Rozdział 26 Róże pamięci


Dom lśnił. Jak nigdy. Zabijając czas, czyściłam takie zakamarki w domu, których praktycznie nigdy nie ruszałam. Człowiek z nudów robi naprawdę dziwne rzeczy.

Próbowałam znaleźć sobie jakieś hobby. Zaczęłam bardziej się udzielać w mediach społecznościowych, ale szybko mnie to znudziło. Chciałam zacząć znowu ćwiczyć, ale po jednym ćwiczeniu stwierdziłam, że już nie chce mi się pracować nad moją sylwetką pełną blizn. Ratowały mnie jedynie książki. W księgarni witali się ze mną po imieniu, dostałam nawet kartę stałego klienta. Nie lubiłam nigdy bibliotek. Książkę musiałam postawić na półce. Nie potrafiłabym jej potem oddać.

Wyczyściłam dokładnie regał na książki, na których stały wiekowe książki. W tym ta, która otwierała przejście do sekretnego pomieszczenia. Przetarłam ją lekko zwilżoną ściereczką, ale nie miałam odwagi jej wyciągnąć. Nie mogłam zobaczyć tej pustki, która znajdowała się w środku. Zaczęłam poważniej myśleć, że w przyszłości coś tam można by zrobić. Począwszy od wstawienia okien, rzecz jasna.

Aby zbytnio się nie wyróżniała, obok niej położyłam same książki z brązowymi i czarnymi grzbietami. Ponad pół godziny spędziłam na wybieraniu kolorystyki, aby wszystko ze sobą odpowiednio pasowało. Robiłam wszystko, aby czas mi leciał jak najprędzej. Najsmutniejsze było to, że nie miałam na co czekać. Nie mogłam do niczego odliczać czasu.

Codziennie rano budziłam się, obserwując ten melancholijny deszcz. Zastanawiałam się, czy zobaczę jeszcze w tym roku słońce. Deszcz od ponad tygodnia nie ustępował.

Chciałam rozpocząć bujne życie towarzyskie, ale od mojego spotkania z Sabiną i Karolem nie zobaczyłam się poza pracą z nikim więcej. Chyba nie byłam takim społecznym człowiekiem. Dużo bardziej wolałabym spotkać się z kimś w domu... Obejrzeć film, razem się pośmiać, spędzić ze sobą wspaniały czas. Tylko we dwoje.

Wojtek ograniczył ze mną kontakty do minimum. Byłam mu za to wdzięczna. Jeszcze jedna rozmowa więcej i byłabym skłonna w końcu wyrzucić mu wszystkie moje troski, aby zrozumiał, dlaczego tak bardzo chciałabym uniknąć z nim bliżej relacji. Chociaż starałam się zapomnieć o tym, co zrobiłam, ilekroć go widziałam, te obrazy napływały do mojej głowy.

Były momenty, kiedy znudzona siadałam przy parapecie i patrzyłam na spływające po szybie krople deszczu. Głowa mnie bolała z nudów. Nie miałam co robić. Zastanawiałam się, co robiłam w rodzinnym Miłowie. Niestety, opcja wyjścia na słońce nie wchodziła tutaj w grę. A zakupów nie lubiłam. Chociaż czasami specjalnie dłużej przesiadywałam w supermarkecie, udając, że ma znaczenie jaki kupię makaron.

Głaskałam Rozkosznego, który jako jedyny cieszył się, że jego pani spędza z nim tyle czasu, w jakim stopniu na nie zasługuje.

Wychodziłam z nim na spacery. Każdego wieczoru. Obchodziliśmy ulice, czasami nawet wędrowaliśmy do lasu. Kotu było obojętne, gdzie kierowaliśmy kroki, jednak mi nie. W lesie mogłam na chwilę się odprężyć. Zapach lasu działał na mnie kojąco. Odkryłam to dopiero wtedy, kiedy przestałam bać się tego, co znajduje za rozłożystymi i gęsto ułożonymi drzewami.

Minął tydzień, odkąd wróciłam do Doliny Koniecznej, a moje życie stało się na powrót nudne i monotonne. Jakby tego było mało, zawsze do pracy chodziłam na rano. Każdego poranka miałam uczucie deja vi. Miałam wrażenie, jakbym codziennie przeżywała ten sam dzień.

Wieczorami robiło się chłodniej, a był przecież środek lata. Niejednokrotnie musiałam ubierać na siebie ciepły sweter. Jednego dnia, mama i ja sączyłyśmy malinową herbatę, oglądając film akcji w telewizji. Rozkoszny już czuł, że to jego pora spaceru, ale ja zbyt wciągnęłam się w akcję. Cały czas go odganiałam.

– Co on robi? – Mama ciągle odzywała się w najgorszych momentach, zagłuszając bohaterów filmu. – Nie wchodź tam! – ryknęła na cały dom.

– Mogłabyś nawracać ludzi w horrorach na dobrą drogę. – Cichutko parsknęłam śmiechem, skupiając się na głównym bohaterze, który właśnie włamywał się do nieodpowiedniego sejfu w banku.

Mama wybałuszyła oczy, wstrzymując oddech, kiedy robił to też włamywacz. Jakikolwiek głośniejszy szmer w filmie powodował, że też podskakiwała. Takim ludziom to niepotrzebna nawet funkcja 5D w kinach.

– Ale on głupi – podsumowała, kiedy do bohatera zbliżała się policja. – Ja bym zaraz uciekła.

Spojrzałam na mamę, lekko się uśmiechając, podczas gdy ona ciągle była zajęta wpatrywaniem się w ekran telewizora.

Minęło może pięć albo sześć minut, kiedy zdałam sobie sprawę, że straciłam z oczu Rozkosznego. Sama też się wciągnęłam w film tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy zeskoczył mi z kolan i gdzieś poszedł. Ale koty, to koty. Chodzą zawsze swoimi ścieżkami. Nie muszą przecież znajdować się blisko nas.

Zaczęłam się stresować, gdy pomimo mojego wołania, kot do mnie nie przychodził. Reagował na imię bardzo dobrze, a wykrzykiwałam jego imię dobre parę razy.

– Cicho. – Mama uciszała mnie, nie spuszczając oczu z walki, które się rozgrywała na srebrnym ekranie.

– Pójdę poszukać Rozkosznego. Pewnie gdzieś znowu wlazł i utknął – westchnęłam.

Koty miały to do siebie, że uwielbiały wchodzić tak, gdzie nie powinny. Otwarte pudełka uwielbiały, a potem nie mogły stamtąd wyjść. Wszystko, co zakazane dla kota jest najlepsze.

Założyłam na nogi niedbale buty i ruszyłam przed siebie, wołając raz jeszcze orientalnego kocurka. Nie było go nigdzie w domu. Przetrząsnęłam wszystkie kryjówki, gdzie uwielbiał wchodzić. Zaczęłam czuć większe zdenerwowanie. Gdzie ten kot polazł?

Zrozumiałam wszystko, kiedy ujrzałam uchylone drzwi wyjściowe. Złapałam się za czoło, zdając sobie sprawę, że Rozkoszny uciekł z domu. Chciałam krzyknąć do mamy, że idę go szukać na zewnątrz, ale była tak zaabsorbowana filmem, że pewnie nawet by mnie nie usłyszała. Czym prędzej wyszłam z domu, wiedząc, że kot może oddalać się bardzo szybko.

Na zewnątrz wiał mocny wiatr, pachniało żywicą i drzewami. To właśnie tam skierowałam moje kroki. Do lasu. Gdybym była kotem, to właśnie tam bym się udała.

Wołałam go i wołałam, usiłując dostrzec jakikolwiek ślad po drobnych, kocich łapach. Wiedziałam, że nic nie powinno mu się stać, ale jednak był poza domem, a nieczęsto wychodzi sam i to w nocy. Był naprawdę ładnym kotem i nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś go adoptował, jakby zbyt długo błąkał się sam po lesie.

Maszerowałam szybko, wybierając ścieżki, gdzie wiedziałam, że nie ubrudzę się zbyt dużą ilością błota.

Podniosłam gwałtownie głowę i wybałuszyłam oczy, kiedy usłyszałam dźwięk kroków. Nie należały one do kota. Serce podeszło mi do gardła. Nie widziałam dookoła mnie żywej duszy.

W mojej głowie pojawił się tylko jeden obraz, wysyłając mi sprzeczne sygnały, co robić. Jedna część panikarza kazała mi uciekać, gdzie pieprz rośnie. Druga nakazywała mi się powoli odwrócić, bo wiedziała, że znajdowało się tam to, czego pragnęłam. Podświadomie wiedziałam, kogo kroki usłyszałam, lecz nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam w brzuchu radosne motylki, a na moich ustach od razu zagościł uśmiech.

Nie miałam pewności, czy to na pewno ta osoba, o której myślałam. Ale moja naiwność pozwalało mi wierzyć, że może po raz pierwszy coś w życiu mi się uda.

Oddychałam powoli i głęboko. Poczułam, jak owiewa mnie chłodne powietrze. Odgarnęłam włosy z czoła, czując, że koło moich nóg zaczyna nagle plątać się Rozkoszny. Był zimny, jakby przed chwilą ocierał się o zimną jak lód skałę.

Powoli się odwróciłam, czując, jak żołądek mi się ściska, kiedy wśród spowitego nocą lasu, ujrzałam Christophera Wilsona.

Te jego krótkie, brązowe włosy, rozwiewane przez wiatr... Wyglądał w nich jak największe bożyszcze świata, kiedy mi większość wleciała do ust. Patrzył na mnie przenikliwie, a jego czerwone oczy niemal świeciły w ciemności. Ubrany był luźno, w zwykłą koszulę i ciemne dżinsy. Wycierał właśnie ręce z nadmiaru futra. Widać Rozkoszny wyczuł go w lesie i niezwłocznie go niego pognał.

Patrzyliśmy na siebie, a ja czułam, że pod nogami tracę grunt. Uprzednio mocne i zdecydowane zamieniły się w watę. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. W głowie miałam najróżniejsze myśli bez żadnego logicznego wyjaśnienia. Nie potrafiłam w tamtym momencie racjonalnie myśleć. Mogłam się tylko w niego wpatrywać.

W nieskończoność.

– Masz zamiar tak całą noc się na mnie patrzeć, czy w końcu podejdziesz tutaj i mnie przytulisz? – Jego głos odbił się echem w mojej głowie, a brzmiał jak najpiękniejsza muzyka dla ucha. Taki ton jego głosu uwielbiałam. Ten melodyjny, pełny uczucia.

Spełniając jego prośbę, uśmiechnęłam się od ucha do ucha i biegiem rzuciłam się w jego stronę. Silny wampir nawet nie drgnął, kiedy całym moim ciężarem uderzyłam w niego. Oplotłam go nogami w pasie, a ręce wokół jego szyi. Chciałam krzyczeć ze szczęścia. Nie wierzyłam w to, co się dzieje.

Trwaliśmy w uścisku, ciesząc się sobą nawzajem. Jego chłód nigdy nie był dla mnie taki przyjemny.

– Wydaje mi się – szepnął mi prosto do ucha, gładząc moje włosy. Miałam wrażenie, że mój ciężar był dla niego jak piórko – że nie mogłem bez ciebie żyć...

Wypuścił mnie z objęć, a ja natychmiast zapragnęłam więcej. Był moim narkotykiem, który od razu sprawiał, że na moich ustach pojawia się uśmiech, a na skórze gęsia skórka. Chciałam płakać, przetrzeć oczy, sprawdzając, czy to na pewno nie ułuda.

– Ja ci to powtarzałam cały czas w Japonii... – Nie powinnam do tego wracać, ale chciałam mu przypomnieć, że cały czas byłam z nim myślami. Z tym Chrisem, który skradł moje serce.

– Wiem... – Spuścił wzrok, lekko zacierając ręce. – Potrzebowałem czasu, aby... Aby to wszystko przemyśleć. Nie było łatwo. Targają mną teraz skrajne emocje. Czuję się, jakbym do końca nie wiedział, czego chcę. Ale jedno jest pewne. W każdej mojej myśli pojawiałaś się ty. Dlatego niezwłocznie wróciłem do Doliny Koniecznej, wiedząc, że cię tutaj znajdę.

Spojrzał na mnie tęsknym wzrokiem, a następnie uśmiechnął się szeroko, niemal zwalając mnie z nóg. Chwycił mnie za dłonie, rytmicznie nimi poruszając.

– Przepraszam za wszystko, co zrobiłem. Za to, co mówiłem. Za to, co ci zrobiłem. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło. To Ashley... Motała mi głowie! Edith latała za mną jak szalona... Jeszcze, kiedy dowiedziałem się, że kogoś masz... Nie mogłem nad sobą zapanować, zupełnie straciłem kontrolę.

– Przepraszam... – zaczęłam, ale Christopher natychmiast mi przerwał.

– Nie masz za co. Naprawdę. Byłem tak zdesperowany – mówił prosto z duszy. Wiedziałam, że ją ma. Tak się właśnie zachowuje prawdziwy człowiek – bo nie mogłem z tobą być. Po pierwsze, był Wojtek. Po drugie, jestem wampirem i wiedziałem, że nie byłbym w stanie zapewnić ci tego, na co zasługujesz. Ale nie mogłem się oprzeć. Wróciłem, błagać o wybaczenie, prosić chociaż o skrawek tego, co przy tobie nazywałem szczęściem.

Po jego słowach poczułam, że z mojego oka wydobyła się łza. Natychmiast mocno go przytuliłam, wiedząc, że oboje tego potrzebujemy. Czy to możliwe? Czy naprawdę pisane jest mi szczęście zamiast tego cierpienia, które sama sobie gotowałam przez te wszystkie miesiące.

– Pogodziłem się chyba ze swoim losem, kiedy złapała mnie Rada – wyznał mi Christopher, ciągle mocno mnie do siebie tuląc. Kołysał nami, dając mi przekonanie, że to wszystko się dzieje naprawdę. – Poniekąd wiedziałem, że zasługiwałem na to wszystko, co mnie spotkało. Zachowałem się źle, bo zostawiłem tam ciebie. Miałem nadzieję...

– I słuszną. Może zbyt łatwo pakuje się w kłopoty, ale powiem ci, głupi ma zawsze coś w rodzaju szczęścia – prychnęłam urwanym śmiechem. – Wyciągnęłam cię od Rady. Nie uwierzysz, jak.

Opowiedziałam wampirowi całą historię, która wydarzyła się w lochach zamku. Christopher słuchał jej, raz po raz chcąc mi przerwać i upewnić się, że się nie przesłyszał. Spoglądnął na mnie spod uniesionych brwi, widocznie mi nie dowierzając. Jak każdy. Sama bym sobie nie uwierzyła. Powiedziałam mu wszystko. O tym, czemu, jak i kiedy tam trafiłam, co się stało dokładnie z Ashley. O tym, że Perciwal miał obsesję na punkcie mojej krwi i braku hipnozy. Następnie o tym malunku, który przedstawiał mojego ojca. O tym, że był wampirem, ale wrócił do postaci człowieka, aby żyć dalej.

Christopher pokręcił z niedowierzaniem głową.

– To wszystko brzmi tak...

– Dziwnie? – dopowiedziałam za niego, słysząc, jak pojawiły się wokół nas świerszcze. – Jak praktycznie moje życie. Chociaż nie wiedziałam, od urodzenia byłam w świecie wampirów.

– Czemu mnie uratowałaś? – Zmienił nagle temat. Widziałam w jego oczach, że naprawdę zależy mu na odpowiedzi na to pytanie. – Po tym, co ci zrobiłem. Jak się zachowywałem. Byłem dupkiem, frajerem i świnią. A ty i tak zaryzykowałaś dla mnie życie.

– Ludzie robią dziwne rzeczy... Gdy są zakochani. – Przeszły mnie dreszcze, kiedy wypowiedziałam te słowa prosto w jego stronę. Wywołałam krótką ciszę. Christopher tylko szeroko się uśmiechnął.

Zmrużył oczy, aby delikatnie przysunąć twarz bliżej mojej. Wiedziałam, co chce zrobić. Natychmiast oplotłam go rękami, chcąc czuć go jak najbliżej. Złączyliśmy usta w naszym pierwszym, najprawdziwszym pocałunku. Takim, którego chcieliśmy oboje. Płynącego prosto z serca. Nie tylko ze strony jednej osoby.

Jego chłodne usta przyjemnie pieściły moje. Czułam jego zimny oddech na skórze, wywołując u mnie przyjemne dreszcze. Na początku nie wiedziałam do końca co robić – był to pierwszy tak namiętny i szczery pocałunek w moim życiu. Jednak on pozwolił mi czuć się pewnie. Wiedziałam, że obojgu sprawia nam to rozkosz.

Chciałam, aby ten moment trwał wiecznie. Kiedy wydawało mi się, że Christopher chce przestać, zatrzymywałam go, przytrzymując ustami. Pragnęłam tego jak niczego innego na świecie. W tamtym momencie świat mógłby się skończyć, a ja nawet bym tego nie zauważyła.

Zakończyliśmy pocałunek delikatnie. Oddychałam szybko, czując, jakbym właśnie przebiegła maraton. Christopher delikatnie przygryzł moją wargę, a następnie pocałował czule w czoło.

– Nie mogłam przestać o tobie myśleć – szepnęłam, zamykając na chwilę oczy. – Chociaż wszystko wręcz nakazywało mi to robić. Chyba czułam, że ten moment nadejdzie. Myślałam o nim, marzyłam.

– A marzenia lubią się spełniać – odparł wampir, cicho i powoli, brzmiąc bardzo zmysłowo. – W takich chwilach naprawdę czuję, jakbym był żywy. Tylko przy tobie jestem w stanie to czuć.

Jego słowa przypomniały mi o najważniejszym. O rzeczy, która mogłaby odmienić życie naszej dwójki.

– Christopher... Pewien starzec w Japonii, który... Pomógł mi, kiedy Edith mnie zostawiła, powiedział mi coś bardzo ważnego. Mój ojciec stał się człowiekiem, mimo że był wampirem. Istnieje jeszcze lekarstwo na wampiryzm. To może być nasza szansa.

Chris wyglądał tak, jakby usłyszał słowa, które pragnął usłyszeć przed sto osiemnaście lat. Takiego szerokiego uśmiechu nie widziałam jeszcze nigdy. Wiedziałam, że perspektywa założenia swojej rodziny napawała go szczęściem, którego nic nie zdołałoby opisać.

– A jednak grzesznicy też dostają dary z niebios – powiedział, oddychając z nieukrywaną ulgą. Raz jeszcze mocno mnie przytulił i okręcił mną dookoła swojej własnej osi. Zachichotałam. – Wiesz, co by było, gdyby udało nam się odnaleźć to lekarstwo? Byłbym tym, kim od zawsze chciałem być. Człowiekiem.

– Lekarstwo znajduje się na Wyspach Cooka. Raczej nie będzie łatwo go znaleźć... – Od razu go uprzedziłam, że to nie jest takie piękne, jakie być może chciał, aby było.

– Pokonaliśmy razem dwójkę mordujących wampirów, przechytrzyliśmy Radę Wampirów... Co to dla nas? Odnajdziemy lekarstwo. Natalia... Kocham cię i chcę z tobą być na zawsze. Jakkolwiek długo to zawsze będzie trwało.

– Też cię kocham, Chris – powiedziałam, czując, że wszechświat się do mnie uśmiecha.

***

Droga do domu nigdy nie wydawała mi się taka pozytywna. Chciałam skakać z radości, wyściskać Rozkosznego, który nie zdając sobie sprawy, co właśnie przeszła jego właścicielka, siedział mi na rękach, cicho mrucząc.

Christopher następnej nocy miał zawitać do mojego domu, planując, co zrobimy z lekarstwem. Musieliśmy je znaleźć. Przebyliśmy tak długą drogę, aby być razem. Pozostało nam tylko jedno do spełnienia, aby móc do końca życia cieszyć się nieskończonym szczęściem. Nie wyobrażałam sobie, żeby się teraz poddać.

Chociaż panowała noc, dla mnie niebo rozstąpiło się, ukazując mi jasne słońce. Widziałam je oczami mojej wyobraźni. Cały czas gryzłam się w wewnętrzną stronę policzka, bólem uświadamiając sobie, że wcale nie śpię. To było zbyt piękne, aby było prawdziwe.

Przejście zajęło mi około piętnastu minut. Zdążyłam nagadać kotu, jak bardzo się cieszę, że był taki nieusłuchany i wyszedł z domu, zaprowadzając mnie do Christophera. Pewnie nawet tego nie rozumiał, ale miałam czyste sumienie, że podziękowałam temu, kto od początku zniechęcał mnie do Wojtka, drapiąc go po twarzy.

W salonie paliło się światło, a mama dalej wpatrywała się w telewizor. Film naprawdę musiał ją wciągnąć. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że jej córka przeżyła najlepszą noc w swoim życiu.

Kiedy doszłam pod wejście, ujrzałam stos czerwonych róż. Wyglądały, jakby dopiero ktoś je zerwał z ogrodu. Nie były pozbawione kolców i jeszcze prześlicznie pachniały świeżością. Przyczepiona była do nich kartka, którą natychmiast schwyciłam:

Jak dobrze, że wampiry są szybsze. Nie mogłem zostawić cię bez prezentu... A pamiętne róże to symbol naszego uczucia, nieprawdaż? Dziękuję za dzisiaj, sprawiłaś, że znowu mam ochotę żyć. Do zobaczenia!

Na zawsze Twój, Christopher.

Przyłożyłam kartkę do serca, bezgłośnie mówiąc Chrisowi kocham cię. Wzięłam róże do ręki, uważając, aby się nie poranić.

Owiało mnie przyjemne, ciepłe powietrze, kiedy weszłam do domu. Przygotowałam kwiaty, aby włożyć je do wazonu i zanieść do pokoju, abym mogła zasypiać, wyobrażając sobie tego, kto mi je wręczył.

Zamknęłam drzwi i wróciłam do mamy. W końcu zaszczyciła mnie spojrzeniem i swoim zainteresowaniem.

– O! Już jesteś! Znalazłaś Rozkosznego? Ale masz rumieńce! – wypowiadała słowa z prędkością karabinu. – Coś się wydarzyło na zewnątrz.

– Nie... Nic specjalnego. – Obdarzyłam mamę uśmiechem, który mógłby skrywać największe tajemnice świata.

________________________

Przewidywalne, przewidywalne ;p

W pierwszej części nie było happy endu, nie mogłam Was tak krzywdzić, więc w końcu zrobiłam coś, aby poprawić Natalii życie ;p. Wszyscy przeczuwaliście powrót Chrisa, więc to pewnie żadne zaskoczenie :p

Za nami przedostatni rozdział :). Z uwagi, że przez trzy dni się nie pojawił, dzisiaj ma prawie 3k słów :). W najbliższym czasie dodam następny, już ostatni :).

Informacje o trzeciej części dodam w kolejnym rozdziale :)

Odnośnie do live'a... Co powiecie, aby odbył się jutro o 10 :)? Na popołudniu mam do pracy :p. Odbyłby się na moim profilu na instagramie, którego specjalnie po to stworzyłam :p. Nazwa to nataliabrzezina.wattpad (co za oryginalność). Dajcie znać, czy ktoś z Was używa tego portalu, abym nie została tam jutro sama ;p

Dziękuję za każdy komentarz i gwiazdkę - to WY sprawiacie, że ta historia ożyła :)

Do zobaczenia!

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top