Rozdział I

Więc tutaj teraz będzie mieszkać.

Dziewczyna rozglądała sie po wnętrzu ogromnego, niemalże pałacu, który kilka dni wcześniej, kiedy tędy przechodziła wydwał się zwykłą ruiną. O tym że jej mama była łowcą dowiedziała się parę lat temu. Jednak nigdy nie widziała tak naprawde prawdziweo łowcy, nawet nie wiedziała gdzie mają siedzibe. Ale kiedy dwa dni temu zjawili się u niej Alec i Izabell, Nocni Łowcy, oraz Cichy Brat... jak sobie o nim przypominała robiło jej się niedobrze. Po wielu namowach ona, jej mama i Lucas-wilkołak, jej ojciec. Podjeli decyzję że zgodzą się na prowadzenie Instytutu. Jej mama zawsze powtarzała że nie chce do tego wracać, no ale jednak. Instytut miał tylko troje członków, Izabel i Axela, oraz jeszcze jakiegoś chłopaka, którego nie widziała. Powiedziała jej to Izabell. Teraz w Instytucie było sześciu członków. Dowiedziała się od Izabel i Aleca , że kilka tygodni temu zmarł Hog, twórca tego Instytutu. Ćisi Bracia i Rada Łowców podjeła decyzje, że to wałsnie jej matka bedzie taraz zajmować się Instytutem. Nie była szczególnie do tego przekonana ale szybko zaprzyjaźniła sie z rodzeństwem.

Stała jeszcze przez dłuższą chwilę kiedy na przeciw jej i jej rodziców wyszła Izabel i jej brat , chłopak pomogł jej rodzicom i zaprowadził do ich pokoju, a Izabel pomogła z walizkami Clary. Wyszli na trzecie piętro mineli dwoje drzwi gdzie zatrzymała sie Izzi i nachyliła klamkę. Pokój był dosć duży, ale za to skromny. Duże łóżko, ogromna szafa, W zasadzie dwie. W głebi pokoju były kolejne drzwi.

-Tam jej łazienka-szybko wyjasniła dziewczyna- A brudne rzeczy do pierwszych drzwi, tam pralnia. Twoi rodzice mają pokój niżej- wyświergotała .

-Dzięki- uśmiechneła sie miło.

-Rozpakuj się, za pół godziny przyjdę i cię oprowadzimy.

Zatrzasneła drzwi, a Clary otworzyła walizkę, a później szafe. Wydawała sie dość mała jednak miała sporo miejsca. Wzieła wszystko co miała w rodzinnym domu, każdą pamiątkę. Jej dom był już sprzedany. Narpierw ubrania. Z dumą spojrzała na poukladane ciuchy Jutro pewnie bedą juz porozrzucane cicho westchnęła. Szybkim ruchem przebrała pościel. Zamiast białej była teraz żółta w czerwone tulipany. Usiadła na miękim łóżku spojrzała w strone łazienki prawdziwy luksus stwierdziła. Ułożyła parę szamponów, miała ich naprawdę dużo, zawsze dbała głównie o włosy, no najpotrzebniejsze rzeczy, mydło, żele pod prysznic. Na koniec na swoim biurku postawiła figurkę słonia. Przypominał jej dzieciństwo kiedy go dostała, była jeszcze mała, stukł sie cztery-pięć razy ale jej mama go naprawiła. Nie było nawet rysy. Często się zastanawiała jak to sie robi. Teraz jak o tym myślała, na myśl nasuwały się runy. Akurat kiedy skonczyła się przebierać weszła Izzi razem z Alecem . Posłała im miły uśmiech, który odwzajemnili. Na parterze była kuchnia, jadalnia, salon i biblioteka.

-Za godzinkę kolacja-powiedziała miło mama Clary- Jolet przesuwając naleśniki.

Salon był ogromny i piękny.
Dziewczynie wydawało się, że jest z innej epoki. Fotele były pokryte skórą, podobnie jak dywan , ogromny dywan, był ze skóry. Piękny duży kominek gdzie palił sie lekki ogień. Pianino, czarne, z różnymi wzorami, salon łączył się z jadalnią, łaczył je długi stół. W jadalni, no dość typowiej. Półki były zapełnione różnymi przyprawami, mnóstwo obrazów. Biblioteka też była spora aby dostać książkę, trzeba było poruszać sie za pomocą drabinek aby dosięgnąć którąkolwiek. Przeróżne bronie, biurko, za nim duży fotel. Na parapecie siedział duży czarny kruk. Najpier się go wystraszyła, ale szybko Alec wyjaśnił jej, że tak tylko wygąda, żeby mu się przyjrzeć kiedy to zrobiła widziała małego pisklaka. Izzi powiedziała że należał do niedawno zmarłego mężczyzny. Mówiła spokojnie i z uśmiechem, równiez jej brat sie uśmiechał. Kiedy odszedł cały czas płakała a jej brat chodził smutny. Pogodzili się z jego śmiercią. Był dla nich jak drugi ojciec, zawsze mogli do niego przyjść, kiedy tylko chcieli.

-Obiad!

Weszli do jadalni, Luca i Jolet usiedli obok siebie, naprzeciw nich ich córka a obok niej rodzeństwo.

-A gdzie ten trzeci?- spojrzał na rodzeństwo wilkołak - teraz kolacje bedziemy jeść razem, wiec...

-On wie... kiedyś też jadaliśmy wspólnie-spojrzała w naleśniki- on chyba wyszedł...

-Jak to wyszedł, nic nie mówiąc- starsza kobieta spojrzała na troje nastolatków.

-No Hog mu zawsze pozwalał-odezwał się Axel.

-Teraz bedą tu panować inne zasady- stwierdził poważnie Luca.

W dość ponurych nastrojach zaczeli jeść kolacje , jednak szybko sie rozweselili już o pełnych brzuchach, dziewczyny posprzatały. Właśnie Luca udawał byka, Alec sie zaksztusił, ale pare sekund później trzymał sie za brzuch tak jak pozostali.

-Tego mi brakowało- stwierdziła Izzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top