XVIII
Kolejna pielęgniarka mijała mnie, patrząc z litością w oczach. Nienawidziłam litości i nie chciałam, żeby ktokolwiek litował się nade mną. Upiłam łyk kawy, którą przed chwilą przyniósł mi trener Doleżal. Od ponad 10 godzin siedziałam lub krążyłam po szpitalnych korytarzach, co jakiś czas kłócąc się z lekarzami, którzy nie chcieli nic nam powiedzieć. Minęło 30 godzin od wypadku Stocha, którego tak naprawdę nikt nie potrafił wytłumaczyć. Doktorzy tłumaczyli się klauzulą lekarską i tym, że nie jestem rodziną i, mimo że chciałam, to zrozumieć nie potrafiłam. Raz udało mi się nawet wkraść na korytarz oddziału intensywnej terapii w szpitalu Kardinal Schwarzenberg ale skończyło się to moją utratą przytomności po tym, jak zobaczyłam Kamila podpiętego pod respirator. Jedyne co pamiętam to jego zamknięte powieki i bladą, prawie śnieżną skórę. Gdy obudziłam się, leżałam na podłodze, a nade mną kucał lekarz, mówiąc coś w nieznanym języku. Mimo nalegań na badania podziękowałam i pocieszyłam się wodą, którą przyniósł mi ktoś z pracowników.
- Anastasia! - usłyszałam rozpaczliwy głos matki Kamila, wstałam, patrząc, jak kobieta biegnie w moją stronę. Spojrzałam na jej twarz, mokrą i zaczerwienioną od łez. Przytuliłam ją na powitanie.
- Nie chcą mi nic powiedzieć - wyszeptałam w jej stronę załamującym się głosem. Pokiwała głową w geście rozumienia i z impetem ruszyła w stronę drzwi oddziału. Kilka sekund później tuż za nią wszedł ojciec Kamila, który spojrzawszy na mnie, uśmiechnął się smutno.
Usiadłam ponownie na krześle.
- Michal? - powiedziałam cicho do siedzącego obok mnie Czecha, wpatrzonego w swój telefon.
- Będzie dobrze Ana - odparł półszeptem w moją stronę, kładąc rękę na moim ramieniu. - Kamil jest silny.
Obracałam łyżeczkę po kawie w palcach, przypominając sobie, jak kilka lat temu to On siedział przy moim łóżku, tuż po tym, jak Ewa zaatakowała mnie, uderzając czymś tępym w głowę, zabrała mnie karetka. Pierwszą osobą, którą ujrzałam, gdy się obudziłam, był On. Nigdy nie zapomnę jego wzroku, mieszanka żalu, wstydu i troski, którą wtedy mnie obdarzył. Z czasem miałam ochotę wręcz podziękować Ewie, za to, że właściwie dzięki niej zbliżyliśmy się do siebie bardziej niż kiedykolwiek. Tymczasem teraz to ja chciałam być pierwszą osobą, którą zobaczy, gdy otworzy oczy, lecz ktoś, kto mi to uniemożliwiał, szedł właśnie w moją stronę.
- Co Ty tutaj robisz?!- na korytarzu rozbrzmiał piskliwy głos. - Nikt Cię tu nie chce!
- Nie rozmawiam z tobą - spojrzałam na komórkę, czytając najświeższe wiadomości, aby jakkolwiek odwrócić uwagę od tlenionej blondynki ryczącej mi nad uchem. Nie lubiłam kobiet takich jak Ona, takich, którym jedyną rzeczą, na jakiej im zależy, są zera na koncie i diamenty. Kiedyś myślałam, że to kobieta z ambicjami. W końcu z opowieści Marity wychodziła na osobę, która celowała naprawdę wysoko, ale gdy teraz patrzyłam na nią i jej zachowanie, miałam coraz większą pewność, że rzeczą, która przyciągnęła ją do Kamila, były jego pieniądze.
Nagle poczułam, jak ktoś szarpie mnie za rękę. Krzyknęłam głośno, a mój telefon spadł mi z kolan.
- Wystarczy - trener stanął między nami, odciągając dziewczynę, gdy ta zaczęła rzucać się w moją stronę coraz bardziej. Wywróciłam oczami. - To, że jesteś narzeczoną Kamila, nie oznacza, że możesz wszystko.
Narzeczoną?
Oczy wyskoczyły mi z orbit, bo jak do tej pory jedyny status, o jakim wiedziałam to taki, że są parą. Wprawdzie domyślałam się, że w końcu nadejdzie moment, gdy on się jej oświadczy, wezmą ślub, gdyż z przekonaniami i tradycyjnym wychowaniem Kamila nie przewidywałam niczego innego, ale jednak poczułam lekkie ukucie w sercu. Spojrzałam na jej dłoń, na której widniał srebrny pierścionek z diamentem.
- Od Kamila - warknęła w moją stronę, zauważając, że przyglądam się brylantowi. - Zaręczyliśmy się.
- Szczęścia - burknęłam w jej stronę, podnosząc mojego iPhone z podłogi. Nagle usłyszałam trzask drzwi i zobaczyłam w nich chłopaków, Kubacki dumnie szedł na przodzie grupy, trzymając w dłoni jakiś świstek, wymachując nim na prawo i lewo.
- Żadnego szczęścia nie będzie - huknął, podchodząc do ciężarnej. - A przynajmniej nie twojego z Kamilem.
- Co ty pleciesz - oburzyła się kobieta, a ja ze zdziwienia aż wstałam, podchodząc i biorąc kartkę od Kubackiego.
- Wszystko piszę na tej kartce - roześmiał się szyderczo blondyn. - I może to niezbyt dobry moment zważając sytuacje, ale jednak najlepszy dla Ciebie, na to, żebyś znikła, zanim Kamil się wybudzi.
Rozdrażniona czytałam literki, które dosłownie nic mi nie mówiły. Spojrzałam na blondyna, a ten patrząc na mnie, zakręcił oczami, po czym wyrwał mi dokument i wręczył go Stękale.
- Tłumacz. - mruknął do młodszego kolegi.
- We wszystkich analizowanych markerach nie odnaleziono zgodności DNA domniemanego ojca, a profilem DNA badanego dziecka dziecka - czytał spokojnie Andrzej. - Prawdopodobieństwo biologicznego ojcostwa wynosi 00,001%, w związku z tym ojcostwo domniemanego ojca, w stosunku badanego dziecka zostało praktycznie zaprzeczone.
- To znaczy... - zaczęłam, dopóki nie przerwał mi Dawid.
- To znaczy, że ta dama jest w ciąży, ale nie z Kamilem - wysyczał w jej stronę Dzióbao. Spojrzałam na czerwieniącą się ze złości Alicje, czując, że wzbiera we mnie jednocześnie krzyk złości i rozpaczy. Podeszłam bliżej niej, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Wynoś się stąd - warknęłam, nie spuszczając z niej oczu. - I nie pokazuj się więcej na oczy nikomu z nas.
- Ale...
- Tam są drzwi - wysyczałam, patrząc na nią nienawistnym wzrokiem.
Uświadamiałam sobie powoli, że wszystko, co parę miesięcy temu zaczęliśmy budować z Kamilem, zniszczyła czyjaś chciwość, czyjeś kłamstwo.
- I tak nie zamierzam zostać z warzywem - uśmiechnęła się szyderczo, wymijając mnie i ruszyła w stronę drzwi, kołysząc biodrami.
Ukryłam twarz w dłoniach, próbując nie rozbeczeć się jak dziecko. Tak naprawdę mogliśmy mieć z Kamilem wszystko, a zepsuła to jedna nienawistna osoba.
- Chłopcy... - usłyszałam rozemocjonowany głos mamy Kamila, a serce stanęło mi w piersi. Ciemnowłosa kobieta ocierała łzy z twarzy, próbując dojść do słowa. - On będzie żyć.
W tamtym momencie poczułam, jak po moim policzku spływa łza. Tak naprawdę nie wiedziałam, czy to ze szczęścia, czy inne emocje wywołały ten przypływ łez.
- Zostaje tu do wybudzenia, lekarze powiedzieli, że to potrwa kilka dni. - kontynuował ojciec Kamila. - Obrzęk mózgu szybko się zmniejsza. Lekarze powiedzieli, że ma szczęście, bo nie złamał nawet jednej kości w ciele.
Kolejny raz drzwi korytarza trzasnęły, a ja widząc moją najlepszą przyjaciółkę, rozbeczałam się jak dziecko. Marita podbiegła przytulając mnie do siebie, a ja łkałam kilka minut w jej ramię.
- Co z nim? - zapytała reszty.
- Będzie żyć - powiedziałam, pociągając nosem od kataru. - Zostaje tu.
- Anastasia siedzisz tu od 11 godzin - usłyszałam głos trenera, ale zanim zdążyłam postawić na swoim, ten zaproponował mi ultimatum. - Idź się prześpij, wróć wieczorem.
- Dałam upoważnienie pielęgniarce kochanie - poczułam dłoń pani Stoch na ramieniu. - będziesz mogła go zobaczyć.
- Dziękuje, nie wie pani ile to dla mnie...
- Wiem, kochanie. - odparła, ubiegając mnie szybko. - Kamil jest silny, nie bez powodu na drugie ma Wiktor, co jest męskim odpowiednikiem imienia Wiktoria, a to znaczy zwycięstwo.
- Urodzony, by zwyciężać - uśmiechnęłam się smutno pod nosem. Zawsze wygrywał. Czasami miałam wrażenie, że żyje tylko po to, żeby zwyciężać. W sporcie, w moim sercu.
Tam zawsze stawał na pierwszym miejscu.
- Zawiozę Cię - odezwał się w końcu Jakub, patrząc na mnie pobłażliwym wzrokiem. Skinęłam głową, nie sprzeciwiając się niepotrzebnie. Ruszyliśmy w stronę wyjścia, a chwilę później mogłam już odetchnąć świeżym powietrzem. Przystanęłam na chwile, pozwalając zimnemu powietrzu dostać się do moich płuc.
- Trzymasz się jakoś? - zagaił ciemnowłosy chłopak, bawiąc się jednocześnie kluczykami do samochodu.
- Jak widać - spojrzałam na ciemnowłosego chłopaka. Wyglądał na zmęczonego i zmartwionego. Nie dziwiłam mu się. Na dzień dobry trafił do Kadry, w której jest więcej intryg niż w Pretty Little Liars. - a Ty?
- Ja? - obdarzył mnie zdziwionym spojrzeniem. - Nigdy nie przeżyłem tylu przygód w ciągu jednego weekendu. Szkoda tylko, że nie wszystkich pozytywnych.
- No tak, Kamil zawsze musi skupić uwagę wszystkich na sobie - zaśmiałam się pod nosem, chociaż nie było mi do śmiechu. Tak naprawdę wewnętrznie rozpadałam się na kawałki, a tylko wieść o tym, że Alicja nie nosi dziecka Stocha, trzymała mnie jeszcze razem.
Ruszyliśmy w stronę samochodu, aby kilkanaście minut później znaleźć się w hotelowym holu. Ruszyłam w stronę pokoju, czując na sobie wzrok Kuby, ale tak naprawdę była to ostatnia rzecz, którą przejmowałam się w tamtym momencie. Nie miałam nastroju na zaloty, a tym bardziej nie gdy w szpitalu leżał ktoś, do kogo wciąż żywiłam tak płomienne uczucia.
Weszłam do pokoju, który dzieliłam z Kamilem. Po rzeczach jego narzeczonej nie było tak naprawdę śladu. Zniknęła tak szybko, jak pojawiła się wtedy w naszym życiu. Zebrałam szybko rzeczy na przebranie i wparowałam pod prysznic, aby chociaż na chwilę ukoić swoje rozdygotane nerwy. Nie chciałam wyglądać jak ostatnia miernota, gdy ten miał się obudzić. Tak naprawdę marzyłam być pierwszą osobą, którą zobaczy, gdy podniesie powieki. Otuliłam się ręcznikiem, wychodząc z kabiny prysznicowej, rozpięłam związane w kucyka włosy i zaczęłam powoli je rozczesywać. Te 12 godzin dało mi się dość mocno we znaki. Podkrążone normalnie oczy, wydawały się jeszcze bardziej sine niż zwykle, a opadające ciemne włosy zdawały się układać mniej niż normalnie. Najwyraźniej mój wygląd zewnętrzny postanowił pokazać to, jak czuje się w środku, zmierzwiona, bliska płaczu i bardzo niestabilna.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Ruszyłam szybkim krokiem, jednocześnie narzucając na siebie bluzę. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazał się Stefan patrzący na mnie wzrokiem zbitego psa.
- Nie miałeś zostać w szpitalu? - spytałam zdziwiona, wpuszczając go do pokoju.
- Ja chyba wiem co się wtedy stało - odparł ściszonym głosem, patrząc w podłogę. Po chwili westchnął i usiadł na dużym, dwuosobowym łóżku. Wyglądał, jakby ukrywał największą tajemnicę świata, ale ja za wszelką cenę postanowiłam ją z niego wyciągnąć. Chociażby dlatego, że w głębi serca przeczuwałam, że mogłam odegrać w tym sporą rolę.
- Musisz mi powiedzieć - usiadłam koło niego i zaczęłam nalegać. Ten przeczesał dłonią włosy, spoglądając to na mnie, a to wbijając wzrok w dywan. - Stefan, proszę Cię...
- Wtedy, gdy wysiedliśmy z busa, mieliśmy mieć rozgrzewkę - zaczął mówić, a w jego głosie można było wyczuć zdenerwowanie całą sytuacją. On, jako najlepszy przyjaciel Kamila przeżywał to samo co ja teraz. - Ty kończyłaś pracę, Kuba wtedy siedział na skoczni, czekając na nas...
Otworzyłam szerzej oczy, domyślając się powoli, w którą stronę zmierza cała opowieść.
- Rozmawialiśmy wtedy o Alicji i tej całej sytuacji z ciążą - westchnął. - Opowiadał mi, że właściwie już przywykł do tego wszystkiego. Że tak naprawdę jedyne, na co czeka to na to dziecko. Naprawdę wierzył, że może to jakoś polepszy całą sytuację.
- I to dlatego? - spytałam szybko, ale Hula mi przerwał, prosząc o to, abym dała mu dokończyć.
- Poszliśmy potem bliżej skoczni, aby mieć jeszcze chwile oddechu przed treningiem i byliście tam z Kubą - zaczął szeptać. - Nie wiem, biliście się śnieżkami czy coś, potem Cię przytulał. Nie patrzyłem na to zbyt dokładnie, bo opowiadałem coś Kamilowi. Nagle ten szybko uciął temat i zaczął biec w stronę swojego samochodu. Mówił, że zapomniał czegoś z hotelu i musi jechać.
Schowałam twarz w dłoniach, czując jak pali mnie cała twarz. Ze wstydu i z poczucia winy. Nagle łzy zaczęły lecieć strużkami po mojej twarzy, a ja zrozumiałam, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Musiał pomyśleć, że nas coś łączy i wpadł w obłęd. A ja, zamiast powstrzymać tę spiralę miłości, połączonej z nienawiścią nakręcałam to bardziej. Gdybym tylko wiedziała, że tam było napisane, że mnie widzi, nigdy nie pozwoliłabym, żeby musiał przeze mnie uciekać.
- Myślę, że On po prostu dalej Cię kocha - powiedział ciemnowłosy, przytulając mnie jednym ramieniem. - Nie mógł na was patrzeć. Już wcześniej sprawiało mu to kłopoty, ale nie mówił nic, bo chciał twojego szczęścia. Zresztą Ana, spójrz, On miał mieć dziecko z Alicją. Jakby to o nim świadczyło, że ugania się za inną kobietą? Media by go zjadły. Ludzie by zniszczyli.
Nie mogłam przestać obwiniać się o całą sytuację. Czułam się jak w przypowieści o Kainie i Ablu, ja byłam tym pierwszym, który na końcu żałuje wszystkiego, co zrobił i przeżywa dotkliwą karę. Jak puszka pandory, która niszczy wszystko, gdy ją otworzysz. Miałam wrażenie, że całe zło świata uparło się na mnie i chciało niszczyć wszystko i wszystkich, których kocham. Tylko dlaczego?
- To przeze mnie - wydukałam, powstrzymując płacz. - Gdyby nie ja to byłoby dobrze.
- Przestań - zestrofował mnie ciemnowłosy. - Musisz się zebrać do kupy. Kamil ma teraz tylko nas. Nawet nie chce wiedzieć, co będzie, gdy dowie się o Alicji.
Pociagnęłam nosem, odgarniając jednocześnie opadające kosmyki włosów z mojej twarzy. Stefan miał racje. Spojrzałam na niego wdzięcznym wzrokiem za to, że opowiedział mi całą sytuację. Mieć takiego przyjaciela jak On, to było nawet coś więcej niż posiadanie skarbu. Jego szczerość i wsparcie nie dało się wycenić na żadne pieniądze. Dlatego właśnie byłam tak wdzięczna, że jest. Nie chciałam nawet wiedzieć, co stałoby się, gdyby z Kamilem nie byli tak blisko. Pożegnałam chłopaka, a sama pozwoliłam sobie na chwilę snu. Myśl o kilku godzinach, spokojnej i niezmąconej niczym drzemki była dalekim marzeniem. Co chwile wybudzałam się z płaczem lub nie mogłam zasnąć wcale, a gdy tylko zamykałam oczy, widziałam Kamila podpiętego do ogromu aparatury, która podtrzymywała go przy życiu.
Gdy w końcu nastał wieczór, ruszyłam z powrotem do szpitala. Wchodząc na korytarz Oddziału Intensywnej Terapii, zobaczyłam rodziców chłopaka, którzy równie wykończeni sytuacją co ja, siedzieli, rozmawiając ze sobą szeptem. Gdy mnie zauważyli, próbowali posłać mi jakikolwiek uśmiech, ale widziałam, że jest to ostatnia rzecz, jaką chcieli robić.
- Co z nim? - spytałam, licząc na jakiekolwiek lepsze wieści niż te sprzed kilku godzin.
- Jest stabilny - odparł ojciec skoczka. - Próbuje przekonać ją, żebyśmy wrócili na noc do hotelu, ale się nie daje.
- To mój syn i go nie zostawie - odparła oburzona żona.
- Ale Natalia i Anna będą tu w nocy - westchnął zmęczony pan Stoch.
- Dziewczyny przylatują? - dopytałam, a w odpowiedzi dostałam skinienie głową. - Naprawdę niech się pani nie martwi, zostanę do ich pojawienia się na pewno.
- Ale...
- Widzisz Krysia, nie ma, ale, zbieraj się - starszy mężczyzna wstał z krzesła, zbierając powoli swoje rzeczy.
- Obiecaj, że zadzwonisz, jak coś się stanie - zaczęła prosić mnie kobieta, a ja zarzekłam się, że jeśli coś się stanie, to od razu się odezwę. Pożegnałam obojga i ruszyłam w stronę oddziału. Po kilku minutach przekonywania pielęgniarki i obiecywania, że to tylko 5 minut, wpuściła mnie w końcu na sale Kamila. Odziana w niebiesko-zielony fartuch i moje nerwy, ruszyłam w stronę jego łóżka. Dopiero gdy byłam bliżej, zauważyłam, że jego skóra wróciła do tego delikatnie różowego koloru, a twarz nie była tak sina, jak wcześniej. Przystawiłam cicho stołek do jego łóżka, chociaż wiedziałam, że i tak go nie obudzę. Śpiączka to śpiączka. Dotknęłam jego dłoni, była ciepła, ale nie tak jak wtedy, gdy splatałam z nią swoje palce. Patrzyłam na każdy centymetr odsłoniętego ciała, a moje serce wyrywało się z piersi. Uniosłam delikatnie jego rękę, przytulając ją do swojego policzka i poczułam, jak łzy znów sączą mi się po policzkach. To był chyba najbardziej płaczliwy dzień w moim życiu.
- Wróć do nas, proszę... - szeptałam pomiędzy pociągnięciami nosem, jednocześnie modląc się o to, żeby był zdrowy. Reszta mojego serca wierzyła, że gorzej już być nie może i skaranie mnie przez Boga kolejną tragedią, byłoby po prostu niesprawiedliwe. Wyłam jak bóbr, wiedząc, że za kilka minut zostanę wygoniona przez pielęgniarkę, ale jedyne, o czym marzyłam to zobaczyć znowu jego niebieskie jak błękit morza oczy. Te, w których widziałam kiedyś swój cały świat i największe szczęście. Chciałam usłyszeć jego śmiech, który był najpiękniejszą symfonią dla moich uszu. Bo tak naprawdę nikt nigdy nie pokochał go tak mocno, jak zrobiłam to ja.
Zamknęłam oczy, skupiając się na jego dotyku, napawając tymi chwilami, gdy nagle poczułam jak ucisk na mojej dłoni. Przerażona wręcz oskoczyłam od łóżka, patrząc, jak jego bladą twarz, przechodzi grymas bólu. W tym samym momencie poczułam, jak ze mnie ulatuje życie. Pamiętam jedynie moje wołanie o doktora i jego głos, wołający mnie.
- Ana?
***************
Miłej kwarantanny kochani :)
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top