VIII
KAMIL POV
Zamknąłem oczy. Dobrze znałem ten widok. Właściwie czułem zapach jej skóry, a głęboki oddech był symfonią dla moich uszów. Ale musiałem stłumić to w sobie i nie pozwolić nawet jej dotknąć, nieważne jak bardzo chciałbym poczuć ją bliżej. Obiecałem sobie, że więcej nie odbiorę jej szczęścia, a jednak siedziała we mnie pokusa, która chciała złapać ją w talii i palcem przesuwać po jej żebrach.
- Czy to nie jest tym, co chciałeś? - zapytała cicho, speszonym wzrokiem wpatrując się we mnie. - Czy nie pragnąłeś mnie znowu po to, aby po chwili odrzucić jak zabawkę? Stoję przed tobą gotowa na wszystko, czego chcesz, abyś potem znowu mógł mnie zostawić. I ciągle wracać. I tak w kółko.
Złapała moją drżąca dłoń i położyła na swoim ciele. Nie wiedziałem co z sobą zrobić, jej ciepłe ciało było jak ukojenie dla moich dłoni. Powoli sunęła moją dłonią po swojej skórze, począwszy od brzuch do żeber i po piersi. No i cholera, ona miała kolczyka w sutku. Moja mała Ana? A może już nie taka mała.
- Masz mnie na wyciągnięcie ręki - drążyła dalej swoim aksamitnym głosem, wpędzając mnie w coraz większe poczucie winy i ogromny żal do siebie. - Dlaczego tego nie wykorzystasz?
- N-nie...
- Co, nie?
- Nie chce Cię wykorzystywać - odpowiedziałem w końcu, po czym otworzyłem oczy, po jej policzkach sączyły się łzy, nie byłem nawet świadomy tego, że stoi przede mną jednocześnie płacząc. - Nigdy nie chciałem...
Skrzywiła się na moje słowa, przykucnęła, podnosząc ręcznik i przyciskając go do piersi. Spojrzała mi prosto w oczy swoimi brązowymi tęczówkami, przepełnionymi łzami.
- A jednak to zrobiłeś, tak bardzo żałuje, że nie mogę Cię znienawidzić - wyrzuciła z siebie, po czym ruszyła w przeciwna stronę, wyciągnęła ubrania i zniknęła ponownie za drzwiami, zostawiając mnie w osłupieniu.
Dlaczego muszę ją niszczyć? Dlaczego w ogóle tu przyjechałem, dlaczego miałem nadzieje, że jednak będzie chciała mnie zobaczyć.
Podobno nadzieja matką głupich, w takim razie ja jestem idiotą do kwadratu.
Po chwili pojawiła się w pokoju ubrana w aksamitną koszulkę nocną, która pięknie kontrastowała z jej opalonym ciałem. Zauważałem coraz więcej szczegółów, które wcześniej mi umknęły. Kolejny tatuaż na jej ciele, tym razem ozdabiający miejsce nad kostką. Wpatrywała się we mnie bezuczuciowo, nie wiedząc, jak bardzo sprawia mi tym ból tym, że stoi przede mną piękniejsza niż kiedykolwiek a ja jestem dla niej nikim.
- Pójdę już - chrząknąłem niezręcznie i ruszyłem w stronę schodów, nie oczekując nawet odpowiedzi. Powoli zszedłem na parter i sięgałem klamki, gdy usłyszałem głośne kroki, ktoś złapał mnie za rękę, próbując odwrócić w drugą stronę. Spojrzałem na Ane która w jednej chwili złapała z tył mojej głowy, po chwili złączając nasze usta razem.
Smakowała tak dobrze, jak ją zapamiętałem, miała tak delikatne usta. Jej dłoń trzymała kurczowo moje włosy, a druga kurczowo ściskała moją koszulkę. Złapałem jej biodra i przycisnąłem do drzwi, drugą ręką przekręcając kluczyk w drzwiach. Nigdy nie pragnąłem jej tak jak teraz. Dotykałem jej szczupłego brzucha, jednocześnie łapiąc oddech między natarczywymi i pełnymi namiętności pocałunkami. Czułem, że to, co zbierało się we mnie przez ostatnie lata, w końcu dało sobie upust. Uniosłem jej pupę do góry, pozwalając nogom opleść mój pas, wtuliła się w moje ciało, delikatnie drażniąc ustami szyje. Powoli i ostrożnie stąpałem po schodkach, aby znowu znaleźć się w jej pokoju i w końcu zniszczyć to pięknie zasłane łóżko. Podszedłem do jego krawędzi i zacząłem całować jej szyje, słysząc, jak głęboko zaczęła oddychać.
- Kurwa... - westchnąłem głęboko, to było niezwykle przyjemne uczucie. - Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem.
Opadła na łóżko pod ciężarem mojego ciała cicho wypowiadając moje imie.
******
Przebudziłem się o 6 rano. Przyzwyczaiłem się do trybu: 6 rano - bieganie, trening, aby potem mieć więcej czasu w ciągu dnia. Mój zegar biologiczny w takim wypadku działał sam i bez mojej ingerencji. Spojrzałem na dziewczynę tulącą się do mojego ciała, jej włosy opadały na twarz, a usta były delikatnie rozchylone. Co jakiś czas przejeżdżała dłonią po moim torsie. To był naprawdę piękny widok. Jeden z najpiękniejszych, jakie mogłem zastać z rana. Nadal zastanawiałem się, czy to wszystko nie było jakąś cholerną mistyfikacją, kolejnym marzeniem wyciągniętym z moim umysłu lub najzwyklejszym snem. Czekałem tylko na moment, w którym nagle się przebudzę, znajdując w całkiem innym miejscu. Lecz On nie nadchodził.
- Czemu nie śpisz? - wymruczała cicho, nie otwierając oczu.
- Skąd wiesz - spytałem, odgarniając kosmyk z jej czoła.
- Wzdychasz, zawsze tak robisz, jak nad czymś mylisz - odparła spokojnym tonem. Faktycznie tak było. - Nad czym myślisz?
- Zastanawiam się, kiedy się obudze - odpowiedziałem, jednocześnie utkwiła wzrok w oknie. - To zbyt piękne, aby było prawdziwe.
Nagle poczułem, piekący ból w okolicy brzucha.
- Nadal to takie piękne? -usłyszałem jej chichot i zrozumiałem, że nie będę się budził i to nie sen. - Mam nadzieje, że nie będę musiała kupować ci maści na ból.
Przesunęła się, pozwalając mi usiąść. Poczułem, jak dotyka moje plecy, które sprawiły mi odrobinę bólu, szczególnie po tym, jakie zadrapania zostawiła po dzisiejszej nocy na nich. Można by uznać, że w jakiś sposób mnie naznaczyła, co naprawdę mnie kręciło.
- Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe - przytuliła się do mnie, oplatając rękoma wokół torsu i całując każdą pręgę po jej paznokciach. - Nie chciałam.
- Wiem - pocałowałem jej dłoń. Wyglądała piękne i świeżo, z rozrzuconymi kręconymi włosami i zaspanym wzrokiem. Wyglądała tak, jak chciałbym ją oglądać przez resztę swojego życia. - Ból jest tego wart.
Odwróciłem się w jej stronę, łapiąc w talii i całując w usta. Tak strasznie bałem się, że każdy następny pocałunek może być naszym ostatnim. Chciałem napajać się tą chwilą, póki trwała, aby potem w razie komplikacji, mieć to gdzieś w swojej głowie.
- Kocham Cię - powiedziałem cicho między pocałunkami. - To takie trudne...
Przygryzła wargę, opuszczając powieki. Nie odpowiedziała nic. Nie powiem, że to nie bolało, ale gdy pomyślałem, ile musiała przeze mnie przejść, to wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby ta noc była jej jednym momentem słabości. Wybaczyłbym jej to za te lata cierpienia, którymi ją obdarzyłem. Wybaczyłbym jej, cokolwiek by teraz zechciała zrobić, gdy myślę, o tym, że nic nie będzie gorsze od tamtego momentu. Jedyną rzeczą, jaką chciałem zachować, był ten widok, nawet jeśli miałoby to być nasze ostatnie wspomnienie.
Nagle poczułem, jak łóżko ugina się, a ona wstaje, owijając się kołdrą.
- Idziesz pod prysznic? - wyszeptała słodko, zagryzając wargę, co sprawiło, że naprawdę chciałem znowu rzucić ją na łóżko i przypomnieć wszystko, co robiliśmy zeszłej nocy. Potrafiła być tak cholernie gorąca w swojej niewinności. Ruszyła, nie czekając na odpowiedz, po chwili trzaskając drzwiami, dając mi moment do podziwiania jej kroków. Wstałem, poszukując swoich spodni w czeluściach fotela, na którym leżało tysiące damskich ubrań. Kobiety. Gdy je znalazłem, moją uwagę utkwiła inna rzecz. Na komodzie leżało zdjęcie oprawione w ramkę, dotknąłem go dłonią i odsunąłem się jak poparzony. Widniała na nim Ana z Peterem i całą rodziną Prevców. Nie powiem, zabolało, chociaż nie powinno. Tuż obok niego leżał pierścionek ze sporym brylantem, wyglądający na typowy zaręczynowy.
W tamtym momencie w mojej głowie zaświtała myśl ''co ja tu robie'', dlaczego tak bardzo chce zburzyć jej spokojne i szczęśliwe życie, w dodatku w momencie, gdy w końcu całkiem się poukładało. Jak mogłem być takim ignorantem, zmuszając ją do pozostawienia tego wszystkiego na moją rzecz?
Westchnąłem głęboko. Przez czas moich przemyśleń zdążyła wyjść spod prysznica, zauważyłem ja, gdy schodziłem ubrany schodami na parter.
- Nie przyszedłeś - zauważyła, krzątając się po kuchni w bluzie i legginsach, włosy spięła w małego koka.
- Nie mogę tu dłużej zostać - odparłem szczerze, ubierając koszulkę. - Nie wiem, co sobie myślałem, przychodząc tutaj.
Nagle usłyszałem brzdęk upadającej patelni, który wprawił mnie w gęsią skórkę.
- Kurwa - usłyszałem jej łamiący się głos. - Właśnie, co sobie myślałeś?
Ruszyła szybkim krokiem w moją stronę, zamierzając się do uderzenia, ale szybciej złapałem jej nadgarstek.
- Dlaczego mi to robisz, dlaczego znowu mnie wykorzystujesz, a teraz chcesz odejść bez słowa - wrzasnęła wściekle, pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. - Przeleciałeś mnie i chcesz najzwyczajniej w świecie wyjść stąd, jakbyś umówił się na numerek z jakąś dziwką.
Nie pomyślałem o tym w ten sposób.
- Nigdy tak nie mów - warknąłem, łapiąc ją mocniej. - Nie chce niszczyć twojego szczęścia, ułożyłaś sobie życie, a ja znowu wtargnąłem w nie z butami, robiąc, co chce.
Spojrzałem na łzę sączącą się spod jej zamkniętej powieki.
- Uwierz mi, że gdybym tego nie chciała to, nawet byś tu nie wszedł - wyszeptała, łkając cicho. - Dlaczego znowu chcesz mnie zostawić?
Dlaczego chce ją zostawić?
- Nie będziesz ze mną tak szczęśliwa, jak jesteś z nim. - z trudem wypowiedziałem te słowa, ale czułem, że to prawda. To, co się stało, nigdy nie zniknie i będzie odbijało się na wszystkim, co jej dotyczy.
- Nie decyduj o moim szczęściu - opuściła rękę.
Staliśmy, wpatrując się w siebie kilka dłuższych chwil. Jej widok bolał równie mocno, jak wczoraj. Dopóki nie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Otarła łzy dłonią i ruszyła w ich stronę, po czym otworzyła je, ukazując najgorszy widok, jaki mógł nas teraz spotkać.
******
Od przyszłego tygodnia rozdziały będą pojawiać się co tydzień, zazwyczaj w weekendy więc mam nadzieje, że o mnie jeszcze nie zapomnieliście :)
W ten weekend postaram się również zaaktualizować moje drugie ff o Manuelu Fettnerze - Dear Darlin'.
Podekscytowani nowym sezonem Pucharu Świata? x
Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania bo to spora motywacja!! xx
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top