Retrospektywa, czyli trudne początki (1/2)
Hoseok z zasady był optymistą, roztaczającym aurę nadziei z siłą, która mogłaby wprawić w poważne kompleksy car bombę. Każdy, kto go znał mógł potwierdzić, że jest on najlepszym lekarstwem na smutki, lęki i nudę. Nawet najbardziej zlodowaciałe serduszka, pod wpływem anielskiego uśmiechu Nadziejki zmieniały się w topione masełko, a potem w jego życiu pojawił się Suga i cały światopogląd poszedł się chędożyć w najbliższe chaszcze.
Było to w piękny dzień, gdy tabun zawiedzionych końcem wakacji małoletnich, zaczynał swój pierwszy rok w liceum. Hobi patrzył na to optymistycznie. Nowa szkoła, nowi przyjaciele i już nigdy więcej spięć z tą wąsatą woźną, która goniła go z miotłą, gdy tańczył na korytarzu. Pff, że niby on gorszy kolegów! Chyba, że gorszenie to miałby być synonim ubarwienia ich szarego, szkolnego życia, układami girls bandów – na taką definicję Hoseok byłby wstanie przystać.
Jung zajął miejsce w odpowiedniej klasie i już po chwili zagadywał do każdego, kto znalazł się w zasięgu jego głosu. Był to naprawdę porządny zasięg, bo krzyk był czasem jak jego drugi język. Zwracał na siebie od razu całą uwagę otoczenia, które albo patrzyło na niego rozbawione, albo jakby szukali w głowie numeru do najbliższego psychiatryka.
Friend– radar Hoseoka szybko namierzył dla niego nową najlepsiejszą przyjaciółkę na całym bożym świecie. Lisa miała śliczny uśmiech blond włosy z niebieskimi końcówkami i też musiała posiadać specjalny radar, bo początek znajomości w ich wykonaniu był po prostu wymianą coraz szerszych uśmiechów, do których przez nikogo niezapraszany dołączył brązowowłosy chłopak, przedstawiający się, jako Chen. Legenda mówi, że kiedy sunshine line się spotkało, Bóg planował wreszcie wprowadzić pokój na świecie... a potem do klasy wszedł Yoongi i aura szczęścia i harmonii zniknęła.
Kiedy Hoseok go zobaczył poczuł się jakby był bohaterem filmu. Naprawdę, czas zwolnił, w tle słyszał muzykę (nie zauważył, co prawda, że to komórka jego nowej przyjaciółki, ale co tam, to tylko szczególik), brakowało tylko wirujących w powietrzu płatków wiśni. Hobi zawsze miał słabość do uroczych rzeczy, a chłopak, który pojawił się w klasie i zajął miejsce w ostatniej ławce pod oknem, definitywnie się do nich zaliczał. Jego skóra kojarzyła się mu z królewną Śnieżką, oczy były ciemne i błyszczące jak u jego chomika Promyczka, który niestety biegał już w niebiańskim kółku, miętowe włosy po pierwsze wywołały w Nadziejce nagłą ochotę na lody, a po drugie chciał zacząć miziać ten zielony puszek.
Kupidyn wykazał się tego dnia naprawdę specyficznym poczuciem humoru, gdy miłość od pierwszego wejrzenia uderzyła w Hobiego jak wystrzelona z panzerfausta, a on na swoje nieszczęście obdarzył nią najbardziej upartą osobę, jaką miała zaszczyt nosić ta ziemia.
Hoseok był człowiekiem czynu, więc szybko poprawił włosy, w ekranie telefonu dokonał szybkich oględzin twarzy, a gdy był pewien, że ciągle jest przystojny, ruszył na spotkanie ze swoją miłością. Z każdym krokiem jego wyobraźnia zapędzała się coraz dalej podsuwając mu obrazy z najbardziej sztampowych romansideł. Zderzenie się na korytarzu i wspólne zbieranie książek, scałowywanie z kącika ust kremu z ciastka, pocałunek w deszczu i wiele innych obrazków, które tak idealnie współgrały ze ślicznym chłopakiem, który teraz pogrążony w myślach, wpatrywał się w okno.
– Hej, jestem... – zaczął Hoseok, ale jego nowy obiekt westchnień chyba nie był zainteresowany poznaniem, gdyż nie dał mu skończyć.
– Wyglądam jakbym chciał wiedzieć? – I w tym momencie cała nadzieja Hobiego uleciała w niebyt. – O patrz, jednak mam to w dupie, wiec zabierz swój hiperaktywny koński ryj w inne miejsce – Chłopak położył się na ławce, z twarzą ukrytą w ramionach i czekał, aż natręt sobie pójdzie. Tak też się stało, a jeśli ktokolwiek twierdzi, że gdy tylko Hoseok odwrócił się, Yoongi uniósł na niego (i jego tyłek) utęskniony wzrok...to się kurwa myli. Przynajmniej według Sugi.
Kim Yoongi był specyficzną osobą. Wiedzieli to jego rodzice, rodzeństwo, sąsiedzi, znajomi i nauczyciele, a nawet kot Joon. Jin sądził, że postawa jego syna to tylko maska, którą ten przybiera, by nie zostać zranionym, a gdzieś pod tym całym płaszczem zimnego człowieka bez emocji, kryje się ten mały, wrażliwy chłopczyk, który ponad wszystko kochał drzemki i pluszaki.
Yoongi uważał tę teorię za głupią i robił wszystko, by udowodnić, że jest w pełni samowystarczalny i coś takiego jak miłość nie jest mu do życia potrzebne. Poza tym, Jung był dziwny, zawsze uśmiechnięty, energiczny, zarażający innych optymizmem... był też przystojny, całkiem inteligentny, do tego świetnie się ruszał i każdy chciał się z nim przyjaźnić, a spora część szkoły chodzić. Yoongi nie widział żadnego powodu, by zainteresować się Hoseokiem. Przynajmniej tak sobie wmawiał.
– Suga – Mark był już zirytowany. Piętnaście minut obserwowania jak jego najlepszy przyjaciel pożera wzrokiem Hobiego mogło go już zmęczyć. Nie chodziło o to, że Tuan nie akceptował tęczowych zapędów Yoongiego, wręcz przeciwnie błogosławił mu, no w końcu nie był hipokrytą, skoro on mógł, to czemu nie Yoo? Problem stanowiło to, że Cukier był idiotą!
– Czego? – Zniechęcony Kim spojrzał na przyjaciela.
– Możesz przestać się na niego gapić, tylko spiąć swój blady tyłek i po tych jebanych miesiącach, wreszcie iść do niego i powiedzieć, że jest ziszczeniem twoich mokrych snów? – Yoongi poczerwieniał, co momentalnie zauważyli Lisa i Hoseok znajdujący się na drugim końcu stołówki. W tym czasie Chen jak na dobrego przyjaciela i jeszcze lepszego fanboya przystało, zrobił tej różowej kuleczce zdjęcie, które powędrowało do folderu hobisamwdomu, który miał dać mu na urodziny.
To nie tak, że było mu szkoda kasy na inny prezent, ale wiadomo najlepsze są te od serca... poza tym Chen wiecznie borykał się z problemami natury ekonomiczno– erotycznej, jebała go bieda.
– Pierdolisz, mam gdzieś tę szkapę – Bronił się Yoo, ale jego wciąż uciekający na Hoseoka wzrok zdradzał wszystko. Może to i prawda, że czasem trochę za bardzo skupiał się na czarnowłosym i śnił o nim. Może był troszeczkę wkurzony, kiedy zamiast biegać za nim i próbować wyciągnąć na randkę, Hobi wygłupia się z tą kurwą Lisą, ale to przecież nie znaczyło, że jest zakochany!
– Co jest? – Przy stoliku pojawił się Hyungwon, a widząc czerwonego Yoongiego, zareagował w jedyny właściwy sposób – To idziesz mu powiedzieć, że kręci cię jak mikrofalówka talerz?
– Dajcie mi, kurwa spokój! – Suga zostawił swoich przyjaciół i wściekły wyszedł ze stołówki. Miał dość tego, że wszyscy mu wmawiają miłość do Hoseoka. To, że nie zadzwonił jeszcze na policję, żeby oskarżyć Junga o stalking było tylko dowodem jego dobrej woli, a nie odwzajemnienia uczuć chłopaka. Poza tym, skąd miałby wiedzieć, że to prawda, skoro nigdy nie był zakochany?
Jin był zaniepokojony zachowaniem Yoongiego. Od kilku dni jego synek chodził jak struty. Często kręcił się przy nim jakby chciał porozmawiać, ale nie mógł znaleźć w sobie odwagi. Seokjin nie pokazywał, że wie o jego rozterkach, bo po tylu latach już wiedział, że to nic nie da. Yoo był bardzo uparty już od dziecka i jeśli sam nie był pewny, że czegoś chce, to nie było takiej siły, która zmusi go, a próby wpłynięcia na jego decyzję wywoływały tylko wycofanie.
Tego wieczoru Jin z lekkim rozbawieniem obserwował specyficzny taniec Yoo, który składał się z podnoszenia głowy, pewnego kroku w stronę salonu i zawracania. Oczywiście starał się nie roześmiać, skoro nareszcie miał szansę poznać myśli syna. Chociaż między Bogiem a prawdą, to matczyny instynkt podpowiadał mu, że niedługo może poznać drugą połówkę Yoongiego.
Zielonowłosy w końcu usiadł na kanapie obok mamy i wciąż niepewny tego co powiedzieć, milczał. Niby czuł się pewnie, gdyż w domu poza nimi nikogo nie było. Tata, zabrał młodocianych terrorystów do babci, z czego on się wymigał nauką, wiec nie musiał martwić się, że zaraz przeszkodzą mu jakieś debilne pytania Tae, albo Kookie nie stwierdzi, że wejdzie mu na głowę.
– Emm, bo tak jakby... – Naprawdę nie wiedział jak zacząć, ani w sumie, dlaczego chce o to spytać i czemu w tym pokoju nagle zrobiło się tak cholernie gorąco.
– Co się stało Yoonie? Oblałeś test, pokłóciłeś się z Markiem, boli cię brzuszek? Nie boli, prawda?! Połóż się, zaraz przyniosę kropelki miętowe, podstawie ci miskę, jadłeś coś dziwnego? Nie ruszałeś nic, co zrobił tata? Albo nie zabrałeś nic od Tae? Zabrałeś?! JEDZIEMY DO SZPITALA! – Jin wewnętrznie już wręczał sobie Oskara za najlepszą rolę pierwszoplanową. Uwielbiał udawać jebnietą mamusię, żeby skołować swoje dzieci i doprawdy nie miał pojęcia, jakim cudem jeszcze nigdy nie wybuchnął przy tym śmiechem.
– Nie! – krzyknął Yoongi, chwytając Jina za ręce, by uniemożliwić mu wyjście z salonu i pobiegnięcie do kuchni. Coraz bardziej wątpił, czy podjął dobrą decyzję i zaraz nie zacznie wyklinać się za zadanie najgłupszego pytania świata.
– Co się stało? – Jin usiadł na sofie obok niego i przyciągnął bliżej, obejmując ramieniem.
– No bo...– urwał nagle, uciekając wzrokiem na najbliższą ścianę – skąd wiadomo, że się kogoś kocha? – spytał pod nosem, jakby nie chciał, by Jin go usłyszał. Przeliczył się jednak, bo jaką Seokjin byłby matką, gdyby nie wyłapywał każdej rzeczy, której według swoich dzieci i męża nie powinien słyszeć? No właśnie, beznadziejną! – Nie, że ja chcę wiedzieć! – Yoongi zaczął machać rękami, jakby odganiał muchę, a starszy zaczął się cicho śmiać słysząc to. Przy okazji przypomniał też sobie, że najwyższa pora umyć okna, ale to mogło poczekać. – Hyungwon był ciekawy i jakoś tak nie miał kogo spytać i no wiesz..
Jin westchnął, a jego serce rosło. Zbierało się na poważną rozmowę z jego małym synkiem. Chociaż, chyba już nie takim małym, skoro zadawał takie pytania. Seokjin oczywiście wiedział, że jego chłopcy kiedyś dorosną, wyprowadza się, ale jednak było mu trochę żal, gdy o tym myślał. I to wcale nie dlatego, że mogłoby to znaczyć, że się starzeje... Też coś, on był jak wino, im starszy, tym lepszy!
No cóż, żałował czasem, że jego dzieci nie mogą na zawsze zostać kochanymi, małymi kuleczkami, które przychodzą w nocy spać do łóżka rodziców, kiedy potwór z szafy hałasuje, bo nikt nie zostawił dla niego ciastek.
Swoją droga, właśnie dlatego Jin ciągle nalegał, na wyłożenie czymś wezgłowia łóżka w małżeńskiej sypialni, żeby nie stukało o tę ścianę! No, ale weź się dogadaj z Namjoonem, jak go weźmie na amory i nowe pozycje...
Ave, moje zbłąkane duszyczki!
Mówiłam, że mi nie wolno ufać, bo moje zastoje weny są bardziej nieogarnięte niż orientacja... przestrzenna... i każda inna XD
Tutaj macie połowę rozdziału, czyli to co powstało dawno temu, a reszta, którą napisałam dziś, wpadnie jutro!
Spokojnie, według mnie jest lepsza niż ta... Zgadnijcie, kto zaliczy gościnny występ to spełnię jedno życzenie... hahaha nic nie będę musiała robić!
Do następnego misiaki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top