Rozdział 10 Tak blisko a tak daleko
Japońska muzyka dochodząca z korytarza hotelu skutecznie zakończyła mój sen. O dziwo, spałam całkiem spokojnie, a koszmary nie dręczyły mojej głowy. Obudziłam się przebudzona, a mój wzrok zatrzymał się na widoku malowniczego miasteczka, które idealnie można było podziwiać przez okna w jadalni.
Zerknęłam nieprzytomnie jeszcze w moją lewą stronę, gdzie znajdowało się miejsce spoczynku Edith. Wieko trumny było szczelnie zamknięte, a z jej środka nie dochodziły żadne odgłosy. Spała jak... Trup. Jakkolwiek komicznie to zabrzmi w naszej sytuacji.
Przeciągnęłam się porządnie, czując, jak strzelają mi kości. Przełknęłam ślinę i przetarłam oczy. Zaczęłam myśleć o tym, co robi teraz w Polsce moja mama z Rozkosznym. Nie miałam nawet pojęcia, jaka była różnica czasu między krajami, w których się znajdowaliśmy. A nawet nie chciałam włączać Internetu w telefonie, bo opłaty za korzystanie z niego były zapewne kuriozalne.
Na zewnątrz świeciło słoneczko, a niebo było perfekcyjnie niebieskie. Już przez okno zauważyłam, jak pięknie wyglądają te różnorakie kwiaty w świetle dziennym. Mogłabym to oglądać i oglądać w nieskończoność.
Zeszłam z łóżka i poprawiłam pościel, aby nie wyglądała tak niechlujnie. Spojrzałam jeszcze raz w kierunku trumny Edith. Byłam ciekawa, jak wyglądała. Wyobrażałam ją sobie jako prawdziwego nieboszczyka. Gdybym ją pewnie zobaczyła w nocy, kiedy śpi, umarłabym na zawał. Korciło mnie, aby otworzyć wieko, jednak zdawałam sobie sprawę, że mogłabym przyprawić ją o spalenie żywcem. Szybko z tego pomysłu zrezygnowałam na rzecz przygotowania się na cały dzień.
Wyciągnęłam z walizki parę ubrań, które zabrałam ze sobą. Włożyłam na siebie szarą bluzkę na ramiączkach i spodenki. Z tego, co wiedziałam, upały są tutaj trochę większe niż w Polsce, dlatego chciałam uniknąć ubierania się na cebulkę.
Przemyłam szybko twarz i umyłam zęby. Nie zawracałam sobie nawet głowy makijażem. Kto by o tym myślał na moim miejscu.
Chciałam zabarykadować się w pokoju i poczekać do zmroku, aby obudziła się Edith, jednak bardzo chciałam obejrzeć chociaż okolice hotelu. To miejsce było naprawdę magiczne.
Na etażerce znalazłam klucze do pokoju i zgiętą karteczkę na pół, podpisaną Do Natalii. Uśmiechnęłam się lekko. Wampirzyca zachowywała się tak formalnie, jak pewnie wymagano tego od niej w poprzednich epokach. Rozłożyłam karteczkę i przeczytałam jej wiadomość, napisaną starannym, niemal kaligraficznym pismem:
Natalio!
Jak wiesz, nie mogę Ci towarzyszyć w dzień. Musisz jakoś sobie dać radę do zmroku, kiedy zajdzie słońce. Upewnij się, że będziesz w hotelu w tym czasie – niezwłocznie po moim przebudzeniu ruszymy na poszukiwania. Christopher i Ashley na pewno nie będą na nas czekać. Staraj się wtopić w tłum, nie przedstawiaj się zanadto – nie wiadomo, czy ktoś nie jest tutaj z nimi w zmowie i wszystkiego im nie doniesie. Dzisiaj się nikomu nie ufa, zwłaszcza, jeżeli w grę wchodzą wampirze morderstwa. Zamówiłam Ci jedzenie w restauracji w hotelu. Będzie tam Akihito, więc nie bój się o język. Miłego dnia!
PS: Tylko proszę, nie pakuj się w kłopoty, ok? Albo nogi z tyłka Ci powyrywam. Nie żartuję;
Edith.
Zwinęłam liścik z powrotem i prychnęłam lekko śmiechem. Kłopoty bardzo mnie lubią i przekonałam się o tym niejednokrotnie. Liczyłam, że teraz naprawdę wezmę się za siebie i nie będę pchać się tam, gdzie nie moje miejsce.
Wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, trzy razy sprawdzając, czy się nie otworzą.
Do restauracji trafiłam w dosyć łatwy sposób. Po dojściu na recepcję, wielki znak ukazał mi, w którą stronę iść. Napisy były i po japońsku i po angielsku. Na szczęście. Inaczej musiałabym używać aparatu i google tłumacza bez przerwy.
W restauracji pachniało przyjemnie, ale bardzo charakterystycznie. Urządzone było w starojapońskim stylu. Klasyczne długie smoki zdobiły niemal całe pomieszczenie.
Tuż przy wejściu ujrzałam Akihito. W środku było już pełno ludzi, głównie spoza Japonii, raczących się śniadaniami. Chciałam dojrzeć, co jedzą, ale nawet bym tego nie rozpoznała.
– Cześć, Natalia – przywitał się ze mną, skłaniając się tak samo, jak zeszłej nocy do Edtih. – Jak się spało?
– Zaskakująco dobrze – przyznałam z uśmiechem, starając się, aby był jak najbardziej szczery. – Miło cię znowu widzieć. Przynajmniej jakaś znajoma twarz.
Japończyk zaśmiał się cicho, jednak po chwili przypomniał sobie, że jest przecież w pracy.
– Edith wszystko dla ciebie załatwiła. Pokażę ci stolik, a za chwilkę podamy jedzenie.
– Dziękuję – odparłam i od razu ruszyłam za nim, do jednego z eleganckich stołów z czerwonym obrusem.
Usiadłam na miejscu i zaciągnęłam się zapachem z kuchni. Pachniało zachęcająco, byłam naprawdę ciekawa, co takiego jedzą na śniadania w Japonii.
Po chwili Akihito przyniósł mój posiłek. Zupełnie różniło się to od klasycznych śniadań w Polsce. Wszystko było podane na jednej tacce, a potraw było kilka. Znajdowały się one w maleńkich miseczkach. Dostałam pałeczki i sztućce. Zapewne nie wiedziałabym, jak chwycić do ręki pałeczki, więc przynajmniej uniknęłam kompromitacji.
Akihito prędko powiedział mi, co znajduje się na mojej tacy. Chyba zauważył, jak bardzo jestem zakłopotana tym, że nie wiem, co znajduje się przede mną. Otrzymałam makaron z dodatkami, czyli marynowanymi warzywami, gorący ryż i zupę miso. Wszystko mi przypadło do gustu od razu, prócz tej specyficznej zupy. Pachniała niezachęcająco i była zbyt wodnista. Miała w sobie tofu, szczypiorek i wodorosty.
– Chociaż spróbuj, jest naprawdę pyszna – zachęcał mnie Akihito, widząc, że patrzę na zupę. – Może nie smakuje jak wasze europejskie, ale naprawdę jest warta zjedzenia.
Uśmiechnęłam się do niego, licząc, że to będzie na tyle przekonujące, że pójdzie sobie, a ja powącham zupę jak typowy Polak na wczasach, sprawdzając, czy dam radę ją przełknąć.
Widziałam, że Akihito patrzył na mnie ukradkiem przez cały mój pobyt w restauracji, więc udawałam, że zupa mi smakuje. Bo prawda była taka, że przypominała mi wodę spod brudnych skarpet. Być może to kwestia przyzwyczajenia. Inne potrawy zaś były bardzo smaczne. Śniadania w Japonii naprawdę były bardzo sycące. Czułam się, jakbym miała już nic nie zjeść do końca dnia. Miałam wrażenie, że w środku byłam całkowicie pełna.
Wyszłam na zewnątrz, pragnąć jeszcze bardziej nasycić się zapachem poranku w jakże malowniczym miejscu. Wyglądało to naprawdę jak kraina baśni. W oddali widziałam szeroki mur, stare japońskie budynki, które na każdym piętrze miały dach i jedno, okrągłe okno. Ład i harmonia były tam człowiekowi tak bliskie, jak las mi w Dolinie Koniecznej.
– W tym miejscu wydaje się, jakby nie istniały żadne inne troski, co? – Podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą głos. Był to nikt inny jak Akihito. Nikt inny raczej nie odezwałby się do zagubionej, blondwłosej turystki.
Zaraz znalazł się obok mnie, przypatrując się naturze rozciągającej się przede mną. Rozkoszowałam się śpiewem ptaków i tej pięknej, klimatycznej, japońskiej melodii, która ciągle była przygrywana, nawet na zewnątrz.
– Gdyby faktycznie tak było – przyznałam, mrużąc oczy od słońca. – Jakby takie widoki mogły odpierać od ciebie wszystko, co złe.
– A czy tak nie jest? – zapytał Akihito. – Wydawałaś się taka zdezorientowana, zresztą, sądząc po zachowaniu Edith, ta sprawa tobie też spędza sen z powiek. A jednak spałaś spokojnie.
– Chyba przywykłam do tego, że zasypiam zestresowana. Dużo się dzieje w moim życiu. Przynajmniej działo.
– Wiesz, co zawsze robimy, kiedy jesteśmy zestresowani? Medytujemy w Ogrodzie Zen. – Odwrócił się lekko, prezentując mi znajome miejsce przed wejściem do hotelu. – Możemy tam podejść.
Westchnęłam lekko, ale przecież nic lepszego nie miałam do roboty. Nigdy nie medytowałam, nie wierzyłam, szczerze mówiąc, że to ma jakoś pomóc w odprężeniu się.
– Tu nie chodzi o relaksację ciała, tylko o umysł. Kiedy go wyciszysz, automatycznie wszystko robi się wokół ciebie spokojniejsze... – mówił, siadając po turecku na twardej powierzchni ogrodu, unosząc ręce. – Zamknij oczy i oddychaj głęboko.
Nie przywiązywałam do tego wielkiej wagi, traktowałam to raczej jako atrakcję. Moje starania szły na marne, bo kiedy zmuszałam się do przestania myślenia o czymś, automatycznie przypominałam sobie, że to jednak ma swoje miejsce w mojej głowie i znowu stawałam się rozkojarzona. Udawałam przed Akihito, że to mnie odprężało, bo bałam się, że zechce mi udowodnić, że ma rację i to jakoś łączy się z ludzką podświadomością.
– Może chcesz zobaczyć miasto? – zaproponował Akihito. – Nie jest takie duże, na jakie wygląda, a całkiem sporo jest tutaj do obejrzenia.
– Czemu nie... – Uśmiechnęłam się, natychmiast przypominając sobie o liście od Edith. Miałam wtopić się w tłum. Jednak niemożliwe było siedzenie całego dnia w hotelu. – W którą stronę mam iść?
– Cały czas na północ. Nie zgubisz się w drodze powrotnej, tamta baszta będzie wskazywać ci drogę. – Wskazał mi budowlę, którą przedtem podziwiałam.
Podziękowałam mu i prędko udałam się do pokoju, aby zabrać ze sobą garść pieniędzy oraz torebkę, gdzie włożyłam butelkę wody. Wyszłam następnie z hotelu, kierując się w stronę, którą wskazał mi ciemnowłosy.
Nie mogłam się nacieszyć widokiem tego miasteczka. Było tak spokojne i delikatne. Drzewa naprawdę wyglądały jakby ich liście były skąpane we wszystkich kolorach tęczy. Idealnie zielona trawa, mnóstwo krzewów, wysokich kwiatów i ulicznych, starodawnych lampionów.
Nie chciałam wierzyć, że to w tak cudownym miejscu żeruje Christopher. Mógł być w tym miejscu, w którym stałam ja parę nocy temu, albo nawet zeszłej nocy. Te odciski butów, które mijałam, mogły należeć do niego. Byłam tak blisko a tak daleko. Niby znajdowałam się od niego o krok, jednak miałam wrażenie, że dzielą nas od siebie mile.
Miałam niepowstrzymaną ochotę wynalezienia magicznego przycisku, dzięki któremu mogłabym przyspieszyć czas, aby był już wieczór. Wtedy razem z Edith wyruszyłyśmy na poszukiwania, a moja ciekawość zostałaby zaspokojona. Znowu bym go zobaczyła. Czułam w brzuchu znajome uczucie, kiedy o nim myślałam. Jednak wiedziałam, że to spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej niż w moich myślach. Powtarzałam sobie to jak mantrę, kiedy oczami wyobraźni widziałam, jak wpadamy sobie w ramiona po takim długim rozstaniu.
Dotarłam po niedługim czasie do pierwszego z budynków, które znajdowały się po drodze. Wszystkie miejsca były od siebie oddalone, nic praktycznie nie znajdowało się obok siebie. Widocznie mieszkańcy chcieli, aby otaczały je rośliny, a nie ludzie i tłok.
Miejsce, do którego trafiłam, wyglądało jak sklep ze spa. Tak bym to nazwała, jednak zdawałam sobie sprawę, że japońskie nazewnictwo pewnie miało na to specjalny wyraz. Widziałam za niskim płotem gorące, naturalne źródła, w których właśnie ludzie zażywali relaksujące kąpiele. Za budynkiem rozciągały się skały, a wraz z nimi dalszy szlak drzew.
Budynek był oblegany przez wielu ludzi. Faktycznie, trudno było dogadać się po angielsku. Nie znałam żadnego japońskiego zwrotu, więc nawet nie mogłam zacząć rozmowy. Nie zrozumiałabym poza tym ani jednego ich słowa.
Ci, którzy znali język angielski, okazali się naprawdę mili. Rozkoszowali się słońcem, opowiadając mi o swoim barwnym życiu w tym miasteczku. Pomimo tego, że zamordowano tutaj wielu ludzi, mieszkańcy nie zachowywali się tak jak ci w Dolinie Koniecznej. Może dlatego, że ta mała garstka społeczeństwa wiedziała, kto za tym stoi. Nie było strachu przez niewiadomą, a oczywiste jest, że ludzie boją się bardziej, kiedy nie wiedzą, z czym mają do czynienia. Chociaż perspektywa tego, że wiedzieli, że ostre kły nieśmiertelnych mogą wbić się im w tchawicę, wcale nie była taka idylliczna.
Coś mi podpowiadało, że wampiry obecne były w tym małym miasteczku od pokoleń. Dlatego nikt nie reagował na nie, jakby ta informacja zmieniła całe ich życie.
Kupiłam sobie kimono, aby lepiej wpasować się w klasyczne ubiory ludzi tutaj. I tak odstawałam za bardzo. Mało kto miał tutaj jasne włosy i europejską urodę. Nabyłam również geta – specjalne japońskie obuwie. Utrzymują się dzięki paseczkom, a znakiem rozpoznawczym były dwa, małe klocki. Kiedy tylko je ubrałam, pożałowałam tego. Nie miałam pojęcia, jak oni mogą na co dzień chodzić w czymś tak niewygodnym.
Na miejscu zjadłam obiad w przepięknym otoczeniu kwiatów i zapachu olejków – w Sali obok odbywały się masaże. Ryż z krewetkami polany niezbadanym przeze mnie sosem był jak niebo w gębie. Nic dziwnego, że to oblegany punkt, koło takiego pysznego jedzenia nie można przejść obojętnie.
Dziewczyna, która przemknęła obok mnie, miała na sobie ślady ugryzienia wampira. Rozmawiała ze swoją towarzyszką po angielsku, więc bardzo chciałam zadać jej kilka pytań. W porę się powstrzymałam, przecież nie mogłam tego zrobić. Musiałam pozostać w cieniu.
Przez głowę przeszła mnie myśl, że miała ona styczność z Christopherem. Jego zimne wargi dotknęły jej szyi, tak jak kiedyś muskały moje usta. I usta Edith.
Na nowo poczułam się, jakby ktoś z całej siły kopnął mnie w brzuch i cała aura tego miejsca pękła jak bańka mydlana. Przemiła kobieta, która zajmowała się masażem, zaproponowała mi zabieg, ponieważ, jak to powiedziała łamaną angielszczyzną:
– Na odległość czuję, jakie masz spięte mięśnie, pani.
Prócz masażu dostałam jeszcze możliwość zrelaksowania się w gorących źródłach. Gdybym nie znajdowała się w tak opłakanej sytuacji, powiedziałabym, że czułam się naprawdę jak nowonarodzona.
Znajdowało się tam wiele osób o specyficznym wyglądzie, jednak moją uwagę przykuł stary mężczyzna, który miał minę, jakby stale nad czymś kontemplował. Wyglądał tak, jak zawsze wyobrażałam sobie starego, japońskiego mistrza – senseja.
Wiedział, że na niego patrzę, bo ciągle napotykałam jego wzrok. W końcu odważyłam się i podeszłam do niego. Wyglądał bezbronnie, od razu odrzuciłam możliwość jego współpracy z wampirami mordercami, do których należał mój dawny wybawiciel.
– Witaj, nieznajoma. Co robisz w kraju kwitnącej wiśni? – zapytał mnie po angielsku, podkręcając między dwoma palcami swoje długie, ale przerzedzone wąsy.
– Podróżuję. – Skłamałam, wzruszając ramionami.
– Nie kpij ze starego człowieka. Nie masz aparatu, nie kupujesz licznych pamiątek... I ciągle nad czymś myślisz. Aż dziwne. Pomimo wszystkiego, co się tutaj dzieje, ludzie naprawdę zachowują trzeźwość myślenia.
– Wie pan coś o tym, co ma tutaj miejsce? – zapytałam z większym entuzjazmem. Zdałam sobie sprawę, że tą nadgorliwą reakcją zdradziłam, co robię w Japonii.
– A więc Kyuketsuki. To one przywiodły cię aż tak długą drogę?
Nie wiedziałam, więc przez chwilę milczałam, wsłuchując się w śpiew ptaków.
– Spokojnie. Żyję na tym świecie tyle lat, że żadna nowina mnie nie zdziwi. Możesz mówić, co tylko chcesz... – rzekł spokojnie staruszek.
– To troszeczkę długa historia, ale tak... Chodzi tutaj o wampiry.
– Kyuketsuki – powtórzył ponownie ich japońską nazwę, jakby była to część modlitwy. – Wampiry obecne są tutaj od początku tej ziemi, wiedziałaś o tym? Na początku praktycznie niczym nie różnili się od ludzi. Ale, jak to bywa w przyrodzie, wszystko ulegało ciągłym zmianom. Wampiry i ludzie również. Najstarsi rzecz jasna nie żyją. A szkoda, moglibyśmy nazwać ich dinozaurami... – zaśmiał się, a po chwili dodał – Nudzę cię, blondynko?
– Skądże! – zaprotestowałam od razu. – Wręcz przeciwnie.
– Fanka historii?
– Niekoniecznie – dodałam z uśmiechem. – Ale zawsze warto wiedzieć coś o tych istotach.
– Dokładnie. To jest kwintesencja tego wszystkiego. Ludzie chcieli z nimi walczyć, ponieważ wiedzieli, że stawali się oni lepsi. Ludzie byli wtedy zbieraczami, rybakami, myśliwymi. A wampiry były koczownikami, co sprawiło, że krew ich ulepszyła. Piękni, nieśmiertelni, hipnotyzujący... Mówi ci to coś, prawda? Wampiry musiały żyć w cieniu, polować, kiedy ludzie spali. Prędko wykształcili się w to, co ludzie zwą potworami, drapieżnikami. A dzisiaj? Chisana Mura jest jedynym miejscem, gdzie wampiry mogą żyć, tak jak kiedyś. W miejscu, gdzie powstali, gdzie pierwotnie był ich dom. To dlatego najstarsze wampiry mają tutaj swoją siedzibę. To przecież kolebka ich wiecznego teraz żywota.
– Czy pan... – Ugryzłam się w język, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co chciałam powiedzieć. Znajdowaliśmy się przecież w pełnym słońcu.
– Nie, nie jestem wampirem. Ale nawet jakbym był jednym z pierwszych, słońce nie stanowiłoby dla mnie żadnego problemu. – Uśmiechnął się lekko.
– Nie boją się słońca?
– Nie. Prócz tego w ich żyłach ciągle płynie nieśmiertelna krew... – powiedział tajemniczo, a ja poczułam przeszywający mnie dreszcz. – Nikt, kto mieszka w tej mieścince, nie może niczego nie wiedzieć o wampirach. Więc ponawiam pytanie, dlaczego tutaj jesteś? Co w tych istotach sprawiło, że przemierzyłaś glob?
– Szukam kogoś, to wszystko... – Wzruszyłam ramionami. – Ale dziękuję za wszelkie informacje. Były bardzo... Pomocne.
– Kogoś, kto przemieniłby cię w istotę nocy? Niemiłe ci śmiertelne życie? – Zbliżył się do mnie. – Lepszego miejsca nie mogłaś znaleźć. Po zmroku ulice są pełne wampirów.
– Pozwala pan, aby mordowały one ludzi? Nad niektórymi nie da się zapanować, a przecież życie ludzie też jest ważne... – warknęłam.
– Kruche, ludzie ciało... Selekcja naturalna, moja droga. Nie zatrzymamy tego, chociażby nie wiem, jak bardzo byś chciała. Jesteś więc przeciwniczką wampirów?
– Nie. – Ponownie zaprotestowałam. – Chcę powstrzymać tylko jednego.
– Ach, rozumiem... – Starzec spojrzał na mnie tak przenikliwie, że dojrzałam błysk w jego prawie ślepych oczach. – Gdybyś miała jakieś pytania, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Miłość to bardzo trudny temat. Wśród wampirów i wśród ludzi. A koniunkcja tych sfer jest zagadką nawet dla największych myślicieli. Anata no kokoro ni ikimasu.
Zmarszczyłam brwi. Japoński to moja zmora, a każdy mi to przypominał i to we wszystkich możliwych momentach.
– Przepraszam, ale nie mam pojęcia, o czym pan zaczyna do mnie mówić.
Jednak starzec ruszył przed siebie, zostawiając mnie samą. Odwrócił się tylko do mnie i uśmiechnął w taki sposób, jakby znał wszystkie sekrety tego świata.
__________________________________
I jestem, w końcu :). Rozdział trochę spokojniejszy, nie można przecież żyć ciągłą akcją :D. A powiem Wam, że trochę jej czeka w całym Nocnym Szepcie :)
Wybaczcie, że musieliście tyle czekać - musiałam rejestrować się na studia i obchodziłam 21 urodziny siostry :)).
Przesyłam więc Wam zdjęcie z imprezy, abyście popatrzyli sobie przez chwilę na nasze buźki :). (wiem, wyszłam, jakbym miała 30 lat, spoko, spoko).
Do zobaczenia następnym rozdziale, gdzie w końcu wyruszymy na Nocną Wyprawę :).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top