Rozdział 2 Nareszcie w "domu"
Autobus zatrzymał się na wskazanym przeze mnie przystanku, a miły kierowca pomógł mi wypakować wszystkie moje rzeczy. Skinął mi głową, a ja mu podziękowałam. Rozdzieliliśmy się, a ja ruszyłam w stronę domu, który znajdował się czterysta pięćdziesiąt metrów stąd.
Za wszystkimi domami rozciągał się szeroki las z drzewami iglastymi. Za nimi było ciemno. Zastanawiałam się, czy z mojego okna widok będzie na drzewa, czy na ten smutny krajobraz małego, leśnego miasteczka?
Miałam wypatrywać średniej wielkości domu, w ciemnołososiowym kolorze z ciemnym dachem i kominem.
Ujrzałam go, nie mogąc zrozumieć tego, że jest to już mój dom. Chyba nigdy do tego nie przywyknę, na pewno nie teraz.
Przed wejściem były posiane kolorowe kwiaty, w ogrodzie znajdowała się drewniana huśtawka i grill. Dom był ozdobiony żywopłotem, a schodki prowadzące do wejścia były w ślicznym jasnym kolorze. Dostrzegałam jeszcze podjazd w surowym stanie. Był zniszczony, jednak chyba do naprawienia. Zastanawiało mnie tylko jedno pomieszczenie po prawej stronie domu. Nie miało w ogóle okien, a nie było bardzo małe.
Za chwilkę ujrzałam moją mamę. Wyglądała zupełnie inaczej, niż ją zapamiętałam. Zawsze była szczupłą, zadbaną kobietą, a teraz przybrała na wadze, ścięła swoje długie brązowe włosy, pozostawiając tylko dłuższą górę. Bawiła się z burym kotem, który cieszył się z jej widoku, tak jakby widział swoje największe szczęście. Może to była nawet prawda.
Kiedy tylko do niej podeszłam, zostawiła kota, który zaczął obwąchiwać moje walizki i rzuciła mi się na szyję...
– Córeczko... – Głos miała dokładnie taki sam, jaki go zapamiętałam. Brzmiał inaczej przez telefon, ale potrafiłam wyczuć ten jej kochany ton, który codziennie opowiadał mi bajki, kiedy byłam dzieckiem. – Jak się cieszę, że cię widzę. – Położyła mi dłonie na ramionach i oddaliła mnie lekko od siebie.
Zawsze byłam bardziej podobna do taty. Może to właśnie ją zasmuciło. Miałam jego złote, kręcone włosy, szare duże oczy, wydatne policzki i te pełne usta. Sylwetkę miałam taką samą jak ona, kiedy była w moim wieku. Widziałam na zdjęciach.
Byłam wysoka, szczupła, z wąską talią i szerszymi biodrami. Gdybym zafarbowała włosy i stanęła tyłem, wyglądałabym dokładnie jak mama, paręnaście lat temu.
– Wejdźmy do domu, pomogę ci z rzeczami – rzekła i schyliła się po parę toreb.
W jej oczach tańczyły rozentuzjazmowane chochliki, widziałam to dokładnie. Bardzo się cieszyła, że mnie widzi. Nawet pomimo tej szarej pogody, ja też się rozpromieniłam.
Widać, że dom był stary, jednak remontowany. Mama chyba tak samo jak tata spędziła ostatnie miesiące, konserwując mieszkanie. Był urządzony w jasnych barwach, podłoga raczej była drewniana, ale nie wyglądało to na stare drewno, raczej na takie z lepszej półki.
– Sama to wszystko remontowałaś? – zapytałam się mamy, kiedy zostawiłyśmy bagaże na korytarzu, pod obrazem przedstawiającym kosz z owocami.
– Kiedy zobaczyłam ogłoszenie o ten dom, od razu wiedziałam, że będzie nasz... Jednak jego stan był gorszy w środku niż na zewnątrz. Kupiłam go, cena była bardzo rozsądna, rzekłabym, że nawet śmiesznie niska. Za oszczędności wyremontowałam go prawie całego. Pamiętałam o tym, że zawsze chciałaś mieć jasną sypialnię i białą kuchnię. – Uśmiechnęła się, realizując moje plany z dzieciństwa odnośnie wymarzonego domu.
Również obdarzyłam ją uśmiechem.
– Zrobię ci coś do jedzenia, na pewno jesteś głodna po podróży. Rozejrzyj się po domu – powiedziała i zniknęła za jednymi drzwiami, z których za chwilkę wyszedł kot.
Zaczął łasić się koło moich nóg, przyjemnie mrucząc. Miał bardzo miękkie futro, chociaż powinien być szorstkowłosy. Rozpoznałam w nim rasę Orientalną. Miał charakterystyczną pociągłą, smukłą mordkę.
– To jest Rozkoszny. – W drzwiach stanęła mama z serem żółtym w rękach. – Moi byli sąsiedzi kupili go kiedyś, ale narzekali, że strasznie brudzi. Przygarnęłam go, nauczyłam korzystać w kuwety i teraz jest idealnym kompanem. Zobaczysz, nie będzie ci teraz odstępować na krok.
To była prawda. Kot, o jakże śmiesznym imieniu, chodził za mną krok w krok, przechodząc raz koło lewej, a raz koło prawej nogi.
Dom był bardzo przytulny i mógłby uchodzić za prawdziwą rodzinną oazę. Drewniane schody nie skrzypiały, pokoje były duże i przestronne, a łazienki czyste i przyjemnie w nich pachniało. Moja sypialnia była cała biała ze ślicznym łóżkiem i obrazami na ścianach. Znajdowało się tam też legowisko. Zgadywałam, że dla Rozkosznego. Cóż, chyba nie będę się złościć, że mama dała mi przytulankę w gratisie.
Na piętrze na korytarzu, między sypialniami i łazienkami znajdował się regał na książki. Był widocznie starszy niż reszta domu. Drewno było spłowiałe i charakterystycznie pachniało. Niektóre książki były nowe, ale znajdowały się tam też starsze tytuły. Wzięłam jedną do ręki. Wichrowe Wzgórza, uwielbiałam to dzieło. Jednak tego wydania nigdy na oczy nie widziałam. Było anglojęzyczne. Kiedy ujrzałam datę wydania, zrozumiałam dlaczego. Właśnie w rękach trzymałam pierwsze wydanie tego dzieła z dziewiętnastego wieku.
Ostrożnie odłożyłam je na miejsce, aby broń boże go nie uszkodzić. Uwielbiam książki, więc nocami na pewno nie będę się tutaj nudzić.
Trochę jeszcze pomyszkowałam po domu. Zaczęło mi się wydawać, że nawet mogę przywyknąć do tego miejsca.
Cały czas jeszcze myliły mi się pomieszczenia, ale do kuchni trafiłam już bez problemu. Mama właśnie kończyła przygotowywać posiłek, Wyglądało to tak jak zapiekanki, ale trochę się różniły. Mama odkryła, że bacznie przypatruję się jej poczynaniom i rzekła:
– To jest specjalność Doliny Koniecznej. Cóż, zaraz za smażonym serem... Te zapiekanki serwują w każdej lokalnej knajpie – wyjaśniła mi, sprawnie machając rękami.
Widać było, że kuchnia sprawia jej przyjemność... Być może dlatego waży teraz odrobinę więcej niż ostatnio. Dalej była niezmiernie piękną kobietą. Chciałabym, żeby sobie jeszcze kogoś znalazła. Nie zasługiwała na to, aby przez takiego wrednego jak mój ojciec człowieka została sama do końca życia. Wprawdzie, ma teraz mnie i nie zamierzam jej zostawić. Jednak córka nie zastąpi nigdy miłości między kobietą i mężczyzną.
Nigdy nie miałam prawdziwego chłopaka. To znaczy, miałam już nie jednego, podobno należałam do tych ładniejszych dziewczyn. Ale na każdym kończyło się tylko na zauroczeniu. Żaden nie potrafił skraść mojego serca. Z ostatnim rozstałam się jakieś sześć miesięcy temu. Tata go bardzo lubił. Jego rodzice mieli klinikę medyczną i wiadome było, że są bardzo bogaci. To on w naszym związku był tym, który się starał. On zabiegał, on się mną chwalił. Robiłam wszystko, aby tylko nie było mu przykro. Jednak później stwierdziłam, że to nie ma sensu. Przecież nie tylko on ma być szczęśliwy, ale i ja... Prawda? Rozstaliśmy się w końcu z mojej inicjatywy. On nalegał, nawet płakał, ale coś takiego nie miało sensu. W miłości jest tak, że jeżeli jedno czuje mniej... To się nie uda. Nie ma takiej możliwości.
Czekam tylko na tego jedynego. Liczę, że go spotkam. Wtedy w końcu będę szczęśliwa i z ręką na sercu zmienię moje nazwisko na jakieś inne. Na nazwisko mojego przyszłego męża. Na tego, którego będę szczerze i prawdziwie kochać. Na to właśnie czekam.
– Usiądźmy przy stole, Natalko. – Mama udekorowała zapiekanki i podała je przy stole.
Widziałam, że jedną wrzuciła Rozkosznemu do miski. Traktowała go jak członka rodziny.
– Bardzo się cieszę, że w końcu tu jesteś – wyznała mi.
Słychać było w jej głosie lekkie skrępowanie. Bała się, że powie coś nie tak, że się do niej zrażę, że pomyślę, że z ojcem było mi lepiej i zrobię wszystko, aby tam wrócić. Nie miała się czego bać. Chociaż w Miłowie mielimy większy dom i byłam tak zaaklimatyzowana, nie wróciłabym tam za żadne skarby.
– Co tam u taty? – Przełknęła ślinę, kiedy wymawiała to słowo. Po tylu latach dalej nie mogła sobie z tym poradzić. Wiedziałam, że szczerze go kochała i być może nadal kocha.
– Prócz tego, co zauważyłam, to nie wiem... – Wzruszyłam ramionami i spróbowałam zapiekanki. Była przepyszna. Chrupiąca na zewnątrz, z rozpływającym się ciepłym serem w środku. – Mało co rozmawialiśmy, on był zawsze zajęty tą babą i dzieckiem.
– Dzieckiem? – Mama aż podskoczyła na krześle.
– Dzisiaj się dowiedziałam, że ta jego narzeczona jest w ciąży. Zaczął nowe życie, kompletnie się od nas odciął. – Na chwilkę zamilkliśmy, ale potem dodałam: – I dobrze. Teraz my też zaczniemy lepsze, nowe życie, prawda?
Mama pokiwała głową, ale chyba tylko dla zasady. W jej oczach nie widziałam przekonania. Pewnie nawet go tam nie było.
– A ty? Jak tam ty się miewasz, córciu? Wiem, że zakończyłaś szkołę z niesamowitym wynikiem. Jestem niezmiernie dumna!
– Udało mi się. Długo się uczyłam i w końcu osiągnęłam cel. – Uśmiechnęłam się wesoło. Poczułam to przyjemne uczucie, kiedy czuć efekt swojej własnej pracy. Bezcenne. – Teraz po zakończeniu chciałabym ci trochę pomóc. Taki dom i jego renowacja to na pewno duży koszt, a wiesz, że nie lubiłam nigdy, jak tracisz na mnie pieniążki. Znajdę jakąś pracę.
Mama spuściła wzrok, a potem spojrzała mi prosto w oczy.
– Nigdy nie miałabym czelności cię o to prosić. Jednak faktycznie, fundusze mamy trochę ograniczone. Ale ja pracuję...
– Mamo... – Ucięłam jej w pół słowa. – Naprawdę, już postanowiłam, jutro rozejrzę się za jakimiś ofertami. Widziałam też to auto w ogrodzie.
– Tak, dostałam je w cenie domu. W ogłoszeniu było napisane, że na razie nie jeździ, ale wystarczy odrobina umiejętności i można je postawić do stanu użyteczności. Mogłabyś sobie wtedy nim jeździć. Wiesz, że ja nigdy nie przepadałam za samochodami. Zawsze mam wrażenie, że coś mi wyskoczy na drodze i trochę mnie to przeraża... – zaśmiała się. Bardzo lubiłam jej śmiech. Był on najzabawniejszy pod słońcem. Moja przyjaciółka zawsze mówiła, że jak pani Renia opowiada kawały, to nie jest śmieszne, co mówi, tylko raczej to, jak się po wszystkim śmieje.
– Na samochodach znam się raczej średnio, ale ciocia Wikipedia na pewno nam pomoże – dodałam i wzięłam kolejny kęs przepysznej zapiekanki.
Brakowało mi tego. Takich rozmów. Z tatą to było niemożliwe. Nasze rozmowy ograniczały się do takich służbowych rozmów. Nie miałam takiego wsparcia rodzica, którego tak bardzo potrzebowałam. Czułam, że teraz to się zmieni. Z mamą zawsze miałam lepszy kontakt. Jak to się mówi? Nie pamiętam, ale wszyscy zawsze stwierdzają, że córka zawsze lepszy kontakt ma z mamą.
Teraz dopiero ujrzałam, jak jednak moja twarz przypomina twarz mojej mamy. Nawet zęby miałyśmy podobne. Proste i białe. Tata miał Krzywe zęby i jakoś nigdy nie czuł wewnętrznej potrzeby, aby tego zmieniać.
– Trochę przeraża mnie ten las za nami – powiedziałam mamie, wymijając jakiś temat. – W Miłowie tego raczej nie było, a wydaje mi się on strasznie mroczny.
– Jak to las. Wychowałam się przy Puszczy i znam lasy. O ile nie zapuścisz się tam w nocy, jak jest pełno dzikiej zwierzyny, to nic ci nie będzie. – Mama i jej szczerość zawsze wszystkich porażała.
– A żadne dzikie zwierzęta nie będą chodziły nam po podwórku? Przecież stoimy niemal centralnie w lesie...
– One nie zapuszczają się nigdy tak blisko. Są płochliwe, wyglądają strasznie, ale tak naprawdę są nieszkodliwe. – Przegryzła chrupiącą część zapiekanki i wzruszyła ramionami. – To Dolina Konieczna. Tutaj nigdy nic się nie dzieje.
Y D]
__________________________
Tutaj nic się nie dzieje, hihii *zaciera rączki* :) :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top