XV
- Nie chce o tym słuchać. - rzuciłam telefonem o kanapę rozłączając połączenie.
Miałam powoli dosyć tych telefonów Dawida, wmawiającego mi co kilka dni, że dziewczyna Kamila nie jest w ciąży. Jakby nie mógł odpuścić sobie i zrozumieć faktu, że u nie będę wchodzić po między dwoje ludzi spodziewających się dziecka. Szczególnie, że minęły już 3 miesiące gdy nie mamy kontaktu, a ostatnią rzeczą jaką chciałam to zostać desperatką z obsesją na punkcie swojego ex. Zaszyłam się w swojej małej kawalerce w Słowenii pracując nad pracą magisterską, która jeszcze niedawno dała mi tytuł magistra sztuki w zakresie fotografii. Czułam się dumna, z tego co robiła. Czułam dumę rodziców gdy mogłam zaprosić ich tutaj, na rozdanie dyplomów. Pokazałam im w końcu, że osiągnęłam coś poza byciem na nagłówkach plotkarskich gazet jako rozstanie ''miesiąca''.
Spojrzałam na swój dyplom przypominając sobie ostatnią rozmowę z Apollem. Podczas zawodów Pucharu Kontynentalnego w Planicy spotkaliśmy się na kawie, a ja obiecałam, że przemyśle propozycje, którą mi przedstawił. Chciał bym wróciła w progi Związku Narciarskiego, bym znowu jeździła z nimi na każde zawody przez pół roku, już nie jako laik, a profesjonalista. Zaproponował mi stawkę za którą mogłabym spokojnie wynająć mieszkanie w moim mieście, tym samym wrócić do Polski o czym szczerze marzyłam odkąd zerwałam z Peterem. W Lubljanie mimo tak pięknej, znów czułam się obco.
Ale jak żyć i pracować w mieście, ze świadomością, że On ciągle gdzieś tam będzie? Że przez pół roku, tydzień w tydzień będziemy musieli się wzajemnie znosić. Otwierając pewne drzwi, otwierałam też puszkę pandory, która wylałaby się, gdybym to zrobiła.
Spojrzałam na widok z okna samolotu. Chmury, nad którymi się unosiłam i w tamtym momencie pomyślałam, że mogę być wyżej niż to wszystko co się dzieje. Mogę zdobyć więcej, walcząc z przeszkodami. Zamknęłam oczy zapadając w krótki sen.
- Ana! - usłyszałam wrzask Marity dobiegający zza lotniskowych drzwi. Blondynka rzuciła się na moją szyję, a ja pierwszy raz od kilku miesięcy poczułam się jakbym była tam, gdzie powinnam być. - Boże, nie wyjedziesz już nigdzie więcej, nie wypuszczę Cie!
- Puszczaj wariatko bo mnie udusisz - zaśmiałam się. - A gdzie masz swojego księcia na białym koniu?
- Mówisz o tym pantoflu z którym mieszkam? - uniosła brew. - W pracy. To się nazywa bycie pracoholikiem.
- A ja zawsze byłam pewna, że to ty jesteś pracoholiczką - odgarnełam włosy, ciągnąc za sobą walizkę.
- Nie mówię, że nie - otworzyła bagażnik samochodu. - Ale On przegina ostatnio. Swoją drogą, słyszałam ostatnio, że widziałaś się z Tajnerem.
- No tak - wywróciłam oczami. - Miał dla mnie pewną propozycje.
- Dobrze płatną propozycje - zamrugała do mnie, a ja skarciłam ją wzrokiem.
- Wiedziałam, że to Ty! - fuknęłam. - Kto inny mógłby go na mnie nasłać.
- Nie mówię, że nie maczałam w tym swoich palców - uśmiechnęła się do mnie zadziornie, wsiadając do samochodu. - Ale osobe zaproponował On, a ja tylko dolałam doliwy do ognia.
- Czyli? - spytałam.
- Wspomniałam, że chcesz do Polski wrócic, ale nie wiesz co z pracą - kontynuowała. - No i chciałabyś robić coś w zawodzie.
Robiła w moją stronę minę zbitego pieska, a ja z moim miękkim sercem nie wytrzymaliśmy zbyt długo. Westchnęłam głęboko.
- W takim razie prowadź do domu.
Już po niecałej godzinie siedziałam w swoim pokoju wybierając strój na wieczorną konferencje z mediami na która miałam wpaść aby porobić parę zdjęć, zastanawiając się przy tym czy taka forma pracy by mi pasowała. Miałam przeczucie, że Kamil i Alicja będą tam, a ta flądra będzie wisieć na nim jak dziwka na latarni. Dlatego też postanowiłam wyglądać jakbym miała to gdzieś. Ubrałam obcisłą skórzaną spódnice do kolana, czarne matowe szpilki i czarny obcisły golf. Nie żebym zamieniała się w czarną wdowę ale pierwszy raz od dłuższego czasu chciałam poczuć się atrakcyjna. Całość dopełniłam srebrnymi kolczykami i czułam się gotowa do wyjścia. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, próbując na siłę uśmiechnąć.
- Będzie dobrze - powiedziałam sama do siebie, uspokajając kołatające serce. Weszłam do garderoby poszukując futerału na aparat, a gdy go złapałam wypadł z niego plik kilku zdjęć na których widniałam ja z Kamilem.
Zrobione w Zakopanem, na hali gąsienicowej podczas naszej wycieczki na którą zaciągnął mnie Stoch. A jednak to nie nerwy, a serce po prostu mnie bolało. Bolało mnie to, że kolejny raz moja nadzieja została wyrwana, zdeptana i stłumiona u zarodka. Bolało mnie to, że osoba którą kochałam, miała być szczęśliwa z kimś inny. A kto wie, może dalej kocham. Wzięłam głęboki oddech zbierając zdjęcia i chowając je w pierwszej lepszej półce, gdy zorientowałam się, że powinnam już wyjeżdżać. Rzuciłam się po torebkę gnając do samochodu by po kilkunastu minutach znaleźć się przed główną siedzibą PZN. Wyklinając korki które spotkały mnie po drodzę, otwarłam bagażnik, wyciągnęłam sprzęt i niczym błyskawica pognałam w stronę wejścia by na dzień dobry zaliczyć glebę.
- Może ci pomogę? - usłyszałam nieznajomy mi głos gdy próbowałam wstać z kolan.
- Nie, dzięki - warknęłam niezbyt uprzejmie zbierając rozwalone rzeczy, a moja zlość dochodziła do granic możliwości. Spojrzałam na osobę stojącą nade mną i o matko, tak ciemnego przeszywającego spojrzenia nie widziałam już dawno. Chłopak uniósł brew na mój widok, przez chwile skupiając wzrok na mojej twarzy, potem na dekoldzie i spowrotem na twarzy. - Mama Cię nie nauczyła, że nie ładnie tak się gapić?
- Wybacz - chrząknął podając mi dłoń abym mogła wstać. - Nie zawsze przed moimi nogami upadają tak ładne kobiety.
- Jak słodko - burknęłam sama do siebie łapiac jego rękę. Gdy stanęłam na równe nogi strzepałam kurz z spódnicy i ruszyłam przed siebie próbując zakryć rumieńce które pojawiły sie na moich policzkach. Obserwując chłopaka te kilka sekund mogłam zauważyć, że naprawdę należał do tych przystojnych, poza tym należał też do tych których nie znam i nie kojarzę co jest dość dziwne.
- Jestem Kuba - uśmiechnął się w moją stronę.
- Anastasia - odparłam zatrzymując się na chwilę. - Powiedz, jakim cudem Cię nie kojarzę.
- Szybki awans z kadry B do A - roześmiał się. - Mimo tego, że na nazwisko mam Wolny.
Łypnęłam na niego wzrokiem. Uśmiechał się też dość przyjemnie, a uroku dodawały mu ciemne włosy delikatnie kręcące się każdy w swoją stronę. Był dość postawny, dużo wyższy niż ja, a pewnością siebie promieniował na kilometr.
- To nie był najlepszy początek także pozwól, że postawię ci kawę - stanęłam przy kawomacie, próbując być chociaż trochę profesjonalna w tym co robię . - Szkoda byłoby tak źle zaczynać współpracę.
- Mówisz, że będziemy razem pracować? - uniósł brew. - Będziesz naszą psychofanką numer jeden? Ten Apollo to nigdy nie przestanie żartować!
Zakręciłam oczami.
- Jestem waszym nowym fotografem - podałam mu kubek czarnego napoju. - W sumie starym, nowym. Czuje się tutaj jak z małżeństwie, schodzimy się, rozchodzimy aby na końcu i tak być razem.
- Czyli mówisz, że będziemy widywać się przez pół roku, co tydzień? - spytał. - Jeśli tak, to mnie się Ty podobasz. To znaczy to. Zdecydowanie to.
Moje usta zadrgały w lekkim uśmiechu na widok zawstydzonego bruneta.
- Kuba, przestań podrywać personel bo się spłoszy - usłyszałam piskliwy rechot zza moich pleców.
- Piotruś, Ty jak zwykle w humorze - mruknęłam przytulając go na powitanie.
- A wiesz kto nie jest w humorze bo się dowiedział, że będziesz z nami pracować? - spytał uśmiechając się głupio, a ja jak zwykle pomyślałam o Kamilu. - Dawid.
- Dawid? - uniosłam brwi. - Sam do mnie wydzwania co trzy dni i nagle nie jest w humorze?
- Nie może przeżyć tego, że jego umiejętności swatki są naprawdę marne - rzucił Piotrek. - A Ty młody co, stresik?
Poklepał kolege po ramieniu.
- Lekki.
- Spokojnie, nikt Cię nie zje. Poza tymi tłumami dziennikarzy to w sumie nikt.
- Piotrek! - zestrofowałam go. - Nie słuchaj go.
Ruszyłam w swoją strone odwracając się na pięcie aby przygotować swoje stanowisko w sali konferencyjnej. Moje szpilki stukotały gdy szłam przez korytarz. Im bliżej byłam miejsca całego przedsięwzięcia tym bardziej czułam stres spowodowany spotkaniem Kamila.
- Ty - usłyszałam nagle ostry ton. Spojrzałam na blondynkę siedzącą na jednym z krzeseł i jakbym zobaczyła ducha, nogi ugięły się pod moim ciężarem. - Co ty tutaj do cholery robisz?
- No nie wiem, pracuję? - zapytałam spoglądając na nią zdenerwowana całą sytuacją. - I od kiedy ja Cię proszę jesteśmy na Ty?
Mina blondynki zrzedła, ta złapała się za brzuch i podeszła do mnie.
- Masz się nie zbliżać do Kamila - warknęła patrząc mi prosto w oczy. - Nie słuchałam jak mówili, że rujnujesz cudze związki.
- Nie będę z tobą rozmawiała - próbowałam ją wyminąć gdy ta zagrodziła mi drogę.
- Tym razem nic mi nie zepsujesz. Nosze dziecko Kamila pod sercem, nie zabierzesz mi mojego przyszłego męża - uniosła dłoń, a ja zauważyłam pierścionek na jej serdecznym palcu. Moje serce złamało się na małe kawałeczki i mimo, że nie powinnam czuć nic miałam ochotę uciec.
- Zabierz ten sztuczny kamyczek sprzed mojej twarzy, tak jak swoje grube cztery litery sprzed mojej drogi - warknęłam powstrzymując łzy. - I nie przeszkadzaj mi więcej w pracy.
Ruszyłam w drugą strone gdy tym razem na mojej drodze stanął On, a nie ona.
Te niebieskie oczy przeszywały moją twarz w każdym centymetrze.
- Ty również - wyminęłam Kamila, uciekając na drugi koniec sali.
Patrzył na mnie wryty w ziemie, nie słuchając tego co jazgotała wokoło Alicja. A ja czułam, że patrzył cały czas na mnie.
- No a wtedy okazało się, że ten pchlarz Marty rozniósł to na cały dom i musieliśmy przez dwa dni mieszkac u moich rodziców - trajkotał czyjś głos. - Ana!
Odwróciłam głowę, moim oczom ukazała się burza loków biegnąca w moją stronę. Kilka sekund później przytulałam znajomego mi chłopaka.
- Ale nie masz też pcheł, nie? - roześmiałam się patrząc jak na jego twarzy rodzi się ten znany, sarkastyczny grymas.
- Słoweńskie powietrze dobrze ci służy, żart ci się wyostrzył. - zaszczebiotał. - Zostajesz z nami, nie?
- Zobaczymy po dzisiaj - powiedziałam spokojnie wymieniając w tym samym czasie obiektyw w aparacie. - Jak na razie zaliczyłam glebę przed budynkiem, tym samym poznając Kubę.
Poczułam znowu jak pieką mnie policzki, a ten roześmiał się na mój widok.
- No, no - mruknął. - Mamy nowego przystojniaczka w drużynie ale idąc twoim tropem nie brałbym się więcej za skoczków.
- A potem spotkanie trzeciego stopnia z ciężarną Alicją dla której nie byłam zbyt miła - rzuciłam, patrząc jak po tym zdaniu w błękitnych oczach blondyna pojawiają się iskierki radości. - Byłam trochę nie miła, trochę słyszał to Kamil, w sumie trochę mam gdzieś a nawet bardzo.
Kłamałam ale nie mogłam dać po sobie poznać, że gdzieś mnie to boli.
- Widziałaś pierścionek?
- Może - próbowałam unikać jego wzroku. - Ale się nie przejmuje, każdy ma to co sobie wybierze.
- Nie przejmuj się, dalej sądzę, że Alicja wali ściemę - mruknął.
- Pomożesz mi? - spytałam Kubackiego podając mu statyw. - Musze zrobić wam portrety i zdjęcie grupowe.
Kręconowłosy skinął głową i taszczył ciężar idąc tuż za mną.
- Chłopaki! - krzyknęłam zbierając ich razem do jednej kupy. - Apollo zarządził, że mam wam zrobić zdjęcie grupowe i portrety a więc...
- Będę mieć własny portret?! - wrzasnął podekscytowany Żyła.
- Zdjęcie głąbie, zdjęcie - mruknął Kubacki wywracając oczami. - Ana to nie picasso.
Roześmiałam się cicho pod nosem. Chwile po ustawieniu statywów wyrzuciłam chłopców za drzwi.
- Kamil, możesz? - spytałam przez drzwi patrząc na skoncentrowaną twarz ciemnowłosego. Skinął głową i ruszył w moją stronę. Starałam się zachować resztki profesjonalizmu idąc tuż przed nim. Próbowałam też nie skręcić sobie kostki na tych szpilkach, ale przynajmniej wyglądałam dość obiecująco. - Potrzebuję trzech zdjęć, całego Ciebie, od pasa w góre, od obojczyków w górę. Takie zarządzenie z fisu.
Ustawił się przed statywem wpatrując we mnie.
- Ja rozumiem, że to nie jest komfortowe ale mógłbyś się uśmiechnąć? Albo chociaż udawać? - spojrzałam na niego wymownie gdyż nie ułatwiał mi zadania. Właściwie on zawsze tak robił, gdy tylko pojawiały się między nami złe emocje wiało od niego chłodem. Czasami parzył, ale częściej mroził.
- Wybacz - podrapał się po karku. - Bycie z aktualną dziewczyną i byłą w jednym budynku czasami stresuje.
Miałam ochotę wywrócić oczami ale tylko westchnęłam.
- Chyba narzeczoną - poprawiłam statyw.
- No tak - szepnął. - Słyszałem, że masz dla nas znów pracować. To dość duża szansa po zdobyciu dyplomu. Mam nadzieje, że nie zrezygnujesz z jakiegoś błahego powodu.
Mówił o sobie. I skąd u licha wiedział On, że zdobyłam dyplom?
- Nie wiem, przebywanie ze swoimi byłymi podobno prowadzi do uszkodzeń mózgu - zaśmiałam się cicho. Jego kącik ust uniósł się delikatnie. - Raczej nie zrezygnuję, ciężko się utrzymać w mieście gdy jest się dopiero po studiach bez żadnego większego dorobku.
Zrobiłam parę ujęć. Spojrzałam na nie łapczywie. Uśmiechnięty niebieskooki mężczyzna. Naprawdę przystojny.
- Przepraszam za Alicje, powiedziałbym, że hormony ale chyba to byłaby przeginka - wypalił nagle, a ja zdrętwiałam.
- No cóż, na pewno nie byłoby to kłamstwo - powiedziałam cicho. - Nie chciałam być dla niej nie miła, po prostu nie powinna mi stawać na drodze.
Zrobiłam jeszcze parę zdjęć.
- Skończone - odparłam. - Dobrze wyszedłeś.
Zbliżył się do mnie na tyle, że poczułam jego oddech na moim ramieniu. Patrzył w ekran aparatu z neutralnym wyrazem twarzy.
- Jest w porządku - rzucił w moją stronę a ja kątem oka zauważyłam naszyjnik na jego szyi. Dalej ją miał i dalej ją nosił.
- Ładna śnieżynka - szepnęłam sama do siebie.
- Wiem, jest wyjątkowa - usłyszałam nagle. - Drugiej takiej nie ma.
Zostawił mnie tu samą, sparaliżowaną jego słowami, zszokowaną tym jak dalej potrafi na mnie działać.
- Żyjesz?
Ocknęłam się po chwili.
- Tak, chodź - mruknęłam do chłopaka. Stanął na wyznaczonym przeze mnie miejscu, a ja ruszyłam aby poprawić mu szybko włosy i koszulkę. Naglę runęłam przed siebie piszcząc głośno. Poczułam jednak, że nie leże znowu na ziemi, a czyjeś silne ręce trzymają moje biodra. Usłyszałam szybkie bicie serca w męskiej piersi. Spojrzałam do góry w roześmiane brązowe oczy, patrzące na mnie z politowaniem i nie wiem co to za dziwne uczucie zrodziło się gdzieś na samym dnie mojego poniszczonego serca, że przyspieszyło nagle w rytm tego drugiego.
- Zdecydowanie musisz na siebie uważać - patrzył dalej na mnie, uśmiechając się szczerze. A ja przez chwilę poczułam się jak w jakiejś bajce, gdzie księżniczka znajduje swojego księcia i żyją razem długo i szczęśliwie.
- Zapomniałem wziąć bluzy...
Dopóki nie uslyszałam właśnie tego. Otrząsnęłam się szybko stając na równe nogi, widząc Kamila stojącego kilka metrów ode mnie, patrzącego na nas razem. Przeszył mnie jego chłód. Wziął ubranie w rękę i wyleciał z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
- A jemu co? - uniósł brew Wolny zdziwiony zachowaniem Kamila. Bo nie oszukując się, kto potrafiłby tak dobrze zburzyć tą oaze spokoju Kamila, jeśli nie ja? Odwróciłam się na pięcie.
- Jest tylko moim byłym.
********
A może miłosny trójkąt? ;)
With love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top