S e v e n t e e n
- Wiedziałam, że do tego dojdzie - oznajmia Jasmine, zajmująca miejsce po drugiej stronie swojego łóżka. Jest ona ubrana w obcisłe spodnie z jasnego jeansu oraz przylegającą białą koszulkę na długi rękaw. - Pachniecie seksem - dodaje, puszczając oczko w moją stronę.
- Dlaczego obydwoje to przeżywacie? - przewracam oczami, zajmując półleżącą pozycję. - Przespaliśmy się i tyle - wzruszam ramionami, obserwując dwójkę przyjaciół, którzy wałkują temat o mnie oraz Luke'u od dwóch godzin, co jest męczące.
- Nie miałeś partnera od czasów liceum! - unosi się blondynka.
- Dlaczego nie chwalisz się o swoich postępach z kolegą z Tindera? Nawet nie wiemy, jak ma na imię! - wytykam, aby odsunąć główny temat rozmowy ode mnie. Nie czuję się dobrze, mówiąc o sobie i swoich uczuciach. Nie jest to komfortowe. Nie lubię uzewnętrzniać się, chociaż dzielą nas bliskie więzi. Ja i moje wnętrze należymy wyłącznie do mnie. Nikogo tam nie wpuszczamy. Emocje chowam w szczelnej klatce z kilkoma zamkami, aby nikogo tam nie wpuścić. Wystarczająco wiele wycierpiałem przez ukazanie cząstki siebie. Dostałem jedynie nóż w centrum serca, które latami sklejałem plastrami. Nie było to przyjemne doświadczenie. Właściwie bardzo bolesne i zostawiające piętno na przyszłości.
- U mnie jest nudno - twierdzi, zakładając ręce pod piersi. - Dopiero po półtorej miesiąca nadarzyła się okazja do całowania się - rozwija myśl, będąc lekko zawiedzioną. - Znaczy, podoba mi się to, chociaż myślałam, że szybciej nam pójdzie, jednak nie narzekam, bo jest świetnym facetem.
- Jeśli złamie ci serce, my złamiemy mu nogi - przemawia Calum, bujając się na obrotowym krześle, które stoi na środku pokoju. Chłopak ubrał się w bluzę z kapturem oraz spodnie dresowe.
- Ty? - dziewczyna wybucha śmiechem. - Błagam cię.
- Nie wierzysz we mnie? - oburza się Hood, wskazując na siebie palcem.
Nie wsłuchuję się w resztę ich rozmowy, ponieważ mój telefon wydaje z siebie krótki dźwięk powiadomienia. Odblokowuję urządzenie, wchodząc w aplikację, gdzie dostałem wiadomość.
lukehemmings: Co tam?
Luke napisał wczorajszego wieczoru. Wyprzedził mnie, ponieważ planowałem zrobić to dzisiaj, aby nie wyjść na nachalnego oraz zaangażowanego. Nie mogę robić mu zbędnej nadziei. Nie mam serca, aby niszczyć jego małe marzenia. Więc pisaliśmy wczoraj przez pół nocy na najróżniejsze tematy. Ciężko było mi oderwać się od telefonu. Nieustannie wymienialiśmy wiadomości. Nawet przyłapałem siebie na uśmiechaniu się do ekranu.
Dzisiejszego ranka życzyłem mu dobrego dnia, zaczynając kolejną konwersację o wszystkim oraz niczym. Obgadywaliśmy ludzi ze swoich roków, narzekaliśmy na naszych wścibskich przyjaciół oraz burczenie w żołądku podczas wykładu. Luke obliczył mi kilka zadań z zajęć związanymi z kosztami produkcji reklamy, a ja odpowiedziałem na pytania z jego nieszczęsnej filozofii, za które napisał mi podziękowania z emotką czerwonego serduszka. Był to miły gest.
michaelclifford: dalej jestem męczony przez Jasmine i Caluma
michaelclifford: a u ciebie?
lukehemmings: Przyjechać po ciebie, żeby zrobić większy szum?
michaelclifford: nie będzie problemu?
lukehemmings: Wracam do domu, więc nie
michaelclifford: przyjeżdżaj
Wysyłam lokalizację mieszkania Rodriguez. Wyjdę na dupka, ale uwielbiam robić na złość przyjaciołom. Oni również to praktykują, więc jutrzejszego dnia wszyscy o tym zapomnimy.
- Z kim piszesz? - pyta Jasmine, kiedy w pokoju zapada cisza i słychać dźwięki wydawane przez klawiaturę poprzez klikanie w klawisze palcami.
- Z Luke'iem - odpowiadam, uśmiechając się łobuzersko. Spoglądam na jej twarz, ubraną w zaciekawienie.
- Sexting? - docieka, przesuwając się bliżej mnie, aby zajrzeć w ekran telefonu, jednak odsuwam Smartphone'a i blokuję go. - Pokaż mi! - budzi się w niej wścibskość, której nigdy nie potrafi pohamować. Policzki oblewają się czerwienią ze złości, kiedy siłujemy się na jej łóżku o moją komórkę. Ja jedynie chichoczę z jej nieporadności oraz wściekłości.
- Co za dzieci - komentuje Calum, odciągając naszą dwójkę od siebie. Blondynka nie jest pocieszona i zgrywa obrażoną, kiedy zakłada ręce na piersi oraz zaszywa się w kącie łóżka. Opatula się kocem, który leży na materacu. - Jeden nie lepszy od drugiego.
- Ciebie to nie ciekawi? - dziewczyna zwraca się do chłopaka. On siada między naszą dwójką, jakby chciał tym załagodzić nasz spór.
- Ciekawi, ale on nigdy nic nie mówi - wzrusza ramionami. - Gdyby nie malinki, które przypominają siniaki to byśmy niczego zapewnię nie wiedzieli - kontynuuje. - Mam rację? - obraca głowę w moją stronę z uniesioną brwią.
- Nie wiem - odpowiadam. - Luke po mnie przyjedzie - zwracam się do Jasmine, aby poprawić jej humor. Jest to swojego rodzaju wyciągnięcie ręki na zgodę.
- Żartujesz?
- Nie.
- Nieźle.
Spędzamy razem najbliższe kilka minut. Jasmine snuje najróżniejsze teorie, a Calum słucha jej z wielką dawką cierpliwości. Ja jedynie śmieje się pod nosem, słysząc kolejne scenariusze, które odbiegają od rzeczywistości hen daleko.
lukehemmings: Czeeekam
- Mój kochanek przyjechał - żartuję, odczytując wiadomość. Podnoszę się z siedzenia.
Jasmine wstaje do okna, wyglądając na zewnątrz. Ogląda cały parking, a ja w międzyczasie niedbale wsuwam buty na stopy.
- Rzeczywiście jest - informuje, mając wręcz przyklejoną twarz do szyby. - Masz szczęście, że nie kłamałeś - dodaje, obdarowując mnie swoim spojrzeniem.
- Nigdy nie kłamię - mówię, podchodząc do dziewczyny. Obejmuję ją szczelnie na pożegnanie, chociaż wyrywa się z mojego uścisku z wyrzutami oraz śmiechem. Obrywam z pięści w ramię, a w tamtym miejscu czuję trochę bólu. Ona zawsze posiadała wiele siły. - Na razie! - żegnam się, zbijając z Calumem piątkę na pożegnanie.
- Miłej randki! - krzyczy Hood za mną, a ja jedynie przekręcam oczami, otwierając drzwi wyjściowe.
Wychodzę z mieszkania, zamykając za sobą wyjście. Zbiegam po stopniach w dół, trzymając się swobodnie balustrady. Wychodzę z bloku na świeże powietrze, gdzie słońce powoli zbliża się ku horyzontowi, a niebo ozdabiają obłoki chmur. Jasmine mieszka w centrum Los Angeles, więc jest tutaj gwarnie. Wszędzie kręcą się ludzie w rożnym przedziale wiekowym. Większość mija się obok siebie, nawet nie obdarzając drugiej osoby spojrzeniem, nie wspominając o uśmiechu. Serce Los Angeles zawsze jest rozświetlone, hałaśliwe i wielkie, co ma swój urok. Czas płynie tutaj inaczej. Wpadasz w wir miasta, który cię porywa oraz oczarowuje. Twoje oczęta świecą się od ilości światła, stopy idą po równych chodnikach, a nozdrzami nosa wdychasz zapach spalin.
Na podjeździe dostrzegam BMW, którego warkot silnika wyraźnie słychać z kilku metrów. Za kierownicą dostrzegam Luke'a, który łokciem opiera się o drzwi, a głowę o dłoń. Łapiemy kontakt wzrokowy, więc obydwoje posyłamy niewielkie uśmiechy. Nagle odczuwam skręcający się żołądek. Co najlepszego zamierzamy zrobić? Najwidoczniej obydwoje mamy słabość do podejmowania złych decyzji i realizowania głupich pomysłów.
Podchodzę do drzwi od strony pasażera. Roztwieram wejście, wchodząc do środka. Atakuje mnie aromat ciężkich perfum, cicho grająca audycja w radiu oraz głos Luke'a:
- Hejka.
- Hej - witam się, zamykając za sobą drzwi i zapinają pas bezpieczeństwa. Chłopak wtedy powoli rusza z miejsca w kierunku drogi, którą wrócimy na wspólne osiedle. - Skąd wracasz? - próbuję zacząć rozmowę.
- Od...mamy - waha się z odpowiedzią, co pobudza moje zainteresowanie, jednak gryzę się w język.
- Och, przypomniałeś mi, że powinienem napisać do swojej - odruchowo włączam aplikację do wysyłania SMS'ów, szukając kontaktu rodzicielki.
- Nabroiłeś coś?
- Nie - kręcę głową, wystukując wiadomość. - Spotykamy się w weekend na obiad w restauracji, aby „poprawić swoje stosunki" - cytuje swoją matkę, która owe słowa wypowiedziała podczas jednej z naszych rozmów telefonicznych.
- Nie chcę się wtrącać, ale chyba między wami nie jest dobrze - twierdzi, włączając drogowskaz, aby wjechać na jedną z głównych ulic Los Angeles, która dojedziemy prawie bezpośrednio do naszej dzielnicy.
- Długa historia - wzdycham, wysyłając SMS'a. Krzywię się na kilka wspomnień, przewijających się przed moimi oczami. - Z rodziną dobrze wygląda się tylko na zdjęciach - podsumowuje swoją sytuację, unosząc spojrzenie na drogę, gdzie przewijają się dziesiątki samochodów.
- U mnie nigdy wcześniej nie było wielkich dramatów w rodzinie, więc nie będę się wypowiadał.
- Masz szczęście.
- Niezbyt, ale nie chcę o tym teraz rozmawiać.
- Jasne - kiwam głową. Ucinamy temat o naszych prywatnych życiach. Zapada między nami cisza, którą wypełniają piosenki z radia, warkot silników oraz klaksony. Opieram głowę o szybę, wpatrując się w niebo. - Luke? - odzywam się po dłuższej chwili, gdzie nie wymieniliśmy żadnego słowa.
- Hm?
- Masz ochotę wpaść do mnie? - spoglądam w jego stronę, kiedy on patrzy wprost. Lekko unosi kącik ust ku górze, prychając. Unoszę brew w niezrozumieniu.
- Nie jestem w nastroju.
- Nie mam na myśli seksu - wzdycham, przekręcam teatralnie oczami. - Jakbym był napalony to wziąłbym ciebie w tutaj i teraz - dodaję, a chłopak lekko czerwieni się i chichocze.
- Ależ bezpośredniość.
- Szczerość - wzruszam ramionami, powracając wzrokiem na ulice, wypełnione spalinami.
- Nie obraź się, ale naprawdę chcę dzisiaj pobyć trochę sam - mówi ze stoickim spokojem. - Miałem ciężki dzień - tłumaczy, poprawiając się na fotelu w aucie.
- Rozumiem. Tylko pytałem.
Martwi mnie małomówność Luke'a. Przejmuję się nim, chociaż czuję, że nie powinienem się wtrącać. Nie jesteśmy blisko, aby zwierzać się sobie z prywatnych problemów, chociaż bardzo chętnie pomógłbym mu ze względu na mój syndrom pomocnego Samarytanina. Nie mogę patrzeć na jego ból, który można dostrzec po dłuższej chwili. Wygląda podobnie, jak jakiś czas temu, kiedy chodził z sińcami pod oczami oraz z zszarzałą cerą. Teraz niespokojnie biega spojrzeniem po krajobrazie przed nami, jest rozproszony na drodze i milczy. Poranny humor zniknął w ciągu kilku godzin, co świadczy o poważnej sprawie, która mogła zadziać się w tym czasie. Chciałbym go ruszyć, ale zarazem nie mogę naciskać i sprawiać więcej cierpienia. Chyba nie jest gotów na rozmowę, skoro niczego nie mówi. Albo nie posiadam wystarczająco wiele zaufania, aby zaszczycił mnie wyznaniami. Nasza wcześniejsza wymiana zdań może świadczyć, że prawdopodobnie obydwoje posiadamy problemy z rodziną, które niekoniecznie chcemy wyciągać na światło dzienne.
Zatapiamy się w harmonii wokół nas. Wdychamy swoje zapachy, czujemy niepewne spojrzenia i prądy na ciele, kiedy przypadkowo trącamy się łokciami. Oblewamy się wtedy speszeniem, niczym nastolatkowie w liceum, a nie dorośli mężczyźni.
Wydaje się, że seks jest największą oznaką cielesnej bliskości, ale to nieprawda. Seks dla mnie przynosi jedynie fizyczną przyjemność. Nie jest oznaką wyrazu uczuć, chociaż mógłby, jednak nigdy nie kochałem. Mogłem jedynie być zauroczony, ale nawet wtedy seks był wyłącznie dodatkiem, niosącym ekstazę. Nigdy nie liczyły się emocje, a cielesne przeżycia. Uwielbiam całować się, dotykać, ale nie ma to podstawy romantycznej, czym mógłbym kogoś zranić, a czego nie chcę. Nie jestem dupkiem. Zawsze wyraźnie zaznaczam, że nie pakuję się w związki. Nie są dla mnie, bo wymagają otworzenia się oraz trochę poświęcenia i zaangażowania.
Wyłącznie seks.
Zjeżdżamy z głównej drogi na mniej ruchliwą ulicę, prowadzącą do mojego domku. Łapie mnie uczucie, że mógłbym spędzić w tym samochodzie więcej czasu. Z wielką chęcią pokrążyłbym bez celu po mieście z Luke'iem za kierownicą. Moglibyśmy pojechać na Hollywood, żeby oglądać gwiazdy na niebie; odwiedzić kolorowe Venice, żeby zjeść watę cukrową albo zrobić spacer na Santa Monica Pier; usiąść na plaży w Malibu, żeby obejrzeć wschodzące słońce na tle wód oceanu, skrajnie przypominających oczy Luke'a Hemmingsa. Być może poniosła mnie fantazja, ale kto będzie się tym przejmował?
Kilka minut zajmuje nam dotarcie pod mój podjazd. Niebo przyozdabia zachód słońca, dodając wielu kolorów oraz zabierając dech w piersiach. Dopada mnie melancholijny nastrój, kiedy oglądam dzielnicę skąpaną w ostatnich słonecznych promieniach i słysząc piosenkę z lat dziewięćdziesiątych w radiu. Amerykańskie marzenie.
- Będę pisał - przerywam ciszę, odpinając pas bezpieczeństwa, aby wysiąść z auta. - Nie pozbędziesz się mnie teraz łatwo - dodaję, próbując poprawić mu humor dosyć słabym żartem, jednak uśmiecha się pod nosem, co sprawia, że serce rośnie w klatce piersiowej.
- Chyba skazałem naszą dwójkę na wieczną obecność w życiu.
- Masz na mnie niezłe brudy, więc muszę ciebie pilnować - mówię pół żartem, pół serio. Mimo bliższych stosunków, obawy ciągle pozostają moim cieniem. Nie opuszczają tyłu głowy nawet na chwilę. Ostrożności nigdy za wiele.
- Jasne - obdarza mnie ostatnim spojrzeniem.
- Na razie - otwieram drzwi auta, aby wysiąść, chociaż ciężko mi to wykonać. Wolałbym tutaj zostać, bo czuję się w tym miejscu dobrze oraz swobodnie, chociaż atmosfera mogła się wydawać napięta przez poruszony wcześniej temat, ale to mija się z prawdą.
- Do zobaczenia - odpowiada. Mija kilka sekund, kiedy patrzymy sobie w oczy, a dopiero potem wysiadam z samochodu na świeże powietrze. Zamykam za sobą drzwi, mozolnie kierując się w stronę domu.
Oglądam się za siebie, obserwując poczynania chłopaka, który odprowadza mnie wzrokiem aż pod drzwi, co sprawia, że czuję nieznane ciepło, rozlewające się po podbrzuszu. Dekoncentruje mnie, więc niezgrabnie wsuwam klucze od domu do zamka oraz chwilę mocuję się z otworzeniem drewnianej płyty. Po przekroczeniu progu słyszę dźwięk odjeżdżającego pojazdu z podjazdu.
Samochód pojechał, ale Luke pozostał w moich myślach przez resztę późnego wieczoru.
__________
Dzisiaj króciutko, ale mam trochę kryzysu z weną chyba XD Mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej, bo naprawdę ciężko mi to się pisało. Jest to raczej przejściowy rozdział. Kolejny powinien być lepszy (a przynajmniej postaram się XD)
Zostawcie komentarze i votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top