T h i r t y
Po wczorajszej (a właściwie dzisiejszej) nocy czuję się wybity z rytmu. Jestem nieobecny. Nie potrafiłem zmrużyć w nocy oka, rano wcisnąć śniadania, ani nawet wypić kawy. Wczorajsze olśnienie przerosło mnie. Jestem kroplą w oceanie. Nie mam pojęcia, co powinienem z tym zrobić. Trzymam to w dłoniach ze strachem wymalowanym w oczach, prosząc o pomoc. Nie czułem się swobodnie z faktem, że jestem zauroczony, a zakochanie? Och, na samą myśl kręci się w głowie i rośnie stres.
Mam ochotę płakać z rozpaczy. Unikałem tego całe życie. Robiłem wszystko, żeby do tego nie dopuścić, jednak zadziało się to szybko oraz niespodziewane, że nie miałem szansy, aby zabronić sam sobie wpaść w to uczucie. Nie miałem sterów w rękach. Organizm zaciął się, a wtedy wtargnął niechciany gość, który nie chce opuścić mojego ciała. Serce nagle podwójnie zabiło, w głowie zakręciło się, a całe ciało zamroziło się. Wypadło spod kontroli.
Jestem zrozpaczony. Nie mam pojęcia, co z tym zrobić; jak się zachować. Nigdy wcześniej nie miałem styczności z miłością. Znam ją tylko z piosenek, filmów, seriali albo książek, ale wcale to nie pomaga. Czuję się jeszcze gorzej zagubiony. Żal ściska za gardło. Napływają łzy, chociaż wiele z nich wycisnąłem w poduszkę o trzeciej w nocy, ponieważ nie potrafiłem utrzymać tego ciężaru oraz presji. Rozpłakałem się niczym małe dziecko. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałem. I nie sądziłem, że doprowadzę do tego ja sam ze swoją głupotą. Nie jestem na to gotowy. Nawet nie rozpocząłem przygotowań. Wrzucono mnie na głęboką wodę, bez posiadania umiejętności pływania.
Jestem również wściekły. Zły, że doprowadziłem do tego. Nie zauważyłem, że zaczęło mi zależeć. Albo inaczej - dostrzegłem to, a olałem po całości. Wtedy powinna zapalić się czerwona lampka, żebym uciekał. Zostałem przy nim, wkopując się w bagno. Teraz jest za późno, aby cokolwiek zrobić. Nie zostało mi wiele opcji do wyboru, a żadna nie satysfakcjonuje.
Nie zrozumcie mnie źle. Luke to wspaniały chłopak. Wesoły, przystojny, bystry, jednak...nie dla mnie. Nie sądzę, że jestem odpowiednią osobą do związku. Nie lubię zaangażowania, cierpienia oraz zobowiązań. I chociaż z jednej strony bardzo chciałbym związać się z nim, nie mogę. Odnoszę wrażenie, że skrzywdziłbym go albo siebie. Nie pragnę bólu ani więcej łez, ale z drugiej strony zakończenie znajomości przyniesie więcej smutku. Przywiązałem się do niego. Już nie patrzę nawet z perspektywy zakochanego, tylko przyjaciela. Zaufałem mu, polubiłem. Nie chciałbym go w żaden sposób tracić. Stał się ważny, chociaż raptem minęło pięć miesięcy naszej znajomości.
Wybieram teraz między złem a większym złem.
- Michael, co się stało? - dopytuje ostrożnie Calum, kiedy siedzę owinięty kocem na łóżku Jasmine. Cała twarz puchnie od wylanej goryczy oraz żalu. Oczy są przekrwione, a ciało trzęsie się po spazmach szlochu. Jestem istnym bałaganem. - Siedzisz tutaj od czwartej nad ranem, a my właściwie nic nie wiemy, oprócz tego, że ma to związek z Luke'iem.
- Martwimy się - odzywa się Jasmine miękkim głosem.
W akcie desperacji zapukałem w drzwi Rodriguez przed wschodem słońca, bo nie mogłem się opanować. Potrzebuję zrzucić z ramion ciężar, ale nie mam odwagi, więc bez żadnego ruchu wpatruję się przed siebie, co jakiś czas wylewając kolejne słone krople z oczu. Nie potrafię wydusić z siebie słowa. Każda próba przyprawia mnie o kolejne fale rozpaczy.
Myślę, że jestem więcej niż w rozsypce. Cały świat zawalił się na mojej warcie. Nie potrafię się z tym pogodzić. Nie próbuję tego wyprzeć, bo wiem, że to nieskuteczne, ale zarazem nie przyjmuję tego do świadomości. Stoję w potrzasku. Mam wiele dróg do wyboru, ale żadna nie zagwarantuje stu procentowego szczęścia. W grę wchodzą moje rozchwiane uczucia. Wylały się, bo pękła we mnie tama, która to trzymała. Nie potrafię podjąć decyzji.
- Ja... - próbuję cokolwiek wydusić, ale to przyprawia mnie o kolejne fale łez. Jestem roztrzęsiony. Stała się tragedia, której najbardziej obawiałem się w całym życiu. - Kurwa - klnę, przymykając mocno powieki, aby nie uronić więcej cieczy. Muszę się opanować, bo od kilkunastu godzin mam beznadziejne samopoczucie.
- Michael, musisz to z siebie wyrzucić - motywuje mnie Hood, który widzi, że potrzebuję wygadać się, jednak to bardzo trudne. Ledwo sam się z tym trzymam, więc jak mam to puścić w świat? Wydaje się to niewykonalne.
Czuję się bardzo bezsilny. Nie mam wpływu na nic. Jestem jedynie pieprzonym pionkiem w tej grze. Nie mogę niczego zrobić. Właściwie to mam jedynie dwie opcje: zostawić to wewnątrz mnie albo wyznać to chłopakowi, chociaż żadna z opcji nie jest nawet w porządku. Mam ochotę wyrwać sobie serce z klatki piersiowej, aby nie musieć tego przeżywać. Przypomina to istny koszmar, z którego nie mogę się obudzić. Nie chcę niczego niszczyć, a boję się, że właśnie rozwalę to, co zbudowaliśmy od września. Nie mogę go stracić przez beznadziejne zakochanie się.
- Cholera jasna to trudne - twierdzę, próbując wziąć powietrze w płuca.
- Dasz radę - Calum nie przestaje być słownym wsparciem, kiedy Jasmine muska mnie opiekuńczo po nodze.
Zapada chwila ciszy, gdzie próbuje siebie chociaż trochę doprowadzić do porządku. Nadszedł czas, aby wypowiedzieć słowa, które zmienią cały obieg zdarzeń. Właśnie w tym momencie zawarzy się wszystko. Skrzydełka motyla wykonają ruch. Cholernie się obawiam, jednak...Muszę coś zrobić. Nie mogę siedzieć bezczynnie. Potrzebuję działania, żeby móc iść. Małymi kroczkami do przodu.
- Zakochałem się w Luke'u.
Nie było to łatwe zadanie, dlatego znowu zbieram się na płacz, który powstrzymuję ostatnimi resztkami sił. Zatapiam twarz w drżących dłoniach.
Czy przesadzam? Nie mam pojęcia, ale dla mnie to naprawdę ciężkie doświadczenie. Spotykam się z czymś, czego nie znam i z czym walczyłem całe życie. Chyba mam prawo do obaw i histerii, bo to dla mnie zbyt wiele. Spadło na mnie kilkadziesiąt kilogramów w ciągu jednej sekundy. Przygniotło do podłoża, zabierając dostęp do powietrza, a to spowodowało łzy w oczach. Próbuję wyjść spod tego ciężaru, chociaż wiem, że zostaną na mnie ślady albo i część tego w sercu.
- Ojejku - wymyka się Jasmine, która zasłania usta dłonią. Ja pociągam nosem, wychylając się z ukrycia, próbując zebrać się w garść, chociaż nie jest to najprostsze zadanie.
- Nie tego się spodziewałem - przyznaje Calum, jednak opiekuńczo obejmuje mnie ramieniem w geście pocieszenia i wsparcia. Opieram głowę o jego ramię, bo zdecydowanie nie chcę być sam.
Upierałem się, że relacja moja oraz Luke'a nie potrzebuje obserwatorów, jednak nie zawsze to najlepszy pomysł. Żałuję, że wygarnąłem wtedy Jasmine wpierdalanie się w nie swoje sprawy, bo ona wiedziała, co się święci. Zauważyła to wcześniej niż ja. Odtrąciłem ją. Myślę, że był to strach. Albo nieświadomie kochałem go, jednak to dopiero był zalążek. I kwestia rozmów o uczuciach to drażliwy dla mnie temat, więc było to połączenie wybuchowe.
Żałuję, że nie wtajemniczyłem ich. Myślę, że zasługiwali na świadomość, co się dzieję, a wydarzyło się wiele. Oni ufają mi w każdej sprawie. Tymczasem nie byłem łaskawy powiedzieć o kilku faktach w życiu, które okazują się teraz bardzo ważne. Otrzymałem lekcje od życia, że czasami warto podzielić się kilkoma szczegółami z innymi, bo w przyszłości mogą uratować tobie dupę albo przestrzec przed pewnymi rzeczami. Jednak lepiej późno niż wcale.
- Odrzucił ciebie? - dopytuje Rodriguez, zbliżając się do mnie. Jej cieplutka dłoń odkleja kosmyki włosów z mojej twarzy, które umoczyłem słonymi łzami.
- Nie powiedziałem mu - wyjaśniam, chociaż słowa w dalszym ciągu niezbyt gładko przechodzą przez gardło. Mój głos jest zachrypnięty oraz niski. - Wczoraj olśniło mnie, gdy...skończyliśmy seks - dodaję niepewnie, bo nie dzieliłem się nigdy szczegółami z życia seksualnego przyjaciołom, ale myślę, że powinienem przełamać swoje bariery. Seks dotyczy każdego człowieka na Ziemi, więc nie powinien się wstydzić o nim głośno mówić. To temat podobny do innych. Zresztą, aktualnie stanowię rozbite szkło. Cała reszta stała się obojętna. Liczy się wyłącznie moja rozterka, która wyżera od środka.
- Mam nadzieję, że nie zostawiłeś go w swoim łóżku samego...
- Nie, nie! - zaprzeczam. Nie jestem podły. Znam granice, których nie mogę przekroczyć za żadne skarby. Niektóre zachowania nie stosuje się, jeśli posiadamy empatię oraz szacunek do drugiego człowieka. Nigdy nie zrobiłbym niczego podobnego Luke'owi. Nie zasłużyłby na to, a na pewno nie z mojej strony. - My...zrobiliśmy to na Hollywood, a potem wróciliśmy do domów. Rozwaliło mnie dopiero wtedy, kiedy położyłem się do spania - wyznania przychodzą ciężko ze względu na załamujący się głos, bo gdy puszczam to w eter; wwierca się to w mój umysł. Dochodzą do mnie fakty, które zarazem przyprawiają o łzy szczęścia oraz smutku. Balansuję na linii, gdzie łatwo można spaść na samo dno nicości.
- Rozmawialiście o tym? - tym razem odzywa się Calum, z którym nie przestałem się przytulać. Pociera ręką o moje ramię, próbując dodać otuchy w tej beznadziejnej sytuacji, w której się znalazłem.
- Nigdy - odpowiadam, pociągając nosem. Odnoszę wrażenie, że z każdą minutą coraz gorzej się czuję.
- Wiemy, że nie lubisz się otwierać i nie robisz tego, ale w tym przypadku powinniście pogadać. Musisz wyłożyć karty na stół, chociaż będzie ciebie to kosztować wiele wysiłku, jednak szczerość to podstawa. Będziesz cierpieć więcej, jeśli niczego nie powiesz niż wtedy, kiedy dasz znać, a on cię odrzuci, chociaż wątpię w to, że zostawi ciebie na lodzie. Nie pasuje to do niego.
- Muszę...?
- Powinieneś, jeśli zależy tobie na nim.
Było to do przewidzenia, jednak trzymałem się ostatnich resztek nadziei, że będę mógł uniknąć rozmowy z Luke'iem o mnie, o nim, o nas. Obnażenie się z lęków jest trudniejsze, niż zrzucenie ubrań. Nagość fizyczna jest niczym przy duchowej bliskości. Otworzenie siebie, swojego serca stanowi wyzwanie dla mnie. Mam podarować mu klucz do wnętrza, który ściśle trzymałem w dłoni przez dwadzieścia trzy lata życia. Boję się ukazać to, co trzymam wewnątrz, bo nie jest to piękny widok. Mam w sobie wielki bajzel. Ojczym wyrządził we mnie większe szkoda niż można byłoby tego się spodziewać. Głównie ze względu na jego relację z mamą bałem się zakochać, bo nie chciałem sprawiać nikomu przykrości swoją miłością. Nie chcę, aby przypominało to toksyczną relację, która oślepi mnie i nie będę potrafił zobaczyć zła, jeśli będę takowe wyrządzał. Chcę tworzyć zdrową relację, gdzie obydwie strony będą rozmawiać o problemach i starać się je rozwiązywać, a nie kłócić się, aby potem nie pisnąć o tym sporze ani słowa. Luke jest wspaniałym chłopakiem, ale nikt nie potrafi dać gwarancji, że ja nie okażę się potworem, bo nie znam siebie w relacji o charakterze romantycznym.
- Zakochanie ssie - komentuję, mając ochotę zniknąć z powierzchni Ziemi. Albo chociaż wylecieć poza granicę USA. Jednak czy to przyniesie ulgę, kiedy będę umierał z tęsknoty? Żadne wyjście nie wydaje się idealne.
- Czasami - przyznaje Jasmine, przytulając się do mnie od drugiej strony. Siedzimy we trójkę, obejmując siebie nawzajem. - Z miłością i bez jesteś nieszczęśliwy, ale dobrze mieć kogoś z kim zasypiasz w jednym łóżku z uśmiechem na ustach. Gdy kogoś kochasz, kłótnie bolą, ale zgoda przynosi większa ulgę niż cokolwiek innego - opowiada z wyraźną miękkością w głosie, mając opartą głowę o moją klatkę piersiową. Ramieniem oplata mnie.
- Nie chcę cierpienia.
- Po każdej burzy wychodzi słońce - wtrąca się Calum, a ja jedynie wzdycham, bo mam kompletny mętlik w głowie.
Są punkty na liście, które powinienem zrobić, ale niekoniecznie chciałbym. Wolałbym uniknąć pewnych rzeczy, chociaż są istotne. Nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy. Prawdopodobnie będę musiał przełknąć gorycz, aby szczerze porozmawiać z Luke'iem Hemmingsem, jednak nie będzie to wygodne ani komfortowe. Nie ominę tego, bo to kluczowe wydarzenie. Na samą myślę robi się niedobrze, że będę musiał przełamać wszelkie bariery bliskości. Nie wyobrażam sobie tego. Nie wiem, czy dostanę wystarczająco wiele motywacji, żeby to zrobić. Obawiam się, że strach przezwycięży, a wtedy będę w czarnej dziurze.
- Jasmine, mam prośbę - odzywam się po długiej chwili ciszy, która wystąpiła między naszą trójką.
- Jaką?
- Musisz napisać do Luke'a, że nie dam rady z nim dzisiaj jechać.
Czuję się bardzo źle z faktem, że muszę przełożyć wizytę u jego mamy, chociaż wyrażała wiele chęci, ale nie będę w stanie dzisiaj na niego spojrzeć, bez rozpłakania się. Nie jestem na siłach na konfrontację z osobą, którą kocham. Muszę ułożyć sobie wszystko w głowie, przespać się z tym i mieć plan działania. Potrzebuję regeneracji. Jestem zbyt słaby na miłość. Przewyższa mnie wielokrotnie.
- Okej - zgadza się blondynka, co raduje mnie niemiłosiernie.
- Dzięki.
- Od tego jesteśmy.
Uśmiech przez łzy.
__________
Trochę się nie widzieliśmy i niestety, ale tutaj znowu się zobaczymy za dwa tygodnie. Prawdopodobnie 6 grudnia, jednak nie przynoszę tylko złych informacji!
28.11 opublikuję pierwszy rozdział nowej książki!
Będzie ona znacząco się różniła od tej, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu!
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top