Rozdział 20
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania!
________________________________
Powrót do domu minął im w milczeniu. Ezra wciąż był w podłym humorze, więc prowadził samochód o wiele gwałtowniej, niż wcześniej. Parę razy wymusił pierwszeństwo, nie miał też oporów przed przejechaniem na czerwonym świetle, gdy dookoła nie było ani żadnych innych aut, ani czekających na przejściu przechodniów. Wystawionymi mu mandatami w ogóle się nie przejął. Zdziwił się co najwyżej, że patrząc na jego samochód, jakiś mało spostrzegawczy policjant, postanowił nałożyć na niego równie niską karę.
Gdy dojechali na miejsce, wyszedł z auta jako pierwszy. Nie czekając, aż Sean do niego dołączy, ruszył w stronę wyjścia z garażu. Nie silił się nawet, aby zamknąć samochód, tutaj i tak nikt nie ważyłby się go tknąć bez jego zgody.
– Ezra – zaczął Sean, idąc szybkim krokiem, aby się z nim zrównać. Trzymał dłoń na ramieniu, po którym intensywnie się drapał. – Moglibyśmy... porozmawiać?
– Idź spać – rzucił krótko, otwierając drzwi. – Mam dużo pracy, a ty powinieneś odpocząć.
– To nie zajmie dużo czasu.
Wampir zazgrzytał zębami. Co miał mu powiedzieć? Że nie był w stanie z nim teraz rozmawiać? Że zaledwie pół godziny wcześniej o mało nie rzucił się z pięściami na własnego brata, tylko dlatego, że ten był dla niego niemiły? Że był wściekły, bo próbował stanąć w jego obronie, a w zamian otrzymał jedynie reprymendę?
Potrafił wymyślić naprawdę wiele rzeczy, które chciałby zrobić z Seanem, ale tak się składa, że wspomniana rozmowa nie zaliczała się obecnie do żadnej z nich. Mówiąc dosadniej, była ostatnią rzeczą, której pragnął.
– Sean, mówię poważnie, idź do siebie.
– Nie mam pięciu lat, żebyś odsyłał mnie do pokoju.
– Czy ty naprawdę zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
Nie wdając się w dalsze dyskusje, przeszedł przez hol i ruszył prosto do swojego gabinetu. Słyszał kroki idącego za nim mężczyzny, ale już nawet nie zawracał sobie głowy tym, żeby dłużej go odprawiać. Może i nie był specjalistą od ludzkich zachowań, ale ale wciąż potrafił wyczuć, czy jego rozmówca odpuści, czy do samego końca będzie stawiał opór. Podejrzewał, że akurat Lane nie zrezygnuje tak łatwo.
– Wiesz, że powinieneś bronić swoich racji? – zapytał, po wejściu do gabinetu. Sean, który wszedł do pokoju zaraz po nim, odwrócił się, aby zamknął drzwi. – Nawet jeśli Valentine martwił się o swojego psa, powinien zachować się jak przystało na jego wiek.
– Nie winię go.
– I właśnie dlatego ja robię to za nas obu – mruknął, podchodząc do biurka. – Tylko ludzie z najniższych warstw społecznych mają tupet, aby wygłaszać uwagi na temat różnic rasowych. Valentine nie miał prawa zarzucać ci braku kompetencji. Nie, kiedy tylko dzięki tobie Drzazga przeżyła.
Zamiast obejść biurko i usiąść w swoim fotelu, zajął miejsce przeznaczone dla gości. Nie chciał patrzeć na Seana, uznał zresztą, że w ten sposób zmusi go do szybszego powrotu do własnej sypialni. Weterynarz już i tak słaniał się na nogach, było tylko kwestią czasu zanim dotrze do niego, jak beznadziejnym pomysłem było przychodzenie za nim do gabinetu.
– Dlaczego... zareagowałeś w ten sposób? – zapytał tymczasem znienacka Sean. – Nie musiałeś stawać w mojej obronie, mogłeś przyznać Valentine'owi rację. Aileen zbadałaby Drzazgę i byłoby po sprawie.
Ezra zacisnął dłonie na podłokietnikach.
– Nie będę stał bezczynnie, gdy wyglądasz, jakbyś zaraz miał się rozpłakać. – Poruszył nerwowo szczęką. – Nigdy więcej nie chcę widzieć cię w takim stanie.
– Przecież to nie ma żadnego sensu. Jestem człowiekiem. Kimś, kto może i jest potrzebny twojej rasie do przetrwania, ale w gruncie rzeczy nic dla niej nie znaczy.
Wbił paznokcie w obicie fotela.
– Już ci mówiłem – zaczął stonowanym tonem. – To, że wydaje ci się, że nic nie znaczysz, oznacza jedynie, że wciąż szukasz w nieodpowiednim miejscu.
Sean wydał z siebie przeciągły jęk.
– To nie film, Ezra. To nie kwestia odpowiedniego miejsca, tylko przypadku. Zrządzenia losu.
– Może. Z tym, że nieważne, co powiesz, ja wciąż będę obstawał przy swoim. Nie pozwolę, żeby ktoś cię poniżał.
– Dlaczego? Czemu aż tak ci na tym zależy?
– Zawsze bronię swoich bliskich, Sean. A ty, tak się składa...
Nie dokończył, ponieważ w tej samej chwili przed jego twarzą pojawiła się dłoń Seana. Drobne palce poprzecinane mnóstwem mikroskopijnych blizn, zacisnęły się na jego brodzie i pociągnęły ją ku górze, zmuszając go do przyciśnięcia głowy do oparcia. Otworzył szerzej oczy, kiedy widok sufitu zasłoniły mu jasne włosy, ale nie był w stanie się poruszyć, bo w tym samym momencie poczuł na czole dotyk ciepłych warg.
Przez pierwsze sekundy, nie wiedział, co tak właściwie się wydarzyło. Gdy jednak to do niego dotarło, było już za późno na sensowną reakcję. Odebrało mu oddech, spojrzenie pociemniało, ciało zdawało się być poza zasięgiem umysłu. W chwili, w której Sean go pocałował, coś jakby wskoczyło na właściwie miejsce. Ostatni trybik, który sprawił, że serce wampira drgnęło, a kiedy na powrót ruszyło, wybijało już całkiem inny rytm.
Pocałunek w czoło... Ezra spotykał się w życiu z naprawdę wieloma osobami, ale jeszcze nigdy nie doświadczył tak elektryzującego uczucia. Nic nie mogło się z nim równać: ani najgorętsze pocałunki z modelkami z pierwszych stron gazet, ani nawet seks na pokładzie luksusowego jachtu z jednym z jego przystojnych kapitanów. To, czego doświadczał tu i teraz, było lepsze od wszystkiego, czego miał okazję doświadczyć.
Pod każdym możliwym względem.
– Co ty...? – zaczął, ledwie będąc w stanie ułożyć w głowie jakieś sensowne pytanie. – Dlaczego tak nagle...?
Błąd. Bardzo duży, nieprzemyślany błąd, który sprawił, że moment przeminął, a sam Sean przedwcześnie się wycofał. W jednej sekundzie nachylał się nad wampirem, a z drugiej stał wyprostowany jak struna, usiłując patrzeć wszędzie, tylko nie na niego.
– Przepraszam, uznałem... chciałem ci w ten sposób podziękować – wychrypiał, pocierając kark. – Za to, że się za mną wstawiłeś i za to, że mówisz tak, jakbyś wierzył...
– Wierzył? – powtórzył za nim jak ostatni kretyn.
– No wiesz... że mógłbym stać się równy takim jak ty.
Ezra rozchylił wargi. Uniósł głowę z zagłówka i popatrzył na weterynarza, jak na kogoś niespełna rozumu. W jego własnym umyśle obecnie też nie działo się zresztą zbyt wiele. A może wręcz przeciwnie, działo się tak dużo, że nie był w stanie skupić się na jednej sensownej myśli.
– Tak że ten – odchrząknął Sean. – Przepraszam i... nie, tak właściwie nie ma żadnego „i". Lepiej już pójdę.
Z tym, że było na to zdecydowanie za późno. Nawet jeśli faktycznie planował odejść, musiał liczyć się z tym, że właśnie pocałował kogoś, kto był z nim połączony nierozerwalną więzią.
– No chyba, kurwa, śnisz – warknął Ezra, wychylając się znad krawędzi fotela i chwytając niczego nieświadomego weterynarza za ramię, aby zmusić go do powrotu. – Nawet nie myśl, że teraz gdziekolwiek pójdziesz.
Przyciągnął do siebie mężczyznę, który nieprzygotowany na tak gwałtowną reakcję, zachwiał się i wpadł na podłokietnik fotela, w ostatniej chwili podtrzymując się o niego wolną dłonią. Nie zdążył się jednak na powrót wyprostować, bo w tej samej chwili wampir chwycił go za drugie ramię i bez trudu wciągnął na fotel. Nie wiedzieć kiedy Sean znalazł się na jego kolanach.
Trudno także powiedzieć, na którym z nich zrobiło to większe wrażenie, bo Sean wydał z siebie zduszony okrzyk, a Ezra zacisnął zęby tak mocno, że nieomal nie połamał kłów.
– Masz jedną szansę, żeby powiedzieć, że tego nie chcesz – wychrypiał, sięgając ku jego biodrom. Miał wrażenie, że oszaleje, jeśli nie wykona kolejnego ruchu, ale zawczasu musiał się upewnić, że nie zrobi nic wbrew woli tamtego. – Jedną jedyną szansę, żeby kazać mi przestać, Sean. Jeśli to zrobisz, odpuszczę. Jeśli nie... przysięgam na wszystko, nie zdołasz mnie dłużej powstrzymać.
Sean z wrażenia rozchylił wargi. Jeśli nawet myślał o tym, aby zaprotestować, zmienił zdanie w momencie, w którym wampir zacisnął palce na jego nodze i pokierował nią w taki sposób, że nagle zamiast bokiem, siedział na nim okrakiem. Otumaniony tym nowym doznaniem, nie miał wyjścia, jak tylko skinąć głową, przyzwalając na cokolwiek, co tylko tamten zamierzał z nim zrobić.
A Ezra, co tu dużo mówić, zamierzał zrobić wszystko, począwszy od wplecenia palców w jego włosy i przysunięcia do siebie jego twarzy. Nie czekając ani chwili dłużej, wpił się wargami w usta weterynarza, który w tym samym momencie wydał z siebie przeciągły jęk.
Żaden z nich nie wiedział, jak to jest całować kogoś, z kim było się związanym przeznaczeniem. Sean, bo wciąż nie miał świadomości o drugim dnie łączącej ich relacji, a Ezra, bo nigdy nie sądził, że faktycznie nadarzy się szansa, aby to sprawdzić. Teraz, gdy już ją dostał, musiał przyznać, że nie żałował. Uczucie, którego doświadczył w chwili, w której jego wargi opadły na wargi Seana, było tak obezwładniające, że gdyby nie siedział, niechybnie opadłby na kolana, nie będąc w stanie ustać na nogach.
Przygryzł wargę jasnowłosego, myśląc o tym, jak niewiele dzieliło go od poderwania Seana na ręce i rzucenie go na blat biurka, nie bacząc na leżące na nim dokumenty. Chciał pozbyć się jego ubrać i całować z taką żarliwością i oddaniem, ze po wszystkim tamten jeszcze przez tydzień nie mógłby się doliczyć wszystkich śladów po jego wargach, zębach i języku.
Jakby domyślając się, co planował, Sean mocniej zacisnął palce na wampirzych ramionach. Z jego ust wydobył się kolejny jęk. Cudowny dźwięk, którym Ezra z pewnością by się napawał, gdyby nie fakt, że poza rozkoszą, kryło się za nim coś jeszcze. Narastająca niepewność wynikająca z tego, iż mężczyzna jeszcze nigdy nie dzielił z nikim pocałunków.
Z każdą sekundą jego niepokój narastał, Ezra słyszał jego przyśpieszone tętno, czuł pod palcami napinające się mięśnie. Sean nie miał pojęcia, co robić, więc desperacko usiłował kontrolować każdy fragment swojego ciała. Pozbawiony jakiejkolwiek wprawy, za wszelką cenę starał się dotrzymać kroku komuś, kto miał go za sobą ponad dwieście lat doświadczenia.
Bijące od niego zagubienie stało się w pewnym momencie tak oczywiste, że Ezra nie miał serca, dłużej go stresować. Dając za wygraną, z trudem przerwał pocałunek.
– Hej – wyszeptał z troską. – Nie myśl o tym aż tyle. Nikt cię nie ocenia.
– Ja... przepraszam – wydyszał zamroczony pożądaniem, ale wciąż świadomy swojej porażki Sean. Opierając dłonie na jego piersi, przez dobre kilka sekund walczył o oddech. – Nie wiem... nie mam pojęcia, co robić. To trudniejsze... niż myślałem.
Wampir oblizał wargę i zaklął w myślach. Doskonale wiedział, co zrobić, aby pozbawić weterynarza resztek zakłopotania i wątpliwości, problem w tym, że zdawał sobie jednak sprawę, że będzie go to kosztowało wszystkie resztki samokontroli. Już na tym etapie nie było mu łatwo zapanować nad emocjami. Desperacko łaknął znów poczuć na skórze wargi Seana. Chciał godzinami wsłuchiwać się w jego urywany oddech i nieregularne bicie serca. Z niecierpliwością badać dłońmi każdy fragment jego rozgrzanego, ludzkiego ciała.
Było zbyt ciemno, aby Sean mógł dostrzec jego spojrzenie, on jednak doskonale widział każdy fragment jego drżącego ciała. Jasnowłosy był zmęczony, przepocony i ubrany w pierwszy lepszy dres, a mimo to Ezra nie miałby żadnych oporów przed nazwaniem go w tym momencie najpiękniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widział.
Poczuł w piersi bolesny ucisk. Wiedział, że jeśli zbytnio się pośpieszy, pozbawiony jakiegokolwiek doświadczenia Sean, z łatwością się do niego zrazi. Zmienił więc podejście i zamiast w zniecierpliwieniu zacząć składać na jego szyi kolejne, namiętne pocałunki, uniósł dłoń i z wolna powiódł palcami po jego zaczerwienionym policzku. Choć od środka cały płonął, z zewnątrz starał się tego nie okazywać. Robił wszystko, aby jego ruchy były pozbawione przesadnej natarczywości. Aby za dotykiem, którym z wolna obdarowywał Seana, kryła się obietnica delikatności i wręcz niewyobrażalnej rozkoszy.
Nie przestając wodzić palcem po Seanowej twarzy, przesunął dłoń nieco niżej. Gdy musnął kciukiem jego zaróżowioną wargę, usłyszał kolejny jęk, zwieńczony ledwie wyczuwalnym drgnieniem piersi weterynarza. Jego dotychczasowe wysiłki zostały nagrodzone, gdy tamten nieświadomie rozchylił usta.
Nie czekając ani chwili dłużej, wyszedł na spotkanie tym niesamowicie pociągającym wargom. Wykorzystał okazję, aby wrócić do pocałunku, z tym, że tym razem naparł na weterynarza językiem. Posmakował go i pozwolił, aby sam także miał możliwość oswoić się z wnętrzem jego ust. Wciąż wodząc palcami po jego drżącym podbródku, szyi i napiętych ramionach, ostrożnie dotknął językiem jego zębów.
Był tak skupiony na sprawianiu Seanowi powolnej przyjemności, że nieomal przeoczył moment, w którym ten opuścił dłonie. Nieomal, bo w chwili, w której zarejestrował na granicy świadomości dotyk wsuwających się pod jego bluzę, zimnych palców, o mało nie zemdlał. Gwałtownie wciągnął powietrze, gdy Sean zaczął sunąć rękami wzdłuż jego żeber. Miał wrażenie, że jeszcze parę sekund, a umrze z rozpaczliwej tęsknoty i łączącego się z nią podniecenia. Czuł w spodniach niewyobrażalny ucisk, umysł przykryła gęsta mgła pożądania. Dodatkową motywację stanowił dla niego fakt, że sam również oddziaływał na Seana w równie dużym stopniu.
Niewiele myśląc, wyprostował plecy i przywarł mocniej do jego ust. Czuł tak wiele, a jednak wciąż za mało, rozpaczliwie pragnął znaleźć się jeszcze bliżej. Głaskać go, kąsać, smakować.
Bez zbędnych słów. Bez zahamowań.
W pewnym momencie dłoń Seana zahaczyła o krawędź jego bluzy, po czym nieznacznie ją uniosła. Zawahał się, spoglądając pytająco na wampira, który w odpowiedzi posłał mu przelotny uśmiech. Nie chcąc marnować czasu na zbędne wątpliwości, przejął inicjatywę i jednym sprawnym ruchem ściągnął ubranie przez głowę. Od razu pozbył się przy okazji ukrytej pod spodem koszulki, co poskutkowało tym, że Sean wydał z siebie głębokie westchnienie, które z kolei przerodziło się w jęk, gdy zniecierpliwiony wampir sięgnął ku jego własnej bluzie. Obie wylądowały na ziemi.
Wrócili do pocałunków, które z każdą sekundą stawały się coraz głębsze i natarczywsze. Żaden z nich nie miał doświadczenia z kontaktami z osobami przeciwnej rasy, ale na tym etapie zdawali się już rozumieć bez słów. Zachęcony pomocą Ezry, Sean dość szybko ośmielił się na tyle, aby nie potrzebować prowadzenia czy kolejnych wskazówek. W pewnym momencie odchylił nawet głowę, aby ułatwić wampirowi dostęp do szyi i obojczyków.
Nie omieszkał skorzystać z zaproszenia i zszedł z pocałunkami jeszcze niżej. Nie minęło wiele czasu, a Sean uniósł się na kolanach, aby ułatwić Ezrze dostęp do wiązania swoich spodni. Sam także próbował rozpiąć jego pasek, ale z tego całego napięcia, nie był w stanie zapanować nad drżeniem dłoni. Podobnie jak Ezra, chciał więcej i więcej. Fakt, że siedzieli w fotelu, nie stanowił w tym wypadku żadnej przeszkody.
Okazało się nią natomiast niewyciszony telefon Ezry.
– Nosz ja pierdolę – warknął wampir, cofając dłoń z nagiego uda Seana. – Nie wierzę, kurwa.
Zdążył opuścić jego spodnie zaledwie do połowy, nim w pomieszczeniu znów rozbrzmiał znajomy dźwięk jego służbowej komórki. Liczył, że połączenie szybko zostanie przerwane, gdy jednak to nastąpiło, odgłos niemal natychmiast rozbrzmiał ponownie. Ezra zaklął i przesunął się na brzeg fotela, aby wydobyć znienawidzony przedmiot z porzuconej obok niego bluzy. Fakt, że na jego kolanach wciąż siedział Sean, a nabrzmiała męskość boleśnie uciskała go w spodnie, wcale tego nie ułatwiał.
– Coś mówiłeś, że to nie film? – mruknął, na co Sean na powrót opadł na jego kolana i rozpalony, oparł głowę na jego ramieniu.
– Bogowie – wychrypiał, starając się zapanować nad przyśpieszonym oddechem. – Gdybym wiedział...
Ezra uśmiechnął się na myśl, że to z jego powodu weterynarz walczył obecnie o każdy kolejny haust powietrza. Liczył, że szybko wrócą do gry wstępnej, aby jednak do tego doszło, musiał zawczasu uciszyć wciąż dzwoniący telefon.
Miał szczerą nadzieję, że osoba, która postanowiła im przerwać, będzie miała ku temu naprawdę dobry powód. W przeciwnym wypadku planował ją albo zamordować, albo w najlepszym wypadku zwolnić.
– Czego? – syknął do słuchawki, po tym jak już udało mu się znaleźć telefon. Trzymał go jedną ręką, drugą wciąż gładząc Seana po udzie. Umyślnie wodził palcami to w górę to w dół, co chwilę zahaczając to o jego bokserki, to na wpół opuszczone spodnie.
– „Czego"? – powtórzyła za nim urażona Esther. – Czego, jak czego, ale nie takiego powitania się spodziewałam.
Przewrócił z irytacją oczami.
– Do rzeczy, jestem zajęty.
– Ty zawsze jesteś zajęty – odparowała, ale wyczuwając bijącą z jego tonu powagę, od razu przeszła do dalszej części: – Dzwonię, bo mam trzy wiadomości. Jedną dobrą, jedną wątpliwie dobrą i jedną, której jeszcze nie potrafię zaszufladkować, więc sam musisz zdecydować, czy jest dobra czy zła. Którą chcesz usłyszeć najpierw?
– Esther, nie przeciągaj.
W krótkim westchnieniu, które z siebie wydawał, zdołała zawrzeć całą gamę emocji, z czego większość z nich opierała się na byciu urażoną jego surowością.
– Okej. Dobra wiadomość jest taka, że chyba dowiedziałam się czegoś o łączącym cię z Seanem przeznaczeniu – zaczęła, na co Ezra gwałtownie zasłonił wyświetlacz ręką, aby stłumić jej głos. – Wątpliwie dobra: dzwonił Valentine. Twój ojciec zamierza wrócić do domu na czas tradycyjnego, przedślubnego polowania.
Ezra spojrzał w dół, na trwającego w bezruchu Seana. Twarz weterynarza była ukryta pod włosami, ale nic nie wskazywało na to, aby usłyszał, co powiedziała kobieta. Szczęście, że wampiry zwykle nie podnosiły głosu podczas rozmów. W końcu i tak słyszały się bardzo dobrze na ogromne odległości.
– Co z ostatnią wiadomością? – zapytał.
– Ostatnia również wiąże się z telefonem od twojego brata. Skontaktował się z nim sekretarz Erica Senvortha. Zaprasza was na spotkanie do siedziby swojej partii.
Ezra zaklął. Wbrew wątpliwością Esther, to zdecydowanie nie była dobra wiadomość. Polityk ot tak by ich do siebie nie zaprosił. Skoro wyszedł z inicjatywa, musiał kryć się za tym jakiś większy cel.
– Porozmawiamy wieczorem – zdecydował, wsuwając palce we włosy Seana. Był ciekaw, ile tamten z nim wytrzyma. Nie wiedział, ile czasu trwał z reguły ludzki seks, ale miał szczerą nadzieję, że jak najdłużej. – Ewentualnie w nocy, albo jutro rano. Dam ci znać.
– Dasz mi...? – powtórzyła za nim ze zdziwieniem wampirzyca. – Właśnie powiedziałam, że odkryłam coś w związku z twoją relacją z Seanem i że lada dzień wraca twój ojciec. Co jest na tyle ważne, że nagle postanowiłeś mnie zbyć?
– Zadzwonię później – odparł, ignorując jej pytanie i przerywając połączenie. Jeszcze tego brakowało, żeby Esther dowiedziała się o tym, co zaszło między nim i Seanem.
O ile w ogóle coś miało zajść, ponieważ Sean nie zareagował w momencie, w którym wampir na powrót rzucił telefon na bluzę. Nie poruszył się także w chwili, gdy złożył na czubku jego głowy zachęcający pocałunek.
– Sean? – zaczął, ale mężczyzna wciąż nie odpowiadał. – Sean?
Marszcząc brwi, wyciągnął dłoń, aby ostrożnie unieść jego głowę. Naraz stało się jasne, dlaczego milczał.
Jak się okazało, zasnął.
* * *
Zmęczenie Seana okazało się większe, niż początkowo można by zakładać, bo po tym, jak zasnął, nie obudził się przez kolejne czternaście godzin.
Gdy w końcu otworzył oczy i podniósł się z łóżka, okazało się, że znów nadeszła noc. Nie był zbyt szczęśliwy z powodu tego spostrzeżenia, ponieważ oznaczało, że przez kilka kolejnych godzin po posiadłości Blackworthów będą kręcić się wampiry. Ich aktywność wzmagała się, jak tylko zachodziło słońce, a jemu wciąż zbytnio nie uśmiechało się z nimi konfrontować. Nie mógł jednak na powrót się położyć, ponieważ w ponownym zaśnięciu przeszkadzały mu uporczywe odgłosy pustego żołądka. Nie pamiętał, kiedy ostatnio cokolwiek jadł, chyba jeszcze przed wampirzym czuwaniem.
Był niesamowicie głodny, więc przetoczył się po łóżku, aby sięgnąć po leżący na stoliku nocnym telefon. Zamierzał zamówić sobie z kuchni coś do jedzenia, ale nie było mu to dane, gdyż zamiast na przedmiot, natrafił na pustkę. Telefonu nie było w miejscu, w którym zwykle go odkładał, zamiast niego na stoliku znajdowała się książka i górująca nad nią elegancka lampka nocka. Sam mebel także uległ metamorfozie, ponieważ po dokładniejszym przyjrzeniu się, dało się dostrzec, że zmienił odcień drewna.
Weterynarz zmarszczył brwi i wyciągnął dłoń ku włącznikowi lampki. Wokół rozbłysło ciemne, pomarańczowe światło, które ujawniło wszystkie pozostałe zmiany, jakim uległa jego sypialnia. Zaścielone ciemną pościelą łóżko okazało się o wiele większe, a materac miększy. Na podłodze leżał ciemnobrązowy dywan, który ciągnął się aż do stojącej pod ścianą szafy. Na jej drzwiach znajdowały się lustra, które optycznie jeszcze bardziej powiększały już i tak ogromny pokój. Sean widział w nich swoje odbicie. Rozszerzył oczy na widok potarganych włosów i granatowej piżamy, która z całą pewnością do niego nie należała, bo jeszcze nie oszalał na tyle, aby kupować sobie piżamy z jedwabiu.
W rogu pomieszczenia stało biurko, na którym dostrzegł zamkniętego laptopa i kwiatka, który wyglądał raczej jak uschnięta gałąź z wystawy sklepu meblowego, niż faktyczna roślina do domu. Przez oparcie stojącego przy nim krzesła, była przewieszona marynarka.
Nie, to nie była jego sypialnia. Znalazł się w całkiem innym pokoju.
– Szlag, co jest? – zapytał sam siebie, przykładając rękę do czoła. Pamiętał, że był w swojej sypialni, a potem wstał, gdy przyszedł Ezra z informacją, że Drzazga się pochorowała. Pojechali razem do kliniki, a potem...
Rozchylił wargi, przypominając sobie, co stało się później. Rozmowę ze zdenerwowanym Valentinem, powrót do domu, konfrontację z Ezrą, która skończyła się zrzucaniem ubrań i serią namiętnych pocałunków.
Całował się z Ezrą Blackworthem.
Naprawdę całował się z Ezrą Blackworthem.
Przełknął ślinę i spojrzał raz jeszcze w lustro, a potem na dłonie tonące w rękawach drogiej, męskiej piżamy. Kojarzył, ze zasnął, zanim między nim a wampirem faktycznie do czegoś doszło, ale nie miał pojęcia, jak znalazł się w obecnym położeniu. Dlaczego wylądował w jednej z jego prywatnych sypialni? Skoro nie posunęli się dalej, mógł przecież wrócić do własnego pokoju.
– Oficjalna wersja jest taka, że straciłeś przytomność – odezwał się znajomy głos. Ezra stał w drzwiach, z zaciekawieniem przyglądając się zagubionemu lokatorowi. – Parę osób widziało, jak niosłem cię korytarzami. Uznałem, że tak będzie lepiej dla nas obu.
Sean zacisnął wargi. Na widok mężczyzny temperatura jego ciała podskoczyła o co najmniej parę stopni. Aż za dobrze pamiętał wrażenie, jakie zrobił na nim dotyk dłoni wampira. Tego, z jaką żarliwością obdarowywał go kolejnymi pocałunkami i z jaką gwałtownością pozbył się bluzy, jak tylko zorientował się, że Sean manewruje palcami przy jej krawędzi.
Jęknął, czując, że jego policzki znów oblewają się szkarłatem, a ciało ogarnia nowa fala pożądania. Stał przed nim mężczyzna, który nie tak dawno sunął palcami po jego nagim torsie i udach. Całował go i lizał w miejscach, do których sam nie był w stanie się dostać.
Zacisnął palce na kołdrze. Całe życie wyobrażał sobie, jak będzie wyglądał jego pierwszy pocałunek, ale nigdy nie miał odwagi zapędzić się do aż tak zakazanych rejonów. Obstawiał, że będzie niezręcznie, albo niepoprawnie, mokro, albo zbyt szybko. W żadnym wypadku nie podejrzewałby, że okaże się aż tak... dobrze. I to na tyle, że zamiast się stresować, momentalnie zacznie pragnąć więcej i więcej.
O mały włos nie przespał się z wampirem! Jakim cudem zasnął?!
– Umm... cześć – zaczął, uciekając spojrzeniem, co nie było takie proste, skoro przez pół pokoju ciągnęły się lustra, które odbijały wszystko, co się w nim znajdowało. – Czemu... jestem tutaj, a nie w swoim pokoju?
Nie usłyszał kroków zbliżającego się wampira, poczuł jednak, jak część materaca ugięła się pod jego ciężarem. Ezra bez wahania sięgnął ku trzymanej przez niego kołdrze i delikatnie opuścił ją w dół. Opadła na kolana Seana, który zadrżał, czując się psychicznie i fizycznie obnażony.
– Jak już mówiłem, kilka osób widziało, że niosę cię korytarzami. Powiedziałem im, że zemdlałeś ze zmęczenia i warto by było, żeby do czasu, aż się obudzisz, ktoś miał cię na oku. Aileen i Valentine musieli kontynuować objazd po sąsiednich klanach, więc zostałem tylko ja.
Sean skinął głową. Wytłumaczenie było mętne i dość naciągane, ale skoro inne wampiry je kupiły, to najwyraźniej dla nich miało jako taki sens.
– Wiadomo, co z Drzazgą? – spytał, sięgając do palców lewej dłoni. Skoro nie mógł dłużej trzymać kołdry, zajął ręce, skubaniem skórek przy paznokciach. – Aileen faktycznie ją zbadała?
Dostrzegł w lustrzanym odbiciu, że wampir kiwa głową.
– Poparła cię, twierdząc, że Drzazga ma się dużo lepiej i obecnie wymaga co najwyżej parodniowej kontroli. Zrobiła też Valentine'owi naprawdę konkretny wykład na temat podważania twoich kompetencji. Nie ukrywam, zaimponowała mi.
– Przywieźli ją z powrotem do posiadłości? W sensie Drzazgę?
Zaprzeczył.
– Valentine zabrał ją ze sobą. Doszedł do wniosku, że woli ciągać ją po domach, niż zostawić pod czyjąkolwiek opieką. Niezbyt to praktyczne, ale uparł się do tego stopnia, że nie dało się mu przemówić do rozsądku.
Sean odetchnął z ulgą. Wyglądało na to, że mimo zmęczenia dobrze ocenił sytuację i nie naraził suczki na żadne powikłania po silnym zatruciu. Przynajmniej jeśli chodziło o pracę, wciąż nie miał sobie nic do zarzucenia.
– Sean – zaczął Ezra, sięgając do jego dłoni. – Domyślam się, że jesteś skrępowany, ale możesz na mnie spojrzeć? Wolałbym mówić do ciebie, a nie do twoich pleców.
Oczywiście, że był skrępowany, niby jak miałby nie być w tej sytuacji? Przeżył swój pierwszy pocałunek z mężczyzną, który lada dzień miał zostać szwagrem jego najlepszej przyjaciółki. W obrębie stu mil nie było nikogo, kto nie znałby jego nazwiska, gorzej, pisali o nim w artykułach, w których nazywali go najgorętszym facetem w mieście!
I właśnie ten facet, z jakiegoś nieznanego mu powodu, okazał nim zainteresowanie. Nikomu nieznanym weterynarzem, który w stresie zaczynał liczyć wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu jego wzroku, nie cierpiał deszczu i miał obsesję na punkcie jak najczęstszych kąpieli, bo wciąż wydawało mu się, że lepi się od brudu.
Zacisnął powieki i powoli się odwrócił.
– Lepiej, aby byłoby miło, gdybyś zechciał na mnie spojrzeć, Lane.
Skrzywił się i posłusznie otworzył oczy, co okazało się sporym błędem, bo nie był przygotowany na to, jak niewielka odległość będzie dzieliła jego twarz od twarzy rozbawionego wampira. Zaskoczony, wydał z siebie przeciągły jęk, co było kolejnym błędem, bo zaraz przypomniało mu się, jakie dźwięki wydobywały się z jego ust w gabinecie Ezry.
Na samo wspomnienie tamtych odgłosów, jego ciało zareagowało gorączką. Poczuł naglącą potrzebę, aby zniknąć lub przynajmniej zapaść się pod ziemię i pozostać w niej przez kolejne dziesięciolecie. Nigdy wcześniej nie był w podobnej sytuacji, nie miał pojęcia, jak się zachować.
Na szczęście Ezra doskonale wiedział i nie zamierzał bezczynnie czekać na rozwój wydarzeń. Wręcz przeciwnie, jak tylko Sean rozchylił powieki, posłał mu sugestywne spojrzenie, po czym skrócił dzielący ich dystans. Gdy zetknęli się czołami, dotarł do niego zapach jego perfum. Zakręciło mu się od niego w głowie.
– Wiesz, Sean? – zaczął Ezra, wodząc wzrokiem od jednej z jego tęczówek do drugiej. – Jakimś cudem jesteś pierwszą osobą, która zasnęła w chwili, w której półnagi, usiłowałem ściągnąć z niej spodnie. Domyślasz się może, w jakim stawia mnie to świetle?
Owszem, domyślał, nim jednak skonstruował w głowie jakąś sensownie brzmiącą odpowiedź, wampir chwycił go za policzki i pocałował.
Sean nie spodziewał się po nim aż takiej zapalczywości, więc w pierwszej chwili nie odpowiedział na pocałunek. Dopiero w kolejnej, jego ciało przypomniało sobie, co robić i był w stanie odpowiedzieć na pieszczotę. Rozchylił wargi, pozwalając, aby wampir wsunął przez nie język. Westchnął z rozkoszy, gdy tamten jednocześnie przeniósł dłoń na jego udo.
– Wygląda na to, że wciąż na mnie reagujesz – wyszeptał między pocałunkami, badając przestrzeń między jego nogami. – Świetnie. Już się bałem, że tam, w gabinecie, to było tylko chwilowe zamroczenie.
– Mhm – wyrzucił z siebie Sean, bo nic więcej nie był w stanie.
Potem odchylił głowę i o mało nie opał z powrotem na poduszki. Ezra, który wyczuł zmianę w jego postawie, zmarszczył brwi i podtrzymał go za dłonie. W jego spojrzeniu pojawiła się troska.
– Co się dzieje?
Krzywiąc się, Sean przyłożył palce do pulsującej bólem skroni. Czując, jak roztaczający się przed jego oczami obraz, mętnieje, a w gardle zbiera się żółć, oparł się na ramieniu wampira i ciężko odetchnął. Chciał zajść z nim o wiele dalej, ale jego ciało było na to zbyt osłabione. Zbyt długo nie miał nic w ustach, zwyczajnie brakowało mu energii.
Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń, zaburczało mu w brzuchu.
– No tak, jedzenie – domyślił się Ezra. – Poczekaj, zaraz coś ci przyniosę.
Pomógł Seanowi oprzeć się o zagłówek łóżka, po czym wstał i ruszył w kierunku drzwi. Nie minęło parę sekund, a już znalazł się na korytarzu, z dala od weterynarza, który przymknął powieki, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
Wyglądało na to, że nie tylko z jego strony nie chodziło wyłącznie o chwilowe zamroczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top