VII
Curufin był udrapowany (bo nie da się tego nazwać siedzeniem) na ławce w parku koło stawu. Wokół ławki piętrzył się stosik książek. Czarnowłosy elf był pogrążony w lekturze ogromnego tomiszcza historycznego na temat historii Europy.
- Curvooo - ziewnął Tyelkormo siedzący na ziemi koło ławki. - Jak ciebie to nie nudzi...
Na kolanach trzymał otwartą książkę pt. Ewolucja życia na Ziemi, pełną kolorowych ilustracji dinozaurów. Aredhel wertowała album z polskimi zabytkami.
- Turco, czytaj - warknął Curufin. Celegorm niechętnie przerzucił kilka kartek.
- O kurwa, patrzcie, co tu piszą - zarechotał. - Z nieba spadł ogromny kamień i zabił większość tych fajniastych smoków...
- Dinozaurów - poprawił Curufin.
- Dinozaurów - zgodził się Tyelkormo - a potem z myszek, które przeżyły, wyrosły włochate olifanty... Patrz, Irissë! Jaki śmieszny człowiek...
- Neandertalczyk - przeczytała Aredhel podpis pod obrazkiem. - Podobny do ciebie.
Maglor oderwał się znad Wykazu najwybitniejszych muzyków wszech czasów i zerknął przez ramię kuzynki.
- Faktycznie - zachichotał.
Zaiste, mężczyzna o dzikich oczach z włócznią w ręku przypominał nieco Tyelkormo, gdy wpadał w swój sportowo-myśliwski nastrój.
- Koniec żartów - wycedził Curufin zza uproszczonego, ale i tak bardzo kazirodczego drzewa genealogicznego Habsburgów. - Czytać.
- Chcę spróbować! - Fingon był zachwycony zdjęciem mężczyzny skaczącego na bungee. - Russo, pojedźmy do Nowej Zelandii!
- Tam są kanibale - odpowiedział Curufin.
- Już nie - odpowiedział Fingon. - Za dużo się naczytałeś książek historycznych. - Wskazał dłonią na przeczytaną już Historię odkryć geograficznych.
Curufin przewrócił oczami i przeszedł do kolejnego rozdziału, znudzony koligacjami rodów.
- Hmmm. - Caranthir główkował nad cosinusami. - Curvo, nawet dość dobrze mi idzie ta ludzka matematyka... miło się oderwać od tych idei - wskazał na kilka książek, na których zakup nalegał (Noldorowie mieli się jeszcze przekonać, jak bardzo pożałują, że Moryo poznał pojęcia takie jak „wolny rynek").
- Doskonale - powiedział Curufin, mentalnie wciąż w XIX wieku.
- Dokąd jedziemy potem? - zapytała znienacka Aredhel.
Noldorowie oderwali się znad książek. Jeszcze nikt nie wypowiedział tego zdania na głos, ale chodziło ono wszystkim po głowie od czasu zarobienia pieniędzy.
- Chyba... do jakiegoś dużego miasta? - zaproponował Nelyo, który czuł się niejako odpowiedzialny za całą gromadkę. - Może tam się dowiemy czegoś o... - głos uwiązł mu w gardle, ale wszyscy wiedzieli, co chciał powiedzieć.
- Tak! - entuzjastycznie poparł go Finno. - Liźniemy nieco życia w wielkiej metropolii Atanich. Irissë, co polecasz?
- Hmm... Poznań wydaje się ciekawy. Jest też Warszawa, Wrocław i Gdańsk... ale najwięcej zabytków jest w Krakowie! To dawna stolica, jest zamek i rynek...
- Daleko? - wtrącił się pragmatyczny Moryo.
- Hmm... no popatrz na mapie - Aredhel wskazała mapkę w albumie. - Bliżej niż do Poznania... a w Warszawie nie ma tylu starych budynków. Kultura tej całej Polski na wyciągnięcie ręki!
- Zgoda na Kraków - wzruszył ramionami Curufin. - I tak nie mamy nic innego do roboty.
- Po drodze Jędrzejów, Muzeum Zegarów. Hmm. - Moryo zajrzał do albumu. - Curvo, co to jest opactwo Cystersów?
- Cystersi to taki zakon - przewrócił oczami Curufin. - We wszystkich was wmuszę te książki. Dość mam takich pytań.
Celegorm parsknął, ale Maitimo trzepnął go po głowie.
- Jak dotrzemy do Krakowa? - spytał nadspodziewanie inteligentnie Amrod, odrywając się od Percy'ego Jacksona, którego kupił mimo protestów Nelyo (kup coś mądrego! Naukowego!).
- Autostopem!
- Blaszanym potw... pociągiem!
- Jednym z tych dużych pudeł!
- Cisza! - huknął Nelyo na Amrasa, Aredhel i Celegorma, którzy chórem wykrzyczeli swe pomysły. - Jak myślicie, Káno, Moryo? Curvo? Finno?
- A my to nie możemy myśleć? - parsknął Celegorm.
- Myśli ten, kto potrafi - z godnością wygłosił Curufin. - Moim zdaniem pociąg to doskonały pomysł. Co prawda nie zobaczymy Muzeum Zegarów, ale będziemy na miejscu szybko i tanio.
- Zgadzam się z Curvo - kiwnął głową Caranthir.
- A ja uważam, że powinniśmy jechać autostopem - powiedział Fingon. - Darmowo, a za to dobra zabawa.
- Nie zawsze się wszyscy zmieszczą - zauważył Maglor.
- My się zawsze razem wszędzie zmieścimy - Amras przytulił się do bliźniaka, jakby chciał zredukować swoje rozmiary i dał mu buziaka w policzek.
- Ale Nelyo jest wielki - powiedział nieco złośliwym tonem Maglor.
Maitimo spojrzał na brata.
- Ty także zniżasz się do poziomu żartów z wzrostu? Nie, bo jesteś już przy samej ziemi. Chyba musiałeś wrzasnąć, żebym to usłyszał.
Maglor zrobił kwaśną minę. Fingon objął Maitimo ramionami za szyję.
- Russo, nie złość się.
- Jesteście obrzydliwi - skomentował Celegorm. - Fuj, jak się kleją. Bleeee.
Curufin parsknął śmiechem - nie zdołał się powstrzymać.
- Curvo, z czego rżysz? - ton Tyelkormo miał w sobie groźną nutę.
- Z książki - Curufin uśmiechnął się zjadliwie i zasłonił się tomiszczem. - Może byśmy poszli na dworzec kolei? Przejedźmy się. Poznamy, jak działa parowóz. Chętnie zobaczę z bliska.
- Fantastycznie! - ucieszył się Fingon. - Blaszane pudło, nadciągam.
__________
Niewiele czasu później dziewiątka elfów stała już na kieleckim peronie.
- Nie stać nas na bilety - zauważył Curufin, ugięty pod ciężarem stosu ksiąg.
- Możemy sprzedać książki - zaoferował ochoczo Tyelkormo. Curufin rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Káno, chyba musimy znowu śpiewać - westchnął Nelyo. Maglor westchnął.
- Widzisz tu jakąś publiczność?
Rzeczywiście, na ławce na peronie leżał jeden jedyny żul, zapewne jeszcze biedniejszy niż nasi Noldorowie.
- Zobaczmy w środku - wzruszył ramionami Tyelko.
Pani za kasą biletową zdawała się nienawidzić swojej pracy, ale podniosła wzrok, gdy zobaczyła gromadkę przystojnych młodych mężczyzn.
- Przepraszam - Maitimo musiał się zgiąć wpół, by mieć oczy na tym poziomie, co ona - nie chciałaby pani wysłuchać piosenki?
- Nie. - Zainteresowanie sprzedawczyni natychmiast znikło, gdy wydało się, że ośmiu przystojniaków to kolejni żebracy.
- Czy aby na pewno? - Wysoki rudzielec został odepchnięty na bok przez dwóch identycznych chłopaków z identycznymi czarującymi uśmiechami. Sprzedawczyni zawiesiła wzrok na nich, ale powtórzyła:
- Nie.
- Z drogi - bliźniaków rozepchnęły silne ramiona i oczom kobiety ukazał się umięśniony blondyn. Zakręcił kosmyk na palcu. - Jest pani przekonana?
- Tak. Wynocha, bo wzywam policję.
- Co za zdzira - mruknął Tyelkormo i cofnął się. - Nelyo, nie chce mi się wracać do centrum! - jęknął.
- Patrzcie, co znalazłem - zarechotał nagle Moryo. Noldorowie podbiegli do niego.
- Portfel - wydyszała Aredhel.
- Szlachetna pani! - huknął Tyelkormo. - Prosimy osiem biletów do Krakowa! Pierwszą klasą!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top