XI
Może nie jest aż tak byle jak. Wciągnąłem lodowate powietrze do płuc, gdy usiadłem na belce startowej Wielkiej Krokwi. Dawno mnie tu nie było. Spojrzałem na krajobraz mojego Zakopanego, starając się oczyścić głowę ze wszystkich myśli. Dobry skok zależał od tego, jak bardzo skupie się na tym, aby wykonanie było poprawne, a nie na czymś innym. Horngacher machnął dłonią, a ja odepchnąłem się od belki. Kilkanaście sekund później lądowałem na twardym podłożu dość pewnym telemarkiem. Na oko wylądowałem na 138 metrze, co jak na moje wyniki było całkiem niezłym rezultatem.
- Kamil, ja wiem, że skocznie powiększyli - doszedł mnie głos mojego najlepszego przyjaciela. - Ale zostawiłbyś jakiś rekord dla mnie.
Spojrzałem na uśmiechniętego Stefana i klepnąłem go po ramieniu.
- Chciałbyś - rzuciłem. Lubiłem tę przyjazną rywalizację między nami. Ostatnie kilka lat sprawiło, że nasze więzi zacieśniły się jeszcze bardziej. To nie tak, że nie lubiłem reszty chłopaków, ale każdy z nas miał w kadrze tego, któremu najbardziej ufa. No może poza Kubackim, ale to chyba nikogo nie dziwi. Od niego każdy trzymał możliwy dystans, bo to skończyłoby się tragicznie. Zauważyłem, że jest on typem człowieka-pecha. Im bliżej się niego trzymałeś, w sensie fizycznym, tym częściej wydarzało się coś kompletnie niespodziewanego lub nieprzyjemnego.
- Jak ją namówiłeś, żeby przyjechała? - mruknął do mnie, pakując kask do swojej torby. - Na porwanie mi to nie wyglądało, chociaż mogłoby być całkiem w twoim stylu. Aczkolwiek gdy wysiadała, to nie szukała drogi ucieczki ani nie wyzywała Cię od idiotów.
- Ale ci się żart wyostrzył - prychnąłem pod nosem. - Spytałem jej, czy chce jechać, a Ona się zgodziła.
- I co, bez żadnych kłótni i agresji? Dobrowolnie? - uniósł brew w geście zdziwienia, jakbym co najmniej tym wyczynem wspiął się na Mount Everest. - Jak nie ona.
- Ludzie dorośleją, nawet mi się udało - zaśmiałem się nerwowo, chcąc uciąć ten temat. Sam nie wiedziałem, co tak naprawdę pokierowało jej decyzją, czy chęć odpoczęcia, czy coś innego, o czym mi nie chciała powiedzieć. Ruszyłem w stronę otwartego drewnianego domku. Z jego środka dobiegał dość głośny śmiech. Wszedłem, spojrzawszy na Maćka siedzącego z Aną, śmiejącego się z czegoś, co pokazywała w jego telefonie. Dawno nie czułem uczucia zazdrości, a szczególnie na jego punkcie. Podniósł głowę i spoważniał.
- Skończyliście? - spytał, wstając od stołu.
- My tak - mruknąłem w jego stronę, odkładając narty na bok. - Nie zanudził Cię?
- On nigdy - puściła oko w jego stronę i naprawdę przez chwilę odniosłem wrażenie, że robi to specjalnie, aby mnie poddenerwować. Szczególnie że dobrze znała moje słabsze strony, a zazdrość była jedną z nich.
- Uważaj, bo się zarumienie - usłyszałem śmiech Kocura, który po chwili zniknął gdzieś w pomieszczeniu obok.
- Jak ci poszło? - spojrzała w końcu na mnie. Usiadłem naprzeciwko niej i podrapałem się po głowie. - Halo, ziemia do Stocha?
- 136 i 138 - bąknąłem, wywracając oczami. - Mogło być lepiej.
- Ale jest dobrze - uśmiechnęła się promiennie, łapiąc moją dłoń. Poczułem, jak robi mi się dużo cieplej, ale to było naprawdę przyjemne. - Chciałabym odwiedzić twoich rodziców.
Otworzyłem szerzej oczy.
Czy ja dobrze słyszałem?
- Nie patrz się na mnie jakbym spadła z księżyca - jęknęła cicho, stukając palcami o blat. - Naprawdę polubiłam twoje siostry, a dawno ich nie widziałam.
- Wiesz, co one sobie pomyślą, jak nas zobaczą razem - odparłem stanowczo. Oczywiście, że tego chciałem, ale wiedziałem, jak to może się skończyć. - Nie chce Cię narażać na docinki w stylu Natalii i Ani. Od razu pomyślą, że jesteśmy razem.
Spuściła wzrok i utkwiła go w kubku z herbatą. Nie wiedziałem, czy powiedziałem coś nie tak, czy faktycznie zdała sobie sprawę z tego, że to nie jest dobry pomysł.
- Czy to moja najlepsza psiapsi, która wyemigrowała na jakieś słowackie zadupie? - usłyszałem krzyk Andrzeja i wiedziałem, co się szykuje. Kolejny debil do kolekcji. - Chodź no tu, to cię wyściskam, zanim znowu uciekniesz mi z jakimś potomkiem Prevca.
Patrzyłem na Stękałę, który dusił dużo mniejszą Anastazje. Sprawiała wrażenie jakby wylew miłości, ze strony blondyna naprawdę bardzo ją przytłaczał, mimo iż nie chciała dać tego po sobie poznać. Tak naprawdę wiedziałem, że bardzo się lubią, ale szaleńcze relacje z ludźmi Andrzeja czasami przerażały każdego.
- Słoweńskie – poprawiła go, gdy tylko wypuścił ją z objęć. - Zresztą za niedługo tam wracam.
- Dopiero przyjechałaś – rzucił wyraźnie zasmucony. - A już chcesz mnie zostawić.
- Muszę – uśmiechnęła się do niego. - Uczelnia.
- Przenieś się do polski – klasnął w dłonie, a ja wywróciłem oczami, myśląc, jakie niedojrzałe dziecko siedzi w nim, mimo swojego wieku.
- Wiesz, że to nie takie proste – wtrąciłem, a z jego oczu znikło miotające przed chwilą szczęście. Może nie powinienem podcinać mu skrzydeł, ale wolałem być z realistą. Sam ledwo dopuszczałem do siebie myśl, że na niedługo ona znów wyjedzie.
- Zawsze musisz popsuć atmosferę – wystawił język w moją stronę, odsuwając krzesło i siadając obok mnie. - To może dasz się, chociaż dziś na obiad wyrwać?
- Mam już plany, jedziemy do rodziców Kamila – odpowiedziała pewnie, a ten prawie opluł się pitą wodą. - Ty też?
Złapała w dłoń swój telefon, wybierając czyjś numer telefonu. W tym samym czasie zająłem się sprzątaniem tego burdelu, który zrobili chłopacy. To, że byliśmy reprezentantami Polski i dumą sportów zimowych jak to powiadał dziadek Apollin, nie znaczyło, że mogliśmy robić, co nam się żywnie podobało. A przynajmniej ja i Stefan tak myśleliśmy, bo ci porozwalali wszystko i pewnie by tak wyszli do domu, gdyby nie my. Do tego grona mądrzejszych mógłbym zaliczyć jeszcze Maćka, ale on jest pedantyczny do tego stopnia, że wszystko mu przeszkadza i czasami widzi nieporządek tam, gdzie go nie ma.
Nagle poczułem przerażające zimno na moim ciele. Podskoczyłem jak oparzony w innym znaczeniu, odwracając się do tyłu. Spojrzałem na Ane która brzmiała jak śmiejąca się foka. Dobre porównanie. Właściwie myślałem, że zajęta jest rozmową, ale chyba tak zacząłem rozważać temat zmiany narodowości na Austiacką, że nie zauważyłem momentu, w którym skończyła rozmowę. W dłoniach miała resztki śniegu, czyli powód chłodu, który przeszedł całe moje ciało. Przyciągnąłem ją do siebie, blokując możliwość ucieczki. Zbliżyłem swoje usta do jej twarzy.
- Nie igraj ze mną – wyszeptałem w końcu, patrząc, jak jej policzki nabierają rumieńców. - Bo się nie będę powstrzymywał.
Spojrzała na mnie, zagryzając wargę.
- Bo jeszcze ją przelecisz na tym stole – usłyszałem zniesmaczony głos Kubackiego, który przeszedł obok nas. - W sumie mielibyśmy ciekawe widowisko.
- Nie stać się na porno tak dobrej jakości – prychnąłem pod nosem, wracając na swoje miejsce, jednocześnie patrząc na poirytowanego blondyna.
- Stać mnie na zarysowanie twojego samochodu, gdy przypadkiem będę wycofywał swój – wywrócił oczami, wyciągając z lodówki butelkę wody.
- Jeszcze wisisz mi za tapicerkę – pokiwałem palcem w jego stronę, aby uciąć jego niecne plany. - Mój mechanik wyśle ci rachunek.
- To nie była moja wina – zaczął się bezsensownie bronić. - To...
- Trzeba było tyle nie żreć – zarechotał Piotek, który ni stąd, ni z owąd pojawił się w pomieszczeniu, wtrącając się jednocześnie w środek zdania 'laluni' naszej kadry. - No co? Trening skończony.
- Horngacher ma zrobić podsumowanie i możemy zwijać się na dziś do domów – dorzucił Maciek, który wyrósł tuż zza postury Żyły. Pokiwałem głową, biorąc łyk ciepłego napoju Anastasi. Ta skarciła mnie wzrokiem, ale nie wiele jej to dało. Nagle odezwał się jej telefon, a ona wycofała się do drugiego pokoju. Za to wzrok prawie całej kadry był skupiony na mnie.
- Jesteście razem? - szturchnął mnie Piotrek, ciesząc się jak pies do pełnej miski jedzenia. - Znowu powiedziałem coś nie tak?
- Nie głąbie – wywrócił oczami Kubacki. - Poza tym, że prawie się...
- Nie kończ. - syknąłem w jego stronę, ale ten najwyraźniej miał to gdzieś i postanowił kontynuować niecny plan udupienia mnie.
- Że tak poetycko i kulturalnie powiem, prawie ochrzcili blat swoim potem – sprecyzował, odrzucając blond loki do tyłu. Patrzył na mnie, wyraźnie zadowolony z tego, że każdy się dowiedział. Brakowało tylko momentu, w którym wybiegnie stąd i zrobi Zakopiański Maraton, obwieszczając światu czego my to nie robiliśmy. - To nic ich nie łączy, prawda Kamilek?
Złapał mnie za policzek, trzymając jak te 50-letnie ciotki na każdych imieninach, których nawet nie pamiętasz.
- Naprawdę potrzebujesz dziewczyny – mruknąłem poirytowany, ale było za późno na jakiekolwiek wytłumaczenia. - Masz takie parcie, że gdybyśmy Cię nie zauważyli, to byś się dalej gapił.
Usłyszałem chichot Stefana. Mentalnie byłem wyżej niż ta podhalańska ciota, co zresztą sam zresztą zauważył. Uśmiechnąłem się w geście triumfu. Szaflarskiemu chłopakowi zrzedła mina i siedział cicho do końca rozmowy z trenerem.
- Jedziemy? - spytała mnie ciemnowłosa. Skinąłem głową, po czym ruszyliśmy w stronę mojego samochodu, wsiadłem za kierownicę, mocując się chwile z pasami. - Nie mamy nic dla twojej mamy.
- Uwierz, że jak Ciebie zobaczy, to jej wystarczy – mruknąłem, poprawiając swój fotel. - Odkąd Cię poznała, truła mi, że byłaś dla mnie idealna. Ogólnie wiele razy zarzucała mi, że to moja wina. Co właściwie jest prawdą.
- Co nie zmienia faktu, że nie chce się wbijać bez niczego. To, że mieszkałam ostatnie lata w Słowenii, nie zmienił mojej polskiej mentalności – wyszczerzyła się w moją stronę, a to wystarczyło, abym uległ jej namową i po drodze do rodzinnego domu w Zębie, zajechał do jednej z najlepszych Zakopiańskich cukierni. Tam właśnie spotkałem ją.
- Kamil? - spojrzała na mnie, poprawiając grzywkę opadającą na jej niebieskie oczy. - Dawno Cię nie widziałam.
Ruszyła w moją stronę, serdecznie mnie przytulając, wyraźnie szczęśliwa tym, że mnie widzi.
- Cześć – oddałem uścisk dość szybko, aby nie wprawiać Any w jeszcze większe zakłopotanie. - Tak, faktycznie dużo lat minęło.
- Odkąd zacząłeś startować w Pucharze to jakieś 8 lat – uśmiechnęła się do mnie. - Jeździsz po świecie, a tutaj czas stoi w miejscu.
- Mimo to zawsze miło Cię widzieć – starałem się być uprzejmy mimo tego, że mieliśmy wspólną historię, niekoniecznie szczęśliwą, ale zakończoną w dość dorosły sposób. - Musimy już lecieć.
- Zdzwońmy się – zasugerowała, a ja pospiesznie pokiwałem głową, płacąc za zakup i wychodząc prędko z budynku. Spojrzałem na Roztocką, która wydawała się niewzruszona, ale zbyt dobrze ją znałem, aby wiedzieć, jak jest. Zawsze, gdy czymś się przejmowała, zachowywała się niczym skała. Jakby kompletnie nic jej nie obchodziło.
- Kto to był? - zabrała w końcu głos. Jego ton był taki, jak sądziłem – oziębły do granic możliwości.
- Moja znajoma – odparłem wymijająco, aby nie tworzyć kolejnego tematu do dyskusji. - Z Liceum.
- Rozumiem – odpowiedziała obojętnie. Resztę drogi spędziła wpatrzona w widok za oknem. A ja jedyne czego pragnąłem to zajrzeć głęboko w jej myśli, aby dowiedzieć się, co czuje. Przejąłem się tym, że od tamtego momentu nie zamieniła ze mną praktycznie słowa. Nie po to starałem się zbliżyć do niej, aby jeden incydent ponownie zbudował mur między nami.
Podjechaliśmy pod drewniany dom. Dokładnie tak to pamiętam. Pierwszy raz, gdy tu byliśmy.
- Kamil przyjechał – usłyszałem donośny głos dochodzący z domu. Roześmiałem się sam do siebie. Niby starsze a jeszcze większe dzieci. Tuż po chwili z domu wybiegła mała ślicznotka, a tuż za nią Anna. Blondynka wpadła w moje ramiona, tuląc się mocno i krzycząc wujek. Uwielbiałem tę istotkę. Gdybym miał do wyboru spędzić czas z kimś z mojej rodziny, to zapewne byłaby ona. Śmiem nawet twierdzić, że nieźle sprawdziłbym się w roli ojca, skoro dzieci tak mnie uwielbiają. Aczkolwiek to nie był chyba ani czas, ani moment na takie rozważania.
- Anastasia? - wydukała Ania, której szczęka była gdzieś mniej więcej na podjeździe. - O mój boże! Niech no Cię wyściskam!
Siostra rzuciła się, obejmując Ane niczym dawno niewidzianą najlepszą przyjaciółkę. Tej najwyraźniej to odpowiadała, bo równie mocno cieszyła się z tego, że ją widzi.
- Ekhm, ja tu jestem – burknąłem smętnie. - Na dodatek jestem twoim bratem.
- Idź ty stary wypierdku – rzuciła mi wyrodne spojrzenie. - Na ciebie to już się napatrzyłam w moim życiu wystarczająco.
- Wypierdku? - powtórzyła mała kruszynka, a ja roześmiałem się. - Mamo, nie mów tak!
- Nie wolno ci powtarzać takich słów – pogroziła jej palcem. - Jesteś za mała, a ja jestem dorosła.
- Ale Ty nie kochasz wujka – wtuliła się we mnie bardziej. - Jesteś niegrzeczna!
- A kto dzisiaj rozrzucił klocki na schodach, że dziadek prawie spadł?
- Ja – zachichotała ślicznotka. - Wujek, kim ta Pani jest?
Spojrzałem na Anastasie która maślanymi oczami patrzyła się na dziewczynkę.
- Twoją nową ciocią – wyszczerzyłem się w uśmiechu, a ta popatrzyła na mnie szczęśliwie.
- Mam nową ciocię? - klasnęła dłońmi. - Do zabawy?
- Też – odpowiedziała Anastasia, podając dłoń dziewczynce. - Jestem Ana.
Resztę popołudnia spędziliśmy na niedowierzaniu w to, że żyje i jest tutaj ze mną. Mama wpadła w zachwyt, wypytując ją o studia, o życie, plany na przyszłość, żartując, pokazując moje zdjęcia, jak byłem mały i głupi oraz narzekając, czego to ona ze mną nie przeżyła i jak to nadal daje jej w kość. Po dłuższej chwili naprawdę miałem dość i sam ruszyłem w stronę pokoju gościnnego, aby uciąć sobie drzemkę. Wiedziałem, że Ana jest na tyle mądra, że sobie z nimi poradzi. Położyłem się więc na łóżku i tak zasnąłem na dobrą godzinę.
Obudził mnie moment, gdy dziewczyna przykrywała mnie kocem. Niespodziewanie złapałem ją za łokcie, ciągnąc na łóżko i przewracając na plecy. Patrzyłem na nią z góry.
- Dobrze się bawisz? - syknęła, próbując mnie zrzucić.
- Świetnie – dotknąłem jej włosów, odgarniając je z twarzy. - Nie pożarły Cię?
- Dobrze wiesz, że uwielbiam twoją rodzinę – prychnęła w moją stronę. Uśmiechnąłem się. - Czy to znaczy, że mnie też uwielbiasz?
- Jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem, dumnym egoistą... - kontynuowała przemowę, a ja zniecierpliwiony czekałem aż zakończy swój typowo babski lament. - Aczkolwiek tak, chyba tak.
- Naprawdę musiałaś użyć tylu niemiłych i obraźliwych epitetów, aby w końcu przyznać to, że mnie lubisz? - uniosłem brew, patrząc na jej usatysfakcjonowany wyraz twarzy. Skinęła głową na tak, a mi kącik ust poszedł mimowolnie w górę. - Jesteś jedyna w swoim rodzaju.
- A Ty nadal mnie przygniatasz – wywróciła oczami.
- Wolałabyś być na górze? - zażartowałem, ale ta spojrzała na mnie, jakbym urwał się z księżyca. - Nie bierz wszystkiego tak poważnie.
- Udam, że tego nie słyszałam.
- Udawać to sobie możesz – zniecierpliwiony przysunąłem się, dając przelotnego buziaka w jej szyję. Nie była zbyt zadowolona, ale nie wyrażała sprzeciwu.
- Kamil... - wiedziałem, co chce powiedzieć.
- Tak, wiem, nie powinienem. - usiadłem na skraju łóżka. Potarłem dłońmi mój kilkudniowy zarost. - Co nie znaczy, że bym nie chciał.
Wstałem, wyciągając z szuflady parę dresów i koszulkę.
- Czyste ręczniki masz w półce nad pralką. - powiedziałem, krzątając się po pokoju w poszukiwaniu ładowarki do telefonu.
- Właściwie to chciałam Cię zapytać, czy nie chcesz iść pod prysznic...
W tym właśnie momencie mnie zamurowało. Niekoniecznie wiedziałem, z jakiego powodu, aczkolwiek miałem dwie możliwości. Pierwsza oznaczała, że Ona chciała wziąć ze mną prysznic, co jest bardzo intymne, a druga to moje siostry zrobiły jej pranie mózgu i bredzenie jest jednym ze skutków ubocznych przebywania w ich towarzystwie.
- Serio? - spytałem, półszeptem patrząc na jej reakcje. Skinęła głową.
Może jednak nie zrobiły jej prania mózgu, właściwie, zachowuje się całkiem jak Ona.
- Nie wiem właściwie czemu, ale chce – odparła cicho, zbliżając się do mnie. - Ale zrozumiem, jeśli...
Zadziałał mój instynkt. Szybko złapałem ją w biodrach i ruszyłem w stronę drzwi, nie zważając na jej pisk niepewności. Wiem, że to zachowanie godne samca alfa, tarzana z lasu czy też napalonego Dawida na laski w klubach, ale w tym wypadku nie mogłem się oprzeć. Sprawę ułatwił fakt, że nadal była lekka, jak piórko i podniesienie jej nie było żadnym wielkim wyczynem.
- Nie wyjdę stąd w samym ręczniku – zaprotestowała, opierając się o umywalkę i patrząc na mnie poważnie. Kobiece problemy. - Jestem w gościach, w dodatku nie u swojej rodziny.
- Przesadzasz – spotkałem jej poirytowane spojrzenie. - Znowu mam cię wynieść?
- Bardzo zabawne – burknęła, odwracając się w stronę lustra i zarzucając mokre włosy na plecy. - Nie.
- To wyłaź.
- A jak spotkam kogoś z twojej rodziny?
- To co?
- Nie mam na sobie nawet bielizny – pisnęła poddenerwowana całą sytuacją.
- Gorzej, jeśli spotkasz mamę. - uśmiechnąłem się głupio.
- Czemu?
Spojrzałem na nią i pociągnąłem za rąbek ręcznika, którym była opatulona.
- Razem wychodzimy z jednej łazienki i... - zacząłem, ale ta mi przerwała.
- O matko – zasłoniła oczy. - Co Ona sobie pomyśli.
- Zapewne, że Kamil cofnął się do czasów dzieciństwa i nie jest grzeczny – złapałem ją w biodrach, ale ta się odsunęła. - Robisz z igły widły.
- Przynieś mi coś do ubrania.
Jak powiedziała, tak tez się stało, bo za cholerę nie chciała wyjść z tej łazienki ani po groźbie, ani po prośbie. Położyliśmy się w końcu w łóżku z nadzieją na to, że chociaż dzisiaj będzie dane nam się wyspać.
- Śpisz?
- Nie.
- Twoja siostrzenica jest naprawdę urocza. - stwierdziła cicho.
- To mały promyczek w moim szarym życiu – mruknąłem pod nosem. - Mimo tego, że czasami długo się nie widzimy.
- Myślałeś o tym, żeby kiedyś mieć dzieci?
Zamrugałem szybko.
Właściwie nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Myślałem, to fakt. Ale jedyną osobą, z którą chciałbym to planować, była Ona. A wypalenie prosto z mostu, że chce jej zrobić gromadkę Kamilków, byłoby słabe.
- Tak. - skróciłem. - Gdy warunki będą sprzyjać.
- Musisz wszystko sprowadzać do skoków? - wyszeptała półprzytomnie.
- Będziesz dobrą matką – objąłem ją w talii. - Jestem pewien.
*****
Niestety czas pisania mi się wydłużył bo dopadło mnie choróbsko i naprawdę nie miałam sił siedzieć przy laptopie. Mam nadzieje, że mi wybaczycie.
Do niedzieli postaram się wrzucić również update Dear Darlin'. :)
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top