X

Wiedziałam - odezwał się ponownie damski głos. - A Ty kłamałaś mi w żywe oczy niewdzięcznico.

Spojrzałem na chwiejącą się od nadmiaru alkoholu Maritę. Wyglądała dość zabawnie, stąpając z nogi na nogę, czkając przy tym i odrzucając nieco potargane włosy. Mocowała się chwile z odpaleniem papierosa, ale gdy już to zrobiła, zbliżyła się do nas.

- Boże, nie cierpię was - bąknęła, opierając się o samochód. - Osobno jesteście chodzącymi kłopotami, ale razem to już pozamiatane.

- A Ty jesteś pijana - wywróciłem oczami, wypuszczając Ane z objęć. Błądziła niepewnie wzrokiem po mojej twarzy, nie wiedząc jak się zachować. Jako książę, osobnik pełnej kultury i mający ogromną chęć na spędzenie wieczoru tylko w towarzystwie Any człowiek, postanowiłem zacząć działać, zanim do auta wepcha mi się o jedna za dużo. - Odprowadzić Cię?

- O nie nie, wytłumacz mi lepiej, co wy odwalacie - złapałem jej nadgarstek, ale się wyrwała, biorąc papierosa do ust i wdychając dym do płuc. - Powiedziałeś jej?

Potarłem brodę, wiedząc, w jakich kłopotach właśnie się znalazłem. Właściwie nie tylko ja, Marita utknęła bardziej, ale najwyraźniej była zbyt wstawiona, aby to zrozumieć cokolwiek poza ''polej następnego''.

- No co? - mruknęła, po czym wywróciła oczami, jakby wcale jej to nie obchodziło. - Kurwa... Chyba będę wymiotować.

- Nie w tę stronę - przepchnąłem ją kawałek za samochód, aby moja ''audica-błyskawica'' jak to mawiał mówić Dawid, nie ucierpiała za bardzo. Już wystarczająco dostało się jej po tym, gdy Kubacki nie wziął swoim lekarstw na chorobę lokomocyjną, a wcisnęli mi go jako pasażera w drodze do Hinzenbach. Nie dość, że tapicerka była do wymiany, to śmierdziało w niej, jakby rozkładało się martwę zwierzę. A przecież to tylko był Dzióbao.

Przytrzymałem jej włosy, gdy opróżniała resztki żołądka ze zbyt dużej ilości alkoholu, dziękując bogu, że Ana jest od niej mądrzejsza i nie musiałbym jej ratować. Jednak spokoju nie dawało mi to, jak Surma wróci do domu, więc nie myśląc zbyt długo, postanowiłem wpakować ją jednak do samochodu, jednocześnie zabierając ze sobą Ane jako pretekst do pilnowania pijanej koleżanki.

W ciszy pomogłem jej wsiąść do tyłu. Martwiło mnie to, że Anastasia od dłuższego czasu nic nie mówiła. Spojrzałem na Roztocką, ale nic nie odpowiedziała, odkąd jej przyjaciółka wspomniała o tej całej historii z Prevcem zamilkła całkowicie i wydawała się być w jakiejś odległej galaktyce czy czymś podobnym. Szczególnie że nie była tak pijana, jak jej przyjaciółka i raczej ogarniała, co się dzieje. Kilka minut później wylądowaliśmy pod jej mieszkaniem a ja pewny, że jest bezpieczna, wróciłem do samochodu, w którym czekała Ana. Usiadłem na miejscu kierowcy, starając się odpalić samochód, jednocześnie myśląc co dalej. Czy zawieść ją do jej domu, do mnie, do Prevca?

- Co do kur... - rzuciłem, gdy poczułem, jak ktoś wdrapuje mi się na kolana. Byłem szczerze zaszokowany, że Ona zrobiła jakikolwiek ruch w moją stronę, a szczególnie taki. Jej usta błądziły po moim zaroście, zjeżdżając coraz niżej, a ja byłem w cholernym 7 niebie, z którego nie chciałem się budzić. Złapała moje włosy, przejeżdżając po nich paznokciami i odchyliła delikatnie głowę.

- Chyba jestem w naprawdę pijana - mruknęła mi prosto do ucha, muskając swoimi ustami jego okolicę. W sumie nie wiem, czy byłem bardziej podniecony, czy w szoku tym, co się właśnie działo. - Strasznie dłużyła mi się ta droga, wiesz?

Okoliczna latarnia pozwoliła mi spojrzeć na jej twarz. Uśmiechała się, zagryzając przy tym wargę i gdyby nie to, że jesteśmy w samochodzie, który nie nadaje się do niczego poza jeżdżeniem, bo jest sportowym samochodem, nie myślałbym o tym, żeby jak najszybciej wziąć ją do swojego mieszkania.

- Jedźmy do Ciebie - westchnęła, zjeżdżając swoją dłonią z moich włosów. - Potrzebuje być zdała od tego wszystkiego. I wygodnego łóżka.

- Skąd jesteś taka pewna tego, jakie jest moje? - uniosłem brew, łapiąc ją w talii, a Ona roześmiała się, zbliżając twarz do mnie.

- Można powiedzieć, że je przetestowałam - wypowiedziała tym swoim słodkim głosikiem, jednocześnie szelmowsko się do mnie uśmiechając. Nie wiem czemu, ale nagle poczułem się 10 lat młodszy. - Chętnie bym do niego wróciła, było naprawdę wygodnie.

Ułożyła się ponownie na fotelu obok, zwijając w kulkę. Położyła swoją dłoń na moim udzie i trzymała ją, dopóki nie dojechaliśmy do mnie. Całą drogę zastanawiałem się, czy to wszystko nie jest chorym snem i czy aby na pewno ja nie wyobrażam sobie zbyt wiele. W końcu nie była trzeźwa i niekoniecznie musiała robić to, co zrobiłaby normalnie w takiej sytuacji. Szczerze mówiąc bardziej, spodziewałbym się tego, że trzasnęłaby drzwiami i na własną rękę wróciła do domu. Nie chciałem rozpalać w sobie kolejnych płomyczków nadziei, nie będąc pewnym, czy to cokolwiek znaczy. Myśl, że może jest szansa, zgaszona po chwili, bolałaby bardziej niż te wszystkie lata samotności, które trwałem bez niej obok siebie.

To niesamowite, że w ciągu kilku tygodni potrafiła obudzić we mnie dawno skrywane uczucia, te, które poddałem kontroli, myśląc, że tylko w ten sposób je zagłuszę. Jak na złość, krzyczały coraz głośniej, za każdym razem, gdy ją widziałem. Tym samym z każdą chwilą upewniały mnie w tym, że to, co do niej poczułem, tego wieczoru w szpitalu w Zakopanem nigdy nie znikło. Mimo takiego upływu czasu potrafiła znowu stać się najważniejszą osobą w moim życiu w tak krótkim czasie. Spojrzałem na nią, spała jak zabita. Wysiadłem z samochodu, robiąc to samo co przed klubem. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mojego domu.

Ułożyłem ciemnowłosą na łóżku, powoli ściągając z niej ubrania. I nie, nie kręci mnie nekrofilia. Po prostu spanie w tak opinającej sukience, mimo że seksowne, nie byłoby wcale wygodne. W duchu też modliłem się, żeby miała pod nią jakiś stanik, bo nie chciałem wyjść na jakiegoś idiotę, który chce ją tylko rozebrać i się napatrzeć. Pewnie miałbym na co, ale gdyby się obudziła, odebrałaby to naprawdę fatalnie.

- Tak, możesz mi ściągnąć to obcisłe coś na mnie - wymruczała półprzytomnie w moją stronę, na co ja podskoczyłem zdziwiony tym, że nie śpi. - Naprawdę już mam tego dość, mogę nawet zostać nago. Obojętne mi to.

Ściągałem powoli materiał z jej ciała, starając się nie gapić jak ten debil, ciężkie, ale do wykonania.

- Będziesz spać ze mną? - spytała cicho. - To łóżko jest za duże na mnie jedną.

- Jesteś pewna?

- Jak dawno niczego.

- Prysznic? - spytałem cicho. Pokiwała głową. Nie dziwie się, wyglądała na padniętą. Po chwili położyłem się obok niej, nie wiedząc, co mogę, a co nie. To okropne, że nie mogłem być pewien niczego co z nią teraz związane. Mój telefon nagle zawibrował.

''Jutro trening w Zakopanem, przyjedziemy po Ciebie z rana.''

Wywróciłem oczami, szybko odpisując, że dojadę sam. Nawet nie zauważyłem, gdy oplotła mnie swoim ciałem, dłonią błądząc po torsie.

- To takie bez sensu - roześmiała się sennie. - To byłoby takie normalne, gdyby nie to, co kiedyś.

Westchnąłem głęboko.

- Nie myśl tyle - pocałowała mnie w szczękę. - Nadal pamiętam, jakie masz zwyczaje.

- Zrobiłbym wszystko, abyś była znowu moja - wyszeptałem cicho. - Tymczasem nie mogę zrobić nic.

- To nie takie proste - odparła i tyle ją słyszałem. Kilka chwil później jej oddech stał się głębszy, a ciało przestało naciskać z taką siłą jak wcześniej, na moje.

Obudziłem się o 6, gdy deszcz zaczął bić niesamowicie głośno o szybę w mojej sypialni. Przetarłem oczy, spoglądając później na dziewczynę, spała w najlepsze więc postanowiłem jej tego nie przerywać. Zszedłem do kuchni przygotować śniadanie, właściwie moje zdolności kulinarne zazwyczaj kończyły się na tym, że potrafiłem postawić wodę na herbatę, ale odkąd zamieszkałem sam, postanowiłem coś zmienić, bo inaczej umarłbym z głodu. Usłyszałem kroki dobiegające z piętra wyżej, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi.

- Co ja tu robię? - usłyszałem jej głos i wręcz mnie zamroziło. Przecież to niemożliwe, aby nie pamiętała, jak się tu znalazła. A może jednak? Odwróciłem się w jej stronę, trzymając w ręce patelnie. - Żartuje.

Roześmiała się cicho, siadając przy stoliku, opatulona kocem.

- Bardzo zabawne - nadąsałem się, wracając do swojego wcześniejszego zajęcia. - Dobrze spałaś?

- Nawet - zbliżyła się do mnie, po czym usiadła na wyspie kuchennej, tuż obok mnie. Nie wiem, czy chamsko chciała rozproszyć moją uwagę, czy zrobiła to ot, tak, po prostu. Ale ciężko było mi się skupić, gdy patrzyła na mnie swoimi przenikliwymi oczami. - Gotujesz. Wow.

- Jakoś nie chciałem umrzeć z głodu - przewróciłem jajka na patelni.

- Kiedyś twoim popisowym specjałem była woda na herbate - prychnęła cicho. - Jestem pełna podziwu.

Uśmiechnąłem się, gdy o tym usłyszałem.

- Co Cię tak bawi? - spytała, przekręcając głowę i zbliżając się bardziej do mnie. - Mówię, co wiem.

- Ty - bąknąłem, wyciągając talerze i stawiając je na stolę. Spojrzałem na nią, uniosła brew i splotła ręce. - Nie denerwuj się.

- Ja jestem bardzo spoko... - zaczęła, ale zamilkła, gdy złapałem ją w biodrach, przyciskając mocniej do kuchennej szafki. - Nie przejdzie.

- Jedź ze mną do Zakopanego.

- C-co?

- Wiesz dobrze co - musnąłem jej udo kciukiem. - Mamy zgrupowanie, trzy dniowe. Odpoczniesz, spędzisz czas z chłopakami.

- Tobą - wywróciła oczami.

- Też - zacisnąłem wargi, licząc, że się zgodzi i nie będę musiał dalej bawić się w nie wiadomo jakiego dyplomatę. Ledwo wychodziło mi to gdy wypowiadałem się przed ogromną publiką a co teraz, gdy atmosfera jest tak cholernie gęsta. - Aczkolwiek bardziej mi zależy, żebyś odpoczęła od tego, co działo się ostatnio.

- Dlaczego tak się o mnie martwisz? - poczułem w jej głosie zirytowanie, przez co mentalnie wycofałem się z tego, co chciałem powiedzieć. - Radzę sobie.

- Tak jak wczoraj, gdy zamiast iść uspokoić myśli, poszłaś się upić i mało co jakiś debil nie zrobiłby ci krzywdy? - postanowiłem stanowczo poprowadzić resztę rozmowy, podświadomie czułem, że jedynie fakt, iż postawie na swoim może w jakiś sposób dać jej do zrozumienia, że to nie był dobry pomysł. Oraz że mój jest tysiąc razy lepszy. - Ana, jedź ze mną. Chcesz, to obiecam Ci, że nawet się do Ciebie nie zbliże, jeśli tego nie będziesz chciała.

Odgarnęła opadające na jej twarz kosmyki włosów, widziałem, że poważnie zastanawia się nad tym, co powiedziałem. Nagle kieszeń moich spodni zawibrowała, odebrałem szybko telefon.

- Tak?

- Weź mnie ze sobą - usłyszałem błagalny głos jednego z moich kolegów. - Obiecuje, że nie zarzygam Ci tapicerki.

- Pa - bąknąłem, po czym się rozłączyłem. Ten to zawsze wie, kiedy zadzwonić.

- Dawid?

- O ile rozumiesz to jako ''pan chodząca katastrofa'' to tak.

- Zjedzmy śniadnie - rzuciła, zeskakując z blatu i zabierając się za nakładanie śniadania na talerze. Po chwili siedzieliśmy razem w ciszy przy stole. Wyglądała na zamyśloną, a ja żałowałem, że nie mogę wejść w jej głowę i dowiedzieć się, co tak naprawdę myśli.

- Jedźmy.

*******

ZŁOTY STOCH!! Dalej w to nie wierze kochani:( Na deser na dzisiaj, wrzucam wam rozdział, świętujmy x

All love, 

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top