Reminiscencja, czyli "co tu się właśnie?..."
Wyskoczenie z propozycją ran...to jest spotkania, (które z całą pewnością nie jest randką i to wcale nie tak, że Yoongi chciałby, żeby tak jednak było) nie było problemem, te zaczęły się, kiedy Suga zastanawiał się, gdzie można zabrać Hoseoka. Nie miał zamiaru zapraszać go na kolację, spacer, czy inny romantyczny szajs, którego raz, że nie rozumiał, a dwa, kompletnie się na nim nie znał. Znów snuł się po domu jak duch, nie zwracając uwagi na wszechobecny armagedon, jaki na co dzień panował u jego rodziny.
Zrezygnowany usiadł w salonie, czy raczej półzaległ na kanapie, z nogami wyciągniętymi maksymalnie na dywan. Na fotelu obok siedział jego ojciec, próbujący zmienić stronę książki mimo opatrunku na ręce. Kto by pomyślał, że obijanie wezgłowia łóżka gąbką okaże się tak niebezpieczne? A tak, Jin, ale Namjoon jaz zwykle wiedział lepiej, a zszywki tapicerskie zbyt go kusiły.
– Pomóc ci? – spytał Yoongi, po czym nie czekając na odpowiedź wstał i odwrócił stronę, która była już zmaltretowana jakby Tae składał z niej orgiami bez uprzedniego wyrwania. Nie był to jakiś zryw synowskich uczuć, ale widok jego ojca robiącego z siebie debila dołował go jeszcze bardziej.
– Powiesz, co cię gryzie? – Zaciekawił się Namjoon, widząc, że jego syn znów pada na sofę i wypala wzrokiem dziurę w suficie. Nie uzyskał jednak żadnej odpowiedzi. Yoongi jedynie spojrzał na niego jak na idiotę, po czym przetransportował się do kuchni, nie mając zamiaru zwierzać się rodzicom ze swoich problemów. W końcu jeszcze by pomyśleli, że jest zakochany, albo w ogóle, że kogoś ma! A przecież on tylko zaczyna lepiej dogadywać się z kolegą z klasy i chce z nim spędzić trochę czasu...i to wcale nie tak, że jak ostatnio oglądał z mamą komedię romantyczną to potem śniło mu się, że on i Hoseok to wszystko przeżywają, co do tej pory wywoływało na jego ustach nikły uśmiech na samo wspomnienie.
Snucie się po domu i udawanie, że dłubanie w jedzeniu to nowa metoda jego spożywania, ciągnęły się jeszcze kilka dni. Rodzice czasem go wypytywali, ale znając jego dziwactwa, nie starli się za bardzo. Poza tym mieli dość zmartwień z nowym hobby Tae...Co prawda to nic złego, że chłopiec zainteresował się sztuką i poprosił o farby, które szybko otrzymał, problemem było to, że postanowił przerobić dom na kaplicę Sykstyńską, ale rodzice najwyraźniej nie umieli docenić jego wrodzonego geniuszu i gniewali się, za odrobinę farby na ścianach.
Kookie nie miał zamiaru odpuścić, tak jak mamusia i tatuś. Przecież Yoonie był i jest jego najukochańszym braciszkiem, a Gukie nie mógł pozwolić, żeby ten chodził smutny. Jungkook nie lubił, kiedy ktokolwiek był smutny, nawet Kicuś, co czasem mu się zdarzało, kiedy Tae bawił się nożyczkami.
Poczłapał na swoich krótkich nóżkach do pokoju Yoongiego. Na całe szczęście starszy tym razem nie zamknął drzwi na klucz. Gukie uważał, że w domku w ogóle nie powinno być drzwi, bo tylko przeszkadzały. I pukanie też było głupie, bo potem bolały paluszki, a drzwi i tak nie zawsze się po tym otwierały.
Wdrapał się na łóżko, kładąc obok Yoongiego i ciągnąc za słuchawki wyrywając mu je z uszu. Zaskoczony chłopaka otworzył szeroko oczy i spojrzał na brata, który udawał, że niema pojęcia, co się stało i tylko wpatrywał się w wiszący na ścianie plakat.
– Kook, co jest? – spytał, podnosząc się i dokonując wzrokiem pobieżnych oględzin dzieciaka, na wypadek gdyby znów trzeba było interwencji z plastrami z pokemonami... po które najpewniej Yoongi musiałby biec do najbliższej apteki, bo nigdy ich nie było w domu. Co z tego, że mógłby nalepić małemu zwykły, skoro ta mała pchła chciała mieć na policzku Bulbasaura, to tak musiało być i Yoongi mógłby przeprowadzić godzinny wykład na temat tego, dlaczego.
– Yoonie nie bądź smutny – powiedział Jeongguk wtulając się w swojego braciszka, z całego swojego małego serduszka wierząc, że przytulenie może zdziałać cuda i dać miłe ciepełko, jak mięciutki kocyk. Yoongi wziął braciszka na ręce, udając, że nie słyszy wszystkich pytań odnośnie jego samopoczucia ulatujących z ust malucha.
– A jak dam ci ciastka, to uwierzysz, że nie jestem smutny? – Jungkook pokiwał głową z taką prędkością, jakby starał się ja zrzucić z karku. Nie można było w końcu dopuścić do tego, że Yoongi by nie zauważył jego entuzjazmu. Szybko znaleźli się w kuchni, gdzie Kookie otrzymał obiecana puszkę w misie z ciastkami wypieku mamy, do których teoretycznie i praktycznie nie miał dostępu. Chciałby być już taki jak Yoonie, bo on nie musiał prosić o ciasia, tylko szedł i brał.
Nagle Yoongi poczuł wibracje w kieszeni swoich spodni, więc zostawił brata, który i tak tego nie zauważył zbyt pochłonięty próbą zlizania czekolady z nosa (był pewien, że gdyby miał język jak okapi to by mu się udało...i mógłby polizać swoje oczko, a był ciekawy jak ono smakuje)
– Czego? – warknął do telefonu, kierując się do swojego pokoju
– Zluzuj stringi Yoongas, zwal sobie, oddzwoń jak ci ciśnienie zejdzie, a ja sobie arbuza skończę – powiedział Mark tonem filozofa, po czym zaczął przeżuwać z takim uczuciem, że Yoongi mógłby się założyć, że Tuan trenuje na biednym owocku zaspokajanie dziewczyny... co prawda nie podejrzewał przyjaciela o nagłą zmianę orientacji, ale cóż, może zakładał, że ta umiejętność kiedyś ocali mu życie?
– Do rzeczy – westchnął Yoongi, robiąc w myślach szybki przegląd znanych sobie osób i kalkulując, dlaczego na najlepszych przyjaciół obrał sobie akurat Marka i Hyungwona... w sumie robił to od pięciu lat i ciągle nie znalazł uzasadnienia
– Chciałem ci ocalić dupę i dać fajne bileciki, żebyś jakoś miło spędził czas z Hośkiem, ale skoro taki niemiły jesteś to może znajdę sobie kogoś chętnego i sam je wykorzystam
– Jakaś zniżka do love hotelu?
– Pff, o co ty mnie podejrzewasz, zboczeńcu!? – Mark uniósł głos oburzony. – A chciałbyś? – powiedział po chwili, wywołując śmiech u przyjaciela.
Tym sposobem Yoongi stał się szczęśliwym posiadaczem dwóch biletów do parku rozrywki, które miał zamiar wykorzystać w najbliższą sobotę. To znaczy nie miał zamiaru, miał tylko jednego przyjaciela, który umiał go zagadać i drugiego, który miał palce pianisty i niezauważalnie umiał ukraść mu telefon z kieszeni, wysłać sms do Hoseoka, a potem uciec na tyle szybko by nie utracić swoich klejnotów rodowych.
Nadszedł wyczekiwany, niczym gwiazdka przez Hoseoka i niczym leczenie kanałowe przez Yoongiego, dzień. Co prawda byli umówieni dopiero na wieczór, więc teoretycznie każdy miał furę czasu na przygotowanie, ale i tak przeżywali to jakby, co najmniej szykowali się na swój ślub. Chociaż i tak całkiem inaczej.
Yoongi nie mógł zasnąć w nocy, przeżywając w głowie każdy możliwy scenariusz ich ran... spotkania. O szóstej nie mógł znieść leżenia i tworzenia coraz to nowszych wyobrażeń, które dzieliły się na te tragiczne i przesłodzone. Kierując się zasadą, że myśli zawsze można czymś zająć, zaczął oglądać filmiki ze słodkimi kotkami. Działało, naprawdę... do momentu, gdy nie zobaczył małego białego kotka, który śpi sobie, a po chwili obok niego kładzie się kolejny, brązowy o roztrzepanym futerku i zaczyna łapką drażnić uszko jasnego kolegi. Yoongi nie miał pojęcia, dlaczego to przypomniało mu o dniu, gdy z Hoseokiem robili projekt, ale gdy się zorientował, odrzucił telefon i postanowił wyjść na spacer.
Jin wstał w wyśmienitym humorze, więc postanowił porozpieszczać swoich mężczyzn, dobrym śniadaniem. Może też dlatego, że jedna z sąsiadek wjechała mu bezceremonialnie na ambicję i podważyła jego zdolności kulinarne, więc postanowił przebić wszystko, co według kobiety było jej specjalnością. Między innymi gofry, które później Tae miał do niej zanieść, bo oczywiście czystym przypadkiem upiekło się ich za dużo. Jin doprawdy nie rozumiał, co Nam ma na myśli, kiedy nazywa go serialową żonką.
Zawołał wszystkich na śniadanie, ale jedno krzesło ciągle pozostawało puste. Wykluczając opcje, że ma już na tyle posuniętą demencje starczą, że nie pamięta ile dzieci przyszło mu posiadać i wychowywać, zaczął wywoływać Yoongiego. To było normalne, że przychodził na śniadanie ostatni, ale nigdy nie trzeba było wołać go siedemnaście i pół raza. Pół, gdyż w takcie osiemnastego okrzyku, Namjoon włożył mu do ust truskawkę z bitą śmietaną. Chwilę później, do domu wszedł Yoongi, otrzepując nogawki spodni, chociaż nic to nie dało i ciągle widoczne na nich były ślady po trawie.
– Poszedłem rano na spacer – oświadczył, siadając przy stole i nakładając sobie jedzenie. Wziął pierwszy kawałek ciasta do ust, ale nie był w stanie go rzuć, bo utrudniały mu to natarczywe spojrzenia rodziny. Jin wciąż stał przy stole, z oczami jak spodki filiżanek. Namjoon miał usta otwarte, a widelec zatrzymał w pół drogi do nich, Kookie trzymał lewą rączkę na gofrze, rozbryzgując wokół bitą śmietanę, a Tae...Tae, jako pierwszy zareagował na bądź co bądź niecodzienne zachowanie brata.
– Yoonnie sam wstał rano! – Chłopiec wstał ze swojego miejsca, tak nagle, że krzesło upadło – Apokalipsa, kosmici, kalafiory, Illuminati, wszyscy umrzemy! – Zaczął biegać po domu z rękami w powietrzu
– Yoongi, dobrze się czujesz? – spytał Jin spokojnie, gdy otrząsnął się z szoku.
– Tak, tylko idziemy z Hoseokiem gdzieś i tak jakoś nie chciało mi się spać – Jin i Namjoon spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym wrócili do śniadania, a Yoongiemu pozostało zastanawiać się, co znaczą te dziwne uśmieszki, które posyłają sobie rodzice i modlić się, by za kilka dni nie usłyszał wyjaśnienia w postaci znów zostaniesz bratem.
Tym czasem w domu Hoseoka przygotowania do randki trwały od rana, a z pokoju można było bez problemu usłyszeć każdy szczegół dyskusji między nim i jego przyjaciółmi. Na całe szczęście rodzice chłopaka byli już w pracy, bo gdyby musieli słuchać jak przeszło dwie godziny zajmuje im samo wybranie spodni, to zaczęliby się zastanawiać, czy już za późno na reklamację dziecka.
Lisa leżała w poprzek jego łóżka, głową w dół, a jej włosy dotykały kremowego dywanu, a właściwie dotykałyby, gdyby nie warstwa ubrań wyrzuconych z szafy, bo akurat tego dnia Hoseok postanowił odkryć w sobie pierwiastek kobiecy, niestety nie w postaci ponadprzeciętnej intuicji, a tego, że nie miał się w co ubrać. Chen kręcił się na krześle, przeniesionym od biurka, na drugi koniec pokoju.
– A to? – spytał Hoseok płaczliwym niemal głosem, chociaż gdzieś w duchu czuł, że zaraz będzie leciał na zakupy, bo choć myślał, że ubiera się całkiem nieźle, to nagle nic nie wydawało się odpowiednie. Jego przyjaciele zmierzyli wzrokiem ciemne, przetarte jeansy, białą koszulkę z nadrukami i czerwoną bluzę.
– Wywal bluzę – zawyrokował Chen, przygryzając gumkę ołówka, który nie wiadomo, kiedy znalazł się w jego dłoni.
– Zostaw, spodnie zmień na czarne – Hobi od razu zanurkował w stertę na podłodze by znaleźć spodnie – Nie takie, czyste, bez przetarć, dziur, zwykłe – instruowała dziewczyna.
– Te bierz, te! – Jongdae poderwał się z miejsca, by z wnęki między szafą a ścianą wydobyć połyskujący materiał skurzanych spodni – Nie wnikam skąd to masz, ale zakładaj! – Lisa miała wrażenie, że chłopaka zaraz zacznie podskakiwać, więc jako dobra przyjaciółka rzuciła w niego poduszką z braku czegoś cięższego pod ręką.
– Pojebało? Co on ma tam striptiz mu urządzić?
– Czemu nie? Ja bym poleciał – zaśmiał się chłopak, wskakując na łóżko obok blondynki. Hoseok rzucił ubrania na ziemię, a swoje ciało na materac po drugiej stronie dziewczyny. Nie myślał, że będzie tak ciężko.
Nie lepiej sytuacja prezentowała się w domu państwa Kim. Yoongi chcąc się odstresować... poszedł spać, co po niemal bezsennej nocy przyszło mu bardzo łatwo. Pewnie jeszcze długo pozostawałby w stanie błogiej nieświadomości i miłych sennych fantazji, gdyby nie to, że Seokjin postanowił otworzyć drzwi, gdy zadzwonił dzwonek.
– Dobry panie Kim – niemal jednocześnie powiedzieli Hyungwon i Mark, bez zatrzymywania kierując się na piętro z kilkoma torbami. Jasnym było, że ich przyjaciel nie zajmie się sobą należycie, więc oni muszą zadbać, by jakoś się prezentował i w końcu znalazł miłość życia. Poza tym to oni będą ofiarami złości Yoo, gdyby wszystko okazało się katastrofą. Tak, więc to nie nadgorliwość, to nie wtrącanie się w życie przyjaciela, to tylko instynkt samozachowawczy.
– Yoongi! – krzyknął Mark, wskakując na łóżko i jednocześnie na swojego przyjaciela. Ten przeklął, krzyknął i skopał natręta ze swojego ciała, by nie zarazić się od niego przypadkiem głupotą.
– Czego?! – krzyknął miętowowłosy, przecierając zaspane oczy. Zamiast odpowiedzi, uzyskał tylko dziwne spojrzenia pozostałej dwójki. Stali oni niemal opierając się nawzajem o swoje ramiona, brody podbierali na dłoniach, a głowy co chwilę przekręcały się to w lewo to w prawo.
– Dużo pracy – zawyrokował Hyungwon, przybierając najbardziej oceniający wyraz twarzy, jaki miał w swoim asortymencie.
– Farbujemy go? Niby jeszcze tego nie robiłem, ale mam różową farbę – oświadczył Tuan, robiąc z palców kwadrat, jakby chciał uchwycić twarz Yoongiego w kadr i zwizualizować go sobie w nowym kolorze.
Yoongi przełknął głośno ślinę i zaczął dyskretnie kierować się do drzwi, nie chcąc nawet zgadywać, co poza farbą jest w siatkach jego przyjaciół. Los przez chwilę mu sprzyjał, bo zajęci rozmową, nie zwracali na niego uwagi...ale nic nie trwa wiecznie.
– Nie tak szybko – usłyszał głos Hyungwona i z nieznanych przyczyn przed oczami przeleciało mu pół życia.
Przed osiemnastą Yoongi był już gotowy. Chociaż dla niego to nie było już, a nareszcie. Naprawdę nie wiedział jak znalezienie w jego szafie najzwyklejszych spodni, których przecież miał pełno i białej koszuli z czarnym wzorem musiało zając tyle czasu, dlaczego wcześniej przymierzył prawie dwadzieścia innych zestawów i walczył z dziwną potrzebą jego przyjaciół, by umalować go i wcisnąć w różową, bluzę.
Hoseok miał na niego czekać przed parkiem rozrywki, chociaż bardzo mu się to nie podobało, ale Yoongi bardzo dosadnie wyjaśnił mu co zrobi, jeśli Jung pojawi się w pobliżu jego domu. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co odwaliliby jego rodzice na widok chłopaka.
Dotarł prawie na miejsce, ale nie miał zamiaru zbyt szybko podejść do Hoseoka, który czekał na niego krążąc niespokojnie. To nie tak, że Yoongi się bał, on po prostu uważał, że boczna uliczka za budynkiem jest idealnym miejscem na odpoczynek. Bo przecież nie na krajówkę, z której mógł obserwować jak Hobi prezentuje się w czarnych, dopasowanych spodniach, tego samego koloru koszulce i fioletowej koszuli. Co chwilę wychylał głowę zza rogu, by popatrzeć na chłopaka, a kiedy miał wrażenie, że ten odwraca się, szybko wracał do kryjówki przylegając plecami do ściany. Nie wiadomo czy powtórzył ten manewr pięć, czy piętnaście razy. W końcu szczęście go opuściło i gdy jego głowa wychyliła się zza budynku dostrzegła machającego do niego Hoseoka. Przeklął i wciskając dłonie w kieszenie podszedł do niego ślimaczym tempem.
Hoseok się bał. Zwyczajnie. Nienawidził kolejek, na samą myśl o wejściu do wagoniku żołądek podchodził mu do gardła, a mroczki pojawiały przed oczami. Im dłużej czekał na Yoongiego i wsłuchiwał się w dobiegającą zza ogrodzenia muzykę, a ponad nim dostrzegał niektóre z atrakcji, tym bardziej miał ochotę uciec i wytłumaczyć się pogrzebem chomika. Promyczek na pewno by mu wybaczył ponowne uśmiercenie...
Zmienił zdanie, gdy dostrzegł Yoongiego. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy ta zarumieniona, miętowa kicia, szła w jego stronę. Mógłby patrzeć na niego bez przerwy i nawet perspektywa śmierci ze strachu była w tym momencie całkiem znośna, jeśli miał umierać obok niego.
– Ślicznie wyglądasz – powiedział Jung, na powitanie, wewnętrznie piszcząc jak mała dziewczynka, kiedy zauważył, że na jego słowa Yoongi staje się jeszcze bardziej czerwony.
– Ja...ten...no dzięki – Yoongi ledwo był w stanie wydobyć z siebie jakieś słowa. Nie rozumiał swojej reakcji, ale z każdą minutą spotkanie wydawało mu się gorszym pomysłem. – Też...też dobrze wyglądasz. Znaczy zawsze wyglądasz świetnie, ale dziś... – Urwał zażenowany tym, co mówi. Bał się nawet spojrzeć na Hoseoka, który na pewno miał go teraz za debila. W tym czasie Hobi zastanawiał się czy umarł i właśnie zmierza do nieba, bo nigdy nie spodziewał się, że Yoongi powie mu coś miłego i do tego przez to przyzna, że też zwraca na niego uwagę.
Weszli do parku, a Hoseok od razu objął Yoongiego w talii, przez co ten miał ochotę zwyzywać go od zboczeńców i prześladowców. No cóż, nie zrobił tego, ale tylko dlatego, że przecież on go zaprosił, więc tym razem ten rąbany stalker go nie śledził i może takie przytulanie było nawet troszeczkę przyjemne. Ale tylko troszeczkę...
Yoongi poprowadził ich do pierwszej kolejki, która jak na gust Hoseoka była za wysoka, za szybka i zbyt łatwo mogła doprowadzić do zgonu. Miał ochotę zaciągnąć chłopaka daleko od tej piekielnej maszyny, ale zamiast tego zajął miejsce obok niego z wielkim uśmiechem. Przecież nie przyzna, że się boi, a skoro Kim jest obok niego, na pewno nie będzie tak źle.
Było źle. Było bardzo, bardzo źle. Wagoniki wznosiły się powoli coraz wyżej, co Hoseok starał się przyjąć z tak grobową miną jak Yoongi, ale był przekonany, że głośne przełykanie przez niego śliny słychać nawet w Kazachstanie, jeśli nie dalej. Zatrzymali się na górze, a Hobi popełnił największy błąd swojego życia – spojrzał dół, a całe jego dotychczasowe życie przemknęło mu przed oczami. Kiedy ruszyli w dół, pokonując ostre zakręty, wznosząc się znów do góry i podskakując, co według niego nie powinno mieć miejsca, czuł jakby umierał.
Yoongiego jazda bawiła, śmiał się, krzyczał podekscytowany i przez praktycznie całą przejażdżkę był pewien, że potwornie głośne okrzyki Hoseoka to też wynik entuzjazmu. Dopiero, gdy zatrzymali się, a Jung wyglądał jak rozbitek z Tytanika, który zdążył na tratwę, zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Chłopaka zmieniał kolory i ledwo stał, więc Yoongi, szybko objął go, prowadząc do jednego ze stołów, przy jakiejś budce z jedzeniem.
– Hobi – potrząsnął jego ramionami, chcąc go ocucić – Hobi, dobrze się czujesz? – Pytał spanikowany i zastanawiał się, czy już wzywać pomoc, ale na szczęście Hoseok zaczął znów kontaktować.
– Tak, wszystko dobrze – powiedział, uśmiechając się słabo – Tylko posiedźmy jeszcze chwilę
Yoongi zostawił go na chwilę na ławce i pobiegł po coś zimnego do picia. Kiedy wrócił, podał mu Sprite i usiadł na obok, łapiąc go za ramię. Oczywiście nie przytulał się do niego, zadowolony, po prostu pilnował, żeby nie upadł.
– Mogłeś powiedzieć, że się boisz – powiedział cicho. Jung sam czuł się głupio, że tak się zbłaźnił i do tego wpędził miętową kicię w jakieś irracjonalne poczucie winy.
– Nie przejmuj się – Uśmiechnął się już szeroko i szczerze, by po chwili mocno objąć zdziwionego tym ruchem Yoongiego. – Bałem się, ale bardziej martwiłem się, że jeśli tym razem ci odmówię, to kolejnej okazji na randkę z tobą mogę już nie mieć. – Yoongiemu z jakiegoś powodu nie przyszło nawet do głowy, żeby zaprzeczyć temu, że ich spotkanie jest randką. Był zbyt zajęty zastanawianiem się, czy Hobi słyszy jak mocno bije mu serce.
– To może chodźmy gdzieś indziej? – spytał chłopak, wstając i łapiąc Junga za rękę.
– Nie chciałeś pojeździć na tych kolejkach? Spokojnie, poświęcę się. Za drugim razem na pewno już nie będzie tak źle
– Przyznaj, chcesz zemdleć, żebym musiał zrobić ci usta– usta – zaśmiał się Yoongi, ciągnąc, go w kierunku wyjścia. Już nie przejmował się tym, co mają robić i gdzie iść, bo doszedł do wniosku, że jeśli będą wtedy razem to wszędzie będzie się dobrze bawił.
– Przejrzałeś mnie – Nagle, Hoseok zauważył budkę, do której po prostu musiał podejść. W końcu, jaki byłby z niego chłopak, gdyby nie dał nic Yoongiemu? Już idąc do parku zastanawiał się nad kupnem kwiatów, ale zrezygnował, bo po prostu Kim nie wydawał mu się osobą, której mogłoby się to spodobać... co innego wygranie dla niego misia. W końcu każdy lubi pluszaki!
Zakładał, że za pierwszym razem za żadne skarby nie strąci wszystkich puszek z trzech wieżyczek, więc od razu zapłacił za trzy szanse. Tęgawy mężczyzna, podał mu koszyczek z dziewięcioma piłkami i życzył powodzenia, a Yoongi obserwował go jak kosmitę. Chłopak wziął pierwszy zamach, a piłka przeleciała obok puszek, kolejna nad nimi, a jeszcze jedna strąciła tylko tę, która stała na szczycie. To było trudniejsze niż się wydawało.
Kim obserwował go rozbawiony. To było ciekawe widzieć jak ta słoneczna kulka szczęścia, zaciska nerwowo szczękę i przeklina pod nosem, bo nie jest w stanie wygrać. Był nawet uroczy. Hobi odwrócił głowę, słysząc cichy śmiech. Przez chwilę obserwował uważnie Yoongiego, roztapiając się w środku nad tym jak ślicznie wyglądał z uśmiechem. Nawet jeśli wyśmiewał się z niego. Zagryzł wargę, odwrócił się i wziął mocny zamach, strącając pierwszą wieżyczkę i to samo po chwili spotkało dwie kolejne. Podskoczył zadowolony, odbierając nagrodę w postaci dużego misia, o przyjemnym futerku z kokardą przewiązaną wokół szyi.
– Proszę – Wręczył zaskoczonemu Yoongiemu zabawkę, bez namysłu nachylając się i całując go w policzek. Nawet jeśli był to krótki całus, Yoongi musiał przyznać, że usta Hoseoka są miękkie i może trochę chciałby sprawdzić jak smakują. Tak tylko troszeczkę.
Trzymając się za ręce wyszli z parku, a im dalej od niego byli tym lepszy humor miał Hoseok. Może też dlatego, że Yoongi ciągle z nim był, nawet jeśli wykorzystywał go jako tragarza, bo nie chciało mu się nieść misia. Chodzili po mieście bez celu, rozmawiając na każdy temat, jaki wpadł im do głowy, śmiejąc się i nieświadomie zbliżając do siebie coraz bardziej. Trzymanie się za dłonie nagle wydawało im się niewystarczające, więc szli wtuleni w siebie, a Hobi był pewien, że jeśli chłopak by tego chciał, to zaraz wziąłby go na ręce.
Kiedy tak błądzili, trafili na chłopaka, który siedząc na murku w pobliżu małej kafejki grał na gitarze. Uśmiechał się delikatnie, co jakiś czas poruszając głową, żeby odgarnąć ciut przydługie, kręcone włosy, co każdorazowo spotykało się z wysokimi chichotami kilku dziewczyn, które otoczyły go. Hoseok pociągnął w jego stronę Yoongiego, który miał ochotę zaprzeć się nogami i zrywać piętami kostkę brukową. Tylko jak tu się niby opierać, kiedy Hobi uśmiecha się rozbrajająco, no nie da się, chyba, że masz poważne problemy ze wzrokiem.
Chłopak zaczął grać trochę szybszą melodię, która od razu spodobała się Jungowi, więc usadził misia na murku przy gitarzyście, prosząc jedną z dziewczyn by go chwyciła w razie upadku. Ta zgodziła się, po czym szturchnęła łokciem przyjaciółkę i zaczęła szeptać jej coś do ucha, po chwili obie zaczęły patrzeć to na chłopaków, to na siebie i śmiać się, na co Yoongi nie miał pojęcia, czy zapaść się pod ziemię, czy je zabić.
Hoseok złapał go w tali i zaczął delikatnie poruszać się w rytm muzyki. Yoongi nie miał ochoty współpracować, zwłaszcza, że i widownia i sam grający przyglądali im się z podejrzanymi uśmieszkami.
– Hobi, ja nie tańczę – powiedział, starając się wyrwać.
– Właśnie widzę, mógłbyś zacząć współpracować. Spokojnie – powiedział, gładząc chłopaka po plecach i znów zaczynając się lekko poruszać. Z zadowoleniem zauważył, że Yoongi poddaje się, wtula w niego i pozwala prowadzić. Powiedzieć, że Hoseok był w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, nie oddawało nawet w jednej setnej tego jak się czuł. Mógłby zostać tak z Yoongim w ramionach już na zawsze, kompletnie nie widząc otaczającego ich świata, bo cały świat miał teraz przy sobie i nie chciał nigdy go oddać.
Muzyka ucichła, oni zatrzymali się patrząc sobie w oczy i wszystko zdawało się być idealnie. Znów nieświadomie, trochę nieśmiało ich twarze zbliżały się do siebie, serce Yoo biło mocno, jakby starało się uciec. I nagle cała magia zniknęła, kiedy jedna z obserwujących ich dziewczyn kichnęła jak tyranozaur z alergią na pyłki. Chłopcy odsunęli się od siebie zaskoczeni, a potem tak jak wszyscy pozostali wlepili wzrok w dziewczynę. To był pierwszy raz, kiedy Hoseok naprawdę miał ochotę kogoś zabić i był pewien, że każdy sąd go uniewinni.
Zabrali pluszaka, znów złapali się za dłonie i zaczęli kierować się do domu Yoongiego. Żaden z nich nie wspomniał o tym, co prawie się stało, ani tym bardziej nie próbowali tego powtórzyć. Szli po prostu mówiąc o wiele mniej, za to praktycznie cały czas spoglądając na siebie z uśmiechem.
– Stąd już pójdę sam – powiedział Yoongi niepewnie, zabierając przytulankę z rąk Hobiego.
– Nie mogę cię odprowadzić?
– Wolę nie, boję się, że tata i mama coś odwalą, bo pewnie sterczą w oknie – Mimo wszystko żaden z nich nie ruszył się z miejsca, jakby czekali na coś. Może rzeczywiście tak było, a może walka z własnymi myślami znów pochłonęła Yoongiego na tyle, by zapomniał jak korzystać z nóg...
Po chwili jednak ta zacięta walka w podświadomości miętowowłosego skończyła się i Yoongi nie myśląc o niczym po prostu zbliżył się do Hoseoka i szybko połączył ich usta. Trwało to naprawdę krótką chwilę, ale na tyle długą by mógł stwierdzić, że chciałby czuć jak są miękkie i słodkie o wiele częściej. Najwyraźniej dziwna alergia na Hoseoka znów dawała o sobie znać.
Nie czekając na żadną reakcję, złapał mocniej misia i zaczął biec w stronę domu, a Hoseok ciągle stał w miejscu patrząc za nim, z otępiałym wyrazem twarzy.
– Co tu się właśnie?... – powiedział cicho, dotykając palcami swoich ust, by po chwili rozciągnąć je w szerokim uśmiechu, który nie znikał jeszcze bardzo długo z jego twarzy. Chociaż okrzyki radości mógł powstrzymać do czasu, gdy znajdzie się w domu, bo ucieczka przed dobermanem sąsiada Yoongiego, który niekoniecznie lubił być budzony przez zakochanych nastolatków, nie była na szczycie jego marzeń. Ale co tam, kilka zadrapań, po biegu przez krzewy, w końcu miłość wymaga poświęceń...
Hej zbłąkane duszyczki...
Starałam się, jasne? Serio próbowałam, ale ja nie umiem w takie rzeczy, do tego Yoongi zachowuje się za bardzo jak ja! I wiem, że mogło być lepiej, bo w końcu randka Yoonseoka, to powinno być coś dobrego, ale ja jestem grafoman, upośledzony w kwestii romantycznej, który z jakiegoś powodu pisze o miłości, czego robić nie powinien...
Powiem wam jeszcze, że wracamy od kolejnego rozdziału do teraźniejszości, skoro już wiemy jak dziwny związek się zaczął. Może kiedyś zrobimy jeszcze raz wycieczkę do przeszłości, zerknąć na początki tej rodzinki ^^
W ogóle to, zostawiać rozdziały tak, czy ciągle wam je dzielić na dwie części?
Do następnego misiaki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top