Kiedy Hobi poznał teściów...

Hoseok i Yoongi tworzyli specyficzną parę. To jest taką, która według jednej połówki ów pary, całego świata i wszechświata istnieje, ale druga połówka oficjalnie zaprzecza, że jakakolwiek relacja jest prawdziwa. Hobiemu nie było z tego powodu przykro, nie miał też swojej Śnieżce za złe, że tak się zachowuje, w końcu kochał go ze wszystkimi wadami i zaletami, a tę gburowatą i zimną maskę chłopaka uważał za całkiem uroczą. Zwłaszcza, gdy sprawiał, że opadała, a zawstydzony Yoongi chował swoją czerwoną twarz w jego koszuli.

Yoongi zawsze podkreślał, że to nie jest związek, a kontrolowany stalking. Hobi chodził za nim, dzwonił, pisał, dawał prezenty, zapraszał w rożne miejsca, a on łaskawie się zgadzał i to wcale nie tak, że widząc uśmiech czarnowłosego miał ochotę się od razu przytulać. Hoseok zdawał się być jedyną osobą, która rozumie postawę blondyna. Nawet Lisa i Chen przy całym wkładzie swoich yoonseokowych serduszek nie potrafili ogarnąć jak to właściwie jest.

Trzeba jednak przyznać, że starali się, ale tylko, dlatego, że trochę ciężko prowadzić fanklub, gdy nie wiesz czy organizacja ma wspierać parę, by się zeszła, czy może już planować ślub. Na wszelki wypadek utworzyli dwa oddziały, pierwszą kwestią zajmowała się ekipa Lisy, a weselnymi bzdetami Chena. Mieli tylko małe problemy z pozyskiwaniem członków, bo jednak rozdawanie ulotek i wieszanie plakatów tak, by Hoseok i Yoongi ich nie widzieli było problematyczne.

– Em Chen... – Lisa patrzyła niepewnie na swojego upośledzonego przyjaciela. Kiedy dotarło do niej, że wzrok jej nie okłamuje i Troll naprawdę wszedł na stołówkę w koszulce z napisem SOPE i informacją o naborze członków od poniedziałku do środy. Dziewczyna pociągnęła go na ich stałe miejsce, po czym kazała mu przytulić plecak, żeby zasłonił ten nieszczęsny, oczojebny jak łysina matematyka pod słońce, napis. – Pojebało, czy pojebało? Dyskretnie miało być! Może jeszcze skoczysz, żeby radio szkolne komunikat nadało?! Wtedy gejuchy na pewno się nie zorientują!

– Wiesz, że myślałem o tym? – spytał Jongdae, ale widząc jak dłoń jego przyjaciółki wędruje w górę, szybko zaczął się tłumaczyć – Patrz! – Wyciągnął przed siebie lewą rękę, by w razie czego osłonić się przed słynnym plaskaczem blondynki, o którym po szkole już krążyły legendy. Prawą ręką szarpnął za przód koszulki, który po prostu oderwał się, a pod spodem pozostał tylko czarny materiał. – Mama doszyła mi rzepy – Chen był wyraźnie dumny ze swojego pomysłu, a Lisa zaczęła modlić się, by jej dziecko nigdy nie wypadło z kołyski, bo jeszcze okazałoby się tak beznadziejnym przypadkiem, jak jej przyjaciel.

Dziewczyna nie zdążyła właściwie rozprawić się z brunetem, bo na stołówce zjawili się Yoongi z miną wyrażająca więcej niż tylko spierdalaj, oraz Hobi przytulający swojego chłopaka od tyłu, co musiało być okropnie niewygodne w czasie chodzenia, ale on mimo to uśmiechał się. Yoo usiadł z nimi, a Hoseok popędził przynieść dla nich napoje z automatu. Kiedy wrócił z dwiema kawami, które smakowały średnio, ale nie było, co liczyć na lepsze, od razu usadowił sobie Yoongiego na kolanach, na co ten zbytnio nie protestował.

Lisa i Chen obserwowali to w ciszy, jakby się bali, że zaraz spłoszą Yoongiego i nie będą mogli cieszyć swoich fanowskich oczu uroczym widokiem, karmienia się nawzajem kostkami czekolady. Nie mieli pojęcia, co mogło wpłynąć na niższego, który jeszcze wczoraj na cały korytarz wykrzyczał Jung Hoseok, przestań mnie molestować, jakbyśmy byli razem, po tym jak ten go pocałował w policzek, a dziś był jak mała panda, którą aż chce się tulić, miziać i dawać bambusa... albo czekoladę, jak to właśnie czynił Hobi.

– Zastanowiłeś się już nad tym, chciałbym...– Hoseok nie miał okazji skończyć, bo Yoongi szybko przełknął kawę i odwrócił ku niemu twarz, łącząc ich usta w długim, powolnym pocałunku i nie wiadomo, co na stołówce wzbudziło większą sensację, Kim okazujący tak otwarcie uczucia, czy jednak atak Jongdae.

Chen wybałuszył oczy, kawałek kanapki, który dotąd przeżuwał pobłądził na swojej drodze i poleciał sobie, gdzieś, gdzie nie powinien, przez co chłopak zaczął kaszleć i dusić się, z nadmiaru emocji trzymając za serce. Hyungwon i Mark zjawili się przy stoliku prawdopodobnie w ostatniej chwili, bo Lisa była zbyt oszołomiona, żeby przejąć się tym, że ktoś obok walczy o oddech, a Yoongi i Hoseok... cóż, oni wciąż byli w swoim małym świecie i oczywiście to nie tak, że Yoo miał małą obsesje na punkcie ust wyższego, on po prostu chciał go uciszyć.

Tuan pociągnął Chena, żeby ten wstał i chwycił go od tyłu od żebrami, ratując od morderczej kanapki, która w końcu po kilku uściskach wyskoczyła z jego ust lądując na koszuli Hyungwona. Nie zauważył tego nawet, zajęty uwiecznianiem wiekopomnego momentu. Będzie miał, co wnukom Yoongiego pokazywać!

– Dobra ludzie, wyjaśnijmy coś sobie – zaczęła Lisa, która pierwsza wróciła na ziemię i swoim wtrąceniem przerwała o wiele zbyt długo trwający pocałunek – Jak go do tego zmusiłeś? Jakiś nowy rodzaj pigułki gwałtu, viagra, czy podmienili nam Yoongiego?

– Ja tylko chciałem – zaczął Hoseok, ale przerwał mu Yoongi

– Nie

– Chciałem iść...

– Nie

– Poznać ...

– Nie, nie, nie, nie, nie, nie! – Yoo protestowałby dłużej, gdyby Mark nie zasłonił mu ust dłonią, dając znak Hobiemu, żeby mówił szybciej, bo mała zołza zaczyna gryźć, a nie wiadomo, czy ma aktualną kartę szczepień.

– Chcę w końcu poznać jego rodzinę – Wszyscy ucieszyli się słysząc to, nawet Mark i Hyungwon, chociaż już współczuli Hobiemu, bo nie wiedział, na co się pisze.

Yoongi nie chciał wiedzieć jak do tego doszło. Może to był pech, może zrządzenie losu, a może po prostu koszmar na jawie... Nie dość, że w domu panowała świąteczna gorączka, młodociani terroryści pokazywali, na co ich stać, to jeszcze wszyscy byli nabuzowani poznaniem Hoseoka. Tylko, po co? Nie mogliby żyć, jakby ktoś taki jak Jung Hoseok nigdy nie zaszczycał tej Ziemi swoją obecnością? Myśl, że kolejnego dnia, miał przedstawić tej bandzie Hobiego, była straszniejsza niż opowieści erotyczno-uczuciowe Marka, a naprawdę ich nienawidził...

Yoongi wychodził do Hoseoka, ogarniając wzrokiem cały, jeszcze uśpiony przez wczesną porę dom i poprawiając szalik modlił się, żeby jego rodzina była mniej żenująca niż mogła być. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, wszystkie diabły postanowiły otworzyć oczy i przygotować się na gościa, mając wobec niego różne oczekiwania.

Jin chciał po prostu poznać chłopaka, swojego synka, chociaż trochę zajęło mu pogodzenie się z myślą, że Yoongi dorasta, a co za tym idzie, on... STARZEJE SIĘ!

Namjoon z kolei miał w głowie długą listę partnerów z całą pewnością nieodpowiednich dla jego synka, co ważniejsze punkty nawet zapisał w notatkach w telefonie, by na pewno ich nie przeoczyć. Był jednak przekonany, że każdą z tych cech znajdzie u Hoseoka, bo przecież NIKT nie mógł być odpowiedni dla Yoongiego.

Kookie nie miał jakichś specjalnych oczekiwań. Może tylko jedno zażalenie, bo dlaczego jakiś obcy pan ma mu zabierać ulubionego braciszka?! Gukie nie miał zamiaru dzielić się Yoongim, bo co, jak oni będą jak mama i tata i kiedyś będą mieć swój domek i już Yoonie nie będzie nosił go na ramionach, ani przemycał ciasteczek mamy, albo słuchać o Jiminie i zabierać ich na plac zabaw?! Nie mógł na to pozwolić, bo Yoonie był jego najukochańszym braciszkiem na całym bożym świecie!

Tae za to, nawet nie był pewien, kto i dlaczego do nich przychodzi. Miał ważniejsze rzeczy na głowie, na przykład ukrywanie tego, że przyciął futerko psu sąsiada i przylepił do kapci, żeby wyglądały jak te, które widział w internecie, ale tata nie chciał mu kupić. Nie wyszło, bo nie miał dość materiału, więc pozostało tuszowanie dowodów i błaganie rodziców o kapcie takie jak na zdjęciu.

– Namjoon skończyłeś tworzyć teorie spiskowe i zniosłeś do salonu pudła z ozdobami?! – zawołał Seokjin mieszając masę na ciasto. Doleciał do niego jęk zawodu, ale po chwili kroki dały znak, że Joon grzecznie poszedł po bombki i łańcuchy z Kookiem praktyczne uczepionym do nogi, który nie mógł się doczekać ubierania drzewka. – Taehyung idź połóż poduszki pod schodami! – Chłopczyk westchnął i zabrał kilka dużych poduch, które praktycznie zaciągnął do korytarza. Niecałe dziesięć minut później Namjoon zjechał na tyłku po stopniach, z kartonem trzymanym nad głową i wylądował na nich. Tae pokręcił głową z politowaniem i poszedł nudzić mamę, żeby pozwoliła mu robić pierniczki w kształcie statków kosmicznych, piesków oraz kotków.

Yoongi starał się przeciągnąć moment sądu, jak najbardziej mógł. W domu Hoseoka, namówił go na obejrzenie dwóch filmów, w tym jednej bajki Disneya, których w sumie w większości nie lubił, ale to był Król Lew, a przecież każdy go kocha! Kiedy wreszcie dał się przegadać, że naprawdę nie mogą posiedzieć jeszcze chwilę, bo nie dotrą do domu niższego przed wieczorem, zabrał swojego kochanego (czysto ironicznie, naprawdę) prześladowcę do kawiarni, później prowadził go okrężną drogą przez jakieś wąskie uliczki, w których sam czasem błądził, ale w końcu, ku jego własnemu przerażeniu stanęli na progu domu Kimów. Yoongi nacisnął klamkę powoli, jeszcze wolniej uchylając drzwi.

Nie poczuł zapachu spalenizny, a jedynie ciasto. Nie było krzyków, ani innych odgłosów wskazujących na koniec świata, epidemię choroby wściekłych krów, czy Jeongguka biegającego nago po domu. Hoseok pokiwał z politowaniem głową i niemal wepchnął swoje maleństwo do środka. Ciągle był dobrej myśli, przecież to tylko poznanie teściów, a skoro jego słoneczko było cudowne, to rodzina na pewno nie była przerażającymi potworami!

– Dzień dobry! – zawołał Hobi, słysząc głosy dobiegające z głębi domu, a idąc ich śladem dotarł do kuchni. Zastał tam blondyna w różowej koszuli i białym fartuchu, z miską i trzepaczką, który uśmiechnął się do niego przyjaźnie i podszedł, wycierając ubrudzone mąką dłonie o okrycie.

– Ty musisz być Hoseok, niestety Yoonie nam o tobie nie opowiadał, więc ty musisz, ale cieszę się, że wreszcie się poznamy – Oznajmił Jin, obejmując go i śmiejąc się, przez co Hoseok zaczął dyskretnie rozglądać się, czy przypadkiem ojciec Yoongiego nie czai się gdzieś myjąc okna, albo agresywnie polerując szklanki. Kiedy Seokjin wreszcie go puścił, Hobi szturchnął dyskretnie Yoongiego, żeby podał mu pudełko. Pamiętał, że tata Yoo (Hoseok nie był w sumie pewien jak to ma być. Niby ojciec, a jednak wszyscy mówili mamo. Nie wnikał) kocha jeść, a że jego mama lubiła gotować, to ubłagał ją o pudło babeczek z kremem. Doszedł do wniosku, że dobrze mieć teściową (teścia?) po swojej stronie, a prezentem zawsze zaplusuje. Jin uśmiechnął się, ale zanim choćby pomyślał o podziękowaniu, czy spróbowaniu, w kuchni pojawił się Namjoon czyszczący żółtą szmatką, jedną ze szklanych bombek w drobne wzorki. Wzrok kolejnego blondyna padł na męża, potem na Yoongiego i na NIEGO.

– Dzień dobry panu – powiedział Hoseok, o wiele bardziej niepewnie, niż gdy miał witać się z Jinem. To nie jego wina, że widząc tego faceta i jego minę goryla, któremu ktoś podprowadził banany, był rozdarty między poproszeniem o autograf, a ucieczką najbliższym oknem. Doszedł jednak do wniosku, że część jestem pana fanem sobie daruje, bo jeszcze Kim pomyśli, że tylko dlatego jest z jego synem, a tak nie było! – Jestem Hoseok

– Miło mi – mruknął, siląc się na uśmiech – Kim Namjoon, tata Yoongiego – i twój najgorszy koszmar, dodał w myślach. Naprawdę starał się nie wyjść na aż tak strasznego, bo Seokjin gotów był zdzielić go patelnią, za jakieś groźby pod adresem Hoseoka, ale jak patrzył na tego osobnika... to się kurwa nie dało zachować spokoju!

Patrzył jak Hoseok poprawia włosy, notując na swojej mentalnej liście narcyz, a po chwili, gdy chłopak wciągnął się w rozmowę z Jinem i szczerzył jak głupi, dopisał do tego narkoman, bo jak ktoś jest zbyt wesoły, to na pewno naćpany... a skoro naćpany, to pewnie też jest alkoholikiem i nikotynistą. Poza tym wiadomo, że każdy pijak to złodziej, więc... Jung sobie grabił i Namjoon miał (według siebie) wszelkie podstawy ku temu, by go nie lubić.

Chwilowo, jeszcze nie okazywał bardzo jawnie swojej niechęci. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo Hobi modlił się, o pójście z Yoongim do pokoju i wyrwanie się spod palącego wzroku blondyna. Swoją drogą mógłby iść do salonu po inną ozdobę do czyszczenia, bo ile na miłość boską można polerować ten sam kawałek szkła?!

Jin wrócił do gotowania, dzieciaki bawiły się na tyle daleko, by nie było ich widać, a na tyle blisko, by można było słyszeć odgłosy ich zabawy. Seokjin polubił Hoseoka, więc wolał, żeby jego małe diabełki nie dorwały go za szybko.

– To my pójdziemy do mnie – powiedział Yoongi, chcąc wyrwać się z tego kabaretu, bo autentycznie miał wrażenie, że mu matka zaczyna chłopaka rwać, a ojciec planuje morderstwo, a umówmy się, z jego talentem to prędzej sobie zrobiłby krzywdę niż komuś. Coś w tym było, bo słysząc to, chomik w głowie Joona najwyraźniej wskoczył sobie w złe kółeczko i sprawił, że zaciśnięcie dłoni, w której trzyma się coś szklanego i delikatnego wydawało się dobrym pomysłem.

– KURWA! – krzyknął Namjoon, upuszczając szmatkę i pognał z krwawiącą ręką nad zlew. Szkło nie wbiło się głęboko, ale praktycznie cała dłoń była pocięta i nim znalazła się pod strumieniem podłoga i ubranie Joona zdążyły się nieźle poplamić krwią.

– Joonie! – Krzyknął Jin, rzucając wszystko, co trzymał w rękach i ruszył na ratunek mężowi. Yoongi załamał się i przybił sobie mocną piątkę z czołem, a Hoseok... Hoseok nigdy nie lubił widoku krwi, naprawdę go nienawidził i to bardziej niż kolejek górskich. Kiedy zobaczył ją, w dodatku w dużej ilości, jego mina skamieniała, na czole i dłoniach pojawił się zimny pot, a po chwili świat sobie zawirował, zapadł się w ciemność i chłopak stracił kompletnie kontakt z rzeczywistością. Widząc jego upadek, Namjoon miedzy krzykami i sykami bólu zanotował na swojej liście dwa minusy, czyli dwie wersje tego dlaczego zemdlał, które wymagały dłuższej obserwacji, by którejś zaprzeczyć lub obie potwierdzić: zaburzenia odżywiania oraz bycie mentalną pizdą, która nie spełnia standardów Yoongiego, bo co to za facet, który mdleje na widok krwi?

Hoseok obudził się, czując dziwny ucisk na brzuchu. Otworzył oczy, zdjął z czoła kompres i po chwili zobaczył czarnowłosego chłopca, który siedział wygodnie na jego brzuchu i mierzył go badawczym spojrzeniem.

– Hej mały – uśmiechnął się do chłopczyka. Był przekonany, że go pamięta, przecież nie raz chodził z nim, Yoongim i jakimś innym pięciolatkiem na plac zabaw.

Kookie nie był pewien, czy wielkolud, który leży na ich kanapie to ten sam wielkolud, który chodził z nim na bujawkę. Nie ważne, bo Gukie był przekonany, że ten pan jest zły i chce mu porwać najlepsiejszego braciszka, a przecież nie mógł na to pozwolić!

– Kookie, zejdziesz ze mnie? Trochę mi ciężko – sapnął Hobi, próbując się podnieść. Pięciolatek uśmiechnął się, pokazując swoje królicze ząbki. Stanął w szczelinie między Jungiem, a oparciem kanapy, którego się chwycił i z jeszcze większym wyszczerzem niż do tej pory skoczył, lądując na strategicznym miejscu u Hoseoka, przez co ten zaczął się martwić, że już prawdopodobnie nie będzie mężczyzną w tym związku. Choć nie dokładnie wtedy się martwił, bo jego pierwszą, naturalną reakcją, było skulenie się, zasłonienie rękami, sturlanie z sofy i powstrzymywanie zbierających się w oczach łez.

– GIŃ SKRZACI ZWISIE! – krzyknął chłopiec, zanosząc się po tym najbardziej szatańskim śmiechem, na jaki stać pięciolatka. Jego głos przywołał resztę, która dotąd siedziała w kuchni, czekając, aż chłopak się obudzi.

– KIM JEONGGUK! – krzyknął Seokjin, a po chwili jego złość równo rozłożyła się i na syna i na, pożal się boże, męża, który po zjawieniu się w salonie powiedział moja krew i naiwny myślał, że Jin go nie usłyszy. Jeszcze czego, on słyszy, widzi i wie wszystko!

Seokjin chwycił synka za rękę, męża za ucho i wywlókł ich na górę, żeby dać reprymendę, a w tym czasie Yoongi poleciał do lodówki po paczkę groszku. Hoseok podźwignął się z podłogi, zastanawiając się, co strzeliło dziecku do głowy, czym podpadł ojcu Yoongiego i czy bardzo się skurczy jak przyłoży zimny groszek...

Nagle w salonie pojawił się ostatni z domowników, dotąd zajęty konstruowaniem schronu z poduszek i koców, który non stop zawalał się. Przyszedł z zamiarem poproszenia mamy o pomoc, ale gdy zobaczył nieznajomego stanął jak wryty. Upuścił trzymaną przez siebie poduszkę, rozdziawił paszczękę i zachwyconymi oczami sunął po całej sylwetce chłopaka, od nóg, przez biodra i brzuch, do twarzy... mógłby mieć różowe włosy, ale wciąż pozostawał najładniejszą osobą, jaką Tae widział w całym swoim krótki, ośmioletnim życiu. Czuł jak coś zaciska mu się w brzuszku, a dłonie wilgotnieją.

Jako że był człowiekiem czynu, to zrobił to, co każdy rycerz, gdy spotka swoją damę serca... wziął rozbieg i z dziwnym, niezidentyfikowanym odgłosem, wyrażającym szczęście rzucił się na Hoseoka, uczepiając się go rękami i nogami, na takiej wysokości, by mieć twarz przy jego brzuchu.

– Ożeń się ze mną! – zawołał zachwycony, swoim pomysłem, posyłając nowemu ukochanemu spojrzenie szczeniaczka – I w ogóle to jestem Taehyung, ale możesz mi mówić Tae... albo kotku, misiu, orzeszku, jak wolisz!

– Hoseok i czy możesz mnie puścić? – spytał, śmiejąc się i próbował odczepić dzieciaka od siebie, ale skubany miał mocny chwyt.

– Nie! Jesteś mój, a ja twój, ale bardziej ty mój, bo ja będę tatą, a ty mamusią, chociaż nie zawsze tak jest, bo u nas mamusia jest bardziej tatusiem, ale tata nie jest bardziej mamą, tylko też jest tatą na takim niższym poziomie, bo mama to jednak władza, a on to wykonawca. No, ale jak ty jesteś mój, to muszę cię trzymać i ci dam taką fajną firankę z koroną na głowę... Sooyoung mówiła, że to jest welonka, ale tak serio to nie przypomina rybki – Taehyung zaczął zastanawiać się, co mają wspólnego firanki i ryby, ale nie znaczyło to, że puści swoją królewnę. Nawet miałczenie jego pupilka (mama NARESZCIE nie mogła mu zarzucić, że ukradł kotka, bo przecież dała mu go kwiaciarka) nie mogło go rozproszyć.

– Taehyung, łapy przy sobie, dystans dziesięć metrów, wytrzyj ślinę z brody – warknął Yoongi, zjawiając się w salonie (niestety bez groszku, czy innych mrożonych warzyw, bo nic takiego nie znalazł). Tae cenił sobie swoje życie, bo przecież jego królewna nie mogła owdowieć, a kotka nie można osierocić, więc odsunął się.

Chłopczyk ewakuował się na korytarz, jednak zza framugi postanowił zerkać na poczynania swojego brata i przerażony prawie zemdlał, gdy blondyn usiadł na kolanach Hoseoka i przytulił się do niego, szepcząc mu coś do ucha. O nogę ośmiolatka otarł się czarny kotek, którego ten porwał na ręce, a widząc jak JEGO ukochany całuje Yoongiego, uciekł do pokoju i rzucił się na łóżko razem ze zwierzakiem.

– Dlaczego?! – zawył w poduszkę, a po chwili uniósł już zaczerwienione płaczem oczy na kociaka, który uderzał jego ramie łapką – Mingyu, czemu on woli Yoongiego? – Kociak miauknął w odpowiedzi, a Tae posadził go sobie na brzuchu – Ja też nie wiem – Kicia znów miauknęła, ugniatając sobie to ludzkie łóżeczko i zwijając się na nim w kłębek, czasem tylko unosząc główkę – Też myślę, że jestem lepszy. Jestem ładny i mądry i młodszy niż ten staruch Yoongi – Mingyu zamiauczał kilka razy i postanowił iść spać, póki jego pan nie jest taki ruchliwy jak zwykle, więc można go wykorzystać. – Właśnie jeszcze ładnie rysuję, maluję i jeszcze lepiej się ubieram... jak mama mnie nie pilnuje i nie każe się przebrać – Tae był szczęśliwy, że wreszcie ktoś podziela jego zdanie. Jego pupil śpiąc poklepał się po pyszczku i zamruczał – Masz rację, jeszcze będzie mój!

W czasie pasjonującej rozmowy Tae i Mingyu, Jin zdążył utemperować trochę swoje dwa dzieciaki (ciągle uważał, że mąż to dziecko, które najtrudniej wychować, bo uważa się za dojrzałe). Wrócili na dół, Kookie, chcąc nie chcąc przeprosił Hoseoka, a Namjoon całkiem miło zapytał czy wszystko w porządku, chociaż nie było! Przecież ten erotoman i seksoholik (kolejne dwie pozycje na liście) trzymał jego synka na kolanach i jeszcze śmiał umieścić dłoń na jego udzie! Seokjin dyskretnie zbliżył się do Joona, bojąc się, że powie, albo zrobi coś, czego pożałuje i wyciągnął go na chwilę do kuchni pod pretekstem robienia herbaty.

– Joonie, miałeś nigdy nie zachowywać się jak nasi rodzice, kiedy byłeś młody – rzucił z wyrzutem, nastawiając wodę.

– Kiedy byłem?

– No co, ja jestem wiecznie piękny i młody – Gdyby miał długie włosy, to z chęcią teraz odrzuciłby je do tyłu – Chyba nie zaprzeczasz? – spytał podejrzliwie

– Nie, oczywiście! Jesteś piękny, skarbie – Namjoon, zaczął wybierać którąś z herbat o tak dziwnych nazwach, że nie sposób było powiedzieć, jaki to smak. No przecież jak widzi tylko Mglisty poranek, to skąd ma wiedzieć, czy to jaśmin, czy opad radioaktywny z Czarnobyla? – Nie mogę się martwić o syna?

– Możesz, ale jakbyś przy tym nie zmuszał mnie do rozważania rozwodu, albo odesłania cię do pokoju bez klamek, to byłoby miło

– Nie jestem matką miłosierną, żeby każdą hołotkę w domu tolerować – warknął Namjoon, demonstrując jak agresywnie umieścić herbatę w dzbanku, bez rozbijania go.

– Może od razu zamknijmy Yoongiego w wierzy, postawmy na straży smoka, kandydatów na jego męża wybierzmy na rozmowie kwalifikacyjnej, potem każmy zaciukać gada i przejść roczny okres próbny przed narzeczeństwem?

– Jesteś genialny skarbie! Wiesz, że myślałem o takiej rozmowie i jakimś małym researchu, ogólnie mam parę namiarów na detektywów? Zwłaszcza jeden ma dobre opinie, czekaj, zaraz ci powiem jak się nazywa! – W tym momencie Seokjin był w stu procentach pewien, że jego małżonek zwariował, a on sam potrzebuje czegoś mocnego i na szybko zrobił w głowie przegląd osób chętnych na schlanie się w środku tygodnia. Co prawda, ostatnio mu się coś takiego zdarzyło przed adopcją Yoongiego, ale to była wyjątkowa sytuacja. Zanim jednak miał wyrwać się z domu, postanowił ogarnąć swojego małżonka manualnie. Kiedy Joon szukał w portfelu namiaru na detektywa, Jin wziął zamach i sprzedał mu plaskacza, bo jednak nie był aż tak okrutny, by użyć patelni.

– Kim Namjoon, jeśli w swojej paranoi posuniesz się dalej, to zadbam, żebyś więcej w swoim życiu nie posunął!

Najstarsi wcale nie kłócili się tak dyskretnie, jak się im wydawało. Młodsze i starsze dzieci, nie przejęły się jednak. Może uznali, że dorośli sami rozwiążą sprawę, albo po prostu mieli to gdzieś? Nie wiadomo, po prostu, gdy Tae i jego kotek zjawili się, cała czwórka (bo Mingyu miał zamiar położyć się na kaloryferze i tak też uczynił, zasypiając w ciepełku) zabrała się za dekorowanie choinki. Obyło się nawet bez zbytnich sporów, bo kiedy Hoseok wziął Kookiego na ramiona, a później na wyciągnięte ręce by mógł założyć gwiazdę na czubek, pięciolatek doszedł do wniosku, że może spróbować polubić Hoseoka. Przynajmniej troszeczeczkę. Przynajmniej dzięki niemu, Yoonie się uśmiechał, a jeśli on był szczęśliwy to Gukie też!

Tae dekorował drzewko, nie dając po sobie poznać, że w jego głowie rodzi si niecny plan, zdobycia miłości swojego życia. Do wielkich planów trzeba się przygotować i nie wolno o nich rozpowiadać. Ledwo się powstrzymał, kiedy Hoseok, po włączeniu przez Yoo filmu, pozwolił ośmiolatkowi usiąść na swoich kolanach, bo chłopczyk prawie zszedł na zawał i zaczął krzyczeć jak go kocha. Dobrze, że jeszcze nad sobą panował. Dzięki Mingyu, bo był pewien, że jego kicia posłała mu karcące spojrzenie, żeby siedział spokojnie.

Rodzice do nich dołączyli już w pełnej zgodzie i z herbatką. Wszystko było już zadziwiająco dobrze. Taehyung i Kookie przenieśli się bliżej rodziców, Yoongi i Hoseok uśmiechali się do siebie, czasem wymieniając niewinne całusy, światełka choinki i telewizor, jako jedyne oświetlały salon. Właśnie wtedy Gukie pomyślał, że to dobry moment, by dostać odpowiedź na pytanie, które nurtowało go od małego wypadku taty.

– Co to jest kurwa? – spytał pięciolatek, a Jin słysząc go zakrztusił się herbatą. Namjoon był pewien, że łatwo nie udobrucha swojego męża, a Hoseok podziwiał swoje słoneczko zwijające się ze śmiechu i tulące jego ramię. Nachylił się do niego, żeby nikt nie słyszał, co chce powiedzieć, choć spodziewał się, że państwo Kim zaraz znów znikną w kuchni i wszystko zagłuszą

– Myślałem, że będzie łatwiej, ale mimo wszystko przetrwałem – powiedział Hobi, wyraźnie dumny z siebie.

– Taa, w sumie mogło być gorzej

– Gorzej? – Prawie pisnął przerażony, bo jednak, aż tak łatwo przetrwać w tym domu nie było. Yoongi pokręcił głową i przyciągnął go do siebie.

– Zamknij się już, stalkerze – zaśmiał się, zanim pocałował go czule, nie zwracając uwagi na wszystkich wokół.


Hej moje zbłąkane duszyczki!

Rozdział, na który wszyscy czekali! Trochę spóźniony, bo miał byś wczoraj, ale wybaczycie, bo ja tak mówię! Dałabym spoiler do następnego rozdziału... tylko sama nie wiem, o czym będzie, więc po prostu

Do następnego, Misiaki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top