Nocna dziewczyna
Nocna dziewczyna
Noc była ciepła, oświetlana lekko rozmytym przez chmury księżycem. Jak dla niej światła było dość, więc pewnie szła poboczem, prosto przed siebie. Po obu stronach wąskiej drogi widniał ciemny las, czarniejszy niż nocne niebo. Powinna szybko wrócić do domu. Skończyła pracę, wykonała ją jak należy i zapewne zasłuży na uznanie. Jednak przyjemnie było jeszcze przez chwilę zanurzyć bose stopy w gęstej trawie. Wietrzyk gładził skórę, poruszał ciemnymi włosami, a biała, lekka sukienka pieszczotliwie opinała młode ciało. Dlatego zwlekała z powrotem. Miło było poczuć zwykłe, ludzkie wrażenia w przez skórę, jak człowiek, nie jako czarny, gęsty dym.
Lubiła owe skradzione chwile, chwile tylko dla niej. Choć wiedziała, że powinna szybko przekazać nowy pakt, który przypieczętowała swoim pocałunkiem.
Drogą nadjechał czarny, warkotliwy samochód - żółte reflektory omiotły jej sylwetkę. Usłyszała podniesione męskie głosy, ale szła dalej, spokojnym, równym krokiem.
Tak jak przypuszczała, samochód zatrzymał się na poboczu i wysiadło z niego trzech mężczyzn, którzy śmiali się głośno i pożądliwie patrzyli w jej stronę. Zatrzymała się na sekundę, a później powoli weszła miedzy drzewa. Księżyc wyjrzał zza chmur i oblał ją zimnym blaskiem, odbijającym się od gładkiej, ciemnej skóry. Biała sukienka zalśniła w ciemnościach niczym zapraszające światełko.
Usłyszała trzask gałęzi pod butami, a potem ich zobaczyła - śmierdzieli piwem, męskim potem i żądzą. Ach, cóż to był za obiecujący aromat.
- Dokąd tak po nocy... sama... – zagadnął pierwszy z mężczyzn i zaśmiał się. Widziała, jak oblizuje spierzchnięte usta i mierzy ją wzrokiem drapieżcy.
Z każdym krokiem zbliżali się do niej - masywni, biali, coraz bardziej spoceni i napaleni, pewni swego. Pierwszy schwycił ją za rękę i mocno przyciągnął do siebie.
- Nie rób mi krzywdy - postarała się, by w jej głosie zabrzmiał płacz i lęk, chociaż na ustach pojawił się uśmiech, którego tamten nie zauważył.
Mężczyźni wybuchli triumfalnym śmiechem, a ten, który trzymał ją za rękę, przewrócił wprost na trawę, mech i drobne gałązki. Krzyknęła głośno, a wtedy rzucili się na nią jak sfora psów, przygniatając do ziemi, szarpiąc na niej sukienkę, siniacząc ciało.
Poczekała chwilę, jedna małą chwilę, ale gdy poczuła jak pierwszy z nich wchodzi w nią brutalnie, kiedy poczuła w sobie jego członek, zacisnęła się na nim mocno, z całej siły. Zawył i próbował się z niej wyrwać, ale nie było mu to dane. Dwaj pozostali odskoczyli z przekleństwem na ustach. Sięgnęła ręką w dół, zaciskając palce i kastrując gwałciciela jednym, gwałtownym ruchem, a następnie poderwała się i rzuciła się na kolejnego mężczyznę, tnąc paznokciami po aorcie. Trysnęła krew. Trzeci usiłował uciekać, ale skoczyła mu na plecy, zanurzając palce głęboko w oczodołach, oślepiając, a po chwili łamiąc kark. Wszystko to zrobiła naprawdę szybko, może nawet za szybko.
Trzeci nie żył, drugi wciąż tryskał krwią z rozerwanej aorty i osuwał się po pniu drzewa, nieudolnie próbując zatrzymać krwawienie. Nogi w brudnych butach kopały ziemię, oczy zachodziły mgłą. Pierwszy wył, trzymając się za krocze, ciemna krew płynęła mu między zaciśniętymi palcami i wsiąkała w trawę. Stanęła nad nim, choć jego zaszokowane spojrzenie prawie jej nie widziało.
Uśmiechnęła się, zsuwając z rozgrzanego ciała resztki niegdyś białej sukienki i czując na skórze ciepłe, nocne powietrze. Pochyliła się, zanurzając palce w ludzkiej krwi. Posmakowała. Jej oczy zalśniły rubinowym kolorem. Co za gratka, zaniesie do Piekła nie tylko kontrakt na duszę tego młodego gitarzysty, Roberta Johnsona, ale także zawlecze ze sobą dusze tych trzech grzeszników, gwałcicieli i zbirów, którzy chcieli się zabawić bezkarnie z młodą, bezbronną Murzynką...
Powoli, oderwała skrawek ludzkiego mięsa, a potem drugi, ciesząc się bólem i krzykiem jeszcze żywego właściciela. Hm, zabawi tu jeszcze parę chwil...
Jej praca, w tym lub innym ciele, dawała naprawdę wiele przyjemności, czasem całkiem niespodziewanych. Niektórzy w Piekle mówili, że bycie demonem z rozdroży nie jest zbyt ambitnym zajęciem, ale co oni tam mogli wiedzieć, durne pyszałki. Ludzie byli niczym fantastyczne przekąski. Należało tylko poczekać, aż sami położą się na półmiskach i podadzą - prosto do Piekła.
*
Następnego dnia w lesie niedaleko Martinsville, znaleziono porzucony samochód i krwawe szczątki trzech mężczyzn, jednak nigdy nie złapano sprawcy tej ponurej zbrodni.
impala1533- Maire.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top