XIX
Moje serce biło tak szybko, jak jeszcze nigdy, ciało zdrętwiało, a usta nie potrafiły wydobyć z siebie najmniejszego dzwięku. Z trudem trzymałam się na nogach, gdy zobaczyłam go przed sobą. To był zdecydowanie najgorszy moment na odwiedziny, szczególnie przez niego. Obserwował Kamila zdenerwowanym spojrzeniem, przekraczając po chwili próg domu.
- Co ty tu robisz - wycedził w końcu w jego stronę, jednocześnie łapiąc mnie ręką w talii. - Nie jesteś tu mile widziany, jeszcze tego nie zrozumiałeś?
- Peter... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Spokojnie kochanie - wyszeptał w moją stronę, całując mnie zimnymi ustami w czoło. - Wyjdź.
- Zrozumiałem - mruknął Stoch bez większego żalu. - Ana, zadzwonię wieczorem.
Skinęłam głową, obdarzył mnie smutnym spojrzeniem, po czym trzasnął drzwiami i wyszedł.
- Zadzwoni wieczorem? - zapytał zdziwiony Słoweniec, odstawiając swoją walizkę. Ruszyłam bez słowa w stronę kuchni, aby nalać sobie soku, nie miałam ochoty z nim rozmawiać z dwóch taktycznych powodów. Nie mogłam na niego patrzeć po tym, co zrobił i po tym, co sama zrobiłam. - Odpowiesz mi?
- Nie ważne - upiłam soku, aby po chwili zostać zatrzaśnięta między wyspą kuchenną a ciałem Prevca. - Peter proszę...
- Co on tu robił - spytał oschle, kładąc dłonie na blacie i wbijając we mnie ten swój prześwietlający wzrok. Przełknęłam ślinę z nadzieją, że zmniejszy ona gule powstałą w moim gardle.
- M-mam zrobić sesje dla 4F, ubrania sygnowane jego imieniem - wymyśliłam najprostsze kłamstwo, licząc, że w nie uwierzy. Mimo że najchętniej wyrzuciłabym mu w twarz wszystko, co się dowiedziałam nie mogłam tego zrobić. Nie w tym momencie.
- I dlatego wyglądałaś jakbyś zobaczyła ducha? - uniósł brew. Byłam w coraz większym bagnie. - Nie umiesz kłamać.
Odepchnęłam go i pobiegłam w stronę schodów, aby zamknąć się w pokoju. Jak zamierzałam, tak też zrobiłam, leżałam pod kołdrą płacząc i zastanawiając się, dlaczego musiałam dowiedzieć się tego wszystkiego. Zza drzwi wydobywał się głos Prevca, który co jakiś czas prosił, abym otworzyła. Im więcej jego głosu słyszała, tym dochodziłam do coraz bardziej rozpaczliwych myśli. Między innymi o tym, że nasz związek nie ma grama sensu, skoro cały czas oparty był na kłamstwie i czyimś szczęściu.
- Ana...- łóżko ugięło się, a ja podskoczyłam jak poparzona, siedział na nim Peter, wpatrując się we mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy. Nawet nie chciałam wiedzieć, co zrobił z zamkiem i jak się tutaj dostał. Ukryłam się na samym końcu łóżka, dalej cicho łkając. - Co On ci zrobił?
On nic, to tylko ty.
- Kochanie, powiedz mi... - jego ton głosu swoją cierpliwością i stoickim spokojem próbował przekonać mnie, abym opowiedziała mu, to co się stało.
- Co Ty mi zrobiłeś? - spojrzałam na niego zapłakanymi oczami, a On zmieszał się nie wiedząc o co chodzi. - Kilka lat temu, w Norwegii z nią. Wiem już wszystko.
Pobladł, a jego oczy stały się ciemniejsze niż zwykle.
- Kochanie, to nie tak - zaczął ponownie, ale weszłam mu w zdanie.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego zniszczyłeś, wszystko co miałam? - krzyknęłam na niego w końcu. Czułam, że tylko krzyk mógłby wyrazić to, jak bardzo rozdarta jestem w środku. - Wiesz, że nie buduje się swojego szczęścia na czyimś?
Zbliżył się do mnie, ale go odepchnęłam.
- Zakochałem się w tobie, na zabój, tak bardzo chciałem Cię mieć dla siebie - wyjawił. - On na Ciebie nie zasługiwał, On cię niszczył.
- To Ty mnie zniszczyłeś - powiedziałam cicho. - Zostawił mnie, bo tak chciałeś. Bo go szantażowałeś, robiłeś wszystko, aby ze mnie zrezygnował. Bo wiedziałeś, że kocha mnie tak mocno, że wolał sam mnie skrzywdzić, niżeli miałaby to zrobić Ona. Chciał, bym go znienawidziła i myślała, że to wszystko jest jego winą. Tymczasem to byłeś Ty. To cały czas byłeś Ty.
Wziął głęboki oddech.
- Tym całym złem byłeś ty. A ja Cię w końcu pokochałam, bo myślałam, że to było szczere i że nie zrobisz mi tego co On. Wszystko było kłamstwem, ja byłam wielkim kłamstwem. - westchnęłam.
- Ana nie mów mi, że to koniec - powiedział rozpaczliwie. - Kocham Cię, strasznie Cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza, popełniłem błąd, ale nie chciałem nic złego, nie chciałem nigdy byś cierpiała. Gdy Cię wtedy zobaczyłem, wiedziałem, że będziesz moja. Byłaś taka piękna, w jego objęciach. Nie zostawiaj mnie, błagam Cię. Nie po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, mieszkamy razem, mamy wziąć ślub. Anastasia...
- Wrócę do Lublany - powiedziałam a On odetchnął. - Ale sama. Odbiorę swoje rzeczy za kilka tygodni, mam nadzieje, że nie będziesz mi tego utrudniał.
- Błagam Cię, przemyśl to - nigdy nie widziałam go tak złamanego. Jak ja wtedy. - Proszę...
- A ja tak bardzo Cię kochalam – wyszeptalam sama do siebie, po chwili podnosząc się z łóżka. Nie chciałam spędzić w jego obecności, chociażby minuty. Nagle wszystkie uczucia, którymi go obdarzyłam uleciały i zamiast kochającego chłopaka, zaczęłam w nim widzieć kogoś mi obcego. Otworzyłam szafę, szukając ubrań, w których mogłabym stąd wyjść. Wiedziałam, że jedynym spodobem, by na chwile zapomnieć było upić się w trupa jak kiedyś. Nie zamierzałam pytać o pozwolenie ani informować go co zamierzam zrobić. Złapałam sukienkę wiązana na biuście, czarne kozaki na wysokiej szpilce i czarną kopertówke, po czym ruszyłam w stronę łazienki, zostawiając Słoweńca samego w pokoju.
- Co tam mała? - usłyszałam głos Marity w telefonie.
- O 20 w Gorączce – odpowiedziałam twardo, słysząc śmiech przyjaciółki – muszę się wytańczyć, upić i nic nie pamiętać.
- Nie poznaje cię, coś się stało?
- Można tak powiedzieć – westchnęłam, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak mały wrak człowieka z roztrzepanymi lokami, bladą cerą, workami pod oczami i ogólnym zmęczeniem na twarzy. Ubrane dresy wcale nie poprawiały widoku. - Podjadę po Ciebie.
Wskoczyłam pod prysznic, aby zmyć z siebie resztki dzisiejszego dnia i wypocząć trochę przed imprezą, do której zostały mi dobre dwie godziny. Ciepła woda spływała po moim ciele, dając ukojenie dla obolałych mięśni. Rozmyślałam nad tym wszystkim, nie dając się ponieść emocjom. Jak jedna informacja potrafi zrujnować wszystko, co do tej pory się budowało. Może tak miało być. Może jeśli coś miało się stać to i tak by się stało. Usłyszałam pukanie do drzwi i automatycznie wywróciłam oczami. Chciałam świętego spokoju.
- Tak?
- W porządku? - usłyszałam zmartwiony, a zarazem mocno zachrypły głos Petera.
- Tak – odpowiedziałam sucho.
- Okej – mruknął.
Wyszłam spod prysznica, aby zająć się przygotowaniami. Po chwili sucha zaczęłam się malować a z racji, że to jednak impreza, postawiłam na bordowe usta i kreskę na oku. Włosy zostawiłam w naturalnych loczkach, ponieważ prostowanie ich zajęłoby mi następne 30 minut. Tak przygotowana ubrałam odpowiednio wybraną bielizne, a potem sukienkę, wiązać ją mocniej na dekolcie, aby chociaż zaznaczyła to, że nie jestem taką deską do prasowania. Po chwili zaczęłam mocować się z butami, których zawiązanie graniczyło niekiedy z nie lada wyczynem, ale uznałam, że skoro na całego to na całego.
W końcu wyglądałam tak, jakbym chciała. Do kopertówki wrzuciłam szminkę, telefon z karta kredytową i drobiazgi, które uznałam za przydatne. Wreszcie wyszłam i stoczyłam się do salonu, w którym siedział Prevc rozmawiając z kimś zacięcie. Podniósł wzrok na mnie, po czym rozłączył się.
- Gdzie idziesz? - zapytał spokojnym tonem.
- Wychodzę na imprezę z Maritą – odpowiedziałam równie obojętnie. - Nie musisz na mnie czekać, nie wiem, o której wrócę.
- Chcesz się w ten sposób nade mną pastwić? - podszedł do mnie, blokując drogę ucieczki. - Wychodzić sobie bez wieści gdzie, w dodatku wyglądając tak, że przeleciałbym Cię teraz w każdej pozycji na tamtym stole. Mówiąc takie rzeczy, jakby nic nas nigdy nie łączylo.
- Kłamstwo dzieli ludzi, nie łączy. Chyba dziś wystarczająco się o tym przekonałeś – spojrzałam mu w oczy chłodnym wzrokiem. Nie chciałam dać po sobie poznać, że mnie też to boli. Zdjęłam jego rękę z drzwi i wyszłam, trzaskając nimi mocno. Pewnym siebie krokiem ruszyłam w stronę czarnego samochodu, poirytowana czułam się jeszcze pewniej siebie niż wcześniej. Wsiadłam za kierownice, czego dawno nie robiłam. Mimo wyrobionego prawa jazdy w Słowenii jakoś nie było mi dane, abym jeździła zbyt często. Zazwyczaj to miejsce zajmował Peter lub któryś z jego braci. Odpaliłam Bmw, po czym wyjechałam na drogę. Do klubu miałam dobre 20 minut drogi więc jadąc ulicami Krakowa, mogłam pomyśleć nad tym wszystkim przy jakiejś dobrej muzyce. Akurat poleciała epka od Mike Shinody, aktualnie mój ulubiony mini album, który delikatnie ukoił moje nerwy. Gdy pojawiłam się na miejscu, Marita czekała już dwiema koleżankami i kimś mi znajomym.
- Ana, przy tobie czuje się jak w worku po ziemniakach – zmierzyła mnie wzrokiem, po chwili całując w policzek. - To moje znajome, Daria i Weronika.
Podałyśmy sobie dłonie, ale w oczach tej drugiej zobaczyłam chłód, przeszło mnie dziwne uczucie.
- A to mój znajomy... - zaczęła.
- Dominik – uśmiechnęłam się, całując chłopaka w policzek. - Pracowaliśmy razem.
- Czemu znasz każdego, kogo chce Ci przedstawić? - naburmuszyła się, po czym złapała mnie pod rękę. - To co, w trupa?
- Może być – puściłam jej oczko. Weszliśmy do przeludnionego klubu, dudniącego od najlepszych tanecznych hitów, masy ludzi tańczących na parkiecie, a jeszcze większej ilości stojących przy barze i pijących alkohol bez umiaru. Przypomniały mi się lata, gdy jako 18 lata zdarzało mi się wyrwać i upić na jakiejś imprezie, mimo że wolałam spędzać czas w domu z rodzicami lub robić coś, co lubie.
Zajęliśmy naszą lożę i zaczęła się impreza. Kolejne szoty rozgrzewały nasze gardła a ja po dość krótkim czasie, czułam się delikatnie wstawiona. Dawno nie miałam takiej ilości alkoholu w ustach, w tak krótkim czasie. Mimo tego, że bawiłam się dobrze, ciągle czułam na sobie wzrok blondynki, która co jakiś czas przeszywała mnie wzrokiem. Udając, że tego nie widzę, zajmowałam się sobą.
- Jak to możliwe, że tak się zmieniłaś? - spytał mnie Dominik, szturchając delikatnie w żebra. - Jak wyjeżdżałaś byłaś, mała i niewinna, a teraz zrobiła się z Ciebie niezła babeczka.
Roześmiałam się, ale faktycznie, tak było. Gdy poznałam Dominika, byłam w związku z Kamilem, młoda, jeszcze głupiutka i na pewno nie tak pewna siebie, jak teraz. Dojrzewanie wpływa na człowieka.
- Studia, miłość – zawahałam się. - Ale widzisz, w końcu jestem w domu.
- Peter ma naprawdę szczęście, że Cię ma – odpowiedział. - Nigdy nie widziałem go tak zakochanego, a znamy się odkąd musiałem go zbierać z Vikersundbakken, gdy zaliczył orła bo chciał się popisać. Nie dość, że zrobił się dojrzały, to jest w tobie zakochany jak nikt inny.
Zagryzłam wargę i spojrzałam na Maritę, od razu zrozumiała, że coś jest nie tak.
- Zmieńmy temat, chodź ze mną po szoty – pociągnęła chłopaka za rękę i zniknęli na chwilę. - Idziecie?
- Ja pójdę – podskoczyła Daria i przepraszając mnie, zniknęła z nimi, zostawiając mnie sam na sam z królową lodu.
- Emm... więc – zaczęłam, ale szybko mi przerwała, przysuwając się bliżej.
- Nie interesuje mnie, co masz mi do powiedzenia. - pierwszy raz zwróciła się do mnie. - Chce wiedzieć jedno. Kim Ty jesteś?
- C-co? - wzdrygnęłam się z lekka przerażona.
- Co masz w sobie, że każdy chłopak robi do Ciebie maślane oczy? - zapytała chłodnym tonem. - Najpierw omotałaś sobie żonatego, potem Słoweńca. Teraz Dominik patrzy na Ciebie, jakby przeżywał dawną miłość.
- Nie rozumiem.
Roześmiała się.
- Nie graj głupiej, nie wyglądasz na taką – uśmiechnęła się szyderczo w moją stronę. - Tak naprawdę nieźle sobie pogrywasz. Skaczesz z kwiatka na kwiatek, a mimo tego wszyscy Cię kochają i uważają za wspaniałą osóbkę.
- Nic o mnie nie wiesz – warknęłam w jej stronę, wywołując na jej twarzy zdziwienie. - Aż tak nudzi Ci się twoje, że zamierzasz oceniać innych?
- Głośno szczekasz jak na swoją rasę – roześmiała się. - Chyba Cię nie doceniłam.
- Biedna i odrzucona Weronika, miło mi Cię znowu spotkać – usłyszałam czyjś głos zza swoich pleców. - Nie zgubiłaś po drodze swojego szacunku przypadkiem?
Wiedziałam kto to.
- Kto nas zaszczycił – westchnęła, zakładając nogę na nogę. - Kamil we własnej osobie, nie powinieneś być w Szczyrku?
- Jestem tam, gdzie chce być – wycedził w jej stronę. - A ty wpieprzasz się w nie swoje sprawy.
- Stwierdzam fakty.
Nie wytrzymałam. Wzięłam drinka stojącego przede mną i chlusnęłam nim w dziewczynę. Nie było to zbyt miłe, kulturalne ani postawne, ale nie miałam siły wysłuchiwać kolejnych docinek z jej strony. Wystarczająco dzisiaj przeżyłam, aby irytowała mnie tleniona małpa jej rodzaju. Krzyknęła głośno, ale nie na tyle, aby ktoś poza nami ją usłyszał. Wstałam, biorąc swoją torebkę w dłoń, spojrzałam kątem oka na Kamila, który ledwo co powstrzymywał się od śmiechu. Drgał mu kącik ust i wiedziałam, że był bliski parsknięcia śmiechem.
- Tak... chyba powinnaś iść się osuszyć – głos Kamila zadrżał. Ruszyłam przed siebie, idąc zapalić papierosa na zewnątrz klubu. Odebrałam kurtkę z szatni i zarzuciłam ją na siebie. Wyciągnęłam z torebki papierosa i zapalniczkę, po czym drżącą dłonią odpaliłam go, opierając się o ścianę klubu.
- Czemu taka dziewczyna jak Ty pali tutaj sama? - nagle jakiś chłopak pojawił się obok mnie. - Może...
- Spierdalaj. - warknęłam.
- Grzeczniej – parsknął, zbliżając się w moją stronę. Nie spodobało mi się to, więc odsunęłam się kawałek dalej, ale najwidoczniej nie zrozumiał aluzji.
- Nie rozumiesz, jak dama każe Ci spierdalać? - nagle znikąd pojawił się Stoch, biorąc chłopaka za ramie i odsuwając ode mnie. - Mam ci wytłumaczyć?
- Dobra, wyluzuj. - warknął i zniknął nam z oczu.
Staliśmy w ciszy. Paliłam powoli, nie zważając na zimno kłujące mnie w odsłonięte nogi.
- Powiedziałaś mu?
- Nie. - zgasiłam papierosa. - Zrobię tak samo, jak On, niech się sam dowie.
- Myślisz, że to w porządku?
- Aktualnie nic nie jest w porządku – spuściłam głowę, tracąc równowagę. - Mój związek był fikcją, jestem wstawiona i mi zimno. Lepiej być nie może.
Roześmiał się, a ja wywróciłam oczami.
- Bardzo zabawne. - mruknęłam. Nagle poczułam dotyk w okolicy kolan i talii, po czym uniosłam się do góry.
- Kurwa – pisnęłam, nie wiedząc, co się dzieje. - Odstaw mnie.
- Nie – odpowiedział, idąc spokojnie w stronę parkingu. - Nie chce, żebyś zmarzła, wstawiona zrobiła coś głupiego i żebyś płakała po kolejnym z rzędu idiocie. Jeśli ci będzie lepiej, to powiem ci, że też stoję w tym rzędzie.
- Kamil Wiktor... - zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam, zimne usta przywierające do moich. Pasowały idealnie.
- Stoch, tak mam na nazwisko – uśmiechnął się chłopięco, gdy w końcu przestał mnie całować. - Powstrzymywałem się całe 10 minut, gdy paliłaś, to i tak rekord.
- Nie powinieneś...
- Trochę mam dość patrzenia na twoje ciało, które dotykają dłonie kogoś innego niż moje. - złapał moją talię i przysunął mnie do siebie tak, że mogłam czuć jego oddech. Przerażał mnie fakt, że mi się to podobało, mimo walki w głowie, że powinnam go od siebie odepchnąć. - Przestań walczyć.
Uniósł mój podbródek w górę. To niesamowite, że nadal potrafił czytać w moich myślach.
- Anastasia?
W tym momencie moje nogi zmiękły.
Nie z zimna, a przerażenia.
*****
Woah, pisałam to tyle czasu. Mam nadzieje, że teraz pójdzie z górki i w końcu odblokuje się na pisanie. Tęskniłam za tym.
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top