Kłopoty w raju 1

Mark starał się być dobrym przyjacielem. Dbał o to by Yoongi nie zaspał na żadną z randek z Hoseokiem i wyglądał na nich przynajmniej na coś zbliżonego do człowieka. Farbował włosy Hyungwona, odkąd ten odkrył dobrodziejstwo kolorowych kłaków i przekonał się, że wykorzystywanie przyjaciela jest o wiele tańsze niż regularne wizyty u fryzjera. Poza tym dbał o ich wizerunek tylko tym, że pojawiał się z nimi, w końcu od razu dawał plus dwadzieścia do zajebistości każdej osobie w promieniu trzech metrów od siebie.

Innymi sowy, Mark starał się, robił, co mógł, a jednak los okazał się najzwyklejszą szmatą egipską i nie miał zamiaru mu tego wynagrodzić.

To nie tak, że Tuan komukolwiek zazdrościł. Wcale. Był szczęśliwy, kiedy po ponad roku Yoongi nazwał Hoseoka publicznie swoim chłopakiem, pewnie bardziej niż sam Jung (chociaż może nie tak jak Chen, który wyjął chusteczkę z bliżej nieokreślonego miejsca i załkał Obiecałem sobie, że nie będę płakał!).

Co do Jongdae to namawiał go, żeby zagadał do Junmyeona, albo Minseoka, bo w końcu ci dwaj sami się spikną i zostawią go na lodzie i co wtedy biedy zrobi, Lisę weźmie? (Pomijając fakt, że Mark uważał, że dziewczynę stać na więcej i powinna się szanować... na jej miejscu by go nie brał, choćby dopłacali). Ogólnie, był jak amor, anioł, swatka i terapeuta małżeński w jednej osobie... Do momentu, gdy do ich małej grupki nie przypałętał się kolejny Hoseok, bo wtedy to pałka się przegła!

Hyungwon poznał Hoseoka... a właściwie do Wonho wprowadził się po sąsiedzku i najwyraźniej uznał, że pierwszym, co robisz po przeprowadzce, jest znalezienie sobie chłopaka. Hyung nie oponował, ale też nie miał zamiaru być łatwy (jak Mark...) i przynajmniej chwilowo uwięzić nieszczęśnika w friendzonie. Chyba wszyscy posiadacze imienia Hoseok byli powiązani z osłami, bo tak jak Jung znosił humorki Yoongiego i w końcu zdobył jego serce, tak i Shin uparcie robił wszystko, by wreszcie umówić się z Hyungwonem.

Mark nie mógł pojąć jednego... dlaczego na rogate dupsko Lucyfera, jego nikt nie chciał?! W sumie Lisy też nie, ale to go akurat nie dziwiło...

Z każdym dniem frustracja chłopaka (każda!) rosła w zatrważającym tempie. Miał wrażenie, że z jakiejś podziemnej nory codziennie wyłazi dodatkowa para i niedługo pozostanie mu zacząć inwestować w koty, bo już nikt wolny dla niego nie zostanie.

Yoongi zauważył, że Tuan chodzi jak struty, a biorąc pod uwagę, że na pewno nie jadł nic ugotowanego przez jego ojca, kiedy ostatnio go odwiedził, to naprawdę musiało dziać się coś poważnego. Oczywiście pierwszym, co zrobił, kiedy to do niego dotarło, była rozmowa z Hoseokiem. No bo przecież to nie tak, że każdy pretekst był dobry, żeby porozmawiać ze swoim słoneczkiem... on musiał po prostu zweryfikować swoje przypuszczenia, żeby się nie ośmieszyć.

W tłumie uczniów wypatrzył czerwone gniazdo, które mogło należeć albo do jego chłopaka (swoją drogą, ciężko mu szło z używaniem tego słowa, po roku stalker było o wiele bardziej naturalne w brzmieniu), ewentualnie mogła to być nowa – w szkole, bo na świecie pewnie już z osiemdziesiątkę ciągnęła – nauczycielka od geografii. Na całe szczęście był to tym razem Hoseok.

Yoongi przez całą przerwę i dwie godziny japońskiego nawijał o Marku, czasem tylko zbaczając na temat tego jak specyficzny, żeby nie powiedzieć pojebany jest ich nauczyciel. Gdy z tematów przyziemnych zszedł na to, co naprawdę liczy się w życiu, czyli skorzystał z tego, że mieli siedzieć parami, przytulił Hoseoka i spytał, czy wreszcie wyjdą gdzieś razem, bo dawno tego nie robili, dotarło do niego coś strasznego i dołującego.

– Czy ty mnie słuchasz? – spytał, odsuwając się od Junga. Ten chyba nawet tego nie usłyszał i gdyby nie to, że minutę później w szkole rozbrzmiał dzwonek, to nawet nie spojrzałby na Yoongiego.

– Mówiłeś coś? – mruknął jakby wyrwany z głębokiego snu i zaczął pakować swoje rzeczy.

– Tak... przez ostatnie dwie godziny. Cały czas! – Normalnie Kim pewnie byłby zły, wyszedł trzaskając drzwiami i strzelił focha tak widowiskowego, że krążyłyby o nim legendy. Teraz tak się nie stało, po prostu zabrał rzeczy i opuścił klasę spokojnie, chociaż podświadomie jeszcze liczył, że Jung pójdzie za nim i przeprosi, a potem da się wyciągnąć na kilka godzin.

Nie poszedł. Przez okno po drugiej stronie korytarza, Yoongi zobaczył swojego chłopaka wychodzącego ze szkoły dwie godziny za wcześnie. Zwolnił się... znowu. Nic mu nie powiedział... znowu. Wieczorem będzie pewnie zbyt zmęczony, żeby chwilę popisać... znowu.

Cała sprawa Marka uleciała z głowy Yoongiego. Do końca lekcji, a później też w domu myślał tylko o tym, co stało się z Hoseokiem. Było mu głupio przyznać, że nienawidził tego. Tak, ciągle narzekał na to, że Jung klei się do niego, jest za głośny i zmusza go do wychodzenia, ale... ale Yoongi myślał, że mimo wszystko Hobi wie, że może to wszystko robić i nie przejmować się jego gadaniem. Yoo chciał wyglądać na oziębłego i wrednego, ale przecież gdyby Hoseok naprawdę go denerwował, to już dawno by z nim zerwał!

Chwycił komórkę i spróbował dodzwonić się do niego. Bez skutku. Miał wrażenie, że pikanie przed włączeniem się sekretarki, wywierca mu dziurę w głowie i zmusza oczy do zasnucia się łzami. Rozłączył się i wziął głęboki oddech... to nic takiego. Mógł być pod prysznicem i nie słyszał telefonu. Przynajmniej tak pocieszał się Yoongi, bo przecież nie popłacze się jak dziewczynka, tylko dlatego, że nie dostał uwagi. Tylko akurat wtedy zdał sobie sprawę, że od długiego czasu dostawał jej coraz mniej, aż w końcu stracił całą...

21:08

Lil meow meow: Dlaczego znów się zwolniłeś?

Lil meow meow: Coś się stało?

Lil meow meow: chodźmy gdzieś jutro! Plosie~

23:56

Lil meow meow: dobranoc, Seokie

Wyświetlono 00:32

Yoongi czekał na odpowiedź Hoseoka do drugiej w nocy. Po części dlatego, że i tak nie mógł zasnąć przez to, co działo się w jego głowie, a po części dlatego, że Hoseok zawsze odpowiadał. Nawet gdy nie widzieli się całymi dniami i nie mieli czasu choćby na krótką rozmowę, to zawsze wysyłali sobie dobranoc.

Kiedy o szóstej Yoongi wyłącz budzik, na dwadzieścia minut przed czasem, wyglądał jak trup i tak też się czuł. Do rana wymyślił tylko jedno wytłumaczenie dla tego, co się działo. On nie był zmęczony Hoseokiem, ale Hoseok miał dość jego.

Kolejne trzy dni Hoseok nie zjawiał się w szkole. Na każdą wiadomość Yoongiego odpowiadał pojedynczymi słowami, albo wcale i chociaż blondyn początkowo tłumaczył sobie, że Hobi po prostu jest chory i nie ma siły gadać, to szybko mama Junga rozwiała jego przypuszczenia.

Poszedł do jego domu tachając siatkę dobrych w smaku, ale nie tak dobrych dla zdrowia rzeczy, chcąc poprawić humor swojemu schorowanemu słonku, jak nazywał Hoseoka w myślach, ale nigdy na głos, bo jednak miał jeszcze jakąś reputację i resztki szacunku do siebie. Mama Seoka była bardziej niż zdziwiona widząc go, bo w końcu jak jej synek mógł nie powiedzieć Yoongiemu, że wyjeżdża na parę dni i wraca dopiero we wtorek.

Yoongi wrócił do domu załamany. Wszystkie przysmaki, jakie miały trafić do Hoseoka skończyły w jego pokoju razem z wielkim pudłem lodów, truskawkami i bitą śmietaną, którą umieszczał bezpośrednio w swojej paszczy. Kiedy wszystko było zjedzone, pokój zakopany w papierkach, guzik w spodniach profilaktycznie rozpięty,( by przypadkiem nie wystrzelił i odbijając się rykoszetem od ściany nie zmajstrował swojemu właścicielowi dziury w głowie) nadeszła pora na to, co tygryski lubią najbardziej: wyklinanie tego zakłamanego chuja, który na niego do kurwy jebanej nie zasługiwał!... ale to jednak dopiero po salwie wymiotów, której zażądał umęczony żołądek.

Do poniedziałku dosłownie wszyscy musieli znosić dwa tryby, jakie naprzemiennie włączały się w Yoongim: bez kija nie podchodź... z kijem też nie, bo ci zabierze i będzie okładać; chodź tu i przytul kotka, bo cierpi i chce pocieszenia.

No może każdy poza Kookiem, on miał prawo wymagać odegrania przez Yoo roli księżniczki w improwizowanym przedstawieniu, albo zabrania na lody do lodziarni, przed którą ulotki rozdawał pan przebrany za pandę. W końcu żadna depresja czy załamanie nie były dla Yoongiego ważniejsze niż radość jego małego braciszka!

W poniedziałek do akcji ruszył Mark. Yoongi nie musiał mu nic mówić, tłumaczyć, czy wysyłać, on po prostu wiedział, że musi wkroczyć i zrobić porządek, bo jak uwielbiał Hoseoka, to jeśli doprowadził Yoongiego do tak złego stanu musiał ponieść karę! Najlepiej zawisnąć, bez prawa do obrony, ale na to jeszcze, według Tuana, miała przyjść właściwa pora.

Mark zarządził zebranie sztabu kryzysowego w bibliotece... z żalem przekonał się, że GPS nie mógł go tam doprowadzić i musiał śledzić woźną, ale w końcu trafił. Yoongi oczywiście jeszcze wtajemniczony nie był i po prostu poszedł sobie do domu, przygotować się psychicznie na powrót Hoseoka do szkoły (i to wcale nie tak, że chciał wyć w poduszkę z przerwami na filmiki z kotami...).

Gdyby Jung nie zjebał Mark spożytkowałby spotkanie na coś innego, a mianowicie opracowanie planu zdobyć gościa, na którego wpadłem na korytarzu i za chuja nie wiem, kim jest... no ale w życiu każdego muszą być priorytety. Mark nie musiał się zastanawiać czy ważniejszy jest Yoongi, czy jego własna, niedopieszczona dupa.

Po przekroczeniu progu świątyni pozbawionej boga (albo biblioteki, jak kto woli), doznał szoku, który nie opuszczał go jakieś trzydzieści sekund, po których uznał, że jest jedyną kompetentną osobą w tym towarzystwie.

Spodziewał się zastać tam trzy osoby, a nie siedem! Co te kurwy babilońskie sobie myślały, że można sobie orgie urządzać, kiedy Yoongi jest w potrzebie?! W dodatku jeszcze urządzać tę orgię w miejscu publicznym i bez zaproszenia jego skromnej seksownej, potrzebującej i niebywale skromnej osoby?!

Lisa siedziała obok Hyungwona, z którym zawzięcie o czymś dyskutowała i najwyraźniej zabawiali się w ignorowanie obecności Wonho... tak jakby nie było już dość problemów z innym Hoseokiem! Z kolei Chen chyba wziął sobie do serca rady Marka i to aż za bardzo. Tuan zrobił mentalną notkę, by nie udzielać rad sercowych inteligentnym inaczej. Miał wrażenie, że wyraźnie mówił, zagadaj do Suho, albo Xiu, a nie zagadaj do obu, a po drodze jeszcze do Yixinga! Eh najwyraźniej to będzie jego kolejna sprawa do rozwiązania.

Westchnął, wymierzył sobie mentalnego plaskacza na odwagę, po czym, dla pokrzepienia serca, wyobraził sobie chłopaka z korytarza, który miał nogi do nieba jak nie dalej i kaszlnął sztucznie, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

– Dobra kurewki, przybył alfons, koniec orgii! – zaanonsował sam siebie Mark, wyciągając ze swojej torby czarny zeszyt A4 i z hukiem rzucając go na stolik. Wszyscy poza Chenem, Hyungwonem i Lisą patrzyli na niego jak na debila, ewentualnie wariata.

– Długo to potrwa? Chciałem... – zaczął Shin, ale przerwało mu podwójne ciii, jedno od bibliotekarki, która z opóźnieniem zareagowała na akcję Tuana, a drugie od Marka.

– Chuj mnie, co chciałeś, impreza zamknięta, cała czwórka wypad – wskazał na drzwi, a dla wzmocnienia efektu pogroził im opasłym tomiszczem podręcznika do historii, który już nie raz przez szkolne korytarze leciał, gdyż jego właściciel uważał, że dźwięk zderzenia wiedzy z czaszką jest pasjonujący.

Po oczyszczeniu pomieszczenia ze zbędnych osobników płci męskiej, czwórka przyjaciół przystąpiła do narady. Oczywiście najpierw Mark musiał wytłumaczyć im szybko, zwięźle i na temat, o co właściwie chodzi i czy będą musieli zrobić coś powszechnie uznawanego za nielegalne. Chociaż mniej więcej po godzinie, jego wywód przybrał co najmniej niepokojący kierunek...

– I wtedy resztki wrzucimy do dołu z wapnem w lesie i pojedziemy odebrać lewe dokumenty od Diego – mruknął, dopisując kolejne punkty planu w swoim czarnym zeszycie.

– A masz jakiś plan, który nie wymaga morderstwa? – spytał niepewnie Hyungwon, przerażony perspektywą wykonania na kimś kastracji damską maszynką do golenia. Mark zaczął kartkować swój magiczny kajecik w skupieniu, aż natrafił na coś mniej drastycznego.

Nawet człowiek średnio ogarniający, w jakim świecie żyje domyśliłby się, że to, co od wtorkowego poranka działo się w szkole było dziwne, a poza tym Hoseok coś zjebał.

Po wejściu na szkolny korytarz, Yoongi niczym prezydent został otoczony przez swoje prywatne służby bezpieczeństwa, składające się z generała Tuana, jego trzech przydupasów i czterech przydupasów ich przydupasów.

Cała ósemka ubrana od góry do dołu na czarno prawie stawała na uszach (Chen)... ewentualnie rękach (Wonho), byle nie pozwolić Hoseokowi na kontakt z Yoongim. Wszyscy postronni obserwatorzy mogli śmiać się, nagrywać i w sumie też zastanawiać, czy długo trenowali do roli ochroniarzy, żeby tak płynnie przechodzić od formacji żółwia, gdy zaistniało ryzyko, że Hoseok wpadnie na swojego chłopaka, do szybkiego rozdzielenia się, gdy trzeba było rozejść się na lekcje.

Dopiero w połowie dnia, na stołówce zorientowali się, że... po chuj to wszystko?! Yoongi wyglądał jak trup, a według Hyungwona nawet gorzej. Jego prababcia przed kremacją trzymała się lepiej niż chłopak tamtego dnia i chyba nawet lepiej pachniała, a przecież i za życia i po śmierci zalatywała środkiem na mole i farbą drukarską z banknotów.

Yoongi bledszy niż zwykle, z podkrążonymi oczami, sianem na głowie i najprawdopodobniej w bluzie Jina zważywszy na to, że była za duża i różowa, kompletnie nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół. Nie wiedział pewnie nawet, jak dobrze jest ochraniany przez cały dzień.

Kiedy na horyzoncie pojawił się Hoseok wcale nie było lepiej. Yoon uciekał ku niemu wzrokiem, obstawa starała się ich rozdzielić, a tymczasem Jung... nie robił nic, by im to utrudnić. Przemieszczał się z miejsca na miejsce z oczami wlepionymi w ekran telefonu, albo gadał z innymi znajomymi, kompletnie zlewając swojego chłopaka.

Teoretycznie ochroniarze Yoongiego powinni się cieszyć, bo ich zadanie było zdecydowanie ułatwione obojętnością Hoseoka. Bardzo teoretycznie, bo w praktyce nawet Wonho było żal Yoongiego i miał ochotę wpierdolić swojemu imiennikowi. A przecież znał przyjaciół Hyungwona od miesiąca, a i tak dopiero w ciągu ostatnich kilku dni poświęcił im w swoim mózgu trochę więcej miejsca niż notka Hyung ich lubi, powtórz imiona.

W Shinie gotowała się krew i pewnie widząc jak Yoon pisze do swojego chłopaka, a ten nawet trzymając telefon w dłoni po prostu to ignoruje, skoczyłby mu do gardła, gdyby nie jeden szczegół. Szczegół był szczupły, blondwłosy i postanowił, że wszystko ma swoje granice, nawet cierpliwość względem upośledzonych kucy.

– Jung, szmaciarski kucu stój jak stoisz, bo jak ruszysz, to nic więcej ci nie stanie! – krzyknęła Lisa głosem donośnym niby trąby anielskie zwiastujące apokalipsę. Dopiero to zwróciło uwagę Hoseoka, który po chwili poczuł jak jego najlepsza przyjaciółka wykręca mu rękę na plecy z siłą, o jaką nigdy by jej nie podejrzewał.

– Przestań, przestań, przestań! Boli! – błagał Jung, ale nie dość, że przez to dziewczyna jedynie wzmocniła chwyt, to jeszcze nikt nie wydawał się na tyle głupi, by ją powstrzymać od krzywdzenia chłopaka... co innego z nagrywaniem, to od razu zaczęła robić znaczna grupa ludzi. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy może ci się przydać udokumentowane morderstwo, prawda?

– Wiesz, kogo jeszcze boli? Twojego chłopaka! – wrzasnęła, wykręcając ucho Hoseoka, a gdy je puściła, wskazała palcem w kierunku stolika, gdzie powinien siedzieć Yoongi. Nie było go i dopiero w tamtym momencie ktokolwiek to zauważył. Atak Lisy sprawnie wszystkich rozproszył.

W myślach Hoseoka zaczęły zachodzić powolne procesy myślowe. Próbował przypomnieć sobie, czym mógł podpaść nie tylko Kimowi, ale też swoim znajomym, a kiedy jakieś pomocne gusła postanowiły mu pomóc i uderzyły z granatnika oświecenia, było tylko jedno, co zdołał wymamrotać

– Zjebałem

– Brawo penisie niepełnosprawny, a teraz błagaj go o wybaczenie – powiedziała dziewczyna wściekłym głosem, zanim puściła swojego skretyniałego przyjaciela.

Hoseok pognał za Yoongim, nawołując go, ale nic to nie dało. Czasem wydawało mu się, że jeśli dobiegnie do następnego korytarza to złapie go, bo miał wrażenie, że przed chwilą skręcił tam, ale w rzeczywistości ani o jotę nie przybliżył się do niego. Dopiero, gdy zrezygnowany postanowił drugi raz sprawdzić łazienkę, zobaczył przez okno samochód Seokjina, który odebrał Yoongiego.

Nie był pewien, czy z tak daleka dobrze widzi, ale wydawało mu się, że Yoongi ociera załzawione oczy rękawem. Przełknął głośno ślinę i poczuł bolesny ucisk w sercu. Chciał dobrze, a zrobił najgłupszą rzecz na świecie. Zranił Yoongiego, bo... bał się go zranić, a teraz nie mógł mieć pewności, czy uda mu się to naprawić.


Hej zbłąkane duszyczki!

Dzisiaj sekcja ogłoszeniowa ^^

Primo, zajrzyjcie na amino polish-army i zwiększcie szanse Hoseoka na to, że nie będę się nad nim za bardzo znęcać (to nie jest szantaż tylko zachęta, jasne?). Ogólnie idźcie, sprawdźcie, bawcie się dobrze. Jak coś link gdzieś podrzucę, jakby się wam szukać nie chciało itd. więc co wam szkodzi? Polecam, Magda Gessler.

Secundo, nową książkę z one shotami, na którą zapraszam, bo... bo moje shoty zawsze cierpią z samotności i ogólnie tylko ja je kocham

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top