Rozdział 22 Ktoś inny
Percewal zaprowadził mnie do jednej z komnat, gdzie poinformował mnie, że przeczekam parę godzin, gdyż ma on jeszcze coś do załatwienia. Przed tym jednak z impetem wbił mi w żyłę strzykawkę, pobierając małą ilość krwi. Syknęłam, ale zanim zdążyłam inaczej zareagować, wampir zniknął. Słyszałam, że zamyka drzwi na klucz. Szarpnęłam mocno za klamkę, upewniając się, że nie ma stąd wyjścia. Niestety drzwi ani drgnęły.
Oparłam się o nie, powoli spadając na podłogę. Nie mogłam tam bezczynnie siedzieć. Musiałam działać. Gdzieś niedaleko jest Christopher. Musiałam go zobaczyć. Nie miałam pojęcia, jakby na mnie zareagował, ale w tamtym momencie zupełnie o to nie dbałam. Liczyło się tylko to, że był w niebezpieczeństwie. Może udałoby mu się uciec, gdybym go uwolniła. Jest wampirem, zdążyłby z prędkością światła wydostać się z zamczyska, albo nawet wyskoczyć przez okno. Wampiry z Rady nie znalazłby go, a on mógłby...
No właśnie. Co mógłby? Mógłby znowu być wampirem, mordujących wszystkich dookoła? Powiedziałabym mu o lekarstwie. Sam nie dałby rady go zdobyć, ale z pewnością znalazłby jakiegoś śmiertelnika, który wykonałby całą robotę za niego. I mógłby żyć. Ja z każdym momentem przyzwyczajałam się do myśli, że nigdy nie wyjdę z tego miejsca. Wpakowałam się jak śliwka w kompot. Będą mnie badać, robić morfologię, a potem... Zabiją?
Myślałam o mamie. O tym, że od dawna nie miałam z nią kontaktu przez te cholernie drogie roamingi. Zamartwia się? A może uważa, że dam sobie radę i właśnie jestem na wakacjach mojego życia?
Próbowałam wszystkiego. Waliłam w pikowane, czerwone ściany, próbowałam wyważyć okno, roztrzaskać drzwi za pomocą szykownego fotela. Wszystkie moje działania szły na marne, a ponadto, usłyszałam krzyki wampirów w moją stronę. Usiadłam najpierw na tym fotelu, który robił mi za taran. Zastanawiałam się, ile przetrzymywanych wodziło ręką po tym obiciu z haftem ze szczerego złota? Ile osób tam samo myślało, że ich koniec nadchodzi wielkimi krokami.
Nie wiem, ile czasu minęło, kiedy zrezygnowana, rzuciłam się na łóżko. Żadne ozdoby nie były potrzebne w tym pomieszczeniu, gdyż potężne łóżko z baldachimem spełniało funkcję estetyczną. Przyłożyłam miękką poduszkę do twarzy, wydając z siebie nieme krzyki, dające upust mojej frustracji. Moje ciało całe wiło się w spazmach, byłam tak bliska płaczu, ale chyba limit łez dawno mi się skończył. Burczało mi niemiłosiernie w brzuchu. Czułam się tam bardzo źle. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie mam przypadkiem klaustrofobii.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać, aż Percewal do mnie wróci. Ten czas dłużył mi się w nieskończoność. Łudziłam się, że znajdę gdzieś tutaj wampirzy kodeks i wynajdę jakąś lukę, aby uniewinnić Christophera. Jednak, nie trudno się domyślić, że żadnego kodeksu nie znalazłam, a pewnie nawet, gdybym cudem dostała go w moje ręce, przeczytanie tego zajęłoby mi wieki.
Okno pozbawiało mnie widoki na świat. Zza witraży nie mogłam niczego dojrzeć. Mogłam tylko się domyślić, że nadchodził wieczór, bo nie odbijało się w nim żadne światło.
Cały czas słyszałam, że ktoś przechodził obok pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Serce zawsze podchodziło mi do gardła, bo myślałam, że idą po mnie. Nie wiedziałam, co mnie czeka.
Stanęłam prosto, jak struna, kiedy usłyszałam charakterystyczny głos Pervewala i Cavendisha. Szli po mnie, ich głos był coraz głośniejszy i wyraźniejszy.
Klucz w zamku niebezpiecznie przekręcił się, wpuszczając wampirów do środka. Spojrzeli na mnie, a Percewal od razu wystawił rękę, zapraszając mnie do wejścia w ich szeregi.
– Nie każ nam długo czekać – rzekł znowu z czystym brytyjskim akcentem, zupełnie jak jego towarzysz.
Przełknęłam ślinę i westchnęłam cicho. Postawiłam jeden krok, lekko się wahając. Ich wyczekujące miny od razu zmusiły mnie do postawienia kolejnego kroku.
Wyprowadzili mnie z pokoju, kierują się w nieznanym mi znowu kierunku. Sala, do której dotarliśmy jednak była mi już wiadoma. Jadalnia. Na stołach paliły się świecie, a w powietrzu unosił się zapach pieczonego jedzenia. Stół był przygotowany do wydania posiłku.
Percewal wskazał mi miejsce, na którym miałam usiąść. Przygotowana tam już była szklanka, najprawdopodobniej z wodą oraz zestaw sztućców i talerzy. Wszystko było albo złote, albo nim udekorowane.
– Nie krępuj się. Wypij wodę, a za chwilę dostaniesz coś do zjedzenia – powiedział wampir.
Nieśmiało kiwnęłam głową, dziękując mu, biorąc szklankę do ręki. Nie miałam żadnej pewności, że woda nie jest zatruta czy pełna czegoś, co miałoby przywrócić mi podatność na hipnozę. Byłam tak spragniona, że nie przejmowałam się tym. Duszkiem opróżniłam całe naczynie.
Cavendish delikatnym ruchem podniósł dzbanek i raz jeszcze napełnił przedmiot przede mną wodą. W tak dużym i głuchym pomieszczeniu to też wydawało swojego rodzaju echo.
– Bo raz pierwszy od lat, nasza kucharka gotuje coś dla gościa – rozpoczął rozmowę Percewal, próbując przyjąć miły wyraz twarzy. Zupełnie mu się to nie udało. – Zwykle robiła to tylko dla sekretarek, bądź naszych ludzkich pracowników. Musi się postarać. Nie chcemy przecież, abyś nam umarła z głodu.
Chcą pozostawić mnie przy życiu? Dlaczego?
– Chodzi o moją krew? – zapytałam od razu.
– Ładna i mądra – prychnął śmiechem Percewal. – Zrobiłem na razie próbne badania morfologiczne i powiem ci, że są naprawdę interesujące. Ale to za wcześnie, aby cokolwiek mówić. Potrzebujemy wykonać więcej badań.
Usłyszałam odgłos kroków. Już po chwili ujrzałam kobietę, niosącą na ręce danie obiadowe. Była człowiekiem z figurą idealną. Ubrana była dostojnie. Tak, aby pasować do wszystkich tutaj. Kiedy niosła to danie z gracją, pomyślałam sobie, że przy niej, moje kelnerowanie wyglądałoby co najmniej komicznie.
Położyła talerz przede mną, uśmiechając się serdecznie w moją stronę. Kiedy jej wzrok napotkał wampirów, przyjęła poważny wyraz twarzy i skinęła im głową. Pospiesznie oddaliła się w swoją stronę, stukając donośnie butami na bardzo wysokim obcasie.
Spojrzałam na talerz. Nie potrafiłam określić, co się na nim znajduje, ale wyglądało naprawdę pysznie. Mięso, prawdopodobnie z kaczki, polane ciemnym sosem. Pachniało jak ocet balsamiczny, ale nie byłam pewna. Do tego jakieś dodatki. Zapewne japońskie, chociaż pachniało zupełnie inaczej niż w miejscach, które jadłam.
– Nasza kucharka jest z Włoch – wtrącił po chwili Percewal, widząc, że przyglądam się jedzeniu. – Także kuchnia też specyficzna.
Ukroiłam kawałek mięsa i skosztowałam go. Chociaż nigdy nie przepadałam za kaczką, tamta była naprawdę smaczna. Doprawiona i idealnie upieczona.
– Włoska kucharka, położenie japońskie, budowla europejska – powiedziałam, biorąc kolejny łyk wody. – Kolebka całego świata w jednym miejscu.
– Bystrze. Wampiry z Rady zawsze pochodziły z różnych stron świata. Wyglądem przypominamy gotycki zamek europejski, ale w niektórych miejscach wystrój jest zupełnie inny. W renesansie właśnie przechodził gruntowny remont, jeżeli mogę to tak nazwać. Z pewnością kojarzysz Giacomo della Porta? Był naszym architektem. Po domniemanej śmierci w tysiąc sześćset czwartym, wstąpił w szeregi nieśmiertelnych. Służył z nami chyba do końcu dziewiętnastego wieku. Potem się zbuntował i skończył tak samo, jak siostra Wilson. Spalony na tym pamiętnym balkonie.
– Zabiliście też wampira z Rady?
– Kodeks to kodeks. Tak, jak mówiłem, nie da się go w żaden sposób obejść. Ktoś go złamał, to go złamał.
Znowu jego słowa przywiodły mi na myśl Christophera. Dlaczego mieliby uniewinniać nieznajomego wampira, skoro na śmierć skazali jednego z ich wspólnoty?
– Zmieniając temat. Bardzo nas ciekawi twoja osoba – rzekł spokojnie Percewal. – Aby więcej się o tobie dowiedzieć, potrzebujemy więcej krwi. Dlatego odpręż się, a my spuścimy z ciebie trochę krwi.
Wzdrygnęłam się.
– Jak dużo?
– Tyle, ile będzie trzeba. – Wzruszył ramionami Percewal. – Jeżeli będziesz grzeczna, pozwolimy ci po tym zobaczyć się z drugim Wilsonem. Cavendish, zajmij się nią.
Pokiwałam głową, pozwalając aby do mojej żyły przy wbiła się gruba i długa igła. Uruchomili jakieś urządzenie. Widziałam, że moja krew spływa do przezroczystego naczynia.
– Jaką masz grupę krwi? – zapytał mnie Percewal.
– Zero Rh plus – odpowiedziałam po chwili. – Mama miała AB Rh plus, a ojciec B Rh minus.
– Słodziutko. Jesteś rodzynką jeżeli chodzi o taką krew. Wiesz, że jest dosyć rzadka. Przynajmniej rzadsza niż te wszystkie pozostałe. A jednak w twojej jest coś wyjątkowego. Mam nadzieję, że szybko uda nam się to odkryć. Nie kryję, że umieram z ciekawości. Co w ogóle robisz w Japonii? Jesteś Europejką.
– Przyjechałam pomóc Christopherowi – odparłam, odwracając wzrok od napełniającego się stale worka krwi. – Stracił człowieczeństwo. Jest młodym wampirem.
– Zabicie jednego z naszych do był dla niego rodzaj buntu? – zaśmiał się Percewal, a Cavendish siedział obok niego nieruchomo. – Trochę mu się to nie udało. Przykro mi, że twój plan się nie powiódł.
– A co ze mną? – zapytałam bez ogródek. Percewal widocznie nie spodziewał się tego pytania. – Kiedy już odkryjecie co jest we mnie innego. Co ze mną zrobicie?
Percewal westchnął i poprawił swoje długie, czarne włosy. Parę razy zaszczękał zębami. Wyglądał, jakby się nad tym zastanawiał.
– Nie wiem jeszcze. Zależy, co pokażą wyniki badań.
– A wtedy?
– Nie bądź taka niecierpliwa! – Wampir uderzył pięścią w stół, na co podskoczyłam przestraszona na fotelu. – Spokojnie, Percewal – rzekł sam do siebie. – Nie chcemy przecież cię wystraszyć. Krew musi lecieć spokojnie. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
Nie chciałam dłużej drążyć tego tematu, więc wlepiłam wzrok w talerz. Może lepiej nie wiedzieć, jak to się wszystko skończy.
Wolną ręką dalej męczyłam się z jedzeniem, czując, że mam na nie coraz mniejszą ochotę. Z każdą kolejną oddaną kroplą krwi robiłam się coraz słabsza. Wampiry bacznie obserwowali moje reakcje, ale żaden z nich nic nie powiedział. Spoglądałam tylko na torebkę, która robiła się pełniejsza w zatrważająco szybkim tempie. Wstrzymałam na chwilę oddech, próbując się jakoś opanować. Co jeżeli chcą spuścić ze mnie całą krew? Zaczęłam panikować, chcąc wyrwać się z prowizorycznej aparatury.
– Dobra starczy tego. – Percewal ruchem dłoni nakazał Cavendishowi podejść do mnie i mnie odłączyć. – Zawsze tak źle znosisz pobieranie krwi? A może nam nie ufasz?
Obrzuciłam go nieprzyjemnym spojrzeniem, kiedy Cavendish pomógł mi wstać na nogi.
– Zaprowadzę ją do Wilsona – powiedział trzymający mnie wampir. Nie zdawał sobie sprawy, że używał w stosunku do człowieka zbyt wiele siły.
– Ale nie za długo! Mam do niej jeszcze parę pytań. W tej krwi jest coś, czego nie ma żaden człowiek. Dodatkowo ta hipnoza... A skoro jest krew została skrzyżowana z dwóch ludzkich krwi... – Wzruszył ramionami. – Muszę wykonać więcej badań. Sam mogę tylko spekulować.
Słyszałam, że mówi coś jeszcze, ale Cavendish zdążył mnie już wyprowadzić z jadalni. Żałowałam, że nie udało mi się wypić reszty tej wody. Stwierdziłam, że na ten palący przełyk przydałaby się jeszcze odrobina. Liczyłam, że uda mi się jeszcze coś od nich dostać.
– Natalia. – Cavendish zatrzymał się jeszcze w jednym z długich i wąskich korytarzy, oświetlonych za pomocą świec. Zatrzymał rękę na kamiennej ścianie, opierając się na nią. – Miałaś styczność z jakimś wampirem? Kimś innym niż Christopher?
Zastanowiłam się ułamek sekundy.
– Z jego bratem, siostrą... Również z wampirzycą Edith.
– Czy ktokolwiek z nich należał do Rady?
– Nie – rzekłam pewnie. – Wilsonowie są młodzi, a Edith była zwykłym wampirem. Czemu pytasz?
– Wampiry z Rady są naprawdę potężne. Mogły sprawić, że przestałaś być podatna na hipnozę. Nie znam innego sposobu. Percewal nie spocznie, póki się tego nie dowie.
– Z ręką na sercu mówię, że żaden z nich nie był z Rady. Nikt nie był też na tyle potężny. Edith to tylko powszedni krwiopijca. Nie uległam też jej hipnozie.
Cavendish pokręcił z niedowierzeniem głową.
– W takim razie musimy czekać – rzekł i ponownie ruszył w drogę, prowadząc mnie przez labirynt.
Tak, jak przypuszczałam, miejsca, gdzie trzymają wampiry czekające na egzekucję znajdował się na najniższym poziomie. Zeszliśmy niezliczoną ilość schodów dół. Z każdym krokiem robiło się coraz mroczniej. Słyszałam krzyki wampirów, które burzyły się, kiedy tylko ktoś szedł w ich kierunku. Były głodne i rozwścieczone.
Kiedy szłam ramię w ramię z Cavendishem, czułam się, jakbym na czole miała wymalowane zjedz mnie. Każdy jeden wampir syczał na mnie, oblizywał się, wrzeszczał do prowadzącego, aby rzucił im nie na pożarcie.
– Nie przejmuj się nimi – szepnął Cavendish, lekko mnie uspokajając. – Nie jedli nic od paru dni. Przekręca im się trochę w główkach.
– Ile czekacie, aby wykonać egzekucje? – Spojrzałam na ogrom wampirów, którzy mieli do dyspozycji tylko trumnę i świeczkę zapewniającą im światło.
– Zależy, co kto przewinął. Czasami wolimy ich trochę wysuszyć, aby pocierpieli dodatkowo. Ashley poszła na ostrzał wyjątkowo szybko. Dawno nie spotkałem wampira z tak ogromną siłą woli. Denerwowała Perciwala, który nie słynie ze swojej cierpliwości.
Bałam się nawet spojrzeć na wygłodniałe wampiry. Były chude, mizerne. Tylko ich czerwone oczy odznaczały się na nędznych ciałach.
Christopher znajdował się na samym końcu. Jako jeden z nielicznych nie rzucał się do krat, aby wyssać ze mnie krew. Miał na sobie tylko spodnie. Jego nagi tors był jeszcze bledszy niż zazwyczaj. Miał na nich dalej delikatny zarys mięśni. Perfekcyjny zawsze wampir, wyglądał jak wrak człowieka. Dopiero, kiedy podeszliśmy do krat, wstał z wieka trumny i stanął ze mną twarzą w twarz.
Bałam się jego wzroku. Wiedziałam, że będzie mnie obarczać winą. Spodziewałam się wyzwisk, krzyków i pragnienia walki. Zamiast tego, Christopher tylko uśmiechnął się z politowaniem.
– Mówiłem, żebyś się w to nie mieszała.
Jego słowa sprawiły, że poczułam się naprawdę źle.
– Przepraszam – wyjąkałam. – Chociaż wiem, że to i tak nic nie zmieni.
– Co ty tu w ogóle robisz? – mruknął. Jego głos nie był jednak tak bardzo pozbawiony emocji, jak ostatnimi czasy, kiedy ze mną rozmawiał. – Przybyłaś z odsieczą?
– Taki miałam plan. A ostatecznie stałam się królikiem doświadczalnym – rzekłam, wiedząc, że Cavendish stoi obok nas i słyszy słowa, które wypowiadaliśmy.
Christopher zmarszczył brwi.
– Oboje tutaj utknęliśmy. Mam jakąś inną krew. I opieram się hipnozie.
Wampir spojrzał na mnie, a ja zobaczyłam w jego oczach coś, co było dla mnie jak dar z niebios. Spojrzał na mnie po raz pierwszy od dawna z uczuciem.
– Wypuśćcie ją. Ona nie ma z tym nic do czynienia.
Ja wprowadziłam Christophera w kłopoty, a on wprowadził mnie w życie nieśmiertelnych. Oboje byliśmy winni. I oboje ponieśliśmy karę.
– To decyzja Perciwala, nie moja. A on nie pozwoli jej tak łatwo odejść.
– Ale ona jest tylko człowiekiem! – Poczułam się przez chwilę, jakby mój obrońca wrócił.
– Właśnie tego chcę dowieść – mruknął cicho Cavendish. – Percewal ma naprawdę obsesję na punkcie zmienności organizmów. Będzie zgłębiał tajemnice Natalii, aż w końcu odkryje wszystko. To maniak. Jest taki stary, że każda nowość w jego egzystencji jest jak nowa zabawka dla dziecka. Nie czuje, albo nie chce czuć, że ma normalny puls i ma normalną temperaturę. Moje rzec, że... Bardzo mu się nudzi. Nie wiem, o co chodzi z tą hipnozą, ale człowieczeństwa Natalii jestem pewien.
– Nie możesz jej uwolnić?
– Mówiłem, że to decyzja Perciwala. Co oznacza, że dziewczyna zabawi z nami... Długo. Dosyć długo. A tobie współczuję. Mogę ci tylko życzyć, aby śmierć nadeszła szybko. Nie wierzgaj. Wtedy prędzej stracisz świadomość i nie będzie tak bolało. Żegnaj, Christopherze Wilsonie.
Oczy moje i wampira spotkały się po raz ostatni. Chwilę potem Cavendish odciągnął mnie od niego. Wyciągnęłam do Christophera rękę, jednak ten nie zdążył mnie już złapać. Wampir z Rady ciągnął mnie w stronę wyjścia, a ja tylko wołałam do Christophera. Nie! To nie mogło się tak skończyć! Czułam się, jak matka, której odbierają jedyne dziecko.
Wróciliśmy do miejsca, gdzie siedział Percewal. Studiował jakieś stare księgi z żółtymi kartkami. Okładka była gruba i wyglądała jakby zrobiona była z ludzkiej skóry. Kiedy tylko nas zobaczył, wyszczerzył zęby.
– Jesteście! W samą porę, aby ogłosić wam, że czas na egzekucję!
Serce wykonało mi w piersi obrót. Miałam wrażenie, jakby ktoś kopnął mnie w żołądek.
– Aby pomścić naszego brata, Benjamina, postanowiłem wystawić Wilsona na balkon jeszcze w nocy. Aby budzące się do życia słońce powoli trawiło jego ciało... – Przebierał palcami, jakby knucie takiego planu sprawiało mu przyjemność.
Chciałam prostować, ale Cavendish uderzył piętą w moje place u stóp. Zacisnęłam usta z bólu.
Szepnął mi jedno zdanie:
– Nie warto.
– Cavendish! Wyprowadź dziewczynę na dziedziniec. Będziemy to oglądać. Lubię, jak oni dostają to, co na zasłużyli...
– Dobrze. – Skinął głową wampir, mocno ciągnąc mnie za sobą.
Krzyczałam wewnętrznie, wiedząc, że wampiry uciszyłyby mnie w jednej chwili. Nie mogłam tego pojąć. Chciałam zrobić wszystko, aby powstrzymać Percewala przez zamordowaniem Christophera.
Wyrywałam się Cavendishowi, kiedy prowadził mnie po raz kolejny tego dnia przez niezliczoną ilość korytarzy. Kwiliłam mu za uchem, łkałam i krzyczała, aby cokolwiek zrobił. Na początku próbował mnie uspokoić, ale później poddał się, ciągnąc mnie za sobą bez słowa.
Miałam ochotę wykrzyczeć jakąś obelgę, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się w sali, gdzie na ścianie wywieszone są podobizny wampirów z Rady. Każdy miał takie same czerwone oczy, namalowany był na czarnym tle. Niektóre były tak stare, że wymagały natychmiastowej renowacji.
– Stój! – wykrzyknęłam do Cavendisha, kiedy jeden z obrazów przykuł moją uwagę.
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale wampir faktycznie zatrzymał się. Pozwolił mi rozmasować sobie dłonie, które zaczęły mnie boleć od jego nagminnego ściskania. Wodził za mną wzrokiem, gotowy złapać mnie, gdybym zdecydowała się na ucieczkę. Jednak to nie było moim celem. Nie w tamtym momencie.
Zbliżyłam się powoli do obrazu, czując, jak gula w gardle rośnie mi z każdą sekundą. Nie mogłam w to uwierzyć. Dotknęłam płótna, sprawdzając, czy obraz mi się nie przewidział.
Teraz wszystko było jasne.
______________________
Rozdział niesprawdzony :c. Spieszę się znowu do pracy ;p
Oczywiście, musiałam zostać Polsatem, bo by było nieważne. Wiem, że zakończyłam w najgorszym momencie.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem :). Niektóre pomysły naprawdę mi się spodobały :D.
I dziękuję za to, że udało nam się wbić te 4k :p.
Wena się mnie trzyma i nie puszcza - rozdziały pojawiają się od środy codziennie, a ten ma prawie trzy tysiące słów :). To wasza zasługa - kiedy wiem, że ktoś czeka na nowy rozdział, daje mi to potężnego kopa do pisania :).
Nowy rozdział dodałabym nawet teraz, gdyby nie fakt, że muszę za chwilę wychodzić do roboty xd. Także albo dzisiaj w nocy, albo jutro wieczorem :).
Uwielbiam Was!
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top