Rozdział 15 Ostatni oddech
Próbowałam udawać silną, ale z każdą chwilą wychodziło mi to coraz gorzej. Zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że Edith to zauważała. Wampirzyca jednak nie próbowała mnie pocieszyć. To nie w jej stylu.
Odwzajemniłam uśmiech Akihito, kiedy mijałyśmy go w wejściu do hotelu. Moje usta się śmiały, ale ledwo powstrzymywałam łzy. Czułam, jakby ktoś przebił mi serce kołkiem. Myślałam o Wojtku. O tym, jak głupia byłam, że w ogóle poddałam się jego zalotom. Mogłam od początku słuchać głosu mojego serca, a nie próbować na siłę uszczęśliwiać ludzi dookoła. Miałam nauczkę.
Nie zmieniało to jednak faktu, że bardzo to nie spodobało się Christopherowi, a ja czułam się jeszcze bardziej jakbym go zdradziła. Brzemię tej złej dudniło mi w uszach przez cały dzień i całą noc.
Czekałam tylko aż Edith zaśnie, aby na nowo zacząć płakać. Pogoda na zewnątrz zachęcała do podziwiania Japonii, ale ja nie potrafiłam się wtedy cieszyć z cudowności krajobrazów. Rozsadzały mnie skrajne emocje. Miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Bezsilność i poczucie winy były najgorsze.
Jak miałam go uratować, skoro to ja byłam tą, która przyczyniła się do jego wewnętrznego rozpadu?
Siedziałam cały poranek na łóżku, praktycznie się nie ruszając. Czułam się jak pozbawiona uczuć rzeźba, której tylko po policzkach leciały łzy. Przed oczami miałam Christophera, to jak się zachowywał i jak na mnie patrzył. Nie mogłam wyrzucić tego obrazu z pamięci, a z każdą sekundą ranił mnie on coraz bardziej.
W końcu nie wytrzymałam i wstałam z łóżka. Zrobiłam to tak gwałtownie, że nabawiłam się mroczków przed oczami. Chciałam myśleć o wszystkim, tylko nie o nim. Wróciło to, co robiłam przez ostatnie miesiące w Dolinie Koniecznej.
Wyszłam z hotelu i usiadłam na jednej z ozdobnych ławek, które ułożone były przed ogrodem zen. Wyrzeźbiony z drewnie smok gniewnie patrzył w moją stronę.
– Też uważasz, że wszystko spieprzyłam? – mruknęłam do mitycznego stworzenia, a następnie przesunęłam się tak, aby zasłonić jego łeb. Głęboko westchnęłam.
Próbowałam zawiesić na czymś wzrok, ale naprawdę marnie mi to szło.
– O czym myślisz? – usłyszałam obok siebie głos, który spowodował, że przestraszona podskoczyłam.
– Nie strasz mnie nigdy więcej. – Chciałam, aby to zabrzmiało żartobliwie, jednak mój ton sprawił, że brzmiałam, jakby jego gest naprawdę mnie uraził.
– Przepraszam. – Uśmiechnął się delikatnie Akihito, również biorąc głęboki wdech. – Masz ochotę na jogę?
– Stanowczo nie. – Wbiłam wzrok w podłogę. – Jeszcze tego brakowało, żebym się naciągnęła na śmierć.
– Nie byłoby tak źle. – Czułam, że nie patrzył na mnie, za co byłam mu wdzięczna. Kiedy sama unikałam kontaktu wzrokowego, od innych chciałam tego samego. Nie chciałam widzieć jego radości, a jednocześnie nie zniosłabym, gdyby patrzył na mnie, kiedy moje oczy wyrażają smutek.
– Wolę posiedzieć na ławce i popatrzeć się w... – Próbowałam na szybko znaleźć coś wartego uwagi. – W kamień. Jest interesujący.
Palnęłam taką głupotę, że powinni mnie nagrodzić głośnym wyśmianiem. Co dziwne, Akihito nawet nie parsknął śmiechem.
– Owszem, jest bardzo interesujący – powiedział i wstał, podchodząc do jednego ze zdobionych kamieni na podłodze. Przysiadł koło niego i rękawem kimona go przetarł. – Ten zachował się od czasów, których nie pamiętają nawet moi dziadkowie. Kiedyś stała tutaj świątynia, a podobizny bożków możesz podziwiać właśnie tutaj... – Spojrzał na zdobiony kamień.
Uratowana. W końcu nie palnęłam takiej głupoty.
– Nie sądziłem, że interesują cię takie sprawy. – Akihito z powrotem dosiadł się obok mnie, a mnie owiała woń jego perfum.
– Mało o mnie wiesz... – Wzruszyłam ramionami, odważając się na niego spojrzeć, pragnąc, aby wykrzesać z siebie krztę radości.
– Niestety – zaśmiał się. – Jako pracownik tego hotelu mam za zadanie sprawić, aby każdy nasz gość był zadowolony. A widzę, że cały czas jesteś smutna. Ta sprawa, którą rozwiązujecie z Edith aż tak bardzo na ciebie działa?
Znowu odwróciłam wzrok, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Dużo rzeczy się dzieje i... I czasami nie radzimy sobie z nimi tak, jak byśmy chcieli.
– Z pewnością. Więc, czego o tobie nie wiem, polska dziewczyno?
Uśmiechnęłam się, na chwileczkę się rozluźniając i zapominając o wszystkim. Akihito patrzył na mnie pokrzepiająco, jakby zdawał sobie doskonale sprawę, co robi. Zagadywał mnie, abym tylko nie była sama z moimi myślami.
– Chyba za dużo tutaj opowiadać... – Podrapałam się nerwowo po głowie. – I raczej nie jest to historia, która by cię zainteresowała.
– Skąd takie wrażenie? – zdziwił się Japończyk.
– Kobieca intuicja. – Delikatnie znowu uniosłam koniuszki ust w górę.
– Widzę, że Europejki mają ten sam, niezawodny argument na wszystko. – Akihito spojrzał w niebo, mrużąc oczy, ponieważ słońce zbyt go raziło. – Nie mogę w takim razie dyskutować. Z doświadczenia wiem, że nie wygram. Powiedz mi w takim razie tylko jedną rzecz. Czy mogę ci w jakikolwiek sposób pomóc? Znam tutaj wszystkich mieszkańców, jeżeli prócz pobytu w tym hotelu jest rzecz, jaką mogę zrobić, proszę, powiedz mi.
Przez chwilę się zastanowiłam, jednak odpowiedź była prostsza, niż mogłam sądzić. Nie miałam czelności mieszać Akihito do tej intrygi, która niebezpieczeństwem emanowała do polski i z powrotem.
– Lepiej się w to nie mieszać... – Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, a te zabrzmiały nie tak, jak chciałam. Natychmiast się zreflektowałam: – Nie mogę narażać kogoś na niebezpieczeństwo.
– No tak... Gdzie kyuketsuki, tam niebezpieczeństwo. Uważaj na siebie. – Przyjacielsko dotknął mojego ramienia, dodając mi otuchy, której nie potrafiła mi dać w żaden sposób Edith. – Ale gdybyś chciała o tym kiedykolwiek porozmawiać, daj mi znać. Zawsze znajdę chwilkę, aby wysłuchać. A powiadają, że słuchaczem jestem na medal.
Pokiwałam głową, jednocześnie wiedząc, że i tak nigdy z takim problemem do niego nie podejdę. Nie chciałam nikomu opowiadać mojej historii. Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział i mnie osądzał. Sama zawiniłam i dokładnie zdawałam sobie z tego sprawę. Nie potrzebowałam, aby ktoś inny wskazał na mnie palcem, mówiąc o mnie winna.
– Dziękuję – wykrzesałam po chwili.
– Do usług. Kiedy wyjeżdżacie? – zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
– Edith wspominała coś o dwóch tygodniach, ale kto wie.
– Będziesz musiała mnie poinformować. Muszę dopilnować, aby twój ostatni dzień w Japonii był niezapomniany. Wspomnienia się ważne.
– Tak. To prawda.
Ważne są również ostatnie słowa, które słyszymy od kogoś. Wtedy interpretujemy je po raz drugi i czasami rozumiemy więcej, niż za pierwszym razem.
Ale wtedy jest już za późno.
***
Wraz z nadejściem zmroku, Edith wstała z trumny i ze swoją grobową miną rozejrzała się po pokoju. Zastała mnie, siedzącą na łóżku, niepróbującą udawać, że czuje się lepiej. Wiedziałam, że jej to nie obchodziło. Dlatego też obie jednocześnie odwróciłyśmy od siebie wzrok.
Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest czasami lepsze? Nie czuć nic? Edith poza paroma przebłyskami emocji niejednokrotnie mówiła, że wampiry po upływie wielu lat przestają odczuwać wszystko tak, jak człowiek. Wszystko dla nich jest już stare i nie reagują na to w żaden sposób.
Wtedy nie czują takiego bólu, kiedy wiedzą, że wszystko i tak jest tylko małą rzeczą, która za sto, dwieście lat nie będzie miała już żadnego znaczenia?
Może gdybym była parowiecznym wampirem, też potrafiłabym wstać i jakby nigdy nic, ubrać na siebie kimono i oznajmić:
– Idziemy ich szukać.
– Co? – Nie odzywałam się nic od przeszło paru godzin, więc mój głos był ochrypły. Musiałam odchrząknąć, aby wrócił do dawnego stanu.
– Nie myłaś rano uszu? Znowu?
– Naprawdę chcesz to zrobić? – zapytałam, wstając z łóżka, czując, jakby moje nogi były zrobione z waty.
– Na niby – prychnęła. – Idziesz, czy potrzebujesz chwili, żeby się przygotować?
– Co jeżeli on nie żartował? Wiesz, że jest zdolny do tego, żeby zabić. Nie chcę, aby w tak pięknym mieście nastał taki horror jak w Dolinie Koniecznej, gdzie ludzie ginęli co chwilę. Nie mogę dopuścić do tego, aby ludzie żyli w popłochu. Nie zniosę tego.
Edith ostentacyjnie ziewnęła.
– A ja nie zniosę twojego paplania. Pytam jeszcze raz, idziesz czy nie?
Westchnęłam, wiedząc, że jakiekolwiek dalsze próby porozumienia się z Edith będą marne. Nie zrozumie mnie. Miałam wrażenie, że chce dojść do celu po trupach. Niezależnie od tego, ile tych trupów uzbierałoby się po drodze. I kim oni by byli?
Wyszłyśmy z hotelu. Akihito pozdrowił nas, najpierw nisko się kłaniając, a potem machając do nas ręką. Edith sucho się uśmiechnęła, jak na prawdziwego wampira z piekła rodem przystało. Szła szybko, niemal nie mogłam za nią nadążyć.
Cały czas syczała na mnie pod nosem, przewracając oczami tak szybko, że mi od tego zdążyło zakręcić się w głowie.
Dawno już straciłam orientację w terenie. Wszędzie było ciemno, a puste dróżki wyglądały niemal tak samo. Byłam zdana tylko na wampirzycę, która wyglądała tak, jakby chciała zostawić zbędny balast i pognać w przód niczym burza.
Gdybym się zgubiła w tym labiryncie dróg, chyba bym położyła się w pozycji embrionalnej, bo nie miałabym pojęcia, co ze sobą zrobić.
– Uspokój się – warknęła Edith nagle, na co podskoczyłam w miejscu. – Przez to twoje kołatanie serca nie mogę się w ogóle skupić.
– Przepraszam. – Spróbowałam uspokoić oddech. Kiedy zaczęłam na niego bardzo zwracać uwagę, udało mi się trochę uspokoić. Wampirzyca wtedy odetchnęła i miałam wrażenie, że to trochę ją też rozluźniło.
Miała nad sobą ogromną kontrolę. Spędziłyśmy razem tyle czasu, a nie spróbowała jeszcze ani razu się na mnie rzucić, ani nie spojrzała na mnie jak na chodzące jedzenie. Nie powiedziałam jej nigdy tego, ale byłam wdzięczna. Po raz pierwszy w towarzystwie wampira nie czułam się, jak chodzące pożywienie. Nie mogłam ukrywać, że Christopher próbował mnie zaatakować.
Przez pół nocy błąkałyśmy się (a przynajmniej ja się błąkałam) po całej Japońskiej wiosce. Noc była ciepła, a świerszcze zdawały się towarzyszyć nam przez całą drogę. Niestety, poszukiwania – jak zwykle – były bezowocne.
Konałam z pragnienia, ale nie miałam przy sobie ani mililitra wody. Nie mogłam się doczekać, aż wejdę do pokoju hotelowego i opróżnię całą butelkę napoju.
Edith podprowadziła mnie niemal pod samo wejście. Wtedy odezwała się:
– Idę jeszcze zapolować. Głodna jestem. – Spodziewałam się jakiegoś burczenia w brzuchu. Zganiłam się za swoją głupotę. Wampirom nie burczy w brzuchu.
– Dobrze. Ja będę w środku... – Machnęłam ręką w kierunku budynku.
– Zdziwiłabym się, jakby cię tak nie było – powiedziała, delikatnie unosząc wargi w górę. – Będę z powrotem za jakiś kwadrans.
Zaraz po wypowiedzeniu słów, zniknęła, owiewając mnie wiatrem, który przesiąkł jej zapachem. Ruszyłam przed siebie, praktycznie nie czując nóg. Długie spacery naprawdę mi nie służyły.
Zdziwiłam się, kiedy drzwi wejściowe były zamknięte. Spojrzałam pytająco na przestrzeń przed sobą i spróbowałam jeszcze raz, wkładając w tą czynność jeszcze więcej siły, niż poprzednio. Rozejrzałam się, czy ktoś nie widzi moich mocowań z klamką. Hotel nigdy nie był zamknięty o tej porze. Akihito na to nie pozwalał. Wiedział, że znikałyśmy w nocy i wracałyśmy parę godzin później.
Raz jeszcze usiłowałam otworzyć drzwi, tłumacząc sobie, że jestem zmęczona i mam mniej siły. Niestety, drzwi nie drgnęły, a ja poczułam, jak robi mi się coraz chłodniej.
Poczułam, jakby za mną coś się ruszyło. Odgarnęłam włosy, które znalazły się prędko na mojej twarzy. Wytężyłam wzrok, ale niczego nie zauważyłam. Tylko ogrody za hotelem, które chociaż wydawały mi się piękne, teraz stały się mroczne i tajemnicze.
Serce znowu zaczęło mi szybciej bić. Liczyłam, że Edith wróci wtedy z polowania i wróci do mnie. Wyczuwała, kiedy puls mi przyspieszał. A nie robił tego z byle powodu.
– Akihito? – zawołałam w pustą przestrzeń za mną, jednak nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Dalej czułam, jakbym nie była sama.
Ruszyłam pewnie przed siebie, w kierunku, gdzie wydawało mi się, że coś słyszałam. Nie słuchałam mojego rozumu, który nakazywał mi schować się gdzieś jak ostatni tchórz.
Im dalej za hotel szłam, tym wyraźniej słyszałam jakieś głosy. Jęki. Bardzo żałosne jęki. Natychmiast zmusiłam nogi do szybszego ruchu, wiedząc, że znajdował się tam człowiek. I potrzebował pomocy.
Kiedy ujrzałam znajome kimono, serce podskoczyło mi do gardła. Pod jednym z rozłożystych drzew, leżał Akihito. Wśród tylu kwiatów wyglądał, jakby ucinał sobie wieczorną drzemkę. Jednak wiedziałam, że to nieprawda. Im dalej byłam, tym wyraźniej widziałam, że płatki kwiatów pokryte są gęstą, czerwoną cieczą, a Japończyk trzyma się drżącymi rękoma za krwawiącą szyję.
– O matko! – Przykucnęłam przy nim i natychmiast zaczęłam również mu uciskać ranę. Widziałam w jego oczach strach i przerażenie. Nie zapomnę tego widoku. – Co się stało?
– Kyuketsuki... – jęczał Akihito, oddychając szybko, przełykając ślinę. Widziałam, że sprawiało mu to ból. – Powiedział... A nie mówiłem?... Mówił...
Nie patrzył mi w oczy, był zdezorientowany. Pragnęłam mu jakoś pomóc.
– Sprowadzę pomoc – powiedziałam szybko i wstałam, jednak on chwycił mnie za rękę, plamiąc moje odzienie swoją krwią.
– Nie... Zostań... – szepnął. – On wiedział... Że przyjdziesz...
– On? Christopher? – Poczułam, jak oblewa mnie zimny pot.
– Wampir... Sam... Kazał przyjść... W to samo miejsce... – mówił, a ja czułam, jak z każdą chwilą słabnie.
– Przepraszam cię! – zapłakałam mu w ramię. – To moja wina!
Ciągle w uszach słyszałam głos Christophera, kiedy mówił, że zaczną ginąć niewinni. I tak się stało. Akihito właśnie tracił swoje życie przeze mnie. A ja nie mogłam nic z tym robić.
– Nie twoja... – Dalej oddychał ciężko i szybko. Głowa zaczęła robić mu się bezwładna. Wiedziałam, że nadchodzi jego koniec.
– Wytrzymaj jeszcze, zaprowadzę cię do hotelu, sprowadzę pomoc – mówiłam szybko, zdając sobie sprawę, że mam coraz mniej czasu.
Podniosłam Akihito i położyłam sobie jego rękę na ramieniu. Drugą oplotłam go w pasie. Przeceniłam swoje możliwości. Byłam za słaba, aby go poprowadzić. A on nie miał już siły stawiać dalszych kroków.
– Shizen no naka de shinimasu. – Akihito zaczął już bredzić. Mówił coś do mnie, a ja nie miałam pojęcia co. Błagałam go, aby wytrzymał, a ten wolną ręką zdążył tylko pogładzić mój policzek. – Arigatogozaimashita. Dziękuję.
Powiedziawszy to, osunął mi się pod nogi. Wziął ostatni oddech, po czym odszedł. Na zawsze.
Wiedziałam, że gdyby nie ja, Akihito ciągle by żył.
Zacisnęłam pięści.
Christopher był tylko narzędziem. Prawdziwym złem byłam ja.
______________________________
Noooo w końcu jest!
Przepraszam Was bardzo, ale wiecie, jak to jest... Praca, jeszcze teraz codziennie jeździłam do szpitala i w domu byłam sporadycznie :(. Jak wychodziłam po ósmej, wracałam wieczorem... Nie miałam nawet czasu usiąść i napisać cokolwiek :\. Także boję się, że rozdział będzie średni - dawno nie trenowałam, hehe :D.
Miłego wieczorku!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top