Rozdział 6 Nasz klient nasz Pan
Największymi plotkarzami w Dolinie Koniecznej są kelnerzy z mojej restauracji. Naprawdę, nigdy nie spotkałam osób, których aż tak interesowałoby życie innych.
Kiedy tylko przyszłam do pracy następnego dnia, wszyscy już wiedzieli, że jestem z Wojtkiem. Znajomi ekscytowali się tym bardziej niż ja. Gromadka osób, które towarzyszyły mi podczas mojej zmiany, otoczyli mnie z każdej strony i zasypywali pytaniami.
– I jak?
– Dobrze całuje?
– Jak do tego doszło?
– Przychodzi do ciebie, czy ty do niego?
Czułam się jak gwiazda Hollywood, którą paparazzi przyłapali z jakąś inną osobistością, a o wywiad ze mną biły się największe brukowce. Nie wiedziałam, co im opowiedzieć, sama nie miałam pojęcia, co o tym myśleć.
– Czekajcie, dajcie mi się przebrać. – Zbywałam ich od razu, nie chcąc nic mówić. To było dla mnie takie szokujące, czułam się, jakbym oglądała jakiś kiepski film i była wściekła, że bohater postąpił nie tak, jakbym tego oczekiwała.
Wojtek już znajdował się w restauracji i opowiadał o mnie przy piwie. Powtórzyła się historia z moim poprzednim chłopakiem, z którym rozstałam się pół roku przed przybyciem do Doliny Koniecznej. To on był tym, który się starał i o mnie zabiegał. Zresztą, chyba nawet o tym wspominałam. Znowu się wkopałam w to samo. W związek, który wcale mnie nie uszczęśliwiał. Myślałam o tym całą noc, a Rozkoszny dalej patrzył na mnie, jakby odpowiedź była oczywista.
Pewnie taka była, tylko ja się jak zwykle okłamywałam.
Szybko przebrałam się i zaczęłam pracę. Wojtek cały czas się do mnie uśmiechał, zaczepiał, kiedy tylko miałam chwilkę przerwy. Puszczał do mnie oczko i chwytał mnie za dłoń. Uśmiechałam się do niego przepraszająco, uciekając cały czas na kuchnię. Mama była sama, ale ruch nie był aż taki wielki.
Bardzo źle się czułam. Bolała mnie głowa, a zapach smażonego kurczaka po raz pierwszy zaczął mi przeszkadzać. Relaksująca muzyka tylko mnie dołowała, a najmniejszy gwar na sali powodował, że miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy.
– Coś jest nie tak? – zapytała mnie Ela, która znowu pracowała ze mną. Lubiłam jej towarzystwo.
– W porządku, mam jakiś zły dzień. – Wzruszyłam ramionami, wbijając na kasie kolejne zamówienie. Używałam do tego paliczka, ponieważ miałam za długie paznokcie na dotykowy ekran kasy.
– Wojtek cię wymęczył w nocy? – zaśmiała się, a ja od razu przewróciłam oczami. Nie potrafiłam potraktować tego jak żart, chociaż wiem, że taki był jej zamiar.
– Ela... – fuknęłam pospiesznie.
– Jasne, jasne. To nie moja sprawa. – Wycofała się z rękami w górze, zupełnie jakby ją ktoś aresztował. – Nie lubisz, jak ktoś wchodzi z butami w twoją prywatność?
– Zgaduję, że nikt tego nie lubi – mruknęłam.
– Nieprawda. Pracowała z nami kiedyś taka czterdziestopięcio latka. Zawsze, kiedy mieliśmy chwilę przerwy, opowiadała nam swoje niuanse łóżkowe. Miała naprawdę bogate życie erotyczne.
– Wyobraź sobie, że mnie to jednak nie obchodzi. – Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku zmywaka. Znajdowało się tam tylko pięć talerzy, jednak nie wszystko było dla mnie lepsze, niż rozmawianie o takich rzeczach z Elą.
Cofam to, co powiedziałam. Jednak towarzystwo wścibskiej dziewczyny wcale nie jest takie fajne.
– Oj, no przepraszam. – Ela ruszyła za mną. – Nie chciałam cię urazić. Wrzuć trochę na luz.
– Mówiłam, że mam zły dzień, ok? – powtórzyłam, łapiąc nerwowo jeden talerz.
– Jasne, jasne. Tylko uważaj, żeby kogoś tutaj nie zabić.
Zamknęłam oczy, nerwowo odliczając w myślach do dziesięciu. Miało mi to pomóc się uspokoić, jednak nic takiego się nie stało. Dalej byłam kłębkiem nerwów. Odwróciłam się w stronę Eli, jednak już jej tam nie było. Może to i lepiej. Przynajmniej się już chamsko do niej nie odezwałam. Miałam naprawdę strzaskane nerwy, wszystko dokoła mnie denerwowało.
Przed klientami udawałam tą samą, uśmiechniętą kelnerkę. Ich nie obchodzi życie kelnerów, którzy ich obsługują. Po co mieliby się nad tym zastanawiać? Chcą tylko zjeść. Pewnie mają swoje własne problemy. Sama niejednokrotnie byłam klientką w restauracji i wiedziałam, że kiedy kelner był nieprzyjemny, moja noga już więcej nie znalazła się w środku. Mnie też nie obchodziło, czemu ktoś był zły czy smutny. Moich klientów też to nie obchodziło.
Moja praca wymagała umiejętności aktorskich. Nieważne, jak ktoś się czuł. Trzeba zawsze udawać promiennego. Może cię rwać od środka, ale uśmiech na ustach musi być obowiązkowy.
Zauważyłam, że Ela gada z Wojtkiem. Już wiedziałam, o czym rozmawiali. Miałam ochotę tam podejść i ją odciągnąć. Ale i tak bym jej nie powstrzymała. Plotkarzy zawsze zostaną plotkarzami i prędzej czy później, odgadliby mnie. Pewność o kim mówią, miałam, kiedy Wojtek spojrzał na mnie. Napotkawszy mój wzrok, natychmiast popatrzył gdzie indziej.
Ruszyłam prędko do kuchni, po raz dziesiąty w ciągu godziny. Powinnam stać na barze i wypatrywać nowych klientów. Miałam tylko jeden stolik.
Oparłam głowę o płytki w kuchni, które były zaparowane, więc po chwili moje czoło również zrobiło się wilgotne. Dałam sobie chwilę spokoju, zanim dopuściłam do moich uszu słowa mamy:
– Kto tym razem cię tak wkurzył? – zapytała, gotując właśnie dorsza na parze. Zapach ryby i kurczaka wymieszał się i pachniał nie tak wspaniale, jak powinien.
Westchnęłam i podeszłam do niej. Układając w myślach słowa, zebrałam z blatu resztki pokrojonych pomidorów i rukoli. Wrzuciłam wszystko do kubła na śmieci.
– Wszyscy po kolei – mruknęłam.
– Od rana naprawdę dziwnie się zachowujesz – zauważyła trafnie mama. – Możesz oszukiwać ich, ale swojej mamy już nie. Wiem, że coś nie gra. I moja matczyna intuicja podpowiada mi, że chodzi o Wojtka, czy mam rację?
– A o kogo innego mogłoby chodzić. Nic innego się w moim życiu nie dzieje. – Machnęłam rękami, wskazując jej, w jakim miejscu się znajdujemy. Ciągle jedno i to samo.
– Nie chcesz zmian? Boisz się ich? – Zmniejszyła trochę ogień i odwróciła się w moją stronę, patrząc na mnie z troską.
– To nie to... – powiedziałam, chociaż zaczęłam się zastanawiać, czy nie ma w tym ziarna prawdy.
– Przecież już odgadłyśmy sprawę związaną z Wojtkiem, czemu jeszcze cię to gryzie?
Przygryzłam nerwowo wargę. Zdawało mi się wtedy, że cały szum w restauracji ucichł, a w środku pozostałam tylko ja z moimi myślami. Czyżby nadszedł ten czas, aby w końcu się otworzyć i przestać to wszystko w sobie tłamsić?
– Chodzi o Christophera. – Przełknęłam ślinę, wiedząc, jaka będzie reakcja mamy.
– O, nie! Nie chcę o nim słyszeć! – Podniosła głos, zgodnie z moimi oczekiwaniami.
– Mamo, mówiłaś, że o wszystkim mogę ci powiedzieć, prawda?
Ta natychmiast się uspokoiła, gwałtownie nabierając powietrze do ust.
– Więc proszę, posłuchaj mnie. Z Christopherem... – zaczęłam niepewnie, nie wiedząc, czy głos nie załamie mi się po paru słowach. – Z Christopherem było trochę inaczej, niż ci się wydaje. Nie spotkałam się z parę razy, a jego zniknięcie było w pełni uzasadnione. Zrobił to, aby mnie chronić. Ocalił mnie. Niejednokrotnie. Nie muszę ci przypominać, przez jakie piekło przeszliśmy w zeszłym roku w Dolinie Koniecznej. Pamiętasz ten dzień, kiedy poszłam z Jamesem do lasu?
– O Boże, tak! – wychrypiała, przykładając dłonie do ust. Zawsze tak źle to wspominała. Nic dziwnego. Przecież mogła stracić jedyną córkę.
– Skończyłoby się dużo gorzej. Po tym jak mordercy napadali na Jamesa, rzucili się na mnie. Zginęłabym. Gdyby nie Christopher. Pomógł mi. Ocalił mnie, czuwał przy mnie, aby nie stała mi się krzywda. Później, pamiętasz, mówiłam ci w szpitalu, że to on przyniósł mnie na miejsce, po tym, jak zaatakowały mnie... Dzikie zwierzęta.
Nie wspomniałam nic o wampirach. To była najmniej ważna rzecz. Ważniejsze było to, że Christopher nie był taki, za jakiego brała go mama.
– Nie mogę o nim zapomnieć, mamo – wyznałam, nerwowo zaciskając palce. – Czuję się, jakby ktoś wyrwał ze mnie jakąś cząstkę życia, której już żaden mężczyzna nie zdoła wypełnić.
– Kochanie, czemu nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? – Wzięła mnie natychmiast w ramiona. – Zatrzymałabym go, nie pozwoliła odejść.
– Musiał mnie zostawić. To jest zbyt skomplikowane. Nie mógł tutaj zostać, a ja nie mogłam odejść z nim. Ciągle o nim myślę, wszystko wokół mi go przypomina. A Wojtek? Posłuchałam cię, chciałam dać mu szansę. Myślałam, że jak zwiążę się z kimś innym, to zapomnę o Christopherze. Jednak nie potrafię tego zrobić. Nikt nie jest w stanie mi go zastąpić – szeptałam jej do ucha, podczas gdy ona kołysała mnie delikatnie, próbując uspokoić. – Zniknął tak dawno, a ja ciągle mam wrażenie, że ta rana nigdy się nie zabliźni.
– Natalko... W pewnym sensie cię rozumiem – powiedziała mama po chwili. – Rozumiem, że z nim łączy cię jakaś wyjątkowa więź, której pewnie nie zrozumiem. Jednak święty nie był, bo zostawił cię nie jeden raz. Pomimo tego, co ludzie robią źle, przywiązujemy się do nich. Później nie można ich zapomnieć. Nigdy.
Odsunęłam się od niej delikatnie i spojrzałam na nią. W jej oczach pojawiły się krople łez. Szybko zamrugała oczami, nie pozwalając im spłynąć po policzkach.
– Pewnie się zastanawiasz, czemu z nikim się nie związałam po rozwodzie – mówiła dalej. – Chociaż twój ojciec okazał się totalnym bezdusznikiem, kochałam go. Wiedziałam, że z żadnym innym nie poczuję tego samego. Wiem, że cię nie pocieszę, jednak... Tak naprawdę kocha się tylko raz. W każdym kolejnym pragniesz odnaleźć cechy tego jedynego.
Wiedziałam, że pewnie ten dorsz będzie niezdatny do zjedzenia i klienci będą musieli poczekać dodatkowe minuty, jednak tak szczerej rozmowy z mamą dawno nie prowadziłyśmy. Rozumiałyśmy się, byłyśmy naprawdę jak jedna kobieta uwięziona w dwóch ciałach. Nasze uczucie względem mężczyzny naszego życia było takie same. Utraciłyśmy go z przyczyn od nas niezależnych i obie cierpiałyśmy.
– Mamo, nie dam rady być z Wojtkiem. – Pokręciłam głową bezradnie. – Przekonywałam się, że jestem w stanie to zrobić, ale nie potrafię.
– Już dobrze, córeczko. Wszystko odkręcimy. Tylko po pracy. – Uśmiechnęła się i zaczęła ratować dorsza, dosłownie w ostatniej sekundzie. – Chcę, żebyś była szczęśliwa. I tylko to się liczy.
Spojrzałam na mamę, pełna wdzięczności i radości. Czułam, że nadchodzi nowy, lepszy dzień.
***
Raz na jakiś czas, jesteśmy zmuszeni zamknąć restaurację na noc. Robimy to wtedy, kiedy ruch jest najmniejszy. Zostaje wtedy w pracy jedna osoba, czyści wszystko porządnie i załatwia wszystkie niezbędne formalności.
Ten zaszczyt spadł na mnie. Zawsze stresowałam się, ponieważ gdyby ktoś wtedy napadł na restaurację, to byłabym sama i bezbronna. Pocieszało mnie tylko to, że naprawdę w Dolinie Koniecznej nic już się nie działo.
Było już po dwudziestej trzeciej. Na niebie świeciły gwiazdy i wiał lekki, przyjemny, chłodny wiaterek. Uchyliłam wszystkie okna, aby restauracja się przewietrzyła. Puściłam sobie cichutko radio, aby się zrelaksować. W końcu mogłam posłuchać normalnych piosenek, a nie takich, które można odtwarzać w miejscach publicznych.
Nie miałam żadnego deadline'u, do kiedy muszę wszystko zrobić, więc nie czułam presji czasu. Powolutku sprzątałam tam, gdzie czasami podczas ruchu się zapomina. Gruntownie przeczyściłam kuchnię i uszeregowałam wszystko w garażu.
Wojtek zniknął z restauracji, więc nie musiałam odbywać z nim żadnej rozmowy, ani znowu fałszywie się uśmiechać. Obiecałam sobie, że następnego dnia szczerze z nim porozmawiam. Miałam być szczęśliwa, a z Wojtkiem nie było to możliwe. Żałowałam tylko tego, co zrobiłam. Jednak za głupotę się płaci, a czasu niestety nie cofnę.
Pisał do mnie smsy, wysyłając całujące emotki, albo serduszka. W końcu wyłączyłam telefon, mając nadzieję, że rozładowany telefon to będzie dobra wymówka. Od kiedy skończyły się te wszystkie ataki, nawet mama się uspokoiła i nie dzwoniła do mnie co piętnaście minut, kiedy byłam poza domem.
Praktycznie wszystko miałam już załatwione. Wykonałam potrzebne raporty na kasie, ułożyłam wszystkie krzesła i nawet wymieniłam wszystkie świeczki na stołach na nowe. Szef będzie ze mnie dumny. Może nawet dostanę premię.
Zgasiłam wszystkie światła na zewnątrz, wyłączyłam nawet lampki przy szyldzie. Zaczęłam powoli zamykać wszystkie drzwi i okna. Gasiłam za sobą światła, powolutku kierując się do wyjścia. Odłożyłam moje robocze ubrania do szatni i schwyciłam torbę, która leżała gdzieś w kącie. Sprawdziłam jej zawartość i zadowolona skierowałam się do głównej sali.
W jednej chwili miałam wrażenie, że drzwi wejściowe się otworzyły. Z początku serce mi wykonało fikołka i zrobiło mi się gorąco. Jednak szybko się opanowałam. To pewnie klient, który do nie doczytał, że restauracja tej nocy będzie zamknięta.
Ruszyłam pewnie do wyjścia. Tak jak sądziłam, w drzwiach stała kobieta. Odwrócona do mnie była tyłem, więc jedyne co widziałam, to jej krótkie brązowe włosy ścięte do ramion i biała sukienka opinająca jej ciało. Była niska i drobna, jednak poruszała się pewnie, zamknęła drzwi bez jakiegokolwiek skrępowania.
– Przepraszam bardzo, dzisiaj restauracja jest zamknięta – zawołałam do niej, od razu ręką wskazując na kartkę powieszoną na drzwiach.
– Przecież nie możesz teraz zamknąć, skoro jestem w środku. Nasz klient nasz Pan, prawda? – zapytała. Jej głos zupełnie nie pasował do jej postury. Był taki dostojny i wyrafinowany.
– Niestety, informacja została wywieszona w dniu wczorajszym. Nie ma żadnego kucharza ani napojów. Bardzo proszę wyjść – rzekłam, kierując się w jej stronę.
Wtedy kobieta się odwróciła. Stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam jej oczy. Myślałam, że śnię. Zamrugałam, jednak ich kolor nie zmienił się.
– Natalia, musisz mi pomóc. – Spojrzała prosto na mnie, lekko marszcząc brwi.
Przełknęłam ślinę, a ona mrugnęła. Wbiła we mnie swój wzrok. Jej czerwone oczy przepełnione były troską, której nie rozumiałam. Otworzyła usta, a jej słowa uderzyły we mnie, jakby ktoś wyrwał mi serce:
– Chodzi o Christophera.
__________________________________________
Przerwa na reklamy :p. Do Nocnego Szeptu wrócimy za niedługo :)
Jak Wam się podoba rozdział :)? Cieszycie się, że Natalia wreszcie przejrzała na oczy i przestała ślepo latać za Wojtkiem?
Kim jest tajemnicza kobieta? I o co chodzi z Christopherem :O? Macie jakieś swoje pomysły :D?
Dziękuję, że jesteście! Niedawno udało nam się zdobyć 39 miejsce w kategorii o Wampirach! :D Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top