I

  :)x

- Auć! - zawyłam, czując wbijającą się w moje ciało szpilkę krawiecką. - Nie możesz robić tego delikatniej?

- Chciałaś piękną sukienkę, to cierp! - rzuciła Mina, ściskając mocniej gorset na mojej talii. - Wyglądasz jak księżniczka!

Spojrzałam na jej zachwyconą minę i świecące się oczy na widok sukienki, w którą ledwie się zmieściłam, po czym roześmiałam się szczerze. Uwielbiałam tę dziewczynę, była to moja jedyna bratnia dusza w małe mieścinie, jaką jest Kranjska Gora i jedną z nielicznych przyjaciół, których poznałam w Słowenii. W Ljubljana trudno było o szczerą znajomość, stolice mimo pięknych zabytków, malowniczych widoków i ciekawych krętych uliczek zamieszkiwali w większości ludzie goniący za lepszą pracą, aby utrzymać swoje rodziny mieszkające poza nią. Mimo wszystko na Uniwersytecie Lublańskim, jednym z najlepszych w Europie znalazło się parę osób, które obdarzyłam sympatią. Właściwie nie sądziłam, że w dostane się na studia. Fakt, byłam świadoma, że to możliwe, ponieważ w przeszłości radziłam sobie świetnie z nauką i proponowano mi stypendium, które odrzuciłam.

- No, no - usłyszałam głos drugiej ze swoich koleżanek, Diany. - Wiedziałam, że będzie pięknie no ale nie sądziłam, że aż tak.

- Czy ten gorset nie pęknie, jak zacznę jeść? - rozprostowałam fałdkę, która utworzyła się na mojej czerwonej sukience.

- Obrażasz moją pracę - prychnęła Mina, nanosząc ostatnie poprawki w swoim projekcie. - Voile!

- Jesteśmy w Słowenii - szturchnęła ją Diana.

- Zobaczysz, za niedługo usłyszą o mnie we Francji - klasnęła podekscytowana. - Powinnam dostać nobla za tę suknię!

Odwróciłam się w stronę lustra i podeszłam trochę bliżej. Faktycznie, w swoim życiu nie widziałam ładniejszej sukienki. Ta była w kolorze czerwieni, na dwóch ramiączkach ze złotym zamkiem usytuowanym na gorsecie. W górnej części przylegała mocno do talii, uwydatniając jej wcięcie. Od bioder była mocno rozkloszowana aż przed kolano.

- Mina...

- Ja wiem, w życiu nie widziałaś czegoś takiego - pisnęła dziewczyna.

- Ona jest piękna - przytulilam ją w podzięce za to cudo, w które byłam ubrana. - Warto było cierpieć przez twoje szpilki w moim ciele dla takiego efektu.

- Będziesz najpiękniejszą druhną pod słońcem. - powiedziała Diana, przeszukując torbę. - A teraz zamówienie ode mnie.

Wzięłam kwadratowe pudełko od dziewczyny i szybko je otworzyłam. Moim oczom ukazała się złota kolia.

- Tata poradził sobie szybciej, niż myśleliśmy - bąknęła, odkładając zakupy. - Mówił, że to z sympatii do twojej osoby i dorobił ci kolczyki.

- Kocham twojego tate - dodałam, wkładając wkrętki do uszu.

- Też go kocham - dopowiedziałam podekscytowana. - Nie wierzę, że wracam do domu.

- Tylko nas nie zostawiaj - powiedziała poważnie Diana. - Wiem, że masz dodatkowy miesiąc wolnego od studiów no ale wiesz...

- To tylko 2-3 miesiące - odpowiedziałam szczerze. - Będę do Was dzwonić. Wrócę.

No więc właśnie. Wracam do domu. Ciekawe prawda? W Ljubljanie mieszkałam ostatnie kilka lat swojego życia, rodzinę odwiedzając tylko w święta. Nie było czasu zostać dłużej, a teraz gdy zdałam egzaminy, a następne czekają mnie dopiero za kilka miesięcy, mogę wrócić na chwile do miejsca swego pochodzenia. Domu pachnącego kawą o poranku, tostem z dżemem, gazetą Taty. Podczas przeprowadzki najbardziej brakowało mi rodziny. Tego, że nie mogłam zadzwonić do mamy i spytać, czy umówi się za mną za godzinę na zakupy, napisać sms do Mai, aby przyjechała na ciastka i babskie plotki, czy też zobaczyć się z tatą, bo znowu zepsułam hamulce w rowerze. Byli zbyt daleko, abym mogła wykonać którąkolwiek z tych czynności i pozostawał nam Skype i dzwonienie do siebie raz na jakiś czas. Mówi się, że z rodziną najlepiej na zdjęciu i często też słysze narzekania, że rodzice wtrącają się w życie moich znajomych. Wtedy wręcz im zazdroszczę, bo moi tego nie robią.

Czy kiedykolwiek myślałam, aby wrócić do domu na stałe? Właściwie to nie. Tu gdzie jestem, czuje się dobrze, mimo tego, że brakuje mi moich bliskich, jak na razie nie wyobrażam sobie życia na stałe w Polsce. Mimo tego cicho wierze, że kiedyś się to zmieni i pokaże mojemu chłopakowi, jak piękna jest Polska.

- Ziemia do Any! - spojrzałam na brunetkę machającą mi dłonią przed oczami. - Żyjesz?

- Tak... - wydukałam cicho. - Zamyśliłam się, sorry.

- Wyskakuj z sukienki, bo się rozciągnie i figa z makiem będzie - posłyuchałam prośby i ruszyłam do przymierzalni, aby ponownie wbić się w moje ulubione podziurawione dżinsy, białe conversy i białą koszulkę. Nagle moja komórka się odezwała.

- Domen?

- Nie, zasrana księżniczka Esmeralda - usłyszałam rechot chłopaka i wręcz automatycznie wywróciłam oczami, czując, że szykuje się ciekawa rozmowa.

- Czego chcesz? - warknęłam do niego, patrząc na zegarek i licząc ile mam czasu do wyjścia.

- Czemu zawsze, gdy dzwonie, liczysz, że czegoś chce?

- Gdybym Cię nie znała przeszło już 5 lat, pewnie pomyślałabym, że interesujesz się moim życie i dzwonisz, żeby zapytać co u mnie, bo chcesz być dobrym przyjacielem - mruknęłam, bawiąc się paznokciami. - Więc?

- I to w tobie lubie! - roześmiał się ponownie, a ja cicho westchnęłam. - Jest sprawa.

- A nie mówiłam...

- Już nie przesadzaj - prychnął w moją stronę obrażalskim tonem. - Peter nie chce pożyczyć mi samochodu.

- I bardzo dobrze robi - odpowiedziałam, marszcząc czoło, wracając myślami do jego wypadku sprzed paru tygodni. - Rozwaliłbyś go na pierwszym lepszym zakręcie jak samochód Cene.

- To nie była moja wina i dobrze o tym wiesz!

- Ta...

- Jesteśmy prawie rodziną, no weź - początkowo bezskutecznie próbował mnie przekonać na swój słodki głosik i ''dobrą'' duszyczkę.

- Prawie to bardzo dosadne słowo - burknęłam, zmęczona jego gadaniem a prędzej bym powiedziała, truciem mi mojej już wystarczająco zabieganej dupy. - Po co?

- Pamiętasz tę dziewczynę, którą przyprowadziłem na obiad w tamtym tygodniu?

- Tę biedaczkę? - uśmiechnęłam się sama do siebie, szczęśliwa, że mogę mu odrobinę podokuczać. - Chcesz mi się poskarżyć, że uciekła, gdy tylko zobaczyła, ile jesz?

- Dobre powietrze Słowenii źle ci robi, może to pora wrócić do Krakowa? - usłyszałam, jak syczy ironicznie w moją stronę.

- Ale Kraków to ty szanuj - mruknęłam do niego beznamiętnie. - No i co z nią?

- Jej rodzice zaprosili mnie na obiad...

- Przypał - roześmiałam się, wspominając swój pierwszy obiad u Prevców. - No i?

- No muszę zrobić jakieś wrażenie ta?

- A co będę miała, jeśli przekonam Petera? - zastanowiłam się przez chwilę, po czym wypaliłam, mając nadzieje, że ugram coś na tym.

- Zobaczysz mnie w garniturze?

- Nieprzekonywujące - sapnęłam. - Coś za coś.

- Święty spokój? - usłyszałam, jak najmłodszy z braci wzdycha głęboko.

- To już lepsze, ale nadal nie spełnia moich wymagań.

- To, czego chcesz?

Zastanowiłam się głęboko w duchu, czego potrzebuje, aby zaznać spokoju ze strony tego idioty.

- Koniec ze spóźnianiem się na treningi, zgrupowania, spotkania w Związku.

- Zgadzam się!

- Może w końcu przestane mieć przez Ciebie kłopoty - westchnęłam z nadzieją w głosie. - Do wieczora.

- Jakie kłopoty?

Odwróciłam się, wpadając na Petera, który pojawił się nie wiadomo skąd i w jaki sposób.

- Co tu robisz? - spytałam zdziwiona jego obecnością, bo do tej pory żyłam informacją, że odbierze mnie dopiero za godzinę.

- Goran wypuścił mnie wcześniej.

Poczułam jego usta na swoich, oddając szybko pocałunek. Kto by się spodziewał, że ja i Prevc?

Życie jednak zaskakuje, nawet mnie.

- Wygląda jak laleczka! - szybko odpowiedziała Mina, witając się z moim chłopakiem. - Zresztą zobaczysz sam.

- Mam się przygotować na to, że zakocham się po raz drugi? - spojrzał na mnie roześmianym wzrokiem, a ja wpatrywałam się w iskierki które, błyszczały w jego oczach. Nie zmienił się zbyt wiele, odkąd go poznałam, poza doroślejszym wyglądem i zachowaniem, dalej był tym samym słoweńskim denerwującym chłopakiem ze zbyt ciętym językiem w niektórych sytuacjach. Wyrósł też na lidera słoweńskiej kadry i od dobrych 4 lat punktował w Pucharze Świata.

A ja...

Ja właściwie odcięłam się od skoków. Mówię tu o Pucharze Świata czy też Kontynentalnym co sprawia, że niekiedy mam żal sama do siebie, że zostawiłam, to co kocham. Ale z drugiej strony nadal pracuje ze sportowcami, nadal są to skoczkowie, ale tylko i wyłącznie słoweńscy. Nawet już nie pamiętam, kiedy oglądałam cały konkurs, zamiast przełączać jak zwykle na próby słoweńskiej kadry lub samego Petera. Najwyraźniej dalej nie byłam zbyt gotowa na zobaczenie kiedyś tak ważnych dla mnie osób.

- Sam sobie odpowiedz na to pytanie - przebąknęłam, związując włosy w kitkę. - Masz jeszcze jakieś plany na dziś?

- Spędzić z tobą dzień. - objął mnie w talii. - Mogę już ją porwać?

- Jasne, skończyłyśmy na dziś. - odpowiedziała Diana, po chwili przytulając mnie i życząc miłej podróży. Zanim się obejrzałam w ramiona, wpadła mi Mina, prawie płaczącym głosem prosząca, abym obiecała jej, że będę się odzywać. Obiecałam. Znałam ją 5 lat, była moją przyjaciółką i w dosłownie każdej sytuacji mogłam liczyć na jej pomoc. Poznałam ją podczas dnia rekrutacyjnego, gdy tak jak ja błądziła po korytarzach uczelni. Dianę znałam krócej, ale mimo to byłyśmy wspaniałą paczką znajomych, która podbiła chyba wszystkie Kranjskie i Lublańskie kluby w poszukiwaniu tego ulubionego.

Poczułam, jak Peter splata moją dłoń ze swoją i delikatnie ciągnie mnie w stronę wyjścia.

- Zmęczona?

- Niesamowicie - westchnęłam, przytulając się do jego boku. - Nie wierzę, że to już jutro.

- Ja też - odparł, otwierając mi drzwi od jego samochodu, wsiadłam szybko, od razu zapinając pasy i rozwalając się na całym siedzeniu. Zaraz trzasnęły także drzwi z jego strony. - O 6 mamy samolot, Cene zawiezie nas do Ljubljany.

- Cene?

- Rodzice pojechali z Anją na zawody w Ratece, wrócą dopiero w weekend - odparł, odpalając samochód i ruszając z miejsca. - A Domenowi nie dałbym nawet szczura do popilnowania.

Otworzyłam szerzej oczy, przypominając sobie o prośbie Domena i... przytkało mnie.

- No cóż...

- Zresztą diabli by go wzięli, dostałem za niego ochrzan, bo nie przyjechał na rozmowę do Gorana - prychnął Prevc, przyspieszając. - Jest już teoretycznie dorosły, a zachowuje się gorzej niż wtedy kiedy był gówniarzem.

- Miłość rządzi się swoimi prawami - uśmiechnęłam się do siebie, zwracając uwagę chłopaka.

- Myślisz, że to tak na serio z tą dziewczyną?

- Przyprowadził kiedyś jakąś do domu?

Kątem oka spojrzałam na rozmyślającego bruneta.

- Nie.

- Masz odpowiedź - ziewnęłam cicho, ucinając temat nowej dziewczyny Demona. - Myślę, że może coś tego być.

- Jak z nas? - spytał zadziornie, dotykając swoją dłonią mojego uda. - Też byłem dość nachalny na początku.

- I pewny swego. - wzięłam jego dłoń, karcąc go wzrokiem.

- To czasami przydatna cecha - wydukał, podjeżdżając pod swój rodzinny dom.

- Nie ważne, marze teraz tylko o prysznicu - wyskoczyłam z samochodu, gdy tylko stanęliśmy w miejscu.

Przekręciłam klucz w zamku, świadoma tego, że nikogo nie ma w domu i mogę rozwalić się na kanapie przed telewizorem i pooglądać Współczesną rodzinkę bez gadania chłopaków, że Oni nie będą oglądać jakiegoś babskiego serialu. Po 15 minutach wykąpana zeszłam w piżamie do kuchni, szukając sałatki, którą zrobiła mama Petera wczorajszego wieczoru. Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu, sprawiając, że całą moją skórę pokrywa tzw. gęsia skórka, po chwili całując delikatnie szyje, a potem ramie.

- Chodź spać.

- Mówisz o ''chodź do łóżka'' czy chodź do łóżka? - odwróciłam się twarzą w jego stronę. - Wiesz, to są dwie odmienne rzeczy kochanie.

- Mówię o tym, że musimy jutro wcześnie wstać, a ja nie chce słuchać twojego marudzenia - mruknął, stykając nasze czoła razem i rozszerzając wargi w pół-uśmiechu. - Chodź albo Cię zaniosę.

- Jestem za gruba, żebyś mnie uniósł - prychnęłam cicho.

- Chyba w dupie...

- A żebyś wiedział! - mój spokojny ton przerodził się w pisk, który usłyszał najprawdopodobniej cały dom, a ja w cieszyłam się jedynie, że jesteśmy tu sami. Ten idiota niósł mnie na pierwsze piętro jednorodzinnego domu. - Peter, nie żartuj.

- Nie żartuje - odparł najspokojniej w świecie, zanim poczułam uginający się pod naszym ciężarem materac. - Kocham Cię.

- I tak ci skopie dupe - uległam i przykryłam się kołdrą po samą głowę. Poczułam ciepło jego ciała, gdy położył się obok mnie, zaciskając swoje rękę wokół mojej talii, a drugą układając pod głową.

Jeszcze przez kilka minut słyszałam jego oddech na swojej szyi i czułam dłoń masującą mój brzuch.

- Peter, śpisz?

- Mhm - mruknął.

- Kochasz mnie?

- Mhm...

- Pożyczysz Demonowi samochód?

- Mh... - usłyszałam. - W życiu.

- Dobranoc - przymknęłam oczy, uśmiechając się do siebie z myślą, że czeka nas jutro nowy, ważny dzień.

*********

Nadeszła wiekopomna chwila dodania pierwszego rozdziału Nobody like You! Jak wam się podoba? Zaczynam dość powoli, aczkolwiek musi być jakiś wstęp a fabuła będzie rozwijać się z rozdziału na rozdział. 

Zapraszam do komentowania oraz gwiazdkowania bo to motywacyjny kop od was dla mnie! ;)

All love,

Demurie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top