part 2
Mam nadopiekuńczych rodziców.
Zacznijmy od tego, że jestem jedynakiem. Zawsze byłam oczkiem w głowie mojej mamy. Kiedy byłam mała, nigdy nie puszczała mnie do innych domów na noc (no chyba, że to była rodzina), także o piżama party mogłam wyłącznie pomarzyć. Jest też tak do dzisiaj. Jedyną osobą, u której mogę śmiało nocować jest moja najbliższa przyjaciółka (przez moją mamę uważana za drugą córkę). Jej ograniczenia względem mnie dochodzą do tego stopnia, że dla niej to ja nadal mam 12 lat i tak zostanie przez następne 10, aż się nie ożenię i wyprowadzę z domu, a nie może to nastąpić wcześniej, jak po 26 roku życia. Najśmieszniejsze jest to, że nie wygląda jakby żartowała. Godzina powrotu do domu: 22:30 i nie ma opcji spóźnienia więcej, niż 10 minut. Wyjścia na jakiekolwiek imprezy? Absolutnie. 18-stki znajomych? Absolutnie. Eventy dziejące się w moim mieście? Możliwe, ale do godziny 22:30 z opcją spóźnienia 10 minut. Sylwester? Absolutnie; impreza dla starych, za dużo zagrożeń, masz siedzieć w domu. Jak co roku. Mało tego! Ostatnio zapytałam się jej co to będzie po skończeniu 18-ego roku życia. Odpowiedziała mi tylko, że nic się nie zmieni, tylko konsewencje mojego nieposłuszeństwa będą inne (chodzi tu o konsekwencje prawne). No że tak pozwolę sobie użyć metafory - p a r a n o j a.
Nie chcę wyjść na rozpieszczonego, narzekającego na wszystko gówniarza (chociaż chyba tak będzie), ale jak to jest z punktu psychologicznego i dlaczego tak bardzo mi to przeszkadza. Nadopiekunczy rodzice hamują rozwój psychiczny i fizyczny dziecka. W momencie, kiedy dziecko chronione jest od wszelakiego zła świata, jego zdolność podejmowania decyzji zostaje zaburzona w przyszłości i nic nie potrafi zrobić (jedynym wyjściem jest mamusia, która wypunktuje całe rozwiązanie problemu). Oprócz tego wychowuje się na idiotę i krótko mówiąc pizdę, która nie potrafi sobie poradzić z najprostrzym zadaniem. To działa tak samo jak w świecię zwierząt. Weźmy za przykład chociażby jakiegokolwiek ptaszka mieszkającego w gniazdku na drzewie. Mamusia ptaszka daje mu jeść i dba o niego do pewnego czasu, aż ptaszek nie nauczy się latać. Problem polega na tym, że mamusia nie nauczy ptaszka latać "na podstawie jej świetnego doświadczenia", tylko ptaszek nauczyć się może tylko i wyłącznie poprzez rozłożenie skrzydeł, trzepotanie i próby. Nie oznacza to, że uda się za pierwszym razem. Nawet mamusia ptaszka nie uchroni go od upadku. Pomyślcie więc sobie co by było, gdyby mamusia ptaszka nie pozwoliła mu pofrunąć? Bałaby się o niego, to fakt. Matczyna miłość wiadomo. Jednak fruwanie jest naturalną koleją rzeczy. Ptaszek bez mamusi, kiedy ta zostanie przejechana przez tira, nie poradzi sobie bez niej chociażby w zdobyciu pożywienia, więc po krótkim czasie zdechnie. Czy to nie jest straszne? A no jest. Wydaję mi się, że moja argumentacja jest wystarczająca. Pomijając już fakt, jak bardzo to wpływa na moje relacje z jakimikolwiek ludźmi i nie daje mi to szansy na normalne nawiązywanie relacji, zalezienie przyjaciół. Skutkuje to tym, że tych przyjaciół pratycznie nie mam, a ludzie znają mnie tylko jako "dziewczyna *tutaj imię*". Nie wspomnę nawet jak bardzo mnie to irytuje.
Nigdy nie chciałam być jak te wszystkie osoby, które tak bardzo nienawidzą swoich rodziców, że planują wyprowadzkę i życie na własną rękę od 18-stki. Pomimo tego, chyba jednak tak się stanie. Nie mówię, że po 18-stym roku życia wypierdole z domu gdziekolwiek, byle nie tam, ale chcę jak najprędzej to możliwe przy dobrych warunkach. Żeby się tylko uniezależnić i zacząć się wychowywać od nowa sama. Nie mam mamie za złe, że o mnie dba. Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy ile krzywdy mi tym robi i jakie konsekwencje będę musiała przez to ponosić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top