T w e n t y

lukehemmings: Nudzę się

lukehemmings: Chcesz dla odmiany ty wpaść do mnie?

lukehemmings: Proooszę❤️

michaelclifford: będę za godzinę

~*~

Ociężale przecinam puste ulice osiedla. W każdym domu palą się światła. W święto dziękczynienia wszyscy spędzają dzień wokół jadalnego stołu, gdzie jedzą pieczonego indyka, piją wytrawne wino i cieszą się czasem spędzonym z bliskimi. W telewizorze lecą klasyki filmowe, aby wieczorem cała rodzina mogła wspólnie obejrzeć seans, śmiejąc się do rozpuku. Cała Ameryka zatrzymuje się w czasie. Ludzie cieszą się wolnym dniem od obowiązków. Biorą głęboki oddech, pogrążają się w rozmyślaniach i uśmiechają się. Ciężko spotkać kogoś z niezadowoloną miną w święto dziękczynienia. Każdą twarz przyozdabia ciepły uśmiech, a z gardła urywa się wesoły chichot, który zaraża. Jest to bardzo rodzinne święto, przepełnione miłością.

Popołudnie spędziłem w domu mamy. Zaprosiła ona najbliższych przyjaciół oraz rodzinę na uroczysty obiad, gdzie pochłanialiśmy różnoraki potrawy ze stołu, opróżnialiśmy butelki wina i tańczyliśmy na środku parkietu. Gdy dochodziła godzina dwudziesta zacząłem odczuwać zmęczenie towarzystwem, które zdecydowanie było zbyt stare albo zbyt młode dla mnie. Nie mogłem z nikim złapać wspólnego języka, więc wiadomość od Luke'a wyciągnęła mnie z nudy, chociaż wywołała wiele ciekawości wśród ciotek. Szybko się stamtąd zmyłem, aby uniknąć niepotrzebnych pytań.

Słońce schowało się za horyzontem, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie. Nastąpiło ochłodzenie, połączone z lekkim wiatrem. Niektóre lampy oświetlają drogi, po których kroczę.

Zatrzymuję się przed jednym z domków, który jest większy niż mój o kilkanaście metrów kwadratowych, jednak jest skrajnie podobny. Dostrzegam światła w oknach, więc pukam w drewnianą płytę. Nie czekam długo, aż Luke Hemmings otworzy przede mną wejście.

- Hej - wita się, roztwierając drzwi na oścież, ukazując fragment przestronnego wnętrza. Jest ubrany w czerwoną koszulę, która połyskuje i została wpuszczona w czarne spodnie, przycięte na końcach nogawek. Wszystko ozdabia pasek, wpuszczony przez szlufki. Skłamałbym mówiąc, że wygląda źle. Prezentuje się lepiej niż dobrze. - Wchodź - przepuszcza mnie przez próg.

- Cześć - wchodzę do wnętrza domku, a on zamyka za mną wejście.

Ściągam Vansy ze stóp, które gryzą się z dopasowanymi spodniami, koszulą na długi rękaw oraz płaszczem. Wszystko jest w odcieni czerni, a przez to dodaję sobie elegancji. Nie często można mnie zauważyć w takim wydaniu, bo nie jest to najwygodniejszy strój świata, chociaż świetnie podkreślający sylwetkę. Coś za coś.

- Co tam? - pyta Luke, prowadząc mnie do wnętrza.

Jest tutaj o wiele więcej miejsca niż u mnie. Salon z aneksem kuchennym są w stylu skandynawskim. Wszędzie panuje biel połączona z jasnym drewnem. Na lewo znajduje się blat kuchenny wraz z kuchenką elektryczną i wbudowanym piekarnikiem z lodówką. Niewiele na nim przedmiotów. Potem stoi niezbyt duży stół, a przy nim cztery krzesełka. Na prawo można dostrzec rogówkę ze stolikiem oraz miękkim dywanem. Nie ma tu wielu ozdób. Praktycznie wcale, jednak nie czuję się tutaj obco. Wszędzie roznosi się zapach wody kolońskiej i żelu do mycia ciała.

- Świetnie - zajmuję miejsce na kanapie, wygodnie rozsiadając się. Rozpinam rękawy koszuli, aby podwinąć je do łokci. - Rodzinka dalej łyka kłamstwa o pracy w kinie, są dumni z wyników na studiach oraz śmiali się z nieśmiesznych żartów, a twoje wiadomości zrobiły niezły szum, z którego zdążyłem się uwinąć.

- Nie byliśmy jeszcze na pierwszej randce, a już wtajemniczasz mnie w swoją rodzinę? Całkiem szybkie tempo - śmieje się Luke, kręcąc się przy blacie kuchennym. - Chcesz coś do picia? Kawa? Herbata? Woda? Whisky? - proponuje, stojąc przy otwartej lodówce.

- Chcę wyłącznie święty spokój.

- Jasne - chichocze krótko, zamykając urządzenie. Siada na miejscu wolnym obok mnie. Obydwoje jesteśmy zmęczeni dzisiejszym dniem, jednak jeszcze wyłącznie piątek, a potem długo wyczekiwany weekend. - Masz ochotę iść na Wigilię w bractwie? Możesz wziąć ze sobą Jasmine i Caluma - proponuje chłopak, opierając się stopami o stoliczek przed nami. Rozsiada się wygodnie na kanapie.

- Kiedy?

- Osiemnastego grudnia - odpowiada. - Wiem, że wcześnie, ale dwudziestego pierwszego Ashton wraca do Australii, więc to jedyny dzień, kiedy całe bractwo będzie w komplecie.

- Ashton pochodzi z Australii? - pytam zaciekawiony, obracając głowę w prawą stronę, gdzie siedzi Luke. Mam widok na jego lewy profil. Chłopak opiera głowę o zagłówek, patrząc w nieznany kierunek.

- Tak. Poznaliśmy się na wymianie międzynarodowej. Najpierw on przyleciał do Los Angeles, a kolejnego roku ja do Sydney. Spodobało mu się w Stanach, więc aplikował tutaj na studia, a że liceum skończył z wyróżnieniem, nie miał żadnych problemów z dostaniem się.

- Nieźle - przyznaję, pozwalając sobie zająć pozycję półleżącą. Przy Luke'u zaczynam czuć swobodę. - Należałeś do bractwa? Pytam, bo niewiele osób ma z nimi dobry kontakt, jeśli mieszkają poza terenem uniwersytetu - zadaję pytanie, wyciągając materiał górnej części ubioru ze spodni. Potrzebuję luzu od ścisłych zasad kultury, a Hemmings chyba to rozumie, bo sam nie przejmuje się tym, że jego koszula może się pognieść.

- Nie, ale przez Ashtona spędzam tam wiele czasu i chyba nieformalnie jestem ich członkiem.

- Bywam tam kilka razy do roku na domówkach.

- Wiedzą, jak rozkręcić dobre imprezy - twierdzi, zakładając ramiona na klatkę piersiową. - Na co dzień panuje tam wieczny rozgardiasz. Jedni są śmieciarzami, drudzy perfekcjonistami. Nie ukrywają się z wazeliną pod łóżkiem albo wstydzą się sprowadzić własną dziewczynę na noc. Wkuwają po nocach albo grają na konsoli. I jeszcze wiele tych przeciwności znajdziesz w tym domu, ale wszyscy idą za sobą w ogień.

- A ty? Jaki jesteś? - zwracam się do blondyna, nie przestając lustrować jego twarzy.

- Hm - mruczy, ściągając brwi. Zagryza wargę w miejscu, gdzie znajduje się czarny kolczyk. - Uczę się jedynie do sesji, prace domowe odrabiam na przerwach. Lubię czystość, ale nie lubię sprzątania, więc nie waż się zaglądać do wnętrza szafek. Kiepsko gotuje. Jestem ciekawski, otwarty i uwielbiam nowości. Szybko ufam oraz przywiązuje się. Mam kasę, słabość do rodziny oraz przyjaciół. Bywam wrażliwy i...Cholera to trudne mówić o sobie - przerywa, spoglądając w moją stronę. Łączy nasze spojrzenia w dosyć magnetyczny sposób, przez który przechodzą mnie dreszcze na plecach. - Twoja kolej.

- Oh, okej - odchrząkuję, rozłączając kontakt wzrokowy, ponieważ kusi do nieodpowiednich rzeczy. - Cóż, chyba jestem duszą artystyczną, jednak nie do końca. Lubię porządek, schematy, zasady. Nie lubię mówić o uczuciach. Stanowię zamkniętego w sobie. Nie darzę zaufaniem wielu osób. W porównaniu do ciebie sprzątam dogłębnie całym dom oraz raczej dobrze gotuję. Uwielbiam zioło, ale jest drogie, więc palę okazjonalnie. I tyle - wzruszam ramionami, kończąc wypowiedź.

- Jezu, jakim cudem się z tobą zadaję, skoro jesteś całkowicie inny ode mnie? - zastanawia się, opuszczając się na kanapie do mniej więcej mojego poziomu, więc ponownie znajdujemy się na podobnej wysokości.

- Nawet uprawialiśmy seks.

- Dwukrotnie - zauważa, będąc w lekkim szoku, jednak jest on pozytywny. - Ale łączy nas jedna rzecz - dodaje po chwili ciszy.

- Jaka?

- Zamiłowanie do Marvela.

- Fakt.

- Wolisz „Strażników Galaktyki" czy „Deadpool"? - pyta, posyłając przyjazny uśmiech.

- „Deadpool" znam całe na pamięć - wyznaję, odwzajemniając gest.

- Okej, więc...Oglądamy „Strażników Galaktyki" i nie słyszę żadnego sprzeciwu! - wyciąga rękę po laptop, leżący na stoliku przed nami.

- Netflix&Chill? - unoszę brew ku górze z rozbawieniem, kiedy on otwiera urządzenie, a następnie w mgnieniu oka wpisuje hasło.

- Nie kuś mnie - odpowiada, włączając przeglądarkę, aby odpalić seans, a ja jedynie niewinnie uśmiecham się pod nosem.

Wyzwanie?

~*~

- Kurwa, mów następnym razem, że chcesz głębiej, bo inaczej będziesz sprzątał moje rzygi z podłogi - rzucam po połknięciu nasienia Luke'a. Odkasłuje kilka razy, czując nieprzyjemny ból w krtani. Wierzchem dłoni wycieram usta, które pokrywa warstwa mojej śliny.

- Przepraszam - oblewa się zawstydzeniem, wsuwając bokserki na biodra. - Zapomniałem się - tłumaczy, sięgając po spodnie z podłogi.

- Będziesz pamiętał na następny raz - podnoszę się z kolan.

Włosy są roztrzepane, a oczy zaszklone od oralnych przyjemności, które zafundowałem Luke'owi. Nie mogłem się powstrzymać, bo siedział zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Potrzebowałem jego po niecałym tygodniu abstynencji. Lubię patrzeć na twarz wykrzywioną w stanie błogości. Uwielbiam, kiedy skomle moje imię, będąc blisko szczytu. Ciągnąc mnie za włosy sprawia, że przechodzą mnie niepohamowane spazmy pożądania. Wszystkie reakcje uzależniają. Chcę wyłącznie więcej i więcej. Obydwoje mamy na siebie nie kończącą się ochotę, której nie potrafimy poskromić w inny sposób, niż dać upust. Nie mam pojęcia, czy to zdrowe albo odpowiednie, ale teraz nie odczuwam potrzeby, żeby zamartwiać się tym.

- Mogę umyć zęby? - pytam, poprawiając koszulę, która pogniotła się doszczętnie.

- Jeśli nie będziesz brzydził się mojej szczoteczki to jasne - chłopak wciąga spodnie na nogi.

- Niedawno miałem twojego penisa w ustach, a ty wspominasz o zarazkach na szczoteczce? Błagam cię - kieruję się do pomieszczenia wskazanego wcześniej przez właściciela domu.

Otwieram drzwi, zapalając wcześniej światło. Uderza we mnie wszechobecna biel. Ściany oraz podłoga zostały wyłożone tymi samymi kafelkami. Na wprost znajduje się wanna, a po prawej oszklony prysznic. Niedaleko stoi toaleta. Po lewej stronie rozciągają się szafki z jasnego drewna, a na nich jasny blat, w który zbudowano umywalkę. Na ścianie wisi lustro z czarną oprawą. Nie ma tutaj wielu ozdób, jak w reszcie domu. Znajduje się tutaj jedynie dywanik, kwiatek oraz zasłonka na oknie.

Sięgam po elektryczną szczoteczkę do zębów, która należy do Luke'a. Wyciskam na nią znalezioną pastę do zębów i rozpoczynam szczotkowanie. Przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Dostrzegam roztrzepaną fryzurę, zarumienione policzki i rozpiętą koszulę przy szyi. Wolną dłonią staram się ułożyć fryzurę z bladoróżowych kosmyków, które potrzebują farbowania, aby poprawić ich kolor.

- Która godzina?! - pytam, kiedy umyłem jamę ustną. Dokonuję ostatnich poprawek przed lustrem, a następnie opuszczam łazienkę.

- Dwudziesta trzecia czterdzieści, a co? - odpowiada Hemmings, opierając się o blat kuchenny, gdzie stoi taca z pokrojonymi kawałkami ciasta. - Chcesz? - proponuje, wskazując na przekąski.

- Nie - odmawiam. - Muszę się niedługo zwijać - informuję. Opadam na kanapę, na której jeszcze niedawno siedzieliśmy obydwaj, robiąc niegrzeczne rzeczy.

- Odwieść cię?

- Bez przesady, mieszkam trzy minuty stąd - śmieje się. - Nie zdążysz rozgrzać silnika, a będziesz już w domu.

- Dla mnie to nie problem.

- Wiem - odpowiadam, zaglądając w ekran laptopa, gdzie przewijają się napisy końcowe filmu. Obejrzeliśmy go jedynie do połowy, bo zaczęliśmy lepić się do siebie, a w szczególności nasze wścibskie dłonie oraz spragnione usta. Projekcja leciała w tle, kiedy zadowalałem Luke'a wargami oraz ręką. Nie wiele straciliśmy, bo obydwoje znamy to na pamięć. - Co oglądamy następnym razem? - uśmiecham się łobuzersko w stronę chłopaka, kiedy on wciska w siebie kolejny kawałek ciasta.

- Zdecydowanie coś, czego nie znasz i cię zainteresuje, żebyś nie dobierał się do moich majtek.

- Sam nie byłeś lepszy.

- Ty zacząłeś.

- A ty nie przerwałeś.

- Ok, wygrałeś - unosi ręce w geście kapitulacji, mając zapchane usta, co powoduje u mnie salwę śmiechu.

Chowa przekąski do wnętrza lodówki. Siada ponownie obok mnie. Laptopa kładzie sobie na kolana, wyłączywszy wcześniej film. Zamiast tego odpala muzykę, która cicho brzdąka. Postawił na jedną z piosenek Yungbluda.

- Luke? - odzywam się po chwili ciszy, kiedy on stuka w klawiaturę komputera.

- Hm?

- Myślisz, że to co robimy, jest dobre? - pytam z powagą, mając założone ręce na klatce piersiowej. Dotykamy siebie ramionami. On zastyga w ruchu, słysząc moje słowa. Cicho wzdycha. Wpatrujemy się w przestrzeń przed sobą w oczekiwaniu. Moje serce zabiło przez chwilę szybciej, bojąc się odpowiedzi.

- Nie krzywdzimy nikogo, więc chyba nie - przemawia po dłuższym zastanowieniu. Odczuwam ulgę. Niewerbalnie mówiliśmy o tym, że nikomu to nie przeszkadza, ale wolałbym osobiście usłyszeć to z jego ust. - Jeśli chcesz to przerwać, powiedz...

- Nie - przerywam mu, przygryzając policzek od wewnątrz. - Chciałem tylko poznać twoją opinię. W dalszym ciągu wiele ludzi sądzi, że seks bez związku albo ślubu jest czymś złym, chociaż to nasza potrzeba fizjologiczna - odpieram, przybierając dojrzałą oraz zrównoważoną minę.

- Myślę, że głównie ten problem dotyczy kobiet, a raczej podwójnych standardów w społeczeństwie, które są niesprawiedliwe - odpowiada, pociągając temat. - Bo facet „zaliczający" wiele lasek stanowi super kolesia, ale gdy kobieta to robi, wtedy jest „dziwką" albo „szmatą". Popierdolone - wyraża niezadowolenie oraz pewnego rodzaju smutek, który bardzo dobrze rozumiem.

- Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a niektórzy ludzie dalej zaglądają innym do łóżek. Bez sensu. Wkurwia mnie to, będąc szczerym - oznajmiam. - Mnie też kilka osób mieszało z błotem, kiedy dowiadywali się o mojej pracy. Sugerowało, że nie szanuję się, nie posiadam godności albo zarzucało wstyd dla rodziców, kiedy moja mama nie ma wobec tego żadnego problemu. Owszem, wolałaby, abym pracował gdzie indziej, jednak nie wydziedzicza mnie. Dlaczego zawody związane z seksualnością są tępione, ale mają wielki popyt? Błąd systemu? - żale się, mając poczucie, że mogę z Luke'iem wymienić się poglądami, a one okazują się być podobne.

- Wielu ciężko wyjść ze strefy komfortu. Zamykają się w bańce, nie wpuszczając do siebie rewolucji. Żyją przeszłością, chociaż przed nimi rozciąga się przyszłość. Nie lubią zmian, ale one nadejdą prędzej czy później. Pewnych rzeczy nie można uniknąć.

- Męczy mnie to wszystko. Zacofane społeczeństwo, brak równych praw, nietolerancja...Ziemia umiera, a ludzie przejmują się tym, że dwóch facetów bierze ślub. Dramat roku. Chciałbym coś z tym zrobić, ale sam nie dam rady, a to dobija mnie najbardziej.

- Czas w takich sprawach odgrywa największą rolę, jednak obawiam się, że pewnego razu obudzimy się za późno.

- Ugh, mieliśmy miły wieczór, a spieprzyłem to takimi dołującymi tematami - narzekam. Luke cichutko chichocze. Wykrzywiam usta w niewielkim uśmiechu, słysząc ten dźwięk.

- Luz, nic się nie stało - twierdzi, napierając trochę bardziej na moje ciało. Siedząc z nim na tej kanapie, nie mam ochoty wracać do domu. Nie miałbym żadnych problemów, aby przegadać całą noc na najróżniejsze tematy. - Lubię z tobą rozmawiać - dodaje, jednak już cichszym tonem, a ja powstrzymuje cisnący się uśmiech na usta.

Zatapiam się w tej chwili, jakby na zegarze zatrzymały się wskazówki. Słuchamy cichutkiej muzyki. W powietrzu wisi swoboda. Obydwoje jesteśmy trochę zmęczeni dzisiejszym dniem, a zarazem pobudzeni po wieczornych igraszkach. Nie wyglądamy zniewalająco w pogniecionych ubraniach oraz zepsutych fryzurach, ale to nie przeszkadza, kiedy obydwoje znajdujemy się blisko, dyskutując o życiu. Balansujemy między poważnymi problemami świata, a pierdołami, dotykającymi nas w codzienności. Robię to z wieloma ludźmi. Nie powinno to robić na mnie żadnego wrażenia, jednak czuję się, jakbyśmy odlecieli w czarną dziurę, gdzie nic nas nie dotyka. Cały świat dookoła przestaje istnieć. Jestem przerażony, jednak zatapiam się w to, bo nie potrafię się oprzeć. Nigdy nie czułem takiego rodzaju wolności, kiedy ktokolwiek był obok, więc chłonę to niczym gąbka, nie znając umiaru.

Uwielbiam połączenie seksualnego napięcia ze zwykłym koleżeństwem. Żadnych zasad, przywiązań ani zobowiązań. Sami ustalamy, co chcemy. Nie mamy żadnych narzuceń. Otwartość na wszystko, a to wiąże się z brakiem zmartwień. Rozmawiamy bez ograniczeń i cieszymy się seksem, który o niczym nie świadczy, bo nie ma zaangażowania emocjonalnego. Początkowo połączyła nas nienawiść, ale teraz? Cóż, lubię go, jednak nie pomyślcie sobie za wiele. Znajomość bez większych ekscesów. Albo przyjaciele z korzyściami. Nie mam pojęcia, ile to potrwa, ale nie teraz czas na takie zmartwienia. Wiem, że to nie będzie trwała relacja. W pewnym momencie nasze stosunki ustaną, a od nas będzie zależało, czy utrzymany znajomość. Kończą się one na przeróżne sposoby...Począwszy od wielkich miłości, kończąc na wiecznym konflikcie.

Ale nie skupiam się na przyszłości, bo wtedy zapomnę o czerpaniu szczęścia z teraźniejszości.



__________

Dziś powietrze pachnie jak ostatnie dni wakacji
Więc wstawiam rozdział dla pocieszenia

Życzę wam dobrego dnia dzisiejszego (masło maślaneXDD) oraz jutrzejszego! <3
Dacie radę!!!

Komentujcie i zostawcie votes! <3

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top