Rozdział 9 Melodia Strachu
Ta noc była niezaprzeczalnie najdziwniejszą, ale i jedną z najlepszych w moim życiu. Nawet kiedy dojechaliśmy pod dom, myślałam, że to wszystko było tylko pięknym snem.
Tak, zdecydowanie pięknym.
Christopher był taki, jaki każdy mężczyzna powinien być. Szarmancki, miły, uczynny, o przepięknym wyrazie twarzy. Kiedy rozmawialiśmy, słuchał mnie, nie wchodził w słowo, ale widać było, że interesuje go to, co mówię. Takiego rozmówcy właśnie chciałam.
Chyba miałam potrzebę wygadania się komuś. Po dłuższej rozmowie z Christopherem opowiedziałam mu o moim życiu w Miłowie, o moim ojcu, co zrobił wobec mnie i wobec mojej mamy.
On mówił mi o sobie zdecydowanie mniej, a żadne jego zdanie nie było opowiedziane wprost, jakby owiane było tajemnicą.
Nic dla mnie nie było jasne. Nie wyjaśnił mi, co robił w lesie, czemu się tam w ten sposób zachowywał i o jego przeszłości, nie wiedziałam zbyt dużo.
Jednak jednego byłam pewna. Zaintrygował mnie ten człowiek i z pewnością nie zamierzam o nim zapominać. Cały czas czułam jakiś przyjemny ucisk, kiedy tylko wróciłam do niego wspomnieniami. Na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. Nie mogłam przestać o nim myśleć.
Zasypiając, wpatrywałam się w bukiet róż, który od niego otrzymałam. Nie wiem, ile na świecie zostało mężczyzn, którzy kupują po spotkaniu kwiaty. Tak cudowne kwiaty. Miały krwawy, czerwony kolor i wyrazisty, przepiękny zapach. Spało mi się niebo przyjemniej niż w każdą inną noc.
***
Nie spałam długo. Przebudziłam się parę minut po jedenastej. A zważywszy na to, że wróciłam do domu parę minut przed wchodem słońca, nie był to długi sen.
Obudziłam się wypoczęta, nie zwracając uwagi na hulający deszcz za oknem i melancholijną atmosferę. Byłam cały czas promienna i miałam ochotę nawracać cały świat na moją pozytywną energię.
Zeszłam na dół, wesoło pogwizdując pod nosem, niemal tańcząc na każdym schodku po kolei. Zastałam mamę w gabinecie. Pisała coś na klawiaturze, powoli i uważnie. Dalej nie opanowała ułożenia klawiszy.
Miała podkrążone oczy, chyba ona nie spała wyśmienicie tej nocy. Spojrzała na mnie zdziwiona, chyba moją radość było widać gołym okiem.
– Aż tak fajna jest ta praca? – zapytała mama, zakańczając edycję tekstu i odwracając się w moją stronę.
– Nie tylko praca... – Uśmiechnęłam się w specyficzny sposób, a mama natychmiast to zrozumiała.
– Jakiś przystojny pan mundurowy? – Poruszyła brwiami parę razy w górę i w dół i aż wstała i mnie przytuliła.
– Nie do końca. To ktoś inny, zaprosił mnie wczoraj do świetnej restauracji!
Mama zmarszczyła brwi.
– Moment, nie byłaś wczoraj w pracy?
– Byłam, ale zwolnili mnie wcześniej, a on się tam pojawił... – Musiałam zabrzmieć jak nastolatka, która spotkała swojego ukochanego idola, ale nie umiałam inaczej tego ująć.
– I nie powiedziałaś mi, że jedziesz gdzieś z jakimś facetem? – Mama natychmiast się wzburzyła, a na jej czole pojawiła się charakterystyczna zmarszczka.
Zawsze była nadopiekuńcza. Przed rozwodem, kiedy jeszcze ze mną i z tatą mieszała, miała kontrolę nad moim życiem. Musiała znać numery telefonów wszystkich, z którymi się widzę, godzina z góry musiała być ustalona. Chyba zapomniała, ile w tamtej chwili miałam lat.
Przypomniała sobie o tym, w momencie, kiedy ja o tym pomyślałam. Zmarszczka z czoła zniknęła, a mama odetchnęła głęboko.
– Przepraszam, po prostu nie przywykłam do tego, że jesteś już dorosła... Dla mnie ciągle jesteś moją małą córeczką... – Usiadła na miękkim, skórzanym fotelu i spuściła smutno głowę. – Muszę chyba zmienić trochę moje nawyki... Zaczynasz się już interesować stałymi związkami, prawda?
Uuu, trudne pytanie.
– Mamo... Cokolwiek by nie było, nie zamierzam cię zostawiać. Dopiero go poznałam, przecież za niego nie wychodzę... – Uklęknęłam przy niej i pogładziłam jej kolano.
– Muszę zrozumieć, że taka jest kolej rzeczy... – odparła mama. – W każdym razie, przepraszam za moją reakcję... Kim jest ten szczęściarz?
– Czy to szczęściarz? Trudno powiedzieć. To Christopher Wilson mieszka tutaj, ale nie jest stąd. Dużo podróżuje.
– Wilson? – Pomyślała mama na głos. – Musiał sprowadzić się tutaj stosunkowo niedawno, bo w ogóle nie kojarzę tego nazwiska.
– Nie wiem, od kiedy tutaj mieszka – odpowiedziałam. – Ale mówię ci, mamo, jest idealny! Wprawdzie nie widzieliśmy się dużo razy, ale pierwsze wrażenie zrobił dobre... Zwłaszcza w nocy, kiedy tak dużo rozmawialiśmy. Mamo, jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego...
– Miłość od pierwszego wejrzenia?
– Chyba tak... A tak się zarzekałam, że w coś takiego nie wierzę... Co za hipokryzja. – Prychnęłam śmiechem i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Czasami, to właśnie miłość pokazuje, kim naprawdę jesteśmy. – Uśmiechnęła się mama i pokrzepiająco pogłaskała mnie po głowie, jak wtedy, kiedy byłam jeszcze dzieckiem.
– Do miłości to jeszcze wiele brakuje... Dopiero się poznaliśmy...
– Wszyscy rozpoczynamy od bycia nieznajomymi. Trzymam za was kciuki! – Przytuliła mnie jeszcze raz, mocno. – Nie mogę się doczekać, aż w końcu go poznam.
– A ja, kiedy go znowu zobaczę... – Uśmiechnęłam się i zwróciłam wzrok w stronę miasta, zastanawiając się, gdzie on teraz jest.
Co robi?
Czy myśli o mnie, tak samo, jak ja myślę o nim?
***
Mama miała dzisiaj w pracy wolne. Z przyjemnością odetchnęła z ulgą, kiedy mogła zostać w domu. Mogła skupić się na gotowaniu dla przyjemności, co bardzo lubi. Zaczęła przygotowywać coś niesamowitego, co jak powiedziała, miała w zanadrzu od dawna.
Pozostało mi siedzieć wszędzie, tylko nie w kuchni, abym przypadkiem nie podglądała, co mama tak pichci. Usiadłam w gabinecie przed komputerem i zaczęłam robić to, co praktycznie każda dziewczyna, której ktoś się spodobał.
Chciałam znaleźć Christophera na facebooku. Jednak moje poszukiwania były bezowocne. Nikogo takiego o tym samym nazwisku i tym samym wyglądzie nie było. A jedyny Christopher Wilson bez zdjęcia profilowego mieszkał w Niemczech i miał sześćdziesiąt osiem lat.
Westchnęłam, patrząc na spis Christopherów Wilsonów, którzy nie byli tymi, których poszukiwałam.
Zrobiło mi się niesamowicie smutno, gdyż zdałam sobie sprawę z ważnej rzeczy. Nie miałam z nim żadnej drogi kontaktu. Nie miałam jego numeru, nie znałam adresu, znalezienie go na portalach społecznościowych graniczył z cudem.
Najwidoczniej pozostało mi tylko czekać na jakiś krok z jego strony. Albo mogłam wyjść nocą do lasu, może akurat znowu by się tam kręcił.
Doczekałam się w końcu na obiad. To pozwoliło mi na chwilę przestać myśleć o Christopherze. A zapach przygotowywanego dania już dawno zaczął na mnie działać i powodować, że brzuch burczał mi niemiłosiernie.
Mama przygotowała kurczaka curry z makaronem. Wyglądało nieziemsko, a pachniało jeszcze lepiej.
Zjadłyśmy z mamą wszystko ze smakiem. Żałowałyśmy, że się skończyło, ponieważ naprawdę smak tej potrawy był niesamowity.
Nastał wieczór. Mama już dawno była po kąpieli i spała. Na wczesną, poranną godzinę miała do pracy, więc rozumiałam, że musiała się wyspać.
Ja jeszcze pisałam chwilę z Jamesem, który chciał mnie bliżej poznać. Traktowałam go jako znajomego z pracy, który w przyszłości mógłby się stać moim przyjacielem. Lecz po sposobie, w jaki do mnie pisał, miałam wrażenie, że chłopak chciałby kiedyś czegoś więcej. Miałam taką dziwną, kobiecą intuicję. Być może się myliłam.
Pisząc z nim, nagle usłyszałam coś niepokojącego. Jakby odgłos grającego pianina. To zwykle jest piękna melodia, jednakże w moim przypadku było to po prostu straszne.
Z tego powodu, że nie mam w domu pianina.
Sprawdziłam, czy nie włączyła mi się na telefonie karta z grającą muzyką, ale nic takiego się nie stało.
Czułam, jak oblewa mnie zimny pot. Wstałam powoli z łóżka i z przerażeniem odkryłam, że melodia jest coraz bardziej wyraźna. Zerknęłam do pokoju mamy, myśląc, że może ona włączyła gdzieś muzykę, ale znowu się pomyliłam.
Coraz bardziej zatrwożona zeszłam na dół, cicho, na paluszkach. Sprawdziłam, czy nie jest włączony telewizor lub radio. Nie miałam racji po raz trzeci.
Rzuciłam się biegiem do łóżka, przykrywając się razem z głową. Muzyka z pewnością dochodziła z tego domu, była taka wyraźna, że nie mogłam słyszeć jej z lasu bądź odmętów Doliny Koniecznej.
Cała trzęsłam się ze strachu. Bałam się wystawiać palca poza kołdrę. A Rozkoszny stał koło wysokiej półki na książki i donośnie miauczał, jakby chciał przejść przez drewniany mebel.
Zasnęłam dopiero kiedy odgłosy pianina ustały. Kiedy czułam, że znajduję się już w głębszej fazie snu, znowu poczułam chłód, który otoczył moją sypialnię.
Śniły mi się koszmary.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top