Kłopoty w raju 2
Yoongi nie był romantykiem i z tym wszyscy mgli się zgodzić, ale z jego przekonaniem o tym, że nie jest miękką kluską nie zgodziłby się nikt, a już na pewno nie jego najlepsi przyjaciele.
Zaraz po lekcjach Mark i Hyungwon popędzili do domu państwa Kim, aby okazać wsparcie, zrozumienie i solidarnie najeżdżać na Hoseoka, który przecież wcale taki idealny nie był. To nie tak, że nie chcieli iść wcześniej, ale Hyungwon kategorycznie odmówił ucieczki ze szkoły. On mógłby sobie na to pozwolić, ale biorąc pod uwagę, że frekwencja Marka była tak niska, że sam kazał swoim znajomym jej pilnować, musieli się wstrzymać. Na ich nieszczęście pana Matsumoto nie było tego dnia w szkole, a był jedyną osobą, która za zdanie relacji z całej dramy wpisałaby im delegację i mogliby się zmyć.
Spodziewali się, że Hoseok też będzie gdzieś w pobliżu domu Kimów. Jakby nie patrzeć, wybiegł za swoim chłopakiem ze stołówki, więc na logikę powinien chyba do jego domu też iść. Mieli nawet zabrać Lisę, żeby ewentualnie pobawiła się w goryla i pokazała jakie fajne chwyty można przetestować na Hobim, ale jak się okazało jej obecność byłaby zbyteczna. Hoseok na początku rzeczywiście biegł w kierunku domu Yoongiego, co zmotywowało Hyungwona i Marka do sprintu. Cali czerwoni i zdyszani dotarli pod dom Kimów i gdy opierając ręce na kolanach łapali oddech, dotarło do nich, że Hoseoka nie ma, a przecież nawet jeśli go wyprzedzili, to powinien zaraz po nich dobiec na miejsce.
Mark zapukał do drzwi, a kiedy te się otworzyły wydał z siebie niemęski pisk, wskoczył na ręce Hyungwona, który był w takim szoku, że nie do końca docierało jeszcze do niego, co widzi. W drzwiach stał Jin uzbrojony w kij baseballowy, a za nim czaił się Tae z kartonem jajek, z czego jedno trzymał w dłoni z zamiarem rzucenia w intruza.
– To Hyungwon zjadł pana całe ciasto przed świętami! Niech go pan pobije! – wrzasnął Tuan.
– Boże, myślałem, że to Hoseok. Wchodźcie, Yoongi jest w swoim pokoju – westchnął Seokjin, puszczając uwagę o cieście mimo uszu, w końcu i tak wiedział, że pozbycie się go było dziełem wspólnym co najmniej czterech osób.
Ten dzień z pewnością nie był przychylny przepowiedniom Marka i Hyungwona. Najpierw nie trafili z tym, że Hoseok pojawi się w domu ich przyjaciela, a teraz z tym, że zastaną Yoongiego w kompletnej rozsypce. Chłopak siedział na łóżku przytulając poduszkę do brzucha. Wielki miś, który wcześniej zajmował honorowe miejsce na pościeli, leżał pod drzwiami szafy, a nieliczne zdjęcia pary, jakie znajdowały się w pokoju były poodwracane.
– Yoongi! – Mark wepchnął Hyungwona do pomieszczenia, przez co ten zamiast sterczeć na progu niczym przedstawicielka najstarszej profesji świata pod latarnią, wpadł w czułe objęcia dywanu i tym samym dał Tuanowi szansę na wskoczenie do łóżka i mocne przytulenie Yoona. Notabene przytulenie tak moce, że jękowi przytulanego towarzyszył tajemniczy chrzęst. Na szczęście nie było to złamanie żebra, ale na nieszczęście nie rozgryźli, co zostało uszkodzone.
– Brawo, uduś go. Nie dość, że będzie martwy, to będzie jeszcze martwy i samot... – Hyung nie miał szans dokończyć. Mark uwalniając swojego wewnętrznego kota i doskoczył do niego. Tym razem nie było wątpliwości, że trzask i jęki to bliskie spotkanie trzeciego stopnia potylicy z podłogą i wątroby z kolanem Marka.
– Brawo Kapitanie Subtelność, siostrze też byś powiedział, że nie dość, że kot umarł, to jeszcze Mikołaj nie istnieje?! – krzyknął Tuan, kładąc dłonie na szyi swojej ofiary, ale na szczęście nie pomyślał o tym, że duszenie jest bardziej efektywne, gdy użyje się do tego celu nieco więcej siły niż do przytulenia pisklaka.
– Nie mam siostry, kota i dziewczyny! – Hyungwon odepchnął go i podniósł się – Wróć, bez ostatniego. W sensie, nie to, że mam, ale to nie moment na takie rzeczy.
– Dobrze, że nie masz siostry, bo byś jej to powiedział, jak nie masz kota, jak mamy Yoongiego i właśnie zraniłeś jego uczucia, a dziewczyny nie masz, bo gdyby chcieli sprawić, że tęczowa flaga będzie bardziej pedalska, to moja twarz byłaby oficjalnie dodana z jednej strony, a twoja z drugiej – Mark zakończył swój wywód, żałując, że jednak nie zdecydował się zapuścić włosów, bo mógłby nimi epicko zarzucić niczym rączy rumak Zorro (chociaż po swojej ostatniej amatorskiej próbie rozjaśniania cieszył się, że w ogóle jakieś włosy ma). Dopiero wtedy dotarło do niego, że Yoongi, mówiąc grzecznie, kładzie męski narząd rozrodczy na zamieszanie w swoim pokoju i po prostu położył się, wlepiając wzrok w sufit.
Yoo rzeczywiście nie poświęcał swoim przyjaciołom żadnej uwagi. Co jakiś czas sprawdzał swój telefon, aż w końcu odpuścił i położył go obok siebie. Miał mętlik w głowie. Wiedział, że kocha Hoseoka, a może kochał, bo tak jak wcześniej nie rozumiał, co czuje do chłopaka, nawet gdy zaczęli się już spotykać, tak teraz nie miał pojęcia, dlaczego tracąc kogoś bliskiego nie czuje kompletnie nic. Powinien chyba być zrozpaczony, albo wściekły, ewentualnie miotać się między tymi uczuciami, a tymczasem czuł się po prostu pusty, tyko okazjonalne ukłucie w sercu przypominało mu, że coś faktycznie jest nie tak.
– Wiecie, że nawet nie zadzwonił? – wymamrotał w końcu, podnosząc się.
– Yoonnie, będzie dobrze. Jak chcesz to pójdziemy mu nakopać, nawet pożyczymy kij od twojego taty, mamy, mamusia, czy jak tam teraz się ma tytulatura w tym domu – oznajmił Mark, dumnie wypinając pierś do przodu.
– I widły! – Dorzucił Hyungwon, ściągając na siebie skonfundowane spojrzenia przyjaciół – No co? Jak tu szliśmy to Tae niósł jakieś do kuchni – Wzruszył ramionami i usiadł po lewej stronie Yoongiego, a Mark usadowił się po prawej.
– Jesteście najlepsi – Yoongi uśmiechnął się. Wstał i podszedł do swojej tajnej szafki na przekąski, która wcale aż tak tajna nie była, ale za o posiadała piękny, błyszczący zamek, do którego klucz ukryty był w specjalnej kieszonce doszytej do wstążki na szyi wielkiego misia. – Chyba to ten dzień, kiedy znów jestem wolny i do wzięcia – Yoongi starał się zaśmiać szczerze, ale gdy to powiedział, jego serce zakłuło znów mocniej.
Mark i Hyungwon czuli, że Yoongi nie jest tak szczęśliwy ze swoją nowo odzyskaną wolnością, jak próbuje to pokazać, ale nie mogli przecież urządzić mu jakiegoś maratonu filmików z Hobim, czy pokazu zdjęć, które dokumentowały cały ten związek... w sensie mogli, ale jakimi byliby przyjaciółmi, gdyby na siłę próbowali zasmucić tę kluskę? Przynajmniej na razie musieli pozwolić Yoongiemu robić co chciał i przyjąć jego hojność w dzieleniu się jedzonkiem.
Kiedy w domu Kimów Klub Samotnych Serc zatykał sobie tętnice tłuszczami i cukrami, w domu Hoseoka trwała poważna dyskusja. Chociaż nie do końca, był to głównie monolog Lisy, usłużne potakiwania Chena i milczenie Hoseoka.
– Mówiłam ci już dziś, że jesteś skończonym chujem i powinnam ci była na tej pierdolonej stołówce wyrwać rękę ze stawu? – Bardziej warknęła niż powiedziała blondynka.
– Tylko jakieś sześć razy – wydukał Hoseok i pochylił się z zamiarem położenia się na łóżku. Powstrzymała go ręka przyjaciółki, która przyciągnęła go za koszulkę, tak blisko, ze spokojnie mogłaby mu złamać nos ciosem z byka.
– Nie pyskuj, bo gwarantuję ci, że ukrycie zwłok nie jest takie trudne jak myślisz!
– Lisa – Chen wsunął ręce między swoich przyjaciół i powoli rozdzielił ich zanim dziewczyna zdołałaby przerodzić słowa w czyny – uspokójmy się już i pogadajmy, dobra?
Jongdae usadził Lisę przy biurku, żeby nie mogła podduszać Hobiego w czasie rozmowy... w sensie on też był zły i nie miał nic przeciwko podduszaniu, ale jednak wolałby być w tym czasie z dala od miejsca ewentualnej zbrodni. W przeciwieństwie do Marka on nie miał przygotowanego alibi na każdą okoliczność. Chen przesunął trzy prawie po brzegi wypełnione walizki, żeby móc rzucić się na wielką poducho–pufę.
– To jeszcze raz i powoli. Dlaczego zachowujesz się jak idiota i zostałeś singlem – powiedział Chen, licząc, że w końcu usłyszą jakieś wytłumaczenie. Niby już raz je słyszeli, ale jednak bez jąkania się, chlipania i okrzyków bólu byłoby o wiele łatwiej wszystko zrozumieć.
– Nie zerwałem z Yoongim – zaprotestował Hoseok.
– Serio myślisz, że Yoongi jeszcze będzie chciał cię widzieć? Bez kitu i niby Mark myśli, że to ja jestem w tej ekipie debilem? – Jongdae chwycił najbliżej leżącą rzecz (przypadek chciał, że był to but o cholernie solidnej podeszwie) i rzucił w swojego najlepszego przyjaciela.
Spowiedź Hoseoka nie trwała długo, właściwie to nie miał o czym opowiadać, największy problem pojawił się w momencie, gdy chciał jakoś się usprawiedliwić. Otworzył usta i nagle uderzyło go to, że po „nie chciałem go zranić" nie będzie miał już kompletnie nic do powiedzenia, choć kilka tygodni wcześniej, gdy nie zmienił jeszcze prawie zupełnie zachowania względem Yoongiego, mógł godzinę tłumaczyć, dlaczego jego plan jest sensowny i potrzebny.
– Jestem idiotą! Pan Kim mnie zabije! Yoongi też! – Poderwał się na nogi i zaczął krążyć po pokoju, chwytając się za włosy – I będą mieli rację! Może ja się sam zajebie, zanim więcej problemów narobię?!
Jung był zajęty amatorskim goleniem głowy bez użycia maszynki, a Lisa i Chen postanowili, że pozwolą mu na jeszcze chwilę autokrytyki. Głównie dlatego, że dziewczyna nie wiedziała, czy jest znów zła, czy może tak prażona idiotyzmem planu swojego przyjaciela, że musi się napić. Tymczasem Przez głowę Chena przebiegła myśl, że gdyby nie zdecydował się w ostatniej chwili na wybór akurat tej szkoły, to nigdy nie poznałby Junga i jego życie byłoby o wile spokojniejsze.
– No już, siadaj– powiedział Chen głosem zmęczonego życiem pensjonariusza domu spokojnej starości i podszedł do Junga, żeby przytrzymać go za ręce i usadzić na łóżku, zanim wykona skok na bungee bez bungee z okna.
– To niepokojące, że najpierw myślisz o ojcu Yoongiego, a potem o Yoongim – mruknęła Lisa, siadając przy nim i przytulając – Jesteś pojebany, ale jeszcze wszystko będzie dobrze, jasne?
– Nie będzie! – Hoseok rzucił się na łóżko, twarzą w poduszkę i zawył jak raniony jeleń. Ten dźwięk chyba poruszył jakąś dawno zapomnianą, zardzewiałą, nieużywaną prawdopodobnie nigdy zapadkę w głowie Chena, ewentualnie po prostu nawet jego cierpliwość i optymizm miały swoje granice i oto właśnie Jung do nich dotarł. Chwycił Hoseoka za ramię i postawił na równe nogi.
– Dokładnie, nie będzie! A wiesz czemu? Bo zamiast pogadać ze swoim chłopakiem od razu, to jęczysz, jaki jesteś biedny! Jesteś kretynem, który powinien do niego przynajmniej zadzwonić, a najlepiej to nigdy nie oszukiwać tylko od razu mu powiedzieć, że wyjeżdżasz! Jak ty to sobie wyobrażałeś, że zadzwonisz do niego jak już samolot wyląduje, czy w ogóle jak już wrócisz i będziesz udawał, że nic się nie stało? – Chyba do nikogo (włącznie z samym Chenem) nie dotarło do końca, co się dzieje, póki Jongdae nie wymierzył Hoseokowi tak silnego policzka, że ten upadł na podłogę. Zaraz po tym Kim chwycił Lisę za rękę i pociągnął do drzwi – Idź do niego i nie próbuj się nawet do mnie odzywać, dopóki tego nie ogarniesz Jung – rzucił, zanim wyszli i zostawali Hoseoka samego sobie.
Hoseok podsumował swój dzień. Został pobity przez przyjaciół, zwyzywany, prawdopodobnie Chen nie odezwie się do niego do końca życia... albo przynajmniej do końca miesiąca, stracił chłopaka, zdał sobie sprawę jak wielkim jest idiotą, a do tego wciąż nie miał w sobie tyle odwagi, żeby wstać i zacząć wszystko naprawiać. Kilka razy miał zamiar wyjść z domu i biec wyjaśnić wszystko Yoongiemu, ale w ostatniej chwili zmieniał zdanie. Skończyło się na tym, że zasnął w salonie z głową na kanapie i resztą cielska na dywanie i nie poczynił absolutnie żadnych kroków ku naprawie tego, co popsuł.
Wczesnym rankiem obudziły go głos mamy i dzwonek do drzwi. Podniósł się i zaczął masować obolały kark. Spodziewał się zobaczyć Chena, który znów na niego nakrzyczy, Lisę przygotowaną na spuszczenie mu wpierdolu, czy nawet Namjoona uzbrojonego w maczetę, ale na pewno nie Yoongiego.
Pani Jung odesłała parę do pokoju Hoseoka, bo najwyraźniej mieli sobie dużo do powiedzenia, a ona niekoniecznie chciała być świadkiem sercowych zmagań pary nastolatków. W końcu ona już swoje sensacje sercowe miała, więc czemu miałaby zajmować się tymi swojego syna... poza tym ściany były cienkie, a wiadomo, że najciekawsze rzeczy zawsze się krzyczy, więc zdobycie materiału na ploteczki z Jinem to nie wyzwanie.
– Yoongi ja... – Hoseok urwał zdanie. Westchnął i chwycił dłoń Yoongiego, a następnie przyłożył ją sobie do policzka – Bij, zasłużyłem
– Przyszedłem pogadać, a nie cię pobić, przynajmniej nie od razu – Hoseok miał wrażenie, że i tak niski głos Yoongiego stał się tak głęboki, że przepisy BHP wymagały już założenia kasku górniczego.
– Kocham cię – powiedział niepewnie Hobi
– O, dawno tego nie słyszałem. Zabawne, co nie? Kiedyś mówiłeś to bez przerwy – prychnął Yoon, przypominając przy tym naburmuszonego kocura.
– Nie wiem, od czego zacząć
– Najlepiej od początku, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem – Yoo usiadł na poducho–pufie z miną króla przyjmującego audiencję... albo wydającego wyrok śmierci. Do Hoseoka bardziej przemawiała druga opcja, bo przeszyty wzrokiem swojego chłopaka czuł jakby dusza ulatywała z niego dosłownie każdym otworem.
Siedzieli jakiś czas milcząc i starając się nie patrzeć na siebie. Chyba nawet gdy Yoongi był w tym domu po raz pierwszy przy okazji robienia projektu na japoński, nie było między nimi aż tak niezręcznej ciszy. Atmosfera robiła się tak gęsta, że możnaby ją ciąć Husqvarną. Możliwe, że siedzieliby tak całą wieczność, bo Yoongi nie miał zamiaru odzywać się pierwszy, a Hoseok próbował wymyślić, co powiedzieć, ale tak jak dzień wcześniej, żadna opcja nie wydała mu się dobra. Od koczowania w kompletnej ciszy wyratowała ich pani Jung, przynosząc dla nich kawę i babeczki. To oczywiście nie tak, że była wścibska po prostu biorąc pod uwagę, że zamknęła w pokoju dwójkę skłóconych małolatów, a jednak w środku panowała zupełna cisza, mogło to wskazywać na to, iż jeden z nich już leży trupem i zdecydowanie powinna sprawdzić, czy ma wciąż syna.
Kiedy wyszła po dyskretnych oględzinach stanu pokoju i osób znajdujących się w nim, Yoongi chwycił za kawę i upił trochę. Nie był to jednak najlepszy moment, bo właśnie wtedy Hoseok znalazł swoje zakurzone resztki odwagi.
– Wyjeżdżam do Stanów – Ledwie to powiedział, a już musiał ratować Yoongiego, który zaczął krztusić się kawą. Kiedy się uspokoił, chociaż wciąż był czerwony od kaszlu popatrzył na Hobiego i nie był pewny, czy powinien już wybiec z płaczem czy najpierw zacząć się drzeć jak stare prześcieradło.
– Jak to wyjeżdżasz? Dlaczego? Na jak długo... I DLACZEGO DOWIADUJĘ SIĘ DOPIERO TERAZ!
– Na pół roku, może trochę dłużej... na pewno nie więcej niż rok i... – głos Hoseoka załamał się. Wyciągnął dłonie do Yoongiego i ku jego własnemu zdziwieniu, chłopak przytulił go.
– Głupku, dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Nie wiem. Najpierw pomyślałem, że przecież nic nie jest pewne, więc po co ci mówić, skoro może jednak nigdzie nie pojadę, a kiedy już wiedziałem, że jednak tak będzie to zacząłem się bać twojej reakcji i... – Wywód Hoseoka przerwały usta Yoongiego. Oczy Hoseoka wyglądały, jakby zaraz miały wyskoczyć z czaszki, a chomik w jego głowie dopiero po chwili wskoczył w odpowiednie kółko i dał mu zareagować.
– Nie myśl, że się już nie gniewam – mruknął Yoongi, odsuwając się na chwilę od Hoseoka – ale nie mówię, że nie możesz sobie zapracować na wybaczenie. Masz szczęście, że cię kocham, Ho... Cholera jasna! – Yoongi odskoczył od swojego chłopaka, dosłownie jak oparzony. Podwinął swoją koszulkę. Tam gdzie chwilę wcześniej Hoseok dotykał jego skóry, teraz wypalone były ślady dłoni. Krwawoczerwone, z przypalonymi krawędziami śmierdzącymi palonym ciałem.
Yoongi upadł na podłogę i próbował instynktownie cofnąć się pod ścianę. Głowa Hoseoka opadła gwałtownie, tak, że dało się słyszeć trzask pękającego kręgosłupa. Zaczął śmiać się histerycznie, a po chwili chwycił ręką włosy i podniósł swoją głowę, bo sama już nie utrzymałaby się na karku. Im głośniej się śmiał tym więcej ciemnej krwi zmieszanej z czymś przypominającym fusy kawowe wypływało mu z ust z bulgotem.
– Dlaczego uciekasz Yoongi? – Wychrypiał Jung. Chciał otrzeć usta z krwi wolną ręką, a razem z posoką zerwał ze swojej szczęki też skórę, które wisiała teraz jak stara, zniszczona szmata doklejona do jego policzka.
Yoongi próbował coś powiedzieć, krzyknąć, wydać jakikolwiek dźwięk. Hoseok podchodził do niego, a on był w stanie tylko patrzeć. Ilekroć otwierał usta, język wpadał mu w gardło, podduszając. Zacisnął mocno powieki, ale szybko musiał otworzyć oczy. Poraniona, pokryta krwią twarz Hoseoka była tuż obok niego. Jung przesunął powoli po policzku Yoongiego językiem, pokrytym gęstą, lepką wydzieliną, która powoli spalała naskórek.
Pokój zatrząsnął się, a po chwili zaczął sypać jakby był rzeźbą z piasku. Hoseok znów śmiał się wyrzucając z siebie pokłady krwi, wtórował mu krzyk Yoongiego, który w końcu udało mu się wydobyć.
Nie miał pojęcia, dlaczego leżał i kiedy zamknął oczy, ale kiedy je otworzył nie znajdował się dłużej w pokoju Hoseoka, tylko na sali szpitalnej, a nad jego głową stała doktor Lee i dwie pielęgniarki, starając się go uspokoić.
– Co ja tu robię? – Wychrypiał Yoongi, kiedy udało się namówić go na położenie się na poduszkach.
– Spytaj swojego ojca – wymamrotała lekarka, uzupełniając coś na karcie chłopaka.
– Co on ma z tym wspólnego?
– Jestem lekarzem od piętnastu lat, ale pierwszy raz spotkałam się z tym, że zatrucie pokarmowe wywołuje u kogoś dwudniowe halucynacje połączone z koszmarami sennymi, a w końcu doprowadza do czterodniowej śpiączki – Głos Chaerin był dziwny, jednocześnie brzmiała na załamaną, oburzoną i pełną podziwu – Pamiętaj młody, nie jedz nic, co zrobi twój ojciec, rodzice będą niedługo, a twój chłopaka, jak ochroniarz na zmianie się zmieni, bo ten go na pewno do szpitala nie wpuści.
Kiedy Yoongi został sam w pokoju, chwyci telefon z szafki nocnej i włączył go. Urządzenie na chwilę zmieniło się w wibrator przez natłok wiadomości, jakie nadchodziły. Yoon zignorował wszystkie poza tymi od Hoseoka.
Seokkie baby: Yoongi! Co się dzieje? Dlaczego nie ma cię w szkole?!
Seokkie baby: No wiem dlaczego, bo jesteś w szpitalu! Dlaczego?!
Seokkie baby: PRZYJECHAŁEM!
Seokkie baby: Twój ojciec ciągle jest straszny
Seokkie baby: Nie wiem, co powiedział ochroniarzowi, ale gość chciał mi zrobić rewizję bardzo osobistą!
Seokkie baby: zauważyłeś, że strasznie dużo krzyczę jak piszę?
Seokkie baby: „jak nie piszesz to też krzyczysz" – NA PEWNO byś mi to teraz napisał, gdybyś mógł!
Na usta Yoongiego wpłynął uśmiech, zwłaszcza, kiedy na chwilę oderwał się od czytania szczegółowej relacji Hoseoka z całego pobytu w szpitalu i przewinął do wcześniejszych wiadomości. Żadnej wiadomości bez odpowiedzi, pytań dlaczego któryś z nich się zwolnił, wyrzutów o ignorowanie. Ostatnie, o czym rozmawiali zanim wylądował w szpitalu to jakiś plan Marka, który miał im przedstawić następnego dnia i kłótnia o to kto ostatni napisze, zanim pójdą spać. Nie było ignorowania, Lisa nie pobiła nikogo w stołówce, a Hoseok nie ruszał się z Korei.
Seokkie baby: Twoi rodzice chcieli mnie podrzucić do domu, ale powiedziałem im, że posiedzę do końca pory odwiedzin
Seokkie baby: zgadnij kto ma niecny plan
Seokkie baby: Ogólnie to nie mogę zostawać na noc, bo nie jesteś maluchem, a ja nie jestem z rodziny
Seokkie baby: polemizowałbym
Seokkie baby: Wracając do niecnego planu. Masz długie prześcieradło i masę miejsca pod łóżkiem, a ja w plecaku matę, kocyk i poduszkę! Cały czas będę przy moim kotku!
Seokkie baby: Żodyn się nie spodziewa, żodyn!
Seokkie baby: Update, dziwny ochroniarz się spodziewał. Wywalił mnie ze szpitala
Lil meow meow: Tydzień pełen przygód z ochroniarzem?
Seokkie baby: OBUDZIŁEŚ SIĘ HGXAYDGAYHDGSTYXSAHXBASYXYASHXBSAHXGSAYHGXSHXHXUAJDHDYXBSAJXSXBSAXASASYCSCGBSHXGSYXSJKXSAYGSAJHCBEUIDTYGJUSUXSFXASSCJ9OY
Lil meow meow: cieszysz się, czy masz jakiś atak i jutro ja będę chował się pod twoim łóżkiem?
Seokkie baby: cieszę się i kocham cię i zaraz u ciebie będę
Seokkie baby: i jeszcze cię kocham!
Seokkie baby: wróć, już to mówiłem... nie ważne KOCHAM CIĘ! Kiwdyydgxsuixhsaygxkuascx
Lil meow meow: Seokkie oddychaj
Seokkie baby: Też cię kocham
•°•°•°•
25 sierpnia minąłby rok od ostatniego rozdziału, więc chyba czas wrócić. Jeśli jeszcze raz zacznę nakręcać jakąś z odmętów jelit wziętą dramę to proszę, niech mi ktoś tak z całego serca jebnie. (można mnie również ojebać za pośrednictwem Instagrama i Twittera) Ja się do tego nie nadaję!
Było ciężko, najpierw napisałam 6 wersji początku rozdziału, a w końcu tak wybierałam jak ta cała drama się rozwiąże, więc jeśli ktoś jest zawiedziony to pretensje można zgłaszać do mojej kochanej luvmisaaki
Do następnego misiaki! (Oby nie za rok)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top