Dokończenie nominacji

Punkt 6 z mojej ostatniej nominacji od Meggunia, czyli opowiadanko o 2pFem Luksemburgu na wycieczce w moim rodzinnym mieście z gościnnym występem Hiszpańskiej Inkwkzycji (Hiszpania, Romano i Portugalia) tańczącej macarenę.
Najgorsze, że to moja wina, że akurat takie zadanie dałaś... W każdym razie mam nadzieję, że jakoś to będzie... Z góry uprzedzam, że nie wiem jaki charakter ma większość 2p, a co dopiero 2pFem i nie bardzo wiedziałam gdzie to znaleźć. Dlatego trochę zaimprowizuję za co proszę by mi wybaczyć.

***

Czemu się na to zgodziłam?

Jakiś tydzień temu Franciszka (2pFem Polska) napisała do mnie list. Mówił on, że muszę czym prędzej przylecieć do Polski i się z nią spotkać. W przeciwnym razie przez następne trzy tygodnie będzie mi co noc odcinać jeden palec, a ostatniego dnia odetnie mi głowę. Prawdę mówiąc, wątpię żeby dała radę. Jednak jako, że i tak nie mam nic lepszego do roboty to postanowiłam przyjechać. Oczywiście Franciszka mimo wszystko uzna, że się jej boję i dlatego przyleciałam. E tam, wszystko mi jedno.

Problem jest jednak w tym, że musiałam spędzić kilka godzin w zwykłym samolocie. Bo oczywiście akurat teraz mój prywatny samolot musiał jechać do naprawy (wszystko z winy mojego rodzeństwa, ale to inna historia). Ten lot był koszmarny. Hałas, kiepska obsługa i niewygodne fotele. Okropność.

Po kilku godzinach tych potworności wylądowałam wreszcie w Poznaniu. No właśnie. Czy to nie dziwne, że jedyny lot do Polski z Luksemburgu w najbliższym czasie leciał do Poznania? Nie było żadnego do stolicy. Ale cóż, nie ja o tym decyduję. Dobrze, że przynajmniej Franciszka postanowiła się ze mną spotkać już tam i oszczędziła mi kolejnych godzin transportu publicznego do Warszawy.

Wysiadłam na lotnisku w Ławicy i ruszyłam w kierunku wyjścia. Przy drzwiach czekała Polska. Uścinęła moją rękę i bez słowa wsiadła do najbliższej taksówki. Usiadłam obok niej.

- To co to za ważna sprawa? - Zapytałam.

- Opowiem ci jak dojedziemy- odrzekła.

Nawet nie podała taksówkarzowi adresu dokąd ma jechać. Widocznie ustaliła to z nim wcześniej.

Jechałyśmy w kompletnej ciszy. Nikt się nie odzywał. Nie żeby mi to przeszkadzało.

Po pewnym czasie wysiadłyśmy na jakimś skrzyżowaniu. Niestety nie widziałam nazwy ulicy, ale wyglądało na to, że jest to gdzieś w centrum miasta. Franciszka zapłaciła taksówkarzowi i zaczęła iść w dół ulicy. Ruszyłam za nią.

- Powiesz mi wreszcie po co tu jestem? - Zapytałam lekko zdenerwowana.

- Jeszcze nie - odpowiedziała.

Szłyśmy przez chwilę w ciszy. W pewnym momencie Polska zaczęła mi opowiadać o najróżniejszych rzeczach. Począwszy od historii jej chrztu, skończywszy na tym co jadła dziś na śniadanie. Nie rozumiem dlaczego mówiła mi o pierdołach, które kompletnie mnie nie interesują, więc po prostu siedziałam cicho i udawałam, że jej słucham.

W ten oto sposób dotarłyśmy przed piękny renesansowy ratusz, znany ze swoich koziołków.

- Czy teraz raczysz mi wreszcie powiedzieć po co mnie wzywałaś? - Byłam już na granicy wybuchu.

- Żeby spędzić razem trochę czasu - odparła spokojnie.

- Co takiego?! - Rzuciłam wkurzona.

- Ostatnio wszyscy się ode mnie odwrócili. Nawet Licia coraz rzadziej ze mną gada. Potrzebuję nowych przyjaciół.

- I musiałam to być akurat ja?!

Co tej kobiecie odbiło, żeby robić coś równie głupiego?

- Jest jeszcze jedna sprawa - dodała.- Potrzebuję pomocy.

- Niby jakiej? - Prychnęłam lekceważąco.

Franciszka zbliżyła się do mnie konspiracyjnie.

- Ostatnio dzieją się u mnie różne dziwne rzeczy - powiedziała cicho.

- To znaczy?

- Zawsze jak gdzieś wychodzę to dzieje się coś zwariowanego i bezsensownego. Myślę, że to jakaś klątwa.

- Klątwa?

- Tak. To pewnie wina tej babeczkowej dziwaczki. Albo tej laski co wygląda jak wampir.

- A czemu któraś z nich miałaby to zrobić?

- Skąd mam wiedzieć! Właśnie dlatego potrzebuję pomocy!

- Nie wkręcisz mnie w jakieś swoje dziwaczne wygłupy. Wracam do siebie.

Już miałam odejść, kiedy Franciszka chwyciła mnie za rękę.

- Nawet nie próbuj odchodzić - rzekła twardo. - Pokażę ci. Wystarczy, że trochę zaczekamy i wydarzy się coś nienormalnego.

- Ygh... niech ci będzie - powiedziałam zrezygnowana.

Przez około godzinę kręciłyśmy się w okolicy Starego Rynku. Udało mi się w tym czasie między innymi zobaczyć te słynne trykające się koziołki na ratuszowej wieży. Przyznam, że nawet były całkiem niezłe.

Zaczynałam już jednak kompletnie wątpić w historię Franciszki.

- Mam tego dość! - Krzyknęłam w końcu. - Tu nie dzieje się nic niespodziewanego.

W tym momencie zza rogu kamienicy wyskoczyło trzech mężczyzn ubranych w jakieś dziwne czerwone sukienki. Mieli brązowe włosy, a jeden małą kitkę. Dwóch miało zielone oczy, a ten trzeci złote. W dodatku z głowy tego trzeciego odstawał jakiś dziwaczny loczek.

- Nikt nie spodziewał się Hiszpańskiej Inkwizycji! - Zawołali we trójkę.

- Że co takiego... - wydukałam zdezorientowana.

- Właśnie o tym mówiłam! - Krzyknęła Franciszka.

Nagle z niewiadomego kierunku zaczęła płynąć muzyka, a trzej mężczyźni zaczęli tańczyć macarenę. Ludzie dookoła tylko stali i patrzyli na to z rozdziawionymi ustami. Po zakończeniu tańca, trzej mężczyźni zwyczajnie wyparowali.

Po tym incydencie nigdy więcej nie odwiedziłam Polski.

***

Jakoś chyba wyszło. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona...

Papatki~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top