T w e n t y F i v e
Upijam kawę z ogromnego kubka, którą zakupiłem w kawiarni na przerwie. Nie zdążyłem wypić zawartości w ciągu zajęć, więc sączę napój, siedząc na kanapie w korytarzu uczelni. Zaspany oraz wymęczony obserwuję innych studentów. Wszyscy zostali wybici z rytmu oraz wigoru przez świąteczny i sylwestrowy szał. Powrót na uczelnie po dwóch tygodniach wolnego okazał się trudniejszy niż można byłoby się tego spodziewać.
Wyciągam telefon, aby wybrać numer Luke'a, który miał zwinąć się z filozofii. Czekam na chłopaka od kilku minut. Dzisiejszego dnia nie wykonaliśmy wielu interakcji. O poranku wymieniliśmy się kilkoma wiadomościami, a potem słuch o nim zaginął. Myślałem, że postanowił zacząć czynny udział w zajęciach, ale teraz w to wątpię, bo słyszę kolejny sygnał, po którym nie odbiera. Zaciskam mocniej palce na kubku, odczuwając rosnący stres w żołądku. Nie mam pojęcia, co może to znaczyć. W głowie przewijają się najróżniejsze scenariusze, a w szczególności nieszczęśliwe. Pesymizm dokłada kolejne zmartwienia do mojego życia.
W komórce rozlega się kobiecy głos poczty głosowej, więc kończę połączenie. Poddenerwowany tępo wpatruję się w kontakt, wyświetlony na ekranie urządzenia. Przygryzam wargę, próbując nie wariować, chociaż to nie proste. Mam złe przeczucia.
Nie próbuję ponownie dzwonić. Wchodzę w aplikację Instagram, gdzie ostatnio kontaktowałem się z chłopakiem. Pospiesznie wysyłam wiadomości.
michaelclifford: hej, co u ciebie?
michaelclifford: nie odzywasz się, nie odbierasz telefonu
michaelclifford: coś się stało?
Mija kilka minut oczekiwań, ale zielona kropka nie pojawia się obok jego zdjęcia profilowego. Ciężko wzdycham, nie przestając rozmyślać. Kiedyś wpędzi mnie do grobu przez swoje akcje.
Decyduję się na stanowcze działania. Aparat chowam w kieszeń spodni. Na bluzę z kapturem nakładam kurtkę, którą zapinam pod szyję. Na głowę zakładam kaptur, a na ramiona plecak. Kubek z kawą wyrzucam do pobliskiego śmietnika. Kieruję się w stronę wyjścia ze swojej uczelni.
Na zewnątrz temperatura sięga około dziesięciu stopni. Dodatkiem do mroźnego powietrza jest wiatr, szczypiący w nos. Raźnie kroczę w stronę budynku, gdzie znajdują się inne oddziały nauczania.
Zapał jest wysoki. Wręcz niepodobny do mnie. Nie pierwszy raz zaskakuje samego siebie. Właściwie od kilku miesięcy nieustannie wykonuję rzeczy, których wcześniej nie zrobiłbym. I o zgrozo - wszystkie mają pośredni związek z Luke'iem Hemmingsem. Nie są to wielkie zmiany, raczej małe kroczki, jednak skumulowane razem dają pokaźną całość. Motywuje mnie do pokonywania barier wewnętrznych, abym mógł wejść wyżej. Ciekawość pobudza do konkretnych działań. Interesuję się każdą rzeczą, która dotyczy jego. Ciągnie w nieznane, a ja oddaję się temu, bo ufam mu. Nie mam pojęcia, czy postępuję dobrze, jednak szczerze powiedziawszy niezbyt tym przejmuje się. Nie będę żałował sobie czegoś, co sprawia mi tyle przyjemności. Może w przyszłości tego pożałuje. Czas pokaże. Tymczasem liczy się teraźniejszość, czyli zaginięcie Luke'a.
Idąc przed siebie, orientuję się, że właściwie nie znam terenu całego kampusu uniwersytetu. Wiem jedynie, gdzie znajduje się uczelnia z moim oddziałem, bractwo, kawiarnie i akademik. Okręcam się wokół własnej osi, orientując się, że nie znam okolicy. Z zażenowaniem przełykam ślinę i wyciągam telefon, aby wejść na stronę internetową szkoły, żeby odnaleźć mapkę. Na szczęście sprawnie znajduję to, czego potrzebowałem. Skręcam w lewą wręcz biegnąc, aby zdążyć przed rozpoczęciem się kolejnej godziny zajęć.
Droga zajmuje wyjątkowo niewiele czasu ze względu na szybkie tempo. Nieźle się pocę oraz dostaję zadyszki.
Popycham masywne drzwi, prowadzące na oddział, gdzie znajdują się zajęcia z zakresu psychologicznego oraz jeszcze dwóch innych kierunków, na których nazwy nie zwróciłem uwagi. Budynek jest utrzymany w odcieniach bieli oraz szarości, co dodaje mu nowoczesności. Stanowi przeciwieństwo nieruchomości, w której odbywają się moje zajęcia.
Na ślepo okrążam piętra, próbując odnaleźć poszukiwanego. Płuca odmawiają posłuszeństwa, jednak z uporem przemierzam kolejne korytarze, biegając wzrokiem po całej powierzchni. Po długich poszukiwaniach odnajduję Ashtona Irwina w tłumie innych studentów.
Po spędzeniu dwóch tygodni w Australii, gdzie aktualnie jest środek lata, wyróżnia się złocistą opalenizną na tle bladych cer. Klimat wakacji nie zdążył go opuścić, a wnioskuję to po koszuli w tropikalne wzory, wpuszczonej w spodnie. Nonszalancko opiera się ramieniem o ścianę, rozmawiając z nieznajomą dla mnie dziewczyną.
- Hej, Ashton - witam się, próbując unormować oddech. Czuję, że cała twarz jest czerwona od wysiłku, do którego nie jestem przyzwyczajony na co dzień. - Możemy pogadać?
- Hej, Michael. Co tutaj robisz? - odpowiada, odbijając się od ściany. Prostuje sylwetkę. - Przebiegłeś maraton, czy o co chodzi? - śmieje się, odchodząc ze mną na bok, gdzie możemy porozmawiać z daleka od ciekawskich uszu.
- Chodzi o Luke'a - nie owijam w bawełnę.
- Co masz na myśli? - dopytuje, spinając się oraz poważniejąc, co świadczy o jego trosce o przyjaciela.
- Nie odzywa się do mnie od rana, nie odbiera telefonów, nie ma go nigdzie - tłumaczę, a mój głos jest wyjątkowo przejęty. - Zniknął.
- Czy ty nic nie wiesz? - zadaje kolejne pytanie, marszcząc brwi. Przemawia ze spokojem oraz z uprzedzeniem.
- O czym nie wiem? - wzbudza we mnie ciekawość.
- O... - zaczyna, jednak gryzie się w język. - Nie wiem, czy powinienem tobie mówić, skoro on tego nie zrobił - kończy. Wydaje się, że stresuje się tym, o czym rozmawiamy.
- O co chodzi, Ashton?
- To dosyć osobista sprawa, którą może nie chce ciebie obarczać - mówi półsłówkami, których nie rozumiem, a jedynie podsycają zainteresowanie.
- Coś mu się stało?
- Fizycznie jest cały oraz zdrowy, jednak psychicznie wysiada, co zapewne zdążyłeś zauważyć, bo często chodzi przemęczony - oznajmia, ale kamień z serca nie spada. - Ugh, chciałbym tobie wszystko powiedzieć, ale muszę pozostać lojalny wobec przyjaciela.
- Ashton, proszę...
- Myślę, że ma powody, dlaczego tobie nie powiedział prawdy.
- Jakiej prawdy? Nie strasz mnie.
- Przez najbliższy tydzień nie będzie go na uczelni. Możesz spróbować się z nim skontaktować. Albo ja przekażę mu, że chciałeś z nim pogadać - informuje. - Proszę, żebyś obchodził się z nim...delikatnie. Teraz jest dla niego naprawdę ciężki czas. Nie chcę, aby więcej problemów zwaliło się na jego głowę - składa prośbę, której nie będę umiał zlekceważyć. Nie potrafiłabym. Luke zaczął być znaczący. Nie pozostaje obojętny. Gdzieś w głębi duszy pragnę, żeby miał wszystko, co tylko sobie zażyczy. Nawet gwiazdkę z nieba.
- Będąc szczerym to martwię się o niego, Ashton - wyznaję szeptem, bo wyrzucam to z głębokiego dna serca. Dopada mnie uczucie obnażenia się. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek powiedziałem podobne słowa o kimś, z kim jedynie uprawiałem seks. Przybija mnie to w pewien sposób.
- Rozumiem cię, ale daj mu kilka dni - radzi. Wygląda na równie zatroskanego. Jestem pewien, że stanowi wielkie oparcie dla Luke'a. Są niczym bracia, którzy pochodzą z innych matek. - Powie tobie albo nie. Niczego nie gwarantuję.
- Okej - kiwam głową, chociaż wcale nie jestem pocieszony. Ashton zamiast dać odpowiedzi, dodał kolejne pytania. Nie ukoił mnie w żaden sposób. Wręcz podwoił nerwy, które były nadszarpnięte. - Dzięki za informacje.
- Nie ma za co - odpowiada, próbując posłać uśmiech, chociaż niezbyt dobrze mu to wychodzi. Musi być najwidoczniej trochę przerośnięty tym, co dzieje się w życiu Hemmingsa. Nikogo nie powinno to dziwić ze względu na łączącą ich relację. - Muszę lecieć na zajęcia, ale jeśli będziesz chciał pogadać albo cokolwiek to pisz - dodaje na odchodne, kiedy ludzie z jego roku zaczynają wchodzić do sali wykładowej.
- Jasne.
- Pa! - odchodzi ode mnie.
- Na razie - żegnam się, odprowadzając go wzrokiem.
Zostając sam na korytarzu, dopada mnie nieznośna cisza. Odnoszę wrażenie, że słyszę krew, płynącą w żyłach. Jestem zestresowany nie na żarty. Naprawdę przejmuję się tym, co dzieje się z Luke'iem. Nie mam zielonego pojęcia, o co może się roznosić. Istnieje mnóstwo powodów - zaczynając od błahostek, kończąc na poważnych sprawach. Nastawiam się na najgorsze, a to przynosi rozstrojenie nerwów. Po brzuchu nie roznosi się łaskotanie, powodujące nieśmiały uśmiech. Żołądek zaciska się w ciasną pętlę, motywując do wymiotów.
Nie mam pojęcia, dlaczego przeżywam to w osobisty sposób. Wewnątrz mnie rozstrzyga się istna bitwa, chociaż na zewnątrz gram niewzruszonego. Kłamstwa przychodzą z łatwością, ale to nie gasi obaw, które znienacka atakują. Niepodobne są do mnie zmartwienia. Nie poznaję sam siebie, że przejmuję się kimś, kto pierwotnie stanowił największego wroga, a z którym skończyłem w jednym łóżku oraz w skomplikowanej, ciężkiej do zrozumienia sytuacji. Posiadam ogromny mętlik w głowie. Nie potrafię ułożyć rozterek, a przypominają one puzzle. Gdy myślę, że poskładałem kilka części prawidłowo, okazują się one jednak niedopasowane do siebie, więc porzucam to, ale nieustannie mnie to dręczy, dlatego bez przerwy do tego wracam. Zdarzyły się momenty, gdzie odcinałem się od świata, kiedy tylko próbowałem to połączyć w spójną całość. Poświęcam temu wiele uwagi, co okazuje się nieskuteczne. Nie posiada to żadnego konkretnego kształtu, nie pasuje do żadnych ram, a to irytuje, chociaż zawsze miałem to gdzieś.
Znajduję się w potrzasku. Jestem rozdarty między kilkoma wersjami siebie. Wszystko rozgrywa się w głębokim środku mojej osoby. Ludzie widzą mnie takiego, jak zawsze, a głowa wręcz puchnie od kolejnych teorii, które wymyślam. Wiele z nich jest zarazem abstrakcyjna oraz realistyczna. Nie umiem wyobrazić sobie pewnych rzeczy, chociaż mam świadomość, że mogą nagle pojawić się w moim życiu. Właściwie nigdy nie możemy przygotować się na pewne wydarzenia, bo pod wpływem emocji robimy różne rzeczy, nad którymi nie panujemy. Wychodzą pod wpływem impulsu, adrenaliny.
Ruszam się z miejsca w stronę wyjścia, chociaż przychodzi mi to z trudem. Czuję się wyrwany z rytmu. Luke wszedł w moją rutynę. Nasze wymiany wiadomości, rozmowy. Odruchowo spoglądam w wyświetlacz, aby odczytać wiadomości, których nie wysłał. Mam mnóstwo powiadomień w panelu, ale żadne nie interesuje mnie, bo wiem, że nie są od niego.
Rozgościł się w mojej głowie bez żadnego przyzwolenia, a mi wydaje się to nie przeszkadzać.
__________
Dzisiaj bardzo krótko, bo to dosłownie wstęp do tego, co będzie się działo dalej, dlatego też dodałam to szybciej niż myślałam
Jeśli macie jakieś teorie to chętnie przeczytam, chociaż nie będzie to coś super spektakularnego XD
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top