T w e n t y N i n e
Powrót do rzeczywistości po intensywnym weekendzie okazuje się trudniejszy niż myślałem. Nie potrafię skupić się na połowie zajęć, więc Laura ratuje mnie wszelkimi notatkami oraz zadaniami. W ramach wdzięczności obiecałem, że wyślę jej dzisiejszą pracę domową, żeby nie musiała się z nią użerać. Twierdziła, że nie trzeba, ale jednak ostatecznie przystała na propozycję.
Luke oraz jego sytuacja rodzinna pozostawiła piętno w moim życiu. Przejmuję się, chociaż nie mam z tym wiele wspólnego. Jednak widząc jego nerwowość, odbija się to na mnie. Nie potrafię siedzieć spokojnie oraz cicho, kiedy on przeżywa kryzysy dekady. Ciągnie mnie do niego uczucie, któremu nie potrafię się oprzeć. Czuję obowiązek opieki, zatroszczenia się, co jest niepodobne oraz niespotykane. Nigdy wcześniej tego nie odczuwałem. Nie wiem, co powinienem z tym fantem zrobić. Zdenerwować się? Wystraszyć? Cieszyć? Cholera, nie mam pojęcia. I sam nie wiem, czy podoba mi się to czy nie. Jestem rozdarty.
- Widziałeś się z nim w niedzielę? - dopytuje Jasmine, dopijając swoją kawę.
Siedzimy w Starbucksie, bo jest to najbliższa kawiarnia od mieszkania Rodriguez. Znajdujemy się w centrum miasta, jednak w budynku nie ma zbyt wielu ludzi. Właściwie panuje spokojna atmosfera, którą przerywają odgłosy silników z zewnątrz.
- Pisaliśmy tylko - odpowiadam, pijąc napój przez słomkę. - Wiem, że był w domu rodzinnym, bo zjechali się jego bracia, więc zapewne chciał z nimi spędzić czas. Czy coś - mówię o swoich przemyśleniach, mając opartą głowę o rękę.
- On ma rodzeństwo? - marszczy brwi Calum, będąc najwyraźniej w szoku. - Wygląda na jedynaka.
- Ma dwóch starszych braci.
- Nieźle.
- A jak się czuje? - drąży temat dziewczyna, ale wiem, że ma w tym dobre intencje, więc nie przeszkadza mi to. Właściwie to miłe, że dopytuje o Luke'a. Ona chyba wie o tym, że coś do niego czuję, jednak nie rozpoczyna tego tematu. I dzięki dobry Boże, bo jedynie sprawiłbym jej przykrość swoimi wybuchami złości. Nie lubię, gdy ktoś porusza drażliwe dla mnie dyskusje, kiedy wyraźnie nie wyrażam ochoty na rozmowy.
- Chyba lepiej, ale wszystko będzie wiadome jutrzejszego ranka.
- Dawaj znać o przebiegu sytuacji.
- Jasne.
Siedzimy następne kilka minut, rozmawiając o innym temacie. Sam od niego odszedłem, bo nie chcę się wypowiadać w imieniu Luke'a. Mogę jedynie snuć domysły, jak on się właściwie czuje albo jakie ma refleksje. Nie jestem w stanie wejść do jego głowy, chociaż wtedy momentami życie byłoby łatwiejsze.
Nagle mój telefon leżący na blacie stolika, wydaje z siebie odgłos powiadomienia. Praktycznie natychmiastowo chwytam komórkę.
lukehemmings: Dałbyś siebie zabrać na Hollywood, żeby wypić piwo?
michaelclifford: za tobą pójdę wszędzie
Wiadomość nie wysłana
michaelclifford: za darmowym piwem pójdę wszędzie
~*~
- Właściwie to nigdy wcześniej tutaj nie byłem.
Zapadła noc. Ciemność otuliła miasto, które wyzbywa się przy pomocy kolorowych neonów. Los Angeles nigdy nie śpi. Zawsze tętni życiem. Nikogo nie powinien dziwić widok tysiąca samochodów na ulicach, nawet jeśli to środek tygodnia.
Siedzimy na masce czarnego BMW, którym wjechaliśmy na szczyt góry ze słynnym napisem Hollywood. W dłoniach ciążą szklane butelki z browarem, chociaż Luke postawił na bezalkoholowego ze względu na kierowanie autem. Obydwoje wpatrujemy się w widok rozciągający się przed naszymi oczami. Uderza we mnie melancholia, bo uwielbiam to miasto. Posiada wiele wad, ale również zalet. Będąc na końcu świata, myślałbym o domu, czekającym w LA. Ono ma swój niepowtarzalny klimat, któremu nic nie dorówna. Spędziłem tutaj całe dotychczasowe życie i chyba nie widzę siebie w innym miejscu. Byłem w San Diego, Phoenix, Carson City i Salem, ale w żadnym z tych miejsc nie czułem się wystarczająco komfortowo. Dobrze było to zwiedzić, poznać, jednak serce pozostanie w tym mieście aniołów.
- Żartujesz? - pyta Hemmings, będąc wyraźnie zadziwiony.
- Mówię serio - oznajmiam, przystawiając piwo do ust, aby upić siarczysty łyk. - Moją miejscówką było Venice.
- O Jezu, Venice - marzy, przymykając na chwilę oczy. - Kwintesencja licealnego życia.
- Chciałbym mieć przez jeden dzień znowu szesnaście lat, aby wyjść z domu, trzaskając drzwiami z deskorolką pod pachą oraz słuchawkami w uszach.
- Gdybyś chciał możemy kiedyś się tam wybrać - proponuje Hemmings, uśmiechając się w moją stronę.
- Nie wyglądasz na gościa, który jeździł na desce.
- Masz rację - wybucha śmiechem, a ja wraz z nim.
- To było oczywiste.
- Ale to nie zmienia faktu, że nie mogę tam pojechać ze względu na ciebie - twierdzi, nie przestając się uśmiechać
Pociesza mnie fakt, że nie siedzi zdołowany. Odżył. Nie przypomina już siedmiu nieszczęść. Nabrał wigoru. W oczach błyszczy nadzieja. Napawa mnie to stoickością. Oddziałuje na mnie mocniej niż można byłoby się tego spodziewać. Czasami dosłownie jego emocje przelewają się na mnie. Jakbyśmy dzielili jedną duszę między dwoma ciałami. Nie potrafię wytłumaczyć tego, co dzieje się między naszą dwójką. Siedząc z nim na tle blasku nocy i patrząc sobie w oczy myślę, że to coś więcej niż zauroczenie. Nawet wpada pomysł, że mógłby stanowić mojego chłopaka, co wyrzuca na moment z orbity.
- I co robiłbyś tam? - dopytuję, nie mogąc się oprzeć oglądaniu jego twarzy, skąpanej częściowo w mroku.
- Zapewne zrobił z siebie ostatniego kretyna, wyłącznie przyglądając się tobie.
- Nauczyłbym cię czegoś.
- Doprawdy?
- Jeśli pojedziemy to sam się przekonasz - twierdzę, będąc całkowicie poważnym, kiedy on uważa to chyba za żart.
- Okej.
- Okej.
Rozmawiamy, sącząc piwa oraz wpatrując się w widoki. I sam nie wiem, co bardziej zabiera dech w piersiach - Los Angeles nocą czy Luke Hemmings. Zauroczenie przybiera na sile z każdą chwilą, którą dzielimy razem. To nie są już przelewki. Coraz głębiej wpadam w uczucie. Nie mam pojęcia, czego oczekiwać. Powinienem otworzyć się przed nim? Odpuścić sobie? A co jeśli jego początkowa fascynacja dawno rozproszyła się? Oczekuje wyłącznie przyjaźni z korzyściami bez żadnego zaangażowania?
Przez pytania czuję się osaczony. Atakują z każdej strony. Odnoszę wrażenie, że jestem kroplą wody w oceanie. Przeraża mnie to wszystko. Nie mam pojęcia, co robić. Boję się o przyszłość. O siebie. Nie chcę cierpieć. Nie chcę usychać z miłości. Nie chcę, aby ktokolwiek rzucił moim sercem o chłodny beton. Nie chcę łez po rozstaniu. Nie chcę żadnej negatywnej rzeczy, która wiąże się z zaangażowaniem. Przez całe życie unikałem tego, aby nie dać się zranić. I nagle pojawia się Luke Hemmings. Tracę zmysły, robiąc wszystko na opak. Nie mam pojęcia, co to powoduje. Jakby huragan wszedł do mojej głowy, mieszając.
- Ogólnie to moja mama dzisiaj została wybudzona - informuje, upijając ostatni łyk swojego bezalkoholowego piwa. - Zrobili badania, ale wyniki będą jutro.
- A jak się czuje?
- Bardzo dobrze - odpowiada, wyrzucając butelkę na stos, który utworzyliśmy. Przy wyjeździe zabierzemy wszystkie śmieci, leżące właśnie w tamtym miejscu. - Rozmawiałem dzisiaj z nią, gdy zostaliśmy na kilka minut sami i...pytała o ciebie.
- O mnie? - marszczę brwi, będąc zaskoczonym.
- O ciebie - podkreśla. - Wspomniała, że chętnie poznałaby się z tobą, więc nie chciałbyś jutro ze mną pojechać w odwiedziny?
- Oh - wymyka mi się pod wpływem momentu. Nie spodziewałem się takiego obrotu wydarzeń, chociaż powinienem się przyzwyczaić, bo z Luke'iem niejednokrotnie podejmujemy spontaniczne decyzje, które doprowadziły nas do tego miejsca. - Chyba...chyba mógłbym pojechać - rzucam, nie zastanawiając się długo. Podejmuję szybki wybór.
- No i git - uśmiecha się, a to jest jeden z piękniejszych obrazów, jakie było dane mi zobaczyć w życiu.
- Czy ty mówiłeś swojej mamie o mnie? - pytam, unosząc brew ku górze, próbując wprawić go w zakłopotanie.
- Czy to źle?
- Nie, ale jestem ciekawy, co o mnie opowiadałeś.
- Same pozytywy.
- Pochwaliłeś się, gdzie mnie poznałeś? - żartuję, nie przestając spuszczać z niego oka.
- Oszalałeś? Oczywiście, że nie.
- Więc gdzie poznaliśmy się?
- Na imprezie w bractwie.
- Sprytnie.
- Wiem.
Wpatruje się w moje oczy. Podziwiam go z zachwytem. Obydwoje unosimy kąciki ust. Żadne z nas nie spuszcza wzroku, jakbyśmy zostali zamrożeni. Jednak nie odczuwam w tym niezręczności. Jest to intymne przeżycie. Rozlewające gorąc po ciele.
Wtedy on zbliża swoją twarz do mojej. Ciepłe powietrze, wypuszczane przez niego odbija się o cerę. Ciężko przełykam ślinę. Zagryzam wargę. Jestem do jego dyspozycji. Wręcz pragnę, aby nareszcie zetknął nasze usta w jedność, chociaż od ostatniego pocałunku minęły raptem trzy dni, ale zdążyłem zatęsknić za naszą bliskością. Za rozgrzewającym dotykiem, motylkami w brzuchu oraz aurą wokół nas. Zamykamy się w bańce, gdzie nie docierają zbędne bodźce. Jesteśmy tylko ja i on. Żadnych świadków, nieproszonych gości, komentatorów. Lubię osobistość, którą potrafimy zachować.
Gdy dotyka swoimi wargami moje, wariuję. Nie potrafię opanować moich rozszalałych myśli oraz szerszego uśmiechu, cisnącego się na usta. Oddaję pocałunki z olbrzymim zaangażowaniem oraz namiętnością, czym zaskakuje chłopaka. Ledwo nadąża za tempem, które nadaje, jednak tęskniłem za nim. Nie potrafię inaczej oddać swoich uczuć. Przekazuje to gestami, bo nie mam odwagi na słowa. Czyny przychodzą z większą łatwością. Dlatego bez opamiętania muskam miodowe usta, jakby jutro świata miało nie być.
Stanowię kłębek skrajnych emocji. Szaleje we mnie huragan. Puszczam hamulce. Wypuszczam stery z rąk. Nie przejmuję się niczym. Oddaję się chwili z pewnością, że nie pożałuje tego, co się dzisiaj wydarzy.
W pewnym momencie przenosimy się na tylne kanapy auta. Obcałowujemy siebie bez opamiętania. Jego dłonie błądzące po moim ciele sprawiają, że nakręcam się na grzeszki. Podniecenie wzrasta w niemożliwym tempie. Powoli zaczynam płonąc pod wpływem jego dotyku. Nie mogę się powstrzymać, aby nie otrzeć naszych kroczy, co powoduje głośny jęk Luke'a. Uśmiecham się łobuzersko, mocniej przywierając wargami do tych, należących do niego. On wtedy mocno chwyta moje biodra, czym wybija z rytmu naszą dwójkę.
- Masz prezerwatywy i lubrykant? - pytam, odrywając się na chwilę od niego. Dłoń zatapiam w jego włosach, które zaczynają się zawijać w loczki od zbyt długiego nie przycinania fryzury.
- W schowku.
- Przezorny zawsze ubezpieczony - komentuję, gimnastykując się, aby sięgnąć do schowka od strony pasażera. Hemmings korzysta z okazji, żeby złożyć siarczystego klapsa na moim pośladku, co powoduje u mnie kolejną falę pożądania.
W pośpiechu szukam oraz wyjmuję potrzebne nam rzeczy. Wracam na poprzednie miejsce, nawet nie dając mu wolnej chwili na wzięcie głębszego oddechu przed serią kolejnych pocałunków, które wypełnia żądza.
Zachłannie muskam usta, dłonie wsuwając pod jego bluzę. Nie mogę się powstrzymać. Obydwoje potrzebujemy zaznać splecionych razem ciał po tym długim oraz ciężkim okresie czasu. Chwila słabości, odpoczynku, odcięcia. Zaznania przyjemności.
Skóra jest rozgrzana. Spina mięśnie pod wpływem dotyku. Uśmiecham się przez pocałunki, wręcz zrywając materiał z klatki piersiowej i rzucam go gdzieś na przód auta. Ustami przywieram do obojczyków, gdzie zostawiam ślad w postaci malinki. Luke nie pozostaje dłużny, bo również próbuje ściągnąć ze mnie ubranie, więc na chwilę się odrywam od jego, żeby pozbyć się ciuchu, który wyrzucam. Uderza we mnie chłodne powietrze, kontrastujące z palącym się we mnie żarem.
Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo jestem napalony, kiedy siedzę na jego udach i patrzę lekko z góry. On obserwuje mnie spod przymrużonych powiek, mając rozwaloną fryzurę oraz opuchnięte usta. I chociaż nie widzę go w całości to wiem, że jest piękny. Ciemność stanowi naszą bezpieczną aurę, gdzie nikt nas nie zobaczy, ani nie usłyszy. Tylko księżyc stanowi świadka naszego aktu. Zachowujemy tajemniczy urok. Patrzymy w swoje oczy, które błyszczą wśród nocy. Słyszymy przyspieszony oddechy, mlaśnięcia warg oraz cichutkie jęki, przypominające elektryzujący szept. Jest to tylko nasze. Z nikim innym nie stworzylibyśmy tego, co my posiadamy. Jedyna, niepowtarzalna aura. Nie do podrobienia; oryginalna.
Między kolejnymi falami pocałunków, pozbywamy się następnych części garderoby, aż zostajemy jedynie w majtkach. Doskonale wyczuwamy swoje erekcje, które zaczynają doskwierać. Finezyjnie ocieram się o niego, aby móc usłyszeć gardłowe stęki, powodujące dreszcze na plecach oraz podkręcające temperaturę w atmosferze. Satysfakcja wkrada się na twarz, słysząc skomlenie mojego imienia i czując przygryzienie zębami w okolicach ramienia.
Przygotowując się do właściwego stosunki, nie szczędzimy czułości. Dotykamy swoich skór, jakbyśmy chcieli poznać każdy jej fragment. Zostawiamy krwiaki w różnych, przypadkowych lokalizacjach. Składamy słodkie pocałunki na policzkach, noskach lub czole. Wtapiam dłoń we włosy, bawiąc się kosmykami. Całuję go mocno w usta, kiedy dokłada kolejne palce, aby pozbyć się chwilowego braku komfortu.
Po wykonaniu wszelkich formalności, wsuwam go w siebie. Jedną z dłoni opieram o kanapy w aucie, a drugą trzymam się za kark chłopaka. On nieustannie błądzi rękoma, próbując znaleźć idealne miejsce, jednak ustami od dłuższego czasu przywiera do klatki piersiowej.
Pierwsze pchnięcia są trudne oraz powolne ze względu na przerwę, którą mieliśmy, ale potem nadaje regularne oraz dosyć szybkie tempo, bo pozostaję na górze, co podoba mu się, sądzać po szerokim uśmiechu na twarzy.
Stosunek trwa kilkanaście minut. Auto wypełniają nasze ciężkie oddechy, skomlenia, jęki i mlaśnięcia. Jesteśmy sami. Tylko światło odbijające się od gwiazd oświetla fragmenty ciał. Tworzymy sztukę. Łączymy się w całość. Stajemy w ogniu, który wyłącznie my potrafimy zobaczyć. Zatracamy się. Nie przejmujemy się niczym. Nie widzimy świata poza sobą, ponieważ liczy się tylko on, ja i my. Nie więcej, nie mniej. Zasięgamy po grzeszne przyjemności, do których mamy ciągotki. Ale kto nie ma? Wszyscy skrycie uwielbiamy grzeszyć, bo to zakazany owoc, który kusi, żeby tylko go spróbować.
Nie dochodzimy w tym samym czasie, jednak nie powinno to nikogo dziwić, bo rzadko kiedy obydwoje partnerów osiąga w tym samym momencie orgazm, więc Luke musi mi dopomóc swoją ręką przy tym całując się z języczkiem, co zdecydowanie przyspiesza orgazm. Jednak mimo zakończenia seksu, nie możemy się od siebie oderwać przez pewien czas. Nawet nie mówimy. Jedynie unosimy kąciki ust i wymieniamy się pocałunkami, kiedy Luke ciasno obejmuje mnie ramionami.
Kilka mechanizmów przestawia się w głowie, kiedy przez dłuższy czas utrzymujemy hipnotyzujący kontakt wzrokowy po stosunku. Skręca mi żołądek, serce przyspiesza tętno, a oddech przyspiesza. Trwa to kilka sekund. Czuję, jakbym rósł wewnątrz. Rozlewa się ciepło na całej długości ciała. Świat zwalnia tempo, kiedy wpatruję się w błękit oceanu, który połyskuje w świetle nocy. Przez chwilę odnoszę wrażenie, jakbym miał intruza w ciele. Odwrócił uwagę, żebym nie zobaczył, kiedy się wkrada. Wszedł w głowę oraz serce. Zapala się czerwona lampka, jednak to bezsensowny sygnał. Nie można odwrócić tego, co właśnie zaszło. Zmieniło wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. I nie mam pojęcia, czy powinienem rozpłakać się ze strachu, rozpaczy albo szczęścia. Paraliż atakuje całe ciało. Mózg pracuje na najwyższych obrotach, a serce szaleńczo próbuje wyrwać się z piersi. Mam ochotę uciekać, ale nie mam siły, aby nawet ruszyć palcem. Siedzę skamieniały w jego ramionach, nie wiedząc, co ze sobą począć. Uderza to we mnie niczym grom z jasnego nieba.
Gwiazdy zamigotały, bo zdałem sobie sprawę, że jestem w nim zakochany.
__________
Małe ogłoszenie
Kolejny rozdział może się pojawić nawet za dwa tygodnie, bo w międzyczasie ogarniam drugą książkę, abyście mogli do niej zajrzeć wcześniej i stwierdzić, czy chcecie pozostać ze mną na dłużej
Mam nadzieję, że to rozumiecie i nie będziecie mi mieli tego za złe
Ogólnie dobrze pisało mi się ten rozdział, więc mam nadzieję, że równie dobrze się go czytało
No i zostało nam około 3/4 części do końca :(
Zostawcie votes i komentarze! <3
FajnaSosna xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top