Rozdział 8 Opowieści z chmur


Świat z lotu ptaka był jednym z najpiękniejszych widoków, jakie człowiek może zobaczyć w całym swoim życiu. To niesamowite jak budynki, które zawsze wydawały nam się nieosiągalne, stawały się wielkości mrówki. Cały świat zdawał się mieścić w naszych rękach. Chmury, które patrzyły na nas z góry, były teraz niżej – to one nas wtedy podziwiały, to my byliśmy oddaleni i nieosiągalni.

Nie był to mój pierwszy lot samolotem. Nie był to również mój pierwszy odległy lot. Podróż do Chin i z powrotem również była długa i wyczerpująca. Jednak za każdym razem, kiedy startował samolot, w brzuchu pojawiało mi się przyjemne uczucie, podobne do tego, kiedy startowała kolejka w wesołym miasteczku. Uśmiechałam się zawsze, wzbijając w chmury. Niektóre moje znajome odczuwały wtedy ogromny dyskomfort, a przy lądowaniu miały ochotę zwrócić z siebie posiłki z ostatnich sześciu dni.

Coś jednak sprawiło, że ten lot mogłam zaliczyć do moich ulubionych w całym moim życiu. Oczywiście, podziwiałam widoki za oknem, napawając się ich pięknem, co robiłam zawsze. Wtedy jednak po raz pierwszy mogłam to robić, przytulając się do mojego ukochanego, który cały czas obejmował mnie swoim troskliwym ramieniem.

Z tatą pożegnaliśmy się chłodno i ozięble. Starałam się wykrzesać uśmiech, podziękować za wszystko, ale przed oczami miałam te wszystkie straszne słowa, które wypowiedział w moim kierunku. Nie kochał mnie, bo nie potrafił mnie kochać. Ciągle mój rozum nie potrafił zebrać tego wszystkiego w jedną, spójną historię. Jego życie pozostało dla mnie nieznaną historią, a przemiana w człowieka wyglądała w moich oczach bardzo źle.

Aczkolwiek ilekroć spojrzałam na Christophera i na to, ile miłości byłam w stanie dojrzeć w jego przerażająco czerwonych oczach, nie wyobrażałam sobie, aby jego przemiana miała jakkolwiek odbić się na jego uczuciach. Są pewne rzeczy, które nic nie jest w stanie zniszczyć. Miałam nadzieję, że miłość jest jedną z nich.

– O czym myślisz? – zagadnął mnie brunet, mocniej przytulając mnie do siebie.

Uśmiech na mojej twarzy powiększył się, za każdym razem, kiedy zdawałam sobie sprawę, że jest blisko mnie i jest tam dla mnie. Nie sposób opisać słowami emocje, które buzują w tobie, gdy zaraz obok znajduje się osoba, która jest całym twoim światem. Masz ochotę zapisać w pamięci każde pojedyncze spojrzenie, każdy dotyk, każde czułe słowo, aby móc potem odtwarzać to w nieskończoność, zadając sobie pytanie: Czym ja sobie zasłużyłam, że mam kogoś tak wspaniałego?

– O tym, i o tam tym... – Przekładałam głowę na lewo i prawo, delikatnie zerkając prosto w jego oczy.

– Niczym filozof. – Przybrał poważną minę, jakby naprawdę nad czymś głęboko się zastanawiał.

– Ale mi tu z tobą dobrze... – Przeciągnęłam się, wtulając się w niego chyba już do granic możliwości. – Wiesz, co? Mogłabym tysiąc razy być przetrzymywana przez Radę, jeżeli wiedziałabym, że za każdym razem będzie mi dane spędzić z tobą troszkę czasu.

– Mamy prawie trzydzieści godzin lotu przed sobą, a potem... – Zaczął żartobliwie liczyć na palach. – A potem, kochana, mamy przed sobą całe życie.

Nie muszę chyba mówić, jakie szczęście tworzyło się we mnie za każdym razem, kiedy dostawałam obietnice spędzenia z nim każdego momentu mojej egzystencji. To było jak piękny sen, z którego pragnęłam się nigdy więcej nie obudzić.

– Co zrobimy, jak już będę człowiekiem? – Zastanowił się na głos. – Znajdę pracę, kupimy sobie działkę, postawimy swój własny dom... Będziemy żyli jak każda, normalna rodzina. Bez wampirów, bez niebezpieczeństw, bez tych pościgów i wyrzeczeń. Tylko ty i ja.

Już miałam mu coś odpowiedzieć, po czym złożyć na jego ustach czuły i długi pocałunek, jednak głośne parsknięcie trzeciej osoby na pokładzie skutecznie mi to uniemożliwiło.

– Oj, przepraszam. Tak reaguje na takie romantyczne pierdolenie. – Aleksander stał przed nami, w przejściu między kabiną pilota i częścią dla pasażerów.

Samolot nie miał wielu miejsc, był prywatny. Nazwałabym go nawet odrzutowcem, ale nie umiem określać tego typu rzeczy. Nigdy się tym aż tak nie interesowałam.

Wampir patrzył na nas, być może z politowaniem, ale nie potrafiłam aż tak dobrze odczytywać jego emocji. Christopher jednak ani na milimetr mnie od siebie nie odsunął. Ciągle trzymał mnie przy sobie, chociaż jego wzrok dawno powędrował na Aleksandra.

– Włączyłem autopilota, jeżeli to ludzie chucherko wystraszyło się, kto pilotuje – wtrącił, patrząc na mnie wyraźnie jak na kogoś gorszego.

– Wiem, że coś takiego istnieje – burknęłam.

– O proszę, czyli jednak blondynka tylko z wyglądu.

Przewróciłam oczami.

– Jesteś tutaj po to, żeby mnie obrażać?

– Nie, jeszcze po to, żeby was przetransportować na Rarotongę.

– Na co?

– Rarotongę. Wyspy Cooka, to jak sama nazwa wskazuje, wyspy, a nie wyspa. Co oznacza, że w jej skład wchodzi więcej niż jedna wyspa – mówił powoli, jakby tłumaczył to pięciolatce. – Lekarstwo z tego, co wiemy, znajduje się właśnie na jednej z nich, zwanej Rarotongą.

Podszedł bliżej nas i zajął miejsce naprzeciwko. Rozłożył się wygodnie i wystawił nam nogi niemal przed samą twarz. Christopher zmarszczył brwi.

– Co? Boisz się, że mi nogi śmierdzą? Jestem wampirem, głupcze, moje stopy pachną jak najdroższe perfumy twojej laluni. – Pomachał nimi szybko.

– Aleksandrze... – zaczął Chris.

– Aleksandrze... – powtórzył za nim wampir, wyraźnie go parodiując. – Jak oficjalnie. Aleksandrze... Christopherze... Ale wy w sumie cały czas tak rozmawiacie, jakbyście nie mogli pogadać o pogodzie czy o tym, kto wygra mistrzostwa w piłce nożnej. Wszystko brzmi tak, jakby to William Shakespeare pisał. Trochę więcej luzu, a wasza cudowna miłość będzie jeszcze cudowniejsza.

Wampir cały czas bawił się sygnetem na swoim palcu. Byłam ciekawa, skąd go miał, ale nie miałam nawet ochoty go o to pytać. Równie dobrze mogłoby mnie interesować, skąd wziął buty na te swoje stopy pachnące Chanel.

– Rarotonga to największa wyspa, jeżeli chodzi o Wyspy Cooka, także macie sporego pecha. To ponad sześćdziesiąt kilometrów kwadratowych plaż, dżungli i jaskiń, gdzie może znajdować się lekarstwo. Cudem będzie, jak znajdziecie to, nim blondyna przejdzie menopauzę. Nam to nie grozi, co nie, Christopher? Dobrze jest być facetami, a wiesz, co jest lepsze? Lepiej jest być wampirami.

– Czy ty właśnie chcesz nas zniechęcić do poszukiwań? – zapytał Christopher.

– Boże, skończ z tym uczonym tonem! Nie łatwiej jest ci powiedzieć: chcesz, żebyśmy to rzucili w cholerę i poszli się bzykać? – wybuchł śmiechem. – Chris... Brachu. Jestem pewnie dwa razy starszy od ciebie, a wiekiem mentalnym bliżej mi jest do twojej dziewczyny. Serio. Natalia, lubisz takich starych dziadków, co cytują co po chwilę Makbeta? Nie, nie chcę was przekonać, żebyście nie szukali lekarstwa. Róbcie, co chcecie, ja was tylko mam zawieźć w jedną stronę i na tym skończy się nasza wspólna przygoda. Mamy przed sobą jeszcze trochę czasu. To, co? Gramy w pytania?

Christopher spojrzał na niego jak na największego idiotę na świecie. Za to Aleksander patrzył na niego, jakby zaproponował kieliszek wódki dorosłemu.

– To ja zacznę – mruknął, a jego ton zupełnie nie pasował do jego niebezpiecznego wyglądu. – Natalia. Twój tata wspomniał mi coś o sobie. Czy to prawda, że sprowadzałaś sobie do domu co chwilkę jakiegoś innego chłopaka?

– Serio musimy grać w tę głupią grę?

– Masz coś na sumieniu? Mów, mów, ja i Chrisio czekamy. – Uśmiechnął się przebiegle, a ja głęboko westchnęłam.

– To prawda – odparłam, czując, jakby ktoś właśnie oskarżył mnie o morderstwo. – Ale nie trwało to długo, bo nie chciałam bawić się ich uczuciami. Nie kochałam żadnego, chociaż chciałam dać im szansę, ale nie potrafiłam. Ojcowie zawsze się martwią o swoje córki, kiedy spotkają się z chłopakami, więc liczyłam, że i mój trochę bardziej się mną zainteresuje, kiedy zacznę umawiać się na więcej randek.

– No i znowu zrobiło się ckliwie. Czemu wszystko, co mówisz, musi brzmieć tak ckliwie? Dobra, zadaj mi to pytanie.

– W Miłowie mój ojciec powiedział coś o tym, że cię przemienił, gdy cała twoja rodzina zmarła. Ale musiałeś zrobić coś... złego. Skoro nie chciałeś o tym mówić. Co to było?

– Ładnie, ładnie... – zaśmiał się pod nosem. Usiadł, opierając ręce na udach. – Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze ani o tobie, ani o Chrisie nie myśleli rodzice, żyłem sobie ja, mały Aleksanderek. Wraz ze mną żył sobie mój kumpel Adam, z którym należałem do bardzo fajnych stowarzyszeń. Niestety, zostały one rozbite przez jednego ruskiego hrabiego. No nieważne. Chciałem walczyć, bo Adama mi zabrali daleko, daleko i tęskniłem za moim kumplem. I tak oto wymordowali moją rodzinę. Wymordowali? Głupie słowo. Nikołaj był wampirem. Co więcej, Anastazja, moja ukochana też była wampirem. Co się okazało później? Zdradzała mnie z tym pieprzonym politykiem. Wtedy spotkałem twojego ojca. Przemienił mnie w wampira, abym mógł się zemścić. Najpierw zamordowałem Anastazję. Musicie wiedzieć, że pomagała ruskowi we wszystkim, w tym w mordowaniu mojej rodziny. Z zimną krwią spiła całą krew z mojej matki i moich sióstr. Nikołaj zaś zabił mojego ojca. Czemu mnie oszczędzili? Ich śmierć miała być dla mnie nauczką. Podobno. Przez lata ścigałem mordercę, aż w końcu dopadłem go w Petersburgu. No. To tyle. – Uśmiechnął się, jakby właśnie opowiadał historię z jakiegoś filmu, a nie traumatyczne wydarzenia ze swojego życia. – Teraz moje pytanie do Chrisia. Ile miałeś przed nią dziewczyn? Ja się może pochwalę, żebyś się odważył. Coś koło pięciuset, średnio trzy na rok. Dłużej się nie dało z nimi wytrzymać. Na początku fajnie, ale potem zaczęły się te damskie fochy, których po prostu nie mogłem znieść. No... Teraz ty, Chris.

– Skończmy tę idiotyczną grę, co? – mruknął widocznie niezadowolony wampir, a zza jego warg wyłoniły się śnieżnobiałe kły. – Jeżeli próbujesz nas poróżnić, to ci się to nie uda.

– Matko boska, ale wy jesteście. Wszędzie spiski, wszędzie intrygi. To tylko zwykła rozmowa, a ty od razu coś nowego tam wynajdujesz.

– Co było, to było – powiedział stanowczo. – Ja przedtem kogoś miałem, Natalia przedtem kogoś miała i na co drążyć temat. Teraz jesteśmy razem i to jest najważniejsze.

–Nudziarze! – Niemal wykrzyknął. – No, ale niech wam będzie. To nie zmienia faktu, że jesteście największymi nudziarzami, jakich widział świat. – Wzruszył ramionami i wstał. Przez chwilkę myślałam, że się przeciągnie i ziewnie, ale przypomniałam sobie, że to przecież wampir i nie musi nic takiego robić.

Popatrzył na nas jeszcze krótką chwilkę i mruknął:

– Gdybym był człowiekiem, to umarłbym przy was z nudów.

***

Szyby w samolocie nie przepuszczały promieni słonecznych, dzięki czemu Christopher mógł przez całe trzydzieści godzin pozostać przytomnym. Ja jednak potrzebowałam drzemki i to nawet nie jednej. Chociaż pędziliśmy paręset kilometrów na godzinę, miałam wrażenie, że stoimy w miejscu. W oczach nieśmiertelnego (póki co) wampira nie widziałam krzty zmęczenia spowodowanym długą i żmudną podróżą.

– Gdyby ciągle trwała noc to w ogóle bym nie spał – zauważył trafnie Christopher, przerywając skutecznie moje rozmyślanie nad jego wiecznie rozbudzonymi oczami. – Z tego, co pamiętam, fajnie jest zapadać w sen.

Pokiwałam twierdząco głową i lekko się przeciągnęłam, prostując nogi. Przetarłam oczy i rozejrzałam się.

– Aleksander już wrócił już do sterowania samolotem? – Odchrząknęłam, bo mój głos brzmiał bardzo nienaturalnie.

Chris skinął głową.

– Gadał jeszcze coś pod nosem cały czas, próbował nawiązać dziwny kontakt, ale widocznie już mu się znudziło. Dziwny facet, naprawdę. Ale raczej nieszkodliwy. Trochę mu chyba już po prostu odbija. Poza tym za niedługo będziemy przygotowywać się do lądowania.

– Naprawdę? Chyba przespałam połowę lotu. – Złapałam się za głowę.

– I bardzo dobrze, bo na Rarotondze będziesz miała zdecydowanie mniej czasu na sen – powiedział poważnie, ale na jego ustach pojawił się cień zawadiackiego uśmieszku.

– Nie mogę się doczekać. – Cmoknęłam go w policzek. – Więc Rarotonga? Mogę to liczyć jako moje wymarzone wakacje w tropikach?

– Możesz to liczyć nawet jako miesiąc miodowy – rzekł Chris. – To znaczy po ślubie na pewno gdzieś pojedziemy, ale wiesz.

– Znowu zaczynacie? – Usłyszeliśmy donośny głos Aleksandra. – Będziemy lądować, przygotujcie się powoli.

Zgodnie z panującymi zasadami, (których przestrzegają nawet wampiry) zapięliśmy pasy bezpieczeństwa, przygotowując się do lądowania na tropikalnej wyspie. Czułam, że moja ekscytacja rośnie, ale na równi z nią rósł dominujący nade mną strach. Gdzieś tam, pode mną znajdowało się lekarstwo, które pomoże spełnić wszystkie marzenia Christophera, co przekładało się również na spełnienie moich marzeń.

Co, jeżeli przeoczymy lekarstwo? Co, jeżeli ktoś już je przed nami znalazł? Co, jeżeli nigdy go tam nie było?

_______________

Coraz bliżej, coraz bliżej, emocje, emocje i jeszcze raz emocje za niedługo wybuchną :)

Czy to cisza przed burzą? A może początek czegoś pięknego?

Dowiecie się już za niedługo w kolejnych rozdziałach Nocnego Oddechu!


Przyznacie, brzmiało to trochę jak reklama jakiegoś serialu.

Mamy więcej pytań, lekarstwo znajduje się (być może) na wyciągnięcie ręki, romans naszych bohaterów rozkwita. Co może pójść nie tak?

PS: Zapraszam na wattpadowego instagrama: nataliabrzezina.wattpad ! ;d Zawsze powiadamiam o nowym rozdziale, gdy nasz kochany wattpad zawiedzie i może czasami coś tam z Wami pogadam ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top