Rozdział 22 Zemsta

– Natalia! – Głośny wrzask wprost do mojego ucha, skutecznie przywrócił moje myśli do rzeczywistości, boleśnie przypominając, że nie mogę zbyt długo myśleć o rzeczach niezwiązanych z pracą.

Wzdrygnęłam się na niewygodnym fotelu, który zaskrzypiał niemiłosiernie i zadławiłam się własną śliną. Intruz zaśmiał się ze mnie krótko, po czym poklepał mnie po plecach. Nikt inny w pokoju na komisariacie nie zwracał na nas uwagi.

– Wreszcie wróciłaś do żywych! – Sabina uśmiechnęła się triumfalnie i nie pozwoliła mi wrócić do krainy własnych myśli. – Gadam do ciebie i gadam, a ty masz to w nosie.

Westchnęłam donośnie i otrząsnęłam się porządnie. Rudowłosa dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco. Zdałam sobie sprawę, że czekała na moją odpowiedź naprawdę długi czas.

– Przepraszam cię... – Przetarłam oczy, dziękując własnemu lenistwu za brak makijażu na powiekach. – Miałam naprawdę ciężką noc i trudno jest mi się jakkolwiek skupić.

Sabina przykucnęła naprzeciwko mnie, łapiąc mnie za kolana swoimi drobnymi rękoma.

– Wiem, że nie potrzebujesz już przemówień od nas wszystkich, że wiemy, że to dla ciebie trudne, bla, bla, bla... Myślę, że już do tego przywykłaś, prawda? – Uśmiechnęła się pokrzepiająco, jednak prawda była taka, że nie o tym myślałam.

Moimi myślami zawładnął nikt inny, jak tylko Christopher Wilson. Sama nie wiedziałam, co sądzić, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się zeszłej nocy. Miałam w głowie kompletny mętlik. Miałam tylko nadzieję, że wampir dotrzyma słowa i będzie chciał przywrócić na dobrą drogę swoje niesforne rodzeństwo.

– Wiem, co ci poprawi nastrój! – wykrzyknęła nagle Sabina, zwracając twarze wszystkich w naszą stronę. – Zakupy!

Przewróciłam niechętnie oczami i westchnęłam.

– No daj spokój! – Widocznie mój gest był na tyle wyraźny, że Sabina zrozumiała, że nie miałam ochoty buszować po sklepach. – Nic tak nie poprawia kobietom nastroju, jak porządne zakupy.

– Sabinko, naprawdę nie jestem w nastroju na tego typu zabawy. Poza tym nie mam teraz pieniędzy, żeby szastać na prawo i lewo... – Wzruszyłam ramionami, jednak wiedziałam, że trudno będzie mi do tego przekonać moją przyjaciółkę.

– Nie musisz kupować, wystarczy tylko trochę pooglądać i zobaczysz, od razu twój nastawienie do wszystkiego się poprawi. No, weź mi po prostu zaufaj! Jak zobaczysz niektóre ceny, to te wszystkie morderstwa spadną na drugi plan, bo tym załamiesz się jeszcze bardziej!

Zaśmiałam się mimowolnie, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. Sabina była prawdziwą kobietą, która najpierw wszystko przeżywa, a potem o tym zapomina i jest na powrót promienna i radosna.

– To, jak? Zgadzasz się? – Naciskała na mnie dalej, potrząsając moimi kolanami.

– Dobrze... – westchnęłam po chwili. – Ale nie na długo. Nie chcę zostawiać mamy samej w domu. Nie zrozum mnie źle, po prostu ona też bardzo źle znosi wszystko, co się dzieje w mieście.

– Rozumiem. No nic, spotkajmy się więc pod wyjściem z komisariatu po pracy – dodała, pocałowała mnie w policzek i szybko wróciła na swoje stanowisko.

Poprawiłam kosmyki włosów, które zaczęły spadać mi na oczy i wróciłam do pracy. Miałam jeszcze szereg zeznań do uporządkowania i coraz mniej czasu. Pracowałam do godziny siedemnastej, więc miałam jeszcze trzy godziny, aby to skończyć. Jeżeli bym się nie wyrobiła, ten gbur Karol zaraz pokazywałby swoje rogi. A ja miałam dosyć oglądania jego twarzy.

Na przerwie napiłam się kawy z mlekiem i napisałam mamie wiadomość, że wrócę do domu później, bo jadę na zakupy. Na szczęście, tamtego dnia mama nie znajdowała się daleko od domu. Miała bezpośredni autobus, który pozwoził ją niemal pod same drzwi. Gdyby nie to, nigdy bym nie zgodziła.

Wiedziałam, że przed zmrokiem nie spotkam Christophera, ale i tak miałam dziwne wrażenie, że gdzieś tam się znajduje. Albo po prostu myślał o mnie. Tudzież ja zbyt intensywnie myślałam o nim. Ciągle miałam w myślach to, że on chciał mnie chronić. Mógł mnie zabić, skonsumować, jednak tego nie zrobił. Coś w nim jest innego niż w tamtych wampirach. Być może ma to człowieczeństwo, w które istnienie nie może uwierzyć.

Skończywszy pracę, przebrałam się w szatni. Rankiem byłam tak zmęczona, że nie dałam rady przebrać się w domu, więc wzięłam mundur ze sobą. Szybko nałożyłam na siebie ciepły, brązowy golf, białe spodnie i kremowe kozaki sięgające łydek. Nie przejmowałam się nawet tym, czy wszystko do siebie pasuje. Po prostu chciałam stamtąd wyjść. Narzuciłam na siebie płaszcz i ruszyłam w kierunku wyjścia.

Sabina czekała na mnie, a ja patrzyłam, jak powoli zaczyna się robić ciemno. Wampiry mogły już szykować kolejny atak na nieświadomą ofiarę bądź właśnie Conrad namawiał jakąś dziewczynę do spotkania w lesie. Wampirom przecież nikt nie mógł się oprzeć.

– Gotowa? – zapytała Sabina, zanim ruszyłyśmy.

Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się sucho. Schowałam ręce do kieszeni, pocierając nimi szybko o materiał, aby się rozgrzały.

– Tak... – odparłam bez przekonania i ruszyłyśmy w kierunku mojego samochodu.

Uśmiechałam się przepraszająco, kiedy drzwi Sabiny nie chciały się otworzyć. Wiedziałam, że dziewczyna nie jest typem materialistki, ale jednak zawsze pozostawało to dziwne uczucie wstydu.

Sabina kierowała mnie w stronę głównego rynku w Dolinie Koniecznej. Wstyd się przyznać, jednak od kiedy tam mieszkam, ani razu nie miałam możliwości podjechania w tamto miejsce. Zbyt wiele czasu poświęcałam na szukanie morderców, a w dalszym czasie na unikanie ich jak ognia.

Ludzi było mało w całym mieście. Nic dziwnego. Razem z Sabiną też nie miałyśmy zamiaru spędzić tam zbyt wiele czasu, zważywszy na to, że większość sklepów jest zamykana w dosyć wczesnej godzinie.

Zaparkowałam auto na przesadnie pustym parkingu. Droga zajęła nam niespełna parę minut.

– Jesteś świetnym kierowcą – powiedziała Sabina, kiedy wyszła z samochodu i wygładziła swój ciemny płaszcz.

– Nieprawda! – Od razu machnęłam ręką z niedowierzaniem. – Jestem typowym niedzielnym kierowcą, przed którym należy uciekać, gdzie pieprz rośnie.

– Czy ty siebie słyszysz? – Dziewczyna wybuchnęła gromkim śmiechem. – Dobrze jeździsz, tylko widocznie się boisz, nie wierzysz w swoje możliwości. Zupełnie niepotrzebnie.

Powiedziawszy to, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku pierwszego sklepu. Kasjer był bardzo zdziwiony widokiem dwóch kobiet, które wyglądały nienaturalnie szczęśliwe. Domyślałam się, że w tamtym okresie nikogo nie cieszyły zakupy, a wizyta w sklepach tego typu było czymś w rodzaju przymusu. Dla przykładu kupieniem odpowiedniego odzienia na zbliżającą się zimę.

Sabina od razu schwyciła parę rzeczy, przykładając do siebie.

– Ładnie mi w niej? – zapytała, przykładając do klatki piersiowej niebieską koszulę w kratę. Nim zdążyłam coś powiedzieć, rudowłosa zmarszczyła brwi i odrzuciła ubranie. – Zdecydowanie nie. Czułabym się, jakbym urwała się w Nashville. Tylko konia mi brakuje.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam w swoją lewą stronę. W jasnym, ekskluzywnym sklepie nie było nic, na co było mnie stać w tamtym momencie. A szkoda, ponieważ wpadła mi w oko jedna, złota sukienka. Od razu pomyślałam o balu, który miał się odbyć w zimę. O tym, na który miałam iść z Jamesem. O tym, na którego z pewnością nie pójdę.

– Natalia! – Sabina po raz kolejny wykrzyczała moje imię, a ja znowu się wzdrygnęłam.

– Przepraszam, znowu to zrobiłam... – Chwyciłam się za czoło. – To zdecydowanie nie jest mój dzień.

– I zdecydowanie nie nasz sklep. Idziemy dalej! – Odłożyła szybko wszystko na swoje miejsce, po czym uśmiechając się do kasjera, wyszła ze sklepu. – Bez przesady, za tyle kasy, to ja bym sobie kupiła dwie pary porządnych butów na zimę. A podobno nadchodzi sroga zima. Ponoć cały czas ma padać śnieg.

Może wampiry wtedy by zamarzły? Chociaż nie, jednak nie, przecież one i tak są zimne, zupełnie jak Christopher. Zapewne nawet nie wzruszyły się śniegiem. Nie spowolniłoby to ich łowów.

Sabina i ja wkroczyłyśmy do kolejnego sklepu. Moja przyjaciółka od razu zaczęła się rozglądać, a ja chodziłam za nią, jak wierny pies. Nabrała wiele ubrań, które miała zamiar przymierzyć. Spodnie, koszule, swetry i nawet dwie kurtki. Westchnęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że te zakupy mogą trwać nieco dłużej, niż początkowo myślałam.

Wyjrzałam przez okno. Rynek był mały, jednak miał swój urok. Zwłaszcza duża fontanna na środku dodawała temu miejscu czarowności. Oprócz sklepów z ubraniami ujrzałam księgarnię. Byłam chyba jedną z tych dziewczyn, które wolałyby kupić sobie książkę, niżeli nowe buty.

– Sabina? – Przybliżyłam się lekko do przebieralni, w której zniknęła parę chwil temu.

– Hm?

– Pozwolisz, że wyjdę na chwilę do księgarni? Jest naprzeciwko.

Sabina wychyliła głowę zza kotary oddzielającą ją i mnie. Miała na sobie jedynie biustonosz i usiłowała się zakryć.

– Jasne, nie ma problemu. Porobię sobie zdjęcia, potem pomożesz mi coś wybrać, jak obu nam się ta rzecz spodoba. – Już miała się z powrotem ukryć, jednak powstrzymała się. – Uważaj na siebie, nie idź za daleko. Jest już ciemno, nie chcę, żeby coś ci się stało.

– Spokojnie, nie bój się. – Uśmiechnęłam się i zostawiając Sabinę, wyszłam ze sklepu.

Faktycznie, na dworze było ciemniej, niż mi się wydawało. Sklepy powoli zamykano, ruch zmniejszył się do minimum. Matka z dzieckiem szybkim krokiem zmierzali w kierunku samochodu, a jeden nastolatek wyciągnął słuchawki z uszu i włączył latarkę w telefonie.

Minęłam wszystkich i weszłam do księgarni. Prócz mnie, znajdowało się w środku jeszcze kilka osób. Przynajmniej nie czułam się osamotniona.

Nie było na półkach zbyt wielu książek. Chociaż dokoła unosił się zapach prosto z drukarni, znalazłam mało nowości. Nie wiedziałam, czy zaprzestano dostawy, czy książki cieszyły się aż taką popularnością. Stawiałam na to pierwsze. Coś mi podpowiadało, że się nie pomyliłam.

Buszowałam między półkami, szukając czegoś, co mogłoby mi się spodobać. Zapragnęłam dobrej lektury, ponieważ od czasu szybkiej ucieczki z domu, nie przeczytałam ani jednej książki. Niestety, nie zdołałam znaleźć tego, co mogłoby mnie zainteresować. A jedyne książki, które były czegoś warte przewyższały moje możliwości budżetowe. Zbiór opowiadań o Sherlocku Holmesie złożył się w kwotę dwukrotnie większą.

Księgarnia była duża i wyglądała dokładnie tak samo. Byłam pewna, że ominęłam parę alejek, sądząc, że już tam byłam. Natrafiłam na drzwi wyjściowe. Zatrzymałam się i spojrzałam jeszcze raz na drzwi. Wydawało mi się, że były dwuskrzydłowe, kiedy tam wchodziłam. Dziwne, mój mózg już sam dopowiada sobie parę faktów. Nic dziwnego, byłam jednym, wielkim kłębkiem nerwów.

Przypuszczałam, że Sabina nawet nie skończyła przymierzać tego, co wzięła ze sobą, jednak już wtedy postanowiłam się do niej udać. W księgarni nie było nic interesującego. Otworzyłam drzwi i przywitał mnie chłodny powiew powietrza.

Zbyt chłodny.

Nim doszłam do wniosku, że zamiast drzwi wejściowych, weszłam w wyjście ewakuacyjne z tyłu budynku, straciłam oddech.

Poczułam, że ktoś brutalnie przytwierdza mnie do ściany, wykręcając mi ręce w nienaturalny sposób.

– Witam panienkę... – usłyszałam złowieszczy szept za sobą. Z przerażeniem odkryłam, że pamiętam tamten głos i nie były to miłe wspomnienia. Natychmiastowo serce zaczęło mi mocniej bić i poczułam nieprzyjemną adrenalinę. – Pamiętasz mnie?

Nim zdążyłam odpowiedzieć, napastnik odwrócił mnie przodem do siebie, z prędkością, której nie osiągnąłby żaden człowiek. Stałam dosłownie klatą w klatę z wampirem. Z Conradem, bratem Christophera, który zabił tak wiele osób i omal nie zabił mnie. Widział strach w moich oczach. Czułam, że mu się to podobało, że chciał więcej. Chciałam mu pokazać, że się nie boję, ale nie byłam na tyle dobrą aktorką. Niemal po chwili łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu, przypominając sobie mój strach i obrzydzenie.

– Widzę, że mnie pamiętasz... – Conrad uśmiechnął się, obnażając swoje ostre jak brzytwa kły, przykładając je ostentacyjnie do mojej szyi. Bałam się drgnąć. Wiedziałam, że milimetry dzielą go od wgryzienia się w moją tętnicę. Czułam na sobie jego zimny oddech, a jego ręce bestialsko i mocno dociskały mnie do ściany.

Ruchem oczu rozejrzałam się dokoła. Wyjście ewakuacyjne prowadziło na tyły budynku, gdzie znajdowało się mnóstwo kartonów po książkach i śmieciach. Nikogo tam nie było. Przypomniałam sobie, że z ulic wszyscy zdążyły się ewakuować. Przeraziłam się sytuacją, w której się znajdowałam.

– Nie lubię niedokończonych spraw – rzekł tym samym głosem, który echem zawsze odbijał się w moich snach. – Mój braciszek ocalił cię poprzednio, ale teraz dokończymy wszystko. Ilu osobom powiedziałaś, co?

Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie. Wpatrywałam się tylko w jego czerwone oczy, myśląc, że to będzie ostatnie, co ujrzę w moim życiu.

– Jesteś głucha, czy nie potrafisz mówić?! – szarpnął mną, powodując, że uderzyłam głową w ścianę budynku. Przez chwilę poczułam głuchość, która była przyjemniejsza od przeszywającego mnie strachu.

– Nikomu nie powiedziałam.

– Czemu ci nie wierzę? – szepnął prosto w moje ucho, co na powrót sprawiło, że poczułam przeraźliwy strach. Stał tak blisko mnie, wiedziałam, co chce mi zrobić, a ja byłam za słaba, aby chociaż podnieść na niego rękę.

– Ktokolwiek by mi uwierzył, że miasto terroryzują wampiry?

Conrad uniósł brwi w górę i uśmiechnął się szyderczo.

– Jednak głupia nie jesteś. A mówią, że takie blondynki jak ty są wiecznymi idiotkami. – Nie szczędził słów. – Masz trochę racji. Ale nie zmienia to faktu, że ty wiesz, kim jesteśmy. Mój głupi brat wszystko ci wyśpiewał. Ten dopiero jest głupi. Zakochać się w czymś takim jak ty.

Przełknęłam ślinę. Nie wierzyłam w to, co mówił. Zakochał się? We mnie? Niemożliwe. On tylko chciał mnie chronić. To przecież irracjonalne.

– Co? Zaskoczona? Niby czemu miałby krzyżować mi ciągle plany, błagać, żebym się zmienił? Ten skurczybyk działa mi na nerwy. Znalazłem sobie ładny cel, to ten przyleciał i bohatersko ją uratował i postawił policjantom pod nos. Myśli, że jest odkupicielem świata czy coś. Wolne żarty. Chris zawsze był jak takie ciepłe kluchy. Żadnej zabawy z nim nie było. Ale wiem, jak to zmienić?

Spojrzał na mnie w taki sposób, że aż mi się zrobiło gorąco. Z przerażeniem odkryłam, że jedna ręka wampira poszybowała pod mój golf. Wzdrygnęłam się, kiedy jego zimna dłoń dotknęła mojej skóry. A on szerzej się uśmiechnął.

– W końcu będzie z nim trochę zabawy. – Bezwstydnie przemieszczał swoją rękę coraz wyżej, trzymając mnie drugą tak mocno, że nie mogłam nawet się szamotać. Patrzył mi w oczy, z przyjemnością obserwując, jak jego cel staje się coraz bardziej przerażony. – Jak myślisz, bardzo się zdenerwuje, kiedy dowie się, że jego braciszek wykorzystał jego obiekt westchnień? Że to ja, jako pierwszy dotknę cię tam, gdzie on marzy, aby to zrobić?

Kiedy jego ręka znalazła się na wysokości moich piersi, nie wytrzymałam i z całej siły uderzyłam moją głową o jego. W myślach widziałam, jak upada, a ja uciekam i staję się wolna. Jednak tak nie stało. Conrad nawet się nie wzruszył, wręcz zaśmiał.

– Jak ja lubię zadziorne dziewczyny. – Nie przerywał swoich poprzednich czynności. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, ale w jego oczach nie znalazłam ani krzty litości. – Nie przedłużajmy już. Mam na ciebie ochotę. Jeszcze bardziej na twoją krew.

Czując nagły przypływ energii i strachu o samą siebie wykrzyknęłam głośno:

– Pomocy!! – Nie sądziłam, że potrafię aż tak głośno krzyczeć.

Jednak Conrad wydawał się na to doskonale przygotowany. Nawet nie wzruszył go mój krzyk. Ręką, którą nie trzymał pod moim golfem, mocno uderzył mnie w twarz. Skutecznie przestałam krzyczeć, ponieważ szczęka zaczęła boleć mnie niemiłosiernie. Jeszcze więcej łez zaczęło spływać po moich policzkach.

– Nigdy się nie nauczycie. – Pokręcił z dezaprobatą głową. – Na czym skończyliśmy?

Zamknęłam oczy i przygryzłam mocno wargi. Starałam się ignorować dźwięki, które mi się nie podobały. Wyobrażałam sobie, że dźwięk odpinanego zamka jest tylko tym na moim płaszczu. Wypierałam sobie z głowy, że mój płaszcz zapinany jest na guziki.

Wtem upadłam na ziemię. Nie wiedziałam, co się stało. Conrad nagle zniknął, a ja tracąc to, co mnie podtrzymywało pod ścianą, runęłam na kolana. Wzięłam głęboki oddech, ciągle czując na sobie jego dłoń.

Odwróciłam głowę. Nie mogłam uwierzyć, w to, co zobaczyłam. Tym razem to Conrad był przytwierdzony do ściany. Jego stopy nie dotykały podłogi, jednak ten się nie dusił. Trzymał go nikt inny jak Christopher. Poczułam, jak moje ciało zalewa fala ulgi.

– Znowu ty?! – warknął Conrad. – Idź do lasu i żryj sobie te swoje wiewiórki i pozwól wampirom działać! – Szamotał się, jednak wściekły Christopher ani trochę nie poluźnił uścisku.

– Co ci powiedziałem, co? Trzymaj się od niej z daleka i nie waż się jej tknąć!

– Bo co? Bo sobie ją zaklepałeś? Nie bądź śmieszny, Chris! – Conrad wisiał nad nim, traktując to widocznie nonszalancko.

– Nie zamierzam dwa razy powtarzać! – syknął mój obrońca.

– A ja nie zamierzam po raz trzeci jej szukać! Wiesz, że to jest wręcz niegrzeczne przeszkadzać w takim momencie?

Christopher wyraźnie nie wytrzymał i cisnął Conradem mocniej o ścianę, powodując, że słaby tynk posypał się w paru miejscach. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jaką siłę wampir potrafi uzyskać.

– Tknij ją jeszcze raz, a zobaczysz, że urwę ci ten parszywy łeb!

– Już trzęsę portkami na twój widok, Chrissie! – zaśmiał się Conrad. – Wiewiórki nie dają mi tyle siły, co mi daje czysta, ludzka krew.

Chwilę później to Christopher wisiał na miejscu swojego brata. Na powrót poczułam się zagrożona. Chciałam pomóc temu, kto pomógł mi, jednak wiedziałam, że popełniłabym wtedy samobójstwo.

– Dam ci dobrą radę. Nie wpieprzaj się w nieswoje sprawy! Jak jeszcze raz będziesz chciał przeszkodzić mnie albo Ashley, twoja blondyna będzie wąchać kwiatki od spodu. Ale przed tym, odpowiednio się nią zajmę. Zemszczę się, Chris, słyszysz?! Zemszczę się! – powiedziawszy to, zniknął. Trwało to ułamek sekundy. Christopher wylądował na kolanach, zupełnie tak, jak ja.

Podbiegłam do niego i szybko wzięłam jego twarz w ręce.

– Christopher, wszystko dobrze? – Zmusiłam go, aby spojrzał na mnie. Ten natychmiast do mnie przywarł, nie dając mi poczucia ciepła, ale za to mnóstwo bezpieczeństwa.

– O mało co nie zdążyłem... – zamartwiał się, zupełnie nie zważając na to, że sam przed chwilą mógł zginy. – Mój brat to dupek. Największy dupek na świecie. Przepraszam cię, Natalia... Oni szukają sensacji, chcą, żeby było głośno. Sprawia im to radość. Jak się cieszę, że nic ci nie jest...

Przypomniałam sobie to, co powiedział mi Conrad. Christopher naprawdę był we mnie zakochany? Dalej nie mogłam się do tego przekonać. Jednego byłam pewna. Cokolwiek on do mnie czuje, moje uczucia znacznie różniły się od jego.

– Obiecuję ci, on za to zapłaci. Za to, że cię dotknął, za to, że na ciebie patrzył w nieodpowiedni sposób. Obiecuję, nie zostawię tak tego! – Niemal kwilił, wymawiając te słowa, jak modlitwę.

– Spokojnie, Christopher... Dziękuję, że mnie uratowałeś. Znowu.

Wampir spojrzał na mnie, a jego oczy wyrażały ból.

– Taka moja powinność. Muszę cię chronić. Nie pozwolę, aby stała ci się krzywda.

Już miałam mu coś odpowiedzieć, jednak poczułam donośny dzwonek telefonu w kieszeni mojego płaszcza. Sabina! Zupełnie zapomniałam. Zapewne zamartwia się o mnie. Nie miałam pojęcia, ile czasu nam to zajęło. Byłam tak sparaliżowana strachem, że straciłam poczucie czasu.

– Muszę iść... Przyjaciółka na mnie czeka. – Wstałam z podłogi i otrzepałam płaszcz. – Dziękuję raz jeszcze, Christopher...

Poczułam nagle potrzebę bliskości z nim. Nie chciałam go opuszczać, pragnęłam zostać z nim. Prawda była taka, że tylko w jego towarzystwie zaczęłam czuć się bezpiecznie. Był jak stróż, który zawsze jest, kiedy go potrzebuję. Kiedy noc okalała miasto, zjawiał się i nie pozwolił, aby coś złego mi się stało.

Christopher Wilson był moim nocnym stróżem.

________________________

W końcu naszła mnie wena, a ona zawsze pragnie pisać długie rozdziały :). Przepraszam wszystkich zboczuszków, którzy mieli ochotę na dzikie seksy :P. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top