i'm lost | chanbaek

one shot |chanbaek
ilość słów : 1870
opis :

Baekhyun miał przyjaciół, młodsze rodzeństwo i mamę, która cały czas się starała. Był inteligentny, ale zaniedbywał szkołę. Zaniedbywał naukę, przyjaciół, okłamywał wszystkich dookoła. Pogubił się i nie mógł odnaleźć właściwej drogi.
Nie potrafił się naprawić

Rodzaj : trochę smutne/życiowe/trochę wesołe idk
Uwagi : napisany pod wpływem emocji, chwili, na własnych przeżyciach

🌸🌸🌸

Kolejny świt, kolejny raz zadzwonił budzik, kolejny raz został zignorowany. Baekhyun zaciskał pięści na pościeli i wpatrywał się w sufit. Za około dziesięć minut pojawi się tu jego mama, przeprowadzą nic nie znaczącą konwersacje, a Baekhyun kolejny dzień zostanie w domu.

Songhee niedawno oficjalnie rozwiodła się z mężem, ale tak naprawdę już od ponad dwóch lat musi radzić sobie sama. Sama z trójką dzieci, w tym z szesnastoletnim Baekhyunem.

Nastolatek zawsze uważał się za najbardziej problematyczne dziecko w rodzinie, ale nigdy głośno tego nie przyznał. Od lat miał problemy ze słabym zdrowiem, Songhee niezliczoną ilość czasu spędziła z nim w szpitalach i innych klinikach.

Kiedy ojciec chłopaka odszedł do swojej nowej rodziny, nowej kobiety i jej dzieci, na Baekhyuna spadło wiele obowiązków. Musiał zająć się matką, która nie mogła pogodzić się z odejściem męża i z niczym sobie nie radziła, rozpieszczoną dziesięciolatką i nic nie rozumiejącym trzylatkiem. Do tego ojciec chłopaka, z pozoru bardzo zainteresowany dziećmi, z tygodnia na tydzień coraz bardziej sobie odpuszczał. Nigdy nie miał czasu żeby zadzwonić, podwieźć starsze rodzeństwo do szkoły czy chociaż odwiedzić ich w niedzielę.

Przez te dwa lata Baekhyun przyjmował różne oblicza.

Początkowo udawał, że nie rusza go to co się stało, przypominał rodzicielce o obowiązkach, pomagał w wielu rzeczach, załatwiał różne sprawy w szkołach czy innych miejscach, oczywiście tylko tam gdzie brano na poważnie czternastolatka. Chociaż mało kto zwracał uwagę na to, że chłopak miał ledwie czternaście lat, życie zmusiło go by szybciej dojrzał i to właśnie zrobił.

Następnym obliczem Baekhyuna był udawany spokój. Chłopak był smutny, płakał po nocach, do momentu, w którym znienawidził łzy, ale udawał, że wszystko jest w porządku. Częściej kłócił się z rodzicami, jego mama zaczęła na okrągło opowiadać obsesyjnie o swoim mężu i jego kochance. Nie było chwili przerwy bez tego tematu.

Przez to nastolatek był często zmęczony i zniechęcony do wszystkiego. Jego naprawdę dobre oceny zaczęły się pogarszać tak jak jego sprawność fizyczna, wygląd i zdrowie. Czy miał jakiekolwiek wsparcie? Owszem, od dobrych ośmiu lat przyjaźnił się z jego rówieśniczką, najlepszą przyjaciółką pod słońcem, Yeri.

Do tego w połowie szkoły podstawowej poznał Jongdae, najbardziej pozytywnie, a jednocześnie realistycznie nastawionego do życia chłopaka jakiego do tej pory spotkał. Swoją drogą w ciągu następnych lat zrobił się z niego straszny hipster, ale wciąż pozostał niesamowitą osobą.

Niecałe dwa lata temu Baekhyun znów wpadł na cudownych ludzi, Luhana, który okazał się bardzo opiekuńczy, ale pozytywnie stuknięty, trochę spokojniejszego Minseoka, który od zawsze przyjaźnił się z Luhanem i rok młodszego Sehuna, najbardziej niewyparzony język w Seulu, a jednocześnie jedna z najbardziej lojalnych osób.

W ciągu drugiego roku od odejścia ojca Baekhyuna, sytuacja w jego domu trochę się polepszyła. Jego mama pogodziła się ze stratą, ale niestety wciąż kłóciła się z już byłym mężem i wciągała w to najstarszego syna.

Nastolatek znów zaczął chorować i opuszczać zajęcia. Trochę go to podłamało, bo pierwsze półrocze okazało się sukcesem i wielką poprawą, a drugie zapowiadało katastrofę. Mimo trochę lepszej sytuacji, zdrowia, które aktualnie zaczęło wracać do normy i cudownych przyjaciół, Baekhyun wpadł w dziwny stan.

Nie miał sił.

Nie ważne o jakiej porze dnia, nie miał siły i ochoty na nic. Zaczął wątpić w siebie i swoje umiejętności. Każdy uśmiech stał się poniekąd wymuszony, zaległości w szkole narastały, a on trząsł się ze strachu prawie przed każdą lekcją.

Mimo to, starał się to ukrywać. Radzić sobie sam, udawać, że wszystko jest w porządku.

Nic nie było w porządku.

Jego kłamstwa o dobrym samopoczuciu nie miały końca, organizm zaczął się buntować. Baekhyun był wściekły na siebie, rozczarowany sobą, miał ochotę krzyczeć, miał już dosyć. Nie mógł utrzymać diety, znaleźć motywacji do ćwiczeń, do nauki lub chociaż do wyjścia z domu. Zamykał się w swojej głowie, odgradzał się od wszystkiego, zaczynał bać się wszystkiego.

Czasami ze stresu wymiotował, kręciło mu się w głowie, nie mógł spać przez tysiące myśli w jego głowie. Już nawet muzyka, którą od zawsze kochał nie mogła mu pomóc.

Starał się też pisać, jego marzeniem było zostanie dziennikarzem lub redaktorem.

Nie mógł pisać, zaciskał zęby z bezsilności gdy przez godzinę nie mógł sklecić nawet zdania.

Zaczął odsuwać się od przyjaciół, nie chciał się żalić. Nie rozumiał sam siebie więc był pewien, że i oni go nie zrozumieją. Już nawet nie płakał. Po prostu zaczynał nienawidzić siebie.

Pogubił się.

Zrozumiał to, że nie było już szans na odnalezienie drogi.

Dlatego właśnie dzisiaj, mimo krzyczenia na siebie w głowie, nie poszedł do szkoły, nie wyszedł z domu, nie wyszedł z pokoju, nie wyszedł z łóżka. Po prostu leżał cały dzień z demonami w swoim umyśle.

× × × × × ×

- Wow, jesteś tutaj. Myślałam, że w tym tygodniu znów cię nie będzie - Yeri najpierw przez chwilę patrzyła na bruneta za nim przytuliła go na powitanie.

- Przecież pisałem Ci, że przyjdę. Miej trochę wiary we mnie, już nic mi nie jest - Baekhyun przewrócił oczami i ruszył razem z dziewczyną w stronę szkoły.

Jeszcze miesiąc temu, w tym, że przyszedł po nią przed szkołą nie byłoby nic dziwnego. Jednak teraz codziennie odpisywał jej "tak, będę jutro w szkole", ale tak naprawdę go nie było.

Zazwyczaj dlatego, że wymiotował w łazience lub był tak przerażony wizją zajęć, że dostawał gorączki i bólu głowy. Czasem myślał, że lepiej by było gdyby Yeri go znienawidziła, przynajmniej by jej nie zawodził, ale wiedział, że bez niej by sobie nie poradził.

Była dla niego jak siostra.

Razem dotarli do szkoły rozmawiając o nowym teledysku GOT7, jakby wszystko było w porządku.

Wszystko jest w porządku, Baekhyun. Wszystko jest w porządku.

Już przed bramą szkoły spotkali Sehuna, który miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor i był naprawdę szczęśliwy, że Byun pojawił się w szkole. Potem, w szatni, dołączył do nich Jongdae, Minseok i Luhan. Wszystko było w porządku.

Baekhyun zignorował żartobliwe teksty jego znajomych z klasy i razem z przyjaciółmi usiadł pod salą.

Lekcja matematyki, oczywiście.

Brunet bawił się nerwowo rękawami bluzy i udawał, że słucha o czym rozmawia jego grupka. Tak szczerze mówiąc wyłapał tylko coś o gejowskich tyłkach, o tym, że Yeri wciąż ekscytuje się Jungkookiem z klasy Sehuna i o tym, że komuś śmierdzą włosy.

Gdy zadzwonił dzwonek Baekhyun poczuł jak coś naprawdę mocno ściska go w gardle, dłonie zaczynają się pocić, a ostry wzrok nauczycielki parzy jego skórę.

To było silniejsze od niego.

Wziął swoje rzeczy i pognał do męskiej łazienki na końcu korytarza. Pochylił się nad umywalką, a ciężki plecak spadł mu z ramienia. Zaczynał powoli odzyskiwać normalny oddech, ale wtedy poczuł czyjąś rękę na swoich plecach i przestraszył się, że to matematyczka.

- Hej, wszystko w porządku? - ten przyjemny, dosyć niski i zmartwiony głos z pewnością nie należał do profesor Kim.

Baekhyun odwrócił się twarzą do nieznajomego, który okazał się naprawdę wysokim jak na koreańczyka chłopakiem, o ciemnych włosach i odstających uszach.

- Tak - odchrząknął, bo jego głos zabrzmiał naprawdę słabo - Tak, wszystko w porządku.

- Napewno? Mogę zawołać pielęgniarkę - zaproponował nieznajomy uważnie przyglądając się Byunowi.

- Nie trzeba, serio, wszystko ze mną okej - niższy wyprostował się i uniósł lekko kąciki ust.

- Och, dobra. W takim razie ja już pójdę - wyższy wycofał się i opuścił pomieszczenie, ale po chwili znów otworzył drzwi zaglądając do środka - Jak masz na imię?

- Baekhyun - odpowiedział zdezorientowany brunet.

- Chanyeol. Zjedz coś potem, Baekhyun - Chanyeol uśmiechnął się szeroko i teraz już chyba na dobre odszedł.

Baekhyun stał w miejscu jeszcze przez kolejne dwie minuty po czym sam z siebie uśmiechnął się pod nosem. Obiecał sobie, że kupi lunch na następnej przerwie, a tą lekcje przeczeka w jakimś schowku.

× × × × × ×

- Nie kojarzę żadnego wysokiego Chanyeola z odstającymi uszami. To duża szkoła, jeżeli jest zwykłym uczniem, jak my, to pewne, że go nie znam - okazało się, że żadno z przyjaciół Byuna nie zna Chanyeola.

W sumie ucieszyło to bruneta, gdyby wielkolud okazał się kimś popularnym to pewnie Baekhyun uznałby, że miał halucynacje w szkolnej łazience.

Przyjaciele właśnie czekali na ostatnią lekcje, potem planowali pójść na jakieś jedzenie w centrum. Sprzeczali się akurat jaką knajpę wybrać gdy do stolika, który zajęli zbliżał się wysoki nieznajomy.

- Hej, Yeri. To on, idzie tutaj - pierwszy zauważył go na szczęście najbardziej zainteresowany i szturchnął przyjaciółkę żeby się odwróciła.

Dziewczyna zeskanowała wzrokiem licealistę, który był już coraz bliżej.

- Ej, niezły jest. Czemu ty masz takie szczęście, Baekkie? - czarnowłosa pokiwała głową z uznaniem.

Baekhyun tylko przewrócił oczami po czym utkwił spojrzenie w Chanyeolu.

- Hej, Baekhyun. Może to trochę głupie, ale chciałbyś pójść ze mną coś zjeść na mieście? Po lekcjach? - Byun aż zaniemówił.

Przystojny, miły chłopak właśnie chciał go poznać.

Lub po prostu nie miał z kim spędzić popołudnia...

Baekhyun

- Ja...

- Jasne, że z tobą pójdzie. Tak się składa, że my idziemy na chińszczyznę, Baek za nią nie przepada - odpowiedział za mnie Sehun. Chanyeol spojrzał na mnie czekając na potwierdzenie słów blondyna.

- Tak, właśnie to chciałem powiedzieć. Spotkajmy się przed szkołą. Kończę po tej lekcji, a ty? - zapytałem.

- Tak samo. Do zobaczenia! - pomachał mi jeszcze, spojrzał przelotnie na moich przyjaciół i odszedł w stronę budynku.

- No, no Baekhyun. Uważaj tylko żeby Ci nie odleciał tymi uszami - zażartował Jongdae, a ja tylko zgromiłem go spojrzeniem.

Chyba byłem szczęśliwy na myśl o tym spotkaniu. Pierwszy raz od dawna.

× × × × × ×

- Najlepsza pizza jaką jadłem - westchnąłem.

Spędziłem z Chanyeolem dwie cudowne godziny w zwykłej knajpie, z najlepszą pizzą w Seulu, serio. Poznałem go dzisiaj, ale mógłbym słuchać jego głosu dwadzieścia cztery godziny na dobę, a jego uśmiech sprawia, że sam się uśmiecham.

Szczerze, nie fałszywie jak przez ostatnie tygodnie.

Park Chanyeol okazał się zwyczajnym uczniem. Sympatycznym, wyrośniętym, zabawnym, cholernie pomocnym i czasem niezdarnym chłopakiem. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim, o muzyce, filmach, ludziach ze szkoły, jedzeniu, o tym, że jesteśmy gejami w Korei, a nawet o ubiorze dzisiejszych staruszek.

W mojej głowie pojawiła się myśl "mógłbym się z nim znów umówić albo chociaż zaprzyjaźnić", ale wiem, że bliższy kontakt raczej nie przejdzie.

Zaniedbałbym to jak wszystko inne.

Akurat gdy podchodziliśmy do mojej klatki osiedlowej jedna z sąsiadek wychodziła więc Chanyeol złapał drzwi zanim się zamknęły i przytrzymał je przede mną.

Podziękowałem mu cicho i wszedłem pierwszy stając przy schodach. Na klatce panował pół mrok, a Park stanął zdecydowanie zbyt blisko mnie.

Ledwie kilka centymetrów przede mną to nie jest dobra odległość żebym mógł się skupić na tym co mówi, a nie na jego ustach.

- Dobrze się dziś bawiłem. Cieszę się, że spotkałem cię w tej łazience - wyznał opierając się jedną ręką o ścianę po boku mojej głowy.

- Ja też. Moglibyśmy... wychodzić tak częściej - przyznałem zwracając uwagę na jego usta, właśnie przygryzł dolną wargę. Uniosłem spojrzenie wyżej i spojrzałem w jego oczy.

Patrzy ewidentnie na moje usta, a ja tak bardzo chcę go poca...

Przez moje gorączkowe myślenie przegapiłem moment, w którym Chanyeol schylił się i zetknął nasze wargi.

Instynktownie przeniosłem ręce na jego kark i dołączyłem do pocałunku. Poczułem jak lewą dłoń umieszcza na moim biodrze, zaciskając lekko palce i przysuwa się jeszcze bliżej mnie. Odsunął się dopiero gdy nasze usta były odrobinę opuchnięte, a oddechy naprawdę płytkie.

Mimo to mnie nie puścił, dobrze, bo podejrzewam, że bym się przewrócił.

- Nie powinniśmy się chyba całować na pierwszej randce - wyszeptał.

- To była randka? - zapytałem uśmiechając się lekko na co on zaśmiał się opierając swoje czoło o moje.

- Tak, była. Jutro chodźmy na kolejną - zaproponował.

Zgodziłem się bez wahania.

W ten właśnie sposób zyskałem motywację. Nie wiedziałem jak to się skończy i co się stanie, ale nie dbałem o to. Wreszcie zyskałem siłę, aby codziennie rano wstać z łóżka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top