Rozdział 4
Pokazałam mu całe miasteczko, a później spacerem wracaliśmy do domu. Wiał lekki wiatr, a słońce już zachodziło. Cicho westchnęłam. Każdy ukradkiem patrzył na mojego towarzysza. Kiedy byliśmy już w domu, Moon zadał mi pytanie:
-Luno, mogłabyś mi powiedzieć czym jest ta szkoła?
-Sam zobaczysz. Już jutro. Tylko nie mów czym się zajmujesz. Ludzie nie są do tego przyzwyczajeni.
-Spoko.
Poszłam spać. W nocy usłyszałam skomlenie, gdzieś w okolicach mojego domu. Wstałam, i chociaż trochę bałam się ciemności...wyszłam na dwór. W krzakach zauważyłam średniej wielkości włochatą kulkę. Uklęknęłam przy niej, pies (jak się okazało) spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami.
-Nie bój się.-Mówiłam szeptem.-Chodź tutaj nie zrobię ci krzywdy, no dalej.-Dodałam równie cicho.
Szczenię powoli przysunęło się w moim kierunku, wzięłam je na ręce i nagle stało się coś dziwnego...szczeniak zamienił się w dorosłego psa. O mało co nie dostałam zawału. Nagle zobaczyłam Moon'a. Stał jak wryty, ale szybko się otrząsnął.
-Co to za pies?-Spytał lekko zdziwiony.
-To...nie wiem, ale od dziś będzie moim psem. Tylko nie wiem jak go nazwać...em...niech będzie Księżyc.
-Okej... Ale...-Nie dokończył.
Nagle nasze bransoletki zaczęły błyszczeć i stworzyła się obroża z kamienie Noc Kairu. Magicznym sposobem włożyła się na szyję mego czworonożnego przyjaciela.
-Dziwne...nie wiedziałem że mój kamień umie zrobić coś takiego...-Powiedział Moon.
Nagle sierść Księżyca zabłyszczała. Stał się on prawie cały biały i jedyne co miał czarnego to uszy, ogon i nos. Wyglądał zabawnie. Wracając do rzeczy...Wzięliśmy go do domu, daliśmy coś do jedzenia i na koniec...poszłam spać, do swojego pokoju, a Moon nocował w pokoju gościnnym...
________________________________________________________________________________
Po tej części postanowiłam porzucić tę opowieść. Mimo to wolę jednak zostawić tę serię jako wstrzymane, więc jeśli wróci mi wena co do tego, to wstawię kolejne części.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top