T w e n t y F o u r

Czas świąteczny przeleciał w zastraszająco szybkim tempie. Dwudziesty trzeci grudnia spędziłem wraz z przyjaciółmi w moim salonie. Urządziliśmy własną wieczerzę, podczas której zjedliśmy kubełek z KFC i popiliśmy go zimnym piwem. Czas mijał nam na dyskusjach, słuchaniu świątecznych piosenek oraz graniu w gry na konsoli. Późnym wieczorem dołączył do nas Matthew, czyli chłopak Jasmine. Poznaliśmy się bliżej oraz porozmawialiśmy. Okazał się on bardzo sympatycznym człowiekiem, a na Rodriguez patrzy z miłością wypisaną w oczach, dlatego z uśmiechem na ustach podziwiałem ich szczęście. Spotkanie nie trwało długo. Wszyscy rozeszli się przed dziewiętnastą ze względu na to, że o dwudziestej zaczynałem pracę. Klienci hojnie płacą w okresie świątecznym, więc musiałem skorzystać z tej okazji. Im szybciej spłacę kredyt, który zaciągnąłem na studia, tym lepiej dla mnie.

Dwudziestego czwartego grudnia o dziewiątej rano zapukałem do drzwi domu, w którym aktualnie mieszka mama. Jest to niewielki budynek z pięknym ogrodem, gdzie rodzicielka poświęca wolny czas. Latem lubię tutaj przebywać wraz z nią, bo wtedy czuję się, jakbym znowu był nastolatkiem.
Spędziliśmy razem cały dzień na przygotowaniach do kolacji, gdzie zjechała się cała rodzina. Zajęliśmy się przygotowaniem potraw, ubraniem choinki oraz przyszykowaniem stołu. Uroczystość skończyła się późną nocą, więc przenocowałem na kanapie w salonie, chociaż nie zasnąłem szybko, bo z Luke'iem zaczęliśmy konwersację, której nie potrafiliśmy skończyć.

Luke cały tydzień spędził w domu rodzinnym, dlatego nie widzieliśmy się przez ten czas. Każdego wieczoru, kiedy kończyłem pracę, wymienialiśmy się wiadomościami aż do wschodu słońca i dopiero wtedy obydwoje zasypialiśmy.
Nigdy nie zarywałem nocy ze względu na kogoś. Momentami nie poznawałem samego siebie, ponieważ  zamiast kończyć rozmowę, ciągnąłem ją, chociaż zegarek wskazywał czwartą nad ranem, ale naprawdę nie potrafiłem odmówić sobie kolejnych wiadomości, które wypływały z głowy poprzez palce, stukające o ekran. W ten sposób przeżyliśmy dziewięć dni.

Dzisiaj nadszedł czas, kiedy właśnie spotkaliśmy się w kuchni bractwa podczas imprezy sylwestrowej.

Nie trudno było go zobaczyć ze względu na złotą koszulę z jedwabiu, która jest luźna oraz niedbale wpuszczona w ciemne spodnie. Ja postawiłem na ciemny golf oraz spodnie, bo to mój sprawdzony ubiór, który zawsze wygląda dobrze.

Zostawiam za sobą Jasmine, Matthewa oraz Caluma, wręcz gnąc do kuchni, gdzie znajduje się Luke Hemmings wraz z kolegami z bractwa. Stoją w niewielkim gronie, pijąc drinki z czerwonych kubeczków.

Staję blisko nich z uśmiechem wymalowanym na ustach, witając się:

- Hej.

- Hej! - blondyn na dźwięk przywitania od razu zwraca głowę w moim kierunku, unosząc kąciki ust wysoko ku górze. Łaskotanie dotyka dolnych partii ciała, a dokładnie podbrzusza, czego wcześniej nie znałem. Łapie mnie niedogodność, jednak nie odrywam wzroku od lekko zarumienione twarzy Luke'a, który jest pod wpływem kilku trunków, chociaż zegarek wskazuje kilka minut po dwudziestej drugiej, więc do  północy jeszcze daleko. - Chodź, zrobię tobie drinka na dobry początek  - łapie mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę miejsca, gdzie stoi rządek butelek, wypięknionych wódką. Prądy przechodzą przez całą długość ręki; zaczynając od dłoni, kończąc na ramieniu. Jego dotyk jest cieplejszy niż zwykle, a to powoduje kolejną falą gorąca.

- Długo już tutaj siedzisz?

- Zdążyłem stracić rachubę czasu - chwyta butelkę z alkoholem oraz Coca Colę. - Dobrze znowu ciebie widzieć.

- Ciebie też - oznajmiam cichym głosem, czując onieśmielenie, bo kosztuje mnie to więcej niż może się wydawać ze względu, że to wyznanie wypłynęło prosto z serca i dla mnie ma inny wymiar wypowiedzi.

- Nie będzie to kreatywny drink, bo nie mamy wielkiego wyboru, chociaż zapewne zdążyłeś to zauważyć - dolewa przezroczystą ciecz do czystego kubeczka.

- Nie jestem wybredny, więc nie panikuj - opieram się biodrem o blat, podziwiając profil chłopaka, za którego widokiem tęskniłem mocniej niż myślałem. Niejednokrotnie wysyłał swoje zdjęcia albo wstawiał na InstaStory, jednak to nie to samo. Na żywo mam świadomość, że w każdej chwili mogę go dotknąć (albo pocałować). Nigdy fizyczny kontakt nie zostanie zastąpiony.

- A gdzie Jasmine i Calum? - miesza napój z procentami wraz z Colą.

- Um, zgubiłem ich chyba.

- Och, szkoda - przesuwa kubek w moją stronę. - Napiłbym się z nimi.

- Napijesz się ze mną - chwytam drink w dłoń.

- Upiję się tobą - puszcza perskie oko w moją stronę. Zagryzam wargę, odwracając wzrok, żeby nie zobaczył zawstydzenia oraz rumieńców na policzkach. - Za nowy rok - unosi naczynie w górę, aby wznieść toast.

- Za nowy rok - uderzam jego kubeczek, a następnie obydwoje opróżniamy ich zawartość do dna na dobry początek imprezy.

Posmak alkoholu wymieszany ze słodkim napojem pozostaje na języku. Po przełyku rozlewa się znajome ciepło, świadczące o mocy zażytego trunku. Subtelnie krzywię się, bo dawno nie spożywałem wódki. Wino lub piwo zdecydowanie są lżejsze. Luke nie zareagował w żaden sposób, co świadczy, że musiał już trochę wypić tego wieczoru.

- Jeszcze jeden? - pytam, odczuwając potrzebę napicia się.

- Skoro proponujesz.

Rozlewam wódkę z colą pod czujnym okiem Luke'a, który nalega, aby było więcej alkoholu niż napoju, co zapewne szybciej powali nas z nóg, jednak nie kłócę się, a spełniam jego prośbę. W sylwestrową noc powinienem zakończyć oraz rozpocząć kolejny rok z przytupem, nawet jeśli wiąże się to z bezwzględnym bólem głowy następnego ranka.

Pijemy następną kolejkę, która wchodzi lepiej niż pierwsza. Humor chłopaka polepsza się. Zresztą mój też, dlatego daje się zaciągnąć do salonu, gdzie dudni głośna muzyka. Wszelkie siedzenia są okupowane przez młodych ludzi. Na parkiecie chętnie wykonują taneczne ruchy w rytm (albo i nie) melodii. Daje się porwać przez Jasmine w tłum, aby zatańczyć z nią do piosenki Jennifer Lopez. Tańczymy przez kolejne kilka utworów, dopóki nie zostaje ona zabrana przez Matthewa. Wtedy wychodzę stamtąd, aby ponownie sączyć alkohol z Luke'iem. Dołącza do nas Calum oraz kilka chłopców, należących do bractwa. Wywiązujemy dłuższą rozmowę, podczas której nieustannie jest polewana wódka, więc niewiele potrzeba, abym poczuł uderzenie trunków przed północą. Świat wiruje przed oczami, niełatwo utrzymać się na prostych nogach i mam naprawdę wyjątkowy humor.

- Chodź, zaraz północ - bez skrępowania łącze swoją dłoń z tą należącą do Luke'a. Mimo, że w żyłach płynie wysoka zawartość wódki, nieustannie odczuwam prądy, przechodzące między naszymi ciałami. W miejscach styku skór powstają niewidoczne burze, powodujące elektryzację.

- Idę - jego głos jest niezbyt wyraźny, jednak obydwoje nie ograniczaliśmy swoich możliwości.

Większość uczestników imprezy wychodzi na zewnątrz, gdzie za kilka minut na niebie będzie można zobaczyć kolorowe światełka, świadczące o rozpoczęciu nowego roku. Wszyscy podekscytowani opuszczają budynek. W tłumie dostrzegam przyjaciół, jednak znajdujemy się daleko od siebie, więc nie gonię ich. Mój stan upojenia nie pozwala na bieg, kiedy podczas spaceru nogi się plączą, powodując śmiech u naszej dwójki.

Trzymanie się z nim za dłoń jest osobistym doświadczeniem. Sposób, w jaki zaplatamy palce, wydaje się perfekcyjnie dopasowany. Jego dotyk na moim ciele powoduje gorąc podniecenia, ale gdy pociera kciukiem o moją skórę, niedaleko kciuka, powoduje kolejną falę łaskotek w podbrzuszu. Wykonuje to w czuły sposób, co rozlewa ciepło z serca po całej klatce piersiowej. Wtedy nie odczuwam fizycznej bliskości, chociaż stoimy ramię w ramię. Czuję, że nasze dusze na chwile są splecione, a ich środkiem przekazu są właśnie dłonie. I jest to bardziej indywidualne niż seks, chociaż nawet nie jesteśmy nadzy.

Wybija północ. Kartka w kalendarzu zostaje zamieniona na pierwszego stycznia. W niebo wystrzeliwują kolorowe fajerwerki, powodujące wiele huku. Pobudzają one ludzi do okrzyków radości oraz wylewności. Kończymy rozdział, jednocześnie zaczynając kolejny. Zamykamy drzwi na zawsze, nie mając do nich fizycznego wstępu. Możemy jedynie wrócić wspomnieniami do minionych wydarzeń, co ma pewnego rodzaju magię. Dla wielu to nowy etap życia. Podejmują postanowienia, podnoszą poprzeczki. Lub wykreślając rzeczy z listy, które udało im się osiągnąć.

Z uśmiechem na ustach spoglądam w górę na kolorowe niebo, które rozmazuje się przed oczami, ale to nie przeszkadza, żebym mógł podziwiać widok. Cieszę się, że udało mi się dożyć tego momentu. Jestem wdzięczny za to, co się wydarzyło w moim życiu: rzeczy pozytywne oraz negatywne. Staram się nie żałować niczego, bo wszystko, co się nam przytrafia, ma swój cel. Nic nie ginie w naturze. Coraz częściej zaczynam wątpić w przypadki, a wierzę w przeznaczenie. Ostatni czas pokazał, że niespodziewane wydarzenia mogą okazać się tymi, co przyniosą nieoczekiwane rezultaty.

Spoglądam na Luke'a, który w tym samym czasie patrzy na mnie. Wymieniamy się uśmiechami. Patrzymy na siebie z wieloma emocjami, które zostały wydobyte przez alkohol. Jego oczęta świecą się milionem iskier, a najwięcej dostrzegam w tym radości.

Nagle pochyla się w moją stronę. Łączy nasze wargi w spójną całość, rozpoczynając pocałunek. Uderza to we mnie niczym fala oceanu. Zatapiam się pod taflą uczucia. Przydusza mnie. Zabiera dech w płucach. W głowie wiruje, kiedy przymykam powieki. Początkowo przez oszołomienie, nie oddaję pocałunku. On zaczyna się wycofywać, ale nie pozwalam na to, co było przypływem impulsu. Zaczynam oddawać pocałunki, chociaż to nieodpowiednie.

Noworoczne pocałunki według tradycji mają wyjątkowy wymiar. Gest najczęściej wykonują obydwie zakochane w sobie osoby, aby zapewnić sobie nadzieję oraz niewielką obietnicę, że uczucie będzie kwitło. Jest to naprawdę romantyczne zbliżenie.

Mógłbym to zinterpretować, że właśnie Luke niewerbalnie przekazuje uczucia. Poprzez pocałunek pokazuje to, co leży mu na sercu. I przez chwilę rzeczywiście zaczynam o tym myśleć. Zakochał się we mnie, bo zaczęliśmy regularnie uprawiać seks, który powinien być przejawem miłości.

Jednak tłumaczę to sobie, że obydwoje jesteśmy samotni. A dwa minusy tworzą plus, więc dlaczego nie mielibyśmy się pocałować, skoro robiliśmy to niezliczoną ilość razy? Na dodatek jesteśmy pod wpływem morza trunków, które wlaliśmy sobie do organizmu przez gardło. Ciągnie nas do złych rzeczy (albo szczerości). Niekoniecznie myślimy racjonalnie. Wiele rzeczy popełniamy pod wpływem nagłej zachcianki, a każdy pomysł wydaje się niesamowity, więc nawet nie zastanawiamy się dwa razy nad tym, co robimy, tylko doprowadzamy do czynów.

Całuję go niezbyt pospiesznie. Wręcz z dokładnością. Skupiam się na każdym muśnięciu warg, smakującymi drinkami, które popijaliśmy. Huki fajerwerków oraz głośne okrzyki ludzi wydają się być stłumione. Czas nie zwolnił, ale sekundy wydają się ciągnąc w nieskończoność, kiedy nasze usta są złączone. Odruchowo mocniej zaciskam palce na jego wielkiej dłoni. Wiruje mi w głowie od wielu bodźców, ale mimo tego potrafię skupić się na pocałunku. Przechodzą mnie dreszcze, chociaż początkowo nasze zbliżenie nie różni się od tych, które między nami wystąpiły. Jednak czuję się, jakbym właśnie dostał cios w brzuch. Spadło na mnie olśnienie, ale nie potrafię tego zinterpretować. Inaczej przeżywam zbliżenie. Ekscytuję się nim, co nigdy nie miało miejsca. Nasze pocałunki zawsze prowadziły do jednego, a tymczasem mam przeświadczenie, że do niczego nie dojdzie. Wyłącznie zbliżenie ust do siebie i nic więcej.

W pewnym momencie ciecz oblewa moje ciało. Momentalnie odrywamy się od siebie. Spoglądamy w bok, gdzie szampan rozbryzguje się na wszystkie strony świata. Calum Hood trzyma go w dłoniach i celowo kieruje w naszą stronę. Zakrywam twarz dłonią, aby nie zostać więcej ochlapanym, chociaż ciuchy zostały intensywnie zmoczone.

- Szczęśliwego nowego roku! - krzyczy przyjaciel, podchodząc do mnie z roztwartymi ramionami, kiedy szampan więcej nie wylewa się. - Widziałem, że całkiem nieźle go zacząłeś - przemawia niedaleko ucha, kiedy obydwoje zamykamy siebie w przyjacielskim uścisku. Przez jego głos przenika rozbawienie.

- Nie komentuj tego - proszę, pocierając dłonią jego plecy. Nie chciałem, żeby bliscy zobaczyli to, co właśnie stało się między nami. Wydawało się to osobistym doświadczeniem, więc świadkowie byli niepotrzebni. Cóż, stało się. Muszę to przełknąć, chociaż przyjdzie to z trudem.

- Jasmine widziała to i nie odpuści - oznajmia, upijając siarczysty łyk z butelki, którą następnie wciska w moją dłoń. - Pij! - zaleca, uśmiechając się od ucha do ucha.

Przykładam szkło do ust, pociągając zdrowo alkohol. Calum wydaje z siebie okrzyk radości, widząc ile opróżniłem napoju. Następnie idzie on do Luke'a, którego również częstuje, a ja przyglądam się im z boku przez moment.

Orientuję się, że policzki pieką mnie od rumieńców. Obawiam się, że okrywają one całą twarz, bo cała mnie pali, gdy tylko pomyślę o zdarzeniach sprzed kilku minut. Wariuję!

Z letargu wyrywa mnie Jasmine z Matthewem, którzy podchodzą, aby wymienić się noworocznymi życzeniami. Zaraz za nimi pojawiają się kolejni znajomi. Nikt nie szczędzi słów ani uścisków, a ja staram się pozostać grzeczny oraz kulturalny, więc nikogo nie poganiam, ani odtrącam. Rozmawiam z każdym, chociaż kilka zdań. Ciężko wyraźnie się wysłowić przez alkohol, który uderza w głowę oraz krążenie myślami po innej orbicie. Spomiędzy ust wydostają się niezbyt wyraźne słowotoki, ale nikomu to nie przeszkadza, aby nawiązać krótką rozmowę albo zaprosić do wypicia kolejnego kieliszka szampana.

W międzyczasie szukam wzrokiem Luke'a, aby wymienić z nim kilka słów, jednak chłopak znika z pola widzenia. Staram się tym nie przejmować, ale nie potrafię. Ludzie porywają mnie na dalszą część imprezy, więc nie mogę go nawet poszukać, co trochę psuje humor, jednak uparcie udaję, że wszystko gra.

Od kiedy na kimkolwiek mi zależy?

~*~

Dochodzi wczesny poranek, kiedy opuszczam dom bractwa. Niewielu jeszcze stoi o własnych nogach. Pozostali najtwardsi zawodnicy. Wielu ludzi odsypia całą noc. Mnie udało się względnie wytrzeźwieć, więc wychodzę na zewnątrz, gdzie niedługo świta słońce. Otrząsam się przez kontakt z chłodnym powietrzem. Zapinam kurtkę, którą udało się znaleźć pośród sterty ubrań innych. Prześmiardła wieloma używkami.

Na stopniu przed budynkiem dostrzegam Luke'a Hemmingsa, który zniknął na cały wieczór. Dopada mnie ulga, że jest cały oraz zdrowy. Siedzi on przygarbiony, mając wlepione zmęczone oczy w ekran komórki. Wygląda na wycieńczonego całonocną imprezą. Szukałem go, ale nieskutecznie. Starałem się nie oddalać od przyjaciół, aby nie pomyśleli sobie zbyt wiele, chociaż stres zżerał mnie od środka, nie mając świadomości, co się z nim dzieje.

Przypominam sobie o naszym pocałunki, który powoduje niewielki uśmiech na ustach i łaskotanie w podbrzuszu. Twarz piecze na skutek wspomnień, które przewijają się przed oczami. Próbuję to powstrzymać, jednak niezbyt dobrze to wychodzi. Chciałbym spróbować to zrozumieć albo chociaż przemyśleć, jednak jeszcze niezbyt trzeźwa głowa nie pozwala na to. I na dodatek boję się, do jakich wniosków mogę dojść. Unikam niewygodnych dla mnie tematów, jak to mam w zwyczaju, chociaż ten niezwykle mnie kusi, jednak hamuję się.

- Gdzie się podziałeś, powsinogo? - pytam, podchodząc do blondyna. Patrzę na niego z góry. Unosi on głowę, a jego oczy są mętne od promili w krwi, ale zdecydowanie nie jest upity. Wiele z niego zeszło, ale obydwoje zdecydowanie potrzebujemy snu oraz porządnego śniadania.

- Byłem tu...I tam - wzrusza ramionami. - A co? Martwiłeś się? - unosi brew w zawadiacki sposób.

- Żebyś wiedział, że tak - wsuwam dłonie w kieszenie kurtki.

- Ooo, słodko.

- Co robisz? - zmieniam temat, aby uniknąć dalszego drążenia poprzedniego.

- Chciałem zamówić taksówkę, ale nie potrafię spisać numeru, bo wszystko się rozmazuje.

- O Jezu - wybucham śmiechem, którego nie kontroluje. Jest z nim o wiele gorzej niż wygląda. Dopada mnie uczucie odpowiedzialności. Zresztą mieszkamy na jednym osiedlu, więc to nie powinno stanowić dla mnie żadnego problemu, aby zaprowadzić go do domu. Spacer przedłuży się raptem o kilka minut zanim wrócę do własnych czterech ścian, a będę miał pewność, że jest cały oraz bezpieczny. Nie zostanę zadręczony przez myśli przed snem, że zostawiłem go na pastwę losu. - Chodź, przejdziemy się - wyciągam dłoń w jego stronę, aby pomóc mu stanąć na proste nogi.

- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł - łapie rękę, a mnie ponownie przechodzą prądy na wskutek zetknięcia się ciał. Paraliżuje mięśnie aż do szyi, jednak zgrywam niewzruszonego, chociaż to niełatwe. Zmuszam całego siebie, żeby nie zrobić niczego głupiego, co mogłoby mnie zdradzić.

- Jeszcze mi podziękujesz - twierdzę, kiedy stoi o własnych siłach przede mną. Nie ma większego problemu z równowagą, co mnie cieszy, bo nie powinniśmy mieć problemów w drodze powrotnej do domu.

- Ufam tobie - jego słowa powodują uśmiech na moich ustach oraz nieznane uczucie...wszędzie, chociaż nie jestem pewien ich autentyczności ze względu na okoliczności.

Co się ze mną dzieje? Czy to wina alkoholu? Zmęczenia? Długiego okresu braku bezpośredniego kontaktu?

Och, nie mam głowy do filozofii, ponieważ dochodzi szósta nad ranem, a całą noc spędziłem na imprezowaniu. Organizm jest wymęczony, żołądek domaga się pożywienia, mięśnie regeneracji.

Zaczynamy kroczyć w stronę osiedla, które znajduje się kawałek drogi stąd, jednak to bardzo dobry pomysł na otrzeźwienie. Ulice są względnie puste. Wymijają nas inni imprezowicze albo osoby, spieszące się na poranną zmianę w pracy. Los Angeles nigdy nie śpi. Nawet o szóstej nad ranem, kiedy wiele ludzi zarwało noce i powinni znajdować się pod pierzyną, odsypiając. Wymijają nas samochody, autobusy, tramwaje. Pod naszymi stopami przemieszczają się linie metra. Cisza? Coś niemożliwego w tym mieście, co okazuje się upierdliwe w trakcie porannego kaca albo dla osób, pochodzących z niewielkich miejscowości, jednak można do tego się przyzwyczaić.

Nie spieszymy się. Idziemy spokojnym tempem, starając się utrzymać prosty kierunek drogi. Rozmawiamy o imprezie od momentu naszej rozłąki. Luke wtedy zaliczył wiele przygód, a one zostało pokropionych trunkami. Puścił wszelkie hamulce. Poniósł go noworoczny klimat. Wziął sobie do serca słowa o przytupie.

Wsłuchuję się ze skupieniem w jego zachrypnięty głos. I chyba zanikamy gdzieś w eterze, kiedy rozmawiamy. Czas płynie w przyspieszonym tempie. Obrazy wokół nas nieustannie się zmieniają, chociaż nasza wędrówka zajęła więcej niż powinna. Zostaje przez to wybity z rytmu. Minut przeleciały przez palce.

Stoimy na rozdrożu, nie potrafiąc się rozstać. Ciągniemy kolejne bezsensowne tematy, żeby tylko nie wracać do domów. Znajdujemy się naprzeciwko siebie. Kołyszę się na piętach, aby nie zamarznąć na chłodnym powietrzu. Kurtka na ramionach okazuje się zbyt cienka, co powinno motywować do powrotu, jednak nawet to nie powstrzymuje mnie, żeby przestać z nim dyskutować.

- Powinniśmy iść - zauważa Luke, kiedy zapada dłuższa chwila ciszy. Na twarzach widnieje zmęczenie. Organizm domaga się kilku chwil snu. Wręcz krzyczy, jednak zagłusza go aura, unosząca się wokół nas i popychającą do skrajnych oraz kontrowersyjnych myśli, które zarazem są przyjemne. Czuję się, jakbym był na haju.

- Nie chcę - jęczę - bo mam świadomość, że obudzę się z okropnym kacem.

- Będziemy cierpieć razem - informuje, uśmiechając się półgębkiem.

- Romantycznie - prycham, wciskając mocniej dłonie w kieszenie. - A nie chcesz spać u mnie? - pytam nieśmiało pod wpływem odwagi, której dostaję z nieznanego źródła. Przygryzam wargę, bo to dosyć odważne posunięcie z mojej strony.

- Bardzo chętnie, ale o dwunastej muszę stawić się u rodziców - tłumaczy się, a ja odczuwam lekki zawód i...zawstydzenie. Gorąc uderza w twarz, bo odnoszę wrażenie, że się wygłupiłem.

- Okej, więc na razie - żegnam się, chcąc szybko uciec z powodu mojej niedorzecznej głupoty. Spuszczam spojrzenie, żeby nie zobaczył tego, co się ze mną dzieje. Obracam się na pięcie, stawiając kilka kroków.

- Hej, poczekaj! - zatrzymuje mnie jego głos. Biorę głęboki wdech oraz przymykam powieki dosłownie na sekundę, aby uspokoić się.

Odwracam się w jego stronę z wieloma wątpliwościami. Unoszę głowę w górę, chociaż wymaga to ode mnie wiele siły oraz pewności siebie, która stopniowo wyparowała wraz z wódką.

Nie nadążam cokolwiek zrobić. Wziąć więcej powietrza w usta, przymknąć powieki, unieść spojrzenia. Łączy nasze usta w króciutkim pocałunku. Trwa on dokładnie dziesięć sekund. Muska kilka razy swoimi wargami moje, a ja to oddaje z mocno bijącym sercem w klatce piersiowej. Są to flegmatyczne, intensywne całusy. Zamieniam się w chwilowy bałagan, spowodowany przez huragan. Zostaje rozwalony. Uderzony o ścianę, rozbijając się na kawałki. A następnie wszystko zatrzymuje się, aby wrócić do normalności. Moment wypełnienia płuc przez powietrze. Zostaje zmieciony z powierzchni, a następnie przywrócony z wielką siłą. Nie rozumiem. Niczego nie umiem rozczytać - siebie, jego, nas. Sprawia to, że mózg zamienia się w wodę, jednak zagłębiam się w to. Wchodzę w głąb, nie wiedząc, na co się piszę, ale ciągnie mnie to niczym magnes. Nie potrafię się oprzeć, aby nie stawiać kolejnych kroków. Szaleństwo.

- Teraz możemy rozstać się - twierdzi, uśmiechając się głupio, kiedy mnie dalej obezwładnia szok. - Pa - dodaje, odchodząc.

- Pa...

Zostawia mnie samego. Czuję się, jakbym właśnie wypłynął nad taflę wody i nabrał powietrza w płuca, spragnione tlenu. Wręcz krztuszę się dawką. Głowa bucha. Stoję w miejscu, nie mogąc przez chwilę ruszyć się w żadną stronę. Nie potrafię. Ziemia kręci się wokół własnej osi, a ja kamienieje. Nie mogę uwierzyć w to, co dzieje się ze mną. Nie rozumiem, dlaczego reaguję w ten sposób. Wszystko wygląda inaczej, jednak nie myślę, że to złe, chociaż posiadam wiele obaw.

Zwalam to na nietrzeźwość, kiedy udaje mi się oderwać stopy od podłoża, ale rozterki nie opuszczają umysłu. Krążą z tyłu głowy, nie dając chwili spokoju. Ignoruję to w miarę możliwości. Nie jest to łatwe, kiedy znajduję się sam ze sobą.

Wszechświat pokazuje znaki, których nie potrafię odczytać.



__________

Dzisiaj wyjątkowo długo i raczej przyjemnie

Od kolejnego rozdziału chyba znowu ruszymy z akcją, bo wyjdą na jaw pewne...fakty

Komentujcie i zostawcie votes! <3

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top