II
Zniknięcie Finroda i Galadriel odbiło się ogromnym echem po Valinorze. Królowa Indis codziennie mdlała z byle powodu, książę Finarfin i jego żona zalewali się łzami. Do poszukiwań rzucili się wszyscy, z innymi członkami królewskiej rodziny Noldorów na czele.
Gdy od zniknięcia minęły niemal dwa miesiące, a o młodych książętach nadal nie było żadnych wieści, Najwyższy Król Noldorów zwołał całą swą rodzinę na walną naradę.
- Czcigodni, tak nie może być. Wszak Nieprzyjaciel jest w okowach, a w Amanie nie może stać się nic złego.
Książę Koronny Fëanor skrzywił się niemiłosiernie.
- Z tego co wiem, już raz się stało. Zresztą, Aman czy nie Aman, należy działać. Jeszcze raz: kto ostatni widział Artafindë i Artanis?
- Ja - zgłosił się Aikanáro. - Findaráto zdawał się czymś bardzo podekscytowany, choć starał się to ukryć. Zapytałem go, z czego się tak cieszy, odpowiedział, że to nic takiego. Artanis nie robiła nic dziwnego.
- Ja też ich widziałem - powiedział Angaráto - ale nie rozmawialiśmy, bo uczyłem się do egzaminów przez cały tydzień przed ich zniknięciem.
- Dobrze. Ktoś widział ich w ciągu dni poprzedzających noc zniknięcia?
- Też my dwaj, ale naprawdę, nic złego się nie działo. Findaráto chodził na wykłady i wszystko toczyło się normalnym trybem. Gdybym tylko wiedział, że on... - Głos Angaráto załamał się.
- Coś teraz sobie przypomniałem! - wtrącił się Celegorm. - Widziałem Findaráto parę dni wcześniej, byłem wtedy z Curvo w ogrodach stryja przyrodniego - kiwnął głową w stronę Finarfina. - Ale siedział tylko na ławce i czytał. Na nasz widok tylko powiedział Hej, Tyelko, hej, Curvo.
- Co robiłeś w ogrodach Ara? - zmarszczył brwi Fingolfin.
- Och, byłem w Alqualondë po grające muszle, Vána ich potrzebowała do rytuału nad źródłami. Więcej nie powiem, tylko dla wtajemniczonych - zastrzegł się blondyn z uśmieszkiem.
- Tyelko miał rytuał tej samej nocy, gdy zniknęli Findaráto i Nerwen - zauważyła Nerdanel.
- Rzeczywiście - powiedział cicho Finarfin. - Tyelkormo, myślisz, że wasze rytuały... mogły...
- Czy sugerujesz, że mój syn stoi za zniknięciem twoich dzieci, Arafinwë? - ostrym tonem przerwał mu Fëanor. Nerdanel zmarszczyła brwi.
- Spokojnie, Curvo - westchnął Finwë. - Arafinwë się po prostu martwi o swoje dzieci i chce rozważyć każdą możliwość... Tyelko, kochanie, wiem, że nie wolno ci o tym mówić, ale chyba możesz nam powiedzieć...?
- Oczywiście, że nie mogły! - wybuchnął Celegorm. - Nic nie wiecie o naszych rytuałach, o mocy pełni Telperionu, o porach roku... przyrodni stryju, jak możesz insynuować takie rzeczy?
- Przepraszam cię, Tyelkormo - Finarfin miał cienie pod oczyma i wygądał na bardzo zmęczonego. - Nie chciałem cię urazić, po prostu... już nie mogę... - ukrył twarz w dłoniach.
- Co mogło spowodować takie nagłe zniknięcie? Przecież nawet gdyby się zgubili w lesie czy coś takiego, w końcu znaleźliby drogę powrotną z pomocą Majarów Yavanny czy kogoś takiego! - Fingolfin, zirytowany swą bezsilnością wobec nieszczęścia brata i jego dzieci, uderzył otwartą dłonią w stół. - Findaráto i Nerwen nie byliby zresztą tacy nieodpowiedzialni, żeby uciec z domu w nocy! Muszą się znaleźć!
- Mówimy tak od prawie dwóch miesięcy - zauważyła Aredhel.
- Co robimy? - spytała zrezygnowanym tonem Nerdanel. - Możemy jeszcze raz, dokładniej, przeszukać wszystkie niezamieszkane tereny... na przykład góry, tam mogli się zgubić, złamać nogę - zauważyła. - Może dlatego nie mogli wrócić?
- Na pewno żyją, Mandos zabrałby głos, gdyby pojawili się w jego Domach Umarłych - dodała Anairë.
Fëanor prychnął.
- Żaden z Valarów nam nie pomógł. Uważam, że należy znów poszukiwać, jak zaproponowała moja żona.
- Wezwiemy ich pomocy, gdy zawiodą wszystkie inne sposoby - powiedział Finwë. - Na razie to nasza sprawa i możemy ją rozwiązać bez pomocy Valarów, wierzę w to bardzo mocno. Pamiętam czasy, gdy ród Quendich nie znał Valarów. Radziliśmy sobie bez nich wcale nieźle. Popieram pomysł mojej synowej, równie utalentowanej, jak i mądrej. Zaplanujmy jeszcze raz szczegółowe poszukiwania.
Finwë przywołał służącego.
- Przynieś szczegółową mapę Amanu - polecił.
Służący po chwili wrócił ze zwojem pergaminu i rozłożył go na stole.
- Dziękuję ci.
Rodzina królewska pochyliła się nad mapą.
- Tyelkormo twierdzi, że na pewno ich nie ma w puszczach na południu - powiedział Finwë.
- Na pewno - potwierdził Celegorm. - Wiedziałbym o tym.
Wszyscy pokiwali głowami. Nikt nie miał wątpliwości, że Tyelkormo z wiadomych przyczyn jak nikt jest świadom, co dzieje się w królestwie Oromëgo.
- Dobrze. Musimy więc przeszukać... umm... teren Yavanny - powiedział Finwë z niejakim niepokojem w głosie. - Oprócz tego równiny na północy i zachodzie, w tym królestwo Nienny. No i oczywiście góry Pelóri.
- Jadę w góry - powiedział twardo Aegnor.
- Nie wygłupiaj się - Fëanor przewrócił oczyma. - W góry to pojechać mogą moi synowie. Ty się lepiej trzymaj równin.
Oczy Aegnora ciskały gromy.
- Jak...
- Aikanáro - powiedział delikatnie Finwë - nie powinieneś się tak narażać. Pomyśl o swoich rodzicach, którzy już dwoje dzieci... - odchrząknął i ponownie pochylił się nad mapą.
- My, Teleri, możemy wziąć na siebie teren Yavanny - powiedziała Eärwen. - Wiemy, że jest tam bardzo niebezpiecznie, ale z roślinami jesteśmy w lepszej komitywie niż Noldorowie i Vanyarowie.
Celegorm otworzył usta.
- Tyelko, cicho - rzekła Nerdanel, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- My bierzemy góry - powiedział pewnie Fëanor. - Wśród skał my, Noldorowie, czujemy się jak w domu. Nolofinwë, wy możecie jechać na północne równiny.
Fingolfin zmarszczył brwi.
- My też jesteśmy N...
- Zgoda - przerwała mężowi Anairë, by zapobiec kolejnej kłótni. - Jasne, przeszukamy równiny.
- Hej! - wtrąciła się Aredhel. - Ja chcę jechać w góry! Tam i tak potrzeba więcej osób! Na równinach wszystko widać, a w górach trzeba sprawdzać każdy wąwóz!
- Irissë, góry to nie miejsce dla dziew...
- Nie, Nolo, myślę, że to świetny pomysł - Fëanor uśmiechnął się słodko. - Nie uważam, żeby Irissë z racji płci powinna jechać gdzie indziej, niż pojechałaby jako chłopak. Jestem zdania, że kobiety są silniejsze, niż się wydaje. Jednak jeśli uważasz, że Irissë jest zbyt delikatna... - spojrzał na Aredhel, unosząc lekko brew.
- Curvo, to bardzo szlachetne z twojej strony! - ucieszył się Finwë. - Dobrze, więc Irissë pojedzie z rodziną Curvo w góry, Nolo na północ, Ara na zachód, a Teleri na południowy zachód. Żono, jak sądzisz, dokąd wysłać Vanyarów?
- Wesprzemy naszych synów - powiedziała Indis bez chwili wahania.
- Dziadku, ja też chciałbym jechać w góry! - odezwał się Fingon. - Znam je dość dobrze!
- Jasne, Finno! - ochoczo zgodził się Finwë, nim Fingolfin zdążył zaprotestować. Był zachwycony, że zdarza się okazja, by zbliżyć do siebie rodziny skłóconych synów. - Fantastycznie, że będziemy mieli w górach kogoś, kto faktycznie już tam bywał. Jeździłeś tam często z Nelyo, czyż nie? - uśmiechnął się do najstarszego wnuka.
- Tak - potwierdził Maitimo. - Ale Finno lepiej zna góry niż ja.
- Fenomenalnie! W takim razie już wszystko umówione. Ile potrzeba czasu na przygotowania?
- Nam z Ara niewiele, dwa do trzech dni - powiedział Fingolfin.
- Nam dłużej - odezwał się Fëanor. - Musimy skompletować dla wszystkich podwładnych niezbędny ekwipunek i prowiant. Myślę, że Teleri też potrzebują czasu - powiedział, patrząc na Eärwen. - Proponuję, byśmy wyruszyli za jakiś tydzień.
Eärwen kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Dobrze, wobec tego wyruszamy za tydzień - Finwë uśmiechnął się pokrzepiająco do Eärwen i Finarfina. - Znajdziemy ich, jestem tego pewien. A teraz udajmy się na spoczynek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top