy dla ich potencjalnej ofiary. Zadbanie o własną samoocenę, rozmowa z kimś bliskim, kto wesprze oraz zdanie sobie sprawy, że hejt to nie konstruktywna krytyka, nad którą warto się pochylić i zastanowić, naprawdę niesamowicie zmienia perspektywę.
Dziennikarka: No dobrze, a co sądzisz o podkradaniu cudzych pomysłów? Spotkałaś się z plagiatem?
LexisBerg: Nie, jeśli chodzi o moje prace i mam nadzieję, że tak zostanie. Temat plagiatu jest natomiast trudnym tematem i niestety zazwyczaj ciężko go udowodnić, chyba że ktoś dosłownie kopiuje cudzą twórczość. Niemniej jednak absolutnie nie popieram, a wręcz potępiam. Plagiat to nic innego jak kradzież cudzej pracy, wysiłku, pomysłu, czasu włożonego w stworzenie historii. Z mojej perspektywy to już wyżyny chamstwa, by okraść kogoś z tak subtelnych dóbr, a także kompletny brak szacunku nie tylko względem okradzionego autora, ale również czytelników, którym wmawia się, że skradzione dzieło jest pomysłem autorskim.
Dziennikarka: Niestety, plagiat jest dosyć często spotykamym zjawiskiem.
Jakie masz zdanie odnośnie gwiazdek, wyświetleń i komentarzy? Są dla Ciebie ważne? Czy sprawiają, że integrujesz się przez to ze swoimi czytelnikami i osobami Cię obserwującymi?
LexisBerg: Chyba jak każdy autor cenię docenienie. Jest mi miło, kiedy pod rozdziałem dostrzegam pojawiające się nie tylko wyświetlenia, choć to one w pewien sposób determinują algorytmy Wattpada. Jednak gwiazdki i komentarze zdradzają opinię czytelnika. Głosując, pokazujemy, że tekst się nam podobał. Przy gwiazdkach jest to w zasadzie koniec przekazu. Tak wybór między "podobał się" lub "nie podobał się". Jednocześnie ilość gwiazdek zazwyczaj w praktyce jest mocno nieadekwatna względem tej zależności. Wielu czytelników nie głosuje, nie dając informacji zwrotnej. Nie wiem... zapominają, czytają ciągiem i w pośpiechu, nie chcą pokazać, że czytają tego typu historię, nie znają tej zależności albo nie zdają sobie sprawy, że jednak każdy autor chciałby dostać jakąś zwrotkę? Może wszystko na raz? Trudno ocenić, czemu czytelnicy nie dają gwiazdek, ale niewiele ma to raczej wspólnego z "podobaniem się", zwłaszcza jeśli w trakcie historii kolejne rozdziały mają jednak podobną ilość wyświetleń. W końcu gdyby się komuś opowieść nie podobała, raczej też by nie czytał.
Sama staram się myśleć w ten właśnie sposób - jako autorka. Z perspektywy czytelnika zawsze zostawiam gwiazdkę. No, prawie zawsze. Nie pamiętam, bym nie zostawiła pod fajnym przeczytanym rozdziałem, ale może kiedyś też mi się zdarzyło.
Co do komentarzy, sprawa wygląda podobnie, ale tylko podobnie. Komentując, przede wszystkim dajemy dokładną zwrotkę autorowi. Możemy pokazać, co jest naszym zdaniem nie tak albo co bardzo się nam spodobało. Osobiście uwielbiam dyskutować z moimi czytelnikami. Dla mnie to takie WOW i widząc, że ktoś dodał gdzieś komentarz, już jestem mimowolnie podekscytowana. Już się cieszę, że będę mogła odpisać, pociągnąć wątek, może wprowadzić nieco zamieszania w czyjś tok myślenia.
Mam czytelników, którzy tworzą cudowne koncepcje nazywane przeze mnie teoriami spiskowymi i tu serdecznie każdego z nich pozdrawiam. Uwielbiam z nimi dyskutować. Sprawdzać, czy pewni są swoich pomysłów, dlaczego myślą tak a nie inaczej. Taka wymiana myśli to ogromny motywator do dalszego pisania, naprawdę. Nakręca jak mało co, by siąść i naskrobać kolejnych kilka słów.
Oczywiście przy okazji integruję się z czytelnikami, owszem. Poznałam tu dzięki komentarzom właśnie wiele cudownych osób, na które pewnie bym nie wpadła, gdyby nie ta opcja. Mało tego, czasem to czytelnicy przez komentarze poddają pomysł, który okazuje się takim WOW. Nie czarujmy się. Autorzy czerpią inspirację z różnych źródeł i między innymi właśnie z rozmów. Możliwość komentowania to w zasadzie jedna z ulubionych moich funkcji na platformie. Nie tylko ze strony osoby tworzącej, ale też czytającej. Uwielbiam zostawiać komentarze. Zawsze podkreślam, gdy ktoś zaprasza mnie do swojej pozycji - wspominałam już o kupce wstydu - że na pewno mnie dostrzeże. Nie ma opcji, żebym przeczytała i opuściła rozdział bez bodajby skromnego komentarza - kogo opowieść odwiedziłam, ten wie i zdaje sobie z tego sprawę.
Dziennikarka: Ostatnio wypłynęła informacja o usunięciu z Wattpada wiadomości prywatnych. Jakie masz zdanie odnośnie tego?
LexisBerg: Jestem zdecydowanie przeciwna. Prywatne wiadomości to naprawdę ważny, istotny element społeczności. To forma porozumiewania się między użytkownikami. Ich brak przysporzy nie tylko trudności różnym grupom jak recenzownie, ale też doprowadzi do większej izolacji między użytkownikami.
Nie każdy korzysta z takiego czy owego portalu. Boję się, szczerze powiedziawszy, że przez tę dziwną oraz bzdurną decyzję stracę kontakt z naprawdę świetnymi osobami, które tu poznałam. Teraz też przecież wymieniamy się wiadomościami na platformie. Lada moment wszystko niestety zniknie i trzeba będzie znaleźć inną alternatywę bądź zakończyć działalność.
Dziennikarka: Miejmy nadzieję, że petycja użytkowników coś zdziała...
Ile osób obserwuje Twój profil na dzień dzisiejszy i, czy nazywasz jakość swoich obserwujących?
LexisBerg: Zgadzam się i też trzymam kciuki.
Aż musiałam sprawdzić, bo szczerze mówiąc, nie pilnuję tej liczby jakoś bardzo mocno. Aktualnie obserwuje mój profil 416 osób. Czasem w postach piszę do moich drogich Bergusiów, ale nie jest to jakaś nazwa znamionowa jak niektórzy korzystają z pszczółek, misiów, gwiazdek itp. Nie czuję takiej wewnętrznej potrzeby "oznaczania terenu", bo trochę tak to postrzegam.
Dziennikarka: Rozumiem. Na Wattpadzie możemy umieścić informacje o sobie w opisie i dodawać ogłoszenia na tablicy. Jak ważne jest, Twoim zdaniem, zaglądanie do opisu, jego posiadanie i używanie wspomnianej tablicy?
LexisBerg: Z opisami na Wattpadzie bywa różnie. Jedni rozpisują się na swój temat, prezentując własne preferencje, inni nie dodają nic lub prawie nic. Zawsze zerkam jednak w opis, odwiedzając czyjś profil i sprawdzam, czym ta osoba chce się podzielić.
Sama też używam tej funkcji. Staram się, by czytelnik mógł znaleźć wzmiankę o mnie, która pewnie zaginęłaby wśród ogłoszeń na tablicy. Na chwilę obecną w opisie znajduje się też lista publikowanych przeze mnie historii z zachowaniem kolejności czytania, jeśli tomów dana pozycja posiada więcej niż jeden. Chcę, by czytelnik mógł się odrobinę zorientować, z kim ma do czynienia i co u mnie zastanie. Więcej treści ląduje na tablicy.
Tablica ogłoszeń jak sama nazwa wskazuje, moim osobistym zdaniem służy do dzielenia się z obserwatorami ogłoszeniami. Szkoda, że są tylko 3 dziennie. Czasem to niewiele, ale dobrze że jest taka możliwość.
Zawsze jednak łatwiej przypomnieć innym o nowym rozdziale, ogłosić coś ważnego (dla autora) lub zaapelować o coś. Uważam, że obie funkcje są tak samo istotne.
Dziennikarka: Zdecydowanie! Co sądzisz o słuchaniu muzyki podczas tworzenia, a także, jakie masz zdanie odnośnie audiobooków i podcastów. Słuchałaś kiedyś czegoś?
LexisBerg: Słuchanie muzyki podczas tworzenia też może być poniekąd elementem twórczym. Jeśli komuś pomaga, niech słucha. Nawet niech sobie nuci i śpiewa, skoro umie się skupić. Sama nie preferuję. Oczywiście, słucham, ale nie przy pisaniu. Każda inna czynność twórcza jest dla mnie dopuszczalna przy muzyce. Szkielety opowiadań bądź poszczególnych wydarzeń, bądź opisów miejsc kreuję przy muzyce. Słuchając muzyki, stworzyłam też całą masę pomysłów. Dobrze mi się wtedy myśli, ale na zasadzie luźnego tworzenia.
Audiobooków nie słucham. Nie mam nic przeciwko, ale nie mam na to zbytnio warunków. Plik e-book zawsze gdzieś tam sobie otworzę w autobusie, czy wolnej chwili w pracy. Oczywiście, audio też bym mogła, ale zdecydowanie jestem wzrokowcem. Muszę widzieć tekst, by się na nim skupić, inaczej szybko gubię wątek.
Podcastów słucham, ale też mało. Niestety, bycie wzrokowcem ma swoje wady i zalety. Wolę oglądać wywiady czy jakiejś instruktaże.
Dziennikarka: Mówiłaś wcześniej o e-bookach, więc zapytam o blogi. Czytasz bądź piszesz?
LexisBerg: Kiedyś prowadziłam. Szczerze mówiąc, nie mam do tego drygu ani samozaparcia. Jednak blog to coś ciutkę innego niż publikowanie opowiadań. No, chyba że ktoś stosuje właśnie takie narzędzie. Ja wybrałam Wattpad świadomie.
Niestety na czytanie blogów też nie mam już czasu. Mój harmonogram dnia jest tak napięty, że musiałabym zrezygnować z innych czynności, a po prawdzie nie mam już z czego. Zresztą, pozycji do czytania też mi nie brak, wręcz mogę przebierać niemal bez końca.
Dziennikarka: Skoro brak Ci drygu, to zapewne już do tego nie wrócisz, mam rację?
LexisBerg: Nie zamierzam, jeśli mam być szczera, ale nikt nie zna przyszłości. Wolę brylować skromnie na Tiktoku, gdzie co jakiś czas publikuję króciutki materiał. Ponadto rozważam założenie konta na Instagramie, bo obecnie też jeszcze takowe nie istnieje.
Jednak blog oraz regularne wpisy o niczym bądź na wymuszone, wymyślane na siłę tematy, to nie moja bajka. Jeśli mam coś pisać, niech to będą rozdziały do moich opowiadań, recenzje polecające historie innych autorów bądź krótkie ogłoszenia na mojej tablicy. Takie formy twórczej aktywności mi jak najbardziej odpowiadają.
Dziennikarka: Dobrze, jakie masz zdanie na temat Wattpad Premium?
LexisBerg: Trudno wypowiedzieć się o czymś, z czego się nie korzysta. Osobiście nigdy nie zakupiłam pakietu. Podstawowe opcje mi wystarczają, przynajmniej w chwili obecnej. Oferta proponowana w opcji Premium nie zachwyciła mnie na tyle, bym się na nią zdecydowała. Ba! W zasadzie nigdy jej nawet porządnie nie rozważyłam.
Dziennikarka: Rozumiem. Występują na Wattpadzie błędy, które Cię irytują? Jest coś czego brakuje Ci w tej aplikacji i, czy według Ciebie Wattpad powinien być aktualizowany? Jeśli tak, to dodałabyś coś lub w nim zmieniła?
LexisBerg: Owszem, ale szczęśliwie nie są to kwestie, które zniechęciłyby mnie do tego stopnia, bym stąd zniknęła. Mam też nadzieję, że z czasem do tego nie dojdzie. Obecna afera z prywatnymi wiadomościami niestety nie pomaga, dolewając oliwy do ognia dość hojnie.
Co mnie irytuje? Różnica między funkcjonalnością apki używanej na telefonie a stronie z pozycji komputera. Kiedy dokonuję przed publikacją korekty tekstu i pracuję już na rozdziale wrzuconym na platformę, poprawione błędy nie są często zaktualizowane w tekście widocznym w apce. Tam długo jeszcze otwiera mi się stara wersja sprzed poprawek, chociaż odświeżam a nawet ponownie loguję się do aplikacji. To mocno irytujące.
Ponadto nie mogę dokonywać poprawek z pozycji telefonu lub tabletu, co też nie działa na korzyść platformy. Owszem, jestem w stanie wejść i zedytować tekst, ale robiąc to przez apkę, tak naprawdę uszkadzam rozdział. Zamiast go skorygować i udoskonalić, nagle okazuje się, że w całym tekście zamiast półpauz lub pauz są dywizy, brakuje poszczególnych słów, a w ostatnim akapicie często niektóre zostają niezasadnie połączone.
Niestety nie zawsze mogę skorzystać z laptopa, więc jest to duże utrudnienie i dyskomfort. Co jeszcze? Notoryczny problem z powiadomieniami. To już nagminne. Staram się kontrolować powiadomienia, kiedy wlatuje mój rozdział. Wszystkie swoje publikowane teksty dodaję nawet do własnej biblioteki, bo wtedy powinnam też otrzymywać powiadomienia o publikacji kolejnego fragmentu. Tymczasem raz otrzymam, raz nie. Podobnie jest z komentarzami. Nie zawsze dostaję wiadomość, że ktoś skomentował mój tekst bądź widzę komentarz w powiadomieniach, a próbując go otworzyć mam informację o jakimś błędzie ze strony platformy i nie jestem w stanie sprawdzić, do którego akapitu został on dodany. Nieraz to istotne, bo ktoś skomentuje dane zachowanie konkretnego bohatera, a ja rozkminiam którego.
Problem pojawia się też, gdy z niewiadomych powodów aplikacja zaczyna dosłownie mulić niczym stary Windows XP na przestarzałym procesorze. Jak wspomniałam przy okazji wcześniejszego pytania, czytam opowiadania innych tylko z pozycji aplikacji. Nieraz czytam, chcę coś skomentować, klikam w sekcje komentarzy, a tu suprise. Bynajmniej miły. Komentarz albo dodaje się kilka minut, a ja patrzę na kręcące się kółeczko, albo nie dodaje się wcale i staję przed wyborem - pisać od nowa lub zrezygnować.
Uważam, że Wattpad potrzebuje aktualizacji. Dobrych, korzystnych aktualizacji. Teraz mamy przecież przykład takiej, która nie przyniesie nic dobrego, jeśli naprawdę zostanie usunięta opcja wiadomości prywatnych między użytkownikami.
Co ja bym zmieniła? Naprawiłabym przede wszystkim wspomniane błędy i ujednoliciła funkcjonalność platformy z pozycji komputera oraz aplikacji.
Dziennikarka: Sporo tego, ale prawda jest taka, że Wattpad ma w sobie niestety sporo niedoskonałości.
Powiedz, jak często tu zaglądasz i co wyniosłaś z użytkowania tej aplikacji? Czy sam Wattpad, jak i pisanie pomogło Ci odnaleźć siebie?
LexisBerg: Niestety to prawda, aczkolwiek ponoć nic nie jest doskonałe.
Zaglądam codziennie, a tak naprawdę kilka razy dziennie. Wattpad to naprawdę świetne miejsce. Kule pod wieloma względami, ale obecni tutaj ludzie sprawiają, że chce się funkcjonować na platformie. Nie wiem, jak przebolejemy brak prywatnych wiadomości. Przecież to właśnie tu toczy się część całego wattpadowego życia.
Czy pisanie pomogło mi odnaleźć siebie? Na pewno trochę tak właśnie było i jest. Niektóre trudne dla mnie tematy przenoszę w teksty. Można stwierdzić, że pisząc, stosuję małą formę terapii. Jednak w tym wypadku akurat Wattpad nie miał z tym nic wspólnego. On pozwolił mi zwiększyć pewność siebie względem tworzonych przeze mnie opowieści. Początkowo średnio z tym u mnie było, ale pozytywny odbiór od wielu osób, które są ze mną w zasadzie od pierwszego mojego opowiadania, pozwoliły mi nie tylko udoskonalić własny warsztat, ale wypracować więcej wiary we własne możliwości. Jeśli spojrzeć na to od strony czytelników, to tak, Wattpad pomógł.
Dziennikarka: Czy poza Wattpadem, Tiktokiem (w przyszłości może i Instagramem) działasz również na innych stronach bądź aplikacjach? Zechciałabyś nam o tym opowiedzieć?
LexisBerg: Nieszczególnie, szczerze mówiąc. Ja jako ja w prywatnym życiu obecnie posiadam Facebooka, więc i Messengera, jak też Whatsapp. Jednak korzystam z tych aplikacji prywatnie, wyłącznie do kontaktu z innymi i w zasadzie są to narzędzia uważane już praktycznie za klasyczne wyposażenie smartfona, podobnie jak mail.
Od niedawna jestem też obecna na Discordzie, choć póki co tylko się tam rozglądam, że tak to ujmę. Poza tym nieszczególnie mam czas brylować po aplikacjach. Może kiedyś ulegnie to zmianie.
Dziennikarka: Rozumiem. Teraz dosyć istotne pytanie. Czym tak właściwie jest dla Ciebie Wattpad?
LexisBerg: To ciekawe pytanie i sądzę, że odpowiedź nie jest jednolita, ewoluuje wraz z czasem trwania.
Zaczynając od samego początku, uważałam to miejsce za zbiór ciekawych historii, tyle. Jak wiesz już, początkowo zaglądałam czasami poczytać wybiórcze teksty wybranych autorów. Później Wattpad stał dla mnie platformą, gdzie mogłam sprawdzić swoje siły, być może udowodnić coś samej sobie. Wtedy zaczęłam się tu udzielać, publikując pierwsze rozdziały, a także stawiając pierwsze kroki w promowaniu się i ucząc działania tego wszystkiego. Chwilę później poznałam tu fantastyczne osoby. Ludzi, od których otrzymałam multum wsparcia, konstruktywnych rad, a także po prostu mogłam porozmawiać o tym bądź o czymś innym. Nie każdy temat poruszany w moich prywatnych rozmowach to stricte książki lub pisanie.
Czym jest aktualnie Wattpad? Wspaniałym miejscem, gdzie mogę się realizować, dzielić pasją z innymi, poznawać oraz kontaktować się ze wspaniałymi ludźmi. To niesamowita platforma w sieci, gdzie można dobrze spędzić czas. Mam nadzieję, że to się nie zmieni, chyba że jeszcze na lepsze.
Dziennikarka: Byleby nie było gorzej! Powiedz, jak opisałabyś swoją twórczość?
LexisBerg: Absolutnie się zgadzam, byleby nie było gorzej.
Cóż, chyba najtrudniej opisuje się własną twórczość. Tak po prawdzie nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Po prostu tworzę, a jeśli podoba się innym, to bardzo mnie to cieszy. Niemniej jednak sądzę, że jest kwintesencją złożoną z całokształtu drzemiących we mnie uczuć, pasji oraz doświadczeń. Przelewam na papier, nawet ten wirtualny, wszystko to, co mnie otacza, czego doznałam, jak się poczułam w niektórych mniej bądź bardziej komfortowych sytuacjach, ubarwiając je nieznacznie o wątki fantastyczne. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, ale w moim przypadku chyba właśnie lustrzanym odbiciem mojego wnętrza jest moja twórczość. Jednak nie piszę tylko dla siebie. Dlatego chciałabym, aby czytelnicy moich opowieści mogli poczuć to wszystko, co w nich przekazuję, czerpać z nich radość, dzięki nim przeżywać niesamowite momenty przyśpieszające puls oraz bicie serca, a także dostrzec ukryty w nich przekaz.
Dziennikarka: Piękne przesłanie. Poza pisaniem masz może jakieś inne pasje, zainteresowania, o których chciałabyś opowiedzieć?
LexisBerg: Oczywiście, że tak. Samym pisaniem wszak człowiek nie żyje, choć niezaprzeczalnie jest cudowne.
Pasji wbrew pozorom mam wiele. Przede wszystkim fascynuję się rękodzielnictwem. Od lat haftuję, czasem nawet wykonuję niewielkie obrazy na zamówienie, choć aktualnie z powodu ciągłego deficytu czasu tworzę przede wszystkim sama dla siebie, ewentualnie w ramach upominku. W miarę upływu czasu prócz haftu krzyżykowego, zaczęłam praktykować koralikowy oraz diamentowy. Ponadto uwielbiam rysować. Zaraziłam nawet pasją córkę. Obie teraz rysujemy postaci, zwłaszcza mangę. Na półce posiadam kilka książek z poradami, jak rysować, a dzięki tym prostym instrukcjom sądzę, że idzie mi całkiem nieźle, choć do perfekcji wiele wciąż brakuje.
Co więcej, kocham się w muzyce, a mój gust jest dość eklektyczny. Słucham w zasadzie wszystkiego, co wpadnie mi w ucho i w zależności od aktualnego humoru. Bywa, że puszczam sobie symfonie, czasem chóry gospel, a innym razem wsłuchuję się w cięższe, bardziej stanowcze nuty rocka bądź nawet metalu.
Od jakiegoś czasu pogłębiam też wiedzę w zakresie dość niestandardowym - gusła, wierzenia, starodawne praktyki "magiczne". Fascynują mnie te tematy. Czytam i oglądam o wszystkim od tematów związanych z medytacją i wizualizacją, poprzez medycynę naturalną, aż po tworzenie horoskopów, praktykowanych niegdyś rytuałów oraz celebrowanych świąt. Poniekąd w tę fascynację wmieszałam moje zainteresowanie przeszłością. Od jakiegoś czasu interesują mnie przede wszystkim starożytne cywilizacje, zwłaszcza te zaginione jak Tartaria czy Wielka Lechia.
Śmiało chyba mogę stwierdzić, że pasjonują mnie wszelkie teorie spiskowe. Nie wnikam ani ich nie rozważam, ale niektóre są wręcz fenomenalnie abstrakcyjne. Uwielbiam wyszukiwać różne informacje, a nawet znam osoby, które zajmują się tego typu tematami zawodowo. Rozmowy z nimi są fascynujące, choć przede wszystkim tylko słucham, jak opowiadają o swej miłości.
Po prawdzie, to tylko drobna część moich pasji oraz zainteresowań. Gdybym miała wymieniać wszystko, powstałaby tutaj ogromna lista. Jednak udało mi się chyba wyliczyć najważniejsze.
Dziennikarka: A myślisz, że posiadanie wieku pasji i zainteresowań wpływa jakoś na naszą kreatywność?
LexisBerg: Oczywiście. Nie rozwijamy się, nic nie robiąc. Nie twierdzę, aby zakopać się w pasjach, choć jeśli ktoś lubi. Grunt to oczywiście równowaga. Niemniej jednak to wskutek działań tworzą się nowe neurony w mózgu. Już jako małe dzieci uczymy się poprzez bezpośrednie poznawanie świata. Oglądamy, dotykamy, smakujemy, a z czasem zaczynamy lepić, budować, rysować, śpiewać itd. Im więcej ekspresji posiada mały człowiek, tym ma większe pole manewru, kiedy już dorośnie.
Uważam, że nasze pasje determinują to, w jakim kierunku idziemy. Osoba interesująca się astrofizyką, raczej nie będzie rozprawiać tak płynnie o bardziej humanistycznych kwestiach, jak o matematyce, fizyce, prawach rządzących światem, lecz i tu rozwija swą kreatywność. W końcu to kreatywne umysły dokonały wielu odkryć, a i kreatywność sama w sobie posiada mnóstwo obliczy. Jedni będą rozumieć przez nią utalentowanie pisarskie bądź malarskie, a ktoś inny odkryje nowy pierwiastek bądź planetę jeszcze nam nieznaną.
Nawet jeśli pod lupę weźmiemy wyłącznie pisarski świat wypełniony opowieściami, łatwo dostrzec zależność. Jeśli autor interesuje się daną tematyką, to ona będzie dominować w jego dziełach. Historie w końcu najczęściej tworzone są tak, żeby obrazować innym to, co nosimy we własnym wnętrzu, nawet jeśli jest to zabieg w pełni niecelowy.
Dziennikarka: Zgadzam się. Miałabyś jakąś radę dla początkujących pisarzy?
LexisBerg: Moja rada jest nadzwyczaj prosta i może zdawać się wręcz banalna.
Pisz, pisz, pisz. Nie przestawaj pisać, każdy kolejny tekst na pewno będzie lepszy. Czytaj, rozwijaj warsztat oraz pogłębiaj wiedzę, ale przede wszystkim pisz to, co leży Ci na sercu. Jeśli pierwszy tekst nie będzie najlepszy, a nawet dobry, nic się nie martw. Rzymu też nie wybudowano w jeden dzień. Próbuj dalej, napisz jeszcze raz, zmień słowo, dodaj epitet lub metaforę, baw się tym, co tworzysz. Nie bój się próbować, zmieniać, przekształcać ani eksperymentować. I rób to regularnie. Dziennie po kilka zdań lub akapitów.
Dziennikarka: Czy na sam koniec chciałabyś kogoś pozdrowić, a w przyszłości zobaczyć wywiad z jakimś innym wattpadowym twórcą?
LexisBerg: Oczywiście. Skoro mogę skorzystać z okazji, to bardzo serdecznie chciałabym pozdrowić moich cudownych, wspierających mnie czytelników. Bez Was nie byłoby mnie tutaj, a kolejne opowieści nie ujrzałyby światła dziennego! Równie serdecznie pozdrawiam czytelników wywiadu. Mam nadzieję, że mogliście mnie nieco lepiej poznać.
Oczywiście, w przyszłości chciałabym przeczytać wywiad z crazymarazm oraz z baten_kaitos.
Dziennikarka: Tak oto dotarłyśmy do końca wywiadu. To była naprawdę przyjemna, wciągająca, pełna pasji rozmowa. Bardzo dziękuję za zaangażowaniale i chęć poświęcenia na nią czasu. Życzę wszystkiego dobrego, przed wszystkim sukcesów, pozdrawiam! ❤️
LexisBerg: Dziękuję bardzo. Życzenia na pewno się przydadzą. Możliwość udzielenia Ci wywiadu oraz cała rozmowa to naprawdę sama przyjemność. Cieszę się, że mogłam wziąć w nim udział. Życzę wielu sukcesów, również względem kolejnych wywiadów oraz inspiracji. Pozdrawiam cieplutko! ❤️
Wywiad przeprowadziła: xNoorshally
✩ ✩ ✩
Zapraszam Was serdecznie na profil LexisBerg, z którą wywiad właśnie przeczytaliście. Być może znajdziecie u niej coś dla siebie. To naprawdę mały gest, który z pewnością umili jej dzień!
✩ ✩ ✩
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top