25

Po raz kolejny tego dnia moje serce zabiło mocniej. Moja twarz zrobiła się gorąca od zalewającej jej czerwieni. Gwałtownie odwróciłem się w stronę ogrodzenia, z nadzieją, że moje oczy od razu skrzyżują się ze wzrokiem Cyno... Tak się jednak nie stało.

Wziąłem głęboki wdech i powoli z gnębiącym wzrokiem, powróciłem do obserwowania mojej rodzicielki.

- Nie żartuj tak nigdy więcej. - mruknąłem niskim tonem. - Nigdy.

- Wybacz kochanie, ale nie mogłam się powstrzymać. - zachichotała. - To pierwszy raz, gdy szczerze powiedziałeś mi o swoich uczuciach do Cyno. Musiałam to wykorzystać, Twoje reakcje są zabawne.

- Skończy, bo nie przywiozę Ci więcej nasion zdrowotnej marchewki.

- To przywieziesz mi koperek. - machnęła dłonią. - Ale... Matki mają szósty zmysł. Jeśli Cyno tak samo mocno zależy na Tobie, jestem pewna, że prędzej czy później pojawi się w naszych drzwiach.

Nie masz racji, mamo. Cyno nie wie gdzie jestem i raczej nie ma możliwości, żeby się tego dowiedział. Rozstaliśmy się pod wpływem emocji, w kłótni i krzykach. Nie będzie mnie szukał, dopóki nie ochłonie z własnego wkurwienia. A ponadto powiedziałem o dwa słowa za dużo... Dlaczego po tym wszystkim miałby mnie szukać? Dla niego jestem tylko fałszywym przyjacielem, który okazał się być gejem, a na dodatek szaleńczo w nim zakochanym. Pogodzenie się z samym tym faktem, będzie dla niego dużym krokiem.

***

Moje dni mijały spokojnie i nadzwyczaj nudno. Rodzinny dom znajdywał się w małej miejscowości z dala od miastowego chaosu. Tutaj każdy siebie znał, mieszkańcy byli wobec siebie życzliwi i pomagali, gdy była taka potrzeba. Była to tak spokojna okolica, że rodzice nie obawiali się o moje późne powroty z podwórka, czy nagłe zniknięcie z ich oczu... Jednak dla dorosłego mężczyzny, który przez dłuższy czas żył w motłochu miasta, ten spokój jest zbyt przytłaczający.

Jeśli nie pomagam mamie w kuchni lub ogrodzie, to spędzam czas z ojcem w jego garażu na sklejaniu modeli samolotów. Gdy rodzice jadą na zakupy lub do pracy i zostaję sam, poświęcam swój czas na medytację, układanie kolejnych diet dla klientów oraz krótkie wymiany zdań z przyjaciółmi. Najwięcej pisze do mnie Kaveh, który przy każdej możliwej okazji opierdziela mnie za opuszczenie ich bez pożegnania. Nie mogłem mu mieć za złe. Moja nagła decyzja została podjęta pod wpływem emocji i już nic nie było w stanie mnie powstrzymać.

Może to i lepiej, ale... Nie dostałem żadnej wiadomości od Cyno. Myślałem o tym, by do niego napisać. Z tego, co mi wiadomo, od naszej kłótni nie kontaktował się z nikim. Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku, czy nadal się gniewa. Karciłem się za każdym razem, gdy sięgałem po telefon, patrząc ślepo na jego ekran. Jakaś mała część mnie miała nadzieję, że lada moment mężczyzna napisze do mnie, jak gdyby nigdy nic, z informacją, że zaraz będzie prowadził streama i czy nie zechcę go oglądać. Jak głupi zakochany nastolatek...

- Tighnari! Jedziemy z mamą do miasta na zakupy! - usłyszałem krzyk taty z parteru. - Chcesz coś ze sklepu?

Przeciągnąłem się na łóżku i leniwie uniosłem swoje ciało. Zaciągnąłem je na schody, a następnie kucnąłem na ostatnim stopniu, obserwując, jak rodzice szykują się do wyjścia.

- Lody, chipsy, żelki i herbata. - zacząłem wyliczać swoją listę na palcach u dłoni. - O! I pistacjowa czekolada, którą widziałem w reklamie.

- I ty się nazywasz dietetykiem? - mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem.

- Przypomniałem sobie o karmelowych cukierkach...

- Daj spokój dziecku ze złamanym sercem. - mama chwyciła go pod rękę, ciągnąc do wyjścia. - Przez Ciebie trafimy na największe korki! Ile można się szykować?!

- Czekałem na Ciebie!

Drzwi na nimi zatrzasnęły się, a ja po raz kolejny mogłem cieszyć się spokojem. Zaczołgałem się do salonu, gdzie zaległem na kanapie pod cienkim kocykiem. Okryłem się, włączyłem telewizor i serfując po kanałach, zostawiłem program na popularnym romansie. Nie miałem ochoty go oglądać. Chciałem tylko zamknąć oczy, a w tle słyszeć jakieś miłe głosy, by nie czuć się w pełni samotnym. 

Moje powieki były ciężkie i choć mogło to zabrzmieć dziwnie — byłem zmęczony nic nierobieniem. Snułem się po tym domu jak cień. Myślałem tylko o swoim ciepłym łóżku i kolejnych odcinkach ulubionego serialu. Jeśli ten stan nazywa się depresją z nieodwzajemnionej miłości, to wolałbym już nic nie czuć.

Już przysypiałem, gdy po pomieszczeniu rozległ się dzwonek do drzwi. Nie spodziewaliśmy się gości. Wierzchem dłoni przetarłem oczy i owijając się w koc, ruszyłem do drzwi wejściowych. Dzwonek ponowił się. Zdezorientowany rozejrzałem się po korytarzu, gdzie leżały dwie bawełniane torby na zakupy. Teraz to miało sens. Rodzice w pośpiechu musieli o nich zapomnieć. Chwyciłem je z podłogi i nie patrząc, otworzyłem drzwi na oścież.

- Kiedyś zapomnicie głowy. - mruknąłem, wyciągając torby przed siebie.

- Emm.. To ja?

Na dźwięk tego głosu od razu się rozbudziłem. Uniosłem wzrok na sylwetkę ciemnoskórego mężczyzny, który ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, przejął ode mnie szmacianki.

- Możemy porozmawiać?

- Nie! - krzyknąłem, zatrzaskując przed nim drzwi.

O mało co się nie wywaliłem, gdy z rozmachem odepchnąłem się od drzwi. To.. To naprawdę Cyno? Ale... Ale jak?! Jak to jest w ogóle możliwe? Kto mu powiedział, że tu jestem?! Nie, to musi mi się wydawać. Jestem zaspany albo po prostu jeszcze śpię. Co on miałby tu robić o tej porze w środku tygodnia?

Ponownie otworzyłem drzwi. Mężczyzna lekko drgnął. Spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem i pomachał mi przed twarzą torbami. Zmrużyłem oczy i wyrwałem je z jego uścisku.

- Oddawaj. - warknąłem.

- Nari...

- Nie!

Byłem gotów znów zatrzasnąć przed nim drzwi. Jednak mężczyzna nie nabrał się drugi raz na ten sam trick. Zablokował je jednocześnie nogą i ręką, uniemożliwiając mi sprawną ucieczkę. Syknąłem pod nosem niepocieszony.

- Nari, chcę tylko porozmawiać! Przestań się zapierać!

- Nie mamy o czym rozmawiać! - jęknąłem, próbując zamknąć drzwi. - Liczyłeś, że tu przyjedziesz, włamiesz się do mojego domu, a ja z radością rzucę Ci się w ramiona?!

- Co ty pierdolisz? Jakie "włamię"?! Słyszysz w ogóle, co ty mówisz?

- Doskonale!

- Tighnari!!! - donośny krzyk mojej rodzicielki sprawił, że wyprostowałem się i automatycznie puściłem drzwi. - Jak ty traktujesz gości!

Kiedy oni zdążyli wrócić z zakupów? Błagam, niech to wszystko mi się śni!



***

Yoo~

Moi drodzy... Myślę, że do końca tej książki pozostało mniej więcej 5 rozdziałów. Pora zakończyć NTB i całą serię Mad Love ^^

Macie jakieś ulubione sceny z tej serii (Mad Love lub NTB)? 

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top