Rozdział 26 Braterstwo
Zrozpaczony mężczyzna nie pamiętał zbyt wiele z podróży, ponieważ został nafaszerowany przez Racimira hydroksyzyną, która w końcu przyjemnie go wyciszyła. Mógł na spokojnie zamknąć oczy, nie dręczyły go koszmary, a czas zdawał się mijać szybko jak w filmach.
Zaś pozbawiony uczuć Racimir wiedział, że gdyby cokolwiek mógł poczuć, że coś złego się zbliża. Jednak nie wyczuł niczego, patrzył tylko jak oddalają się z Polski w kierunku malowniczego Chisana Mura. Do miejsca, w którym spędził wiele stuleci, które w dalszym ciagu mógł zwiedzać z pamięci. Bez problemu narysowały mapę tego miasta, bez zastanowienia powiedziałby co się gdzie znajduje. Mógł nawet zaznaczyć, gdzie i kiedy kto zmarł.
Myślał tylko o pozostawionej w Polsce Renacie, która żyła nieświadoma, że jej córka już od jakiegoś czasu nie żyje. Czy zastanawiała się, czemu do niej nie dzwoni? Jak wytłumaczyła się, że wakacje, na które wyjechała trwają tak długo? Wiedział, że ta kobieta była najwrażliwszą i najbardziej troskliwą osobą na świecie, toteż śmierć córki mogła być dla niej za silna. Zwłaszcza, że była jedynaczką.
Pewnie biłby się w pierś, gdyby mógł poczuć wyrzuty sumienia. Nie mógł jednak nic już zrobić. Chciał zacząć ludzkie życie z za idealną kobietą, która nigdy nie pogodziła się z jego odejściem, naraził córkę na niebezpieczeństwo i nie powstrzymał jej śmierci.
Zerknął kątem oka na całkowicie zdezorientowanego Christophera. Oczy miał otwarte, ale całkowicie otumanione. Pewnie nawet nic nie widział. Hydroksyzyna była idealna, aby zatracić się z przyjemnej, cichej otchłani, bez smutku. Przez myśl mu przeszło, aby zabić go w tej błogiej rozkoszy bez bólu. Dla niego już nie ma ratunku. Emocje i tak go przyszpilą do momentu, gdzie sam zakończy swoje życie. Racimir wiedział, że musiałby pojawić się cud, aby pogodził się z jej śmiercią i nauczył się na nowo żyć jak człowiek.
On wróciłby do Polski, powiedziały Renacie, że jej córka i jej ukochany zginęli na wyspie z powodu tsunami, albo zatruli się jakimś jedzeniem. Kobieta płakałaby, on nie umiałby jej pocieszyć.
Widzicie, oni wszyscy przeżyliby nieopisaną tragedię, ale w świecie tak naprawdę nic by się nie zmieniło. Nadeszłaby noc, potem kolejny dzień i wszyscy wróciliby do swojego życia, nawet nie wiedząc, że piękna historia miłosna dobiegła końca. Racimir wiedział, że spisałby ją, pokazując córkę jako naiwną kobietę, zaślepioną miłością, a Christophera pokazałby jako kogoś, kto dla miłości zrobi nawet najgorsze rzeczy, aby tylko z nią być. Sprawi, że ich historia stanie się wieczna.
***
Racimir widział z oddali, jak na dachu zamczyska stoją Percewal i Cavendish. Nie widział ich przeszło dwadzieścia lat, ale oczywiście — nic się nie zmienili. Ci natomiast patrzyli na niego z niedowierzaniem. Wyglądał jak zmęczony życiem pięćdziesięciolatek i dużo się nie pomylili. Nie wyglądał już jak najpotężniejszy wampir.
Rozciągająca się pod siedzibą Rady Chisana Mura była tak samo piękna, jak zapamiętał. Pojawiło się pare nowych ulic, osiedli, ale wszystkie zostały wybudowane w starym stylu, aby zachować wyjątkowość tego miejsca.
Racimir spodziewał się, że poczuje się jak w obcym miejscu, ale o dziwo miał wrażenie, jakby nigdy stamtąd nie wyszedł.
— Racimirze — rozpoczął Percewal, uścisnąwszy dłoń drobnego człowieka. — Miło cię widzieć z powrotem. Szkoda, że w takich okolicznościach.
Ten skinął głową, powitawszy się również z Cavendishem, który z kolei patrzył na Christophera, którego można było pomylić z nieboszczykiem. Był wychudzony, brudny i w fazie głębokiego snu. Jednak wampir dokładnie wyczuwał jego puls i oddech. Był słaby, ale wyczuwalny.
— Ostatni raz jak go widziałem, był rozszalały i spragniony krwi. Widzę, że teraz sobie tylko delikatnie dycha — ocenił Cavendish. — Czyli twoja córka dopięła swego? Sprawiła, że jej luby stał się człowiekiem.
— Ale za jaką cenę — mruknął.
— Pozwólcie. Zejdźmy do sali, porozmawiajmy. Mamy dużo do nadrobienia. Ponad dwadzieścia lat.
Wszyscy ruszyli schodami w dół, które nic się nie zmieniły. Cavedish skinął głową do dwójki ludzkich podwładnych, aby wyciągnęli z helikoptera śpiącego Christophera.
W zamku pachniało wilgocią i kamieniem. W większości wszystko pozostało bez zmian. Racimir ujrzał nawet parę znajomych twarzy, ale oni początkowo nie dowierzali, że on powrócił na dwór. Nikt nie powraca na dwór.
Racimir wiedział, że wampiry z rady patrzyły teraz na niego z wyższością, ponieważ był człowiekiem. Kiedyś było inaczej. To oni robili wszystko, co rozkazał, bali się nawet wydać jakiejkolwiek decyzji bez konfrontacji z nim. Wszystko się zmieniło.
Usiedli na jednej z sal, przy długim, kamiennym stole z upiornie wyglądającymi świeczkami. Wampiry rozsiadły się wygodnie, a Racimir dalej oglądał salę, patrząc w przestrzeń.
— Jakbym nigdy stąd nie wyszedł — rzekł, siadając obok swoich dawnych kompanów. — Pamiętam, jak rozkazywałem budować tę salę. Tylko nieliczni pamiętają, co te ściany kryją.
— Ja pamiętam tylko z księg — przyznał Cavendish, opierając łokcie na stole. — Że mury lepiej trzymały się na ludzkich kościach.
Racimir uśmiechnął się, lekko prychając.
— Jak widać, księgi mają rację. A mury jak widzicie, pozostają nienaruszone.
— Czy podoba ci się twoje nowe życie, Racimirze? Czemu wróciłeś na dwór? — zapytał Percewal.
— Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o mnie — odrzekł sucho. — Moja córka. Zginęła.
Cavendish spojrzał na Percewala zaskoczony, myśląc, jak do tego doszło. Obydwoje połączyli fakty, wiedząc, że zamieszany był w to Christopher.
— Ta dziewczyna lubiła igrać z ogniem — powiedział Percewal, przypominając sobie jej wizytę w Chisana Mura. — Wiedziała, że mogła tu zginąć, ale nie odstawiła swojego pazura nawet na moment. Zawsze stawiała dobro ukochanego ponad swoje.
— I przypłaciła za to życiem. Jej serce w zamian za serce Christophera. Nasłuchała się opowieści o lekarstwie, myśląc, że będzie mogła żyć z wampirem długo i szcześliwie.
— Przykro mi, Racimirze. Wyczekiwałeś na to dziecko ładnych setki lat. Musi ci być ciężko.
Nie miał odwagi powiedzieć, że nawet nic nie czuje.
— W każdym razie, jeżeli jest to możliwe, chciałbym na powrót wstąpić do Rady. Nie mam już czego szukać w ludzkim świecie — odparł Racimir.
— Racimirze! — Z końca sali doszedł ich zziajany głos Christophera.
Wszyscy odwrócili się, patrząc z niedowierzaniem na chwiejącego się na nogach człowieka, który był już jego wrakiem. Ledwo stał na nogach, cały się trząsł. Hydroksyzyna widocznie przestała już działać.
— Mówiłeś, że ich zapytasz! — wykrzyknął. — Że mi pomożesz! Wszyscy mnie oszukują!
— Nie podnoś głosu w moim gmachu, śmiertelniku! — Percewal uderzył dłońmi w stół, ale nikt nie podskoczył z zaskoczenia. — Ostatnim razem darowałem ci życie z uwagi na córkę Racimira. Ale jej tutaj nie, jeżeli jeszcze raz mnie zdenerwujesz, już nie będę się wahał.
— Pomóżcie mi ją odzyskać! — Christopher biegiem ruszył w ich stronę, uderzając gołymi stopami o zimny kamień. Rzucił się wampirom do stóp, niemal wrzeszcząc. — Proszę, na pewno jest jakiś sposób, pomóżcie mi, jesteście najpotężniejszymi wampirami, na pewno znacie sposób, aby mogła wrócić do żywych.
Cavendish na samo wspomnienie powrotu do żywych nieco się wzdrygnął. Spojrzał na Percewala, ale ten wyglądał na tak obrzydzonego, jakby kot zwymiotował mu pod buty.
Percewal w ułamku sekundy chwycił wątłego mężczyznę i spojrzał mu prosto w oczy.
— Uspokój się, albo urwę ci łeb. — Zahipnotyzował roztrzęsionego Christophera, a ten od razu, jakby ręką odjął, przestał się trząść i usiadł na ziemi, wzdychając głęboko. Ból i żałość ukryła się tylko w jego oczach, była wyraźna jak olej w szklance z wodą.
— Nie wydaje mi się to możliwe. — Cavendish wstał i powoli zaczął przechadzać się po sali, stukając donośnie swoimi eleganckimi butami na obcasie. — Są rzeczy, na które nie mamy wpływu.
— Racimir wspominał — głos Christophera był cichy, wypowiadany jakby przez lektora. Hipnoza całkowicie go otumaniła — że kiedyś próbowałeś. I zobaczyłeś coś, czego nie zapomnisz. Co to było?
Cavendish spojrzał po towarzyszach, a po ich minach widać było, że musi to powiedzieć.
— Strażnik. — Jedno słowo wywołało w nich coś w rodzaju strachu. — Nad wszystkim czuwa strażnik. Gdy chciałem zabrać kogoś z drugiej strony, on tam czuwał. On się nimi żywi, energią, on jest potężny, zbyt potężny. Ogromny. I straszny. Niczego się nie boję, prócz niego. Wysyłam mu ofiary na stosie, licząc, że wybaczy mi, że próbowałem go oszukać.
Christopher słuchał go z niedowierzaniem. To wszystko wydawało mu się nierealne, nie mógł uwierzyć, że kolejna nadzieja na odzyskanie ukochanej przepadła jak igłą w stogu siana.
— On jest wampirem? — zapytał Christopher.
— Tak. Najpotężniejszy, najstraszniejszy. Istniał pewnie długo przede mną, dlatego już nigdy więcej nie wystawię się na spotkanie z nim. Nigdy więcej. — Ton Cavendisha sprawił, że wszyscy wiedzieli, że nie powie już nic więcej.
Otumaniony i uspokojony Christopher dzięki temu miał możliwość buszowania w swoich myślach, bez konieczności płaczu i łamania serca od nowa po raz kolejny. I nagle już wiedział.
— Potwór z jaskini! — wykrzyknął, czując się jak Kolumb, który odkrył Amerykę. — To był potwór z jaskini, to jego widziałeś!
Racimir nagle poczuł, jakby ktoś dźgnął w serce. Rozpoczął się temat, którego chciał uniknąć, którego nie mógł poruszać przy Radzie. Spojrzał na Christophera, licząc, że zrozumie jego wymowne spojrzenie, jednak ten już na nowo był w amoku.
— Widziałem go! Na własne oczy! — krzyczał, jakby licząc, że samym krzykiem złapie się jak tonący kola ratunkowego.
— Niemożliwe — rzekł Cavendish. — Nikt nie wychodzi od spotkania z Panem żywy.
— Dosyć! — Racimir krzyknął, popychając Christophera mocno na ziemię. — Słuchaj co mówi Cavendish. To, że wydawało ci się, że kogoś widzisz, nie znaczy, że to prawda.
— Ale widziałem! Natalia też! Widziałem jak jego oczy płonęły ogniem, jak wysysa krew Aleksandra!
— Skończ mówić! Oni cię słyszą! — wrzeszczał Racimir, niemal rzucając się na niego, próbując zatkać mu usta.
— Oni? — zdziwił się Christopher, ale zanim udało mu się powiedzieć coś jeszcze, stało się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Podłogą się osunęła, ściany zamieniły się w ruinę, a z nieba zaczęły spadać martwe ciała. Niektóre zniszczone przez czas, inne wyglądające, jakby spały. Cavendish i Percewal spojrzeli po sobie zaskoczeni, ponieważ nigdy czegoś takiego nie widzieli. Tylko Racimir wyglądał, jakby właśnie doznał zawału serca. Zaczął krzyczeć w agonii, wiedząc, że już za późno. To musiało pewnego dnia nadejść.
Christopher patrzył, jak martwe ciała spadają obok niego, powoli tworząc ogromny stos. Nie znał nikogo z nich, ale każdy był w pewien sposób ze sobą złączony. Każdy miał na szyi ugryzienie wampira.
Chwilę później wszystko się zmieniło. Zrobiło się przeraźliwie ciemno, nie widać było dosłownie nic. Christopher zrzucił z siebie Racimira, który zdezorientowany już nie trzymał go zbyt mocno i powoli się podniósł. Zaczął biec przez siebie, ale widział tylko otaczającą go ciemność. Nie wiedział nawet, czy zrobił jakikolwiek krok. Ciemność była zbyt duża, aby cokolwiek widzieć.
Nagle na górze, gdzie powinno znajdować się niebo, pojawiło się słońce. Niczym pędzlem malowane zaczęły pojawiać się przebłyski światła. Ciemność ustępowała jasności, coraz wyraźniej zaczęło klarować się niebieskie niebo oraz ziemia, z której powoli zaczęła wyrastać trawa. Sala, w której się znajdowali była już czymś zupełnie innym. Jedno po drugim, zaczęło wyrastać drzewo, jedno wysokie, drugie niższe. Na dłoni Christophera wylądował duży, niebieski motyl, który zdawał się mieszkać tam od dawna.
Racimir unikał wyrastających drzew, które zdawały się rosnąć tam, gdzie stał. Krzyczał, wampiry patrzyły na niego zdezorientowane, a Christopher był już pewien, że umarł i trafia pod ścianę raju.
Chwilę później usłyszeli śpiew ptaków, który był radosny i spokojny. W wysokiej trawie deptały małe zwierzaki, kolorowe motyle goniły się miedzy gałęziami drzew. Znajdowali się w lesie, nie było co do tego żadnej wątpliwości. Ale skąd? Tylko Racimir znał na to odpowiedź, ale jako jedyny chciał stamtąd uciec, podczas gdy pozostali patrzyli na leśny, kolorowy krajobraz z zachwytem.
I wtedy pojawili się Oni. Christopher w momencie rozpoznał wampira, który sprawił, że jego serce zaczęło bić. Szedł, ubrany jak driada, a za nim szło więcej wampirów z dżungli. Cavendish i Percewal stanęli nieruchomo, a Racimir rzucił się do ucieczki, ale ku zdziwieniu jego chód zamiast oddalać go od reszty, sprawiał, że biegł w tył, w kierunku wampirów.
— Mówiłem, że im mniej wiesz, Christopherze tym lepiej. — Wampir odezwał się do niego, chociaż jego wzrok spoczął na Racimirze. — Znowu się spotykamy.
Tym razem jego słowa nie były skierowane do bruneta, tylko do złotowłosego, byłego wampira.
— Nikomu nie mówiłem! Nikomu! — krzyczał Racimir.
— Wskazałeś im drogę do lekarstwa. Wiedziałeś, że strzeże go Iwosław.
— Skąd mialem wiedzieć?! Sam szukałem tam lekarstwa, sam nie wiedziałem, kto go strzeże. Nic nie wiedziałem!
Christopher patrzył jak Racimir powoli, z każdą sekundą jest bliższy do ukazania pierwszej emocji od wielu lat. Płaczu. Kim był ten wampir, że ten tak bardzo się go bał.
— Gdybym wiedział, że to tam jest Iwosław, nigdy bym tam sam nie pojechał! Sam szukałem, kto zabija moich ludzi na Wyspach Cooka.
— Nie wpadłeś na to, że to Iwosław ciebie szukał? Że mordował ludzi, którzy ci pomagali, aby w końcu ciebie dopaść? — Wampir podszedł na centymetry do Racimira i splunął mu w twarz. — Szukał cię, aby w końcu się zemścić
— Racimirze... — Cavendish patrzył na wszystko z niedowierzaniem. — O czym on mówi? Kim jest Iwosław? Co przed nami ukrywałeś? Kim są te wampiry?!
Złotowłosy westchnął głęboko.
— Po prostu mnie zabijcie, już koniec — warknął, po czym sam zaczął się dusić dłońmi, ale wampir z dżungli mu na to nie pozwolił.
— Myślałeś, że nigdy już nie poniesiesz kary — wampir zaśmiał się szyderczo. — Iwosław mógł zabić wtedy i twoją córkę. Od razu. Nie musiałem tego robić ja.
— Zabiłeś ją?! Specjalnie!? — krzyknął Christopher, mając wtedy tyle energii, jakby wierzył, że gołymi rękami zabije potężnego wampira.
— Nie specjalnie. Zupełnie nie specjalnie. Wiedziałem, że Natalia jest kim innym, po tym, jak dowiedziałem się, że jej krew jest wyjątkowa. Potem połączyłem fakty. Iwosław, który obserwował cię już od jakiegoś czasu tylko mnie w tym upewnił. Iwosław ją polubił. Wydawała mu się potężna. W pewnym momencie za potężna. Więc spełniłem ich prośbę, aby zamienić Christophera w człowieka.
— Czyli zabiliście moją córkę tylko dlatego, że jest moją córką?! — Racimir schwycił się za głowę.
— Ty nie miałeś skrupułów. Więc Iwosław też nie.
— Kim jesteście?! — Do rozmowy wtrącił się Percewal, czując przez nieznajomymi coś w rodzaju respektu.
— My — wskazał na wampiry dookoła — jesteśmy najstarszymi wampirami. Racimir zaś był naszym przywódcą. Jednym z nich.
— Ale? — Percewal spojrzał na złotowłosego z niedowierzaniem. — Przecież on przewodził Radzie.
— Tak, stworzył ją po tym, jak od nas wystąpił. Bo nie podobało mu się jak wampiry żyć. Kiedy on odszedł, stworzył Radę, wy zabijaliście i mordowaliście z zimną krwią, a my uczyliśmy się pracować na ziołach, stworzyć coś lepszego. Dzięki temu staliśmy się potężni. I dlatego dalej mieszkamy w mroku. W iluzji, którą właśnie widzicie. Natalia też to widziała. Trafiła do nas ranna. Już wtedy ścigał ją Pan. Iwosław.
Wszyscy spojrzeli na niego pytająco, lecz ten spojrzenie przekazał na Racimira. To on miał to powiedzieć.
— Iwosław to... Mój brat. Brat bliźniak.
***
— Byłem młody, głupi, bawiłem się moją mocą, którą już ze strachu utraciłem. Iwosław był lepszy. Zawsze był ode mnie lepszy. We wszystkim — syknął Racimir. — Więc się go pozbyłem. Nie mogłem go zabić, ale sprawiłem, że zniknął. Zniknął w czeluściach ciemności, cierpiąc niewyobrażalne katusze. Strąciłem go tam, skąd nie było ucieczki. Straciłem go żywego. Jednak Iwosław był tak silny, że stał się kimś potężniejszym ode mnie. Ludzie zaczęli mu oddawać cześć, kiedy przypisali mu rolę boga w jakiejś małej mieścince. Dawali mu bydło i słabe dzieci, w zamian za dary. Urodzaj, wodę pitną, słońce, deszcz. Potem polował sam. A ja uciekałem. Stworzyłem Radę, bo wiedziałem, że nie pokona silnej rasy wampirów. Byłem pewien, że zginął. Byłem pewien. Nie słyszałem o nim nic od conajmniej 700 lat.
Zaniósł się płaczem, strasznym i żałosnym. Powrót do przeszłości sprawił, że jego uczucia wróciły i to ze zdwojoną siłą.
— Wszystko jest twoją winą... — Christopher spojrzał na płaczącego mężczyznę, wiedząc, że czyny przeszłości doprowadziły ich właśnie do tego miejsca. Do miejsca, które było zarówno początkiem, jak i końcem. — Chciałeś mieć wszystko. Chciałeś mieć władzę, ale nie byłeś wystarczająco silny.
Drzewa zaczęły poruszać się szybko na wietrze. Straciły swoje liście, a następnie obumarły i zapadły się pod ziemię. Chwilę potem krajobraz się zmienił. Wszyscy znajdowali się na polanie, a z tyłu rozpościerała się malutka wioska. Nie było dróg, lamp, powozów. Musieli być w czasach zamierzchłych, które pamiętała tylko jedna osoba znajdująca się tam.
— Zabierzcie mnie stąd! — krzyknął Racimir. — Nie mogę być w domu.
— Spokojnie, bracie — doniosły, ale spokojny głos rozbrzmiał, wydawałoby się, że z każdego kierunku. Christopher zaczął się nerwowo rozglądać, a Cavendish i Percewal z niepokojem patrzyli na rozwój sytuacji. — Jestem tylko iluzją. Przecież cię nie skrzywdzę.
— Przepraszam — łkał Racimir. — Przepraszam. Przepraszam ciebie, przepraszam wszystkich, których tutaj wymordowałem! Iwosławie, balem cię ciebie! Balem się twojej potęgi.
Nagle przed nimi pojawił się człowiek. Tak przynajmniej się wydawało. Wyglądał identycznie jak Racimir, jednak ubrany był w stare ubrania, zrobione ze zwierzęcej skóry. Uśmiechał się do niego.
— Racimirze, za późno na przeprosiny. Chciałem brać ślub, a ty mnie wtedy zabiłeś. Mogłem żyć wiecznie z wybranką mojego serca. Największą karą dla ciebie było twoje nędzne życie. W strachu. Bez miłości. Nigdy nie zaznałeś czegoś, co ja przeżyłem.
— Chciałem być najlepszy! — Racimir spojrzał na wampiry z Rady. — Dla nich byłem! Byłem władcą.
— Władza, która komuś wyrwałeś, nigdy nią nie będzie. Racimirze, stworzyłeś rasę potworów. Potworów, które mordują dla uciechy własnej, których raduje cierpienie obcych. Mieliśmy stworzyć coś lepszego. To, co stworzyli ludzie, którzy mnie czcili. To, co robiły wampiry, które bestialsko zostawiłeś, aby siać zamęt i strach wśród śmiertelników.
Spojrzał na Cavendisha i Percewala.
— Słuchając go, przyczyniliście się do ludzkiej zagłady. Ilość istnień, które zabraliście, przerasta próg mojej tolerancji. Przykro mi.
Machnął lekko głową w bok, a ciała Cavendisha i Percewala rozsypały się w drobny mak. Uniósł dłoń w górę, na której pojawiła się siedziba rady. Jakby miał w dłoni projektor. Wielki zamek zamienił się w popiół.
— Rady już nie ma. Każdy wampir, który będzie szedł twoim śladem zostanie zabity — Iwosław spojrzał na brata, bez krzty litości — to już koniec, Racimirze. Największy potworze. Kiedy ja zabijałem potwory, ty zabijałes niewinnych ludzi. Nie tego się uczyliśmy.
A Racimir płakał. Tylko płakał. Jak dziecko, któremu ktoś zniszczył zamek z piasku nad którym pracował całe wakacje.
— Iwosławie... — Nagle odezwał się Christopher, patrząc w bezruchu na proch, którym jeszcze chwilę temu były wampiry z Rady. — Ja znam uczucie, o którym mówisz. Miłość. Kochałem jego córkę. Nadal kocham! Tylko zginęła. Wiesz dlaczego.
Iwosław pokiwał ze zrozumieniem głową.
— Potrzebujemy stworzyć nowy, lepszy świat. Taki jak ten, który przed chwilą zobaczyliście — rzekł Iwosław. — Aby to zrobić potrzebuję krew pierwszego wampira.
Spojrzał na Racimira, a ten powstał, przełykając ślinę.
— Zabierz mnie, Iwosławie. Zasłużyłem na wszystko, co ma mnie spotkać — rzekł, patrząc na Christophera niemal przepraszająco.
— Mam dwie możliwości. Ciebie, albo...
Przed nimi z nieba zaczęły spadać płatki róż. Pachniały jak najpiękniejsze perfumy świata, a w dotyku były niczym jedwab. Płatki spadając na ziemię zaczęły tworzyc kształt. Chwilę później zaczęły przypominać człowieka, który leżał na podłodze.
— Natalia... — wymamrotał Christopher, poznając jak wyglądało ciało jego ukochanej. Chciał rzucić się w te płatki róż, ale Iwosław go powstrzymał.
— Wybór należy do ciebie Racimirze - rzekł chłodno, patrząc jak płatki róż coraz bardziej zaczynają przypominać człowieka. Po chwili śpiąca kobieta leżała u ich stóp. Christopher zaniósł się płaczem. — Albo ty, albo twoja córka. Utrzymam cię przy życiu, jeżeli pozwolisz mi tworzyć wampiry, jak kiedyś. Ale wtedy twoja córka pozostanie martwa. Jeżeli zaś wybierzesz ją, przestaniesz istnieć.
Racimir spojrzał na Christophera. Ten patrzył na niego błagająco, ale jednocześnie wiedział, że ktoś tak potężny jak Iwosław nie mógł mieć aż tak czystych zamiarów. Natalia w starciu z nim nie miała żadnych szans.
Złotowłosy skinął głową, dając bratu jednoznaczną odpowiedź, jaką podjął decyzję. Westchnął głęboko, wiedząc, że czyni dobrze.
Uśmiechnął się przepraszająco do Christophera, lecz zanim ten zdążył zareagować, nastała ciemność.
_________
Nie czytałam tego ani razu, bo napisałam i wrzuciłam Wam, bo lecę do pracy ;d.
Chyba nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw. Ja tez nie.
Mam nadzieję, że jeden z ostatnich rozdziałów Wam się podoba :)
N.T
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top