XXII


Spoglądałam na Kamila, wpatrującego się w ekran telewizora. Odkąd do mediów przeciekła wiadomość o tym, że podejrzewany jest o stosowanie dopingu, dziennikarskie hieny nie dawały mu spokoju, bijąc do apartamentu drzwiami i oknami, nocą i w dzień. Marszczył brwi, zmieniając kanał po raz kolejny, licząc, że w porannych wiadomościach pokażą coś innego niż jego twarz i wypowiedzi ekspertów od czapy wziętych. Żal było mi ciemnowłosego chłopaka. To była kolejna noc z rzędu, której nie mógł przespać. Budziłam się co ranek, spoglądając na jego niespokojną twarz, wiedząc, że męczą go koszmary, jak to zawsze, gdy w jego życiu narasta góra problemów.

- Wyciągnę ci zaraz baterie z pilota - upiłam łyk kawy, gramoląc się na kanapę obok niego. Spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem, przepełnionym złością.

- Nie mogę się doczekać, aż przyjdą te cholerne wyniki - rzucił ostro w moją stronę. - I będę miał święty spokój.

- Ja też - parsknęłam śmiechem, równie szybko uciszając samą siebie. - Bywasz nieznośny.

- Ty też - uniósł brew, spoglądając na mnie kątem oka. Poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec na myśl o tym, jaką idiotkę zrobiłam z siebie kilka dni temu. Nie wiem i nadal nie rozumiem, czemu wypiłam to wino sama, nie czekając na niego. Dlaczego doprowadziłam się do stanu, w którym mówiłam rzeczy, których w życiu sama bym się nie odważyła powiedzieć. Może bałam się stanąć oko w oko z prawdą. Spoglądnęłam na wibrującą komórkę, na której ukazało się imię jednego z chłopaków z kadry. Jak na moje szczęście, miałam jakąś magiczną umiejętność rozkochiwania skoczków narciarskich w sobie. I nie była to raczej zręczność, której najbardziej pożądałam w swoim życiu. Ba, przynosiła mi więcej kłopotów niż szczęścia.

- Tak? - spytałam, odbierając leniwie.

- Dasz mi się wyrwać dzisiaj na kolacje? - usłyszałam pytający głos Kuby. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Był uroczy w swoim zdobywaniu mnie, a najbardziej podobało mi się to, że jego zainteresowanie mną nie malało mimo Stocha, będącego zawsze obok i patrzącego oceniającym wzrokiem. Nie obawiałam się też, że nagle kompletnie bez powodu powie mi, żebym się odczepiła. Tak robił Kamil, a ja nie chciałam pozwolić sobie cierpieć po raz kolejny.

- Czemu nie - odpowiedziałam spokojnym tonem. - Przyjechałbyś po mnie?

- Będę o 7 - odparł szczęśliwie. - Kazałbym Ci się wystroić, ale Ty nigdy nie zawodzisz w tej kwestii.

- Słodziak - poczułam, jak unosi się kącik moich ust. - To do zobaczenia.

Rozłączyłam się, blokując jednocześnie telefon. Nie minęło kilka sekund, a ja poczułam utkwiony we mnie wzrok Kamila, wyraźnie pytający gdzie idę, z kim i dlaczego go zostawiam.

- Umówiłam się z Kuba - rzuciłam, odkładając telefon na bok. - Chyba mogę tatuśku?

- Boże - schował twarz w dłoniach, rycząc żałośnie. - Tylko nie tatuśku.

- Dobrze, tatuśku - wyszczerzyłam zęby, patrząc, jak ten przekręca się z zażenowania.

- Kubie też tak mówisz? - odezwał się po chwili.

- Nie, to tylko dwa lata różnicy - mruknęłam do niego zgodnie z prawdą. Uwielbiałam żartować z daddy kinku i patrzeć jak Stoch skręca się z żenady. Było w tym coś uroczego i satysfakcjonującego jednocześnie. - A ty, jakie masz plany na dziś?

- Myślałem, że zabiorę Cię na przejażdżkę, ale najwyraźniej masz już plany - rzucił zrezygnowanym tonem, wyczułam w tym nutę rozgoryczenia. - Bawcie się dobrze. A ja zostanę w domu.

Poczułam się winna. Ale skąd mogłam wiedzieć, że ten chce mnie gdzieś zabrać? I co mogłam poradzić na to, że Kuba go ubiegł. Jednocześnie gryzłam się z tym, kogo wybrałabym, gdyby Kamil powiedział mi o tym wcześniej.

- Może chciałbyś jechać ze mną na obiad do mojej siostry? - spytałam pełna nadziei, że w taki sposób zażegnam swoje wyrzuty sumienia, a i spędzę czas ze Stochem w spokojnej atmosferze, pewna, że nie zacznie się nagle do mnie dobierać. - Nie chce, żebyś został tu sam.

- Nie będę jechał z litości - prychnął w swoim stylu, negując jak to miał zwyczaju moje słowa. - Gdybyś mnie tam chciała.

- Ale chce - przybliżyłam się do niego, ujmując jego twarz dłońmi i odwracając w moją stronę. Spojrzałam w te błękitne jak niebo o poranku oczy, przez które przebiegał jakiś cień smutku. Moje ciało przeszedł dreszcz, który zawsze robił to, gdy patrzyłam mu prosto w oczy. Było w nich coś magicznego, coś hipnotyzującego, co nie pozwalało oderwać od nich wzroku. Spojrzałam, jak kącik jego ust unosi się.

- I co tak patrzysz? - wypchnął mnie z letargu, w który wpadłam. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek zadowolenia z tego, że kolejny raz udało mu się mnie pochłonąć.

- Jesteś okropny - dałam mu kuksańca łokciem, za który ten złapał mnie mocno i pociągnął w swoją stronę. Wylądowałam na jego ramionach, a ten splótł je mocno wokół mojej talii, nie pozwalając się uwolnić.

- Uwięziłem Cię - usłyszałam jego męski śmiech, gdy próbowałam unieść jego ręce i zejść z jego kolan. Zadowolony patrzył, jak szamocze się, wiedząc, że i tak nie wygram.

- Puścisz mnie? - spytałam cichym tonem, wpatrując się ponownie w jego oczy. Tym razem obiecałam sobie, że tej walki nie przegram. - Kamil?

- Słodka jesteś - odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. - Wręcz rozkoszna.

- Możesz? - spytałam ponownie, naciskając na niego.

- I seksowna, gdy się złościsz - przejechał palcami po moich żebrach. - Chętnie pójdę z tobą na obiad.

Wyswobodziłam się z jego ramion, wywracając teatralnie oczami. Odniosłam wrażenie, że to była jego odpowiedź na to, że Wolny zaprosił mnie na kolacje. Musiał pokazać swoją przewagę. To, że dalej potrafi robić niesamowite rzeczy z moim ciałem i igrać z moimi uczuciami co nie zawsze mi się podobało. Oczywiście starałam się nie dawać za wygraną, jednak nie mogłam odmówić mu tego, że najzwyczajniej działa na moją wyobraźnię.

Ruszyłam w stronę sypialni, w której trzymałam ubrania. Szybko wybrałam spośród dużej ilości rzeczy coś ładnego i wygodnego, przygotowana na konfrontacje z moją siostrzenicą.

- Tylko nie zakładaj nic, co lubisz - krzyknęłam na całe mieszkanie. - Mała pewnie i tak ci to pomaluje kredkami albo zwymiotuje po jedzeniu.

- Wiem - usłyszałam głos Kamila tuż obok siebie i odskoczyłam, zahaczając o kant łóżka. Złapałam się za kostkę i syknęłam z bólu.

- Co ty tu robisz? - próbowałam jednocześnie zasłonić nagi biust i masować bolące miejsce. Ten kucnął przy mojej nodze i złapał ją w swoje dłonie, powoli rozmasowując bolące miejsce.

- Przyszedłem po koszulke - mruknął, spoglądając kątem oka na mój nagi brzuch. - Skąd miałem wiedzieć, że się przebierasz.

- Trzeba było wyjść, gdy to zauważyłeś - fuknęłam na niego zła. Ten spojrzał na mnie, uniósł brwi i uśmiechnął się chłopięco.

- Sam wiesz, że przy takich widokach to dość ciężkie - odparł, próbując nie parsknąć przy tym śmiechem.

- Czy ty zawsze musisz być taki... taki....

- Dwuznaczny?

- Dokładnie - zmrużyłam oczy, a ten roześmiał się.

- Mam tak tylko przy tobie - mruknął cichym tonem. - Zresztą bawią mnie twoje reakcje. Cóż, ta była średnia...

Spojrzałam na zaczerwienioną stopę. No cóż, musiałam przeżyć dziś to, że raczej na kolacje z Kubą nie założę zbyt wysokich szpilek. Wstałam na równe nogi, wypychając Kamila jedną ręką z pokoju, na co ten zareagował śmiechem. Ubrałam się i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, w tym kluczyki od samochodu.

- Gotowa? - spojrzałam na pytającego mnie Kamila i skinęłam głową. - Gdzie klucze?

Prychnęłam cicho i ruszyłam w stronę drzwi. Ten rozumiejąc, że nie dostanie samochodu, bez słowa ruszył za mną. Całą drogę napajałam się ciszą, gdy obrażony o to, że nie pozwalam mu prowadzić z jego problemami z nogami, postanowił nie odezwać się nawet słowem. Ze spokojem słuchałam lecących w radiu Red Hot Chilli Peppers, gdy nagle, pojawił się kolejny utwór. Ten, przy którym pierwszy raz całowałam się z Kamilem. Zmarszczyłam brwi, sięgając do radia, aby zmienić stacje, gdy ten zatrzymał moją rękę i odłożył ją na bieg.

- Daj chociaż powspominać - wyszeptał nieco zasmucony.

Postanowiłam zostawić piosenkę tak, jak sobie życzył, chociaż czułam się, jakby ktoś rozbijał mi serce na kawałki. Przypomniałam sobie, jakie to było niewinne, a jednocześnie zakazane. Jak kilka dobrych lat temu, przyparł mnie do ściany, całując namiętnie, a wszystko wokół jakby na chwilę się zatrzymało. Nogi drżały, a serce chciało wydostać się z klatki piersiowej. Smak tequili na jego ustach, zapach perfum, które dalej przypominają coś bliskiego mojemu sercu. Jego dłoń na moim udzie, a druga we włosach. Te wspomnienie dalej sprawiało, że czułam ciepło w sercu, które po chwili gaszone było tym, co jest teraz.

- Jesteśmy - powiedziałam cicho, a przed moimi oczami ukazał się niewielki dom, z pięknym ogrodem przed. Spojrzałam na biegającą wokół piaskownicy dziewczynkę, która na widok samochodu zaczęła jeszcze bardziej skakać.

- Chyba nie widziałem bardziej uroczego dziecka - rzucił Kamil, odpinając pasy bezpieczeństwa.

- Poczekaj, aż da popalić - mruknęłam do niego, sugerując, aby nie cieszył się przedwcześnie. Jak na tak niewielką istotkę, Marcelina potrafiła dopiec człowiekowi.

- Ciocia! - usłyszałam pisk dziecka. - Wujek?

- Ona mnie pamięta? - Kamil spojrzał na mnie zdziwiony. Skinęłam głową. Gdy się urodziła, byliśmy z Kamilem jeszcze razem. Potem widział ją ze dwa razy, a dziewczynka przylgnęła do niego tak mocno, że przez dwa lata musiałam pokazywać jej zdjęcia Kamila.

- Mamo, wujek Kamil tu jest! - rzuciła się w bieg do mężczyzny, kompletnie ignorując to, że jestem obok niego. Wywróciłam oczami.

- Marcysia - spojrzałam, jak chłopak unosi ją do góry na ręce, składając na jej policzku buziaka. Ta roześmiana przytuliła się do jego szyi, sugerując nam, że raczej go dzisiaj nie puści.

Przytuliłam moją siostrę na powitanie, zdziwioną obecnością Kamila w jej domu.

- Kamil? - spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

- Nie chciałam, żeby został sam - wytłumaczyłam jej spokojnie. - Marcela będzie szczęśliwa, ja spokojna, a Ty będziesz mieć więcej do zmywania.

- Prze zabawne - wystawiła mi język, ruszając w stronę domu.

Chwilę później siedzieliśmy na tarasie, z którego rozpościerał się widok na okoliczny staw. Mój widok był zgoła inny. Spoglądałam zaciekawiona na Marcelinę malującą Kamila kosmetykami jej matki. Ten posłusznie siedział z nią na kocu, co jakiś czas mówiąc coś, przez co śmiech jej śmiech słychać było aż na posesji obok. Gdyby miał dziecko, prawdopodobnie byłoby Ono najszczęśliwszym pod słońcem. Nie znałam jeszcze nigdy nikogo, kto miałby taki dobry kontakt z nimi jak On.

- Co sądzicie? - ruszył w naszą stronę, pokazując dzieło na jego twarzy. Parsknęłam głośnym śmiechem, widząc różowe cienie na powiekach i czerwoną szminkę na ustach.

- Do twarzy ci - zasugerowałam chłopakowi.

- Da się to zmyć? - spytał, spoglądając w lusterko lekko zaniepokojony.

- Dobre pytanie - umiechnęłam się szczerze. - Marcysia, co tak zmalowałaś wujka?

- Bo ty nie chciałaś - powiedziała dziewczynka, wystawiając język.

- Po tym, jak ostatnio włożyłaś mi szminkę do oka - zaczęłam gdy ta przerwała mi.

- Pszypadkiem! - złożyła usta w podkówkę, spoglądając to na mnie, to na Kamila. - Ale podoba ci się wujek?

- Jest... pięknie - odparł Kamil, ukrywając przerażenie tym, że owa szminka nie chce zejść mokrymi chusteczkami.

- Nie mogę się doczekać, aż będziecie mieć dzidzi - roześmiała się mała dziewczynka, a mnie zamroziło. - Będę się nim opiekować i bawić z nim.

Kamil spojrzał na małą, po czym pogonił ja do zabawy, widząc moją minę.

- To tylko dziecko - usiadł obok mnie, widząc, jak zszokowana jestem słowami mojej siostrzenicy.

- Chciałeś mieć kiedyś ze mną dziecko?

- Głupio pytasz - skarcił mnie. - Marcela jest mała i nie wie, co mówi, dla niej to, że tu jestem, wygląda jakbyśmy razem byli.

- Chciałeś - przymknęłam oczy, wyobrażając sobie, co by było, gdybym przypadkiem była w ciąży i jak wyglądałoby teraz moje życie. - Czasami żałuje.

- Czego?

- Że nie zaszłam w ciąże, nawet z przypadku - poczułam, jak emocje biorą nade mną górę. - Może wtedy byłoby... inaczej.

Wybiegłam w stronę domu, czując, jak spod moich powiek wypływa stróżka łez. Nie wiedziałam, czy jestem gotowa na kolejny związek, nie potrafiłam wyleczyć się z poprzedniego, a widok Kamila z Marceliną rozczulał mnie do granic możliwości i przypominał o tym, jakie mieliśmy plany. Za to słowa dziewczynki wbiły mi sztylet w plecy, rozdzierając uczucia na pół. Spojrzałam na zaczerwienione oczy, wiedząc, że muszę wrócić i udawać, że wszystko jest okej. Otarłam łzy chusteczką i wróciłam do reszty. Spojrzałam na Kamila, spoglądającego na mnie smutnym wzrokiem.

- Mam wiadomość - zaczął ponownie. - Dzwonili z Pzn.

- I co? - dopytywała moja siostra.

- Wynik ujemny. - odpowiedział już szczęśliwszym tonem. A ja, mimo iż powinnam się cieszyć jego szczęściem, dalej cierpiałam. - Dodatkowo, okazało się, że ktoś włamał się do poprzedniej stacji badawczej. Sprawa poszła na policje.

- W końcu możesz trenować - powiedziałam, próbując się uśmiechnąć.

- Bez twojego wsparcia, raczej rzuciłbym to w kąt - złapał moją dłoń, ciesząc się jak dziecko. Spoglądnęłam na zegarek, który wybijał godzinę 17. Przypomniałam sobie o umówionym spotkaniu z Kubą, po czym wstałam od stołu.

- Musimy lecieć już - westchnęłam cicho. - Umówiona jestem jeszcze dzisiaj.

- Lećcie i baw się dobrze - odparła moja siostra, przytulając mnie mocno. - Musimy i tak pogadać jeszcze.

Skinęłam głową, oddając jej uścisk. Ruszyliśmy w stronę samochodu, a ja zaczęłam szukać kluczyków po kieszeniach. Spojrzałam na Kamila, a ten szczerzył się do mnie, wyciągając srebrne klucze i pędząc w stronę miejsca kierowcy.

- Przyfarciłeś - powiedziałam do niego, gdy odjeżdżaliśmy z posesji.

- Po prostu jestem ten mądrzejszy - uśmiechnął się delikatnie, zaciskając palce na kierownicy.

Jechaliśmy spokojnie drogą prowadzącą kilka kilometrów przez las, było już dobrze po zachodzie słońca. Wsłuchiwałam się w radio, próbując uspokoić samą siebie. Na zagadywanie Kamila odpowiadałam półsłówkami. Zastanawiałam się też, czy nie odwołać spotkania z Wolnym. Chciałam zamknąć się w sypialni i spać.

- Czemu się zatrzymujemy? - spytałam, zauważając, że zwalniamy.

- Kontrolka paliwa - mruknął.

- Nie tankowałeś? - wypięłam się z pasów, aby sięgnąć po telefon i poszukać najbliższej stacji. Ten wysiadł i zaczął grzebać pod maską auta. Chwile później wyklinałam każde drzewo po kolei i nieekologicznie miałam ochotę je wyciąć, za to, że odebrały mi dostęp do cywilizacji w mojej komórce.

- Chyba mamy problem - otworzył drzwi z mojej strony, a ja spojrzałam na niego zaniepokojona.- Coś jest z silnikiem.

- Jak z silnikiem, jak pali się kontrolka paliwa? - mruknęłam do niego, unosząc jedną brew. Miałam wrażenie, że los robi to specjalnie, aby zostawić nas razem, we dwoje w tym ciemnym lesie.

- Ana, nie wiem - podrapał się po głowie, spoglądając ponownie pod maskę samochodu. - Tankowałem przed wyjazdem. Może nie do pełna, ale wystarczająco, aby ten złom pojeździł jeszcze kilka dni.

- Świetnie - przestąpiłam z nogi na nogę. - Nie ma tu grama zasięgu, Kuba się wkurzy, a na dodatek jest ciemno.

- Może znajdźmy jakieś plusy tej sytuacji - splótł ręcę, opierając się o samochód z szelmowskim uśmiechem. - Tym plusem jestem ja.

- Przezabawne Kamilu - zmrużyłam oczy, patrząc na niego z coraz większą irytacją. - Jak widzisz, nikt się nie śmieje.

- Nikt, poza tym szczurem za tobą - mruknął, a ja wrzasnęłam na pół lasu, odskakując z przerażenia. Poczułam jak lecę z impetem przed siebie na Kamila. - Lecisz na mnie.

- Kamil - wycedziłam przez zęby.

- Żartowałem z tym szczurem - mruknął, spoglądając mi prosto w oczy. Poczułam jego dłonie na mojej talii, zataczające kółka kciukiem. Jego noga znalazła się między moimi, a ja poczułam, jak oblewa mnie rumieniec. Spuściłam wzrok na jego koszulkę, aby nie zobaczył, jak bardzo czerwone są moje policzki.

- Jesteś niewyobrażalny - wyszeptałam cicho, nadal patrząc na jego ubranie.

- A Ty jesteś niewyobrażalnie piękna - poczułam, jak jego dłoń wędruje ku mojej twarzy, aby chwilę później unieść moją brodę. Chciał, żebym na niego patrzyła. - Ile dałbym, żeby wziąć Cię tu i teraz. Gdybyś tylko była moja.

Poczułam to znajome uczucie w podbrzuszu, jakby nagle stado motyli zerwało się do lotu. Zwykłymi słowami potrafił sprawiać, że każda chwila nabierała sensualności i wyjątkowości. Był jak czarodziej, który najgorsze chwilę potrafił zamienić w szczęśliwe momenty, tylko dzięki swojej obecności.

- Kamil...

- Nie chce, żebyś do niego jechała - wymruczał, wsadzając twarz w moje włosy. - Nie wiesz nawet, jak cieszy mnie to, że zepsuł się ten cholerny samochód, a my jesteśmy sami na środku lasu.

Gdy tylko poczułam jego oddech na szyi, moje ciało czekało, aż dotknie ją swoimi ustami. Moja głowa zaczęła wariować, walczyć z tym, co chciałoby moje serce, a tym, co powinno się zdarzyć.

- Nie pozwolę nikomu dotknąć Cię w taki sposób, jaki robię to ja. - kontynuował symfonie słów. - Nie pozwolę, byś czuła to samo co ze mną, przy kimś innym.

Słuchając tych słów, czułam jedynie przechodzące mnie dreszcze. Złapał mnie ponownie za podbródek, zmuszając wręcz do patrzenia w te błękitne jak toń morza oczy. Jego usta rozszerzyły się w powolnym uśmiechu. Zbliżył swoją twarz do mojej, a jego czoło spoczęło na moim. Słyszałam jego oddech i czułam ciepło dotyku.

- A wiesz, co jest najlepsze?

Zagryzłam wargę, oczekując na odpowiedź.

- To, że nie ważne z kim byś była i tak zawsze będziesz moja.


*************

Achh! Aż sama jestem ciekawa, co dalej wydarzy się w tym lesie. :)

Miłego dnia, wieczoru, kiedykolwiek to przeczytacie kochani. Zachęcam jak zwykle do gwiazdkowania i komentowania.


All love, 

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top