T h r e e

- Niedługo zyskasz kartę stałego klienta - rzucam, stojąc przy drzwiach szafy w samych bokserkach. Z górnej półki wyciągam czarne jeansy, które są przylegające.

Niedawno zakończyłem kolejny pokaz dla Luke'a, osiągając sukces. Chłopak wyjątkowo zapłacił więcej niż zazwyczaj, co dało nam dodatkowe dwadzieścia minut. Zaczęliśmy pogawędkę o wszystkim i niczym. Ja nie mogę się rozłączyć, a Luke nie chce tracić pieniędzy, więc nie pozostało nam nic innego. Namawiałem chłopaka na kolejne usługi, lecz odmawiał. Nie wygląda na wypoczętego, więc odpuściłem. Może potrzebował oderwania się, a nie wyładowania seksualnego? Nie wnikam. Nie chcę wchodzić w głębszą relację z klientem. Nie mogę. I chociaż zżera mnie ciekawość, zapieram się. Nie złamię własnych zasad. Nie powstały one bez powodu.

- Daje ona jakiekolwiek zniżki czy coś? - pyta. Wpatruje się w ekran telefonu, gdzie prawdopodobnie pisze SMS'a.

- Będąc szczerym to jeszcze nigdy nie rozdałem karty stałego klienta, a siedzę w tym gównie dwa lata - sięgam po koszulkę z nadrukiem rockowego zespołu, która wygląda na spraną oraz pochodzącą z lat osiemdziesiątych albo dziewięćdziesiątych.

- Dostanę zaszczyt pierwszego? - uśmiecha się łobuzersko, patrząc wprost na mnie. Jego błękitne oczy mienią się w półmroku. Skromne światło dodaje tajemniczości oraz pociąga. Na szczęście dzisiejszego wieczoru zdołałem poskromić własne hormony, chociaż nie było to łatwe, gdy słyszałem, jak cichutko jęczy moje imię. Na samo wspomnienie przechodzą mnie przyjemne dreszcze.

- Pomyślimy - wsuwam nogi w nogawki spodni. Podskakuję, aby wciągnąć materiał na pośladki.

- Jestem biednym studentem, mógłbyś mnie wesprzeć.

- Rozdaję darmowe rady dla studentów - informuję, zakładając koszulkę, która swobodnie leży na ciele. - Miesięczny abonament na PornHub jest tańszy niż jedna video rozmowa ze mną.

- Och, błagam cię - prycha Luke, opierając głowę o własną dłoń. - PornHub umywa się przy tobie.

- Dzięki? - czerwień przyozdabia policzki, a wraz z nią odczuwam gorąc i pieczenie na twarzy. Odwracam się w przeciwną stronę niż ekran laptop, aby chłopak nie zauważył mojego onieśmielenia. Jego słowa chyba można uznać za komplement. Całkiem miły komplement.

- Wychodzisz ze znajomymi czy sam? - blondyn ciągnie rozmowę.

- Z przyjaciółmi - odpowiadam, krzątając się po pokoju w poszukiwaniu flakonu moich ulubionych perfum. - A ty masz jakieś plany? - odbijam pałeczkę, przeszukując półkę nad biurkiem, gdzie powinny znajdować się moje kosmetyki oraz perfumy.

- Dzisiaj wybieram Netflixa - oznajmia, unosząc jeden z kącików ust. - Miałem ciężki tydzień, więc czas wrzucić na luz - tłumaczy się, lekko wzdychając.

- Co oglądasz? - tym razem pytanie pada z moich ust. Dostrzegam pachnidło, więc chwytam je. Psikam się intensywnie świeżym zapachem 1 milion o korzennym aromacie.

- Breaking Bad.

- Cholera, uwielbiam to! - wypalam, odstawiając butelkę na poprzednie miejsce. Następnie odłączam telefon od ładowarki, który pokazuje sto procent naładowanej baterii. Na wyświetlaczu pojawia się wiadomość od Caluma, czyli mojego najlepszego przyjaciela. Informuje mnie, abym niedługo był gotowy, ponieważ podejdzie pod mój blok wraz z naszą przyjaciółką Jasmine. - Na którym jesteś sezonie? - dopytuję, odpisując Calumowi.

- Piąty, ale jakoś wyjątkowo opornie mi idzie.

- Luz, mnie też nużył, jednak ogólnie jest to dobry serial - blokuję komórkę i chowam ją w kieszeń spodni.

Siadam na podłodze, która jest okryta wykładziną. Przysuwam laptopa do krańca materaca. W ekranie przypatruję się własnej twarzy. Próbuje ułożyć włosy, które niezbyt współpracują.

- Nie martw się, wyglądasz dobrze - żartuje. Jego twarz jest dobrze oświetlona, więc widzę ją w pełnej okazałości. Chyba pierwszy raz, co nie zmienia faktu, że jest kurewsko przystojny oraz gorący. Rozpala we mnie grzeszne myśli.

- Niezbyt się tym przejmuję - wzruszam ramionami. - To byłoby głupie mieć ogromne kompleksy, a zarazem rozbierać się na internetowej kamerce.

- Fakt.

Rozmawiamy przez kolejne kilka minut. Nie jest to dyskusja na wysokim poziomie. Mówimy o głupotach oraz naszych opiniach. Zabijamy czas, który nam pozostał. Wbrew pozorom jest sympatycznie. Gdzieś zanika granica między klientem a pracownikiem, co powinno niepokoić, ale nic takiego nie ma miejsca. Odrywam się na chwilę od rzeczywistości. Zapominam o zasadach, chociaż pierwszy walczę w ich obronie. Słowa same wypływają spomiędzy ust. Towarzyszą im salwy śmiechu. Patrzę na Luke'a i zwyczajnie odlatuję. Zabija mnie swoim wyglądem. Byłbym gotów zgrzeszyć dla takiego wyglądu. Oczarowuje. Rzuca zaklęcie, aby przyciągać ludzi. Och, albo nawet nie musi być czarodziejem. Wszyscy lgną do jego przystojnej twarzy, która zapewne w rzeczywistości jeszcze bardziej oddziałuje. Ludzie lubią ładnych ludzi. Wiadomo to nie od dziś. Ładny, bogaci, wysoko postawieni rządzą tym światem. Nigdy szaraki, ani przysłowiowe plebsy. Hierarchia jest zarezerwowana na wyłączność. Odpowiednie osoby są tam wpuszczane oraz wypuszczane. Świat działa tak od milionów lat i nikt tego nie zmieni.

- Okej, nie będę ciebie zatrzymywał - odzywa się Luke, kiedy odpisuję na wiadomości przyjaciół.

- Mamy jeszcze pięć minut - informuję, zerkając kątem oka na zegar. - Stracisz kasę.

- Nie przejmuj się tym - macha ręka. - Dzięki za dzisiejszy wieczór. Mówię o obydwu kwestiach.

- To moja praca - zagryzam wargę, blokując telefon, żeby ostatni raz dzisiejszego dnia popatrzeć na chłopaka.

- Wiem, ale czuję się winny przeprosiny.

- Przestań, serio.

- Okej, niech ci będzie - melodyjny chichot roznosi się po pomieszczeniu z głośników laptopa. Lekki uśmiech przyozdabia jego twarz. - Więc zapewne widzimy się za tydzień.

- Będę czekał - oświadczam, poprawiając się na swoim miejscu. Odwzajemniam uśmiech, który sam wciska się na usta.

- Na razie.

- Na razie.

Luke rozłącza się. Okno z rozmową gaśnie, a przede mną pojawia się lista klientów. Ciężko wzdycham. Mięśnie podbrzusza rozluźniają się, tworząc nieprzyjemne uczucie. Krzywię się z powodu nietypowej reakcji organizmu. Co się ze mną dzieje?

Z transu wybudza mnie dzwoniący telefon. Głośny dzwonek roznosi się po pokoju. Pospiesznie wyciągam komórkę z kieszeni. Przesuwam palcem po ekranie, aby odebrać przychodzące połączenie.

- Halo?

- Siema, czekamy na dole - głos Jasmine rozchodzi się w słuchawce. - Ruszaj swój tyłek.

- Zaraz wychodzę - zamykam laptop, podnosząc się z podłogi. Dłonią otrzepuję spodnie.

- Nie kłam - chichocze perliście. Unoszę kącik ust do góry, otwierając szafę. Z wieszaka ściągam lekką kurtkę w ciemnym kolorze. - Pośpiesz się - dodaje, a następnie słyszę dźwięk zakończonego połączenia.

Smartphone'a ponownie wsuwam w kieszeń spodni. Na ramiona zarzucam kurtkę. Wychodzę z sypialni na otwartą, lecz niewielką przestrzeń. Jest to salon z aneksem kuchennym oraz korytarzem. Ściany pomalowane białą farbą. Podłoga wyłożona panelami. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdują się ogromne okna, które przepuszczają wiele światła do wewnątrz. Na prawo znajduje się blat oraz ciąg szafek wykonanych z drzewa sosnowego. Na blacie można dostrzec kuchenkę elektryczną, kosz z owocami i stojak z nożami. Lodówka stoi w kącie, a na niej wisi kilka magnesów, plan z zajęciami z uczelni i kartka z listą zakupów. Tyłem do kuchni jest rogówka w kolorze bieli. Naprzeciwko stoi szklany stoik, a na ścianie znajduje się niewielki telewizor. Do telewizora została podłączona konsola i zestaw głośników. Naprzeciwko drzwi od sypialni są drzwi od łazienki. Mała przestrzeń między nimi stanowi korytarz, gdzie znajdują się wyłącznie buty.

Chwytam klucze od mieszkania oraz portfel z stolika. Na stopy nakładam Vansy, które są już lekko przetarte oraz wiele przeżyły, jednak dopóki nie posiadają dziur, będę w nich chodził. Zbyt bardzo uwielbiam tę parę butów, aby od tak się ich wyzbyć.

Wychodzę z niewielkiego domku, zamykając za sobą drzwi. Upewniam się, że nie są otwarte. Zbiegam po kilku schodach na brukową kostkę przed mieszkaniem.

Otwieram wejście na posesję. Moi przyjaciele czekają na mnie, kończąc swoje papierosy.

Calum Hood to przyjaciel od pierwszej klasy podstawówki, z którym wylądowałem w jednej ławce pierwszego września. Jestem wdzięczny losowi, że wtedy nas połączył. Rozumiemy się bez słów. Jest on wysokim mulatem o szczupłej, ale nie umięśnionej sylwetce. Jego twarz to kształt serca. Posiada pełne usta, szeroki nos oraz wielkie, ciemne oczęta, którymi skrada serca kobiet. Brwi oraz włosy są ciemne i gęste.

Jasmine Rodriguez obydwoje poznaliśmy w liceum. Wtedy znacząco różniła się od pozostałych dziewcząt z naszego rocznika. Zawsze była ubrana w spodnie dresowe oraz bluzy. Jej makijaż oczu był ciemny z wyraźną kreską oraz podkreślonymi rzęsami, a na ustach widniała wyrazista szminka. Lubiła pyskować nauczycielom, była szczera, sarkastyczna oraz wiecznie roześmiana. Grała z chłopakami w sport i e-sport, przy okazji niszcząc nadzieje na związki. Niewiele się zmieniło od tamtego czasu, kiedy została zmuszona pracować ze mną w grupie z pewnym nierobem (a właściwie nierobem do czasu, ponieważ potrafiła ustawić go do pionu). Zmianie uległ jej makijaż, który teraz jest dziewczęcy oraz delikatny. Nigdy nie opuściła swoich spodni dresowych i bluz, chociaż często zastępuje to zwykłymi jeansami i koszulkami lub bluzkami. Włosy nieustannie jasne, chociaż aktualnie częściej rozpuszczone niż spięte. Nie kryje się ze swoimi niedoskonałościami w postaci fałdek na brzuchu, rozstępami na pośladkach oraz niezbyt wielkimi piersiami, co czyni ją piękną w moim mniemaniu.

- Hej - witam się. Z przyjacielem zbijam żółwika, a z przyjaciółką obejmuję się, uważając na papierosa w jej lewej dłoni.

- Jaką wymówkę na swoje spóźnienie masz tym razem? - odzywa się Calum, wyrzucając niedopałek na ziemie. Przygniata go butem, a następnie podnosi i wyrzuca do kosza.

- Praca - odpowiadam, uśmiechając się lekko. Wkładam dłonie do kieszeni kurtki.

- Praca, praca, praca - powtarza blondynka, gasząc papierosa o pokrywę kosza. - Nieustanny z ciebie pracuś - komentuje, wyrzucając końcówkę papierosa. Z niewielkiej torebki przewieszonej na ramię wyciąga gumę do żucia o smaku mięty, którą rozdaje naszej trójce.

- Starych, napalonych dziadów nigdy nie brakuje - twierdzę, kiedy ruszamy się z miejsca.

- Ostatnio wspominałeś o jakimś młodziaku, więc nie obrażaj wyłącznie starych dziadów - wtrąca się Calum, idąc po prawej stronie Rodriguez. Ja towarzyszę po jej lewej.

- Sugeruję się statystykami.

Moi przyjaciele wiedzą o mojej pracy. Wiedzieli od prawie samego początku. Na początku byli zmieszani, niezbyt popierali wybór, jednak tolerują to i nie wciskają nosa w nie swoje sprawy. Wiedzą, że to mój sposób na zarabianie pieniędzy oraz utrzymanie w Los Angeles, gdzie nie jest tanio. Staramy się wszyscy wspierać w decyzjach, nawet w tych najgorszych oraz najsłabszych. Na szczęście łączy nas podobne poczucie humoru, więc nie mamy problemu z naszymi żartami. Przywykłem, że lubią ponabijać się ze mnie, chociaż zarabiam najwięcej z nich. Często zwracają się do mnie sugar daddy, będąc w McDonaldzie albo barze. Nie żałuję im, więc zgadzam się na postawienie żarcia lub alkoholu.

- Exchange LA czy The Mayan? - pyta Calum, kiedy znajdujemy się na przystanku niedaleko mojego uniwersytetu oraz osiedla.

- Exchange - sugeruję, wyciągając komórkę. - Zaszalejmy - dodaję, klikając aplikacje Uber, gdzie zamawiam nam podwózkę pod klub.

- Ty stawiasz ubera, my stawiamy alkohol - zarządza Jasmine, poprawiając włosy, które wyprostowała. Opadają one na plecy, sięgając talii. Wyróżniają się na tle czarnej, obcisłej sukienki, sięgającej połowy uda. - Stoi?

- Stoi - odpowiadam.

Czekamy na samochód. Gdy podjeżdża wsiadamy we trójkę na tylne siedzenia. Jedziemy piętnaście minut, rozmawiając o przyziemnych sprawach, czyli studia, osoby przez nas nielubiane i ostatnio obejrzane filmy.

Kolejka pod klubem jest niewielka, więc szybko przedostajemy się do środka. Exchange LA to chyba największy klub w Los Angeles. Posiada on mnóstwo, zróżnicowanych opinii, co nie zmienia faktu, że lubię go. Jest to przeogromny budynek z wysokim sufitem, kolorowymi światłami, głośną muzyką oraz dobrym alkoholem. Idealne miejsce do wyssania z siebie resztek energii oraz przeżycia najbardziej energetycznej nocy w życiu.

Kurtki zostawiamy w szatni. Kierujemy się w stronę baru. Jasmine idzie przede mną, zgrabnie kręcąc biodrami. Jej wyprostowana postawa sprawia, że kilku mężczyzn zarzuca na nią oko. Z wyglądu nie przypomina modelki Victoria Secret, ale nie można zarzucić jej brzydoty. Makijażem oraz ubraniami idealnie podkreśla swoje atuty, czym przyciąga płeć przeciwną.

- Kolejka shotów! - Hood krzyczy do barmana, kiedy stoimy przy barze. Muzyka jest szybka i rytmiczna. Światła rażą oczy. Czuć zapach potu wymieszany z alkoholem.

Mężczyzna podaje nam kolorowe shoty. Dla każdego są po trzy kieliszki. Calum płaci na połowę z Jasmine. Gdy formalności zostają zapięte, każdy bierze jedno naczynie. Unosimy wszyscy w górę wódkę na toast.

- Żebyśmy dzisiaj zaszaleli, ale nie mieli jutro kaca! - krzyczy blondynka. Stukamy się kieliszkami, a następnie wypijamy na raz.

Kolejne dwa pijemy w pośpiechu, ale bez toastów. Odstawiamy puste kieliszki. Jasmine ciągnie naszą dwójkę w stronę parkietu, gdzie ludzie tańczą do kawałka Martina Garixa. Wtapiamy się w tłum młodych dorosłych. Czuć odór potu oraz alkoholu, ale nikomu to nie przeszkadza, kiedy wpadamy w wir tańca.

Żadne z nas nie jest doskonałym tancerzem, ale nie zmienia to faktu, że nie możemy się dobrze bawić. Wykrzykuję słowa piosenek, wykonując przypadkowe ruchy ciałem.

Calum podczas kolejnej piosenki porywa nieznajomą Latynoskę o sporych kształtach oraz pięknych, długich, ciemnych włosach. Pozostaje sam z Jasmine, śpiewając Dynamite autorstwa Taio Cruz. Skaczemy pośród innych, ocierając się ciałami. Alkohol szumi w głowie. Penetruje żyły oraz tętnice. Pobudza do odważniejszych kroków. Nie pamiętam momentu, kiedy kładę dłonie na biodrach przyjaciółki, a ona zawiesza ręce na moim karku. Jest to gest przyjacielski, bez żadnych podtekstów. Obydwoje wiemy, że wyrażam zainteresowanie wyłącznie do chłopców.

I nagle przypominam sobie moje pierwsze spotkanie internetowe z Luke'iem. Kiedy doprowadziłem go do szczytu za pomocą wyobrażeń o seksie w klubowej łazience. Uderza we mnie nagły gorąc. Nie mam pojęcia, czy to przez wódkę, czy obraz przed oczami, kiedy dochodził. Na chwilę odpływam. Muzyka wydaje się być zza mgłą. Jasmine nagle jest niezbyt wyraźna, a ja sam chwilowo staje w miejscu. Trwa to dosłownie chwilę, ale na się czuję, jakbym trwał w tym kilka minut. To naprawdę dziwne uczucie. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłem. I nagle cały świat powraca do normalności. Muzyka znowu jest głośna, głos blondynki wyraźny, a moje ciało porywa rytm piosenki.

Odurzenie.


__________

Oficjalnie starujemy z No Shame! Rozdziały będą nieregularne, choć będę starała się publikować jeden na tydzień. W tym tygodniu prawdopodobnie pojawi się jeszcze jeden, ale niczego nie obiecuję! 

Zostawcie komentarze i votes! <3

FajnaSosna xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top