Rozdział 4 Smak wspomnień

– Dlaczego wy się tym jeszcze zachwycacie? – jęknęłam, nie kryjąc irytacji i znudzenia w głosie. Przewróciłam teatralnie oczami, dodając wyrazistości mojej wypowiedzi.

Dziewczyny spojrzały na mnie spode łba, a Magda mocniej przytuliła do siebie kawałek papieru, ściskając jednocześnie pukiel swoich długich, czarnych włosów. Ten kolor zawdzięczała zbyt częstemu farbowaniu, przez co ich kondycja była niemalże w opłakanym stanie. Wzruszyłam ramionami, spoglądając na każdą moją szkolną koleżankę po kolei.

Siedziałyśmy w naszej ulubionej restauracji, sącząc gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Miłowo pełna było rozmaitych kawiarni i miejsc do spotkań, ale my upodobałyśmy sobie właśnie to – niezbyt popularne, oddzielone niecałe trzy przecznice od naszego liceum. Wystrój stylizowany był iście amerykańsko, przez co momentami naprawdę czułyśmy się jak za oceanem. Dodatkowo muzyka z dużych głośników uzupełniała przyjemny nastrój. W środku pachniało parzoną kawą, a dźwięki wydawane przez ekspres stały się już tak normalne, że nie zwracałyśmy na nie uwagi.

– Nie znasz się i tyle – prychnęła z niezadowoleniem Kinga, składając ręce na piersi.

– Ile razy jeszcze będziesz przypatrywała się temu bladusowi z plakatu? – zwróciłam się do Magdy, kiedy ujrzałam, że znowu wlepia wzrok w kartkę wyrwaną z magazynu.

– Do momentu, aż mi oczy nie zgniją. Albo kiedy Edwin znajdzie się koło mnie. – Uśmiechnęła się, widocznie na samą myśl o postaci z popularnego filmu.

Złapałam się za głowę, nie mogąc poznać w tych dziewczynach moich koleżanek. Całą żeńską społeczność świata ogarnęła miłość do przystojnego wampira z nierealistycznego i przekłamanego filmu, który podbił niedawno Hollywood. Dziewczyny zawsze miały gust jeżeli chodzi o dobre kino, dlatego niezmiernie się dziwiłam, że spodobało im się coś takiego. Dziewczyna była głupia i naiwna, a wampir stworzony został w krzywym zwierciadle, bo nie przypominał tych drapieżników, którymi powinni być.

– Boże, dajcie sobie spokój z tym filmem – powiedziawszy to, zaciągnęłam się kolejnym łykiem przepysznego trunku. Trochę go przesłodziłam, ale zawsze lubiłam cukier.

– Nie mów, że nie chciałabyś, aby taki przystojniaczek zjawił się tutaj – rozmarzyła się Kinga. – Wszedłby tutaj, spojrzałby na ciebie... Najpierw z nieufnością, ale potem jego oczy zapłonęłyby miłością. Przeprosiłby nas, zabierając się do osobnego stolika, cały czas świdrując cię wzrokiem...

– Gdybyś miała taką wyobraźnię na wypracowaniach z polskiego. – Prychnęłam śmiechem, a Magda niechętnie zaśmiała się razem ze mną. Widziałam, że chciała bronić idealizmu swojej nowej, ulubionej postaci z filmu.

– Śmiej się, ale na maturę będę miała przykład wprost stworzony do opisywania. Przecież Edwin i jego historia wpisuje się w kanon miłości, poświęcenia, strachu, przyjaźni i wiele więcej.

– Bolesław Prus w grobie się przewraca, jak to słyszy – mruknęłam pół żartem, pół serio. – Nie dostaniesz za to punktów, dobrze o tym wiesz.

– Dobra, dobra, nie odzywaj się już, bo chyba jako jedyna przeczytałaś Lalkę w całości. – Kinga machnęła lekko ręką, również biorąc łyk czekolady. Wzdrygnęła się nieznacznie. Widocznie jej czekolada była jeszcze zbyt gorąca, aby brać tak duży łyk.

– Po wielu podejściach. Wiesz, że teraz nie mam za bardzo głowy do nauki. Ok, nie gadamy już o szkole? Ani o wampirach. – Zmroziłam dziewczyny wzrokiem, a następnie wzrok przeniosłam za bar, gdzie obserwował nas jeden z kelnerów.

Widziałam, że na nas patrzył od dłuższego czasu. Ale dopiero wtedy postanowiłam lekko się do niego uśmiechnąć. Chyba wzrok utkwił mu najbardziej na Kindze. Nic dziwnego – dziewczynie nic nie brakowało, chociaż w jej przypadku uroda nie szła do końca w parze z intelektem. Ledwo zdała do ostatniej klasy liceum, a podręcznika do matematyki nie otworzyła od początku roku szkolnego. Nadrabiała wyglądem, ponieważ przypominała dziewczyny z hollywood. Nie potrzebowała makijażu – miała tak oryginalne, egzotyczne rysy twarzy, że nie było to konieczne.

– Będę się chyba zbierać – powiedziałam, odchrząkając lekko. – Muszę jeszcze iść do sklepu, kupić coś na obiad.

Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że gdy wrócę do domu nie zastanę gorącego obiadu przygotowanego przez moją mamę. Nikt nie zapyta mnie, jak w szkole, bo taty nigdy to nie będzie już obchodziło. Zastanę pewnie pusty dom, brudny i pozbawiony rodzinnej krzątaniny. Będę tam tylko ja i moje osamotnione myśli, które pragnęły, abym w końcu z kimś mogła szczerze porozmawiać. Z kimś takim, jak moja mama, która zawsze mnie rozumiała.

Wyszłam prędko z kawiarni, uśmiechając się przepraszająco do dziewczyn. Miłowo było pełne ludzi tego popołudnia. Zwłaszcza ludzi w moim wieku, którym nie spieszyło się wracać do domu po skończonych lekcjach. Na licznych ławkach siedziały grupki przyjaciół i pary zakochanych, szepczących sobie słodkie słówka. Liczne drzewa i przylegające do siebie budynki przypominały mi prawie Włochy, które podziwiać mogłam tylko na pocztówkach.

Minęłam parę przecznic, wchodząc do supermarketu, w którym często robiłam zakupy. Jakość szła tam w parze z ceną. Wiele razy robiłam ojcu na złość, wydając wiele pieniędzy z jego karty kredytowej. Miałam wtedy nadzieję, że kiedy zobaczy, ile tracę jego pieniędzy, chociaż zwróci na to uwagę, pomyśli, że może faktycznie pasowałoby się mną zainteresować. Ale on za to płacił, nie robił żadnych problemów, a do tego dokładał dwa razy tyle na rzeczy dla jego ukochanej, która nie mogła pokazać się w butach za mniej niż osiemset złotych.

Myślałam wielokrotnie, aby pokazać ojcu, że bardzo mi go brakuje i potrzebuje jego uwagi. Znajomi chcieli wciągnąć mnie w nałogi. Imprezy, papierosy, alkohol i narkotyki. Żadne z nich mi tak naprawdę nie podeszło. A kiedy wszyscy po spaleniu marihuany śmiali się do rozpuku, ja płakałam. Narkotyki tylko potęgowały moją wewnętrzną nostalgię, a powinno być przecież na odwrót.

Dałam sobie w końcu spokój, kiedy widziałam, że ojciec i tak mną się nie zainteresuje. Byłam tym piątym kołem u wozu, które ciągle tylko przeszkadzało.

Skinęłam głową do przemiłej pani, która zawsze wykładała towar. Miała coś koło pięćdziesiątki, a jej pulchne ciało śmiało się ciągle razem z nią. Nie spotkałam nigdy wcześniej tak radosnej osóbki, jak ona. Nikt wcześniej nie cieszył się z każdego wykładanego bochenka chleba na półkę sklepową.

Ruszyłam później w drogę powrotną do domu. Włożyłam do uszu słuchawki, uruchamiając najnowszą playlistę w moim telefonie. Spokojna, delikatna muzyka idealnie pasowała do klimatu ciepłego Miłowa. Słoneczko cudownie świeciło i niedużo brakowało, żebym naprawdę cieszyła się tym pięknym dniem. Moja radość zniknęła jednak tak szybko, jak tylko ujrzałam duży dom, który kiedyś nazywałam domem rodzinnym. Zaniedbany ogród aż błagał o odrobinę pielęgnacji, kolor garażu o odświeżenie. Chociaż domostwo wyglądało na naprawdę eleganckie i nowoczesne, jak na standardy w Miłowie, ja miałam wiele złych wspomnień z tym miejscem. Przyszło mi tam słuchać kłótni i oglądać, jak moja rodzina się rozpada.

Tak, jak przypuszczałam, dom był pusty. Ojciec najwyraźniej pojechał gdzieś z dziewczyną, bo na blacie w kuchni leżała jej torba firmy Michael Kors, rzecz jasna, z portfelem w środku. W końcu po co nosić pieniądze na zakupy, kiedy twój starszy ukochany może za wszystko zapłacić. Zaczęłam gotować się ze złości, chociaż przecież powinnam przyzwyczaić się jej zachowania. Moja przyszła macocha była niewiele ode mnie starsza, a intelektem nie grzeszyła. Wszyscy dookoła wiedzieli, że kocha pieniądze mojego ojca, a nie jego samego. Wszyscy, tylko nie on.

Wyjrzałam przez okno na ruchliwą ulicę. Ludzie zatrzymywali się na światłach, nie zerkając nawet w moją stronę. W końcu, czemu mieliby patrzeć? Mieli swoje, prawdopodobnie lepsze życia. Ich codzienność jednak niewiele różniła się od mojej.

Ach, my ludzie. Wszyscy robimy to samo.



– Wszystko w porządku?

Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam na swoim ramieniu lodowatą dłoń. Wzięłam głęboki oddech, mrugając szybko oczami.

– Coraz częściej mi ostatnio odpływasz myślami – zauważył Christopher, bacznie mnie obserwując. – Ale nie zapytam, o czym tak myślisz. Dobrze wiem.

– Coś mi się po prostu przypomniało – westchnęłam, raz jeszcze wlepiając wzrok w kawiarnię, w której zwykłam przesiadywać za czasów liceum. To było tak niedawno, a wydawało mi się, jakby minęły od tego lata świetlne.

Miejsce niewiele się zmieniło. Tak przynamniej mi się wydawało. Była noc, jednak potężne lampy oświetlały Miłowo całkiem dobrze. Te same, szklane drzwi i iście amerykański wystrój, nawet przed kawiarnią. Te same ławki, na których zwykłam obserwować ludzi, kierując się powoli do domu.

– Chodziłam tędy zawsze... – wyznałam ukochanemu, zdając sobie sprawę, że zbliżamy się nieubłagalnie do mojego poprzedniego domu. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. – Matko... Miłowo nic się nie zmieniło.

Christopher ruszył delikatnie na światłach, zerkając co chwila na nawigację. Mogłam mu mówić, gdzie skręcić, pokazać skróty między domami i sklepami, ale byłam zbyt zajęta oglądaniem miejsc, które kiedyś mijałam codziennie. Sklep, w którym robiłam zakupy, ludzie, którzy byli moimi sąsiadami. Znałam tam tak wielu ludzi, dostawcy pizzy pamiętali, jak mam na imię i jaką pizzę zawsze zamawiałam.

Miasto nic się nie zmieniło. Zmieniłam się tylko ja.

– Sądząc po twojej minie, smak wspomnień nie jest wyjątkowo smaczny – mruknął Christopher, zwalniając powoli auto.

Prychnęłam lekko śmiechem, a usta wykrzywiłam w wymuszonym uśmiechu.

Znacie to uczucie, kiedy coś wierci wam dziurę w żołądku? To jak jakby przed egzaminem, na którego nie uczyliście się ani momencik, a pytania były wam kompletnie nieznane? Albo jakbyście szli ciemną ulicą i wmawiali sobie, że przecież nie ma się czego bać, ale na wszelki wypadek będziecie ciągle myśleć o zabójcy, który może czyhać na was za rogiem?

Tak właśnie się czułam. Obawiałam się zderzenia z przeszłością, z ojcem, zważywszy na to, że dowiedziałam się o nim rzeczy, które nie śniły mi się, gdy jeszcze tutaj z nim mieszkałam.

Christopher wyraźnie wyczuł, że z każdym metrem zaczynałam się trząść coraz bardziej. Czułam się, jak dziecko, które boi się spotkania z dentystą. Rozmawiałam z najstarszymi wampirami na świecie, wspinałam się po skałach, aby nieść pomoc mojemu ukochanemu, a stałam się kłębkiem nerwów, kiedy miałam postawić nogę przed dawnym domostwem.

– Pamiętaj, że cały czas jestem przy tobie – zapewnił się Christopher, łapiąc mnie za rękę, dając mi właśnie takie oparcie, na jakie w tamtej chwili liczyłam.

Kiedy dojechaliśmy na moją ulicę, miałam ochotę krzyknąć, aby zawrócił samochód i zabrał nas stamtąd. Wiedziałam jednak, że nie ma odwrotu. Tylko on był w stanie nam pomóc.

Jedyne, co zmieniło się w Miłowie to dom mojego ojca. Ogrodem zajmowała się zawsze mama, więc jak był zaniedbany, tak teraz w ogóle go nie było. Wstawił na podwórko sztuczne krzewy, jakieś rzeźby i oczko wodne. Dom został wreszcie odmalowany, podjazd w końcu zyskał kamień brukowy, a manualne drzwi garażowe zostały wymienione na nowe, elektryczne.

W domu paliły się światła. Już wtedy mogłam zobaczyć, że w środku sporo się zmieniło. Kolory ścian były zupełnie inne, również w pokoju, który kiedyś należał do mnie.

Duże podwórko było dla mnie idealne, kiedy byłam dzieckiem. Mieściło się tam tyle zabawek, różnych dmuchanych domków, basenów, trampolin, że nigdy mi się nie nudziło. Później podwórko było puste, a teraz widniała tam altana, gdzie pewnie wraz ze swoją narzeczoną i córką spędzali razem letnie wieczory.

Christopher zaparkował samochód nieco dalej, aby nie wywołać przedwcześnie ich spojrzeń. Chcieliśmy podejść do drzwi, zobaczyć, jaką będzie miał minę, kiedy nas zobaczy. To znaczy, kiedy ujrzy mnie – w towarzystwie wampira, przed którym mnie chronił i którym sam w przeszłości był.

Zacisnęłam mocno pięści, zaczynając przygotowywać sobie w myślach słowa, które wypowiem do niego, jako pierwsze. Mój problem polegał na tym, że żadne nie wydawało się odpowiednie.

Nie miałam dużo czasu na zastanowienie. Christopher pierwszy ruszył przed siebie, szepcząc:

– Chciałbym mieć to jak najszybciej za sobą. Wiem, że nie będę przez niego mile widziany. – Przełknął ślinę. – Dobrze, że nie żyjemy w czasach, w których musiałbym pytać twojego ojca, czy mogę ubiegać się o twoją rękę.

Poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić, gdy usłyszałam te słowa. Miałam już coś odpowiedzieć, uśmiechnąć się szeroko, gdy usłyszałam przed sobą:

– Łapy precz od mojej córki.

Uniosłam wzrok. Mój ojciec mierzył nas wzrokiem.

___________

Nie wiem, czy są słowa, które będą potrafiły pokazać Wam, jak bardzo Was przepraszam :c. Mam nadzieję, że ten rozdział cokolwiek Was pocieszy...

Nie umarłam, nie zniknęłam i co najważniejsze NIE ZAPOMNIAŁAM! Jednak wiecie, jak to czasami bywa - są rzeczy ważne i ważniejsze, a pisanie dla mnie "niestety" jest tylko hobby i musiałam z niego zrezygnować... Ale zawsze miałam to z tyłu głowy i coś skrobałam, jak znalazłam minutkę :). 

Znajdujemy się przed rozmową, która będzie miała wielki wpływ na całą fabułę w tej części :). Powiedzcie mi proszę - jestem naprawdę otwarta na Wasze pomysły - jak wyobrażacie sobie tę część? Wiemy, że chcą odzyskać lekarstwo na wyspie. Jakie trudności mogą napotkać? Czy ktoś będzie chciał im przeszkodzić? Co znajdą na wyspie? :) Nie kryję, że będę chciała się inspirować Waszymi pomysłami - w końcu to NASZA "książka" :). Chciałabym, abyście też miały w niej jakiś udział :).

Do napisania!

Mam nadzieję - jak najszybszego! :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top