Rozdział 2 Gdy wschodzi słońce

Christopher miał rację. Już chwilę później powieki same zaczęły mi się do siebie kleić, a moja świadomość zasypiała z każdą sekundą. Zerkałam ukradkiem na zegar, sprawdzając, ile jeszcze czasu mamy, zanim nastąpi wschód słońca.

Mój towarzysz sprawnie wyszukał motel, który znajdował się blisko miejsca, gdzie się będziemy znajdować za parę godzin. Dla jego mózgu obliczenie odległości względem czasu i prędkości samochodu było tak prostym działaniem, jak dla mnie dodanie banalnego dwa plus dwa. Wiedziałam, że gdybym porządnie nad tym się zastanowiła, również w końcu udałoby mi obliczyć ten wynik, ale z pewnością nie w takim czasie, w jakim zrobił to Christopher.

Nie wiedziałam nawet kiedy zasnęłam. Ostatnie, co pamiętałam to moje usilne udawanie przed Chrisem, że wcale nie jestem śpiąca. Odwróciłam wzrok w stronę okna, obiecując sobie, że zamknę oczy tylko na sekundę. Najpierw się udało. Jeszcze z nim porozmawiałam, ale po chwili całkowicie straciłam świadomość, zapadając w przyjemny sen.

Obudził mnie dopiero delikatny chłód na moim policzku. Otwierając niepewnie oczy, zaczęłam się zastanawiać, ile spałam. Wydawało mi się, że mogło to trwać zarówno sześć sekund, jak i sześć lat.

Chłodem był dotyk palców Christophera, który z czułością gładził moją skórę. Uśmiechnęłam się, a on wodził palcem zgodnie z kierunkiem przemieszczania się kącików moich ust. Najpiękniejszym obrazem, jaki mogłam sobie kiedykolwiek wyobrazić zaraz po otwarciu oczu, był właśnie on.

– Pobudka, śpiochu – szepnął, tak samo jak ja rozchylając znacznie usta.

– Przecież ja nie śpię – mruknęłam, balansując ciągle gdzieś pomiędzy rzeczywistością i krainą snów.

– Cały czas do ciebie mówiłem, a ty nie reagowałaś. Poza tym jestem wampirem, potrafię usłyszeć twój oddech, a kiedy śpisz, jest on niezwykle spokojny – wyjaśnił mi powoli. – No i chrapałaś.

Poderwało mnie na fotelu, sprawiając, że niemal od razu wróciła mi trzeźwość myślenia. Poczułam, że na policzkach pojawiają mi się potężne wypieki.

– Żartowałem – rzekł od razu, na tyle szybko, abym nie zdążyła poczuć ogromnego wstydu. – Kiedy byłem młody, wszystkie dziewczyny wmawiały mi, że tylko płeć męska chrapie. Kobiety były kiedyś jeszcze bardziej dumne i zażarte niż dzisiaj. Bez obrazy.

Prychnęłam śmiechem, udając, że się na niego obrażam. Po chwili westchnęłam donośnie i przeciągnęłam się na fotelu. W moim marnym rzęchu byłoby to zupełnie niemożliwe. Zaczęłam poważnie zastanawiać się, jak wytrzymałam tyle czasu, jeżdżąc tą istną trumną na kółkach.

– Gdzie jesteśmy? – zapytałam, rozglądając się dookoła. Samochód stał na parkingu, tego byłam pewna, ale było zbyt ciemno, aby dojrzeć cokolwiek więcej.

– Pod motelem, gdzie przeczekamy dzień – odparł Chris, odpinając pas bezpieczeństwa, powoli przygotowując samochód do postoju. Wyłączył sprawnie radio, zaciągnął szybko ręczny, wyłączył światła i zgasił cały samochód. Wszystko to zrobił dosłownie w sekundę, nim zdążyłam mrugnąć. – Pierwsza klasa to nie jest. Druga i trzecia też nie. Zdziwiłbym się, jakby to dostało jakąkolwiek klasę. Nie zdążylibyśmy dojechać nigdzie indziej, a miejsca w hotelach były już zajęte. Ale podobno nie ma tam moli. Tak przynajmniej mówią.

Ponownie roześmiałam się, słysząc jego komiczny w tamtym momencie ton głosu. Powoli również zaczynałam wychodzić z samochodu, tak samo jak Chris odpinając pas. Szło mi to mniej sprawnie i dłużej. W moim marnym rzęchu wystarczyło jedynie pociągnąć mocniej za pas, a ten sam się odpinał. Racja, bardzo niebezpieczne, ale mało co się tym przejmowałam, wiedząc, że tamtego czasu ścigał mnie jeszcze bardziej niebezpieczny wampir.

Nim wyskoczyłam z Mercedesa, Christopher zdążył wyciągnąć podręczny bagaż, zamknąć bagażnik i stanąć obok mnie, zamykając za mną drzwi.

– Teraz wolniej... – Spokojnie opuściłam ręce w dół. – Ludzie patrzą.

– Tutaj? – prychnął wampir. – Pewnie sam widok człowieka zdziwi mocno właścicieli tego motelu, nie zwrócą uwagi, że jeden z nich zachowuje się trochę dziwnie. Swoją drogą, ciekawe, jakim cudem to jeszcze tutaj stoi.

– Może czekają na właśnie takich, jak my – odparłam, odwracając się w końcu w kierunku motelu, wytężając mocno wzrok.

Brakowało mi tylko dźwięków kojotów i muzyki country. Motel naprawdę odpychał samym swoim wyglądem. Szyld ledwo co świecił, a jedna literka zwisała na dwóch, wyraźnie mocniejszych kablach. Lekki wiatr wprawiał literę w delikatny ruch, nadając temu upiorności i grozy. Ściany w niektórych miejscach były zupełnie obdarte z jakiejkolwiek farby czy nawet i tynku. Okna były drewniane i niezadbane. Wszystko oświetlała tylko jedna lampa, świecąca urywanym światłem. Z pewnością dawałoby więcej jasności, gdyby nie złoża pająków i innych insektów, które na żarówce stworzyły swoje kokony. Zmarszczyłam czoło, nie mogąc sobie wyobrazić, jakim cudem będę musiała spędzić tam całą noc.

– Jesteś pewien, że to nie jest siedziba tego faceta z teksańskiej masakry piłą mechaniczną? – zapytałam, dalej wpatrując się w zaniedbany budynek.

– Wierz mi, są gorsze rzeczy. – Poklepał mnie pocieszająco po plecach. – A może to taki chwyt marketingowy, żeby odstraszyć potencjalnych klientów, a w środku mają większe luksusy?

– W tę bajeczkę to nawet ja nie uwierzę. – Założyłam ręce na piersi. – Tylko jedna noc. Zawsze mogliśmy trafić gorzej, prawda?

– Zawsze mogliśmy spać pod otwartym niebem, ale mogłoby pachnieć trochę palonym wampirem – rzekł, a ja zdziwiłam się, z jaką łatwością wypowiadał słowa o swojej potencjalnej śmierci. – Chodźmy, zameldujmy się przed świtem.

Skinęłam głową, ruszając za nim. Szedł pewnie przed siebie, pokonując kamienie i rozrzucone niedbale stare butelki. Podziwiałam jego kroki, wiedząc, że żaden człowiek nigdy nie osiągnie tego typu perfekcji kroku, jaki posiadały wampiry.

Chwycił za klamkę, opierając na niej przez chwilę dłoń. Później pociągnął ją pewnie, a drzwi zaskrzypiały niemiłosiernie. Dziwiłam się, że nie wyleciały z zawiasów. Christopher wzruszył ramionami, wpuszczając mnie pierwszą do motelu.

W środku wyczuwałam zapach kurzu, ale na szczęście nie doznałam żadnego smrodu, który paliłby moje nozdrza. Zaczynałam dawać temu miejscu więcej nadziei.

Christopher wprowadził mnie w hol, który pomimo widocznego zaniedbania nie krył żadnych rozczłonkowanych ludzkich zwłok, krwi ani piły mechanicznej. Jasne ściany zdobiły kopie popularnych obrazów z widocznie kiepskiego materiału, a moich uszu doszła muzyka z mało popularnej stacji radiowej. Podłoga była pełna odbitych śladów po obuwiu.

– Ktoś tu chyba długo nie sprzątał – szepnęłam do Christophera w drodze do recepcji, której nigdy bym nie posądziła o bycie takową. Zwykła ława i stolik z literami, mówiącym o celu położenia pojedynczego stołu na środku pokoju. Uniosłam brwi, patrząc na recepcjonistkę, która patrzyła na nas jak na wariatów.

To znaczy na mnie. Kiedy przeniosła wzrok na Christophera, natychmiast się rozbudziła, jakby ktoś wlał w nią litr mocnej kawy. Wstała z drewnianego, zdrapanego krzesła i wygładziła spódniczkę w kratę. Od razu skojarzyła mi się z Sabiną, która również wielbiła ten wzór. Jednak była jej zupełnym przeciwieństwem. Czarne włosy upięte miała w wysoki kok, a ostre rysy twarzy podkreślał równie mocny makijaż.

– Witam państwa! – powiedziała ze zbyt dużym entuzjazmem. Widocznie wampiryczny urok mojego partnera aż tak na nią zadziałał. – Tak naprawdę miałam zamykać, a tu taka niespodzianka! I od razu dzień staje się lepszy! – Klasnęła w dłonie.

– Moje uszanowanie. – Kiwnął głową Christopher, chwytając mnie za rękę. Poczułam dumę, że nie chce wykorzystać tego, w jaki sposób wpływa na młodą recepcjonistkę. – Potrzebujemy wynająć pokój na jeden dzień. Czeka nas długa podróż.

– Już się robi... – Dziewczyna zatrzepotała rzęsami, na których znajdowało się zdecydowanie za dużo tuszu. Wskazała nam ruchem dłoni drzwi po lewej stronie. – Pokój dla państwa.

Christopher uniósł jedną brew w górę i wystawił zdezorientowany ręce.

– I tyle? Żadnego sprawdzania tożsamości, podpisywania umów, czegokolwiek? – zapytał.

– Panie! – pisnęła dziewczyna, uderzając z rozbawieniem we własne kolano, zginając się lekko. – Jakbym się chciała przejmować papierami, to bym osiwiała. Umówimy się na cztery dyszki i wszystko będzie elegancko. – Mrugnęła okiem, szczerząc szeroko zęby. Były tak samo zaniedbane, jak motel, w którym pracowała.

Popatrzyliśmy na siebie z Christopherem lekko zaszokowani. Nie spodziewaliśmy się tego, ale nie protestowaliśmy. Im mniej formalności, tym lepiej. Szybciej mogliśmy otrzymać klucze i wejść do pokoju, który przez cały dzień miał należeć do nas.

Christopher zapłacił recepcjonistce i nie zgadując jej, odebrał klucze i razem ze mną poszedł w kierunku drzwi, z namalowaną cyfrą jeden, zapewne zwykłym, czarnym markerem.

Pokój był malutki – zresztą, czego mogłam innego się spodziewać. Od razu mój wzrok powędrował w kierunku okien. Żaluzje. Jak dobrze, przynajmniej nie musieliśmy zaklejać całego okna taśmami klejącymi. Nikt w sumie nawet nie zwróciłby na to najmniejszej uwagi. Christopher zgodnie z prawdą zauważył, że nikt się tam nie kręcił, więc nie miałby kto na to zareagować. Niemniej jednak rolety zaoszczędziły nam wiele minut pracy.

Dwuosobowe łóżko wyglądało na naprawdę niewygodne, ale starałam się nie zaprzątać tym głowy. Przecież spędzę tam tylko jedną noc (właściwie to dzień), a nawet podłoga w pobliżu Christophera wydawała się najwspanialszym posłaniem na świecie. Prócz łóżka znajdowała się tam mała szafa, na której stał telewizor, zapewne jeden z pierwszych płaskich telewizorów. Całkowicie był zakurzony, a na obudowie zauważyłam parę napisów z datami i podpisami: Tu byłam.

W czasie, kiedy Christopher mocował się z roletami, które nie były takie usłuchane, za jakie je miałam, ja wyciągnęłam z torby piżamę, bieliznę i kosmetyczkę z zamiarem pójścia pod prysznic. W myślach modliłam się tylko o dostęp do ciepłej wody. W takich miejscach to nigdy nie wiadomo. Zwinęłam wszystko w ręcznik, klęcząc na podłodze, która miała w sobie więcej skarbów, niżeli jakiekolwiek inne miejsce na świecie.

– Skoczę szybko pod prysznic – powiedziałam, powoli podnosząc się z podłogi, trzymając w ręce wcześniej złożone zawiniątko.

Christopher odwrócił się w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem, uśmiechając się lekko.

– Tylko nie każ mi długo czekać. – Mrugnął do mnie okiem, walcząc z ostatnią roletą, mocarnie usiłując ściągnąć ją w dół.

Ruszyłam do łazienki, która całą swoją wielkością przypominała pojedynczą, średnią kabinę prysznicową. Z trudnością pozbyłam się swoich ubrań, a jeszcze większą niedogodnością okazało się ułożenie ubrań brudnych i świeżych obok siebie. Łazienka była na to po prostu za mała.

W takich chwilach zazdrościłam trochę Christopherowi. Był wampirem, nie pocił się, nie wydzielał żadnych płynów – z wyjątkiem wampirzej śliny i jadu. Nie musieli dbać o higienę, była to tylko formalność, gdyby się ubrudzili lub mieli nagłą potrzebę poczucia się jak człowiek, którym kiedyś byli. Byli tacy idealni, ludzkie ciało, nawet pokryte najdroższym i najpiękniejszym kremem na świecie, nie mogło się równać z zapachem wydzielanym przez te nieśmiertelne istoty. Nieważne, jak bardzo ktoś dbałby o włosy – nigdy nie osiągnie efektu gładkich, grubych i lśniących włosów wampira.

Szybko wtarłam w ciało różany krem pod prysznic i zajęłam się pielęgnacją włosów na głowie. Woda nie była gorąca, ale chociaż nie była całkowicie zimna. Dokładnie sprawdziłam, czy nie mam nigdzie niechcianych włosów – nie chciałam ryzykować podniesienia pachy do góry, eksponując skórę niebędącą gładką do końca.

Szorowałam zęby chyba najdłużej w moim życiu, licząc, że miętowy posmak pozostanie na dłużej. Wtarłam w siebie delikatny krem, również o zapachu róż. Powąchałam się sama, zaciągając się cudownym zapachem. Liczyłam, że Christopherowi również się spodoba. Kobieta zawsze przed obiektem swoich westchnień chciała wyglądać i pachnieć zachwycająco.

Dlatego też zamiast zwykłych, niepasujących do siebie rzeczy, wzięłam te, które ładnie się ze sobą komponowały. Przejrzałam się po chwili w małym lustrze, podziwiając, jak wybrana przeze mnie piżama dobrze na mnie leży. Ręcznikiem podsuszyłam nieco włosy, aby nie kapała z nich woda i zapakowałam znowu wszystko w kupkę, tym razem owijając brudnymi ubraniami. Nie słyszałam żadnych odgłosów zza ściany – zaczęłam się mimowolnie zastanawiać, czy Christopher czeka na mnie, czy też zajęty jest przygotowywaniem pokoju na cały dzień, sprawdzając, aby na pewno żadne światło nie dostało się do środka.

Wyszłam po chwili z łazienki, próbując zasłonić włosami zaróżowione policzki, które pojawiły się, gdy zdałam sobie sprawę, że spędzę tyle czasu zamknięta w ramionach Christophera. Na samą myśl moje ciało pokryło się gęsią skórką, a w ustach robiło się sucho.

Wampir leżał już na łóżku, przykryty od pasa w dół zwyczajną, białą kołdrą. Patrzył na mnie, a jego czerwone oczy błyszczały mu. Ja za to skupiłam wzrok na jego idealnej klatce piersiowej. Był niesamowicie blady, ale kochałam to w nim. Wyglądał jak perfekcyjna, porcelanowa lalka.

Przyznałam sama przed sobą, że nie mogłam się doczekać, aż w końcu przytulę się do niego, jako do człowieka. Aby prócz swojej bliskości dał mi ciepło.

– Dołączysz do mnie? – zapytał, gładząc drugą stronę łóżka obok siebie.

Odgarnęłam z czoła niesforne kosmyki włosów, po raz kolejny tego dnia uśmiechając się szeroko. Starałam się dostać do niego powoli i z gracją, pamiętając, aby odpowiednio na niego patrzeć. Ale oczywiście musiałam potknąć się o torbę i z impetem uderzyłam swoim ciałem w jego, zupełnie tracąc równowagę.

– Przepraszam – bąknęłam zawstydzona, kierując się w moją stronę łóżka.

– A za co? Jeszcze nikt w tak dosadny sposób nie pokazał mi, że na mnie leci. – Poczułam, że jego ciało lekko wibruje od śmiechu. Po chwili zaś zaczął gładzić moją głowę, delikatnie przesuwając mnie w swoją stronę.

Przyjęłam zaproszenie, zbliżając się do niego. Oparłam moją głowę o jego twardą pierś, a jedną nogę zgięłam i położyłam na jego. Christopher objął mnie ramieniem. Przez chwilę wydawało mi się to snem. Westchnęłam donośnie, jakby z ulgi, kiedy zdałam sobie sprawę, że to wcale nie jest sen, tylko rzeczywistość. On naprawdę koło mnie był. Mogłam go podziwiać, dotykać, czuć go blisko mnie. Tylko tego pragnęłam.

– Jesteś taka piękna... – wyszeptał mi do ucha, przyjemnie mocno mnie do siebie tuląc. – Zwłaszcza teraz. Bez makijażu, naturalnie... Masz najpiękniejsze oczy na świecie, wiesz?

W odpowiedzi uniosłam się lekko, całując go przelotnie w usta. Później wróciłam do poprzedniej pozycji, kręcąc się lekko, usiłując znaleźć najdogodniejsze miejsce. Stęknęłam lekko, w końcu czując, że jest mi najwygodniej.

– Mogę już w tej chwili powiedzieć, że uwielbiam, jak tak robisz. Masz wtedy taki słodki głosik. – Pocałował mnie w czubek głowy. – Śpij dobrze, kochanie. Kolorowych snów.

– Przy tobie na pewno będą kolorowe – zapewniłam go, zamykając oczy.

Poczułam się od razu spokojniejsza, wiedząc, że znajduje się zaraz obok mnie. Stykając swoje zimne ciało z moim rozgrzanym. Wolną dłonią sunęłam po jego chłodnej klatce piersiowej, delikatnie rysując niezbadane wzroki koniuszkami palców. Gdy tylko na chwilę otworzyłam oczy, widziałam, że się uśmiechał.

Trwaliśmy tak chwileczkę – w spokoju, napawając się nawzajem naszą bliskością. Subtelność tej chwili była naprawdę piękna. Wiedziałam, co zrobiłby Wojtek – mając dziewczynę przy sobie tak blisko, nie powstrzymałby się i od razu rzuciłby się na nią. A Christopher po prostu zamknął mnie w swoich bezpiecznych ramionach, dając mi poczucie tej prawdziwej miłości, która niekoniecznie od początku wiąże się z cielesnością. Chciałam, żeby ktoś ten moment uchwycił – miałam wrażenie, że czas naprawdę się zatrzymał, a nasza miłość ciągle sunęła do przodu, będąc mocniejsza i mocniejsza.

Nowością było dla mnie bycie aż tak blisko z osobą, którą kochałam. Nie mogłam powiedzieć tego o Wojtku, a przecież z żadnym chłopakiem tak na poważnie nie byłam. Nie poczułam tego, co tak naprawdę znaczy znaleźć się w ramionach, które przypominają oazę.

Wtedy nie liczyło się to, że na początku planował zrobić ze mnie wampirzy posiłek, że przez chwilę się mną bawił, doprowadzając mnie niejednokrotnie do zawału, opuszczał i wracał parę razy, wystawiając moje serce na próbę. Nie liczyło się, że wykrzyczał mi w oczy, że nas już nie ma, że przestaliśmy istnieć, że nasza miłość wygasła.

W tamtym momencie nie liczyła się przeszłość. Nie liczyły się nasze błędy i burze z przeszłości. Liczyło się tylko tyle, że byliśmy przy sobie, pomimo tego wszystkiego. Być może różni jak ogień i woda. Ale miłość, która nas połączyła, była potężniejsza, niż oboje myśleliśmy. Bo wiecie... Prawdziwa miłość pokona wszystko.

________

Witajcie po raz drugi :)

Na razie dalej spokojnie wprowadzamy w nowy świat Natalii i Chrisa, nieco przyglądając się im (wydawałoby się) idealnemu romansowi :). Pamiętajcie, że przed właściwą akcją lubię sobie tak posmęcić, poopowiadać :D

Powoli zaczynam się rozpisywać, już ponad 2,5 k słów :). 

Zapraszam Was serdecznie na instagrama @nataliabrzezina.wattpad, gdzie postaram się wklejać jakieś ulubione cytaty (moje i mam nadzieję, że wasze - podsyłajcie mi je, będzie mi raźniej :) ). Poza tym raz już robiłam tam live'a i kiedyś chciałabym zrobić go ponownie :D

Do napisania! 

N.B

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top