24

Jeszcze tego samego dnia spakowałem swoje walizki. Wyciągnąłem ukryte w moim pokoju pudła, w których znajdowały się moje najcenniejsze rzeczy. Nie było tego zbyt wiele. Dwa pudełka poświęciłem na parę drobiazgów zawierających wspomnienia, bestsellerowe książki, dokumentacje moich pacjentów, ubrania oraz zakupioną konsolę. Z zaskoczeniem zauważyłem, iż całe jedno pudełko poszło na suplementy, zioła i herbaty. Nie sądziłem, że aż tyle się tego nazbierało przez te wszystkie lata. Ostatni raz rozejrzałem się po pustym mieszkaniu i ocierając gorzkie łzy, zamknąłem za sobą drzwi. Myślałem, że już nic więcej mnie nie rozczuli, dopóki nie podrzuciłem kluczy swojej sąsiadce. Starsza kobieta na wieść o mojej wyprowadzce zaczęła mnie czule przytulać i głaskać po głowie. Z grzecznym uśmiechem pożegnałem ją, życząc w życiu zdrowia i szczęścia.

Podróż do domu dłużyła mi się i była z lekka niebezpieczna. Moje myśli były przepełnione Cyno, jego słowami i wyrazem twarzy. Serce mnie kuło i ściskało w żołądku za każdym razem, gdy wspominałem nasze ostatnie spotkanie. Przez zeszklone oczy patrzyłem na drogę, która na moje szczęście była w miarę pusta. Mój świat się zawalił, ale nie chciałem przysparzać rodzicom kolejnych kłopotów wypadkiem samochodowym. Już wystarczająco mieli problemów z tym, że zwalam im się na głowę.

Kiedy dojechałem po kilku godzinach do rodzinnego domu, było już ciemno. Moja matka, która wyglądała już zza firanek, wybiegła w kapciach z różowymi króliczkami i uściskała mnie mocno.

- Nariś! Tak się martwiłam. - złapała mnie za ramiona. - Nic Ci się nie stało, prawda?

- Nic mi nie jest mamo... - uśmiechnąłem się lekko do rodzicielki. - Cieszę się, że Cię widzę.

Kobieta zmierzyła mnie swoim matczynym wzrokiem. Wiedziałem, że w tym momencie skanuje mój nastrój, chęci do życia, a nawet najskrytsze myśli. Do dziś nie wiedziałem, jak ona to robi, że po jednym spojrzeniu potrafiła wydedukować, co się ze mną dzieje.

- Chodźmy! Musisz być głodny. Twój ojciec przygotował Twoje ulubione pierożki, zupkę i sushi.

- Po co tyle kłopotów? - zapytałem, za co bez wahania dostałem w tył głowy. - Au!

- To nie kłopot przygotować ucztę na powrót syna do domu. - fuknęła. - Wybiję Ci w głowy to myślenie, choćbym miała Cię zatłuc laczkiem! No, idziemy! Na smutki najlepsze jedzenie i kieliszek wódki! - zakręciła w powietrzu palcem i biorąc mnie pod ramię, zaciągnęła do domu.

***

Nie ukrywałem swojej orientacji przed rodzicami. Sami domyślili się, że jestem trochę inny, gdy w młodzieńczych latach  bardziej podobały mi się magazyny z umięśnionymi facetami niż pięknymi, krągłymi kobietami. Po kilku niezręcznych pytaniach mama roześmiała się, wyciągając flaszkę wina na osłodę, a ojciec stwierdził, że w przyszłości będzie miał dwóch synów, choć spłodził jednego. Pamiętam, jak tego dnia ich reakcja tak zbiła mnie z tropu, że powiedziałem im "jesteście nienormalni" i zamknąłem się w pokoju, myśląc, że to ich taki eksperyment, by przywrócić mnie na właściwą drogę. Niestety myliłem się, oni po prostu tacy byli.

- Nie masz problemów w pracy? - zapytała mnie rodzicielka, gdy wyciągnęła dłoń po nasionko marchewki. - Może powinieneś się za czymś tu rozejrzeć?

- Mamo, pracuję zdalnie. Nie muszę mieć pracy na miejscu, skoro większość rzeczy załatwiam on-line. - zaśmiałem się, zakopując ziarnko w ziemi.

- Przecież wiem o tym. Martwię się tylko o Twoje odizolowanie od świata. Codziennie zamykasz się w pokoju, schodzisz tylko na obiad i kolację. Nawet dziś musiałam siłą Cię zaciągnąć na ogródek!

- Mam gorszy okres, niedługo mi przejdzie i będzie tak, jak dawniej.

Kobieta wyprostowała się, odginając plecy do tyłu. Kości chrupnęły jej, a na twarzy zawitał obraz ulgi. Z przerażeniem przeniosłem na nią wzrok. To nie ten wiek... Będę musiał zrobić jej okłady i polecić dobrego fizjoterapeutę, jeśli chce pozostać sprawna przez długie lata. 

- Nie o to chodzi Nariś... - westchnęła przeciągle. - Naprawdę chciałabym Ci pomóc. Widzę, że coś się dzieje, ale nie chcesz mi o tym powiedzieć. Wiesz, co czułam po tym Twoim rozpaczliwym telefonie?

- To nie jest nic poważnego...

- Zakochałeś się, tak? - wymierzyła we mnie łopatką. - Tighnari, nie oszukasz mnie.

Spojrzałem na nią z lekko rozwartymi ustami. Chciałem już zaprzeczyć i zwalić winę na coś błahego, ale... To nie miało sensu. Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw, tak samo, jak mój sekret z wyprowadzką. Zamknąłem buzię i spuszczając wzrok, pokiwałem twierdząco głową. Myślałem, że na tym się skończy, że kobieta zacznie swoją litanię współczucia i tradycyjnego "jeszcze spotkasz kogoś odpowiedniego na swojej drodze". Tak się nie stało, zadała kolejne pytanie, które zmroziło mnie od środka.

- Czy to Cyno?

Na dźwięk jego imienia, grabki wypadły mi z dłoni, a serce przyśpieszyło swoje bicie. Z rumieńcem przeniosłem wzrok na rodzicielkę, która uśmiechała się zwycięsko.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał w dalszym szoku.

- Hmm... Od zawsze patrzyłeś na niego trochę inaczej. Już, kiedy przyprowadziłeś go do domu, zaczęłam mieć swoje podejrzenia. Byłeś dla niego wyjątkowo miły i chciałeś mu pokazać każdą rzecz, która miała dla Ciebie jakieś znaczenie. Nie pozwoliłeś mi nawet pokazać Twoich zdjęć z dzieciństwa. - roześmiała się. - Cyno to... specyficzny chłopak.

- Specyficzny? - uniosłem brew.

- Nie znam go tak dobrze, jak ty, ale wydawał się być miły. Zawsze stawał w Twojej obronie, pomagał Ci i uważam go za dobrego młodzieńca... - zawiesiła się na moment. - Ale jego poczucie humoru i niektóre pytania były straszne.

- Co masz na myśli?

- Raz, gdy zmywałam naczynia, podszedł do mnie i zapytał, czy wiem ,,Dlaczego ściany nie prowadzą wojen?". Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Potem, z grobową miną odpowiedział: ,,Bo mają pomiędzy sobą pokój" i wyszedł. Zaniemówiłam.

Prychnąłem pod nosem, słysząc tę historię. Tak, to brzmiało, jak durne żarty Cyno, których będzie mi brakować. Zawiało mi nostalgią.

- Wiesz... Cyno pozostał moim dobrym przyjacielem do samego końca. Nie jest taki jak ja, on... On nie zaakceptuje moich uczuć. 

- Czyżby? - przeciągnęła głosem. - A mi się wydaje inaczej.

- Mylisz się w tym temacie. - uśmiechnąłem się ze smutkiem, patrząc w jej oczy.

- Więc to nie on stoi pod płotem?



***

Yoo~

Zostawiam rozdział i mykam spać. Myślałam, że przeniosę go na jutro, ale zebrałam się w sobie i udało mi się go dziś napisać ^^ Motywacją było to, że jutro o 19:00 mam zumbę i jak wrócę... To będę zdychać xD

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top