VI
Cześć, witajcie! :)x
Wbiegłam jak huragan do pokoju, podejmując jedną z najważniejszych decyzji ostatnich tygodni w zaledwie kilka sekund.
- Wracam do Słowenii! - zdenerwowana rzucałam manatkami po całym pokoju, przekopując się do ogromnej walizki schowanej pod łóżkiem. - Nie zostanę tu ani chwili dłużej.
- Kochanie, spokojnie - przemawiał mój ojciec, próbując uspokoić stojącą obok niego mamę. - Zrobiliśmy coś nie tak?
- Oczywiście, że nie - wydukałam cicho, wiążąc swoje włosy w wygodną kitkę. - To nie wy.
- To kto? - usłyszałam roztrzęsiony głos matki. - Tak długo Cię nie było... Dobre lata mieszkałaś za granicą, a mi serce się krajało, że nie mogę zobaczyć swojej córki.
Moje serce łamało się, słysząc płaczliwy głos matki. Nie chciałam jej tego robić, ale czułam, że jeśli tam nie wrócę, to oszaleje w tym miejscu. Potrzebowałam wrócić do Słowenii. Do Petera, do Miny i Diany, do swojego spokoju i porządku. Codziennej rutyny, która sprawiała, że moje zdrowie psychiczne było w jak najlepszej normie. Aby wszystko było tak jak dawniej. Abym nie musiała więcej go widzieć.
- Mamo... - odwróciłam się do swojej rodzicielki, aby ją przytulić, ale odsunęła się ode mnie. Zabolało, nie powiem. Może to była pochopna decyzja z mojej strony, ale jedyna słuszna w tej sytuacji. - Nie odwracaj się ode mnie, muszę tam wrócić.
- Zejdź na dół, gdy odzyskasz rozum - fuknał na mnie ojciec, a po chwili usłyszałam trzask drzwi. Spojrzałam na zaczerwienione policzki matki i ten widok sprawiał, że miałam ochotę tu zostać.
- Zadzwonię do Marity, może Ona coś poradzi.
Drzwi ponownie trzasnęły, a ja rzuciłam się na łóżko, zakrywając dłońmi twarz. Dlaczego to wszystko musiało się tak poukładać? Dlaczego Petera nie ma obok mnie? Spojrzałam na komórkę, wierząc, że odpisał na mojego sms. Nie znalazłam żadnej wiadomości, nie oddzwonił, mimo że dobijałam się do niego od wczoraj, nie był nawet na tym cholernym Facebooku. Świadoma, że ma naprawdę ważną sprawę do załatwienia i nie powinnam mu przeszkadzać, próbowałam złapać z nim jakikolwiek kontakt jak najgorsza desperatka. Którą aktualnie się czułam, szczególnie po tym, co stało się w nocy.
Jeden zły krok i wpadłabym ponownie w tę pajęczynę, którą Stoch uwił sobie wokół mnie wczoraj. Jakby był wręcz pewny, że gdy tylko popełnię błąd, będę znowu jego. Cholerny zarozumialec mieszał mi w głowie bardziej niż wcześniej, a ja musiałam stąpać po ziemi twardziej niż zwykle, aby nie dopuścić do powtórki z historii. Wciąż miałam do niego swego rodzaju słabość, którą musiałam stłumić u zarodka.
- Mogę wejść? - usłyszałam głos Surmy, po czym ujrzałam jej głowę wystającą zza drzwi, skinęłam na tak. Nawet nie zauważyłam, jak długo leżałam w jednej i tej samej pozycji rozmyślając nad sensem tego wszystkiego. - Twoja mama mi wszystko opowiedziała.
- No tak, pewnie Maje też już obdzwoniła, jak i pół rodziny oraz rodziców Petera - westchnęłam głęboko, bawiąc się obudową telefonu. - Muszę wrócić.
- To przez Kamila, prawda?
Jak zwykle, gdy miałam okazje usłyszeć jego imie, przeszedł mnie dreszcz. Znała mnie tak dobrze, że ledwo weszła, a już wiedziała co się dzieje.
- Nie mogę być tutaj ze świadomością, że tyle razy jeszcze go zobacze - wyszeptałam w jej stronę. - Nie mogę go widzieć, bo wszystko do mnie wraca.
- Ana... - usiadła obok mnie, klepiąc w udo. - Musisz stawić temu czoła i pokazać, że jesteś silniejsza niż wcześniej.
- Próbowałam, uwierz mi. - mruknęłam od niechcenia. - Gdybym nie próbowała, wróciłabym do Słowenii od razu po twoim weselu. Ja nie mogę, nie potrafię.
- Minęło tyle lat...
- Właśnie, tyle lat - poczułam, jak pieką mnie policzki. - Tyle lat, a gdy znów się pojawił, potrafiłam utopić się w jego oczach, smakować się uśmiechem i śmiać z nawet tych suchych żartów.
- Może to jakiś znak - uśmiechnęła się do mnie ciepło, ale ja nie rozumiałam. - Znaczy, spójrz na to z innej strony. Może to naprawdę coś znaczy?
- Niby co - prychnęłam oburzona jej sugestiami, aczkolwiek zaciekawiona tym, co ma mi do powiedzenia.
- Może to los was do siebie pcha - bąknęła cicho. - Może tak naprawdę nigdy nie powinniście się rozstać.
Przymknęłam oczy zmęczona tym wszystkim. Tak bardzo bolały wspomnienia tamtego dnia.
- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - odrzekłam pewna swego. - Mam Petera i bardzo go kocham. Wyciągnął mnie z najgorszego bagna, w którym tkwiłam.
- Ale ciągnie Cię do Stocha - złapała moją dłoń. - Samej siebie nie oszukasz.
Nie ważne jak bardzo bym chciała.
******
KAMIL POV
- Co się z tobą dzieje - wrzeszczała na mnie. - Niedawno było dobrze, byliśmy szczęśliwi... Wierzyłam, że to będzie coś więcej.
Stałem i patrzyłem, jak łzy spływają po jej policzkach, rozmazując tusz do rzęs. Czułem się jak najgorszy drań, robiąc to, co podpowiadało mi serce. Nie potrafiłem patrzeć na płacz kobiet, bo rozbijało mnie to szybciej niż cokolwiek innego. Ale wiedziałem, że inna decyzja byłaby kompletnie niezgodna z tym, co czuje. Tym czego chce.
- To nie jest twoja wina - zamykałem się w sobie, widząc, jak coraz bardziej rozbijam jej serce na kawałki.- To przeze mnie. Nie potrafię.
- Co się zmieniło od tej pory? - schowała twarz w dłoniach, przy tym cicho łkając. - Co takiego się stało, że przekreślasz te miesiące naszego związku?
Ona.
- Potrzebuje samotności, muszę się skupić na treningach - łgałem bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu. - Nie mogę być teraz w związku, przepraszam.
Słyszałem, jak pociąga nosem, stojąc obok mnie.
- Co Ona ma w sobie takiego, czego ja nie mam?
Dostałem słownego plaskacza w twarz. Dosłownie jakby ktoś dał mi nagle ręką. Czy tak bardzo było po mnie widać, że to wszystko przez to, że wróciła?
- Tu nie chodzi o nią...
- Nawet kłamać nie potrafisz - otarła łzy i spojrzała na mnie. - Byłeś pierwszym mężczyzną, którego pokochałam...
Kolejny cios.
- I ostatnim, którego kochałam - ruszyła w stronę drzwi, zabierając po drodze swoją torebkę. - Wiesz co... Nie będę nawet życzyć ci szczęścia, po prostu nie zasługujesz na to.
Co ze mną jest nie tak?
- Ty to jesteś jednak debil - usłyszałem znajomy męski głos. - Powiem ci więcej, twoja głupota jest wyższa, niż norma polska przewiduje.
Jeszcze jego mi brakowało.
- Spierdalaj z mojego domu - warknąłem w stronę Maćka, który rozsiadł się na fotelu naprzeciwko. Właściwie pojawił się znikąd. - Wiesz, gdzie są drzwi.
- Gościnny jak zawsze - mruknął Kocur. - Coś dojebał?
- Nie mam ochoty na rozmowę, nie widać? - wkurzony syknąłem w jego stronę, licząc, że w ten sposób jakoś pozbędę się go z domu.
- Słyszałeś już, że Ana wraca do Słowenii? - wziął miskę z chipsami leżącą na stole i zaczął się nią zajadać, jego słowa postawiły mnie do pionu w trymiga.
- Jak to? - spytałem zaniepokojony. Czy to przez to, co stało się dziś rano?
- Popatrz, jednak masz ochotę rozmawiać - roześmiał się ciemnowłosy. - To ja powinienem tu zadawać pytania, nie sądzisz?
- Nie rozumiem - otrząsnąłem się.
- Czego tu nie rozumieć. - wywrócił oczami. - Byliście wczoraj na tym samym bankiecie ani Prevca, ani twojej laski tam nie było. Co odjebałeś?
Poważnie mam mu się teraz tłumaczyć?
- Nie musisz mówić, ale wtedy też ci nic nie powiem. - zasugerował Kot, po czym ruszył w stronę drzwi. - Jak zechcesz rozmawiać, to zadzwoń.
Przebiegłem wzrokiem po podłodze. Naprawdę chce wiedzieć. Inaczej rozszarpie mnie to na strzępy.
- Siadaj.
Zebrałem się w sobie, aby opowiedzieć mu całą historię tamtego wieczoru, która o wiele gorzej brzmiała na żywo niż w mojej głowie. Ten wpatrywał się we mnie ze znudzoną miną, jakby wiedział o tym wszystkim i chciał tylko usłyszeć historie oraz zobaczyć jak bardzo mnie to przybija.
- Czyli nic nowego - ziewnął Kot, a ja miałem ochotę rzucić się na niego i zacząć dusić.
- Więc?
- Więc? - spytał,udając, że nie wie, o co chodzi. Obdarowałem go najbardziej groźny wzrokiem, na co tylko się roześmiał. - No dobrze, dobrze. Chce wrócić do Słowenii, przez Ciebie.
- Dlaczego?
- No nie wiem, może dlatego, że spotyka osobę, która ją tak zraniła kilka razy w tygodniu? I najzwyczajniej w świecie chce uciec od czegoś, co ją dalej rani?
Ma sens.
- Stary, zjebałeś. Nie dziw jej się, że to wszystko ją tak bardzo boli. Wiem, jak Cię kochała, nawet mnie nie obdarzyła takim uczuciem. Mam być szczery?
- Dawaj, dobij mnie jeszcze bardziej - mruknąłem.
- Ona wciąż coś do Ciebie czuje, tylko problem tkwi w tym, że nie chce. - odpowiedział.- Ma Petera, który wspierał ją ten cały czas, nie popełnił nawet najmniejszego błędu w ich związku i to jego darzy zaufaniem. Nie Ciebie.
Boli.Boli.Boli.Boli.Boli.
Dlaczego to tak cholernie boli? Dlaczego jej przyjazd sprawił, że zacząłem rozwalać moje poukładane od paru lat życie, tylko dla niej?
- Jesteś kutasem. - dodał po chwili zastanowienia. - Tym bardziej że nikt z nas nie wie, dlaczego to się stało.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać - wywróciłem oczami, czekając na jego reakcje.
- Może to pora, aby zrozumieć, co wtedy się stało? - spojrzał na mnie szczerym wzrokiem, a ja zagryzłem wargę. Może to faktycznie był moment, w którym powinienem wszystko im wytłumaczyć, a w szczególności jej. - Inaczej to już zawsze będzie się za wami ciągnąć, tobą i nią.
Najgorsze było to, że to, co mówił, było prawdą. Bolesną, którą trzymałem jak sekret od lat w głębi siebie, dającą coraz bardziej do zrozumienia, że jeden zły ruch i to wszystko ze mnie wyjdzie. Wiedziałem, że nic to nie zmieni. Nawet jeśli jej to wszystko wyznam, Ona dalej będzie kochać Petera, swojego obrońcę. Człowieka, który był z nią ostatnie lata, gdy ja w jej głowie tkwiłem pod nazwą ''kutas''.
Jednak to była pora. Jeśli chce zaznać spokoju, muszę to z siebie wyrzucić, nie wyciszać jak dzwoniący co jakiś czas telefon. Złapałem komórkę i wybrałem jej numer, który znałem na pamięć, po cichu wierząc, że nadal go nie zmieniła.
Pierwszy sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Ktoś odebrał.
- Halo? - usłyszałem słaby kobiecy głos.
- Musimy porozmawiać - powiedziałem stanowczo w jej stronę, a mnie zaszczyciła cisza i jej nierówny oddech, który pozwolił mi siebie usłyszeć.
*****
Znowu minęło sporo czasu ale przez ostatni miesiąc praktycznie nie było mnie w domu a jak potem się okazało, nie miałam możliwości podesłać wam rozdziału. Mimo wszystko licze, że ten wam się spodobał ;)
Zapraszam również do mojego 2 ff o Manuelu Fettnerze którego aktualizacja po dobrych miesiącach ukaże się dziś wieczorem lub jutro do południa :)
Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania, wiecie ile to dla mnie znaczy!!
All love,
Demurie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top