Rozdział 5 Magiczne oczy
Nie zdziwię nikogo stwierdzeniem, że obudziło mnie poranne uderzanie kropel deszczu o okno w moim pokoju. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku – nie wyspałam się... Czułam się, jak zombie i zapewne tak samo wyglądałam.
Niemal zrzuciłam Rozkosznego z łóżka, który spał sobie w najlepsze, śniąc sobie o tych jego kocich rzeczach. A ja, jedyne, na co miałam ochotę i wyjść i się poopalać na słońcu. Chyba tego brakowało mi najbardziej. Uwielbiałam słońce, to, w jaki sposób działało na moją skórę. A tutaj, jeżeli w ogóle wychodzi, to jest tak słabe, jak miłość mojego ojca do mnie.
Mama szykowała się do pracy już z samego rana, jednak to ja ją wyprzedziłam i wykonałam śniadanie. Jajecznica ze szczypiorkiem może nie była szczytem umiejętności kulinarnych, jednak miałam na nią straszną ochotę. Mamie również smakowała, więc wszyscy byli tak samo zadowoleni. Nasz czworonożny przyjaciel również.
Strój mamy do pracy był bardziej śmieszny niż poważny. Zwłaszcza z jej posturą i tym żartobliwym wyrazem twarzy. Czerwona koszulka z kołnierzem, czarny fartuch z nadrukowanym hamburgerem i zwykłe czarne spodnie. I ta czerwona czapka dodawała figlarności całemu odzieniu.
Dzisiaj mama miała zapewnić catering na jednej z imprez dla nastolatków, więc jej zdaniem będzie podawanie fast–foodów. Dużo bardziej wolała, kiedy w gastronomii brano ją za zwyczajną kucharkę, a nie przydzielano często irracjonalne zadania do wykonania.
O ósmej rano zostałam w domu sama z futrzakiem, a ta cisza i nieznajomość tego miejsca bardzo mnie niepokoiła. Nie czułam się tutaj jeszcze jak w domu. Miałam nadzieję, że pomimo wszystkiego się zaaklimatyzuję.
Dom już znałam praktycznie cały. Tylko czasami wychodząc po schodach na górę, nie wiedziałam, w którą stronę iść, aby dotrzeć do mojego pokoju. Jednak Rozkoszny, który nie odstępował mnie na krok, zawsze szedł pierwszy i wskazywał mi odpowiednią drogę.
Jakby wiedział, że jego druga pani jest taka tępa i nie ma pojęcia, gdzie się co znajduje. Dałabym sobie głowę uciąć, że nawet patrzy na mnie wtedy takim zdziwionym wzrokiem.
Korzystając z chwili, zaczęłam rozglądać się za ofertami pracy w tej mieścinie. Większość oferowała tylko pracę kelnerki na pół etatu. Nie podobało mi się to, jakoś nigdy nie chciałam zostać kelnerką. To zapewne dlatego, że znając moje dwie lewe nogi, potknęłabym się pierwszego dnia, oblewając stałego klienta wrzącą kawą.
Przewinęłam wszystkie oferty pracy w gastronomii. Nie było tego za wiele. Ile zresztą może być ofert pracy w tak małym mieście?
Prócz opiekunek do dzieci, pomoc rybakom i pomocy w tartaku znalazłam pracę na policji. Kliknęłam to, ciekawiąc się, co może się tam znaleźć.
Burmistrz ogłosił nabór, gdyż jest tam zbyt wiele wolnych miejsc. Nie wymagali nawet nic szczególnego, żadnego wykształcenia wyższego. Po prostu ludzi pełnych energii, lubiących pracę w zespole i takich, których potrafią działać pod presją czasu. Napisali również, że będzie to praca przede wszystkim przy segregacji papierów. Praca idealna. Zawsze lubiłam mieć wszystko ładnie posegregowane w stertach różnych dokumentów. A że oferowali całkiem godną płacę, postanowiłam wysłać do nich CV. Po chwili postanowiłam również zadzwonić.
Odebrali po paru sygnałach. Głos konsultanta telefonicznego był znudzony i ociężały. Pewnie było tam tak nudno, że nawet telefon dzwonił raz na tydzień.
Mama przecież sama powiedziała, że w tym mieście nic się nigdy nie dzieje. Praca na policji pewnie byłaby równie monotonna.
Powiedziałam, że dzwonię w sprawie oferty pracy i dodałam, że wysłałam CV.
Powiedziano mi, żebym jutro stawiła się na dzień próbny, na godzinę dwudziestą drugą, gdyż będzie czekała mnie nocna zmiana. Chcieli zobaczyć, czy wytrwam.
Zdziwiła mnie bardzo ich otwartość na pracowników. Zatrudnili mnie, nie patrząc nawet w moje CV. Widać nie zależało im na tym, kogo będą mieli w pracy, tylko czy w ogóle kogokolwiek będą mieli.
Nie wiem, jak się czułam, kiedy odłożyłam telefon do kieszeni. Było to coś pomiędzy zupełnym zdziwieniem i cieniem satysfakcji, że w tak prosty sposób udało mi się znaleźć pierwszą pracę.
Miałam więc ostatni dzień wolności. Spożytkowałam go, czyszcząc dokładnie dom i ciesząc się poniekąd faktem, że mogę dbać o coś w połowie swojego.
Włączyłam sobie skoczną muzykę, która od razu poprawiła mój nastrój pomimo kiepskiej pogody na zewnątrz. Ciągle lało, a Rozkoszny bardzo chciał wyjść na zewnątrz. Mogłam mu niby pozwolić, jednak perspektywa szorowania jeszcze raz podłogi z odcisków brudnych, kocich łap mnie przerażała. Tak więc Rozkoszny spędził dzień ze mną.
Dzień zleciał mi bardzo szybko. Ugotowałam obiad. Rosół oraz ziemniaki z kotletem z kurczaka. Schowałam go do kuchenki, aby nie ostygł za bardzo, zanim wróci mama.
Dom lśnił od czystości, a w dokoła unosił się przyjemny zapach odświeżacza powietrza. Czułam się dumna. Chociaż nie był to dom ogromnej skali i tak namęczyłam się, aby go wyczyścić niemal w każdym kącie.
Mama po powrocie do domu zjadła ze mną obiad i opowiedziała mi o dniu w pracy. Opowiadała nawet o rzeczach nieistotnych, jednak widziałam, że od dawna potrzebowała wygadać się komuś odnośnie codzienności.
– Och, męczące były te dzieciaki! – skarżyła się mama, śmiejąc się tak bardzo, że niemal nie mogła dojść do słowa.
Wspomniałam o tym, jak komicznie brzmiał jej śmiech. Przez to omal ja nie zadławiłam się kawałkiem kotleta.
– Jeden przyszedł do mnie, zamówił hot doga za dwa pięćdziesiąt i głupi się pytał, czemu nie ma tam pomidora. Ja mu mówię, że pomidory są w tym za trzy złote. Gówniarz spojrzał na mnie jak na mordercę i cisnął hot dogiem o ścianę. A ja sobie myślę, co mi tam, ja przecież za to i tak nie płacę, a mam stawkę godzinową! Albo jak przyszła jedna z matek takiego dziecka...
Mama wkręciła się w opowiadanie historii, które w dalszym ciągu nie były tak śmieszne, jak jej śmiech. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wybuchać co po chwilę niekontrolowanym prychnięciem.
Po skończonym obiedzie, który trwał dłużej, niż powinien, mama usiadła w salonie, oglądając nowy odcinek jej ulubionego serialu, a ja wyszłam na zewnątrz, korzystając z tego, że przez chwilę nie padało. Chciałam trochę jeszcze popracować z tym samochodem i spróbować go zapalić. Przydałby mi się, żebym mogła dojeżdżać nim swobodnie do pracy.
Nie wiem, kiedy nastał wieczór, a dokoła zrobiło cię całkowicie ciemno. Aż tak wkręciłam się w reperowanie samochodu, że straciłam poczucie czasu. Było mi zimno, wyszła mi na rękach gęsia skórka. Miałam w końcu na sobie tylko luźną szarą koszulkę na ramiączkach i legginsy w tym samym kolorze.
Jednak plus tego był taki, że samochód prawie odpalał. Chcąc przekręcić kluczyk po raz kolejny, z samochodu wydobyły się tylko kłęby czarnego dymu.
– No nie! – krzyknęłam, kręcąc z dezaprobatą głową. Dym wydobywał się z maski, był czarny i śmierdzący. Zupełnie tego nie przewidziałam.
Wydostałam się szybko z samochodu i spojrzałam raz jeszcze na to wszystko.
Wtem w kłębach dymu ujrzałam postać. Wpatrywała się we mnie przenikliwie oczami i nie mrugała. Miałam zamiar zacząć krzyczeć, ale niewidoczna gula stanęła mi w gardle, uniemożliwiając wypowiedzenie jakiekolwiek słowa.
Wtem postać poruszyła się w moim kierunku. Była śmiertelnie blada. Chciałam rzucić się do ucieczki, jednak powstrzymał mnie głos tejże postaci.
– Spokojnie, to diesel. One tak mają – rzekł nieznajomy, nachylając się nad maską samochodu.
A ja stałam tam nieruchomo, a moje serce niemal dostało palpitacji. Poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca. Dawno się tak śmiertelnie nie wystraszyłam. Skąd ten człowiek się wziął?
Brązowowłosy mężczyzna patrzył ze skupieniem na wszystkie mechanizmy w samochodzie, cmokając pod nosem. Coś tam nastawił i uśmiechnął się sam do siebie, nie odsłaniając zębów.
Wpatrzyłam się w niego dokładnie. Nie skłamię, kiedy powiem, że był bardzo przystojny. Jego włosy były bujne, postawione do góry. Jego posturę eksponowały przylegająca do niego elegancka koszula w paski i czarne spodnie. Był wysoki, o nienagannej, lecz nieprzesadnie umięśnionej sylwetce.
Uniósł oczy w tym samym momencie, kiedy aż zmrużyłam powieki, aby lepiej na niego popatrzeć.
– Chyba cię przestraszyłem... – rzekł. Jego głos był po prostu piękny, melodyjny, miał niecodzienny akcent, ale mówił płynnie.
Zostawił samochód i podszedł do mnie. Moje napięte ze strachu mięśnie od razu rozluźniły się, kiedy poczułam jego zapach.
Każdy zna osobę, która pachnie w sposób charakterystyczny. Ten mężczyzna pachniał w taki właśnie niecodzienny sposób, którego nie można było uzyskać za pomocą perfum. A człowiek chciałby go wąchać i wąchać.
– Przepraszam najmocniej, myślałem, że mnie widziałaś. – Podrapał się za głową, uśmiechając się lekko do mnie.
– Właśnie nie, wyłonił się pan nagle z kłębów tego dymu – przyznałam, czując dalej, jak moje serce nerwowo bije, nie wracając do odpowiedniej prędkości.
Nieznajomy roześmiał się, kiedy powiedziałam do niego per pan. Nie wyglądał staro, owszem, jednakże nie chciałam się przesadnie spoufalać. Wiem, że wiele osób tego nie lubi.
– Nie wyglądam staro, nie można mi tego zarzucić – dodał, znów lekko wybuchając śmiechem. Jego głos był taki perfekcyjny. – Jestem Christopher Wilson.
Zmarszczyłam brwi. Teraz rozumiałam, dlaczego nie wyczuwałam w nim polskiego akcentu. Nie był stąd.
– Christopher? Nie jesteś stąd, czy twoi rodzice mieli pomysł na niecodzienne imię? – Uśmiechnęłam się.
– Pochodzę ze Stanów Zjednoczonych. Jednak nie mieszkam tam od... Dawna. Od bardzo dawna – dodał tajemniczo, jednak ja nie miałam ochoty zastanawiać się głębiej nad tym, co ma mi tym do przekazania. Miałam po prostu niepowstrzymaną ochotę dłużej z nim porozmawiać. – A ciebie jak zwą?
– Natalia – odparłam, podając mu rękę.
Christopher ścisnął ją, a ja poczułam zimno.
– Chyba oboje mamy takie zimne ręce – zaśmiałam się. Poczułam dosłownie, jakby tyknęły się dwie góry lodowe.
Zawsze miałam zimne dłonie i stopy. To podobno coś z krążeniem, jednak nigdy nie miałam czasu iść z tym do lekarza. Właściwie, nie przejmowałam się tym. Widać nie tylko ja mam z tym problem.
– Na-ta-lia... – Mężczyzna powtórzył moje imię, powoli je sylabizując, patrząc mi głęboko w oczy. Jego spojrzenie było w cudowny sposób przenikliwe.
Oczy Christophera miały magiczny kolor. Niebieski, jednak tak lazurowy, że niemal nieosiągalny dla nikogo na świecie. Brunet, kiedy ujrzał, że patrzę na niego, zmrużył szybko oczy.
– To soczewki – odparł od razu, wyprzedzając moją pochwałę o cudowności jego tęczówek. – Moje mi się przejadły dawno temu.
– Wyglądają niesamowicie! Współgrają doskonale z tonem twojej karnacji i włosami – dodałam, wywołując lekko zawadiacki uśmieszek towarzysza. – Powiedziałam coś nie tak?
– Skądże. Jednak widzę, że dokładnie się mi przyjrzałaś – odparł, a ja natychmiast się speszyłam. Zrobiłam z siebie idiotkę na wstępie rozmowy. – Oj, nie przejmuj się. Ja też zauważyłem, że kiedy się rumienisz, twoja skóra przybiera cudowny kolor, który w połączeniu z jasnymi włosami tworzy coś na wzór anioła... Dodatkowo twoje ciało... I mamy już anioła jak się patrzy.
Poczułam, że jeszcze nigdy w życiu się tak nie zarumieniłam. Nie wiem, kim był Christopher, skąd się wziął, ale wszystko, co mówił, było przepiękną melodią dla moich uszu. Nikt wcześniej nie mówił mi nic takiego, a na pewno nikt z jego wyglądem.
– Nie przesadzaj... – powiedziałam, czując, jak moje policzki płoną od rumieńców.
– Nie bądź taka skromna, nie neguj komplementów. – Spojrzał mi jeszcze raz głęboko w oczy, a ja czułam, że za moment odpłynę.
Nie czułam czegoś takiego jeszcze nigdy wcześniej. Widziałam na swoje oczy wielu mężczyzn, widziałam, że niektórzy też przyglądali mi się w ten ich, męski sposób. Jednak najbardziej byłam zdziwiona swoim zachowaniem. Jakby Christopher miał gdzieś ukryty magnes, który przyciągał moje myśli i umysł. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje.
– Auto powinno teraz zapalić. – Wrócił do poprzedniego tematu, ruchem głosy wskazując mi na coś, co miało mi służyć jako pojazd. – Spróbujesz?
Pokiwałam głową i wsiadłam na miejsce kierowcy. Christopher stanął nade mną, kładąc jedną rękę na dachu i przyglądając się moim poczynaniom.
Sprawiło to tylko tyle, że denerwowałam się tak bardzo, że nie mogłam go zapalić, bo kluczyki drgały mi w ręku. Jednak po chwili samochód zapalił się, a wszystkie kontrolki zaświeciły się. Włączyłam również światła, które o dziwo działały. Oświeciłam las, który rozciągał się przed samochód.
– Nie wiem, jak ci dziękować, sama pewnie mordowałabym się z tym samochodem jeszcze przez jakiś miesiąc – przyznałam, opierając ręce o kierownicę, wyobrażając sobie, jak jutro będę nim już jeździć, mijając wąskie i dziurawe ulice tego miasteczka.
– Byłem w pobliżu, to pomogłem. Nie masz za co dziękować – rzekł, pomógł mi wyjść sprawnie z samochodu.
– I tak dziękuję. Mieszkasz w okolicy? – zapytałam Christophera.
– Tak... – odparł po chwili, w międzyczasie odchrząkając, co zajęło mu parę sekund. – W tym mieście.
– Więc to możliwe, że jeszcze kiedyś się spotkamy – powiedziałam z entuzjazmem, jednak chciałam, żeby to było pytanie. Nie udało mi się, a Christopher uniósł w górę brew.
– Chciałabyś?
Ale się wkopałam. Miałam ochotę wykrzyczeć w niebiosa, że tak, tak, tak, tak, tak, wiadomo, że chcę!, jednak zdawałam sobie sprawę, jak komicznie by to brzmiało. Zupełnie siebie nie poznawałam. Co się stało, że aż w taki sposób reaguję na tego bruneta?
– Właściwie to... tak – powiedziałam, przeczesując włosy i nieśmiało się patrząc na Christophera. – Bardzo miło mi się z tobą rozmawia i...
– Rozumiem. – Mrugnął i kiwnął głową, ratując mnie z niezręcznego tłumaczenia się. – Tak czy inaczej, muszę iść, gdyż byłem tylko na krótkim spacerze. Muszę wracać do domu. Także do zobaczenia, Natalio... – Uśmiechnął się do mnie w sposób, który niemal zwalił mnie z nóg.
Odwrócił się i ruszył przed siebie, gwiżdżąc jakąś melodię. Odprowadziłam go wzrokiem, zanim zniknął za jednym z zakrętów.
Stałam przy tym samochodzie, jak głupia, usiłując wywąchać jeszcze odrobinkę pięknej woni Christophera.
Myślałam o nim przez cały wieczór i całą noc, nie mogąc wyprzeć z pamięci jego przepięknych oczu i całej jego bytności. Wydawał się chodzącym ideałem, szarmanckim, towarzyskim człowiekiem.
Tym razem, leżąc w łóżku, prócz chłodu, który tego dnia nie był dla mnie tak ważny ani przerażający, czułam przepiękny zapach. Zasnęłam, kiedy otaczająca woń ukołysała mnie do snu.
____________________________
I przybywam, po przerwie, rzecz jasna. Nie chcąc mi się pisać po raz kolejny, dlaczego rozdziały dodaję tak rzadko, proszę, zerknijcie do mojego opisu na profilu :). Jednocześnie przepraszam i proszę o wyrozumiałość :).
Życzę miłego czytania i oczywiście szczęśliwego nadchodzącego nowego tygodnia <3.
N.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top