Rozdział 20 Życie lub śmierć
Znacie to uczucie, kiedy czekacie na coś tak długo, a zostaje wam to zabrane? Jakby dziecko noszone pod sercem dziewięć miesięcy odebrano zostało bezpowrotnie, a wy nie zdążyliście nawet na nie spojrzeć? Tak się właśnie czułam. Dokładnie w taki sposób.
Płakałam z bezradności, kiedy lekarstwo, którego szukałam długimi nocami zostało mi wyrwane z ręki. Łzy płynęły mi ciurkiem z oczu.
– Nie możecie tego zrobić, nie możecie! – kwiliłam, czując, jak moje ręce i nogi zastają krępowane mocną liną. – Nie możecie.
– Stul pysk, albo wyrwę ci język. – Stanowczy głos uciszył mnie, ale wywołał kolejną lawinę łez.
Znajdowałam się dalej w jaskini, skrępowana i poniżona, obnażona z największego materialnego skarbu, jaki dane mi było posiąść. Zabrali mi lekarstwo. Zabrali mi wszystko.
– Czemu, Aleksandrze? Obiecałeś mojemu ojcu, że...
– Powiedziałem: stul pysk! – Zdrajca warknął mi prosto w twarz i splunął odrobinę dalej. – Twój ojciec to chuj, jego słowa są warte jeszcze mniej niż moje. Urwę mu łeb zaraz po tobie.
– O co tu chodzi?! – wykrzyknęłam w ścianę, ale jaskinia nie raczyła mi odpowiedzieć. – Wypuść mnie, oddaj mi lekarstwo.
– I ty serio myślisz, że jak mnie poprosisz to ja to zrobię?! – Zmarszczył brwi i nastąpił mi na zwichniętą kostkę. Krzyknęłam rozpaczliwie, a on tylko się uśmiechnął. Szyderczo, złowieszczo. – Pokrzycz sobie, zaraz ci tego będzie brakować.
– Gdzie jest Christopher?
– Twój laluś zaraz tu zostanie przyprowadzony przez mojego kumpla. Pewnie go znasz. Ezekiel.
Dźwięk jego imienia uderzył we mnie jak strzała. To wszystko było zaplanowane, ukartowane.
– Wykorzystałeś mnie, aby zdobyć lekarstwo?
– O proszę, mądrala się znalazła. Długo ci to zajęło. Jakbyś na to wpadła wcześniej zamiast się bzykać z wampirem to może wyszłabyś z tego cało.
Zacisnęłam zęby, powstrzymując płacz. Nie mogę dać mu tej satysfakcji. Już nie. Zaczęłam wierzgać, próbując rozwiązać ręce lub nogi, ale bezskutecznie. Byłam związana tak, że sama nigdy nie dałabym rady się oswobodzić.
– Nie przyprowadzaj tutaj Christophera. On zginie!
– Zginie? Nosz kurwa, nie wpadłem na to. Muszę teraz wszystko planować od nowa. Co ty myślisz? Wiem doskonale. Mógłbym mu dać antidotum, które pomaga. Ale po co? Po to stworzona jest ta jaskinia, prawda? Aby zabijać potwory.
– Ty jesteś potworem – syknęłam, wierzgając ponownie po zimnym podłożu.
Jego śmiech odbił się echem po pustyni.
– Jestem. Jestem. Ale wiesz, kochanie, świat bazuje na selekcji naturalnej. Twój laluś to słabe ogniwo. Ty? Jeszcze słabsze. Ezekiel? Przydał mi się do wytwarzania antidotum, które ochroni mnie przez klątwą wyspy i tą jaskinią. – Jego głos brzmiał jakby mówił z megafonu, ale wiedziałam, że po prostu brzmiał tak przeraźliwie, że sprawiał takie wrażenie. – Tobie pomogło. Gdyby nie on, już zostałabyś pożarta przez najpotężniejsze stworzenie tutaj. Ale byłaś nam potrzebna. Daliśmy ci antidotum. Uleczyliśmy cię.
Stworzenie... Potwór. Serce zaczęło mi na nowo kołatać z przerażenia. Zaczęłam wyczuwać obecność czegoś potężnego, ale wiedziałam, że było to spowodowane jego słowami.
– Te wizje, które miałaś... Miał je każdy, kogo To wybrało. Lekarstwem sprawiliśmy, że wydawałaś mu się nieuchwytna. Ja teraz też jestem nieuchwytny, a jaskinia nie jest w stanie mnie zabić. Ale nie miałem na tyle potężnej krwi, aby otworzyć miejsce, gdzie znajdowało się lekarstwo. Na szczęście pojawiłaś się ty.
Aleksander opowiadałby dalej, ale wtem rozległo się rozpaczliwie wycie. Pierwsze, co pomyślałam, że to stworzenie nas odnalazło. Zaczęłam trząść się ze strachu, a przed oczami powoli robiło mi się ciemno. Jednak, to było jeszcze gorsze. Zobaczyłam Christophera, wycieńczonego, prowadzonego przez Ezekiela. Ten poganiał go, niczym marionetkę, śmiejąc się przy tym do rozpuku.
– I co, kiełku? Bez swoich super nietoperzych mocy nie jesteś już taki cwany, co? – Naśmiewał się, kopiąc go i popychając.
– Zostaw go! – wykrzyknęłam bez chwili zastanowienia.
Ezekiel od razu spojrzał w moją stronę i puścił Chrisa. Ten upadł na ziemię, wydając zgłuszony dźwięk. Od razu ruszył w moją stronę, wyglądając niemal jak kat. Skuliłam się nieco, wiedząc, że ma nade mną władzę i nie zawaha się jej użyć.
Tak też było. Kopnął mnie w brzuch, używając do tego całej swojej siły. Odchyliłam głowę, zanosząc się rozpaczliwym jękiem. Aleksander i Ezekiel tylko śmiali się złowieszczo, kiedy ja wzrokiem szukałam Christophera. Gdyby był człowiekiem, na pewno by płakał. Wyciągnął do mnie jedną rękę, chcąc mi ją desperacko podać. Widziałam, jak próbuje się czołgać, a każdy ruch sprawia mu ból. Nie mogłam na niego patrzeć w takim stanie. Serce rozpadało mi się na milion kawałeczków.
– Kocham cię – powiedziałam bezgłośnie w jego stronę, kiedy widziałam, że na mnie patrzy. Odpowiedział mi tym samym. Jego zawsze piękna twarz wydawała się taka martwa, a brązowe włosy zmatowiały, tracąc swój błysk. Mój ukochany umierał na moich oczach, a ja nie mogłam z tym nic zrobić.
Obietnice wspólnego życia miały się właśnie zakończyć. Ból fizyczny był niczym w porównaniu z tym, co czułam w sercu. Rozdzierało mnie to, chciałam go za wszelką cenę ocalić i wiedziałam, że on chciał dokładnie tego samego. Łzy były tylko szczytem góry lodowej, jakim był mój ból.
– A więc... Natalio, Christopherze. Dziękuję wam za pomoc. Z tym lekarstwem – uniósł wysoko zdobytą przeze mnie, lśniącą fiolkę – będę potężny. Wstąpię do Rady, zniszczę Percewala, zniszczę wszystkich. Zapanuje nowy ład, taki, o jakim marzyły zawsze wampiry. Oj tak, szkoda, że tego nie zobaczycie. Pozwólcie, że powiem wam, co zyskaliście. Chris nie został człowiekiem, a więc nie stracił uczuć do tej tu oto blondyny. Ta nie załamałaby się i nie wjechała samochodem pod pędzący pociąg, nie mogąc znieść widoku obojętnego wobec niej Christophera. Chris zaś zadowalałby się każdą napotkaną panienką, łamiąc jej serce. O tak. Tak po prostu. Życie człowieka bez uczuć to żadne życie.
– Gówno prawda! – wyjąkał Chris. – Co ty możesz o tym wiedzieć. Jesteś tylko potworem.
– Takim samym jak i ty – odburknął Aleksander. – Ale przynajmniej ja mam resztki rozumu i zrobię z tym lekarstwem coś użytecznego. A nie poświęcać czegoś tak ważnego na budowanie życia ze śmiertelniczką, co by nie miało sensu. Słuchaj, kto już raz umarł, ten nie może nagle powstać zza grobu. Twoje uczucia nigdy by nie odżyły. Wyświadczam wam przysługę. Zginiecie, kochając się na zabój. Nawet pozwolę wam trzymać się za rączki.
– Dobre, dobre! – Przytakiwał mu Ezekiel.
– A... Zapomniałbym o czymś... – W ułamku sekundy znalazł się przy towarzyszu i zatopił zęby w jego szyi. Ezekiel tylko wybałuszył oczy ze zdziwienia. Nie zdążył nawet krzyknąć, zanim jego ciało bezwładnie osunęło się na podłogę. Zamknęłam oczy, próbując wymazać z pamięci widok jego zaskoczonych oczu, wiedząc, że i on został zdradzony.
Aleksander, z twarzą pełną krwi, podszedł w moją stronę i całkowicie z zaskoczenia pocałował mnie. Czułam tylko smak krwi w moich ustach, co sprawiło, że pragnęłam od razu zwymiotować. Była metaliczna i rdzawa. Próbowałam zrzucić go z siebie, ale nie miałam na tyle siły. Odsunąwszy się ode mnie, oblizał usta, przyglądając się mi.
– No, ładnie. Krew na ustach ci pasuje. Byłabyś ładną wampirzycą. – Podsumował, wstając i kierując swoje kroki do Christophera. Wyplułam resztki krwi z ust, czując narastające obrzydzenie. – Co, Chrisiu? Chcesz mi wpierdolić za to, że przelizałem ci dziewczynę? Dawaj, jestem cały twój.
Chris, podjudzony jego słowami i czynem, próbował podnieść się na równe nogi, ale bezskutecznie. Opadał na ziemię, coraz bardziej zmęczony. Krzyczał z bezsilności i uderzał raz po raz pięścią w ziemię.
Krew z ciała Ezekiela rozpływała się po całej jaskini. Wtem zrobiło się jasno. Okropnie jasno, a cała jaskinia zaczęła powoli drgać. Spotkaliśmy się spojrzeniami z Christopherem, wiedząc, że to może być nasze ostatnie spojrzenie.
– Przybądź, Panie! – Aleksander rozwarł ręce, jakby zapraszał gościa. – Oto twe dary!
I nagle zobaczyłam go. Takiego samego, jak w snach, jak w wizjach i wtedy w lesie. Całe moje ciało zaczęło drżeć, zapragnęłam uciekać. Christopher otworzył ze zdumienia oczy, ale wiedziałam, że on był bardziej pogodzony ze śmiercią. Wampir, który przybył, był potworem. Był najstraszniejszą rzeczą, jaką widziałam w życiu. Jaskinia ciągle drgała, sprawiając, że jego puste oczodoły wyglądały jeszcze potworniej. Skruszone wargi odsłaniały rząd ostrych jak brzytwa zębów. Był wysoki, a jego zdeformowana twarz i ciało sugerowało, że był silny i potężny.
Znieruchomiałam, kiedy spojrzał na mnie. Zaczęłam szybko oddychać, a w oddali, jakby kilometry ode mnie słyszałam rozpaczliwe prośby Christophera i śmiech Aleksandra.
– Proszę! Oto twoje dary, przyprowadziłem ci pożywienie, znaj litość, panie! – mówił Aleksander, kłaniając się mu.
Potwór spojrzał tylko na ciało Ezekiela na podłodze. Obrócił tylko głowę, delikatnie i mruknął. Naprawdę, ten gest był jednocześnie tak ludzki i potworny, że ciarki przeszły moje ciało. Wstrzymałam oddech. Po prostu panicznie się bałam.
– A to? – Jego głos sprawiał, że jaskinia się trzęsła. Był potężny, złowrogi i taki, którego był się zarówno bała, ale słuchała jak niczego innego na świecie.
Aleksander spojrzał na Ezekiela, którego właśnie zabił. Zmarszczył brwi, nie wiedząc, co powiedzieć. Widziałam jego zakłopotanie.
– Panie, to był... On był nieposłuszny. On był nikim. Brudny, palił, miał paskudną krew. A tu... A tu mam coś lepszego. Potężna krew, która otworzyła wrota jaskini. Człowiek i wampir. Taka krew. Mmm, pyszna, takiej Pan nie pił.
Wampir podszedł do niego i schwycił go za szyję, przypierając do ściany.
– Ty śmiesz decydować, co dla mnie jest lepsze? Kim ty jesteś, co? – Rozległ się jego potworny głos. – Wiesz, co jest smaczne? – Zaciągnął się powietrzem wokół niego. – Ty. Ty jesteś smaczny. Będę chrupał twoją czaszkę, jak cukierka.
Serce podeszło mi do gardła. Niemożliwe co się dzieje.
– Panie, nie... Nie, nie, byłem ci posłuszny. Sprowadziłem dary.
– Nie chcę takich darów. Ten dar na podłodze miał być mój. Nie baw się w pana – wycedził przez zęby i cisnął Aleksandrem mocno o ścianę.
I wtedy stało się to. Jak w zwolnionym tempie. Aleksander wypuścił z dłoni fiolkę, która powoli spadała na podłogę. Chris i ja drgnęliśmy w tym samym momencie, ale było za późno. Zanim cokolwiek zrobiliśmy, fiolka rozsypała się w drobny mak, a płyn stracił swoją iskrę i po chwili wyparował. Zniknął. Lekarstwo zniknęło bezpowrotnie.
Aleksander tego nawet nie zauważył. Patrzył potworowi prosto w oczy, rwąc się z jego uścisku, niczym mucha, pragnąca wydostać się z pajęczyny.
– Mną nie pojesz, panie... – kwilił. Role zupełnie się odwróciły. On, z łowcy stał się ofiarą. – Ja... Ja jestem wampirem. Nie jestem pożywny.
– Ale jesteś cukierkiem. Chrupiącym. – W tej samej sekundzie, głowa potwora zwiększyła się dwukrotnie, kiedy otwierał usta. Zobaczyłam, że nie ma jednego rzędu zębów, tylko cztery. Każde tak samo ostre.
Jego oczy zapłonęły dosłownie ogniem, a krzyk Aleksandra zdawał się ginąć w odgłosie, który wydawał potwór. Odwróciłam wzrok, czując, że sama pragnęłam zginąć zamiast oglądać sceny jak z horroru. Czułam, że zaraz odwróci się i mnie również pożre, ale najpierw wyssie całą moją krew. Chciałam zasłonić uszy, ale nie miałam jak. Słyszałam ten obrzydliwy dźwięk odgryzanej głowy. Brzmiało to, jakby ktoś ugryzł twardą marchewkę. Jego krzyk urwał się w sekundzie, a wampir urósł, zaniósł się okrzykiem zwycięskim i zniknął.
Tak po prostu. Zniknął. Zostawiając mnie, Christophera i zwłoki Ezekiela. Zabrał ze sobą Aleksandra, nie zostawiając żadnego dowodu, że ten kiedykolwiek się tutaj znalazł.
– Chris! – zapłakałam, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Udało się, przeżyliśmy. Potwór nas oszczędził. Ale lekarstwo zostało zniszczone. Bezpowrotnie. Serce kołatało mi jak oszalałe. Czułam się, jakbym oglądała film akcji, którego fabuła zawędrowała nie w tę stronę, którą chciałam. Chciałam nakrzyczeć na aktorów, aby postąpili inaczej, zwyzywać scenarzystę, że zrobił coś takiego. Jak on mógł to zniszczyć...
Mój ukochany leżał już bezwiednie, widziałam, że traci resztki sił. To dodało mi takiej energii, że przerzuciłam swoje ciało na brzuch, niemal sunąc po ostrych kamieniach jak wąż. Raniłam sobie całe ciało, ale już nawet nie czułam bólu. Musiałam znaleźć się blisko niego. Musiałam.
– Chris... – powtórzyłam, kiedy w końcu znalazłam się blisko niego. Dotknęłam go moją głową, bo ręce miałam ciągle związane. – Kochanie, nie rób mi tego. Nie możesz mnie zostawić. Nie możesz...
Kwiliłam, ale miałam wrażenie, że on mnie już nie słuchał. Nie odpowiadał, nie ruszał się.
– Proszę, nie... – Krzyknęłam mu do ucha. – Nie możesz, kocham cię, proszę, nie rób mi tego.
Spojrzałam na jego twarz. Wyglądał tak bezbronnie, tak niewinnie. Jakby spał. Musnęłam jego usta, zimne jak lód. Smakowały tak dobrze, tak jak zawsze.
Przypomniawszy sobie, że mam krew na ustach, spróbowałam wprowadzić ją do ust Chrisa. Przecież to wampir, jego pożywienie, coś, co powinno postawić go na nogi.
– Pij, skarbie, proszę, napij się – szepnęłam mu do ust. Przygryzłam mocno wargi i policzek od wewnętrznej strony, abym zaczęła krwawić. Zacisnęłam tylko mocno zęby, głusząc ból. Całą krew wprowadziłam do ust Chrisa.
Ten nagle i gwałtownie otworzył oczy. Odetchnęłam z ulgą, czując, jak krew cały czas sączy mi się ust. Chris spojrzał na mnie, jakbym była nagrodą, na którą czekał od dawna. Pytająco zerknął na moje usta, a ja w ramach potwierdzenia, pocałowałam go. To był pocałunek inny niż zazwyczaj. Chris pił krew z moich ust, a ja czułam, że rośnie w siłę. Łzy szczęścia i radości płynęły mi po policzku, mieszając się z brunatnym płynem.
Po chwili Christopher, ciągle wyglądający na zmęczonego, lekko się podniósł. Wiedziałam, że miał wystarczająco dużo siły, aby wstać na równe nogi. Przytulił mnie mocno, kołysząc, jak dziecko, które właśnie zobaczyło coś, czego nie powinno.
– Przepraszam. – To było pierwsze słowo, jakie wymówił. – Tak bardzo cię przepraszam.
***
Nie wyszłam już z jaskini o własnych siłach. Chris, posilawszy się jeszcze resztą krwi Ezekiela, wyprowadził mnie z jaskini. Próbował jeszcze znaleźć chociaż kroplę lekarstwa, ale nie udało się mu to. Lekarstwo zniknęło, wyparowało, dając wrażenie, że to była tylko iluzja i nigdy go tutaj nie było.
Wtuliłam się w niego, kiedy mnie niósł, szlochając cicho. Nie miałam już siły na rzewny płacz, ale miałam na niego ochotę. Po prostu wypłakać wszystko. Tylko tyle mi pozostało. Płakać. Nic więcej nie byłam w stanie zrobić. Wszystko o co walczyliśmy zostało stracone.
– Dobrze, że go już nie ma. Aleksandra. – Przerwałam ciszę między nami, zdobywając się na parę słów. Głos mi drżał i nie sądziłam, że z takim trudem przyjdzie mi wymówienie paru słów.
Najgorsze było to, że nie mogłam jakkolwiek przygotować się na taki obrót zdarzeń. Nie sądziłam, że pojawi się zdrajca, który będzie na nas żerował. Nie mogłam sobie wybaczyć, że sprawy nie wyglądały tak, jak powinny.
– Dobrze – powtórzył za mną Chris. – Przez chwilę myślałem, że nam się uda.
Jego słowa na nowo mnie uderzyły, rozdrapując świeżą ranę. Byliśmy przecież tak blisko.
– Wracajmy do domu – powiedziałam. – Do Polski.
Christopher pokiwał głową. Co mieliśmy tutaj robić? Ta plaża już nigdy nie będzie taka bajkowa, woda nigdy nie będzie wydawała się lazurowa, a każdy zachód słońca nie będzie przypominał mi, że lada chwila ruszymy na poszukiwanie lekarstwa. Nasz czas na tej wyspie się skończył. Nie mieliśmy do czego wracać.
W jaskini robiło się coraz jaśniej. Wiedziałam, że wracamy na powierzchnię.
– Czekaj... Słońce! – Powtrzymałam Chrisa, nie wiedząc dokładnie, która była godzina. Nie mogłam narazić go na promienie słoneczne. Wszystko wyglądało, jakby było już niemal południe. Nie wiedziałam, ile czasu minęło.
Chris pozwolił mi stanąć na nogach, które powoli zaczęły już odmawiać posłuszeństwa. Wyszłam jako pierwsza, stąpając powoli i boleśnie. Słońce było jaskrawe, ale co dziwne mnie nie oślepiło. Niebo było też jakby zbyt niebieskie... To oznaczało, że...
– Wampir też może wyjść. – Moich uszu dotarł głos osoby, którą już raz słyszałam, ale nie spodziewałam się, że znowu go usłyszę. – To tylko iluzja, te promienie nie zabiją stworzenia nocy.
Wampiry z dżungli patrzyły na mnie z politowaniem, a ja zaprosiłam Chrisa na zewnątrz. Wiedziałam, że jego oczy już wiele rzeczy widziały, ale wtedy był naprawdę zaskoczony.
– Nie mogliście stworzyć tej iluzji wcześniej, abyśmy nie stracili wszystkiego... – Złapałam się na tym, że chciałam obarczyć kogokolwiek winę za nasze niepowodzenie. Kogokolwiek.
– Nie mogę ingerować w terytorium Pana – wyjaśnił mi wampir, a ja już wiedziałam, że w odmętach tej jaskini żyje najpotężniejszy wampir. Tak straszny i silny, że aż strach o nich mówić. Mogłam tylko się domyślać, jaka była jego potęga, skoro nawet te wampiry bały się o nim mówić głośno. – Co straciliście? Żyjecie.
– Lekarstwo. – Przełknęłam ślinę. – Christopher chciałby być na powrót człowiekiem.
Wampir spojrzał na niego z zaciekawieniem. W tym raju wyglądał niemal na namalowanego myśliciela.
– Czemu chcesz pozbyć się tego daru? Wstąp do nas, nauczymy cię rzeczy, które nawet ci się nie śniły.
Na potwierdzenie swoich słów podszedł do mnie i dotknął mnie. Wszystkie nacięcia na skórze, które pozostały mi po wizycie w jaskini zniknęły. Kostka przestała boleć. Miałam nawet wrażenie, jakbym została zastrzyk uspokajający. Stres wracał tylko, kiedy myślałam o tym, co się stało. Poza tym wszystko było takie spokojne. Jakbym miała najlepszy dzień w życiu.
Wampir uśmiechnął się do Christophera.
– Nauczymy się czynić dobro. Sprawisz, że ten świat będzie lepszy – namawiał go, ale widziałam, że Chris myślami jest zupełnie gdzie indziej.
– Chcę zestarzeć się przy niej i umrzeć szczęśliwy. Nieśmiertelność nie jest dla mnie.
– Hmm... Szanuję, ale nie rozumiem – odparł wampir. Rozejrzał się po raju, jakby pokazując Christopherowi, co traci, nie przystając na jego propozycję.
Nagle wpadłam na pomysł. Oświecił mnie jak na najtrudniejszym teście z fizyki.
– Potrafisz wyleczyć mi raka samym dotykiem. Sprawiasz, że rany goją się w ułamku sekundy. A więc potrafisz sprawić, że jego serce zacznie na nowo bić?
Oczekiwanie na odpowiedź trwało niemal w nieskończoność. Wydawało mi się, że wszyscy nagle uśmiechną się i podziękują mi za ten wspaniałomyślny pomysł, ale każdy cofnął się krok w tył.
– Wiele rzeczy potrafię. Owszem. Ale nigdy nie ingerowałem w życie lub śmierć – powiedział, widocznie nieco przerażony moim pomysłem. – Nie jestem kimś, kto potrafi pobudzić do życia coś, co od stu lat jest martwe. Nie potrafię.
Moja nadzieja została poszarpana, miałam ochotę na nowo zacząć płakać. Byłam tym tonącym, który brzytwy się chwyta. Byłam gotowa zrobić naprawdę wszystko, aby się udało. Wszystko.
– Proszę. Przeszliśmy tyle, że nie dopuszczam do siebie możliwości, aby wrócić do życia, jakie mieliśmy przed przybyciem na wyspę.
– Nie mam mocy lekarstwa... Gdyby tak było, pomagałbym wampirom. Wierz mi.
Zaczęłam machać rękami z bezradności. Nie, nie, musi być jakiś sposób.
– Chris, czy chcesz spróbować? – Zaczęłam go namawiać, licząc, że może on wymyśli lepszy pomysł.
– Może on ma rację... Jestem umarły od wielu lat. Może czas się z tym pogodzić.
– Nie możemy się po tym wszystkim poddać! Wyleczył mi raka! Proszę... – Schyliłam się i zerwałam z ziemi kwiatka, który prawdopodobnie był wytworem iluzji, ponieważ nie widziałam takiego nigdy w życiu, ale w moich rękach wydawał się być całkiem realny. – Proszę, spraw, że ten kwiatek na nowo ożyje, że położę go na ziemi, a ten zakwitnie, urośnie. Spróbuj, proszę.
Wampir spojrzał na mnie, naprawdę jak na wariatkę, ale przystał na moją propozycję. Przykucnął powabnie, jak na wampira przystało i dotknął kwiatu. Po chwili ten faktycznie rozkwitł, rozwarł liście, a jego liście urosły, wypuszczając z siebie najpiękniejsze pędy kwiatów. Z jednego, zerwanego, niedojrzałego kwiatu, rozkwitł piękny ogród.
Chris spojrzał na mnie lekko zszokowany, a ja zaczęłam śmiać się, wiedząc, że odkryłam coś, co mogło nas ocalić.
– Panienko, to tylko kwiat – rzekł wampir. – Ożywiałem takie rzeczy, nie mam stu lat, naprawdę. Jestem świadomy tego, co potrafię. To nie wampir, to nie człowiek. Nie mogę użyć mojej mocy na nim. Po prostu nie mogę.
– Zrób to – odezwał się Chris, pewnie i stanowczo, ale czułam, że jego myśli brodzą w dwóch, drastycznie innych kierunkach. – Nie mamy już nic do stracenia. A możemy coś zyskać. Coś, na co czekaliśmy długi czas.
Wampir westchnął. Widział, że nie odpuścimy. Ja nigdy bym nie odpuściła, wiedząc, że w grę wchodzi spełnienie marzenia mojego ukochanego.
– Dobrze. Niech wam będzie, spróbuję. Spotkajmy się następnego wieczoru na waszej plaży, zobaczę co da się zrobić.
Tak oto powstała nowa nadzieja. Była tak realna i wydawała się na wyciągnięcie ręki, że przez cały powrót do domu myślałam tylko o tym. Uśmiechnęłam się do Christophera, czując, że nie wszystko jest stracone.
A wystarczyło się odwrócić. Wystarczyło się odwrócić w raju i zobaczyć, co się wydarzyło. Ale tego nie zrobiłam. A wszystkiego, co się stało później, dało się uniknąć.
_______________
Trzy rozdziały w jednym tygodniu? Fajna odskocznia po tym jak trzy rozdziały pojawiały się w roku, co? ;d Wena wróciła, dobrze, mam nadzieję, że mnie szybko nie opusci.
Tak, dopiero się zacznie. Będą łzy, będzie smutno, ja już płaczę przed komputerem. Przez chwilę myślałam, aby zmienić plan i pozwolić mu wypić to lekarstwo, ale to byłby koniec książki, a ja lubię się bawić z bohaterami. (ps: książki, bo je drukuję i fizycznie leżą na półce, więc są książką, nie opowiadaniem). Poza tym nie chcę się z nimi jeszcze rozstawać.
Do zobaczenia, czuję, że jutro coś jeszcze wrzucę -- mam nadzieję ;).
Do napisania, dajcie znać co myślicie o rozdziale,
NB
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top