Rozdział 10 Początek

Rozpoczął się kolejny, deszczowy dzień w Dolinie Koniecznej. Słońca w ogóle nie było widać, a w powietrzu czułam nachodzący deszcz. Było bardzo nieprzyjemnie.

Zmuszałam się, aby leżeć na łóżku dłużej, niż mój organizm tego potrzebował. Miałam dzisiaj znowu na nockę, a nocy w ogóle się nie wyspałam. Lecz nie mogłam zmusić się do dalszego snu, po prostu nie byłam w stanie. Zwlekłam się z tapczanu, przeciągając zbolałe ciało. Miałam worki pod oczami i czułam, że wyglądam jak śmierć.

To naprawdę nie były zwidy, czułam, że to pianino w nocy było czymś przeraźliwie prawdziwym. Chciałam o tym porozmawiać z mamą, ale zerknęłam na zegarek. Z przykrością stwierdziłam, że ta już od przeszło dwóch godzin była w pracy. Zostałam sama w domu, tylko z Rozkosznym. Jednak za dnia czułam o niebo bezpieczniej i nie czułam żadnego strachu.

Pod zimnym prysznicem doszłam do siebie. Zimna woda orzeźwiła moje ciało, sprawiając, że zyskałam trochę na energii, która – nie kryjąc – może mi się przydać przy całej nocy podpinania i segregowania policyjnych papierów.

Chodziłam po domu w samym ręczniku. Włączyłam jakąś przyjemną muzykę w radiu i lekko podrygiwałam do jego rytmu, usiłując rozweselić się pomimo szarej pogody na zewnątrz. Rozkoszny mi w tym pomagał. Czuł się już lepiej, jego mordka znowu zaczęła wyrażać szczęście, a nie ból i cierpienie. Miałam nadzieję, że ten biedny kocurek już nigdy czegoś takiego nie będzie musiał przechodzić w życiu.

Zrobiłam sobie śniadanie i zaraz po tym zaczęłam przygotowywać dla mamy obiad, aby mogła go sobie tylko odgrzać, kiedy wróci z pracy. W całym domu pachniało moimi wypiekami, aż mi ślinka leciała za każdym razem, kiedy wciągnęłam nosem powietrze. Korciło mnie, żeby sobie trochę podjeść.

Podeszłam do okna, obserwując, jak krople deszczu zaczynają powoli lecieć z nieba. Przewidziałam to. Od rana wiedziałam, że będzie padać. Musiałam pod policyjne spodnie ubrać jakieś ciepłe rajtki, gdyż naprawdę na zewnątrz było zimno. Wszyscy dokoła chodzili w kurtkach, wiem, bo parę osób przeszło koło mojego domu.

Nie mogłam przestać myśleć o Christopherze. Złapałam się na tym, że parę razy zawieszałam się, widząc go przed oczami. Czy mama ma rację? Naprawdę się w nim zakochałam? To chyba to... Nie czułam czegoś podobnego. Zauroczyłam się w nim nieodwracalnie. Widziałam ciągle jego oczy, które pomimo swojej sztuczności dodawały mu uroku i stawał się jeszcze bardziej przystojny. Korciłam sama siebie, że nie potrafię skupić się na niczym innym.

Nawet wybierając bieliznę, co chwila się zacinałam, myśląc, co w tej chwili robi Christopher. Może gotuje obiad? Może jest gdzieś na mieście? Może też myśli, co ja robię. Nie miałam pojęcia, a bardzo chciałam to wiedzieć.

Bardzo doskwierało mi to, że nie miałam z nim żadnego kontaktu. Czułam się bardzo źle i niesamowicie ograniczona. Chciałam zrobić krok w jego kierunku, ale sama też głupia nie poprosiłam o numer czy o cokolwiek innego, żebyśmy się mogli razem skomunikować. Plułam sobie w brodę, że o tym nie pomyślałam. Jednak było za późno. Musiałam czekać, aż to on chce się ze mną spotkać, bo ja nie wiedziałam nawet, gdzie mieszka i czy w ogóle tutaj w mieście pracuje. Naprawdę mało o nim wiedziałam... Lecz to nie było mi potrzebne. Ważny był tylko dla mnie fakt, że się do mnie uśmiechał, wręczył mi róże, chciał ze mną nawiązać kontakt. To wszystko wynagradzało.

Dzień w samotności minął mi bardzo szybko. Nie zrobiłam wprawdzie nic konkretnego, jedynie trochę posprzątałam i popracowałam w ogrodzie, kiedy deszcz przestał na chwilę padać. Namnożyły się znowu chwasty. To wszystko od tych przeklętych deszczy. Gleba robi się zbyt wilgotna. Chyba... Nie znałam się na tym, ale wiedziałam tylko, że tak wielkie opady negatywnie wpływa na nasze kwiatki.

Mama jeszcze nie wróciła, wysłała mi krótką wiadomość, że musi zostać do późna w pracy, gdyż jedna kucharka się rozchorowała. Zostawiłam więcej jedzenia Rozkosznemu i zaczęłam szykować się do pracy. Czułam to nieprzyjemne uczucie, które pojawiło się szybciej, niż przypuszczałam. Nazywało się ono: nie chcę mi się. Wolałabym zostać w domu, leżeć z wyciągniętym brzuchem przed telewizorem i obejrzeć jakąś komedię romantyczną. Albo film akcji... Z Jasonem Stathamem.

Jednak wiedziałam, że muszę iść. Udałam się do łazienki, podkręcając rzęsy czarnym tuszem i nakładając bordową szminkę, która optycznie powiększyła mi usta. Korzystając z tego, że i tak miałam za dużo czasu, zachciało mi się malować. Czasami kobiety tak mają, że czują niepowstrzymaną ochotę upiększenia się.

Wsiadłam w samochód i pojechałam w moje miejsce pracy. Deszcz lunął w czasie, kiedy się przebierałam w uniform i niemal całkowicie zasłaniał mi widoczność. Wytężałam wzrok, jadąc bardzo powoli. Nie chciałam spowodować żadnego wypadku, tak jak to zawsze powtarzam. Jechałam chyba dwa razy dłużej niż poprzednio, jednak przynajmniej dojechałam cała i zdrowa. Dla mnie tylko to się liczyło.

Byłam zupełnym przeciwieństwem Christophera w tej kwestii. On, kochał ryzyko, szybką jazdę, a ja wolałam pozostać w tego cieniu. Nie lubiłam się bać, a łamanie praw czasami kosztowało mnie nieprzespanymi nocami. Może dlatego aż tak bardzo spodobała mi się posada na policji.

Zdziwiłam się, ponieważ na parkingu było zdecydowanie mniej osób, niż jest tam zazwyczaj. Może znowu zwolnili większość do domów, bo nie było pracy? Wiem, że korzystniejsze byłoby zarabianie pieniędzy, ale wolny wieczór dobrze by mi zrobił. Zważywszy na to, że chciałam w końcu porozmawiać mamą o moich niepokojących myślach odnośnie tego, że coś złego dzieje się w naszym domu.

Zaparkowałam na wolnym miejscu i szybko przebiegłam w kierunku komisariatu, nie chcąc, aby zbyt zmoczył mnie deszcz. Nałożyłam na głowę marynarkę, przeklinając to, że akurat wtedy zachciało mi się malować. Miałam wrażenie, że wszystko zaczyna ze mnie spływać.

Przeraziłam się, kiedy tylko przekroczyłam próg budynku. Wszystko było zupełnie inne. Telefony w sekretariacie cały czas dzwoniły, panowała nerwowa atmosfera, a każdy gdzieś się spieszył i miał wymalowane na ustach coś w rodzaju powagi, albo przejęcia. Każdy mnie mijał, dukając krótkie: Cześć, wracam do pracy. Czyżby szef zaprowadził tutaj porządki?

– Natalia! – O wilku mowa. Ze swojego gabinetu wybiegł zziajany szef, bez kubka kawy, za to z plikiem kartek i telefonu w ręce. – Idź szybko na swoje stanowisko pracy, James wyjaśni ci, co masz dzisiaj robić – mówił szybko, był zdenerwowany.

Ta atmosfera udzieliła się również mi. Nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje, wszyscy byli spięci i wstrząśnięci.

– Szefie, co się dzieje? – zapytałam krótko, lecz ten nie zdążył mi odpowiedzieć, tylko machnął ręką i oddalił się, gdyż jego telefon zadzwonił.

Szef przeklął, mrucząc coś pod nosem na widocznie natrętnego dzwoniącego. Ruszyłam do siebie, mijając ludzi, którzy w odróżnieniu ode mnie, latali między jednym a drugim pokojem. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, na czym skupić wzrok. Chciałam zaczepić parę osób, ale ci mnie wymijali, nie chcąc wdawać się ze mną w żadne dyskusje.

Co się stało?

Przyspieszyłam kroku i znalazłam się w pokoju, gdzie pracuje. Tam też wszyscy nerwowo stukali w klawiaturę, jedni niemal ocierali pot z czoła, a inni przeglądali jakieś zdjęcia, analizując je.

Drogę zastąpił mi James, który po raz pierwszy nie przywitał mnie serdecznym uśmiechem.

– James, mogę wiedzieć, co się tu dzieje? – Machnęłam rękami, wskazując mu na gorączkową atmosferę na całym komisariacie policji.

– To ty nie wiesz? – zdziwił się. Jemu też od nerwów wyskoczyła między brwiami charakterystyczna zmarszczka.

– A niby skąd? Od kiedy przyszłam, wszyscy mijają mnie jak powietrze, szef wydał mi jakiś dziwny rozkaz, którego nie rozumiem... W ogóle wszystko jest jakoś inaczej, jakbyście sobie przypomnieli, że to jest komisariat – palnęłam, nie myśląc, co mi ślina przynosi na język. James zmieszał się, ale nie chciał wdawać się ze mną w niepotrzebną dyskusję.

– Chyba nie oglądasz telewizji...

– A powinnam?

– Od rana o tym trąbią – mówił szybko James, widziałam, że też gdzieś się spieszył, bo przebierał nerwowo nogami. – Dzisiaj w nocy zamordowano kobietę. U nas w lesie.

Myślałam, że w tamtej chwili zemdleję. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. W lesie? Obok którego mieszkam? Morderstwo? Przecież to miała być podobno spokojna mieścina! Natychmiast zrobiło mi się żal nieszczęsnej kobiety, która prawdopodobnie miała szczęśliwą rodzinę, którą niestety musiała zostawić. Było mi jej tak szkoda, że sama czułam, jakbym miała zaraz umrzeć.

– Natalia, wszystko w porządku? Strasznie zbladłaś. – James chwycił mnie za ramiona, lekko potrząsając, sprawdzając, czy jestem świadoma.

Jednak ja nie mogłam przestać myśleć o tym, że ta kobieta zginęła w lesie, do którego ja chodziłam i szukałam tam mojego kota. To ja mogłam zginąć. Tu jest niebezpiecznie. Morderstwo... Jak to brzmi irracjonalnie! Nie spotkałam się z czymś takim jeszcze nigdy na świecie. Nawet tutaj mówili mi, że coś takiego nie jest na świetle dziennym, a teraz dowiaduję się rzeczy zupełnie innej.

– Jak to się stało? Co? Dlaczego? – Zaczęłam zadawać cicho pytania, które nawet słabo były ze sobą związane. Po prostu chciałam się upewnić, czy nie zgłupiałam, wymyślając sobie to.

– Natalia, dla nas też jest to bardzo ciężkie... Jak wiesz, od dawna coś takiego nie miało miejsca... Zwłaszcza że to było bardzo brutalne morderstwo – mówił z przejęciem, nie było to dla niego coś normalnego, jak dla doświadczonego policjanta. – Znaleziono ją dzisiaj rano i od tamtej chwili trwa dochodzenie. Paru naszych pojechało na miejsce zbrodni, ciało jest na sekcji zwłok. To Izabela Wójcik, miała dwadzieścia sześć lat i pracowała na kasie w sklepie monopolowym. Chodziłem tam często na zakupy... – Zrobił krótką przerwę i zacisnął zęby. – Nieważne... Jej ciało było zmasakrowane... Jednak najdziwniejsze jest to, że było całkowicie wyssane z krwi... A na jej ustach znajdował się uśmiech. Dla mnie to jest nienormalne.

Znowu krew zmroziła mi się w żyłach. Poczułam, jak jest mi zimno. Wyobrażałam sobie, jakie to musiało być dla niej straszne. Była taka młoda... A zginęła tak tragicznie. To niemożliwe. Nie teraz... Nie tutaj...

– Macie jakieś poszlaki, cokolwiek? – zapytałam, chcąc zabrzmieć profesjonalnie, ale przypominało to wystraszoną dziewczynkę. Bo właśnie w tej chwili nią byłam. Nikim więcej.

– Cały czas badają to miejsce, ale... – James wzruszył bezradnie ramionami. – Nie mamy pojęcia, czy w tamtym miejscu zginęła. Brak jakiejkolwiek uronionej kropli krwi, nie ma odcisków stóp, ani jej ciało nie było w tamto miejsce zaciągnięte, bo na podłodze nie ma żadnych śladów. Napastnik musiał rozpłynąć się w powietrzu... To musiało być jakieś zwierzę, nie dopuszczam do siebie wiadomości, że ktoś w naszym mieście byłby zdolny do takiego czynu! Natalia, proszę, będziesz odbierała telefony i każesz każdemu dziennikarzowi uprzejmie spieprzać. Wtrącają się w nasze sprawy i nie dają nam pracować.

Pokiwałam głową, ciągle nie mogąc w to uwierzyć. Coś było w tym lesie. Czułam to wtedy. To nie była tylko moja obawa, to było prawdziwe. O mój Boże... Christopher mógł wtedy zginąć. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało... Nie znam go długo, ale naprawdę pałam do niego dużą sympatią.

Usiadłam posłusznie na wskazanym przez Jamesa miejscu. Cała drżałam, czułam się, jakbym znalazła się w jakimś kiepskim horrorze. Przez chwilę nie słyszałam nic, widziałam tylko przemieszczających się ludzi koło mnie, widziałam, że krzyczą, że są rozdrażnieni. Ja za to czułam, że jestem coraz dalej od nich. To wszystko to był jakiś koszmar! To nie dzieje się naprawdę! To nie tak miało być! Miałam mieszkać tutaj z mamą, wolna od wszelakich trosk, a nie przejmować się i martwić o bezpieczeństwo swoje i innych.

Machinalnie odbierałam telefony i wszystkich uprzejmie zbywałam, rozłączając się, kiedy wścibskie media chciały zapytać mnie o szczegóły. Byłam w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek im powiedzieć, nawet gdybym nie była i tak bym im nie powiedziała. Zmarłej Izabeli należy się święty spokój, a nie zamieszanie w mediach, które mogłoby doszczętnie zniszczyć jej rodzinę.

– Mam wyniki sekcji zwłok! – Szef przybiegł do pokoju, w którym się znajdowałam, gdyż było tam najwięcej ludzi.

Wszyscy spojrzeli na szefa, który miał wypieki na twarzy i z każdą chwilą luzował krawat coraz bardziej. Policjanci podeszli do niego, więc zrobiłam to samo, zawieszając linię telefoniczną. Ukradkiem zerknęłam na zdjęcia, które trzymał nieznany mi mundurowy. Od razu pożałowałam.

Znajdowała się tam Izabela. Były to zdjęcia z lasu. Dziewczyna była piękna, miała śliczne, długie czarne włosy. Jej martwe oczy wyrażały przerażenie i zaskoczenie. Jednak najbardziej makabryczne były jej usta. Naprawdę, były zastygłe w uśmiechu. Jej ubrania były rozszarpane i poplamione krwią. Szyja była całkowicie rozszarpana, a ciało nienaturalnie wykręcone i sponiewierane. Miała na sobie tylko tę krwawą koszulę, ponieważ nie posiadała spodni. Jedynie postrzępioną bieliznę. Nie mogłam na to patrzeć. Zebrało mi się momentalnie na wymioty.

– Słuchajcie, sprawa jest poważna – rzekł szef z powagą, a wszyscy dokoła umilkli. – Przed śmiercią dziewczyna została zgwałcona, a następnie coś wyssało z niej całą krew. Mamy do czynienia z jakimś psychopatą, musimy szybko go znaleźć.

Zapanowało poruszenie. Wszyscy zaczęli się nawzajem przekrzykiwać. Ja tylko słuchałam, myśląc o tym, jakie piekło ta biedna dziewczyna musiała przejść.

– To nie jeden sprawca, ślady na ciele jasno wskazują na dwóch zbrodniarzy – kontynuował szef. – Przyczyną śmierci była nagła utrata krwi.

– Człowiek czegoś takiego by nie zrobił! – odezwał się jako pierwszy James. Wszystkie oczy zostały skierowane na niego. – Dobrze, rozumiem gwałt. Jednak ta rana na szyi i wyssana krew... To musiało zrobić zwierzę, nikt nie jest w stanie spuścić z człowieka krwi w lesie!

– A ten uśmiech? Przecież widać gołym okiem, że dziewczyna była przerażona, spójrzcie na jej oczy!

– Może to znak rozpoznawczy tych morderców? – Ktoś zastanowił się na głos. – Zaznacza tak swoje ofiary?

– To tym bardziej wskazuje na to, że to psychopaci! – odezwała się Sabina, którą dopiero teraz ujrzałam. – W naszym mieście? Musimy coś z tym zrobić!

Wszyscy przyznali jej rację, ale prawda była taka, że obawiali się tego, co się działo w mieście.

– Dobrze, posumujmy. Na razie czysto hipotetycznie, jeszcze poproszę o badania stricte pod kątem ataku zwierzęcia. Najpierw odbył się gwałt, później zaznaczenie tego uśmiechu. Nastąpił później atak zwierzęcia. Dziewczyna żyła, kiedy się wykrwawiała, więc napastnicy musieli zostawić ją na śmierć w lesie. – Szef, jako główny komendant policji, zapisywał wszystko w swoim notatniku. Wyobrażałam sobie, że zaraz pójdzie do swojego gabinetu i będzie nad tym rozmyślał, niczym Sherlock Holmes.

A ja miałam ochotę wyjść. Wyjechać. Nie wrócić. Bałam się. Potwornie się bałam. 

___________________________

W końcu zaczęła się jakaś grubsza akcja :). Wybaczcie, lubię dłużej wprowadzać czytelnika w temat :). Matura próbna z matmy była straszna, za to rozszerzony polski wydawał się łatwy i przyjemny - zwłaszcza dla kogoś, kto lubi pisać - interpretacja porównawcza napisana na 588 słów :).

Miłego wieczorku <3

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top