T h i r t y F i v e
Zajmuję miejsce pasażera w czarnym BMW. Patrzę się za szybę na inne auta, kolorowe neony oraz przypadkowych przechodni. Odczuwam w żołądku lekki stres, na który nie pomaga nawet The Neighbourhood z głośników. Dłonie wycieram o ciemne spodnie, ponieważ odnoszę wrażenie, że ciągle się pocą.
- Dlaczego się denerwujesz? - pyta Luke, siedzący za kierownicą auta. Rozluźniony prowadzi pojazd wprost do budynku bractwa, gdzie umówiliśmy się z naszymi przyjaciółmi na popołudniowe spotkanie. Gdyby nie moja praca siedzielibyśmy całą noc razem, jednak obowiązki są ważniejsze niż przyjemności.
- Sam nie wiem, czego dokładnie - odpowiadam ze szczerością, próbując zrzucić z siebie kłębki nerwów, które zjadają mnie od środka, chociaż zapewne niepotrzebnie. - Idziemy, jako para zakochanych, a nie przyjaciół. Chyba dlatego.
Oficjalnie zostaliśmy parą nazajutrz wieczoru, który spędziliśmy w Malibu. Całą sobotę przeleżeliśmy w moim łóżku po namiętnym seksie, który nas wymęczył. Wiele rozmawialiśmy o uczuciu, łączącym naszą dwójkę. Wyrzuciliśmy z siebie wszystko, co leżało na sercach. Nie było to dla mnie łatwe doświadczenie, jednak wniosło bardzo wiele dobrego do życia. W sferze uczuciowej Luke Hemmings to moja własność. Wymieniliśmy się kawałkami serduszek, składając obietnice na mały paluszek, że przyłożymy wszelkich wysiłków do naszego związku. Przysięgaliśmy, że w razie wszelkich kłótni lub nieporozumień, będziemy rozmawiać otwarcie, bo inaczej nie skończymy dobrze. Kłótnie są ważne w związkach, ponieważ one budują relacje. Zdarzają się, ponieważ nie ma idealnych ludzi, którzy zgadzaliby się ze sobą we wszystkich kwestiach, jednak najważniejsza są wcześniej wspomniane rozmowy - tylko one doprowadzają do zgody.
Nie mieliśmy okazji, aby wyjść we dwójkę z naszymi przyjaciółmi. Dowiedzieli się o tym w pierwszej kolejności, ponieważ nie mogliśmy się powstrzymać przed wysłaniem wspólnego zdjęcia, gdzie skradamy sobie pocałunek, ale jeszcze nigdy nie zobaczyli nas razem w rzeczywistości. Nie było czasu, ani odpowiedniego miejsca, aby spotkać się, dlatego odkładaliśmy to, aż nadarzyła się okazja.
- Nie bój się - przemawia chłopak, kiedy opieram głowę o szybę. - Nie masz czego.
- Wiem.
- Miałeś chłopaków, więc jestem pewien, że niejednego przedstawiałeś przed Jasmine oraz Calumem.
- Miałem chłopaków, ale żadnego nie kochałem.
- Jestem twoją pierwszą miłością? - dopytuje zaciekawiony, zerkając w moją stronę, kiedy policzki przybierają intensywny kolor różu.
Niekontrolowanie unoszę kąciki ust w górę, bo czuję się onieśmielony. Zwala mnie z kolan swoim spojrzeniem, sposobem mówienia oraz doborem słów. Jestem bardzo podatny na tego człowieka. Nawet nie ukrywam, że owinął sobie Michaela Clifforda wokół małego palca u dłoni. Nie kontroluję tego. Wszelkie panele znajdują się poza moim zasięgiem. Nie jestem w stanie nic z tym zrobić. W organizmie zachodzą reakcje chemiczne bez mojego udziału. I nawet jeśli chciałbym zmienić to ze wszystkich sił, nie będę mógł.
- Tak, Luke, jesteś moją pierwszą prawdziwą miłością - wyznaję, przygryzając dolną wargę, aby ukryć zakłopotanie, które wywołał pytaniem. On uśmiecha się w odpowiedzi. Wręcz tryska szczęściem, co przenosi się na mnie. Bezproblemowo przekazujemy sobie emocje, jakbyśmy zostali złączeni niewidzialnymi sznurkami, przez które przechodzą odczucia.
- Kocham cię - wypuszcza drążek skrzyni biegów, aby złapać moją dłoń w swoją. Obejmuje ją bardzo delikatnie, a ja mimowolnie uśmiecham się. Brzuch atakują pieprzone motylki oraz ich skrzydełka, które nienawidzę oraz kocham zarazem. Świadczą o miłości oraz o tym, że zachowuje się jak trzynastolatek, który przeżywa pierwsze zauroczenie. Cholera jasna. Rocznikowo mam dwadzieścia cztery lata, niedługo kończę studia, powinienem rozejrzeć się za pracą na etat oraz mieszkaniem do kupna, a tymczasem niespodziewanie zakochuję się, wywracając całą rzeczywistość do góry nogami. Lepiej nie mogłem rozpocząć nowego roku.
- Ja ciebie też - odpowiadam, ściskając nasze dłonie. - Ale wracając...Stresuję się, bo to pierwszy mój związek na poważnie, gdzie zależy mi na kimś. Wcześniej myślałem wyłącznie o seksie, więc nie było w tym żadnego zaangażowania uczuć. I wszyscy o tym wokół wiedzieli, więc każdy miał do tego wielki dystans, a teraz sytuacja jest zdecydowanie inna, bo mam zamiar wziąć ciebie na kolację z mamą, aby was sobie przedstawić - opowiadam, bawiąc się jego palcami, aby zając czymś niepokojące myśli.
- Jasne, rozumiem, ale nie martw się na zapas, ponieważ jestem pewien, że wszystko będzie dobrze.
- Teoria nie zawsze gra z praktyką.
- Wiem, jednak pamiętaj, że przechodzimy przez to razem, a nie oddzielnie. Co dwie głowy, to nie jedna.
Wzdycham ciężko, próbując uspokoić rozstrzępione nerwy. Nie umiem przyjąć optymistycznego podejścia. Zawsze doszukuje się czarnych scenariuszy. Jednak lepiej miło zaskoczyć się niż nieprzyjemnie rozczarować.
Nie puszczam ręki chłopaka, w której wystrzeliwuję wszystkie kostki. Wiem, że tego nie lubi, ale nawet nie krzywi się, kiedy robię to, żeby zrelaksować się. Pogłaśniam muzykę, aby zagłuszyć swoje marne nucenie, ponieważ śpiewający głos Luke'a, przebija mój kilkakrotnie, co onieśmiela, chociaż wiecznie powtarza, że idealnie nadawałbym się do rockowych utworów. Nie zaprzeczam, bo może coś w tym jest, jednak nigdy nie ciągnęło mnie do muzycznego świata, więc nie podejmuję dyskusji.
Docieramy do bractwa, które jest względnie puste. Domownicy wyjechali na weekend do rodziny, wyszli na nocowanie do drugich połówek lub poszło na imprezy do klubu, dlatego Ashton zaproponował wspólne popołudnie właśnie u siebie. Każdemu to pasowało, dlatego bez zawahania zgodziliśmy się, aby zamówić pizzę oraz wypić kilka piw.
Wychodzimy z auta obydwoje. Hemmings przed wyjściem z tylnych siedzeń wyciąga torebkę z piwem oraz przekąskami, które ze sobą wzięliśmy. Następnie zamyka auto kluczykiem, chowając go później do kieszeni w ciemnych spodniach, do których dopasował półprzezroczystą koszulę w kolorze czerni, a pod nią założył podkoszulek w tym samym odcieniu. Skłamałbym mówiąc, że to nie jest gorący ubiór, ponieważ kurewsko go lubię. Chociaż jego styl ubierania bardzo odbiega od mojego, podoba mi się. Wygląda w swoich ciuchach oszałamiająco, zgarniając uwagę większości przechodniów, kiedy przemieszczamy się między ulicami Los Angeles.
Podchodzi do mnie, jednak zamiast chwycić moją dłoń, poprawia czerwoną koszulę w kratę, którą kupiłem na Vinted od początkującej artystki, bo materiał został przyozdobiony kilkoma rysunkami. Nałożyłem ją na białą koszulkę z czarnymi napisami, co współgra z spodniami, podartymi w niektórych miejscach.
- Zagięła się tobie - tłumaczy się. - Swoją drogą, podoba mi się ona. Pasuje do ciebie - komplementuje mnie.
- Dzięki.
- Chodź - łączy ponownie nasze ręce, ciągnąc mnie w stronę wejścia do bractwa. Podążam za nim z niewielkim supełkiem na brzuchu. Próbuję skupić się na regularnym oddechu, a nie nerwach.
Większość okien w budynku jest ciemna. Zza drzwi nie słychać głośnych dźwięków. Przez chwilę mam zawahanie, czy ktokolwiek jest w środku, jednak na podjedzie oprócz BMW Luke'a, stoi auto Jasmine, którym musiała przyjechać wraz ze swoim chłopakiem i prawdopodobnie Hoodem.
Blondyn puka w drzwi, nie puszczając naszych dłoni. Wzmacnia lekko uścisk, jakby chciał przypomnieć o swojej obecności. Uśmiecham się lekko pod nosem pod wpływem tego niewielkiego gestu, który dodaje trochę pewności siebie i odwagi. Bardzo to doceniam.
Nie czekamy długo. Gospodarz wydarzenia roztwiera wrota, aby wpuścić nas do środka.
- Przyszły moje ulubione gołąbeczki! - raduje się, kiedy przekraczamy próg. Witamy się przybiciem piątki, znajdując się wewnątrz domu. Zamykamy za sobą wejście. Hemmings podaje Irwinowi alkohol oraz przekąski, które przynieśliśmy, aby nikt nie wyszedł stąd głodny ani spragniony. Odgrywają niewielką przepychankę, ponieważ Ashton upiera się, że nie powinniśmy niczego przynosić, a Hemmings uważa na odwrót. Koniec końców, chłopak przyjmuje wszystko z cichym westchnięciem.
- Stęskniłeś się? - odzywam się, próbując rozluźnić siebie z negatywnego nastawienia.
- Za tobą? Owszem. Za Luke'iem? Niekoniecznie.
- Też mam go już dość.
- Jesteśmy razem dopiero dwa tygodnie! - wtrąca się blondyn wspomniany w wymianie zdań, będąc oburzonym.
- O dwa za długo - żartuję, kiedy on przybiera naburmuszoną minę, chociaż w oczach kryje się rozbawienie.
Sarkazm oraz ironia to nieodłączny element mojego humoru, a więc znalezienie osób, które wyczuwają to w żartach czasami graniczy z cudem. I chyba dlatego nigdy nie miałem problemu, żeby dogadać się z Luke'iem, bo obydwoje to lubimy. Dobrze wiedzieć, że nie obrazi się na mnie, kiedy mogę powiedzieć niekoniecznie miłą rzecz w żartach, ponieważ odpowie mi równie ironicznie.
- Okej, więc ściągajcie buty i idźcie do salonu, a ja zaraz przyjdę z zimnym piwem dla was! - instruuje nas Ashton, opuszczając korytarz, w którym stoimy. Zapuszcza się do kuchni.
Niedbale wysuwam stopy z adidasów. Obuwie odstawiam niedaleko trampków Converse, należących do Luke'a.
Przechodzimy do salonu, gdzie znajdują się Jasmine z Matthewem oraz Calum, ponieważ słychać ich głosy, roznoszące się po parterze. W tle gra bardzo cicha muzyka, dodająca klimatu spotkaniu.
Znajdują się tam moi najbliżsi i dlatego bardzo się denerwuję, kiedy mamy przejść z Luke'iem przez próg, mając splecione rączki.
Ashton przyłapał nas na początku znajomości na bardzo gorącym pocałunku, więc jego reakcji obawiałem się najmniej. Gorzej mogłoby być tylko wtedy, gdyby wszedł nam do pokoju podczas seksu, ale nie powinno się to nigdy wydarzyć.
- Hej - witam się z nimi, mając roztrojone nerwy. Z powodu stresu bardzo mocno ściskam palce, jednak Luke'owi wydaje się to nie przeszkadzać, a ja Bogu dziękuję za wyrozumiałość mojego chłopaka. Nawet nie przejmuje się kropelkami potu, które przyozdabiają skórę. Stoi obok, oczarowując innych uśmiechem oraz głaszcząc moją dłoń koniuszkiem kciuka z niezwykłą subtelnością.
- O mój Boże! - wyrywa się Jasmine, wydostają się z uścisku swojego chłopaka. - Jak dobrze was widzieć razem! - krzyczy podekscytowana, podbiegając do naszej dwójki. Jej głos jest piskliwy. Twarz przyozdabia ogromny uśmiech, kiedy przyciąga mnie oraz Luke'a do wspólnego uścisku. Wyczuwam jej perfumy wymieszane z zapachem szamponu do włosów. Ciasno nas oplata ramionami, nie kryjąc swojej radości.
- Widzieliśmy się wczoraj...
- Cicho! - śmieje się do mojego ucha, a jej głos jest przepełniony szczęściem, co powoduje większego banana na twarzy.
Stres znika w niepamięć, kiedy słyszę kolejne komplementy spomiędzy ust blondynki. Jej wsparcie oraz miłość to ogromny zastrzyk energii. Powoduje wiele pogody w moim życiu oraz łagodzi bóle. Ona zawsze opatruje rany z ogromną czułością. Nigdy nie opuściła mojego boku, nawet w chwilach słabości. Zawsze pozostaje lojalna. Czasami myślę, że jest przyszywaną siostrą, a nie przyjaciółką. Zdarzyło się, że moje szczęście przekładała ponad swoje, ale nie przywiązywałem do tego uwagi. Dopiero teraz zauważam to i doceniam, bo niewiele osób na Ziemi jest skora do ogromnych poświęceń, jednak Jasmine Rodriguez za mną oraz Calumem poszłaby nawet do głębi piekła bez chwili zastanowienia.
Po kilku minutach dziewczyna puszcza nas z objęć, chociaż robi to bardzo niechętnie. Wspomina o tym, że dawno czuła między nami chemię i bardzo się cieszy, że my również to dostrzegliśmy oraz wykorzystaliśmy. Nie odpuściłaby nam, jeśli nie spróbowalibyśmy.
Z Calumem przywitanie trwa krócej. Witamy się braterskim uściskiem. Niewiele mówi, ale on nigdy nie był wylewny. Zwyczajnie posyła uśmiech, w którym umieszczone są wszystkie jego myśli. Jest konkretny; zwięźle, krótko oraz na temat, więc wszelkie obawy odchodzą w niepamięć. Doceniam jego konkretność.
Matthewa witam zbiciem piątki, ponieważ nie znamy się długo. Wszystkie nasze spotkania do tej pory były krótkie, często w pośpiechu. To nasza pierwsza okazja do dłuższej rozmowy. Zamierzam ją wykorzystać, aby mieć pewność, że Jasmine znajduje się w wspaniałomyślnych rękach. Nie oddam jej byle komu. Zasługuje na wszystkie skarby tego świata.
Siadam z Luke'iem na kanapie obok siebie. On nie omieszka się zarzucić ramienia na oparcie za mną, jakby chciał zaznaczyć, że jestem jego. Lekko mnie to peszy, jednak po kilkunastu minutach nie zwracam na to uwagi, a zakładam nogi na jego uda, czując się swobodnie w towarzystwie, w którym się znajdujemy.
Rozmawiamy w szóstkę, pijemy zimne piwa oraz słuchamy cichej muzyki z bezprzewodowego głośnika. Spędzamy miło czas. Czuję się bardzo beztrosko. Wszelki strach i obawy minęły, a ja cieszę się czasem z bliskimi.
~*~
Znajduję z Calumem na zewnątrz. Jest tutaj o wiele chłodniej niż wewnątrz, jednak chłopak potrzebuje towarzystwa do spalenia papierosa, a nikt inny nie miał ochoty na wspólne wyjście poza ciepłe cztery ściany. Wiązało się to z zapożyczeniem od Ashtona kurtki oraz dodatkowej bluzy.
Siedzimy na tarasie. Brunet spokojnie spala tytoń, starając się nie kierować dymu w moją stronę, chociaż wiatr krzyżuje jego plany, co spotyka się z jego cichymi przekleństwami.
- Michael? - odzywa się, przerywając moment ciszy. Kłąb wydostaje się spomiędzy jego warg i kieruje się ku niebu, jednak rozwala się w między czasie.
- Co?
- Lepiej niż Luke trafić nie mogłeś, przysięgam - twierdzi, zaciągając się nikotyną ponownie. - Kurwa, wy obydwoje bylibyście gotów skoczyć za sobą w ogień. Nigdy chyba nie widziałem bardziej zakochanych osób niż wy. Jeśli nie doczekam się waszych dzieci, nigdy więcej nie uwierzę w miłość, bo wy wręcz nią kipicie. Widać to w każdym geście, spojrzeniu, słowie - wygłasza monolog, żywo gestykulując. Nie przejmuje się tym, że przypadkowo mógłby poparzyć siebie papierosem, kiedy rusza w ten sposób rękoma.
- Każda zmora znajdzie swego amatora - śmieje się, chociaż jego słowa bardzo mnie cieszą oraz budują. Unoszę się kilka centymetrów nad ziemią. Osiągam apogeum szczęścia życiowego, ponieważ posiadam wszystko, co najcenniejsze - rodzinę, przyjaciół oraz drugą połówkę. Z takim wsparciem wszelkie problemy nie stanowią niemożliwych rzeczy do pokonania. Z udziałem pomocnych dłoni, kłody pod nogami nie przerastają. Posiadam motywacje, aby dostać się na sam szczyt.
- Nawet sobie ze mnie, kurwa, nie żartuj - mówi. - Jeśli kiedykolwiek zrani ciebie, a ja się dowiem, skopię mu tyłek. A jeśli ty go zranisz, tobie skopię tyłek, bo aktualnie trzymasz skarb w rękach, chociaż myślę, że doskonale o tym wiesz.
- Zastanawiam się, czy właśnie jestem jego godzien.
- Nie pierdol głupot, bo zasługujesz na niego w całości.
- Nigdy nie byłem w prawdziwym związku...
- Nie musiałeś być - przerywa. - Będziesz czuł, co jest odpowiednie, a co nie. Intuicja sama tobie powie. Jednak pamiętaj, aby pozostać rozsądnym oraz szczerym, ponieważ to podstawa. Możesz kogoś kochać, ale źle czuć się z nim razem.
- Czuję się z nim najwspanialej.
- Więc nie obawiaj się niczego, tylko działaj.
- Dzięki, Calum - mój głos to półszept, jakbym obawiał się, że ktoś nas podsłuchuje, chociaż to niemożliwe, jednak wyznania w dalszym ciągu nie przychodzą mi z łatwością. Minie jeszcze sporo czasu, zanim całkowicie się przełamię do przelewania swoich myśli w słowa, a nie tylko w czyny. Owszem, gesty grają bardzo wiele, jednak wypowiedzi są ostateczne.
Wracamy do środka, gdzie wszyscy rozkręcili się. Dyskusje są głośniejsze, towarzyszą im wybuchy śmiechu oraz uśmiechy na twarzach. Atmosfera jest sielska, beztroska oraz radosna. Nikt nie posiada zmartwień przez ten krótki odcinek czasu, kiedy znajdujemy się razem.
Wszystko znajduje się na swoim miejscu.
__________
Jejku, został tylko epilog. Niby jestem pogodzona z końcem tego opowiadania, ale z drugiej strony ciągle mi przykro XD
Nie będę się rozpisywała tutaj, bo w epilogu zapewne machnę długą notatkę XD
Btw nie wiem, kiedy on się pojawi, bo powiem wam, że jak na złość, gdy kończę tę książkę to ciężko u mnie z weną, ale postaram się, aby ten epilog był dobry!
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top