Retrospektywa, czyli trudne początki (2/2)

Następnego dnia, Yoongi był cały dzień jakby w swoim świecie. Ignorował otaczających go ludzi bardziej niż zwykle, co było prawdziwym wyczynem. Jego przyjaciele zaczynali już przeliczać oszczędności, bo jeśli Kim Yoongi ignorował Hoseoka przebierającego się po WF–ie to mogło oznaczać tylko, że już niedługo pójdą na jego pogrzeb, a bez kwiatów jednak nie wypada.

Yoo przez cały czas przeżywał rozmowę z mamą. Niby w tym, co usłyszał, było trochę racji, ale jednak... Dobrze, może i nie umiał na razie znaleźć wytłumaczenia, dlaczego nie mógłby spróbować spędzić trochę czasu z Hoseokiem, jak przyjaciele, żeby się przekonać, czy naprawdę się zakochał, czy tylko zauroczył, bo chłopak przypadł mu do gustu wyglądem, ale i tak nie wiedział jak by to miało wyglądać, żeby nie wyszedł ani na chuja z wiecznym okresem, ani na zakochanego debila...

Wybawienie nadeszło, na zajęciach z języka. Japoński nie był spełnieniem marzeń Yoongiego, który wolałby chodzić na koszykówkę, albo dodatkowe lekcje muzyki, żeby pograć trochę na pianinie. Wylądował na tych lekcjach, razem z Hoseokiem, Chenem, Hyungwonem i plebsem, jak zwykł nazywać tę część świata, która w żaden sposób go nie obchodziła, tylko przez swojego pecha i lenistwo. Muzyka była rano, a on nie miał zamiaru wstawać zbyt wcześnie, a do drużyny mógł zapisać się dopiero za rok, bo w czasie pierwszych zapisów miał uszkodzoną kostkę (pieprzony Jung na początku ich znajomości, doprowadził go do upadku ze schodów!), a nikt nie maił zamiaru czekać ze sprawdzeniem jego umiejętności, aż się wyliże z kontuzji.

Na początku myślał, że nie będzie tragicznie, bo w końcu to tylko dodatkowe zajęcia, a do tego tata mógłby go wyręczać w zadaniach domowych... Niestety życie kolejny raz chciało pokazać, że kocha Yoongiego mocno i rytmicznie. Namjoon oświadczył, że owszem może pomóc, ale zadba o to, by jego synowie znali, chociaż jeden język obcy, a skoro angielski ciężko im przychodził, to z braku laku mógł być japoński. Do tego nauczycielka (której imienia Yoongi nigdy nie zapamiętał, ale podejrzewał, że było na „A") była jak ucieleśnienie najgorszych koszmarów. To prawda, że jak małe to wredne, a do tego wymagające w cholerę. Kiedy z jakiegoś powodu wyjechała i dyrektor ogłosił, że nie wróci, by dalej prowadzić lekcje, jej uczniowie wpadli w szaleńczy atak szczęścia. Płakali, dziękowali każdemu możliwemu bóstwu, w przypływie euforii padały nawet wyznania miłosne, dzięki którym Amber zyskała dziewczynę, a Hoseok skończył z sinym policzkiem.

Nowym nauczycielem był Japończyk o aparycji niezłej Japonki, przynajmniej według heteroseksualnej części facetów w grupie, którzy po usłyszeniu głosu pana Matsumoto zaczęli kwestionować swoją seksualność.

Takanori nie ukrywał, że nie ma pojęcia, co robi w tej szkole. A nie jednak wiedział, udowadniał swojemu, pożal się boże, chłopakowi, że nie jest taką divą, jaką by chciał i potrafi pracować! Reita miał nauczkę, żeby nigdy nie podpuszczać swojego ukochanego, bo po urażeniu jego dumy nie dość, że miał celibat, to Ruki postanowił odkurzyć swoje (najpewniej zdobyte w stanie kilkuletniego upojenia alkoholowego) papiery nauczycielskie i zacząć pracować. Do tego miał jeszcze czelność wykorzystywać w sypialni wymówkę nie dziś jestem zmęczony po pracy! Chamstwo, czyste chamstwo zważywszy na to, że on sam NIGDY nie użył tej wymówki. A mógłby, przecież bycie pisarzem to też zawód i mogą boleć go palce od stukania w klawiaturę, a mimo to, był gotów poświęcać się nawet kilka razy dziennie, jeśli tylko nadarzyłaby się okazja!

Wracając, lekcje u Rukiego były przyjemne, nie trzeba było zbytnio się starać, przy tym jednak czegoś tam potrafił nauczyć, bez ciągłego straszenia kartkówkami i sprawdzianami, a to, że na lekcjach zdarzało im się po prostu słuchać j- rocka, czy oglądać jakieś anime, jeśli nauczyciel miał akurat chandrę i nie chciało mu się mówić, to szczegół.

Kiedy Yoongi trwał pogrążony w myślach, do klasy akurat wpadł ich nauczyciel, prezentując się, jak zwykle...specyficznie. To nie tak, że wyglądał źle, po prostu, jego włosy, makijaż, paznokcie... buty na obcasie, sugerowały raczej, że jest to nauczycielka, a później człowiek musiał ciągle powtarzać sobie w myślach nie powiedz proszę PANI, bo jak ci jebnie to Pekin zobaczysz.

– Dzieciaki, jest źle – nauczyciel krążył po klasie, burząc rękami swoje blond włosy – jest kurewsko, kurwa źle – kołował dalej, przestawiając się na swój rodzimy język, z tej prostej przyczyny, że miał wtedy bogatszy zasób wulgaryzmów – Wiecie jak jest źle?! – Zwrócił się w stronę klasy, z szaleństwem błyskającym z oczu – Gorzej, to kurwa było, jak mi facet wparował do domu z dzieckiem i powiedział, że syna mamy!

– Co jest? – Spytał Chen, ciągle bawiąc się ołówkiem, który podtrzymywała górną wargą.

– Dyrektor jest! Wiecie, co ten chuj wymyślił, że na lekcję wpadnie! I ja niby mam wam tę lekcję prowadzić... kurwa, ja nawet nie wiem, gdzie my z materiałem mamy być! – Takanori znów zaczął chodzić w tę i na zad, a stukot jego podwyższanych butów niósł się po klasie. (No co, jak tam na górze stałeś w kolejce po urodę i zajebistość, to mogłeś się po wzrost nie wyrobić, to sobie jakoś trzeba radzić samemu!) Nagle stanął w miejscu, zacisnął pięści, wziął głęboki wdech, policzył do dwudziestu i zaczął się uspokajać. – Dobra, po kolei, czy ktoś w tej klasie ma podręcznik?

Po chwili Ruki otrzymał książkę, którą w sumie oglądał po raz pierwszy w życiu, bo dotąd prowadził lekcje jak mu się podobało. Nagle dopadło go olśnienie, jak nie podpaść swojemu pracodawcy, nie przemęczać się i stwarzać pozory, że jego uczniowie coś potrafią. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak jednym prostym słowem – projekt, ratuje Yoongiego, który sam z siebie nigdy nie wpadłby na to jak spędzić czas z Hoseokiem, tak, żeby nie czuć się głupio przy zapraszaniu go. Teraz nie musiał się wysilać, bo wystarczyło, że będzie z nim w parze w trakcie robienia projektu... o ile ktoś go nie wyprzedzi.

Kiedy mieli dobrać się w pary, Yoongi pierwszy poderwał się z miejsca, prawie przewracając przy tym krzesło. Chyba dawno nikt nie widział, żeby chłopak przemieszczał się tak szybko, by ze swojej ostatniej ławki pod oknem, dotrzeć na drugi koniec sali do Hoseoka. Hyungwon miał przez chwile wrażenie, że ta mała, miętowa pchła, zacznie przeskanować stoliki, ale to jednak byłby już za duży wysiłek.

– Jongdae – Yoongi złapał chłopaka za ramię i odchylił do tyłu. Chen spojrzał na niego i przełknął głośno ślinę. Zielonowłosy uśmiechał się w tak przeuroczy sposób, że mógłby się z nim równać tylko morderca pochylony nad swoją kolejna ofiarą. – Wyglądasz jakbyś cholernie chciał robić to zadanie z kimś innym – Nie musiał mówić nic więcej, bo Chen od razu zabrał swoje rzeczy i przetransportował swój zacny tył do przyjaciela Yoongiego, bo bał się, do czego zdolny jest zakochany kamień.

Tym sposobem, dwa dni później Yoongi stał przed domem Hoseoka i przez dobre dziesięć minut podziwiał dzwonek do drzwi, którego za nic nie chciał nacisnąć.

Cholera Yoongi, weź się ogarnij, jesteś facetem, czy ki chuj?! – Powtarzał w myślach, by się zmotywować. W końcu udało mu się wykonać tę arcytrudną czynność, jaką było naciśnięcie guzika. Po chwili został wciągnięty do mieszkania usadzony w salonie, gdzie na stole ustawione były przekąski, napoje, a na podłodze walały się książki.

Hoseok nie ukrywał, że jest najszczęśliwszym stworzeniem na ziemi, tylko dzięki temu, że ma Yoongiego obok. Niższy chłopak natomiast coraz poważniej rozważał spierdolenie oknem... ewentualnie przez kominek, który był na przeciwległej ścianie. Czuł, że jego organizm wyzwala jakąś reakcję alergiczną na Junga.

Serce biło mu za szybko, kiedy siedzieli blisko siebie, uszy i policzki piekły go, kiedy przypadkiem zetknęli się dłońmi. Do tego, plątał mu się język, dłonie lekko trzęsły i w ogóle nie mógł skupić się na projekcie, bo co jakiś czas nachodziły go głupie myśli, typu czy Hoseok byłby zły, gdyby przejechał palcem po jego szczęce...

– Yoongi – Hoseok zmartwiony machał ręką przed twarzą chłopaka, który już jakiś czas siedział z głową opartą na dłoni i najwyraźniej wpatrywał się w jego profil. – Ej wszystko w porządku? – Zielonowłosy wreszcie wrócił na ziemię, a kiedy zorientował się, do czego doszło, zaczął ewoluować w dorodnego pomidora i unikać patrzenia na Hoseoka. – Słodko wyglądasz, jak się rumienisz – zaśmiał się, przybliżając bardziej do Yoongiego. No w końcu skoro tyle czasu nie mógł na nic liczyć, to musiał jakoś skorzystać z faktu, ze jego urocze kochanie wreszcie jest na wyciągnięcie ręki!

– Ej, nie jestem słodki! Słodkie to mogą być ciastka, a nie ja! I w ogóle, to co ty robisz?! – krzyknął, odsuwając się jak najdalej mógł od chłopaka, ale przez to upadł na podłogę. Jung jakby w ogóle go nie słyszał, zaczął cicho się śmiać, po czym podniósł go. Jakoś tak wyszło, że zamiast jak normalny człowiek zostawić go na sofie, Hoseok stwierdził, że jeszcze chętnie potrzyma go sobie, wiec Yoongi nawet nie zorientował się, kiedy wylądował na jego kolanach. – Pojebało cię?! Puszczaj, mam od tego dupę, żeby na niej siedzieć, a nie na tobie!

– Ale jesteś uparty – westchnął Hobi, po czym nachylił się i pocałował Yoongiego w policzek. Ten natychmiast znieruchomiał i zaczął uciekać wzrokiem, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa. – Czyli tak cię można uspokoić... zapamiętam

Yoongi nie do końca rozumiał, dlaczego za ten tekst Hoseok jeszcze nie leżał zakopany w ogródku. Tak samo umknął mu moment, gdy wciąż na kolanach chłopaka, wtulony w niego pozwolił karmić się żelkami. Jakoś nie wiedział, dlaczego, chociaż nienawidzi dram, to miło mu się oglądało tę, którą znalazł Jung. Tego popołudnia Hoseok nie denerwował go już tak jak na początku i nawet chętnie przymykał oko na to, że chłopak go przytula, nazywa słodkim, a dłonią rysuje szlaczki na jego udzie.

Kiedy na ekranie bohater właśnie gnał przez miasto w deszczu, by przeprosić swoją dziewczynę, Yoongi i Hoseok spojrzeli na siebie. Patrzyli sobie nawzajem w oczy długo, bezwiednie zmniejszając odległość między sobą. Yoongi czuł się jakby serce przemieściło mu się z klatki piersiowej do gardła. Przymknął oczy, zacisnął dłonie na koszuli Hobiego, a ich usta już prawie się połączyły... gdy zadzwonił telefon zielonowłosego. To jakby go otrzeźwiło, bo od razu odskoczył od Hoseoka i pobiegł na korytarz, żeby odebrać i nieco się uspokoić. To musiała być naprawdę silna alergia, skoro zamroczyła go do tego stopnia. I to wcale nie tak, że miał małą ochotę nawrzucać mamie, że przerwała mu pierwszy pocałunek.

Hoseok miał ochotę z nerwów gryźć poduszkę. Było tak blisko! Gdyby tylko ten telefon zadzwonił za minutę, wreszcie spełniłby się jeden z jego snów z Yoongim w roli głównej. (Chwilowo nie liczył na ziszczenie innych, bo jednak były dosyć... szczególne) Cała jego nadzieja poszła się jebać, bo nie było szans, żeby taka okazja powtórzyła się szybko. Yoongi był zbyt uparty, a Hoseok nie miał zamiaru być zbyt nachalnym, skoro już i tak za jakieś małe gesty typu kupienie słodyczy dostał miano stalkera, zboczeńca i zoofila (bo widocznie nazwanie kogoś kotkiem to zbrodnia).

– Muszę lecieć! – zawołał Yoongi, po czym zaczął kierować się do drzwi. Robił to ślimaczym tempem, bo ciągle wahał się, czy zrobić jeszcze jedną rzecz.

– Co, dlaczego?! – Hoseok odbiegł do niego.

– Bo tata wbił sobie zszywki do dłoń. – westchnął Yoongi – Mam siedzieć z braćmi, bo mama musi go zabrać do szpitala... chyba przyszył sobie jakiś materiał, czy gąbkę do tej ręki – Yoongi już naprawdę chciał wyjść, ale w końcu stwierdził, że nie jest jakąś cipą, tylko stuprocentowym facetem, więc nie może bać się zadania jednego, cholernie nieważnego pytania. – Hoseok, bo... – urwał, spuszczając wzrok. – Bo może chciałbyś wyjść kiedyś ze mną – powiedział w końcu na jednym wdechu, tak szybko, że ciężko było go zrozumieć.

– Zapraszasz mnie na randkę? – Hoseok patrzył na niego wielkimi oczami. To było ostatnie, czego się spodziewał. Naprawdę już prędzej założyłby się, że przed wyjściem chłopak przywali mu za próbę pocałunku, ale nie czegoś takiego.

– Interpretuj jak chcesz – powiedział zielonowłosy, po czym szybko wybiegł z jego domu, a niedługo po tym usłyszał z niego głośny okrzyk szczęścia, w wykonaniu Hoseoka.

Hejka moje zbłąkane duszyczki!
Obiecałam i jestem z rozdziałem i nową okładką.
Próbowałam go poprawiać, ale zdycham dziś więc mogłam sporo przeoczyć.

Yoonseok, Reituki... Kocham! ❤
Aż chyba zostawię tych japońców tutaj na dłużej, w końcu dobra nigdy za wiele...

W ogóle, to chyba to, że mam ochotę komentować zachowanie bohaterów własnego opowiadania, źle śledczy. Co prawda jeszcze nie wiem, czy o mnie, czy moich przejawach grafomani, ale jeszcze to ogarnę XD

Tak, że więc ten tego...

Do następnego misiaki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top